niedziela, 19 grudnia 2021

Spóźnione uczucia - 20

 Wieczorem w ciągu zaledwie pół godziny uzgodniono, że następnego dnia ojciec Krystyny sprzedaje  działkę, w tym czasie Pierre  wpierw upewnia  "starszego pana" o wdzięcznym  imieniu Paweł, że jego
rodzice kupią to mieszkanie i umawia w obecności pana  Pawła termin z notariuszem. Zgodnie z tym
terminem przyjeżdża do Warszawy ojciec Krystyny na podpisanie umowy u notariusza. Potem ustalają
z panem  Pawłem kiedy on opuści swoje  mieszkanie i wtedy Pierre ustala dzień przeprowadzki rodziców Krystyny z Poznania do Warszawy. 
Pierre wszystko miał rozpisane i wydrukowane w kilku egzemplarzach. I każdy z uczestników "imprezy zwanej przeprowadzka" miał własny egzemplarz "rozpiski".
W oczach swojej teściowej Pierre urósł do rangi bohatera- śmiał się, że  czuje się  niemal jakby grał rolę Spider Mana. 
A przeprowadzka, przy której nie musiała nawet palcem kiwnąć przeszła jej  wszystkie oczekiwania. Bała się, że coś się zagubi, może stłucze albo zniszczy- Pierre podejrzewał, że chyba była wręcz 
zawiedziona, że nic takiego się nie stało.
Wszystkie  formalności oraz sama przeprowadzka pochłonęły ponad miesiąc.
Dziewczynki pomału zaczynały się oswajać ze swoimi malutkimi siostrzyczkami, które , jak orzekł Pierre  stanęły  na wysokości zadania i świetnie odgrywały rolę zadowolonych z życia  niemowląt. Starsze panienki zaczęły chodzić do przedszkola, młodsze miały zagwarantowany codzienny spacer z mamą i  babcią do Łazienek. Gdy padał deszcz starsze były do przedszkola podrzucane rano samochodem przez Pierre'a, a potem odbierała je babcia.
 Pan Paweł prosił, by koniecznie Pierre wraz z Mietkiem  odwiedzili go w Nadarzynie u córki. Twierdził, że dawno nie miał kontaktu z tak miłymi, młodymi ludźmi. 
Przymiotnik  "młodzi" był w przypadku Mietka wielkim komplementem bo 57- latek zupełnie nie czuł się już młodym człowiekiem. 
Chodź zdaniem Heleny i nie tylko jej,  wyglądał naprawdę świetnie. Jego niemal czarne włosy były nadal gęste,  błąkało się  wśród nich zaledwie kilka srebrnych nitek. Nadal miał  świetną figurę.
Prawdę mówiąc młodszy od niego o 6 lat Pierre też raczej nie  zaliczał siebie do grupy młodych ale nadal wyglądał interesująco.   
Obaj sami siebie nie  zaliczali do młodych, ale po namyśle  obaj stwierdzili, że być może, gdy się jest bliżej "osiemdziesiątki" tak jak pan Paweł,  to  oni są jeszcze młodzi.
Helena "zdobyła" dla siebie i firmy, z którą współpracowała, tak zwaną  "żyłę złota" w postaci żony szefa Mietka. Sophie co miesiąc zamawiała u niej jakąś nową kreację i dzięki temu pracownia cały czas miała zamówienia i niemal nie było "martwych okresów". Sophie naraiła im jeszcze dwie klientki, które z kolei korzystały z wcześniejszych projektów Heleny. Helena udowodniła z kolei Sophie, że nawet ten sam projekt wygląda inaczej na każdej "modelce", bo jak  powiedziała Helena  każda pupa i każdy biust jest inny, żyje własnym życiem, każda osoba inaczej się porusza i fakt, że coś wygląda super na pani "X" nie  gwarantuje, że będzie wyglądało super na pani "Y".
Sophie i jej mąż stali się dość częstymi gośćmi domku pod lasem. I byli to naprawdę mało kłopotliwi
goście, którzy nie mieli problemu by przelecieć odkurzaczem podłogę w domku, wytrzeć kurze, podlać ogród lub  wytrzepać w pobliskim lesie dywaniki (Mietek zaimprowizował w lesie coś w rodzaju trzepaka) .
Sophie wyspecjalizowała się w daniach rybnych i owocach  morza i pełna zapału sterczała w kuchni szykując je. Helena była pełna podziwu, bo jak mówiła "rybi trup" był dla niej niemiłym widokiem.
Czasami do domku pod lasem wpadali też Pierre i Krystyna, oczywiście bez latorośli, bo nikt w tym gronie nie tęsknił za  dziećmi, co dziwiło tylko Krystynę. 
Krystyna co  jakiś czas bywała z wizytą u psychoterapeuty, ale ogólnie obecność rodziców w Warszawie  wpłynęła na nią bardzo korzystnie.
Czasem Mietek i Helena jeździli z wizytą do pana Pawła, który mieszkał w Nadarzynie u córki, która oddała mu parter domu, w którym mieszkała z mężem i synem. Córka pana Pawła wyszła za mąż za ogrodnika, który z  zamiłowania uprawiał kwiaty a ze względów praktycznych - pomidory. Miał też kilka  zagonów truskawek - dla rodziny i znajomych.
"Gerrberry i Pomidorry" - jak mawiał Mietek- roślinki z literką "R" w środku, co przynosi szczęście jak branie ślubu w miesiącu zawierającym ową magiczną literę "R".
Po każdej takiej wizycie trzy rodziny miały w domu piękne kwiaty i pyszne pomidory oraz  inne sezonowe owoce lub warzywa, a pan Paweł był zachwycony, że ktoś go odwiedza.
Gdy  młodsze córeczki Krystyny i Pierre'a osiągnęły poważny wiek dwóch lat  polecieli wszyscy z wizytą do ojca Pierre'a, który był już tzw. w wieku słusznym i Pierre dobrze  zdawał sobie  sprawę z tego, że  to może być ostatnia okazja do zobaczenia ojca.
Miał rację, rok później ojciec  zakończył życie, ale zdążył jeszcze poznać swoje wnuczki i uściskać syna.
Tak jak Pierre podejrzewał Lea była kochanką jego ojca, który w porozumieniu z synem część swego majątku (sporego, więc Pierre nie czuł się poszkodowany) przekazał jej. I w dwa miesiące przed śmiercią  wziął z nią  ślub.
Pierre usiłował się dowiedzieć czegoś o swej matce, ale było to poszukiwanie igły w stogu siana. Jego ojciec stwierdził, że wybaczył swej żonie, że od niego odeszła, bo ......zostawiła mu syna. Nigdy jej nie poszukiwał. Krystyna nie  za bardzo mogła to pojąć, ale Pierre rozumiał ojca.
Dziadek przed śmiercią każdą z wnuczek obdarował kontem bankowym, które do ich pełnoletności  miały być zasilane z wpływów osiąganych z jednej z inwestycji.
Pełen dumy wydał u siebie wielkie  przyjęcie na cześć swych gości. Lea chyba  miała jakieś wyjątkowe podejście do dzieci bo młodsze dziewczynki najchętniej spędzały czas w jej towarzystwie.
W podzięce za piękne wnuczki ojciec Pierre'a obdarował synową piękną i  drogą biżuterią, dziwiąc się, że jego syn dotąd tego nie zrobił.
Zapytany o to, czemu dotąd tego nie  zrobił - Pierre powiedział-  tato, ja mieszkam w cywilizowanym europejskim  kraju, tam nie ma takich haremowych  obyczajów.
No patrz synku, a ja  już tyle lat  mieszkam w tym dzikim  kraju, sporo po nim jeździłem ale nigdzie haremu tu nie widziałem. 
W kilka lat po śmierci Pierre'a seniora  zmarła niespodziewanie Lea. Najprawdopodobniej z powodu sepsy, jak się dowiedział później Pierre. 
To idiotyczne powiedział Pierre - skaleczyła się w rękę i w ciągu 3 dni zmarła! W dwudziestym wieku!
Pierre  po śmierci ojca był już tylko raz w Kanadzie, a Mietek już nigdy więcej tam nie był i nie spędził   z Heleną nocy  na łodzi pod kanadyjskim niebem pełnym  gwiazd.

                                                              KONIEC

Spóźnione uczucia - 19

Mieszkanie, które wzbudziło  zainteresowanie Mietka i Pierre'a było 550 metrów od apartamentowca.
Panowie obliczyli to licząc swe kroki.  Uliczka  przy której stał stary, jeszcze przedwojenny budynek nie była "przelotowa" i ruch na niej był tym samym bardzo ograniczony. 
Dwa pokoje z kuchnią miały  65 metrów kwadratowych powierzchni. Jak opowiadał mocno starszy właściciel mieszkania, budynek jakimś cudem nie  został w czasie  wojny i powstania  w 44 roku zrujnowany, a stojąca wtedy obok duża willa legła w  gruzach. A on chce to mieszkanie sprzedać, bo przeprowadza się do córki pod Warszawę, do Nadarzyna. Sam już nie za bardzo daje sobie radę, jego żona  zmarła 2 lata wcześniej.
Starszy pan pomyślał, że Mietek i Pierre chcą tu zamieszkać razem i w pewnej chwili powiedział - będzie się tu panom dobrze  mieszkało, lokatorzy tego domu nie są wścibscy, a gdy było na ulicach ślisko to mi nawet pomagali robiąc  zakupy bym  nie wychodził na oblodzone ulice. Bo w tej powojennej Warszawie to jezdnie  są odladzane ale chodniki to już niekoniecznie.
Pierre wyjaśnił szybko, że to nie oni chcą tu  zamieszkać, a on szuka mieszkania dla swoich rodziców. On z żoną i córeczkami mieszka w tym nowym, żółtym apartamentowcu. 
Aaaaa, w tym paskudztwie -  stwierdził z dezaprobatą starszy pan. A jak się tam  mieszka? 
Dość dobrze, widok z okien mam ładny, bo mieszkamy na ósmym piętrze i na szczęście jest garaż. I dlatego, że stąd jest tak  bliziutko do tego żółtego  brzydactwa zainteresowało nas pana ogłoszenie o sprzedaży  mieszkania. A teściowie przyjadą tu spoza Warszawy, z Poznania. 
Och, poznaniacy to nadzwyczaj uporządkowani i rzetelni ludzie- stwierdził z przekonaniem starszy pan.
To pewnie przydadzą  się im i te  "patenty" łazienkowe, które nam kiedyś tu zainstalowała córka. Bo nam zlikwidowała wannę ale jest wygodna, duża kabina prysznicowa, robiona na zamówienie. No właśnie, zaraz panom pokażę całe mieszkanie. 
Kuchnia i jeden z pokoi  były od strony północnej budynku. Kuchnia była duża, z czymś co przypominało wąski pokój bez okna, ale miało "świetliki". Jeszcze nim się zdążyli zapytać co to za pomieszczenie otrzymali wyjaśnienie- to była spiżarnia. Różnie  sobie  lokatorzy tego budynku  zagospodarowywali to pomieszczenie. My mieliśmy tu spiżarnię.
Pomieszczenie miało odrębne  oświetlenie i ściany obudowane półkami a dolna część półek  miała drzwiczki. No i miało drzwi.Na jednej z jego bocznych ścian była regularna szafa, a w niej sprzęt typu szczotki i odkurzacz. 
W samej kuchni  część mebli była jeszcze przedwojenna, ale nadal w pierwszorzędnym stanie  - pod oknem szafki poryte  blatem i "kolumna szafek"od podłogi do sufitu. Po przeciwnej stronie kuchni na całej ścianie był kredens.Na środku kuchni stał oryginalny piec kuchenny z bardzo ładnymi  kaflami. Wierzch pieca nakryty był blatem i piec  służył jako stół. 
Starszy pan powiedział,że  zabierze ten "pieco-stół" ze  sobą, chociaż wie, że u córki to on będzie stał w szopie  gospodarczej, albo  w ogrodzie, w letniej kuchni. Ale ma  masę wspomnień  związanych z tym piecem  i nie chce się z nim rozstawać.
Pokój od północy  miał balkon. Okno w pokoju było duże, trzyczęściowe. 
Łazienka była  naprawdę spora, była duża kabina prysznicowa z uchwytami wewnątrz, obok umywalki też były uchwyty. Wieszaki na ręczniki były na wygodnej wysokości. W kabinie było ustawione medyczne krzesełko  z poręczami.  
Toaleta była w oddzielnym pomieszczeniu, sedes był obudowany poręczami, tak by i siadając i wstając korzystający mógł się oburącz  wspierać. W toalecie była też miniaturowa umywalka i wieszaczek na mały ręcznik. 
Pokój od południa też miał trzyczęściowe okno. Bardzo podobał się im przedpokój, w którym była  firmowa  szafa wnękowa na okrycia wierzchnie i miejsce na regularną szafę  ubraniową. 
W kuchni, spiżarni, łazience i toalecie były na podłodze  kafelki, w kuchni kafelki były od podłogi na wysokość 1,5 metra, ściany w łazience i toalecie miały  glazurę od podłogi do sufitu. 
W przedpokoju i pokojach był parkiet z jesionowego drewna.
Drzwi wejściowe do mieszkania były pomalowane od zewnątrz na obrzydliwy, szary kolor-  w całym budynku były tak  pomalowane, a dopiero od wewnątrz było widać,  z jakiego porządnego są drzewa- lity dąb pokryty politurą w kolorze  ciemnej wiśni.
Pierre zapytał się, czy może obfotografować wszystko, na co  dostał zgodę. Po zrobieniu zdjęć pokazał je  wszystkie właścicielowi. Zapytał się też, czy mógłby tu przyjść ze swoją matką, która aktualnie jest w Warszawie. 
I miał też gorącą prośbę, by pan właściciel nie umawiał się przez najbliższe dwa dni z nikim na oglądanie, bo on już  jest pewien, że kupią to mieszkanie, bo ono na pewno rodzicom się spodoba, ale chce jeszcze porozmawiać z ojcem. Do obejrzenia była jeszcze piwnica, ale jak powiedział pan właściciel jest pusta, a jedną ścianę ma obudowaną półkami i ma pełne drzwi, bo przez te , które zainstalowała administracja to właziły do niej koty, więc je  zmienił. Na "do widzenia" właściciel stwierdził, że cieszy się, że  Pierre jest skłonny kupić to mieszkanie, bo on tu mieszkał od 1936 roku, (wtedy by ten dom oddany do użytku) i udało mu się tu wrócić w  1945 roku w marcu. I ma wrażenie, że jest to bardzo szczęśliwe do mieszkania miejsce. 
Gdy wyszli z mieszkania przeszli się jeszcze do końca uliczki - stało tu jeszcze kilka dość dużych willi z ogrodami i jeden budynek powojenny, w którym na górze były  mieszkania a na parterze pralnia chemiczna i zakład szewski.
Zaczynam wierzyć, że jednak nie rozleci mi się małżeństwo - stwierdził Pierre. Krystyna  będzie  miała dodatkowe wsparcie w postaci rodziców. Myślę, że i im się  to mieszkanie  spodoba. I wiesz, wydaje mi się, że jego cena nie jest wygórowana. I, zauważyłeś?  Ono jest bardzo zadbane, właściwie  niczego tam nie  będzie trzeba  zmieniać. Rodzice przecież już nie są młodzi, więc te  wszystkie udogodnienia będą  niezwykle przydatne.
Gdy wrócili do " żółtego paskudztwa" zaraz pokazali Krystynie i jej matce to mieszkanie. Obie panie bardzo uważnie oglądały zdjęcia, dopytywały się o szczegóły a matka Krystyny zastanawiała się, co trzeba  mieć w głowie  zamiast  mózgu, by takie  piękne dębowe drzwi zamalować  farbą olejną.  Zwróciła uwagę na to, że mieszkanie jest bardzo zadbane i chyba nawet nic tam nie wymaga remontu. Ze zrozumieniem przyjęła fakt, że w łazience i toalecie jest tyle udogodnień i stwierdziła, że oni w swoim poznańskim  mieszkaniu też planowali zlikwidowanie  wanny, bo coraz ciężej jest z niej korzystać, poza tym wyczytała, że po ukończeniu 6o lat kąpiele w wannie nie są korzystne, zdrowsze jest korzystanie z prysznica.
No to teraz  musimy się szybko pozbyć mieszkania i działki - stwierdziła teściowa. Zaraz  zatelefonuję do Poznania. Teraz ojciec jest na jakimś spotkaniu emeryckim- powiedział Pierre- będzie na 3 godziny. Rozmawiałem  z nim wracając z tego mieszkania. Bardzo mu odpowiada cena tego mieszkania, twierdzi, że wystarczy sprzedać działkę. Bo ceny tych działek skoczyły w górę w związku z planem zagospodarowania tych terenów. I ojciec  stwierdził, że tylko sprzeda działkę, mieszkanie opróżni się meblując warszawskie mieszkanie i wynajmie się je. I uważam,że to dobry pomysł. Będziecie  mieć co miesiąc jakieś pieniądze z tego mieszkania. A ja wam sfinansuję przeprowadzkę taką jak my mieliśmy.
A co? ty taki Krezus jesteś? - spytała teściowa.
Pierre uśmiechnął się - no  Krezus to może nie, ale na ubogiego to Kristin nie trafiła. Ojciec mi  sfinansował to mieszkanie, chociaż go o to nie prosiłem. Na przeprojektowanie tego miałem ze sprzedaży tamtego mieszkania. Zresztą to była naprawdę niewielka suma za to przeprojektowanie.
Krystyna popatrzyła na  męża - nigdy mi nie mówiłeś, że jesteś bogaty!
No bo nie jestem, bogaty to być może jest mój ojciec, bo kilka razy dobrze zainwestował pieniądze. Ale  ja nie mam zwyczaju prosić go o pieniądze. A czasem to ojciec, gdy mu jakiś biznes wyjątkowo dobrze pójdzie to mi coś wpłaca na moje subkonto, które  mi  założył gdy jeszcze byłem w szkole, ale  nigdy mnie o tym nie informuje. Wiem tylko, że już dawno spisał testament wg którego jestem jego jedynym spadkobiercą wszystkiego co stanowi jego własność. 
A Twoja  mama nic nie  dostanie? - spytała  teściowa.
Nie, bo się rozeszli, rozwód  był z jej winy, pokochała innego i zostawiła tatę i mnie. Miałem wtedy  10 lat.
O Boże, to straszne. Nigdy mi o tym nie mówiłeś- stwierdziła Krystyna. I czegoś nie rozumiem - powiedziałeś, że w Quebecu jest duży dom rodzinny i rodzice  nam pomogą.
Pierre wzruszył ramionami - nie było  potrzeby bym ci opowiadał o  swoim dzieciństwie i sprawach rodzinnych, poza tym nigdy się o to nie  zapytałaś, nie interesowało cię to wcale. I nie widzę w tym nic strasznego, że mama  odeszła od ojca. Ludzie w życiu się zmieniają- zakochują, lub przestają kogoś kochać- takie jest życie. Mój ojciec nie ożenił się po raz drugi, chociaż nie sądzę by wiódł życie  zakonnika. 
Po odejściu mamy zamieszkała z nami babcia a ojciec  zatrudnił dwie kobiety - jedną do sprzątania i gotowania i drugą do tego by cały czas uważała na  mnie - sądził, że babcia sobie  ze mną nie poradzi. Lea, ta która pilnowała mnie, mieszka w tym domu nadal. Mam wrażenie, że jest kochanką mego ojca, ale nie pytałem go o to. To nie moja sprawa. Ale wiem, że gdybym napisał, lub zatelefonował do Kanady, że wracam  i przywożę ze sobą żonę i 4 córeczki  to poza wielkim entuzjazmem byłaby i wielka pomoc dla nas. Bo taki jest mój ojciec.  I jestem pewien, że ojciec  z całą pewnością dobrze  zabezpieczył przyszłość Lei na wypadek swego zgonu.

                                                                 c.d.n.

sobota, 18 grudnia 2021

Spóźnione uczucia - 18

 Pierre pędził do Poznania jak wariat- o godzinie  7,30 rano już  zameldował się u teściów. Odbył też z nimi bardzo poważną i niezbyt miłą rozmowę. Dowiedział się  z niej, że Krystyna  miała już w życiu "epizod nierównowagi psychicznej" gdy  miała 15- 16 lat. Ale tak dokładnie to zupełnie nie do końca rodzice  wiedzieli czym był spowodowany. Była dość długo pod opieką przychodni  zdrowia  psychicznego, brała leki. Gdy była na drugim roku anglistyki lekarze uznali, że już z nią wszystko w porządku, odstawiono leki. 
Pierre był przerażony i oburzony, że ani Krystyna  ani jej rodzice  nie powiedzieli mu o tym przed  ślubem. Gdyby o tym wiedział wtedy to nie decydował by się na dzieci. No ale przecież  dziewczynki są normalne, nie  mają żadnych zaburzeń- stwierdziła teściowa. 
No tak - zgodził się Pierre- jak na razie nie mają, ale u Krystyny to wypłynęło dopiero gdy  miała już kilkanaście lat, a nie gdy  miała lat sześć. I prawdę mówiąc, to gdybym wiedział o tym wtedy, to zapewne nie  żeniłbym się  z nią, nie  zakładał rodziny. Czuję się oszukany przez nią i przez was. I  boję się o dzieci. Tyle tylko, że teraz będę się baczniej im przyglądał i na pewno będę się kontaktował z psychologiem dziecięcym już teraz, żeby wcześniej wyłapać jakieś nieprawidłowości.  
I bardzo, ale to bardzo poważnie zastanawiam się nad  przeniesieniem się z Krystyną i dziećmi do Kanady   by tam  zamieszkać razem z moimi rodzicami. Oni mają w Quebecu bardzo duży dom, znalezienie pomocy domowej nie stanowi tam takiego problemu jak w Polsce, bo tam żadna praca 
nie hańbi. Z dostępem do lekarzy  też nie ma  problemu. To tylko kwestia  pieniędzy.A te mam- i ja i moi rodzice.
Teściowa z lekka pobladła, nabrała powietrza i powiedziała - byłam bardzo przeciwna małżeństwu Krysi z  tobą  Piotrusiu, chyba coś przeczuwałam.
Teść roześmiał się  nerwowo- nie gadaj głupot Marysiu, ona nie była wtedy nastolatką,  miała dobrze ponad  dwadzieścia lat i nawet nam wcześniej nie przedstawiła Pierre'a, twój sprzeciw i tak  nie robił nigdy na niej żadnego wrażenia. Lepiej się zastanówmy nad obecną sytuacją, bo jest nad czym  myśleć i trzeba zacząć działać. Jest czworo dzieci i trzeba się nimi zająć. 
Pierre, a jakie ty widzisz rozwiązanie sytuacji  poza zabraniem całej rodziny do Kanady? Bo jednym  ze sposobów to jest byście  zamieszkali w Poznaniu, ale nie wiem, czy  ty będziesz tu miał pracę, poza tym  w tym mieszkaniu to się nie pomieścimy  wszyscy.
Na tzw. "pierwszy ogień to" jedno z nas pojedzie teraz  razem z dziećmi do Warszawy, żeby zająć się
dziećmi i Krystyną.  Możemy szybko  sprzedać działkę pod  Poznaniem i to mieszkanie i przenieść się do Warszawy. 
Myślę, że najmądrzej będzie jeśli teraz ty -zwrócił się do swej żony- pojedziesz  do Warszawy,
a ja tutaj zorientuję się ile pieniędzy uzyskamy ze sprzedaży mieszkania i działki- zapewne starczy to na kupno niedużego mieszkania w Warszawie. Pierre, co o tym myślisz?
Rozmawiałem o tym z moim najbliższym przyjacielem, on był kilka lat w Kanadzie i tam się kiedyś poznaliśmy, teraz pracujemy razem w Warszawie. I on stwierdził, że jeśli sprzedamy swoje warszawskie  mieszkanie   a wy swoje tutaj, to najprawdopodobniej będzie  można  kupić dom pod  Warszawą, oczywiście w miejscu dobrze  skomunikowanym z miastem, czyli na trasie szybkiej kolei miejskiej. On nawet przeglądał ogłoszenia, ale był zdania, że dom powinniśmy wybierać razem, czyli wy dwoje, no albo sam tata i ja z Krystyną, albo ja sam, bo nie  wiem czy ona ostatnio nadaje się do takich poważnych decyzji. Ona ostatnio nawet na spacer  z dziećmi nie wychodzi, a gdy telefonuję do niej w ciągu dnia z pracy  to bardzo dziwnie  mi odpowiada. Zastanawiam się czy ona  aby nie pije alkoholu gdy jestem w pracy.
Nie można tego wykluczyć- stwierdził beznamiętnie teść. Marysia, idź pakować siebie i dziewczynki. One na pewno za chwilę już wstaną- tylko nie rozmawiajmy przy  nich o Krystynie. Nie wiem czemu, ale one  wcale nie tęsknią za nią. I nie są ciekawe jak wyglądają ich siostrzyczki. A ja zrobię coś do jedzenia. Zjecie śniadanie i wyruszacie w drogę.
W dwadzieścia minut później , gdy już było gotowe śniadanie, dziewczynki wisiały na szyi Pierre'a i piszczały  radośnie. Pierre im powiedział, że już tak bardzo się za nimi stęsknił, że dziś już je  zabiera od dziadków do mamy i siostrzyczek . I pojedzie  z nimi też  babcia, bo chce  zobaczyć swoje młodsze
wnuczki. 
Na pożegnanie teść powiedział Pierre'owi na osobności, że całkowicie  polega na jego zdaniu w kwestii wyboru domu i że przeprasza, że nie powiedział mu nic nigdy o zaburzeniach swej córki. No popatrz Pierre, a druga jest cały czas zupełnie normalna i w 100% przewidywalna. Będą do was telefonował codziennie, bo będę tęsknił za dziewczynkami.
Droga powrotna minęła bez żadnych sensacji, teściowa milczała jak grób a dziewczynkom buzie się nie  zamykały. Pierre miał wrażenie, że do jego teściowej dopiero teraz dociera to wszystko co powiedział kilka godzin wcześniej.
Co jakiś czas wzdychała ciężko, więc pomyślał, że może chce by się zatrzymać  na jakimś parkingu i napić się czegoś lub skorzystać  toalety, ale nie - teściowa powiedziała tylko, że jest jej "ciężko na duszy".
Pierre nie za bardzo zrozumiał o co biega i stwierdził, że będzie musiał teraz częściej  rozmawiać z Mietkiem po polsku by rozumieć  dokładniej  co mówi jego teściowa. I po raz pierwszy pozazdrościł Mietkowi i Helenie, że nie mają dzieci. I aż się przeraził własnych myśli.
Dziewczynki natomiast były bardzo podniecone, bo wyjechały z Warszawy jeszcze przed zmianą
mieszkania. No i bardziej je obchodziło jak wygląda  nowe mieszkanie  niż ich siostrzyczki. Bardzo 
były ciekawe  kiedy pójdą do nowego przedszkola i czy jest daleko od  domu. Były rozczarowane, że 
nie będą mogły same wychodzić na balkon i na nim się bawić.  I do przedszkola też nie będą chodzić same tak jak to było możliwe w Poznaniu, bo tu nie przechodziło się do przedszkola osiedlową, wewnętrzną uliczką z dala od samochodów,  ale trzeba było pokonać bardzo ruchliwe skrzyżowanie.
Zajechali  do podziemnego  garażu  i dziewczynkom nieco "szczęki  opadły". Ich mieszkanie było 
na przedostatnim, ósmym piętrze.
Gdy stanęli przed drzwiami mieszkania, starsza odczytała na tabliczce  nazwisko rodziców i zapytała-
 a dlaczego tu nie ma naszych imion? Bo nie robią tak wielkich tabliczek by się na nich  zmieściło sześć imion- odpowiedział Pierre. Starsza sięgnęła w stronę dzwonka, ale  babcia zatrzymała jej rękę- zostaw, tatuś ma klucz. Gdy w domu są malutkie dzieci to się nie dzwoni, żeby ich przypadkiem nie obudzić. 
I macie mówić  cicho, żeby małych  nie wystraszyć.  Pamiętajcie- żadnych wrzasków! Za wrzaski będę was stawiać do kąta.
Pierre otworzył drzwi i zaświecił w przedpokoju światło. O rany -   jak tu dużo miejsca! A gdzie mama? zapytała młodsza. Kristin- cicho zawołał Pierre. Z drzwi po lewej stronie wysnuła się Krystyna 
z butelką mleka w ręce -  widok dziewczynek i własnej  matki  wyraźnie ją wystraszył. 
Boże, co się stało?!
Nic się nie stało, odpowiedziała jej matka- przyjechałam bo się stęskniłam za tobą no i chcę wreszcie zobaczyć maleństwa. A ty dlaczego jesteś w szlafroku, chorujesz? Krystyna wpatrywała się  na zmianę w dzieci, w matkę i starannie omijała wzrokiem Pierre'a. W końcu podeszła do matki, przytuliła się do niej i wyszeptała -  jak dobrze że jesteś. Przytul dzieci- szepnęła jej do ucha  matka.  Krystyna przygarnęła  dziewczynki, ale w tej chwili  osóbka pozbawiona nagle ciepłego mleka zaprotestowała ostro. Pierre wziął z ręki Krystyny  butelkę i poszedł dokarmić małą. Obie "starsze siostry" poszły zobaczyć jak ich młodsza  z zapałem ssie z butelki mleko. Popatrz jaka bystra- zauważyła młodsza- trzyma tatę za rękę!  Pewnie żeby jej  nie uciekł z butelką. Pierre jedną ręką trzymał butelkę, a  drugą obejmował starsze dziewczynki. Druga  z bliźniaczek, już nakarmiona, spała w swoim łóżeczku.
W niedzielę wszyscy razem poszli na spacer do Łazienek. Był koniec kwietnia  i pomału wiosna wkraczała do parku. Pierre zaprowadził całe towarzystwo do części parku, w której był plac zabaw dla dzieci. Dziewczynki szalały na huśtawkach, a teściowa w tym czasie spacerowała z wózkiem po okolicznych alejkach. A Pierre zaczął poważną rozmowę z Krystyną. Powiedział, że są właściwie dwie opcje do wyboru - albo wyjazd do Kanady,  albo kupno  domu pod Warszawą i zamieszkanie w nim z rodzicami Krystyny. Jest i trzecia opcja- rozwód, ale on ją odrzuca, więc nie będą o tym dyskutowali. Poza tym powiedział, że zauważył, że Krystyna jest bardzo wyczerpana nerwowo ciążą i porodem i może powinna wzmocnić swoją psychikę z pomocą lekarza specjalisty w tej  dziedzinie. Potem dodał -  twoja mama opowiedziała mi o twojej chorobie. Mam do ciebie żal, naprawdę duży, że nie powiedziałaś mi o tym sama. Gdybym o tym wiedział zadbalibyśmy z pomocą specjalistów o to, by cię to nie spotkało po raz drugi. I od poniedziałku zacznę szukać dla nas wygodnego domu pod Warszawą. I dla  ciebie dobrego rozumnego lekarza,  musisz stanąć na nogi. Musisz zacząć normalnie funkcjonować.
I zamieszkamy w domu pod Warszawą  razem z twoimi rodzicami. No chyba, że wolisz wyjechać razem ze mną i dziećmi do Kanady. 
Poszukamy mieszkania w którejś z podwarszawskich miejscowości na linii kolejki elektrycznej. I będziemy szukać takiego miejsca by było tam przedszkole i szkoła, nie tylko podstawowa.  Mietek obiecał mi pomoc w tej materii.  Co dwie pary oczu to nie jedna. Zależy mi na tym, by było dobre połączenie komunikacyjne z Warszawą. 
Krystyna oparła głowę na ramieniu męża i wyszeptała - jestem strasznie  zmęczona, bałam się wczoraj, że wyjechałeś po cichu do Kanady.
Pierre popatrzył się na nią i powiedział - no nie wiem czy   mam się śmiać z twojej głupoty czy płakać, że tak mało  mi ufasz i tak mało mnie  znasz.  Chyba będziemy pomału wracać do domu, bo za pół godziny małe i te nieco większe muszą jeść.
Dziewczynki były niepocieszone, że trzeba wracać do domu, ale jedno spojrzenie babci przerwało narzekania.Babcia należała do tych babć, które nie rozpieszczają dzieci i to się Pierre'owi bardzo podobało. 
Przypomniała mu się jego własna babcia, która wprawdzie wciąż go tuliła i pieściła, przynosiła różne  łakocie, zabawki i książki, ale jednocześnie wymagała posłuszeństwa i porządku. Do dziś pamiętał babcine powiedzenie, że na to Bóg dał ludziom rozum by z niego w pełni korzystali i stale myśleli o tym co robią i dlaczego. Zawsze musiał się tłumaczyć gęsto dlaczego coś  zrobił lub dlaczego czegoś nie zrobił. Jeśli nie potrafił wytłumaczyć dlaczego coś zrobił lub  nie zrobił czegoś- musiał odsiedzieć sam w pokoju i dobrze  zastanowić się nad odpowiedzią. I to była właściwie jedyna kara- nigdy nie był w domu bity, nigdy nikt na niego nie krzyczał.
Od poniedziałku Pierre zaczął wertować ogłoszenia o sprzedaży domów w okolicach Warszawy. Ceny domów wzdłuż linii Szybkiej Kolei Miejskiej były porażające a oferty dziwne. Najbardziej go ubawiła 
jedna  z ofert głosząca, że jest do kupienia piękny, wolno stojący dom 50 metrów kwadratowych. Ich mieszkanie w apartamentowcu  miało więcej metrów kwadratowych. Tak go to ubawiło, że podrzucił link mailem  Mietkowi. Godzinę później Mietek podrzucił mu inną ofertę - mnie więcej w odległości mniej niż pół kilometra od ich apartamentowca  ktoś chciał sprzedać mieszkanie dwupokojowe z kuchnią. Mietek dopisał - na twoim miejscu bym to zaproponował teściom- pół kilometra to śmiesznie blisko, warto to mieszkanie obejrzeć. A przy takim układzie i wy i teściowie zachowacie pewną,  jednak nieodzowną odrębność. Przejść dwa razy dziennie taką odległość to pestka. Ja tam zaraz  poślę  maila, ty też to zrób, zrobimy im radochę, a oglądać i tak pójdziemy razem. Oglądałem domy wzdłuż linii SKM, ceny chyba z Kosmosu, zupełnie nie do przyjęcia.  A w Otwocku to ceny  jak w Paryżu, zwłaszcza w tak zwanych szeregowcach. Dwa pokoje z kuchnią 2 mln. I to jest dom ich zdaniem. Aż się zastanawiałem, czy może mają ściany obleczone  warstewką złota. 
Gdy tylko Mietek dostał odpowiedź na swego maila i termin, w którym można mieszkanie obejrzeć powiedział o tym Pierre'owi. Mieszkanie mogli obejrzeć następnego dnia wieczorem,  więc Pierre zatelefonował do teścia i powiedział mu o tym mieszkaniu . Teść pochwalił ten pomysł i powiedział, że w pełni się zdaje  w tym temacie na Pierre'a i jego przyjaciela. A dwa pokoje z kuchnią całkowicie im wystarczą do szczęścia i pierwsze piętro też im pasuje.  I stwierdził, że w razie przeprowadzki skorzysta z usług tej firmy przeprowadzkowej, która przenosiła Pierre'a i Krysię, więc nawet nie będzie musiała do Poznania przyjeżdżać z okazji przeprowadzki jego żona. Bo ja ci synu ufam całkowicie. Po raz pierwszy teść do Pierre'a zwrócił się  per "synu".

                                                                               c.d.n



Spóźnione uczucia - 17

 W kilka dni później Mietek położył na biurku szefa  zaklejoną kopertę, adresowaną do jego żony. I choć to były godziny pracy szef niczym rączy jeleń porwał kopertę i szybko wyszedł z gabinetu kierując się w stronę prywatnej części  budynku. Mietkowi  zachciało się  śmiać bo pomyślał z niejaką ulgą, że nie tylko on jest  zapatrzony we własną żonę jak w tęczę i że zawsze spełnia wszystkie jej polecenia.
Oczywiście dobrze wiedział jaka jest zawartość koperty - był tam starannie  naszkicowany model sukienki uzupełniony opisem. Poza tym Helena dołączyła model torebki, którą można było do tej
kreacji dorobić  z resztek tego jedwabiu. Rozrysowane były także trzy warianty jej wersji - mogła być
na długim paseczku, noszona na  ramieniu, mogła być w wersji kopertówki ewentualnie mogła być mocowana przy pasku sukienki. Był też dodatkowy szkic bluzki z krótkimi, powiewnymi rękawami, bo ten kupon był naprawdę spory, a Sophie nie była  ani bardzo wysoka  ani gruba i  bez problemu z tego kuponu mogła wyjść sukienka i bluzka oraz  nieduża torebka.
Sophie, gdy tylko otrzymała kopertę wpierw pokazała mężowi  jaką  kreację dla niej  zaprojektowała żona  Mietka a potem zatelefonowała do Heleny i umówiły się na spotkanie by omówić ten model i wybrać dzień,  w którym Helena  przyjedzie po nią  i zabierze ją do pracowni by zdjęto z niej miarę.
Sophie  była niesamowicie  zaintrygowana tym, że można  zrobić torebkę z jedwabiu, więc Helena obiecała, że przywiezie taką  torebkę, którą kiedyś sama uszyła z dżinsu a tak dokładnie ze starych spodni dżinsowych. Bo wewnątrz torebka będzie taka sama, tylko wierzch będzie miała inny.
Pierre, za radą któregoś z pracowników, zaczął szukać opiekunki dla bliźniaczek poprzez agencję, 
która wyszukiwała panie do pracy w  ambasadzie w charakterze pokojówek oraz  gospodyń domowych.
Krystynie  powiedział, że gdy znajdzie kogoś do opieki nad dziewczynkami to będzie dobrze, gdy ona rozejrzy się za jakąś pracą dla siebie na pół etatu. Jeśli nie, to on jest zdecydowany na wyjazd z Polski do Kanady - oczywiście z nią i dziećmi.  Jego rodzice  mają duży dom a znalezienie pomocy domowej nie będzie żadnym problemem. 
Domowe "potwory" prowadzone  teraz  przez doświadczoną lekarkę- pediatrę przestały nocą  ryczeć, zostały przestawione na sztuczne karmienie bo zdaniem lekarki Krystyna miała za mało pokarmu, więc wrzeszczały  z głodu.  
Krystyna zaraz zatelefonowała i wyżaliła się Helenie, ale trafiła pod niewłaściwy adres, bo Helena powiedziała, że w pełni rozumie Pierre'a, który przecież nie planował większej ilości dzieci.  I nic dziwnego, że jest gotów by zmienić Warszawę na Quebec, gdzie mieszkają jego rodzice, którzy mogą im pomóc przy czwórce dzieci, bo na dodatek mają duży dom, a mieszkają sami. 
Krystyna się lekko "zapowietrzyła", w końcu stwierdziła, że przecież jej rodzice też im pomagają, bo mają u siebie dwójkę starszych dziewczynek.
Ale Helena była bezlitosna - spokojnym głosem powiedziała, że chociaż nie  zna się na hodowli dzieci, to uważa, że istniejąca sytuacja nie jest właściwa, bo dzieci powinny być razem od pierwszych dni powrotu Krystyny ze szpitala. I że nie trzeba było odwozić dzieci do mamy, ale  mamę uprosić by do niej przyjechała na  czas porodu i na pierwsze dwa tygodnie po porodzie. A w ogóle to powinna wszystko to omówić dokładnie z własnym mężem, bo to ich wspólna sprawa. A milczenie niczego tu nie  załatwi a może tylko sprawę pogorszyć.
Ale ja nie chcę wyjeżdżać z Polski - stwierdziła Krystyna bliska już płaczu.
No to porozmawiaj o tym wszystkim z mężem, ja tu nie jestem osobą, z którą masz to omówić. I zacznij myśleć logicznie, bo jak na razie to ja bym na jego miejscu ciebie ubezwłasnowolniła i zabrała decyzją sądu całą czwórkę do Kanady, bez ciebie.
Sąd by tak nie postanowił, nie może tak postanowić, stwierdziła płaczliwym głosem Krystyna. Helena roześmiała się - sąd wszystko może, nie masz żadnych argumentów by udowodnić, że jesteś wzorową matką. Może się przejdź do jakiegoś psychologa lub psychoterapeuty, może masz depresję poporodową.
Tylko musisz pójść do prywatnego, bo w państwowych to się dostaniesz  za pół roku, jak dobrze pójdzie.
Krystyna rzuciła w przestrzeń niecenzuralnym wyrazem i wyłączyła się.
No cóż, świnia jestem - pomyślała Helena. Ale to nie  moja wina, że to taka bezmyślna kobieta. Ona nawet nie tęskni za tymi starszymi dziewczynkami, a co dziwniejsze, to one wcale nie tęsknią za nią.
Pierre mówił, że gdy ostatnio z nimi rozmawiał to starsza  stwierdziła, że jeszcze nie chcą wracać, bo
już chodzą do przedszkola. Ona ma już  sześć lat, więc coś jest na rzeczy.
Spotkanie z Sophie zajęło  Helenie pół dnia. Nie dlatego, że w pracowni bardzo dokładnie panie  brały miarę, ale dlatego, że Helena chciała koniecznie  wpaść do domku pod lasem i zabrać  kilka rzeczy. Oczywiście  zapytała się Sophie czy może w drodze powrotnej wstąpić na chwilę do domu pod lasem, ale ta chwila  zamieniła się w niemal 3 godziny. Sophie była  zachwycona położeniem domu, że tuż pod lasem, zwiedziła całość wzdłuż i wszerz, nawet do piwnicy zajrzała, zachwycona  była 
werandą i nawet nieco zapyziałym ogrodem. W nagrodę  za zachwyt, jak się śmiała Helena, została nakarmiona pierogami z jagodami, napojona kawą i nakarmiona  paluszkami z makiem. Dziwiła się,
 że w domu tak ciepło i że oni nie wyłączyli pieca, więc Helena musiała tłumaczyć, że każde włączenie wymaga potem  fachowca, więc piec włącza się na początku sezonu i jest czynny cały czas na  najmniejszych obrotach.
Gdy przyjeżdżają w piątek wieczorem to wtedy go podkręcają na wyższe obroty.  
Panie umówiły się, że w następną  sobotę Sophie  z mężem przyjadą do nich i....przenocują. A w niedzielę późnym popołudniem  wrócą w dwa samochody do Warszawy. Helena uśmiała się, że do noclegu u  nich najbardziej zachęcił Sophie fakt, że ona z mężem będą  mieli osobne  sypialnie, bo szanowny mąż koszmarnie  chrapie w nocy. Sophie stwierdziła, że najgorzej jest gdy gdzieś jadą 
i śpią  w hotelu w jednym pokoju bo wtedy to ona musi spać w stoperach, co miłe nie  jest. I choć Sophie wciąż wysyła go do lekarza- on do niego nie dotarł, twierdząc, że chrapanie to ludzka rzecz.
Któregoś dnia Mietek wrócił z pracy w kiepskim humorze. Helena przyglądała mu się milcząco, potem spytała- co się dzieje, żeś taki milczący? Podpadłam ci czymś?  A skąd! -zaprzeczył. Dziś Pierre mi powiedział, że zupełnie nie może się  dogadać z Krystyną, która stwierdziła nagle, że jej  żadna pomoc przy dzieciach  nie jest potrzebna i że nie będzie rozmawiać z jakimiś kandydatkami na niańkę. A w domu piętrzy się stos pieluch bo  zapomniała je wrzucić do pralki,  jedna  z dziewczynek ma pupę czerwoną  jak pawian, taka jest odparzona. I Pierre jest załamany, bo już nie wyrabia. On codziennie wstaje o świcie i szykuje na cały dzień mieszanki dla dzieci, a ona  nawet nie umyje i nie wyparzy tych butelek, tylko on to musi robić.  I on się mnie pyta co ma robić - a skąd ja mam wiedzieć? Na dodatek podejrzewa, że ona popija, bo jak dzwoni do domu w ciągu dnia to Krystyna odpowiada często ni w pięć ni w dziewięć. I wcale nie chodzi z dziećmi na spacery. Pierre jest tak rozbity, że dziś musiałem za niego wziąć dwie sprawy. Wiesz, nie idzie mi o to, że je wziąłem , ale o to,  że jest rozbity.
Helena w związku z tym opowiedziała mu o swojej rozmowie z Krystyną i że ma wrażenie, że coś się dzieje  złego z umysłem Krystyny. Więc może Pierre powinien  zatelefonować do swej teściowej , opowiedzieć z grubsza co się dzieje i niech może ona przyjedzie tu razem z dziewczynkami. A tak ogólnie rzecz biorąc to może Krystyna powinna mieć jakąś konsultację z psychologiem, bo może to 
jest depresja poporodowa. 
Ona tak sobie  wbiła do głowy, że będzie jedno dziecko w postaci chłopczyka, że się teraz  nie może pogodzić z faktem, że jest dwoje i to dziewczynki. Poza tym ona wcale nie tęskni za córeczkami które 
są w Poznaniu. Wiesz, miałam kilka  koleżanek, które miały dzieci, ale nie było takich cyrków. Wszystkie cieszyły się tymi niemowlakami tak, jakby znalazły furę diamentów lub wygrały miliard w totka. Denerwowały mnie gadając ciągle o kaszkach, kupkach itp. bo mnie to akurat  nie  obchodziło, 
ale się tymi dziećmi zachwycały. Ale ona i tymi starszymi też się za bardzo nie  zajmowała gdy byli u nas, nawet nie bardzo słuchała co one do niej mówią.
Mietek bardzo przeżywał sytuację rodzinną przyjaciela, jednocześnie uświadamiając sobie jak jemu jest dobrze z Heleną. Cały pobyt w Kanadzie na Dalekiej Północy odpływał w niepamięć, plasował się w warstwie wspomnień  spychanych coraz dalej. Doradził przyjacielowi by zatelefonował do swojej teściowej i uświadomił jej, jak przedstawia się sytuacja, ale nim to zrobi, to niech jeszcze raz porozmawia (tylko bardzo spokojnie) z Krystyną o całej sytuacji. Pierre stwierdził, że coraz trudniej mu rozmawiać z Krystyną spokojnie, bo go ta sytuacja  zaczyna przerastać. A do teściowej to nie za bardzo ma po co telefonować, bo boi się, że  jego znajomość polskiego jest jednak niewystarczająca by wszystko teściowej dokładnie opowiedzieć. No to napisz wszystko w liście, po angielsku i daj tłumaczowi przysięgłemu do tłumaczenia - doradził Mietek. Mógłbym ci to wszystko sam przetłumaczyć, ale pieczątka tłumacza przysięgłego uświadomi twym teściom, że sytuacja jest poważna a nie rozdmuchana pod wpływem nerwów. Tylko weź kogoś, kto cię  nie zna- po co  ci ewentualne plotki w firmie na wasz temat.
Dwa tygodnie później Pierre powiedział Mietkowi, że rozmawiał z teściową, która poprosiła go by przyjechał po nią i dziewczynki. I na koniec swej rozmowy z teściową usłyszał coś co go mocno zaniepokoiło, a brzmiało to : "tylko nic nie mów jej, że po nas jedziesz, niech lepiej ma niespodziankę". Nie  dopytywał się o co chodzi, no bo przecież dowie się wszystkiego, gdy teściowa tu będzie.  No więc powie w domu, że ma służbowy wyjazd, wyjedzie o czwartej rano,  wróci na noc już z  dziećmi i teściową. To raptem około czterech  godzin jazdy w jedną stronę. A mówi o tym wszystkim Mietkowi, żeby wiedziała o tym i Helena i gdyby ewentualnie zatelefonowała do niej Krystyna to żeby podtrzymała tę wersję o służbowym wyjeździe.
Mietek obiecał przyjacielowi, że oczywiście wszystko to powie Helenie i w razie czego Helena poświadczy, że Pierre wyjechał służbowo w weekend. Bo takie wyjazdy zdarzały się czasami, nie częściej co prawda niż  cztery razy w roku.

                                                             c.d.n.

piątek, 17 grudnia 2021

Spóźnione uczucia - 16

Czas upływał szybko, rozterki Mietka odnośnie miejsca pracy wygasły, doszedł do wniosku, że nie wróci jednak do konstrukcji, bo nic ciekawego go w tej dziedzinie nie  spotka, do pracy w handlu zagranicznym też się nie palił z powodu częstych wyjazdów, więc  pozostał w  konsulacie. 
Pierre odbył kilka  długich rozmów z Krystyną, która nadal jakoś nie bardzo mogła się pozbierać.  Ilekroć mówił, że czas pojechać po dziewczynki ona  zaraz protestowała co bardzo  denerwowało Pierre'a.
Na początku  kwietnia Mietek wraz z Heleną mieli prywatne  spotkanie z szefem i jego małżonką. I był to bardzo miły i udany wieczór. Rozmawiali w języku angielskim.
Żona szefa dowiedziawszy się, że Helena projektuje  suknie ślubne i wizytowe zapytała się, czy Helena mogłaby dla niej zaprojektować sukienkę  wizytową  i polecić kogoś, kto by ją uszył. Bo wiesz - panie od razu były na ty- ja mam całą masę  mankamentów, więc nie bardzo mogę kupować sukienki gotowe, głównie mam wszystko szyte na miarę. 
Helena obrzuciła ją  badawczym spojrzeniem i stwierdziła, że każda kobieta ma jakieś drobne felery , idealna figura jest tak naprawdę rzadkością. Poza tym kanony pięknego ciała się zmieniają- raz  do piękności zalicza się chude , bezbiustne i eteryczne kobiety, innym razem te z wydatnym  biustem i rozłożystymi  biodrami. 
Miny obu mężów zrzedły, więc pani domu zaproponowała by one przeszły do innego pokoju, gdzie będą  mogły bez przeszkód porozmawiać na tematy tylko je interesujące.
Okazało się, że Sophie ma mnóstwo przeróżnych materiałów, tylko nie bardzo wie, gdzie mogłaby to dać do szycia i nie bardzo nawet wie, co chciałaby by z tych tkanin powstało.
No to zacznijmy może od tego, że ty się wpierw zdecydujesz z którego materiału ma powstać pierwsza kreacja i na jaką okoliczność. Bo ja  projektując muszę wiedzieć na jaką  okoliczność będzie ta sukienka - to  raz,  a dwa- chcę również wiedzieć w jakich sukienkach czujesz się najlepiej. Bo wiesz- moda modą, ale ja nie lubię sukienek typu  worek i nawet gdy wszystkie dookoła mnie nosiły suknie typu worek ja takiej nigdy na sobie  nie miałam. To samo przeżywałam z mini sukienkami. Trudno uznać, że mam na tyle zgrabne nogi, by paradować  w sukience  kończącej się piętnaście  centymetrów nad kolanem. Akurat nogi na tej wysokości mam  zupełnie  nieciekawe, ale gdyby ta mini  kończyła się tuż przy pachwinie to wyglądałoby to nieźle. Gdy  chodzę po plaży to jednak nogi w całości wyglądają nieźle. To samo jest z tą długością maxi, która kończy się kilkanaście centymetrów nad kostką i w bardzo dziwnym  miejscu "przecina  nogę". Wierz mi - każda noga "przecięta" w tym miejscu wygląda fatalnie.
Sophie wybrała  z rozłożonych na stole materiałów kupon jedwabiu z Milanówka. Był w kolorze kobaltu, na którym były nierównomiernie rozsypane  drobiny złota.  Chciałabym mieć z tego sukienkę. Szalenie lubię ten niebieski.  Okazja - popołudniowe spotkanie w ogrodzie zimowym u któregoś z ambasadorów.
A lubisz szmizjerki? -zapytała Helena.  Bo świetnie  współgra  nieco sportowy krój z "odświętnym" materiałem. Wpadłam kiedyś na to niechcący bo w ramach eksperymentu uszyłam szmizjerkę z jedwabnego żakardu. I zrobiłabym ją lekko  podpasowaną  zaszewkami w talii,  koniecznie z paskiem, też z tego jedwabiu. I będziesz miała nawet kieszenie w szwach. Rękaw  długości 3/4 z mankietem, masz ładne przeguby, trzeba je  pokazywać, długość tuż za kolano. Guziczki - koniecznie  złote, cienka złota klamra przy pasku.
Jutro  naszkicuję to w kolorze i podam przez Mietka. A jeśli się zdecydujesz to wtedy przyjadę
 po ciebie i zawiozę cię do zakładu,  z którym stale współpracuję- wezmą miarę i zabiorą się za robotę.
Tu jest moja wizytówka- jeszcze z moim poprzednim nazwiskiem- muszę sobie  zamówić nowe. Och,  muszę też  zmienić  dowód osobisty i  nowy paszport sobie wyrobić. Moment- zapiszę  ci aktualne nazwisko.  Ale numer  telefonu jest aktualny. Ogromnie nie lubię wizyt w różnego rodzaju urzędach i zawsze je odwlekam. 
Przegląd materiałów i omawianie co można by było z nich uszyć zajęło paniom sporo czasu. W pewnej chwili Sophie stwierdziła, że zazdrości Helenie tego, że potrafi  zaprojektować jakąś sukienkę  i wszystko sama wyczaruje, np. własną  ślubną kreację także. Helena się tylko zaśmiała i powiedziała, że tak naprawdę to rzadko projektuje coś dla siebie a do ślubu z Mietkiem poszła w gotowej sukience kupionej w sklepie firmowym Moda Polska. A kilka lat wcześniej w tym samym sklepie udało się jej kupić wiosenny płaszcz wełniany, tkany  w jodełkę  z dwóch nitek- bladej różowej i perłowej. I właściwie  ten splot "robił cały płaszcz", który był jak  najprostszy w świecie- prosty, nakładane  kieszenie, zapinany pod szyję, zero ozdóbek, zero ozdobnego kroju. Ale nim się "dokopała" do tego płaszczyka przepatrzyła ze cztery rzędy ciasno wiszących różnych płaszczy.
Heleno, a co robisz z rzeczami, których już nie nosisz? Bo ja mam trochę ten problem, że mam mnóstwo rzeczy, których już nie noszę. Z różnych powodów- czasem po prostu dlatego, że niezbyt dobrze się w czymś czułam. Niektóre moje sukienki zabiera  dla siebie moja "harpia". Harpia? -zdziwiła się Helena. No tak, to moja  córka, Teresa. A nazywam ją harpią, bo ma dziwny zwyczaj  zabierania mi wszystkiego.I najczęściej są to rzeczy, które bardzo lubię. Gdy była dzieckiem to potrafiła mi z talerza zabrać akurat to na co miała ochotę i zawsze to było coś, czego nie powinna była jeść bo miała alergię. Na szczęście teraz  mieszka w  Paryżu, bo studiuje tam architekturę no i już nieco zmądrzała. A ja jestem  niedobra matka i wcale za nią nie tęsknię. I- mówiąc szczerze- nie rozumiem kobiet, które rodzą po kilkoro dzieci. Helena uśmiechnęła się - no tak, gdyby na świecie były wszystkie tak  zainteresowane zaludnianiem świata jak my obie, to w szybkim  czasie ludzkość by zapewne zniknęła i na pewno nie groziłoby naszej planecie przeludnienie.
Przegląd  materiałów i planowanie co można by z nich wyczarować trwał dość długo. W pewnej chwili Sophie podniosła słuchawkę domofonu i rzuciła do niej- poproszę  dwie kawy do mojej garderoby i może jakieś drobne  ciasteczka, o ile jeszcze są w domu. Jeszcze moment - i zwróciła się do Heleny- a może ty wolisz coś innego niż kawa, powiedz proszę, to zamienię jedną kawę na coś innego. Ale  Helena potwierdziła, że chętnie wypije kawę.
W kwadrans później rozległo się pukanie do drzwi i weszła pokojówka  (jak z filmu, pomyślała Helena)
z tacą, na której były dwie filiżanki, dzbanek z kawą, salaterka drobnych ciasteczek nie większych od jednozłotówki i bardzo ładne serwetki. Pokojówka  była ubrana faktycznie niczym  z przedwojennego filmu. Miała krótką czarną mini sukienkę, czarne matowe pończochy i maciupki biały fartuszek z falbanką. Postawiła na stole tacę i obrzuciła Helenę uważnym aczkolwiek dość dyskretnym spojrzeniem i spytała czy ma już nalać kawę. Och, same sobie poradzimy, powiedziała z uśmiechem Paulina. Dziękuję, bardzo.  Gdy pokojówka  wyszła z pokoju Sophie cicho  powiedziała - jeśli cię spotka gdzieś na mieście to z pewnością  powie  ci "dzień dobry". Ma talent do zapamiętywania twarzy.
No to ma raczej małe szanse - stwierdziła Helena- po mieście poruszam się głównie  samochodem, a ostatnio mieszkamy w takim miejscu, że  mam sklep nieomal pod domem i to duży market, więc i po mieście  mało się przemieszczam.  Na razie mieszkamy "na dwa domy", ale gdy się już ociepli to będziemy mieszkać pod miastem.
No właśnie, mówił mi kiedyś  twój mąż, że macie  dwa domy. A dwa domy to sporo pracy, jak sobie  dajesz radę? Masz kogoś do pomocy?
Ooo, do pomocy to jest Mietek, który już się nauczył, że jeśli coś nabałagani, to będzie musiał sam sprzątać. Przez wiele lat musiał sam o siebie dbać,  więc nie  jest "rozpaskudzony".
Wiesz- Paulina zniżyła głos- on cię ogromnie kocha i twierdzi, że kocha cię nieomal od chwili gdy cię poznał, ale ty wtedy byłaś z jego przyjacielem. To szalenie romantyczne, jak dla mnie. I takie  mało spotykane- zachwycała się Sophie. I twierdzi, że do dziś nie może przeboleć, że wtedy cię nie odbił swemu przyjacielowi.
No ale chyba byliśmy sobie jednak przeznaczeni skoro jesteśmy teraz  małżeństwem- powiedziała ze śmiechem Helena. A wtedy, gdy byliśmy tak bardzo młodzi to za nim uganiały się całe korowody dziewczyn, a on przebierał w nich niczym w koszu z owocami. Zawsze mi się bardzo podobał, ale było przy nim za wiele dziewczyn. A ja nie miałam zamiaru o niego walczyć - w domu mnie nauczono, że to chłopak ma się starać o względy dziewczyny a nie dziewczyna o względy chłopaka. Ale się oboje z mym pierwszym mężem przyjaźniliśmy z Mietkiem. Gdy po śmierci mojego męża wrócił do Polski i mnie odnalazł i gdy zobaczyłam go pod  drzwiami mego domu omal nie  zemdlałam z wrażenia. Byłam całkiem zszokowana, bo bardzo długo nie było od niego żadnych wiadomości, wszyscy ze starej paczki myśleliśmy, że stało się z nim coś złego. Byłam bardzo  zdziwiona, bo odnalazł mnie odwiedziwszy przedtem wszystkie  miejsca o których wiedział, że tam bywaliśmy i w końcu siłą perswazji zmusił ludzi, którym wynajmowałam swoje  warszawskie mieszkanie, do podania mu mojego adresu pod Warszawą. 
Sophie była tą opowieścią zachwycona, w końcu powiedziała - Mietek jest niczym okręt z gry w okręty- trafiony, zatopiony.  Potem popatrzyła na  Helenę i zapytała - a zaprosisz nas do tego domku pod Warszawą? To nie jest ładnie tak się wpraszać, ale chciałabym go zobaczyć, bo twój mąż sporo o nim opowiadał mojemu mężowi i mnie. Na pierwszym miejscu w jego życiu jesteś ty,  na drugim ten domek, a reszta gdzieś daleko w tyle. 
Oczywiście, że zaprosimy was do tego domku i do naszego mieszkania, tego co kupiliśmy od Pierre'a 
i Krystyny.
Sophie złapała się  nieco teatralnym gestem za głowę- o Boże- czwórka dzieci, ja bym oszalała! i do tego same dziewczyny. 
Ale mogło być gorzej, gdyby byli to sami chłopcy- zauważyła Helena.
Sophie pochowała wszystkie materiały zostawiając na wierzchu tylko ten kupon jedwabiu. Wypiły
kawę, zmniejszyły zawartość salaterki i poszły do salonu, w którym rozmawiali panowie.

                                                                      c.d.n.

czwartek, 16 grudnia 2021

Spóźnione uczucia - 15

Helena i Mietek , tak jak planowali, mieszkali teraz w dwóch  miejscach. W piątki przed południem Helena robiła zakupy i jechała  "na wieś". Z reguły  całe piątkowe przedpołudnie spędzała na szykowaniu jedzenia na cały tydzień. Dokupili jeszcze jedną mikrofalówkę, która  miała swe miejsce w warszawskiej kuchni. W warszawskim parterowym  mieszkaniu  zainstalowali sobie antywłamaniowe żaluzje, bo zaczęła się plaga  kradzieży - okradane były głównie partery i pierwsze piętra. Była to spora inwestycja, ale Mietek stwierdził, że to przecież nic w porównaniu ze spokojnym powrotem do domu. Poza tym po to zarabiał pieniądze na dalekiej północy by teraz  je mądrze wydawać.
Wynalazł  fachowca, z którym długo omawiał sposób wykonania i skuteczność tego rodzaju zabezpieczenia. Okradane były również piwnice, najczęściej złodzieje dostawali się przez piwniczne okienka, rzadziej przez drzwi wykonane z kilku desek i zamykane na skobelek z kłódką. 
Mietek w piwnicznym okienku zainstalował kratę, a na pretensje administracji, że krata  szpeci wygląd okienka sprawę kradzieży "rozdmuchał" i w końcu wszyscy lokatorzy zażyczyli sobie od Zarządu  Spółdzielni, by im założono kraty w tych niedużych okienkach. Poza tym zainstalował w piwnicy drzwi  "z prawdziwego zdarzenia", z dobrze umocowanymi porządnymi zawiasami, od wewnątrz  zabezpieczone  blachą, zamykane zasuwą. Helena się śmiała teraz z tego, że kiedyś  bała się sama mieszkać w  "domku pod lasem", ale tam nigdy nie było przypadku okradzenia domu lub piwnicy.
Pierre "złapał kontakt" z projektantem wnętrz , który przeprojektował nieco ich  mieszkanie. Z tego ich dziwnego "salonu" projektant zrobił sypialnię dla bliźniaczek i sypialnię dla Krystyny i Pierre'a. Pokoje były połączone wewnętrznymi  drzwiami, a gipsowa ściana pomiędzy nimi obudowana była płaskimi szafami i warstwą korka, co eliminowało hałas. Oprócz tego każdy z pokoi miał drzwi na przedpokój. 
Starsze dziewczynki miały oddzielny pokój, na tyle duży, że mógł im starczyć na długie lata. Było tam miejsce na dwa biurka, a z czasem miejsce dwóch komód mogły zająć dobrze  zaprojektowane szafy.
 Ale "starsze" wcale nie chciały powrotu do Warszawy. Obydwie  chodziły do przedszkola, poza tym dziadek, który już był na emeryturze poświęcał im wiele  czasu i miały go dla siebie  znacznie więcej niż w Warszawie  swego ojca. No i tu  były najważniejsze, a wiadomo było, że w Warszawie  sporą konkurencją dla nich będą bliźniaczki, bo przecież im trzeba  automatycznie poświęcać  więcej czasu i uwagi. 
Krystyna  stała się w pewnym sensie "kobietą w  szlafroku" a wózek dla  bliźniaków znał głównie balkon. Spacery do bardzo bliskich Łazienek były tylko w soboty i niedziele i coraz częściej  Pierre chodził na nie sam, bo Krystyna chciała odpocząć od dzieci. Życie  erotyczne Pierre'a  zamarło całkiem, o czym wielce zmartwiony i nieco skrępowany powiedział Mietkowi. 
Mietkowi było żal przyjaciela,  ale jedyne co mógł doradzić to szybkie  znalezienie niani do dzieci, 
żeby Krystyna "złapała oddech", to jest możliwość, że wszystko się poprawi. 
Oczywiście  wszystkie kłopoty Pierre'a jeszcze tego samego dnia  dotarły do ucha Heleny. Helena wysłuchała, pokiwała ze zrozumieniem głową i powiedziała, że właściwie byłoby zapewne najlepiej, gdyby Pierre, z dziećmi i Krystyną  mieszkali w jakimś jednym sporym domu razem z rodzicami Krysi. 
W Warszawie to obecnie utopia,  ale może  gdzieś blisko Warszawy. Większość tych miejscowości podwarszawskich jest dobrze skomunikowana  ze stolicą, co jest ważne z uwagi na pracę Pierre'a. 
I we wszystkich  są żłobki, przedszkola i szkoły podstawowe. Tyle tylko, że to musi być decyzja wspólna, w której jednak główny głos będzie należał do Krystyny.  
No i rodzice Krystyny też musieliby się wypowiedzieć, czy taki plan "ma ręce i nogi", czy będą chcieli opuścić Poznań i przenieść się tutaj. 
W godzinę  później Mietek zasiadł do komputera by przejrzeć ogłoszenia o sprzedaży domów blisko Warszawy. Ku jego zdumieniu było naprawdę sporo ogłoszeń. Domy były sprzedawane przez różne agencje lub bez pośredników, były domy do remontu, były także "do wykończenia", czyli ktoś się porwał na budowę  domu, ale mu nie starczyło pieniędzy, lub zwyczajnie się z jakiegoś powodu rozmyślił. Pokazał Helenie ile jest ogłoszeń.  
No tak, ogłoszeń sporo, co oznacza sporo wysiłku by znaleźć coś z sensem- stwierdziła. Ale i tak to wpierw musi być decyzja rodziców Krystyny czy zechcą się na stare lata przeprowadzić w okolice Warszawy.  I dom  musi być wtedy spory, już sama rodzina Pierre'a to sześć osób, dwoje rodziców- to osiem osób. I pytanie,  czy są gotowi na to, by w pewnym sensie  zaczynać życie na nowo. Bo tam na pewno mają swój krąg znajomych, przyjaciół no i są przyzwyczajeni do Poznania.  I wiesz  kochany - bardzo się cieszę, że na  naszej kolonii pod  lasem już nie ma terenów do sprzedania. Lubię  Krystynę i Pierre'a ale nie chciałabym mieć sąsiadów  z czwórką dzieci.  Ja naprawdę nie tęsknię za dziećmi, małymi zwłaszcza. Nie roztkliwiają mnie, a ich płacz mnie  denerwuje, ich wrzaski, gdy są już starsze - również. Nie po to nie mam  własnych dzieci by mi cudze biegały pod oknami. I uważam, że jeśli jej
rodzice zaakceptują pomysł wspólnego zamieszkania to wtedy oni powinni tu przyjechać i wspólnie  z "młodymi" wybierać  przyszłe miejsce  wspólnego zamieszkania. 
Ja się wypisuję z funkcji doradcy w  tej materii. I tobie też tę funkcję odradzam. Równie dobrze 
Pierre i Krystyna mogą  zamieszkać w Poznaniu lub na jego obrzeżach. Nie wiem tylko czy jest jakiś wakat w Konsulacie Kanady w Poznaniu.  Myślę, że ich mieszkanie w  apartamentowcu szybko znajdzie nowego chętnego, jak widzisz lokalizacja dobra, Łazienki Królewskie pod bokiem, z  okien fajny widok na kawałek  miasta, dobra komunikacja w  każdym kierunku. To, że ja bym  nie chciała mieszkać w tym budynku nie ma tu nic do rzeczy. Jeśli Pierre jest dobrze tu ustawiony to chyba bez trudu uda mu się przenieść do Poznania. Jedyny problem, że stracisz  jednego kumpla, ale jak widzę to on  na kumplowanie się to już nie będzie miał nigdy czasu.  Pogadajcie  sobie o tym wszystkim.
Mietek wpadł w zadumę. Naprawdę lubił Pierre'a i nie chciał tracić dobrego kolegi.Poza tym wiedział, 
że jeśli Pierre odejdzie, to przejmie jego obowiązki i będzie miał cały etat, a nie połówkę jak dotąd
i skończy się wczesne wychodzenie z pracy. Zamyślił się nad kwestią powrotu do konstrukcji, w końcu całe życie był konstruktorem. Mógłby nawet wrócić "na stare  śmieci" albo rozejrzeć się za czymś nowym. A może skorzystać z propozycji, którą ze dwa tygodnie  wcześniej dał mu jeden z kolegów, który niedawno objął funkcję dyrektora naczelnego jednej z  central handlu  zagranicznego? Mietek obiecał, że w ciągu miesiąca  da odpowiedź.
Helena patrzyła na  niego i w końcu zapytała- a nad czym ty tak intensywnie dumasz? 
Nad tym wszystkim ogólnie rzecz ujmując a szczegółowo, to nad tym, że jeśli Pierre odejdzie, jego robota  spadnie na mnie, czyli będę siedział po 8 godzin w pracy. A już zacząłem się przymierzać do połówki etatu.  
No ale teraz  też pracujesz  8 godzin,  z tą dwu godzinną przerwą obiadową siedzisz tam 10 godzin-  zauważyła Helena. Ja rozumiem, że jeśli na dany dzień nie masz umówionego żadnego człowieka, to możesz iść do domu wcześniej.
Myślę też nad tym, czy aby nie wrócić do konstrukcji i myślę nad tym, że dostałem propozycję od "Białego", żeby przyjść do niego, bo został naczelnym jednej z central handlu zagranicznego, która "obraca" urządzeniami na których się znam. Ale wtedy musiałbym pracować na pełnym etacie i jeszcze jeździć w delegacje zagraniczne. A ten punkt programu to mi zupełnie nie pasuje. Jest jeszcze jedno - przez ostatnie lata przyzwyczaiłem się do pracy w dość komfortowych  warunkach, przeważnie byłem sam w pokoju ewentualnie  z jeszcze jednym człowiekiem. A tu tak komfortowo nie będzie, w każdym pokoju  aż gęsto od biurek. I strasznie dużo bab tam pracuje, a ja  nie lubię pracować z kobietami. Pracowałem z kobietami przed wyjazdem z Polski. Dzioby im się nie  zamykały, a  najmilsze tematy to bachory i kłopoty małżeńskie. To co one wyplatały to się mi czasem w głowie  nie mieściło. Na północy to były ciężkie warunki klimatyczne ale lokalowe dobre.
Mieciu, to może wpierw się zorientuj ile u tego "Białego" będziesz zarabiał. Bo jeśli podobnie jak masz tu, to chyba nie ma sensu zmieniać pracy.No wiesz,  trzeba jednak jakoś sobie tę emeryturę w Polsce  zapewnić. Dopóki pracuję to na nas oboje  zarobię, nie ma problemu.
Na emeryturze pewnie też jeszcze będę projektować. Uwielbiam tę pracę.
No właśnie - a ja zawsze lubiłem konstruować. Rzecz w tym, że to co tu bym konstruował nie jest wcale takie  zachwycające. Tam  miałem naprawdę ciekawą pracę, choć w warunkach  nieomal kosmicznie  niemiłych.  I tak mi jakoś wychodzi, że jednak pourzęduję sobie dalej tu  gdzie jestem. 
I jestem dziwnie pewny, że Pierre z całą pewnością nie wyjedzie z Warszawy. Prędzej zatrudni niańkę i jakąś panią  do prowadzenia domu i wyśle Krystynę do pracy niż pojedzie do Poznania.  No ale ja mu i tak  w niczym nie doradzę. To już duży chłopczyk, musi sobie  sam pomyśleć co będzie najlepsze dla niego i jego rodziny.  Teraz to już chyba wie, że o sprawach rodziny powinno się decydować we dwoje a nie zostawiać wszystkiego w rękach jednej strony.
Nie rozumiem - stwierdziła Helena. To kolejne dziecko było tylko i wyłącznie pomysłem Krystyny?
No właśnie - tak twierdzi Pierre. No a gdy się okazało, że to bliźniaki to był przerażony i wściekły. Potem się trochę uspokoił i z kolei bał się o Krystynę.  Odetchnął gdy odwiózł dziewczynki do  swych teściów.
Helena westchnęła - ja to chyba  nigdy nie zrozumiem niektórych  kobiet. Jeśli się jest 
z kimś w związku to wszystkie  sprawy dotyczące obojga trzeba wspólnie wpierw omawiać. 
To nie jest kwestia  zakupu przez nią lakieru do paznokci w mało pasującym kolorze, to jest sprawa, która ma wpływ na całą rodzinę. No nie podejrzewałam, że ona jest aż  tak głupia! 
A teraz ma problem  z seksem?
Ale to nie ona ma problem seksem, tylko on - wyjaśnił Mietek. Oczyma wyobraźni już widzi  kolejne dzieci i.........wszystko mu  mija. Też myślałem, że to ona ma problem.

                                                                               c.d.n.


środa, 15 grudnia 2021

Spóźnione uczucia - 14

 Bladym piątkowym świtem, wytrenowany przez lata odruch budzenia się o szóstej rano, zmusił Mietka do otwarcia oczu, ale w porę  przypomniał sobie, że dziś ma dzień wolny, więc zamiast jak zawsze delikatnie budzić Helenę pocałunkami popatrzył tylko na nią, pomyślał o tym , jaki to z niego szczęściarz i mocniej ją tylko do siebie  przytulił. W chwilę później spał z powrotem.
Obudził go przerażający sen, że Helena go porzuciła. Rzeczywiście był sam w łóżku, a że jeszcze  nie bardzo był przytomny ogarnęło go przerażenie, ale właśnie w tej chwili w drzwiach łazienki ukazała się naga  Helena i Mietek odetchnął z ulgą. Helena wróciła do łóżka, przytuliła się do Mietka i oświadczyła, że ona dziś ma zamiar cały dzień spędzić w łóżku, w jego objęciach. Wstaną co najwyżej po to by coś zjeść,  a jedzenia w lodówce mnóstwo, nawet obiad już jest gotowy. Wystarczy tylko skorzystać z usług mikrofalówki.
Mietek opowiedział jej jaki miał straszny sen i jak był przerażony, że nie ma jej obok niego. Właściwie to dobrze, podsumowała Helena, że jesteśmy tak oboje  zakręceni - ja  już nie potrafię zasnąć bez ciebie, gdy jestem bez ciebie to odliczam godziny i minuty gdy wreszcie będziemy razem. Jak na kobietę po pięćdziesiątce to raczej nienormalne. W jakiś sposób jestem od ciebie uzależniona. Owszem, kochałam Wojtka, ale nie miałam świra na jego punkcie. A ty przesłoniłeś mi cały świat. I jest to dziwne ale i bardzo, bardzo cudowne. Ile razy w ciągu dnia zaczynam o tobie intensywnie  myśleć w trzy, cztery minuty  później ty telefonujesz lub przysyłasz mi sms, że kochasz i tęsknisz.  Mam wrażenie, że oddychamy w jednym rytmie i z tą samą prędkością krąży nam krew w żyłach. Wiem, z medycznego punktu widzenia to  raczej nierealne, ale tak nas odbieram.
Dlaczego nierealne?- zdziwił się Mietek. Pomyśl tylko,  ile rzeczy robimy lub odczuwamy tak samo  i w tym samym czasie. No i wreszcie będę mógł chodzić z tobą na wszystkie oficjalne  spędy towarzyskie. Już trochę podpadłem, bo nie chodziłem, ale teraz to nadrobimy.  Z nieoficjalnych  źródeł wiem, że szef chce  się z nami spotkać i osobiście nam pogratulować z okazji ślubu. Jest orędownikiem oficjalnych związków a nie  "życia na kocią łapę". Był zachwycony faktem, że znam cię od wielu lat. On też z tych wiecznie  zakochanych we własnej żonie. Co nie  znaczy, że nie potrafi dostrzegać urody innych pań i mówić im miłych słów. A jego żona to bardzo  miła osoba.  No i wreszcie będę miał na biurku twoje zdjęcie!  U nas wszyscy mają na biurkach zdjęcia  swych żon i dzieci.  Śmiać mi się chce, bo Pierre będzie miał teraz  zdjęcia aż pięciu dziewczyn - Krystyny i czterech  córeczek. I te dwie  nowe  nieźle im dają w kość. Pierre zaczyna  szukać teraz  pomocy domowej, bo przecież trzeba przywieźć starsze  od babci. Na razie tamte u  swojej babci nie narzekają, więc Pierre zbyt intensywnie  nie szuka tej pomocy domowej. 
Helena tylko  machnęła ręką - będzie u nich ciekawie  jak starsze wrócą do Warszawy. Między  bliźniaczkami a starszymi będzie różnica 6 i 4 lata. A wszystko przez to, że Krystyna  chciała koniecznie syna. Mówiła mi, że już przy drugim dziecku miała nadzieję, że będzie to chłopak, bo dziecię było bardzo ruchliwe, więc się cieszyła, że będzie chłopak. Była bardzo rozczarowana, że urodziła się córka.
Więc wyobrażam sobie jak musiała być rozczarowana tym razem, że znów nie urodziła  chłopca. 
Jestem  ciekawa czy będzie jeszcze raz próbować? 
Mietek  uśmiechnął się - Pierre stwierdził, że on już nie chce  ani jednego dziecka więcej. Poza tym dziecko to jest dziecko, niezależnie od tego jakiej jest płci. A te  małe "potwory", jak je nazywa, w końcu przestaną kiedyś ryczeć nocami.  
Do południa kręcili się pomiędzy kuchnią a sypialnią, po wczesnym lunchu postanowili wyjść na spacer, ale porozglądawszy się po okolicy stwierdzili, że to chybiony pomysł. Dookoła było pełno błota a i mocno zachmurzone  niebo nie zachęcało do wyjścia z domu. Podjęli decyzję, że gdy tylko dotrze do nich reszta  mebli to jednak się przeniosą do Warszawy, a tu będą wpadać tylko "kontrolnie" na  weekendy i z jeden raz w tygodniu by sprawdzić, czy wszystko jest w porządku, bo zostawią włączone ogrzewanie.  I poproszą pana Wacława by miał oko na ich domek. 
Trzy dni spędzili razem w domu nieomal nie odklejając się od siebie. Mietek twierdził, że byłby najszczęśliwszym człowiekiem, gdyby mógł być na okrągło razem z Heleną tak jak teraz. 
Helena wyciągnęła kilka  albumów i zaczęli przeglądać zdjęcia.  Było ich w sumie  sporo, bo były też zdjęcia rodzinne i Heleny i Wojtka. 
Zobacz  Lenko - Wojtek był zawsze na wszystkich zdjęciach czyściutki, uczesany, uśmiechnięty - zupełne przeciwieństwo swego starszego brata. Ale chyba była między nimi spora różnica wieku, prawda? 
A tak, aż 8 lat. I nigdy nie było między nimi ani krzty tak zwanych  bratnich uczuć. Nic dziwnego- ośmiolatek i noworodek to dwa  bardzo różne światy. Oni się wręcz nie lubili, a tym bardziej nie kochali.
A potem się okazało, że ten odpicowany dzidziuś skończył studia i miał sukcesy zawodowe, a starszy brat ledwo zawodówkę ukończył. Co prawda była to szkoła tak zwanych Rzemiosł Artystycznych, ale o ile wiem, niczego artystycznego ten jego brat  nie stworzył. I wiesz, nie  wspominam go mile. Jego żony też nie lubiłam. Mieli jedną córkę, ale  nie wiem gdzie jest.  Na pogrzebie Wojtka jej  nie spotkałam. W ogóle to na pogrzebie była w komplecie tylko moja rodzina i nasi przyjaciele ze swoimi żonami lub sympatiami. A ja stojąc nad grobem Wojtka  wciąż  nie wierzyłam, że on nie żyje. I pomyślałam, że ta jego śmierć w czasie  gry na korcie była bardzo w jego stylu - on miał takie  teatralne zagrywki  czasem. Kiedyś urządził mi pokazówkę, bo widział z okna, że do domu odprowadził mnie jeden z  kolegów z mojej  pracy i chwilę staliśmy pod moim domem kończąc rozmowę. Gdy weszłam do mieszkania Wojtek pakował plecak, " bo widzi, że jest w tym domu nikomu nie potrzebny". Miał czasem odbicia, ale na szczęście nie za często.  Gdybym wtedy  miała ten rozum co dziś to pewnie byłabym w 3 miesiące później w trakcie  rozwodu albo i po rozwodzie, bo nie mieliśmy dzieci.  Kochany, niczego nie  żałuję przez co w życiu przeszłam- w domu mnie uczono, że wszystko co nas spotyka ma swój sens, ma nas czegoś nauczyć. Można się zastanawiać czego  mnie miało nauczyć małżeństwo z Wojtkiem skoro tak bardzo się różniliśmy pod wieloma względami. Podejrzewam, że nauczyło mnie wyrozumiałości i cierpliwości i tego, że nigdy nie ma się w życiu wszystkiego o czym się marzyło w dzieciństwie. Marzyłam o wielkiej, gorącej miłości (jak każdy młody człowiek) a  miałam tę miłość dość letnią, nie  groziła mi poparzeniem się ale i nie przysporzyła mi trosk i strachu. Miałam stabilizację, żadnych awantur,  żadnej huśtawki od prosperity do upadku. I wiesz, nawet w snach nie podejrzewałam, że ty i ja będziemy kiedykolwiek razem. Powiedziałeś mi co pomyślałeś gdy się dowiedziałeś o śmierci Wojtka. Powiem ci coś gorszego - tak z rok przed jego śmiercią jedna z moich koleżanek, znająca dobrze nas oboje  powiedziała tak: gdybyś  teraz się rozeszła z Wojtkiem albo on umarł to byś głupia  babo odżyła, a tak to jesteś w stanie drętwoty. Jesteś totalnie wytłumiona. Wtedy ją wyśmiałam, a teraz wiem, że miała rację. Gdy do niej zatelefonuję i powiem, że wyszłam za mąż to będzie tryumfować. I będzie cię podrywać gdy was zapoznam.
Nie lubię być podrywany przez kobiety, to one mają być podrywane przez mężczyzn a nie odwrotnie-
obruszył się Mietek. Poza tym nie interesują mnie inne kobiety, mam ciebie. I jestem twój, tak całkowicie. I wierz mi- nigdy za  żadną tak nie tęskniłem i nie marzyłem jak o tobie. Gdy dowiedziałem się o tym, że Wojtek nie żyje to niemal z dnia na dzień wszystko przewróciłem do góry nogami. Było mi trochę przykro, bo jednak się z nim przyjaźniłem, ale miałem przed oczami tylko ciebie i świadomość, że muszę do ciebie  pojechać, muszę cię zobaczyć i zawalczyć o ciebie.
W następnym tygodniu zatelefonował do Mietka szef firmy, w której były zamówione meble z katalogu i zapytał, czy  zgodzą się na inny kolor kompletu sypialnianego, bo niestety nie  mogą  na razie dostać owej "wiśni hiszpańskiej", dostali tylko tyle, że wystarczy na meble do dziennego pokoju i do przedpokoju, a do sypialni on proponuje "modrzew" i prosi o jak najszybszą odpowiedź. Po bardzo krótkim namyśle stwierdzili, że w końcu kolor mebli nie jest problemem wagi  światowej i zgodzili się na ten  modrzew. Szef  firmy zapewnił, że  meble w takim razie trafią do nich w następną sobotę około południa, przyjadą  już złożone a nie w paczkach, co wywołało spory entuzjazm obojga.  Ponadto poprosił, by były też gotowe lustra- do przedpokoju i do sypialni, to ludzie  je od razu zamontują we właściwe  miejsca.   A cała ta "operacja" będzie kosztowała raptem 300zł płatnych ludziom do ręki. Obie  strony wymieniły się wieloma uprzejmościami, a  Mietek powiedział Helenie, że da im  200 złotych więcej jeśli będą czyści i mili, żeby  mieli na porządny obiad w drodze powrotnej.
Tak jak było umówione meble trafiły do mieszkania  Mietka i Heleny w sobotę koło południa. Ekipa składała się z 3 osób, dwóch  do noszenia i ustawiania mebli oraz kierowcy meblowozu. Wszyscy byli "czyści i mili", więc Mietek dodał im 300 zł więcej, a  Helena przygotowała im  lunch w postaci pieczonych kurczaków, fury sałaty i frytek, na dodatek podała kawę i ciasto (kupne).  Mietek i Helena  jedli  lunch razem z tym "miłymi i czystymi" panami. Tym sposobem stół w dziennym pokoju przeszedł bojowy chrzest. 
Na koniec panowie pięknie podziękowali i zapewnili gospodarzy, że  rzadko w Warszawie spotyka się tak miłych ludzi jak  Helena i Mietek.  A oni są w Warszawie  dość często, bo dostarczają swoje meble do jednego z salonów meblowych, więc mają pojęcie jacy są  warszawiacy.  Mietek tylko dodał, że  prawdziwi warszawiacy to są ci, co tu mieszkają od urodzenia a nie ci, co tylko przyjeżdżają  tu codziennie do pracy i takich pseudo warszawiaków to jest w  stolicy codziennie około miliona. 
  
                                                                c.d.n.

wtorek, 14 grudnia 2021

Spóźnione uczucia - 13

Helena stwierdziła, że już czas zająć się szykowaniem własnej kreacji - przecież ślub ma być w lutym.  Zupełnie przypadkiem wstąpiła któregoś dnia  do sklepu Moda Polska i, ku swemu zdumieniu, trafiła na całkiem niezłą sukienkę wełnianą - dopasowana do figury zaszewkami, rękaw 3/4, dekolt mały, "blisko szyi", a najbardziej odpowiadał Helenie kolor. Kolor trudny był do określenia - stalowo-perłowy przechodzący w delikatny fiolet. Kolor  zmieniał się w zależności od tego jak na sukienkę padało  światło.
Przymierzyła i jedynym mankamentem była jej długość - ale był to łatwy do usunięcia mankament. Cena była śmiesznie niska jak na wyrób uszyty ze 100% wełny i do tego jeszcze z podszewką. Niedługo się zastanawiała. Sukienka była skromna, ale wystarczyło dodać jej blasku ładnym wisiorem lub dopiąć  ozdobną  broszkę. 
Od razu przyszła jej na myśl broszka w postaci małego bukiecika fiołków - dostała ją kiedyś od swojej już nie żyjącej przyjaciółki. Jadąc do domu pomyślała, że ta sukienka zapewne będzie pasowała kolorystycznie do garnituru Mietka, więc chyba ma  kłopot "w czym do ślubu" - z głowy.
Zostaje tylko decyzja co do zakupu mebli. Kuchnia była już gotowa, pokój dzienny też  miał już wszystkie meble, czekali teraz na sypialnię i wyposażenie przedpokoju oraz na.....kilka luster. Jedno miało być w sypialni w drzwiach szafy, jedno, takie  do ziemi w przedpokoju i jedno, łącznie z oświetleniem do  łazienki. Zima w tym roku nie była uciążliwa i dobrze się mieszkało pod  miastem, więc jakoś nie spieszyli się z zamieszkaniem w Warszawie.
Pierre chodził wymięty i mocno niewyspany, bo bliźniaczki ( w jego opinii) były z piekła rodem- ciągle się wydzierały i najchętniej spały na  zmianę.  Starsze dziewczynki nadal były u babci, Pierre z Krystyną zastanawiali się nad meblowaniem  mieszkania w apartamentowcu.  
Mieli to mieszkanie co prawda duże,  czteropokojowe, ale teraz dostrzegli fakt, że jeden pokój dziecinny to za mało- powinny być dwa.
Helena była u nich raz i stwierdziła, że ona to  urządziłaby to mieszkanie inaczej bo ten ich salon wygląda  jak "saloon" z kowbojskiego filmu, bo jest otwarty  na przedpokój, z kawałkiem ściany na środku. Powiedziała to tylko raz  i teraz Pierre i Krystyna wysilali  głowy  jakby to przeprojektować.
Helena stwierdziła, że ten salon nadawałby się na dwa pokoje, mogłyby mieć rozsuwane drzwi, żeby nie biegać z pokoju do pokoju przez przedpokój. Mietek powiedział, że w mieście nie brak architektów wnętrz, ale wpierw to oni sami powinni się zastanowić nad tym co im potrzebne, wszystko  wypisać i wtedy dopiero zwrócić się o pomoc. Bo przecież to oni wiedzą co im pasuje a nie ktoś obcy.
Ślub Heleny i Mietka odbył się w któryś czwartek lutego. Świadkiem Mietka był Pierre, świadkiem Heleny szefowa firmy, dla której projektowała kreacje. Personel USC był zdumiony tak nikłą ilością ludzi, ale Helena powiedziała, że już raz  miała okazały ślub i....wystarczy. Po ślubie pojechali  w czwórkę do Bristolu na obiad. Helena się uśmiała, bo wg niej mieli ten obiad  w Europejskim zamówić,  ale  Mietkowi nieco się pomyliło i zamówił obiad w Bristolu. Jak twierdził Mietek to wszystko jedno, bo obydwa hotele są przecież na Krakowskim Przedmieściu a Bristol jeszcze sławniejszy jest, bo tu  wszak na balkonie śpiewał Kiepura. 
Żeby było  zabawniej obiad był zdominowany tematem bliźniaczek. I tu z pomocą przyszła szefowa firmy - do przeprojektowania  mieszkania poleciła swego rodzonego brata, architekta wnętrz, a co do wrzeszczących bliźniaczek, stwierdziła, że powinny być dokładnie przebadane, bo dzieci nie wrzeszczą dla zabawy. Wrzeszczą bo coś im nie pasuje- albo jest ciek wodny pod ich pokojem, więc niech na próbę przeniosą je do innego pokoju, albo coś  z ich zdrowiem  jest nie tak i poleciła lekarkę, pediatrę, panią, której dzieci już miały po 30 lat. A Helena przypomniała sobie, że przecież w domku ma dwa odpromienniki , bo na początku źle się tam spało i Wojtek kupił odpromienniki. I na to nowe mieszkanie  też trzeba zakupić nim się tam  wprowadzą. Pierre stwierdził, że  jeszcze dziś je kupi, ale 
nic nie powie Krysi, bo ona go wyśmieje. 
Gdy panie poszły do łazienki, by poprawić po obiedzie makijaż , "szefowa" stwierdziła, że Mietek jest  niesamowicie przystojnym  facetem, z tym, że na zdjęciach tego nie widać. Na zdjęciach to lepiej wychodził  Wojtek. No a Pierre'owi też nic nie  brakuje w sensie urody. Na koniec wyraziła żal, że sukienkę  Helena szyła u kogoś innego.
Helena rozpięła suwak i pokazała metkę a szefowej aż mowę odjęło. Na zakończenie powiedziała- trzeba będzie kupować materiały gdzieś za granicą, u nas takich nie ma. 
A będziesz  miała wtedy klientów? Jeśli będziemy miały tkaniny z importu a  więc kupować będziemy za  dolary lub euro a wyroby sprzedawać za złotówki to jest dość istotne pytanie czy będziemy na tym zarabiać czy tylko z trudem się "wyrabiać" - zauważyła Helena. Zresztą głównie zarabiamy na tych sukniach ślubnych. Wizytowe i wieczorowe mniej idą.  No masz rację, będziemy musiały to dokładnie
przemyśleć, zgodziła się szefowa.
Gdy wróciły do stolika okazało się, że w międzyczasie telefonowała Krystyna, że jedna z bliźniaczek ma wysypkę, więc trzeba wezwać lekarza. W związku z powyższym szefowa wykonała telefon do znajomej lekarki, ta zgodziła się przyjechać za godzinę do domu Pierre'a. Pierre uprzedził więc Krystynę, że już wezwał lekarkę i że zaraz przyjedzie do domu.
Mietek  tylko przewrócił oczami i szepnął do Heleny - o dzięki, że  nie mamy dzieci- czworga  zwłaszcza.
Już tylko w trójkę spokojnie  dokończyli swoje desery i po drodze do domu odwieźli szefową. Mietek
promieniał, cały czas  ćwierkając jaki jest szczęśliwy, że wreszcie są  małżeństwem. Helena się śmiała, twierdząc, że przecież tak naprawdę ten akt  ślubu to ma tylko znaczenie gdy idzie o jakieś sytuacje prawne, ale np. gdyby chciał  jej coś podarować to musieliby przeprowadzić rozdzielność majątkową.
Po drodze Mietek  zahaczył o fotografa pod hasłem- zrobisz sobie  od razu zdjęcie do dowodu osobistego, ale oprócz zdjęcia do dowodu powstało też ich wspólne zdjęcie i tak zwane zdjęcie wizytowe Heleny, które Mietek chciał koniecznie mieć u siebie w pracy, oprawione w ramki. 
Nie wiedziałam, że z ciebie taki sentymentalny facet- stwierdziła Helena. 
Nie sentymentalny, tylko wciąż w tobie  zakochany i chcę na ciebie  całą dobę  móc spoglądać bez wyciągania do tego celu portfela. 
A skąd ty masz moje  zdjęcie nadające się do portfela- zdziwiła się Helena. Pierwszy raz  zrobiłam sobie  wizytowe zdjęcie. Pokaż! 
Ale Mietek pokręcił przecząco głową - w domu ci pokażę. Teraz prowadzę samochód.Spieszy  mi się
do domu, by skonsumować nasz  związek.
Zwolnił prędkość do 40 kilometrów. No nie fajnie, tu coś padało, a jest około zera, więc się zrobiło ślisko. Chcę byśmy dojechali do domu bezpiecznie. 
Na szczęście kilka  kilometrów dalej już było lepiej, a w okolicy ich domu szosa była czarna i sucha.
Dobrze, że mamy jutro wolne, cieszył się Mietek. Będę się mógł napawać spokojnie  swoim szczęściem, że wreszcie mogę o tobie mówić  "moja żona". 
Helena spoglądała na niego jak na  wariata, ale nic nie mówiła. Jak na razie to jeszcze  nie  spotkała się z takim entuzjazmem  względem swojej osoby ani  żadna z jej koleżanek o takim "przypadku" nie wspominała. Większość jej   znajomych panów uważało małżeństwo za  swego rodzaju uciążliwość albo za swego rodzaju "przepustkę" do współżycia, ale nie da się ukryć, że niemal wszyscy uważali małżeństwo za pewien rodzaj legalizacji stanu faktycznego, starannie ukrywanego, by nie psuć kobiecie opinii.
Gdy zajechali pod bramę szybko wyskoczyła z samochodu i otworzyła drzwi garażu. Cieszyła się, że udało im  się powiększyć  garaż - teraz już obydwa samochody stały w garażu, jeden za  drugim. Kolejnym udogodnieniem był wąski chodniczek prowadzący od garażu do drzwi domu. Szybko pobiegła do drzwi domu. Lubiła ten moment, gdy ogarniało ją ciepło wnętrza  a w nozdrza wpadał zapach drewna, którego tu nie  brakowało. Zaraz  za nią wszedł Mietek mówiąc, że przecież powinien ją przenieść przez próg. 
Ależ ty masz dziwne pomysły mój kochany. Chyba  nie chcesz wylądować w szpitalu z powodu przepukliny, ja naprawdę  nie ważę kilka, ale kilkadziesiąt kilogramów. Poza tym lubię stać na pewnym podłożu, nie lubię być noszona. Tak mnie rozpieszczasz, że noszenie na rękach jest przy tym wszystkim niczym. Pić mi się chce po tym obiedzie, jak dla mnie to było wszystko zbyt słone. Chodź, mój  mężu, zrobimy sobie coś do picia, napiłabym się kawy z odrobiną czekolady. Ale zrobię dziś tak, że na dno filiżanki położę 2 kostki czekolady i ona się szybciutko rozpuści. Tobie też tak zrobić? I wiesz co, wyskoczmy z tych oficjalnych ciuchów, możemy przecież  być w nieco wygodniejszych strojach, proponuję dresy. Ooooo i pokaż mi jakie to moje  zdjęcie masz w portfelu. 
Mietek wyciągnął z marynarki portfel i zapytał- wolisz starsze czy nowsze? 
Oczywiście pokaż obydwa, skoro masz dwa. 
Starsze było sprzed wielu lat, zrobione na plaży w Bułgarii, jeszcze przed wyjazdem Mietka z Polski. Helena była w błękitnym kostiumie bikini, chyba właśnie wykonywała jakiś podskok, jej długie wówczas włosy zakrywały kawałek twarzy. Zdjęcie  było wyraźnie fragmentem większego zdjęcia,  na zdjęciu na pewno z lewej i prawej strony były jeszcze inne osoby.  
Czy wiesz, że to zdjęcie było ze mną w Kanadzie? 
Całe, czy tylko ten wycinek- zapytała zdumiona Helena. 
A na co mi była reszta zdjęcia, chciałem tylko na ciebie patrzeć. Mówiłem ci przecież, że się w tobie kochałem i żałowałem, że cię  nie odebrałem Wojtkowi.
A to drugie? Pokaż, proszę.
Drugie  zdjęcie było zrobione niedawno, nad ranem, po którejś z upojnych nocy, gdy Helena  jeszcze spała przytulona do ramienia Mietka.
A dlaczego nie sfotografowałeś i siebie?- dopytywała się Helena. Widać tylko kawałek twojego ramienia.
A po co miałem siebie  fotografować, chciałem ciebie oglądać, a nie siebie.
No to następnym razem sfotografuj nas oboje. Ojej, straszny z ciebie  wariat! Ciągle jesteś w środku bardzo młody. W tej Bułgarii było wtedy całkiem zabawnie, a ty wtedy byłeś z Elką. Opowiadała mi jaki jesteś fajny w łóżku i ile to razy w nocy ją  brałeś. Miałam wrażenie, że ty wcale nie sypiałeś wtedy tylko obskakiwałeś wszystkie  dziewczyny, poza mną.
Mało spałem, bo wciąż graliśmy w karty. Miała dobrą wyobraźnię, przeleciałem ją ze dwa razy raptem a i to nie w nocy. I gdyby mnie nie prowokowała wkładając mi rękę w slipy to pewnie bym jej nawet nie ruszył. Gdybyś wtedy  nie spała na kwaterze z Maryśką tylko z Elką to byś wiedziała, że zmyśla.Ty byłaś wtedy hołubiona przez  Wojtka, bardzo chciał się z tobą żenić, był bardzo w tobie  zakochany, a ja miałem zasadę, że jeśli przyjaciel mówi mi, że się kocha w konkretnej dziewczynie to się mu tej dziewczyny nie podrywa. Pół życia  żałowałem że tego  wtedy nie zrobiłem. A teraz jestem po prostu szczęśliwy, że jesteśmy razem, że jesteś moją żoną.  Szalenie mnie nadal pociągasz, chciałbym cię cały czas trzymać w objęciach i całować i pieścić, zachwycam się każdym centymetrem twego ciała. Odmłodziłaś mnie o trzydzieści lat.

                                                                 c.d.n.



 


poniedziałek, 13 grudnia 2021

Spóźnione uczucia - 12

 Tydzień przed Bożym Narodzeniem Pierre z rodziną mógł się przeprowadzić już do nowego mieszkania. Po raz pierwszy Mietek usłyszał, jak Pierre złorzeczy w trzech językach. Wyjątkowo łatwo wypływały mu z ust najpaskudniejsze rynsztokowe polskie określenia. Ale Mietkowi udało się przekonać oboje by jeszcze te  święta  spędzili w starym mieszkaniu, tym bardziej, że lekarz prowadzący Krystynę  chciał ją umieścić w szpitalu w drugi dzień  świąt bo jedno z dzieci było "mniej żwawe", więc  Krystyna kwalifikowała się na oddział patologii ciąży.  Po bardzo burzliwej naradzie dziewczynki wraz z babcią zostały odwiezione do Poznania, do domu babci. Trochę było płaczu, ale Pierre przekonał wpierw starszą, że tak być musi, nie ma po prostu innej opcji. Poza tym w Poznaniu mieszkała młodsza siostra Krystyny, posiadaczka dwojga dzieci, więc  będą miały dziewczynki towarzystwo. 
Mietek namówił Pierre'a, by ten wynajął firmę przeprowadzkową, która wszystko co jest w tym mieszkaniu zapakuje fachowo w pudła i przewiezie na  nowe miejsce oraz wszystko z pudeł przeniesie z powrotem do szaf i szafek, tak jak to było pochowane poprzednio. Nie była to może tania impreza, ale w tej sytuacji było to najlepsze rozwiązanie. Prosili tylko, by Pierre się zastanowił co gdzie w nowym  miejscu ustawić i by zapisał to na  kopii  planu nowego mieszkania.
Wigilię i pierwszy dzień świąt Krystyna z mężem  mieli spędzić w domu Heleny i Mietka, a w drugi dzień świąt rano Pierre miał ją zawieźć do szpitala. 
W pierwszy dzień po świętach Pierre i Mietek mieli się stawić u notariusza- mogli to załatwić nawet w czasie swej przerwy obiadowej, bowiem umowa była już spisana i uzgodniona,  brakowało tylko podpisów. 
Mietek bardzo czekał na te święta- nie dlatego, że należał do osób pobożnych, ale przez ostatni kwartał ciągle  kupował dla Heleny  jakieś prezenty, nie tylko o charakterze osobistym ale meblował dla niej pokój. Codziennie niemal oglądali prospekty mebli i Helena  zapisywała skrupulatnie co chciałaby  mieć w swoim pokoju, który miał być dla niej głównie pokojem do pracy. W krótkim czasie Mietek się zorientował, że pokój w nowym  miejscu ma być niemal identyczny jak ten w którym tu pracowała. Wymyślił nawet jedną  niespodziankę- niewielkie plenerowe sztalugi, które  mogły być "przerzucane" z jednego do drugiego mieszkania. O tych sztalugach Helena tylko raz wspomniała, dodając, że to nie jest coś pilnego i jest to raczej jej kaprys niż rzeczywista potrzeba. Niestety  nie było ich w Polsce, ale gdy mężczyzna  kocha kobietę to i górę przeniesie- kupił je  za granicą. Na razie stały w jego pokoju w biurze. Dla Krystyny i Pierre'a było sporo sprzętu ułatwiającego życie rodzicom niemowląt, łącznie z kołyską i prześlicznym , cieplutkim szlafroczkiem dla Krystyny.  Krystyna i Pierre w ramach prezentu podchoinkowego zapewnili odmalowanie  mieszkania które mieli opuścić oraz  renowację podłóg w pokojach. Przedpokój, który miał terakotę był bez zarzutu.
W ramach troski o środowisko  Helena stwierdziła, że choinka będzie sztuczna, bo szkoda wycinać w lesie  drzewko, które postoi kilka  dni i potem wyląduje w czyimś piecu. I stać będzie na werandzie - będzie przy okazji dekoracją aż do  nowego roku. A potem się ją okryje razem z  dekoracjami i prześpi niemal rok w piwnicy. Nie  miała również zamiaru dekorować domu światełkami.
Menu wigilijne miało być podporządkowane zagrożonej nieco ciąży  Krystyny. A więc  wszystko musi być raczej lekko strawne. Odpada  bigos, lub pierogi z  grzybami i kapustą. Na  zimno Helena  zaplanowała tartinki z łososiem- część z łososiem  wędzonym na  zimno, a część z łososiem wędzonym na  gorąco.Do tego malutkie porcyjki serów, różnych. I koniecznie tartinki z wędzonymi  ślimakami w oleju. Będzie też terrina drobiowa, tym razem z dodatkiem wątróbki. Na gorąco- perliczka lub indyczka nadziewana jabłkami. Do niej czysty barszcz czerwony na domowym zakwasie. W ramach zieleniny - mieszanka sałat, cykoria.
W ramach  "słodkości" sernik wiedeński, który sama zrobi i tort makowy, też  własnej produkcji. Potem kawa, herbata, kompot z  mieszanych owoców. Owoce - cytrusy i "co w oko wpadnie".
Śniadanie w pierwszy dzień  świąt - półmisek wędlin różnych, pieczywo, masło, miód, dżem, kawa, herbata, placek drożdżowy
Obiad -rosół, pulpety mięsne, pierogi ruskie, pierogi z mięsem, galaretka z owocami
Kolacja - kurczak w galarecie, ciasto drożdżowe
śniadanie w II dzień świąt- Krystyna ma być na czczo, reszta je co chce.
Gdy Helena już sobie wypisała wszystko to, co zaplanowała  na święta dała to Mietkowi do wglądu.
Mietek czytał, kiwał głową  a na końcu powiedział - super! Ciekawi mnie tylko jak na półmisku będzie wyglądała ta pozycja : "Krystyna ma być na czczo". Uśmiali się oboje, a Helena  zapewniła Mietka, że przygotuje dla Krystyny "wałówkę" by po pobraniu krwi do badań miała jednak co zjeść. Najbardziej się chyba  sprawdzi po prostu kawałek ciasta drożdżowego.
Lenuś, a co to jest ta perliczka? - dociekał Mietek.
Ptak, z gatunku  grzebiących, rodem z Afryki, tam udomowiony, zaimportowany do Europy, wygląda jak łysa indyczka. Mięso ma ciemniejsze niż  indyki, mniej tłuste, lekko strawne.Upierzenie ma takie jakby ktoś umieścił obok siebie gęsto białe i niemal czarne kropki. Gdybym dostała kasztany jadalne to bym ją nadziała kasztanami jadalnymi. Może będą na  bazarze na Polnej.
To były ogromnie miłe święta. Mietek wydelegowany po choinkę przywiózł choinkę wysokości 150 cm, już ubraną, w tonacji dwóch błękitów i srebra. Postawili ją na wysokim stołku barowym okrytym obrusem drukowanym w czerwone i zielone  serduszka. Dookoła zaczął rosnąć stosik prezentów. 
Na czas pobytu gospodarze oddali gościom swą sypialnię, by Krystyna  nie  musiała pokonywać schodów. Oni przenieśli się do "gabinetu" Heleny bo była tam rozkładana sofa. Żadne z nich nie wyobrażało sobie  sytuacji by zasnąć i spać "samotnie", a łóżka w sypialniach na górze były pojedyncze.
Zgodnie ze skierowaniem, Pierre w drugi dzień świąt rano odwiózł Krystynę do szpitala, potem wrócił do mieszkania, którego zawartość następnego dnia miała być  "przeprowadzana" przez specjalistyczną ekipę.
Po opróżnieniu mieszkania miała do niego wejść kolejna ekipa, by wnętrze wyglądało "jak nowe". Pierre miał teraz  "urwanie głowy" - żałował, że nie może się rozdwoić lub roztroić. Musiał być codziennie w szpitalu u Krystyny, która  była  wielce zestresowana nie tylko tą powikłaną  ciążą - martwiła  się o przeprowadzkę, o urządzanie  nowego mieszkania i o dziewczynki w Poznaniu. O samego Pierre'a też się martwiła. 
Wbrew ponurym przewidywaniom Krystyny spakowania całego dobytku ekipa fachowców w tej  materii dokonała w ciągu 12 godzin. Każde z pudeł  miało  jakieś  tajemnicze (dla Pierre'a) oznaczenia, a w największym pokoju rósł stos pudeł i różnego  rodzaju pojemników. Gdy już wszystko zostało spakowane meble też  zostały  odpowiednio przygotowane do transportu. Przy okazji meble zostały wyposażone w podkładki filcowe, by je na miejscu potem bez problemu i niszczenia podłogi można było przesuwać.Patrząc na to wszystko Pierre  miał nieodparte  wrażenie, że za moment on sam  zostanie odpowiednio opakowany i oznakowany i podklejony filcem.
Jedyne co nie wyszło, to zaplanowana wizyta u notariusza, bo Pierre  musiał być jednak cały czas w mieszkaniu gdy pakowano  dobytek. Ale to był już drobiazg i tę sprawę bez problemu dało się przełożyć.
Gdy ostatni mebel zniknął w ciężarówce przystosowanej do transportu mebli Pierre zatelefonował po ekipę sprzątającą.  W ciągu niecałych  czterech   godzin ekipa 3 osób doprowadziła opróżnione  mieszkanie do użytku. Pierre był "przepędzany" z pokoju do pokoju, w końcu przycupnął w kuchni na składanym stołku. Gdy ekipa  zakończyła sprzątanie i Pierre rozliczył się  z nimi, pojechał do nowego mieszkania, gdzie jeszcze trwało ustawianie i układanie wszystkiego według  wskazówek, które były na  planie.
Życie jest dość skomplikowane - stwierdziła Helena- Krystyna się w duchu modli, żeby jak najprędzej urodzić, bo już ma dosyć tej końcówki bliźniaczej ciąży,  lekarz  prowadzący Krystynę ma marzenia w pewnym sensie przeciwne, bo chce by urodziła  dzieci zgodnie z wyliczonym terminem porodu, Pierre właśnie  zauważył, że chyba przeholowali z tą ilością dzieci, skoro będą dwojaczki. Siostra Krystyny cały czas bała się, żeby poród przypadkiem nie nastąpił  w Sylwestra, bo jej przyjaciółka kilka lat wcześniej rodziła właśnie w  Sylwestra, noworodek był wcześniakiem, wylądował w inkubatorze, w którym  ustawiono zbyt wysoką  temperaturę i dziecko było straszliwie przegrzane i calutkie w potówkach,  a nim się  personel świętujący północ zorientował, część tych potówek już podeszła płynem surowiczym i  maluszek spędził w szpitalu miesiąc a jego mama  musiała przyjeżdżać na karmienia.
Helena i Mietek przyglądali się temu wszystkiemu z dystansu, oboje  zadowoleni, że im takie  atrakcje  nie grożą. Bez wielkiego pośpiechu meblowali teraz  warszawskie mieszkanie. Mietek miał ciągoty, by kupić meble robione  na zamówienie, ale Helena dość brutalnie ściągnęła go na ziemię, mówiąc,  że ten pomysł jest bez sensu- primo- ceny były jakby  z Księżyca, teoretycznie  czekać trzeba było na nie trzy miesiące, tyle tylko, że producent  nie był w stanie zagwarantować czy dadzą radę wykonać je w 3 miesiące a poza tym może warto spojrzeć w ich metryki- ich meble nie  muszą przetrzymać jeszcze kolejnego pokolenia użytkowników, oni potomstwa  nie mają i nikomu ich nie zostawią w spadku. 
Dziesiątego stycznia zawartość  brzucha Krystyny  postanowiła wydostać się na świat. 
Wbrew ponurym przewidywaniom lekarz prowadzący Krystynę stwierdził, że poród powinien się odbyć siłami natury, wszak  Krystyna ma już za sobą dwa porody, więc da radę. A po porodzie  siłami natury szybciej dojdzie  do pełnej sprawności niż po cięciu  cesarskim. Co prawda rodziła te dzieciaki cały dzień, ale w sumie dobrze poszło. I nie była to ciąża bliźniacza, bo były jednak dwa łożyska, o czym już wiedziano wcześniej. I wieczorem Pierre mógł już poznać......kolejne  dwie córki.  Krystyna była nieco rozczarowana, wolałaby by się urodziło tym razem dwóch chłopców. Ale  Pierre twierdził, że jemu to wszystko jedno, grunt, że są dzieci  całe i zdrowe, bez wad i że obeszło się bez operacji. 
Krystyna nie  życzyła sobie, by mąż był przy porodzie i zobaczył swoje "trzy dziewczyny", gdy już były  " w pełni ucywilizowane", jak stwierdziła Krystyna. Jedna była nieco mniejsza i  miała  jaśniejsze włoski, po  mamie, jak stwierdził Pierre, gdy sprawozdawał Helenie i Mietkowi. 
Helena  zauważyła dobre strony faktu, że są dwie  dziewczynki - będą miały sukienki po starszych siostrach.
No to muszę jutro wyskoczyć po wózek podwójny - nie kupowałem wcześniej, bo się bałem, że może się urodzić tylko jedno dziecko. Helena podpowiedziała mu, żeby koniecznie uzgodnił z  Krystyną kolor wózka. A to nie wszystko jedno?- zdziwił się. Helena  stwierdziła, że teoretycznie tak, ale jeśli kupi w kolorze, którego Krystyna nie lubi to będzie musiał odmieniać wózek.
Pierre kręcił z niedowierzaniem głową, ale obiecał, że uzgodni z Krystyną  w jakim kolorze ma być wózek