sobota, 17 czerwca 2023

Lek na wszystko?- 140

 Alina przez  długą  chwilę spoglądała na przemian na Pawła i na trzymaną w  rękach niedużą, srebrną paterę z tortem. Świeczki mrugały do niej porozumiewawczo a ich płomyczki stawały  się coraz  bardziej rozmazane.  Paweł wyciągnął z kieszeni małą paczkę  chusteczek, wyjął jedną i delikatnie ocierał kapiące z jej oczu łzy mówiąc - przepraszam,  chciałem ci sprawić przyjemność a nie przyprawić cię  o łzy! Po prostu  niezdara jestem, przepraszam!  Daj ten tort, pokroję go - tu pewnie masz jakiś nóż? - spytał  wskazując na  szufladę pod blatem. 

Alina zabrała mu z ręki chusteczkę i otarła łzy mówiąc - nie jesteś  niezdarą, po prostu  mnie ogromnie wzruszyłeś, już  dawno nikt nie  obchodził w ten  sposób moich urodzin. Każdy, nie wiem po co, czci imieniny, a nie urodziny, które są naprawdę  bardziej osobistym  świętem niż  imieniny. A noże są w głębi  szuflady, tak żeby  nie  wpadły przypadkiem w  ręce  dziecka gdy mu  się uda  ją otworzyć. To ja  cię przepraszam, że się zachowuję jak debilka, ale ostatnich kilka  miesięcy wytrąciło mnie  z równowagi.

Każdego wytrąciłyby takie  wydarzenia  z równowagi - a ty światu  nie pokazywałaś łez, pewnie wylewając  je w ukryciu, przed  dzieckiem  zwłaszcza.  Alina machnęła  ręką - te moje łzy w tej  chwili to nie są łzy za czymś lub  za kimś, ja  się po prostu wzruszyłam twoim pomysłem i  dziełem.  Sam zrobiłeś ten tort?  Paweł pokiwał głową - tak,  mama co roku robiła taki tort na moje urodziny, a ja wymyśliłem , że zrobię dla nas  wspólny tort. To jest tort bezowo- migdałowy z masą czekoladową. Najważniejsze, że udało mi  się kupić taką małą tortownicę. Bo mamy tortownica  została na  wyposażeniu  gdańskiego mieszkania.

Alina przypatrywała się Pawłowi z uwagą, w końcu powiedziała - pierwszy raz widzę cię tak z bliska i to tak "w  cztery oczy" - czuję się tak, jakbym cię  zobaczyła pierwszy raz.  I co? ujdzie  w tłoku?- zapytał Paweł. Alina roześmiała  się -raczej nie, bo jest z ciebie bardzo przystojny osobnik i bardzo jesteś do Jacka podobny - trudno byłoby mu się wyprzeć, że nie jesteście jednej krwi.  

No fakt -wszyscy, którzy  znają nas obu tak mówią,  a geny  to potwierdziły - roześmiał  się  Paweł.  No  a co jeszcze zauważyłaś, bo gdy tak mi  się przypatrujesz  czuję się jakbym był poddawany tomografii komputerowej z kontrastem. 

Alina roześmiała się -wygląda , że  wszystko funkcjonuje prawidłowo, tylko że ja nie mam zbyt wielkiego pojęcia o medycynie. Mogę tylko powiedzieć, że czuję się w twoim towarzystwie bezpiecznie i jestem spokojna, nie doszukuję się ukrytych znaczeń w tym co mówisz i jest to dla mnie miłe novum, bo przez cały czas trwania małżeństwa  musiałam  się  zastanawiać nad ukrytym sensem tego co "były" do mnie mówił.  Paweł,  ty pewnie wiesz, że ja jestem obciążona nieuleczalną  chorobą i końca życia  będę musiała brać lek, więc....

Wiem, przerwał jej Paweł, wszyscy to z naszego grona  wiemy. Spędziłem dość  sporo czasu w  czytelni biblioteki  medycznej, rozmawiałem też z lekarzem o tym. Będę pilnował byś stale brała lek i będę dbał o twoją stabilność psychiczną i nie będę ci przysparzał sytuacji destabilizujących, jeżeli oczywiście mi na to pozwolisz. Nie przeraża ani nie  zraża mnie to, że masz chorobę afektywną, dwubiegunową. Naprawdę kocham cię od  roku i mam cichutką nadzieję, że mnie  z czasem polubisz. A to, że jestem od ciebie cztery lata młodszy teraz już nie ma żadnego znaczenia. Twój synek już dawno mnie polubił. Będę robił wszystko, żeby tobie i jemu było ze mną dobrze.

Mój ojciec wie o moich uczuciach względem ciebie i nie dziwi go mój wybór. Nie wiem skąd,  ale on wiedział, że wasze małżeństwo nie przetrwa długo. Może widywał gdzieś Krisa z jakimiś panienkami, nie mam pojęcia. Ale cały czas bardzo pilnował bym ja cię nie zaczął uwodzić - "bo nie wyrywa  się mężatek". I zdaję  sobie  sprawę  z tego, że może zjawiam  się za wcześnie w twoim życiu, bo tak zaraz  po rozwodzie i możesz mnie po prostu wyrzucić. Ale naprawdę pragnę być z tobą i Tadziem, chcę  się wami opiekować. Nie  "z doskoku" w razie potrzeby, ale codziennie, 24 godziny na dobę. A tak mniej skomplikowanie  mówiąc - chcę cię prosić, byś została moją  żoną.  Umiem w domu wszystko zrobić, mama nauczyła mnie  wszystkiego. I gdyby jeszcze żyła to wiem, że zostałybyście prawdziwymi przyjaciółkami.

Pawełku, ja cię bardzo lubię, chociaż na początku nie lubiłam Jacka, nie lubiłam i ciebie, bo zwyczajnie  byłam zazdrosna o uwagę, którą wam poświęca Teresa. Bo bałam się, że przestanie wtedy przyjaźnić  się ze mną. Ale to ona odkryła, że jestem prawdopodobnie  chora, ona kazała Krisowi by mnie  zapisał do lekarza, ona mu zrobiła  jego zdaniem awanturę,  że nie pilnuje bym brała lek jak i o to, że mnie nie  wspiera i nie dostrzega poprawy. Nie mam już żadnej bliskiej rodziny i uważam  Teresę za swoją siostrę, której nigdy nie miałam. I rano, lub wieczorem na basenie opowiem jej o tym wszystkim co się tu teraz u nas dzieje. Paweł wziął jej dłoń, przytulił do swego policzka i powiedział - powiedziałaś "u nas", dla mnie to brzmi cudownie. Jestem w pewnym  sensie dłużnikiem Tesi - zrobiła dla mnie takie piękne przyjęcie  z okazji mojej magisterki, ona czasem przypomina  mi moją mamę. A mój ojciec Tesię i Kazika traktuje tak jakby to były jego dzieci a Alek prawdziwym jego wnuczkiem. Tadzia też już "uwnuczkowił". 

A mnie tata Tesi pozwala bym mówiła do niego "tato" i to jest dla mnie piękne. Kiedyś mi powiedział, że więzy krwi są tak naprawdę mało istotne. Mając takie pozwolenie nieomal cieszę  się, że mój ojciec  już nie żyje, bo nie da się ukryć, że nie był łatwy w życiu rodzinnym - był szalenie apodyktycznym  facetem i często doprowadzał mamę do łez, a mnie  do wściekłości.

Paweł zerknął na zegarek - już północ, już jesteśmy po naszych urodzinach. Czy ty aby nie powinnaś już iść spać? Na którą idziesz  do pracy?  Na ósmą, ale muszę  wstać o siódmej. Śniadanie mały je  w żłobku, w większym gronie lepiej mu to idzie. Wychodzimy z  domu  za dwadzieścia ósma, docieramy za pięć  ósma. Ja jem w domu, bo muszę  wszak łyknąć tabletkę. A ty na którą jeździsz?   

Ja jadę na dziewiątą, ale muszę  się  jeszcze przebrać, nie chodzę w  dżinsach do pracy. Normalnie  to wstaję o 7,30 . Jem w pracy, bo tak rano to jakoś nie umiem. Biorę  sobie  do pracy  pierwsze i drugie śniadanie, bo pracuję 9,00 -16,00 o ile nie ma żadnej awarii, bo i to się zdarza. Kiedyś to nawet do domu nie  wróciłem, bo skończyłem zabawę o 5 rano, więc  tylko sobie  zrobiłem mocną kawę i posiedziałem w robocie do południa, gdy już miałem pewność, że wszystko gra. Ale to się rzadko zdarza - na  szczęście. To teraz dam ci już spokój i pojadę do siebie.  O której wyjdziesz  z pracy?  Z reguły to wychodzę 15 lub 20 po szesnastej - muszę wszak wpierw dać  się wycałować, potem dziecko ubrać. No to w takim razie ja po was przyjadę i pojedziemy do mnie na obiad. Funkcjonuję na patencie Tesi - wyciągnij z  zamrażalnika, rozmroź w mikrofali, odgrzej w garnku lub w piekarniku. Będę o tobie  tej nocy  śnił. Ujął jej twarz w  dłonie i ucałował ją w usta. Minutę później wyszedł z mieszkania Aliny. A Alina stała nadal i palcem przejeżdżała po swoich ustach, a w głowie stukała jedna myśl - przecież mogłaś go zatrzymać. W minutę potem oprzytomniała i pomyślała trzeźwo - nie mogłam - on był w dżinsach.

Leżąc już w swoim łóżku rozmyślała  - cztery lata młodszy, ale w tym wieku to już nie problem. Nie podejrzewałam go o to, że  choć trochę go obchodzę. Ciekawe co powie na to Teresa. A może wiedziała o tym? Czuję  się tak, jakby mi się to wszystko tylko przyśniło. W kuchni , gdy chciała schować  do lodówki  paterę z resztką tortu zauważyła,że do patery jest przymocowana jego wizytówka  a na niej odręczny dopisek - prezentem jest patera, a nie torcik, o czym zapomniałem ci powiedzieć, Paweł. No wariat kompletny wariat, wydał na to sporo forsy, przecież to srebro! Obejrzała dokładnie paterę, szybko sięgnęła po komórkę i wysłała do Pawła  wiadomość - patera jest śliczna, ale  chyba zwariowałeś obdarowując  mnie tak drogim prezentem! Porozmawiamy o tym gdy się zobaczymy. Ala.

Nim  zasnęła przeanalizowała dokładnie niemal każde słowo, które do niej powiedział, by na końcu samą siebie obrugać, że koniecznie  chce  znaleźć "drugie dno", bo życie z Krisem ją tego nauczyło. I że Paweł to nie Kris, u którego każde słowo miało kilka znaczeń, zależnie od okoliczności, w których je powiedział.

Rano, gdy zaterkotał budzik Alina wstała półprzytomna. W ramach śniadania "wykończyła" torcik, który nadal  jej szalenie  smakował, zażyła tabletkę, wypiła "cienkie kakao", obudziła i ubrała Tadzia i jak zwykle poszli spacerkiem do żłobka. W pracy była nieco rozkojarzona, no  ale nie było to nic dziwnego, bo po wieczornych rozmowach z Pawłem  długo nie mogła  zasnąć. Zastanawiała  się, czy Paweł rzeczywiście po nich przyjedzie i zabierze do siebie na obiad. Gdy skończyła pracę i poszła na  salę by zabrać Tadzia do szatni i go ubrać, przez oszklone  drzwi wejściowe  dostrzegła Pawła. Ubierając dziecko powiedziała, że zaraz pojadą do domu wujka Pawła na obiad. Lubię wujka Pawła - powiadomiło ją dziecko. No to świetnie, nie  zapomnij się ładnie z  wujkiem przywitać. Idąc do drzwi wyjściowych widziała, że Paweł stoi przy furtce i wpatruje  się w drzwi. Wyszła razem z dzieckiem a wtedy Paweł przykucnął przy furtce i otworzył ręce jednocześnie wołając dziecko. Tadzik  wyrwał swą rączkę z ręki Aliny i pobiegł do Pawła, który go złapał i podniósł wysoko do góry, a potem  do siebie przytulił i ucałował. Zaczekał aż podeszła do nich Alina, pochylił się lekko do niej i cmoknął w policzek, a potem powiedział - stoję na parkingu, tu musiałbym stanąć połową samochodu na chodniku i tarasować ludziom  chodnik.

Gdy wsiedli do samochodu powiedział - dziś obiad u mnie i będzie na nim ojciec, jutro pójdziemy na obiad do niego. Gotujemy z ojcem na  zmianę. Nawet sobie nie  wyobrażasz jak  się ucieszył, że wy dziś będziecie na obiedzie! A w soboty i niedziele będziemy obiadować u ciebie, będziemy gotować razem ty i ja, o ile nie będziemy gdzieś jeździć na jakieś wycieczki. Na jutro jestem umówiony na montaż fotelika dla Tadzia. Już go kupiłem, jutro wyskoczę w ciągu dnia na montaż. Ten fotelik, który jest w  samochodzie Krisa też powinien być wymieniony, wiem  to od Kazika. No ale podejrzewam że pan mecenas nie przewiduje wożenia dziecka- i dobrze  robi- nie jest godzien tego by mieć dziecko. Mały bardzo się ucieszył, gdy przyjechali do Pawła, bo tam już urzędował dziadek  Jacek. Jacek wpierw objął Alinę i coś jej chwilę  szeptał do ucha, potem przytulił Tadzia i zaczął go rozbierać, mówiąc, że już się za nim bardzo stęsknił. Gdy już usiedli do stołu okazało się, że dla Tadzia jest wysokie krzesełko by mógł razem ze  wszystkimi siedzieć przy  stole. Widząc zdziwienie Aliny Jacek powiedział - byłem  dziś na Ursynowie  w sklepie z używanymi dziecięcymi akcesoriami - tam jest  wszystko,  aż  dziw,  że nie można tam kupić używanego dziecka w bardzo dobrym  stanie. Po prostu dzieciaki bardzo  szybko rosną i czasem dwa razy w  roku trzeba wymienić jakiś sprzęt. To fajny sklep, bo można  również w nim jakiś sprzęt wypożyczyć- np. jakiś wózek typu parasolka. Alina  westchnęła  - Tesia zawyrokowała, że panu mecenasowi szybko minie miłość ojcowska, a ona zna pana mecenasa znacznie  dłużej niż ja, bo Kazik i Kris znają ją od  chwili jej pojawienia  się na tym świecie.

Jacek wypytywał  się jak  się Alinie pracuje, jak Tadzik  się  czuje  w żłobku, cieszył się, że psychoterapeuta stwierdził, że kuracja   zakończona i to z pomyślnym wynikiem,  że Alina ma bliziutko do pracy. A potem dodał - a najwięcej to ja  się cieszę z rozwodu pana mecenasa. Bo nawet jeśli dziecko odziedziczy jego pewne  cechy, to nie będzie pod wpływem tego pana na  co dzień i one się nie  rozwiną. I byłoby świetnie, gdyby jak najrzadziej bywał bo wtedy będzie "podkładka", gdy ktoś, z kim będziesz na stałe będzie  chciał dziecko usynowić.  Alina stwierdziła, że być może praca, którą teraz wykonuje nie jest porywająca,  ale ma tę  zaletę, że jest bardzo blisko miejsca  zamieszkania, że jeżeli Tesia będzie  chciała wrócić do pracy w sposób czynny to nie będzie  problemu z miejscem w przedszkolu, bo ona je  załatwi.

Ale Kazik jest wrogiem takiego rozwiązania a tak ogólnie to trudno pod tą szerokością geograficzną planować coś długoterminowo, bo może Kazik będzie pracował w innym kraju i wtedy nie będzie problemu z przedszkolem. Wiesz kochanie- powiedział Paweł - my wtedy też wyjedziemy tam, gdzie będą oni.  I albo pojedzie od razu cała wycieczka albo się pojedzie na raty- np. wpierw Kazik i ja żeby tam  wszystko przygotować a potem reszta. Tesi też  się tam  szalenie podobało.

                                                                 c.d.n.