Alina przez długą chwilę spoglądała na przemian na Pawła i na trzymaną w rękach niedużą, srebrną paterę z tortem. Świeczki mrugały do niej porozumiewawczo a ich płomyczki stawały się coraz bardziej rozmazane. Paweł wyciągnął z kieszeni małą paczkę chusteczek, wyjął jedną i delikatnie ocierał kapiące z jej oczu łzy mówiąc - przepraszam, chciałem ci sprawić przyjemność a nie przyprawić cię o łzy! Po prostu niezdara jestem, przepraszam! Daj ten tort, pokroję go - tu pewnie masz jakiś nóż? - spytał wskazując na szufladę pod blatem.
Alina zabrała mu z ręki chusteczkę i otarła łzy mówiąc - nie jesteś niezdarą, po prostu mnie ogromnie wzruszyłeś, już dawno nikt nie obchodził w ten sposób moich urodzin. Każdy, nie wiem po co, czci imieniny, a nie urodziny, które są naprawdę bardziej osobistym świętem niż imieniny. A noże są w głębi szuflady, tak żeby nie wpadły przypadkiem w ręce dziecka gdy mu się uda ją otworzyć. To ja cię przepraszam, że się zachowuję jak debilka, ale ostatnich kilka miesięcy wytrąciło mnie z równowagi.
Każdego wytrąciłyby takie wydarzenia z równowagi - a ty światu nie pokazywałaś łez, pewnie wylewając je w ukryciu, przed dzieckiem zwłaszcza. Alina machnęła ręką - te moje łzy w tej chwili to nie są łzy za czymś lub za kimś, ja się po prostu wzruszyłam twoim pomysłem i dziełem. Sam zrobiłeś ten tort? Paweł pokiwał głową - tak, mama co roku robiła taki tort na moje urodziny, a ja wymyśliłem , że zrobię dla nas wspólny tort. To jest tort bezowo- migdałowy z masą czekoladową. Najważniejsze, że udało mi się kupić taką małą tortownicę. Bo mamy tortownica została na wyposażeniu gdańskiego mieszkania.
Alina przypatrywała się Pawłowi z uwagą, w końcu powiedziała - pierwszy raz widzę cię tak z bliska i to tak "w cztery oczy" - czuję się tak, jakbym cię zobaczyła pierwszy raz. I co? ujdzie w tłoku?- zapytał Paweł. Alina roześmiała się -raczej nie, bo jest z ciebie bardzo przystojny osobnik i bardzo jesteś do Jacka podobny - trudno byłoby mu się wyprzeć, że nie jesteście jednej krwi.
No fakt -wszyscy, którzy znają nas obu tak mówią, a geny to potwierdziły - roześmiał się Paweł. No a co jeszcze zauważyłaś, bo gdy tak mi się przypatrujesz czuję się jakbym był poddawany tomografii komputerowej z kontrastem.
Alina roześmiała się -wygląda , że wszystko funkcjonuje prawidłowo, tylko że ja nie mam zbyt wielkiego pojęcia o medycynie. Mogę tylko powiedzieć, że czuję się w twoim towarzystwie bezpiecznie i jestem spokojna, nie doszukuję się ukrytych znaczeń w tym co mówisz i jest to dla mnie miłe novum, bo przez cały czas trwania małżeństwa musiałam się zastanawiać nad ukrytym sensem tego co "były" do mnie mówił. Paweł, ty pewnie wiesz, że ja jestem obciążona nieuleczalną chorobą i końca życia będę musiała brać lek, więc....
Wiem, przerwał jej Paweł, wszyscy to z naszego grona wiemy. Spędziłem dość sporo czasu w czytelni biblioteki medycznej, rozmawiałem też z lekarzem o tym. Będę pilnował byś stale brała lek i będę dbał o twoją stabilność psychiczną i nie będę ci przysparzał sytuacji destabilizujących, jeżeli oczywiście mi na to pozwolisz. Nie przeraża ani nie zraża mnie to, że masz chorobę afektywną, dwubiegunową. Naprawdę kocham cię od roku i mam cichutką nadzieję, że mnie z czasem polubisz. A to, że jestem od ciebie cztery lata młodszy teraz już nie ma żadnego znaczenia. Twój synek już dawno mnie polubił. Będę robił wszystko, żeby tobie i jemu było ze mną dobrze.
Mój ojciec wie o moich uczuciach względem ciebie i nie dziwi go mój wybór. Nie wiem skąd, ale on wiedział, że wasze małżeństwo nie przetrwa długo. Może widywał gdzieś Krisa z jakimiś panienkami, nie mam pojęcia. Ale cały czas bardzo pilnował bym ja cię nie zaczął uwodzić - "bo nie wyrywa się mężatek". I zdaję sobie sprawę z tego, że może zjawiam się za wcześnie w twoim życiu, bo tak zaraz po rozwodzie i możesz mnie po prostu wyrzucić. Ale naprawdę pragnę być z tobą i Tadziem, chcę się wami opiekować. Nie "z doskoku" w razie potrzeby, ale codziennie, 24 godziny na dobę. A tak mniej skomplikowanie mówiąc - chcę cię prosić, byś została moją żoną. Umiem w domu wszystko zrobić, mama nauczyła mnie wszystkiego. I gdyby jeszcze żyła to wiem, że zostałybyście prawdziwymi przyjaciółkami.
Pawełku, ja cię bardzo lubię, chociaż na początku nie lubiłam Jacka, nie lubiłam i ciebie, bo zwyczajnie byłam zazdrosna o uwagę, którą wam poświęca Teresa. Bo bałam się, że przestanie wtedy przyjaźnić się ze mną. Ale to ona odkryła, że jestem prawdopodobnie chora, ona kazała Krisowi by mnie zapisał do lekarza, ona mu zrobiła jego zdaniem awanturę, że nie pilnuje bym brała lek jak i o to, że mnie nie wspiera i nie dostrzega poprawy. Nie mam już żadnej bliskiej rodziny i uważam Teresę za swoją siostrę, której nigdy nie miałam. I rano, lub wieczorem na basenie opowiem jej o tym wszystkim co się tu teraz u nas dzieje. Paweł wziął jej dłoń, przytulił do swego policzka i powiedział - powiedziałaś "u nas", dla mnie to brzmi cudownie. Jestem w pewnym sensie dłużnikiem Tesi - zrobiła dla mnie takie piękne przyjęcie z okazji mojej magisterki, ona czasem przypomina mi moją mamę. A mój ojciec Tesię i Kazika traktuje tak jakby to były jego dzieci a Alek prawdziwym jego wnuczkiem. Tadzia też już "uwnuczkowił".
A mnie tata Tesi pozwala bym mówiła do niego "tato" i to jest dla mnie piękne. Kiedyś mi powiedział, że więzy krwi są tak naprawdę mało istotne. Mając takie pozwolenie nieomal cieszę się, że mój ojciec już nie żyje, bo nie da się ukryć, że nie był łatwy w życiu rodzinnym - był szalenie apodyktycznym facetem i często doprowadzał mamę do łez, a mnie do wściekłości.
Paweł zerknął na zegarek - już północ, już jesteśmy po naszych urodzinach. Czy ty aby nie powinnaś już iść spać? Na którą idziesz do pracy? Na ósmą, ale muszę wstać o siódmej. Śniadanie mały je w żłobku, w większym gronie lepiej mu to idzie. Wychodzimy z domu za dwadzieścia ósma, docieramy za pięć ósma. Ja jem w domu, bo muszę wszak łyknąć tabletkę. A ty na którą jeździsz?
Ja jadę na dziewiątą, ale muszę się jeszcze przebrać, nie chodzę w dżinsach do pracy. Normalnie to wstaję o 7,30 . Jem w pracy, bo tak rano to jakoś nie umiem. Biorę sobie do pracy pierwsze i drugie śniadanie, bo pracuję 9,00 -16,00 o ile nie ma żadnej awarii, bo i to się zdarza. Kiedyś to nawet do domu nie wróciłem, bo skończyłem zabawę o 5 rano, więc tylko sobie zrobiłem mocną kawę i posiedziałem w robocie do południa, gdy już miałem pewność, że wszystko gra. Ale to się rzadko zdarza - na szczęście. To teraz dam ci już spokój i pojadę do siebie. O której wyjdziesz z pracy? Z reguły to wychodzę 15 lub 20 po szesnastej - muszę wszak wpierw dać się wycałować, potem dziecko ubrać. No to w takim razie ja po was przyjadę i pojedziemy do mnie na obiad. Funkcjonuję na patencie Tesi - wyciągnij z zamrażalnika, rozmroź w mikrofali, odgrzej w garnku lub w piekarniku. Będę o tobie tej nocy śnił. Ujął jej twarz w dłonie i ucałował ją w usta. Minutę później wyszedł z mieszkania Aliny. A Alina stała nadal i palcem przejeżdżała po swoich ustach, a w głowie stukała jedna myśl - przecież mogłaś go zatrzymać. W minutę potem oprzytomniała i pomyślała trzeźwo - nie mogłam - on był w dżinsach.
Leżąc już w swoim łóżku rozmyślała - cztery lata młodszy, ale w tym wieku to już nie problem. Nie podejrzewałam go o to, że choć trochę go obchodzę. Ciekawe co powie na to Teresa. A może wiedziała o tym? Czuję się tak, jakby mi się to wszystko tylko przyśniło. W kuchni , gdy chciała schować do lodówki paterę z resztką tortu zauważyła,że do patery jest przymocowana jego wizytówka a na niej odręczny dopisek - prezentem jest patera, a nie torcik, o czym zapomniałem ci powiedzieć, Paweł. No wariat kompletny wariat, wydał na to sporo forsy, przecież to srebro! Obejrzała dokładnie paterę, szybko sięgnęła po komórkę i wysłała do Pawła wiadomość - patera jest śliczna, ale chyba zwariowałeś obdarowując mnie tak drogim prezentem! Porozmawiamy o tym gdy się zobaczymy. Ala.
Nim zasnęła przeanalizowała dokładnie niemal każde słowo, które do niej powiedział, by na końcu samą siebie obrugać, że koniecznie chce znaleźć "drugie dno", bo życie z Krisem ją tego nauczyło. I że Paweł to nie Kris, u którego każde słowo miało kilka znaczeń, zależnie od okoliczności, w których je powiedział.
Rano, gdy zaterkotał budzik Alina wstała półprzytomna. W ramach śniadania "wykończyła" torcik, który nadal jej szalenie smakował, zażyła tabletkę, wypiła "cienkie kakao", obudziła i ubrała Tadzia i jak zwykle poszli spacerkiem do żłobka. W pracy była nieco rozkojarzona, no ale nie było to nic dziwnego, bo po wieczornych rozmowach z Pawłem długo nie mogła zasnąć. Zastanawiała się, czy Paweł rzeczywiście po nich przyjedzie i zabierze do siebie na obiad. Gdy skończyła pracę i poszła na salę by zabrać Tadzia do szatni i go ubrać, przez oszklone drzwi wejściowe dostrzegła Pawła. Ubierając dziecko powiedziała, że zaraz pojadą do domu wujka Pawła na obiad. Lubię wujka Pawła - powiadomiło ją dziecko. No to świetnie, nie zapomnij się ładnie z wujkiem przywitać. Idąc do drzwi wyjściowych widziała, że Paweł stoi przy furtce i wpatruje się w drzwi. Wyszła razem z dzieckiem a wtedy Paweł przykucnął przy furtce i otworzył ręce jednocześnie wołając dziecko. Tadzik wyrwał swą rączkę z ręki Aliny i pobiegł do Pawła, który go złapał i podniósł wysoko do góry, a potem do siebie przytulił i ucałował. Zaczekał aż podeszła do nich Alina, pochylił się lekko do niej i cmoknął w policzek, a potem powiedział - stoję na parkingu, tu musiałbym stanąć połową samochodu na chodniku i tarasować ludziom chodnik.
Gdy wsiedli do samochodu powiedział - dziś obiad u mnie i będzie na nim ojciec, jutro pójdziemy na obiad do niego. Gotujemy z ojcem na zmianę. Nawet sobie nie wyobrażasz jak się ucieszył, że wy dziś będziecie na obiedzie! A w soboty i niedziele będziemy obiadować u ciebie, będziemy gotować razem ty i ja, o ile nie będziemy gdzieś jeździć na jakieś wycieczki. Na jutro jestem umówiony na montaż fotelika dla Tadzia. Już go kupiłem, jutro wyskoczę w ciągu dnia na montaż. Ten fotelik, który jest w samochodzie Krisa też powinien być wymieniony, wiem to od Kazika. No ale podejrzewam że pan mecenas nie przewiduje wożenia dziecka- i dobrze robi- nie jest godzien tego by mieć dziecko. Mały bardzo się ucieszył, gdy przyjechali do Pawła, bo tam już urzędował dziadek Jacek. Jacek wpierw objął Alinę i coś jej chwilę szeptał do ucha, potem przytulił Tadzia i zaczął go rozbierać, mówiąc, że już się za nim bardzo stęsknił. Gdy już usiedli do stołu okazało się, że dla Tadzia jest wysokie krzesełko by mógł razem ze wszystkimi siedzieć przy stole. Widząc zdziwienie Aliny Jacek powiedział - byłem dziś na Ursynowie w sklepie z używanymi dziecięcymi akcesoriami - tam jest wszystko, aż dziw, że nie można tam kupić używanego dziecka w bardzo dobrym stanie. Po prostu dzieciaki bardzo szybko rosną i czasem dwa razy w roku trzeba wymienić jakiś sprzęt. To fajny sklep, bo można również w nim jakiś sprzęt wypożyczyć- np. jakiś wózek typu parasolka. Alina westchnęła - Tesia zawyrokowała, że panu mecenasowi szybko minie miłość ojcowska, a ona zna pana mecenasa znacznie dłużej niż ja, bo Kazik i Kris znają ją od chwili jej pojawienia się na tym świecie.
Jacek wypytywał się jak się Alinie pracuje, jak Tadzik się czuje w żłobku, cieszył się, że psychoterapeuta stwierdził, że kuracja zakończona i to z pomyślnym wynikiem, że Alina ma bliziutko do pracy. A potem dodał - a najwięcej to ja się cieszę z rozwodu pana mecenasa. Bo nawet jeśli dziecko odziedziczy jego pewne cechy, to nie będzie pod wpływem tego pana na co dzień i one się nie rozwiną. I byłoby świetnie, gdyby jak najrzadziej bywał bo wtedy będzie "podkładka", gdy ktoś, z kim będziesz na stałe będzie chciał dziecko usynowić. Alina stwierdziła, że być może praca, którą teraz wykonuje nie jest porywająca, ale ma tę zaletę, że jest bardzo blisko miejsca zamieszkania, że jeżeli Tesia będzie chciała wrócić do pracy w sposób czynny to nie będzie problemu z miejscem w przedszkolu, bo ona je załatwi.
Ale Kazik jest wrogiem takiego rozwiązania a tak ogólnie to trudno pod tą szerokością geograficzną planować coś długoterminowo, bo może Kazik będzie pracował w innym kraju i wtedy nie będzie problemu z przedszkolem. Wiesz kochanie- powiedział Paweł - my wtedy też wyjedziemy tam, gdzie będą oni. I albo pojedzie od razu cała wycieczka albo się pojedzie na raty- np. wpierw Kazik i ja żeby tam wszystko przygotować a potem reszta. Tesi też się tam szalenie podobało.
c.d.n.