środa, 5 września 2018

Przyjaciółki - VI

Był początek lat 70'. Nowa z mężem wreszcie zamieszkali we własnym mieszkaniu.
Wreszcie pensja  Nowej nie szła na wynajęcie  mieszkania, oboje mieli wiele radości
z meblowania, choć z perspektywy czasu można ocenić, że meblowanie w tamtych
czasach raczej przyprawiało o ból głowy niż o radość. Kanapę  i dwa fotele do
dziennego pokoju kupili dzięki przyjaciołom, którzy się akurat też meblowali ( i to
w tym samym bloku), a którzy byli objęci kredytem dla młodych małżeństw.
"Młody mąż" stał niemal całą dobę w kolejce pod domem meblowym "Emilia" i
nawet ma pamiątkę w postaci zdjęcia w codziennej gazecie.
Co prawda kanapa była tylko kanapą, nie rozkładaną, ale i tak Nowa z mężem
cieszyli się z tego zakupu.
Pomału przybywało w domu sprzętów różnorakich i oboje czuli się wreszcie
szczęśliwi, choć  wszystkie zakupy żywnościowe, nawet pieczywo, trzeba było
przywozić  "z miasta", autobusem  zatłoczonym do granic wytrzymałości pojazdu.
Do pracy  i z pracy mąż nowej chodził na piechotę, pokonując dziennie 10 km.
Zabierało   to tyle samo czasu co przejazd na tej trasie aż dwoma autobusami
w strasznym tłoku ale mimo wszystko było milsze.
Nowa jeżdżąc do pracy jechała wpierw autobusem 3 przystanki w przeciwnym
kierunku  by  móc dostać się do autobusu jadącego w stronę centrum i tam przesiąść
się w kolejny autobus.
A tak w linii prostej odległość do jej miejsca pracy to było tylko 8 km.
Lusia kolejny raz zmieniła pracę, jako że częsta zmiana miejsca pracy  dawała
wtedy możliwość podwyższenia swoich zarobków.
Dryblas nadal tkwił na etacie kierownika działu gospodarczego, nadal też Lusia
redagowała mu różne służbowe notatki i pisma.
W czwórkę spotykali się bardzo rzadko, przeważnie wtedy, gdy możliwy był
całodzienny pobyt na łonie natury - panowie szli na tereny sportowe grać
w siatkówkę (potrafili tak grać  sześć godzin bez przerwy) a Lusia z Nową
plotkowały na  kocu koło basenu.
Pogawędki na ogół omijały temat drażliwy, czyli zachowanie Dryblasa wobec Lusi
i jej mamy.
Lusia któregoś dnia stwierdziła, że gdyby nie jej mama, to już dawno by się z domu
wyniosła, bo Dryblas potrafi być  agresywny.
Kilka razy ją  szarpnął, raz wypchnął z mieszkania na korytarz klatki schodowej i
często mówił przykre  rzeczy,  że on jest właścicielem tego mieszkania i one obie
nie mają tu nic do powiedzenia.
Słuchając tego Nowa wymyśliła, że jeżeli on jeszcze raz tak się zachowa, to Lusia
powinna mu uświadomić, że większość pieniędzy na to mieszkanie dostał od ojca
Lusi więc jeśli np. chce rozwodu to ona się na to zgodzi a sąd na podstawie
posiadanych  przez nią dokumentów przeprowadzi podział majątku.
Nowa wiedziała, że to tylko blef  bo zapiski ojca Lusi raczej nie miały wartości
dokumentu, ale nie takie rzeczy dobry adwokat potrafił załatwić, a ona znała takiego
bardzo dobrego adwokata. No a poza tym Dryblas do bystrzaków nie należał.
Ale nim Dryblas urządził w domu następną awanturę okazało się, że Mama Lusi jest
poważnie chora i musi poddać się leczeniu szpitalnemu.
Był to cios w żołądek Dryblasa,bo w domu gotowaniem zajmowała się nadal mama
Lusi, a Lusia co najwyżej nieco pomagała.
Lusia była tak zmartwiona, że żywiła się głównie kawą, herbatą i kanapkami poza
tym każdą wolną chwilę spędzała u matki w szpitalu.
 Głodny Dryblas zapoznał się nawet z....książką kucharską, choć wiele zdań było
dla niego trudnych do zrozumienia, np. zwrot "gotować na wolnym ogniu" lub
"usunąć zbierające się szumowiny" oraz  "poluzować kości i wytrybować".
Nawet nie bardzo miał się kogo dopytać, bo Lusia była albo w pracy albo u mamy
w szpitalu, a po powrocie zamykała się  w pokoju mamy i płakała.
Luśka  całkiem przytomnie wywiozła z domu wszystkie posiadane precjoza i co
ważniejsze  dokumenty i zapiski swego ojca. Wiedziała, że mama gdzieś schowała
te swoje 500 $ na  "czarną godzinę", ale ich nie znalazła.
Lusia z Nową na zmianę siedziały przy chorej w szpitalu,  obie  dobrze wiedziały,
że chora zbliża się do kresu życia i nic ani nikt już nie pomoże.
Pogrzeb uzewnętrznił tylko problemy rodzinne, Lusia miała kłopot z pochowaniem
matki w rodzinnym grobowcu, w którym był pochowany jej ojciec.
Rzecz wiadoma- jedyne w czym na ogół rodzina pomaga to w wydawaniu pieniędzy.
Bo pieniądze to chętnie przyjmie, ale w niczym nie pomoże.
Nowa tylko cieszyła się po cichutku, że właściwie jej rodzina jest rozrzucona po
całej Polsce a tu nie ma żadnej bliskiej rodziny ani jakiegoś rodzinnego grobu,
więc jeden kłopot  z głowy.
W pracy Lusia dostała "propozycję nie do odparcia" -skierowanie na studia na  UW,
na prawo administracyjne. Młody, ponoć wielce przystojny i sympatyczny kierownik
działu kadr wezwał któregoś dnia Lusię do siebie i oznajmił, że jeśli ma ona nadal
pracować na obecnym stanowisku to musi uzupełnić nieco wykształcenie.
Lusię to  przeraziło, ale właściwie nie miała wyboru, musiała na te studia pójść.
Dryblas zareagował na tę wiadomość nerwowo - wpierw  stwierdził, że takie studia
wieczorowe to nic nie dają, potem, że fajnie, bo może ona tam kogoś pozna i może
się z domu wyniesie.
Co prawda następnego dnia przeprosił Lusię, że tylko tak żartował, bo nie będzie
mu miło siedzieć wieczorami samotnie w domu, ale niestety te słowa niczego już
nie zmieniły.
                                                            c.d.n.