środa, 29 czerwca 2022

Trudny wybór - 52

 Pośmieli  się  trochę, bo postanowili ubrać  się w kurtki jeszcze przed  wejściem do kolejki a rozbawiło  ich  to, że Linka i Tomek mieli oboje  kurtki szafirowe a Emil i Adela czerwone. A już myślałam, że tylko  my dwoje kupiliśmy  sobie kurtki w takim samym kolorze - śmiała  się Linka. Ja tu  widzę coś jeszcze zabawniejszego - jesteśmy jak  z jednej prywatki, to kurtki tego samego producenta, sprzedawane w dość ekskluzywnym sklepie - zauważył Emil. Ale co zrobić,  skoro wszędzie  kurtka dobra na mój  wzrost była za obszerna i wisiała na  mnie  jak  na wieszaku. Ja naprawdę nie mam  fioła na punkcie  markowych  ubrań,  ale gdy  kupuję markowe  dżinsy to nie jestem do  nich zbyt  chudy, a inne  mi  wiszą na tyłku. Dobrze, że nie  za często muszę porządnie  wyglądać. 

No fakt, problem  jest z tymi rozmiarami - do ślubu to  musiałem garnitur szyć u krawca- powiedział Tomek. Ha- a mnie  się udało -zmieniłem kuchnię meksykańską na polską i mam z tej  okazji garnitury  kupione jeszcze  w Meksyku.  Halina i Adela spojrzały po sobie - obie były wzrostu "prawie 160 cm", szczupłe i ciągle miały kłopot z gotową  konfekcją. Halina suknię ślubną miała  szytą na  zamówienie, a  Adela, która  miała  tylko ślub cywilny miała  szyty wcześniej kostiumik. Halinie, gdy szukała gotowej sukni doradzono, by poszukała w sklepach z odzieżą komunijną. No więc  szukała w Krakowie,  ale sukienki na jej wzrost nie przewidywały absolutnie czegoś  takiego jak biust. Więc  trzeba  było szyć sukienkę. 

Gdy wsiedli do  wagonika kolejki Emil od razu ogarnął Adelę ramieniem, Tomek zerknął i zrobił to samo z Linką. Dziewczyny stały obok siebie, mężowie za nimi obejmując je. Nie  wiem czy wiecie, ale  niedługo bardzo się  tu  zmieni - powiedział Tomek. Na  szczyt, jeśli  się ktoś uprze  będzie  się wjeżdżało aż trzema różnymi wagonikami. Etap pierwszy to będą 4-osobowe gondole do stacji "Start" skąd pojedzie się do Łomnickiego Stawu, gdzie  będzie całoroczny ośrodek - zimą  narciarski, latem letni i stamtąd małym 14 lub 15 osobowym  wagonikiem dojedzie  się na  szczyt. Tu już jest jeden  ekstremalny odcinek, bo ostatnie 1867m wagonik pokonuje bez podpór, jest  tylko na  linie. 300 metrów nad zerwami Łomnicy.I lubię ten  moment gdy  wagonik wjeżdża w  ścianę Łomnicy do końcowej  stacji.  Tu  wszystko  chodzi  jak  w zegarku, dostaniemy  karnety z godziną odjazdu. Tu jest nawet  jeden czteroosobowy apartament, w którym można przenocować  chyba  za 500€, ale myślę,  że nam jednak  szajba  nie  odbije. No, to szkoda że o tym nie wiedziałem - z poważną miną stwierdził Emil - przecież moglibyśmy tu  sobie zrobić noc poślubną. Ale nie  mam pojęcia jak wysokość apartamentu wpływa na potencję - podwyższa czy  wprost przeciwnie?  Zapewne gdyby tak się wybrać na Łomnicę per pedes to wątpię czy  nastąpiła  by konsumpcja  związku. Adelko, a  z kim tu byłaś  przedtem?- spytała Linka. Byłam służbowo - raz w 6 osób, a  raz w cztery. Byłam asystentką dyrektora- pewnie głównie  dlatego, że studiowałam prawo jako jedyna z sekretarek w ministerstwie. 

Raz to byłam na takiej dużej międzynarodowej konferencji w Czechosłowacji i na  zakończenie tu nas przywieźli, a ostatnio  z własnym dyrektorem gdy był zaproszony  na  rozmowy  w jednym z  zakładów i wtedy była nas   szóstka. I bardzo mi się podobała i Tatrzańska Łomnica i Stary  Smokowiec. Ale , jak widzę, to minęło kilka lat a tu się  bardzo a  bardzo zmieniło. Wszędzie coś się buduje. Nie wiem  tylko czy to akurat Tatrom służy. Popatrzcie, jedziemy niemal  pionowo,  zaraz koniec  trasy. Gdy jechałam tu pierwszy raz byłam nieco przerażona, każde drgnięcie wagonika na podporze przyprawiało mnie o szybsze tętno a świadomość, że  1867 metrów jesteśmy  bez żadnej  podpory aż mnie zatykała. A bałam  się nie śmierci, ale tego, że może nie umrę od  razu, ale  na przykład będę leżała ranna i zdychała z bólu. Wiesz, każdy z nas  boi  się  czegoś innego. Boję  się śmierci osób, które  kocham lub  bardzo lubię, to sprawiłoby mi długotrwały ból, no ale jeśli umrę to przecież nie będę sama za sobą rozpaczała. To będzie zadanie innych, nie  moje. 

Gdy wysiedli z kolejki Adela stuknęła łokciem Linkę i spytała - no i jak, serce w gardle? Nie, a spodziewałam się czegoś  gorszego - odpowiedziała. Więcej strachu miałam wjeżdżając na Kasprowy. Adela pokiwała  głową i  powiedziała - bo tu  miałaś   dobre towarzystwo, własnego męża i odpornych  na histerię znajomych. To teraz tylko pamiętaj żebyś nie patrzyła się w dół gdy staniesz  przy barierce i pod nogi, jeśli wyjdziesz na balkonik. Bo kratownica pod  stopami robi jednak wrażenie. Tak jak posadzka ze szkła. Teoretycznie wiesz, że to grube szkło i wszystko jest dawno obliczone i sprawdzone, ale gdzieś tam z tyłu głowy kołacze się świadomość, że przecież  szkło ma  zwyczaj się tłuc. Tak samo jest z kratownicą. Te "dziurki" są nieduże, ale jednak są dziurkami i wyobraźnia pracuje. Ale wyobraźnię można zwalczyć. Wystarczy sobie uświadomić, że jak się ma pecha to nawet miejski chodnik może się nagle  akurat pod nami  zapaść. Ty to umiesz pocieszyć- zaśmiała  się Linka.

Jeśli chcemy się napić kawy i zjeść jakieś ciacho to zróbmy to teraz, widzę jeszcze wolne miejsca. Ja stawiam - ogłosił Emil, wy potem. Bo pójdziemy na kawę i obiad w Smokowcu. A że Tomek chciał protestować Emil powiedział - słuchaj  się młodzieńcze starszych, dobrze na tym wyjdziesz. Korzystamy z  twoich usług jako kierowcy i twojej benzyny, eksploatujemy twój samochód.  Ale to przecież służbowe - usiłował protestować Tomek. No ale to firma Twego teścia a ty i teść to wszak jedna rodzina, kasa  wspólna, zacznij myśleć kolego. Mówię ci, słuchaj się starszych i to głównie  tych, co ci  dobrze  życzą. Wcale nie jesteś ode mnie  starszy - protestował Tomek.  Jestem. Ty jesteś z rocznika Adeli a jestem od niej 10 lat starszy. A wyglądam młodo,  bo się dobrze prowadzę, kocham tylko żonę i nie piję, nie palę i się nie łajdaczę z obcymi babami i nie obżeram.

Niemożliwe - stwierdził Tomek, wyglądasz na naszego rówieśnika. Adelko, ty też nie wyglądasz na to, że jesteś z mojego rocznika, wyglądasz na młodszą. Bo blondyni tak mają - powiedziała Adela. On co prawda średni blondyn, z tych  ciemniejszych blondynów, ale faktycznie jest 10 lat ode mnie  starszy. No a ja robię co mogę  by wyglądać poważniej i jakoś mi się to nie udaje- śmiała  się  Adela. Już nawet zrobiłam się na  siwo. To nie jest wcale  siwy kolor, to jest popielaty blond - orzekła Linka. Naturalny siwy wygląda inaczej. Ale  tobie ten kolor pasuje, fajnie w nim wyglądasz. A jaki masz własny  kolor? Oj, już nie pamiętam, farbuję włosy od 17 roku życia,  czyli od  matury. Ale też był to dość ciemny blond. Ale  już byłam nawet czarnowłosa, a potem ciemnym brązem farbowałam. Ale Emil wie tylko jak wyglądam w tych popielatych włosach. I niech tak  zostanie.

No to  co, idziemy obejrzeć krajobraz? Bardzo możliwe, że będziemy mogli wcześniej zjechać na dół, te 50 minut to maksymalny czas pobytu tutaj. A wiecie , że tutejsze obserwatorium astronomiczne jest bardzo znane i  cenione na świecie? No bo jest na takiej dużej wysokości.  

Wyszli na otaczający tarasik widokowy, Linka kurczowo uczepiona ramienia Tomka, jakby w obawie, że ją  zmiecie  jakiś nagły podmuch  wiatru, którego nie  było. Pomimo posiadanej "ściągi" Adela nie  potrafiła rozpoznać poszczególnych szczytów  tatrzańskich, co ją bardzo denerwowało. Potrafiła jedynie orientacyjnie rozgryźć gdzie  co się  znajduje. Nad Łomnicą, jak zwykle zbierały się chmury. Adela ze złością schowała kartkę do kieszeni mówiąc - chyba następnym razem to będę musiała  wziąć ze  sobą lornetkę. Razem z Emilem poszli na "balkonik", na którym bezwstydnie  cię  całowali i co zostało uwiecznione na fotce  zrobionej komórką Tomka.  Linka wolała jednak nie  wchodzić na  balkonik i nikt zresztą  jej nie namawiał.

Na  dół zjechali  po 40 minutach pobytu  na  szczycie. Tym razem Adela patrzyła z lekkim przerażeniem na nowe inwestycje, które oczywiście przyniosą miejscowym spore  zyski finansowe, ale na pewno przyniosą też  ze sobą sporą degradację środowiska naturalnego. Budowa tej kolejki już wniosła sporo zamieszania w okolice Łomnickiego Stawu, który jest na wysokości 1761 metrów i okresami wysycha, bo budowa kolejki naruszyła równowagę w przyrodzie. A teraz w tym miejscu ma powstać nowa inwestycja, która latem i  zimą będzie  gościć tysiące ludzi, co przyrodzie nie wyjdzie na  zdrowie. Przyszło jej na myśl że jeszcze  trochę i  Łomnicki Staw będzie napełniany wodą tak jak basen. Bo wyschnięty staw nie  dość, że nie wygląda  ładnie to do niczego się nie nadaje.

Emil, który "od zawsze" obserwował Adelę spytał - co cię tak zasmuciło kochanie? Adela ciężko westchnęła- bo się  zastanawiam nad  tym, czy  dziś aby  nie ostatni raz widzieliśmy Łomnicę jeszcze taką jaką  widzieli ludzie na początku dwudziestego wieku. Przecież ludzie bez opamiętania zmieniają swoje otoczenie  tworząc różnego rodzaju Disneylandy. Jesteśmy szalenie  ekspansywnymi istotami i  zaczynam wierzyć  w to, że kiedyś  sami siebie  zniszczymy, albo, żeby przetrwać  jako gatunek będziemy  zmuszeni do znalezienia innego miejsca  pobytu. Oczywiście doceniam fakt, że mogłam popatrzeć z takiej wysokości na  Tatry, ale prawdę  mówiąc to i bez tego bym  przeżyła. Albo starałabym się, jak wielu innych przed nami, po prostu wspiąć  się na  szczyt jak robili to inni. A za kilka lat nasze Zakopane też będzie zdewastowane i zdeptane. Mam tylko nadzieję, taką wielce egoistyczną, że ja tego nie  zobaczę na własne oczy.

No to jedziemy do Starego Smokowca. Tych Smokowców jest od  groma i trochę- Nowy, Górny, Dolny i jeszcze jakiś- powiedziała Adela. Ale dla mnie najpiękniejszy jest Stary  Smokowiec, ten  najstarszy, nad  którym  góruje  Sławkowski  Szczyt. Miasteczko rozwinęło skrzydła  głównie  w XIX wieku, gdy zbudowano w latach 1839 -1850 budynki  sanatoryjne, a w 1904, dla mnie  cudny, budynek Grand Hotelu. No i mnóstwo tu naprawdę  ślicznych  starych  willi. Niestety w  czasach słusznie minionych, gdy zapadła decyzja,  że w 1970 roku właśnie tu się odbędą narciarskie mistrzostwa świata  pomiędzy te piękne domy z poprzedniego stulecia upchnięto kilka paskudnych ale pojemnych i względnie tanich betonowych budynków. A w 2004 roku huragan  zniszczył całkowicie okoliczne lasy i te szkody usuwano całe  dwa lata. Ja tu byłam jeszcze przed huraganem nie wiem jak tu jest teraz. Z prasy  wiem,  że jest tor  saneczkowy czynny całodobowo i poszerzona  trasa  narciarska. No i trwa  nadal zalesianie. 

U nas też huragan narozrabiał-  powiedziała  Linka. A chałupa  trzeszczała tak, że się  zastanawiałam  czy  się  aby  nie  rozleci. Ale dobrze  ją poskładali po rozłożeniu. Tak naprawdę to  podziwiałam tych co ją rozbierali a potem składali w  całość. Robili cała masę znaczków a oprócz tego były jeszcze  jakieś opisy. A długo byliście bez  domu?  Długo, ja to  mieszkałam wtedy u babci, a rodzice u jednej z sióstr ojca. A chałupa to przy każdym  halnym jęczy jak potępieniec. Mama  mówi, że  zawsze jęczała, ale  mnie się wydaje , że dopiero od tej  przeprowadzki. 

No na pewno zawsze w czasie  halnego jęczała- stwierdził Tomek, ale ty byłaś  w niej od  niemowlaka więc te  wszystkie  dźwięki były dla  ciebie  naturalne a nie  dziwne bo nikt ci na nie  zwracał uwagi. Potem jakiś  czas mieszkałaś w  murowanym domu i gdy  wróciłaś do domu  z bali, "pracującego" w  czasie halnego to te  dźwięki  zwróciły  twoją uwagę.

W Starym Smokowcu zjedli obiad  w starej restauracji, której wnętrze  nieodparcie kojarzyło się z oranżerią. W dużych donicach rosły palmy i bliżej im  nieznane oryginalne rośliny obdarzone ogromnymi, ciemnozielonymi  liśćmi.  Było cicho i bardzo przyjemnie. Zamówili  pieczone pstrągi z młodymi kartoflami i dużą ilością koperku. Dziewczyny "załapały się" na  białe  wino, panowie ograniczyli się do miejscowej wody mineralnej. Gdy kelner podał pstrągi cała  czwórka wytrzeszczyła oczy - te pstrągi były.....bardzo duże. A może to jakieś inne  ryby? Ja jeszcze tak dużych pstrągów nie  widziałam na talerzu - stwierdziła Adela. Tomek roześmiał się - kochani, to nie jest jeszcze sezon, więc  biedne pstrągi mogły  sobie spokojnie rosnąć. W pełni sezonu to one nie mają szans dobrze dorosnąć i są wielkości płotek. Pstrągi naprawdę bywają duże. Zobaczcie , są podane na półmisku dobranym  do ich wielkości. Zresztą tu  w karcie nie ma innych ryb. To zresztą nie  dzikie pstrągi, ale z jakiejś hodowli na którymś ze  strumieni. Te pełnowymiarowe pstrągi były naprawdę pyszne. Na deser zamówili  truskawki z bitą śmietaną i kawę.

No to w jednej sprawie mam pełną jasność - na urlopy należy jeździć albo tuż przed  sezonem  albo zaraz po jego  zakończeniu - stwierdziła  Adela. A w  wakacje trzeba  być w  Warszawie- naprawdę Warszawa w lipcu i sierpniu jest całkiem dobrym miejscem. Nie ma korków w godzinach pracy i tłoku w komunikacji. Czyli - trzeba brać urlop na początku czerwca albo września. Udało się nam przejść bez  obijania się o ludzi Kościeliską i Chochołowską, na Gąsienicowej  nie trzeba było stać w kolejce do toalety, co ponoć w  sezonie jest normalką no i było czysto. Tu udało nam się od  ręki załapać na Łomnicę, nie mieliśmy nigdzie korków. Wyjazdy nad  cieplejsze niż Bałtyk morza to trzeba realizować najlepiej na początku września, chociaż jak  mi mówiła taka jedna  bywała  w świecie,  na Cypr to i w październiku można-w  dzień temperatura powietrza to 27 stopni a wody 24. Tylko noce  są już chłodne - 16 stopni w nocy. Tyle tylko, że tak długo można  sobie w tych terminach pojeździć dopóki nie ma  się dzieci lub nie  są w  wieku szkolnym.

                                                                 c.d.n.