czwartek, 21 czerwca 2012

255. Lata względnej stabilizacji

Otrzymane u taty prezenty Pyza włożyła do pudełka po butach,  przewiązała wstążką, którą zawiązała na supełek i schowała do swojej szafy.
Nie było jej przykro,  że mieszkanie Makuki nie jest ani duże ani tak ładnie umeblowane jak u taty, czasami tylko żałowała, że nie ma w domu psa. Raz nawet nieśmiało zapytała się,  czy mogłyby mieć psa, ale Makuka wytłumaczyła jej, że to za duży kłopot, bo  z psem to trzeba przecież kilka razy dziennie wychodzić na spacer, pies wymaga specjalnego pokarmu, pies często choruje no i one mieszkają w takim miejscu, że tak naprawdę to nie ma gdzie tego psa wyprowadzać. Pyza bardzo była rozczarowana.
Nie wiadomo kiedy Pyza  nauczyła się czytać. Pyza miała bardzo dobra pamięć wzrokową i widząc jeden wyraz i znając jego brzmienie, potrafiła w tekście wynależć wyrazy wyglądające tak samo. Makuka pokazała małej kilka liter, potem najprostsze wyrazy, potem mała wciąż się domagała nowych i nowych, w końcu potrafiła wyłowić w tekście znane litery i przeczytać  krótkie wyrazy. W  "Świerszczyku" całkiem płynnie czytała wierszyki., a miała niecałe 5 lat. Z liczeniem było gorzej, cyferki jakoś nie wchodziły do głowy. Różne ciocie cieszyły się, że dziecko takie bystre, nikt nie sądził, że nic dobrego z tych umiejętności
nie wyniknie.
Matka Pyzy była dumna z osiągnięć córki i postanowiła, że w takim razie Pyza pójdzie do szkoły, gdy tylko będzie miała 6 lat. Makuka była temu przeciwna, bo Pyza była jeszcze bardzo dziecinna, nie radziła sobie dobrze wśród dzieci, nie lubiła z nimi razem szaleć na podwórku, wolała iść na spacer z Makuką do parku.
Ale w tym wypadku Makuka, która wprawdzie wciąz opiekowała się dzieckiem, nie miała nic do gadania. Dziecko było przysądzone matce i to ona decydowała o tym co dla dziecka dobre. W tamtych czasach nikt
nie wyrywał dzieci z rąk matek, które nie za bardzo wywiązywały się ze swej roli. Właściwie tylko ojciec
dziecka miał szansę wnieść do sądu sprawę o ograniczenie praw matki  wobec dziecka, ale pan N. nie był tym zainteresowany. Jedenaście miesięcy pod jednym dachem z córką nie obudziło w nim uczuć ojcowskich.
Gdy tylko Pyza skończyła 6 lat, jej matka zapisała ją do szkoły, uzasadniając decyzję tym, że dziecko już potrafi czytać, więc  szkoda marnować każdej chwili. Sama zakupiła dla małej tornister i wszystkie potrzebne podręczniki i inne szkolne akcesoria.
Od pierwszego dnia Pyza znienawidziła swoją szkołę -  była przerażona ilością dzieci .W jednym budynku mieściły się trzy szkoły. Każda ze szkół funkcjonowała na zmiany, Pyzy szkoła  -  na trzy.W klasie było aż
42 uczniów, większość z nich to były siedmiolatki. Lekcje WF odbywały się na podwórku  lub na szkolnym korytarzu. Pyza się w szkole niesamowicie nudziła - na lekcjach nie było jej zdaniem nic ciekawego, pisanie po całej stronie  jednej i tej samej literki doprowadzało ją do płaczu, a dukanie dzieci po literce wyzwalało
złośliwy śmiech. Do szkoły chodziła na godz. 15,00, do domu wracała już po zmroku, więc przychodziła po nią Makuka. Inne dzieci mieszkały tuż obok szkoły, więc nikt ich nie przyprowadzał i nie zabierał do domu. Pyza była rozdarta wewnętrznie - z jednej strony cieszyła się ,  że nie wędruje sama, z drugiej - bardzo się tego wstydziła. Ten pierwszy rok zaważył na całym stosunku  Pyzy do szkoły  - nigdy jej nie polubiła, nie
nawiązała z nikim  przyjażni. Przeważnie nie była zainteresowana tym czego się uczyła, niemniej wiedzę
ogólną miała  bardzo dobrą, bo czytała mnóstwo książek znacznie wykraczających poza wiadomości szkoły
podstawowej.
To były czasy,  gdy szkoły  organizowały dla uczniów kolonie letnie. Po ukończeniu pierwszej klasy Pyza została wysłana z dziećmi ze swojej klasy na kolonie letnie.Warunki były kiepskie, dzieci były zakwaterowane w szkole, nie było lazienek ani toalet, jedzenie było wg Pyzy paskudne .
Pyza przepłakała łaskawie całe cztery tygodnie tej frajdy, a w domu zapowiedziała, że nigdy w życiu na żadne kolonie letnie nie pojedzie.
Ale, jak mówi stare porzekadło,  "nigdy nie mów nigdy".
c.d.n.

2 komentarze: