wtorek, 16 lutego 2021

Czy to była miłość?

 Siedziały w Łazienkach nad stawem - z lewej strony widniał w oddali konny posąg Jana III Sobieskiego, z prawej widziały północną fasadę Pałacu na Wyspie. Było cicho, nieco sennie, ta strona Pałacu na Wyspie nie przyciągała turystów, choć taras schodzący do wody zdobiły dwa lwy z wodotryskami oraz dwa posągi gladiatorów, a tympanon nad portykiem gościł rzeźbę Minerwy i Marsa. Fasada odbijała się w bardzo spokojnej wodzie stawu. Stali mieszkańcy stawu gromadzili się po drugiej, południowej stronie pałacu, gdzie turyści paśli je kawałkami pieczywa.

 Była połowa września, który tego roku nie rozpieszczał ciepłem i słońcem  więc zieleń pomału zaczynała przegrywać z żółcią, złocistością, brązem.

Zastanawiam się- Elka wzięła oddech- dlaczego wyszłam za  Jaśka. Weronika spojrzała na nią ze zdziwieniem- teraz się  zastanawiasz? Było się nad tym zastanowić te drobne czterdzieści lat wcześniej, nim za niego wyszłaś. A teraz to jakby nieco już  zbyt późno na takie rozważania. Teraz to się co najwyżej  możesz zastanowić czy ci się rozwód opłaca. Tyle tylko, że wasze mieszkanie to raczej niepodzielne jest i jedno z was musiałoby się wyprowadzić. I pamiętaj o tym, że na przydziale mieszkania figuruje on, to on był członkiem tej spółdzielni, a o tym, że pieniądze na nie dostał od twoich rodziców to wie tylko kilka osób, ale z tych kilku osób to tylko ja bym świadczyła o tym, że tak było. Ale nie wiem , czy miałoby to jakiekolwiek znaczenie bo wiedziałam to tylko od twojej mamy. Czyli wiem "ze  słyszenia". Świadków przekazywania Jaśkowi pieniędzy to raczej nie ma. I wiesz co - gdybyście  sprzedali to mieszkanie to jego wartość nie starczy na dwie kawalerki. No może gdzieś pod Warszawą, ale nie w jakimś stosunkowo nowym domu. A tak dokładnie to co cię napadło? Pokłóciliście  się znowu?

Nie pokłóciliśmy się, tylko napisał do mnie Bogdan, przyjeżdża do Polski i chce się ze mną zobaczyć. A ja go kiedyś tak bardzo kochałam, mieliśmy się pobrać zaraz po mojej maturze. 

No tak- roześmiała się Weronika - jak się ma  osiemnaście lat to się na ogół jest przekonanym, że uczucie, którym darzysz chłopaka i on ciebie to jest miłość i to w najwyższym możliwym  gatunku. A miłości w tym tyle co kot napłakał, głównie to zmysły działają. O ile  pamiętam,  gdy wychodziłaś za mąż to miałaś już skończone 25 lat, a Bogdan był już od kilku lat gdzieś w Europie, na pewno nie w Polsce. A z Jaśkiem  już ze dwa lata się prowadzaliście.  I jeździliście razem na camping pod namiot i o ile pamiętam nie narzekałaś na jakieś braki z jego strony. No chyba, że mi opowiadałaś bajki.

Wiesz- ciągnęła  Elżbieta - łudziłam się ciągle, że Bogdan wróci, miał tylko roczny kontrakt, do końca twierdził, że mnie kocha.  Przerwał przecież z okazji  tego kontraktu studia,  wziął urlop dziekański.A przecież u nas studia były bezpłatne, a za granicą trzeba było płacić, więc na zdrowy rozum rzecz ujmując powinien był wrócić.

Weronika wzruszyła ramionami- no ale może on miał chory rozum - zostawił na lodzie  narzeczoną z niemal gotową suknią ślubną i wyznaczonym terminem ślubu. O ile pamiętam, to nie napisał do ciebie ani słowa, tylko zwyczajnie nie wrócił, a jego mamuśka teoretycznie "była wielce zaniepokojona" faktem, że nie wrócił po roku. Ale jakoś nie niepokoił jej fakt, że jej synalek zostawił pannę na lodzie. Natomiast bardzo go chwaliła za to, że ci dzieciaka nie zmajstrował, no a przecież mógł, skoro się tak bardzo chciał żenić z osiemnastolatką. I teraz sobie przypomniał, że ty istniejesz?  Po tylu latach? A skąd ten cud natury miał twój adres? Od Baśki Lucjanowej - spotkał ją w Hamburgu, gdy tam się okrętował mąż Baśki wyjaśniła Ela.   No tak, zapomniałam, że świat jest mały. A napisał chociaż po jakie licho chce się z tobą spotkać? Bo o ile się nie mylę to on stąd wyjechał ponad 40 lat temu. Na pewno Baśka mu mówiła, że jesteś mężatką, zresztą podała mu przecież twoje nazwisko po mężu. A Jaśkowi powiedziałaś, że niedoszły mąż chce cię odwiedzić?

Elżbieta skrzywiła się - no właśnie zastanawiam się jak mu to powiedzieć. Po polsku, Elu, po polsku, bo Jasiek żadnego obcego języka nie zna. Tylko uprzedź mnie, kiedy się będziesz wybierała na randkę z Bogdanem, to zapewnię ci alibi na spotkanie w  kawiarni lub restauracji, na nockę w hotelu to raczej nie.  A może po prostu zaproś Bogdana do was do domu. Weronika zaśmiała się- właśnie sobie uzmysłowiłam, że Jasiek i Bogdan są w tym samym wieku,czyli o pięć lat od ciebie i ode mnie starsi. Popatrz, my już jesteśmy stare, a oni mają te pięć lat więcej od nas na karku. Do ciebie  to chyba nie dotarło, że dzisiejszy Bogdan to równolatek Jaśka, a Jasiek właśnie dopiero co skończył siedemdziesiątkę, którą niedawno u was czciliśmy, a przez to że byliśmy samochodem to nawet kieliszka wina  nie wypiłam. 

Wiesz- perorowała nadal Weronika- gdybym znała Bogdana, to zaprosiłabym was oboje i jego do nas, ale ja go na oczy nie widziałam, bo myśmy się  spotkały po raz pierwszy zaraz po tym jak  ten artysta  wyjechał z Polski i zostawił cię z suknią ślubną. Ela, zrobisz jak zechcesz, ale ja osobiście   z takim  facetem już nigdy bym  nie chciała się zobaczyć. Skoro dla niego kontrakt w jakimś zespole muzycznym był ważniejszy od dziewczyny, którą podobno kochał i z którą chciał się żenić to o czym  tu mówić. Przecież on nie był zawodowym muzykiem, był na architekturze. A po tym kierunku to się raczej na saksofonie nie gra po knajpach.

Chodź Elu, pójdziemy do Trou Madame, napijemy się kawy i obskoczymy jakiś deserek. To godzina w sam raz na kawę. W kawiarnianym ogródku było jeszcze kilka wolnych stolików a pomiędzy nimi kręciły się wróble, które wcale nie bały się kawiarnianych gości. Były wręcz bezczelne, siadały na blatach nawet zastawionych stolików, przy których siedzieli kawiarniani goście.

A kiedy ten twój były amant przyjedzie?- dopytywała się Weronika. Ela wzruszyła ramionami - nie mam pojęcia, bo on chyba jeszcze sam nie wie kiedy tu będzie. A napisał po co tu przyjeżdża- Weronika z natury była dociekliwa i usiłowała uściślić cel wizyty  Bogdana w Polsce.  Tak naprawdę to nie wiem- stwierdziła  Elżbieta- pisał nieco mętnie, że chciałby się wybrać  na Powązki, bo ich grób rodzinny jest niedaleko  naszego grobu rodzinnego a on nie  może nigdzie odnaleźć "adresu" więc chciałby bym mu dała namiary no i najlepiej bym z nim tam pojechała.

Nooo, to będzie wielce romantyczne spotkanie - na cmentarzu, w jesiennej aurze. I chyba całkiem długi spacer ci się trafi, z tego co pamiętam. Bo ten wasz rodzinny grób to jakoś daleko, w głębi cmentarza jest. To on już tu nie ma  żyjącej rodziny?  

Wygląda  na to, że raczej nie.  Jego matka wyprowadziła się z Podkowy Leśnej jeszcze nim wyszłam za mąż za Jaśka.  I chociaż byliśmy sąsiadami , przecież nasze ogrody graniczyły ze sobą, to nawet słowa nie pisnęła, że ma zamiar się wyprowadzić. Po prostu pewnego dnia przyjechały dwa wozy meblowe i zaczęli wszystko już popakowane wynosić  do samochodów. A było tego sporo, w końcu mieszkali w tym domu od końca wojny, a na końcu przyjechała taksówka i moja niedoszła teściowa, nawet nie pokiwawszy nam ręką wsiadła i odjechała. Moja mama  była oburzona a ojciec tylko ręką machnął i stwierdził, że nigdy tej "baby" nie lubił i nie podjął z mamą żadnej dyskusji w tym temacie.

Elka, a napisał ci  adres zwrotny na kopercie? Bo tak naprawdę to chyba po prostu napisz mu dokładnie jak ma trafić do tego grobu rodzinnego i niech się sam z tym buja. Na mój  rozum, to raczej nie masz wobec tego faceta żadnych zobowiązań, dostałaś od niego przez te wszystkie lata choćby jeden list czy też widokówkę z pozdrowieniami? Najlepiej przypomnij sobie  co przeżyłaś gdy ten twój ukochany poinformował cię, że wyjeżdża na rok, więc ślub trzeba odłożyć. Skakałaś wtedy z radości czy raczej płakałaś ilekroć sobie wspomniałaś tego gada? Bo ja pamiętam, że często wtedy płakałaś.

Masz rację, ale  jakoś tak zachciało mi się zobaczyć go jak teraz wygląda. Weronika popatrzyła na nią jak na osobę z całkiem poważnym niedorozwojem intelektualnym - nie obraź się, ale masz głupie  pomysły. Weź nasze zdjęcia z tamtego okresu, popatrz na zdjęcie a potem w lustro - ktoś kto nas nie widział ani razu w trakcie tych minionych  czterdziestu lat nie odgadnie, że  osoba na zdjęciu i ta stojąca obok to jedna i ta sama osoba.  Czas zmienia nas  zewnętrznie a wszystko co przeżyłyśmy zmienia naszą psychikę. My sprzed czterdziestu lat i my teraz to dwie zupełnie różne kobiety.  Patrzę w lustro i dzień w dzień zastanawiam się gdzie  się podziała ta wiotka brunetka uczesana w koński ogon, w błękitnej sukience w białe duże grochy, z głębokim dekoltem, na wysokich  szpilkach. Zamykam oczy i mam nadzieję, że ją zobaczę gdy je otworzę - a tu nic z tego, nadal w lustrze widzę podstarzałą brunetką, której czerń włosów jest osiągnięta dzięki farbie do włosów, a twarz widoczna jest  głównie dzięki odpowiedniemu makijażowi. O figurze to już nawet wolę nie wspominać - zwiewna nie jest. Nadwaga trzyma się dobrze.  Więc myślę, że Boguś, który raczej nie stosuje farby do włosów ani tak zmyślnych kosmetyków jak my, a te 40 lat temu już miał tendencje do tycia, zapewne też nie wygląda porywająco. Lepiej zachowaj w pamięci tamten jego wygląd, lepiej mieć estetyczne wspomnienia. I przypomnij sobie, dlaczego wydałaś się za Jaśka. Bo ja pamiętam co mi wtedy powiedziałaś - to było coś z zakresu mądrości ludowych typu "lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu", bo miałaś już dość samotności i domu rodzinnego. A ja byłam wtedy już cztery lata po ślubie i Baśka już też była zamężna, ba nawet już miała dziecko. Większość naszych koleżanek była "zaobrączkowana". I każda twierdziła, że to był ślub tylko i wyłącznie z wielkiej miłości.  W tym połowa głównie dlatego, że dziecko było w drodze.  Potem, po tej fali ślubów nastąpiła fala rozwodów. Popatrz - a ty i ja jakoś się nie rozwiodłyśmy. Więc może jednak nas połączyła z naszymi facetami właśnie miłość?  I ty i ja spotykałyśmy potem na naszej drodze różnych naprawdę niezłych facetów - nie myślę tu o tych, którzy też byli w tym czasie w trwałych związkach - myślę o tych, którzy byli wolni,  na etapie układania sobie życia na nowo. Często stawali się naszymi przyjaciółmi, mało tego że naszymi - przyjaźnili się też z naszymi mężami, więc coś nas jednak przy tych naszych mężach  trzymało. Na pewno nie sama lojalność, musiało to być jednak coś więcej.

                                                                       c.d.n.


I jak zwykle-  ;) lub ;(