Z żalem wracali do Warszawy. To był naprawdę miły, bardzo udany pobyt. Przed wyjazdem Robert zapytał się pana Kukeczki, czy będzie można u niego zatrzymać się z psem- oczywiście pies będzie miał psi paszport i świadectwo zdrowia. Pan Kukeczka nie widział problemu. Orientacyjnie umówili się na koniec czerwca, z tym, że będą telefonować na początku czerwca.
Alina się śmiała, że najlepiej byłoby wysłać Klony na wakacje z Welą i Pawłem. Bo Klony bez zaplecza mamy i taty są z reguły grzeczniejsi. A Robert stwierdził, że najlepsza do hodowli dzieci jest Ewa, która traktuje dzieci tak, jakby były osobami dorosłymi. Zauważcie, że gdy jesteśmy u was to ani jeden z Klonów jej nie zagaduje. Ostatnio w lecie, gdy się któryś wiercił przy stole to Ewa się tylko na niego spojrzała i zaraz przestał się wiercić. A przecież ona na nich nie krzyczy nigdy. Ona tylko czasami zapyta się dlaczego np. dłubie w nosie a gdy delikwent milczy to mówi- jeśli coś ci w tym nosie przeszkadza to odejdź od stołu, znajdź chusteczkę i wydmuchaj nos a nie dłub w nim, bo ci krew poleci. I mówi to takim strasznie obojętnym tonem, że dzieciak głupieje. A jak któryś się darł to go zapytała tylko czy coś go boli. Mały przecząco pokręcił głową więc powiedziała - no to po co krzyczysz? I teraz oba Klony obchodzą ją z daleka, no bo znowu o coś zapyta i okaże się, że nadawane przez nich sygnały są nic nie warte. Ewa się śmiała - no bo na mnie nigdy nie krzyczano tylko jeżeli coś zrobiłam "nie tak" to musiałam powiedzieć dlaczego tak zrobiłam. To było okropne, bo najczęściej wcale nie wiedziałam po co coś zrobiłam, a robiłam chyba głównie z ciekawości. W pewnym okresie poniszczyłam niemal wszystkie lalki, bo musiałam zajrzeć im co mają w brzuchu. Bo z książek medycznych i opowieści dorosłych wiedziałam, że w brzuchu są jelita. Niestety owych jelit nie znalazłam. Część miała trociny a część pustkę, bo były z celuloidu lub innej masy plastycznej. I potem słyszałam - to następnym razem wpierw pomyśl, a jeśli nie wiesz czy możesz tak zrobić to się zapytaj. Nawet klapsa nigdy nie zarobiłam.
Droga powrotna do Warszawy minęła sprawnie, bez żadnych problemów. Alina coś przebąkiwała, że zaraz przesiądą się do swojego samochodu i pojadą do swojego domu, ale Ewa stwierdziła, że to nie jest dobry pomysł. Przenocujecie i pojedziecie rano do domu, wtedy będziecie mogli się na nowo zorganizować nim zabierzecie dzieci od brata Franka. Zrobicie rano po drodze zakupy i 3/4 drogi będziecie jechać pod prąd, a teraz to będziecie mieć korki. Oboje się zgodzili, że Ewa ma rację.
Radośnie i głośno było tego wieczoru. Psiątko hasało po kojcu już całkiem składnie i Alina z Frankiem orzekli, że jest prześlicznym psiakiem. Zaraz po kolacji, odbyła się "rewia mody", a Paweł stwierdził, że ta owca co ma być przy łóżku i na fotelach to genialny pomysł. Wela już znała termin obrony- był to sam początek lutego. Babcia i dziadek byli zadowoleni ze swych kamizelek i bardzo im się podobały kurteczki Ewy i Roberta. Poza tym twierdzili, że się już ogromnie stęsknili za Ewą i Robertem.
Ewa wysłała do Zigi sms - uważaj, już wróciłam, jutro pewnie będę w pracy. Jak chcesz to zrób sobie dzień aklimatyzacji - otrzymała w odpowiedzi. Zastanowię się - jeżeli nie dotrę do 10,00 to znaczy, że się aklimatyzuję. Gdy skończyła pisać Robert stwierdził - no jasne, że się aklimatyzujesz, bo jeszcze jutro nie idę do pracy. Wyprawimy Alinę i Franka, zalegniemy trochę w sypialni, potem zrobimy zakupy i przystosujemy nasze organizmy do Warszawy. Aklimatyzacja to bardzo ważna sprawa.
Alina i Franek cichutko wyciekli o 7,00 rano, nie jedząc śniadania. Ewa z pomocą Franka poprzestawiała samochody wcisnęła im po kubku z gorącą kawą, wycałowała się z nimi i odjechali, a ona poszła się aklimatyzować. Nic tak skutecznie nie budziło Roberta rano jak nieobecność Ewy w łóżku. Szybko ją wyłuskał z dresu i utulił mrucząc - stęskniony jestem, tak dawno cię nie tuliłem. Biedaku, tak długo tu sam leżałeś, chyba całe 25 minut. No właśnie, właśnie- mruczał Robert. Strasznie długo tu sam leżałem.Aklimatyzowali się do południa, potem razem robili śniadanie przy którym słuchali opowieści babci i dziadka co tu się działo gdy ich nie było. Dziadek zachwycał się swoją nową czapką, że taka praktyczna, bo wreszcie nie wieje mu w uszy i że szalik taki mięciutki. Poza tym dowiedzieli się, że Paweł też jest zadowolony ze swojej czapki, co cienka ale bardzo ciepła i-to najważniejsze- Weli się podoba. Phi - nic dziwnego- stwierdził Robert - też mam taką, ale w innym kolorze-faktycznie jest mięciutka i miła dla skóry.
Ewa i Robert opowiadali o swym pobycie w tym hotelu, pozdrowili rodziców od pana Kukeczki i bardzo ucieszyli ich wiadomością, że nie będzie problemu gdy pojadą tam z psem. Ewa już kombinowała, by tam spędzić Wielkanoc, biorąc raptem 4 dni urlopu.
Następnego dnia i Ewa i Robert już pojechali do pracy. Przy śniadaniu Robert narzekał, że skończył się dobry czas, gdy mogli być cały dzień razem.
Zigi był wyraźnie ucieszony, że Ewa już wróciła. Wypytywał się o ten pobyt, co było wręcz kuriozalne- na ogół to dotychczas zadawał jedno pytanie w rodzaju: " no i co, zadowolona jesteś?" , a teraz drążył temat. Ewa pomyślała, że może Dorota kazała mu się wypytać, więc opowiedziała o tym pobycie dość szczegółowo. Zigi stwierdził, że tę rozbabraną pracę Karola to on sam kończy i Ewa pomyślała- "on chyba jest chory, a może tu jeszcze się coś wydarzyło", ale z opowieści Zigi wynikało, że nic nietypowego ani złego nie wydarzyło się.
A u lekarza na badaniach byłeś? Byłem. No i co? no chyba jest nieźle, bo nie mam żadnych chorób genetycznych, mam tylko na razie brać B Complex, żeby sobie nieco zregenerować system nerwowy i kwas foliowy mam brać. No i mogę spróbować zrobić dziecko, ale od razu mi powiedział , że to może potrwać, ciąża najczęściej wychodzi "od ręki" tym, którzy jej wcale sobie nie życzą. Bo los złośliwy jest.
A Dorota? Dorota zaczyna się zastanawiać, czy na pewno chce mieć dziecko. No to dobrze - stwierdziła Ewa- może dzięki temu szybciej "zaskoczy".
A co masz na myśli mówiąc "zaskoczy"? Nooo, prędzej zajdzie. A mówi się "zaskoczy" bo bardzo dużo kobiet czuje się "zaskoczonych" ciążą- zupełnie tak jakby połączenie się komórki żeńskiej i męskiej w całość było czymś zupełnie niespotykanym ewentualnie przypadkiem występującym raz na 10 miliardów.
Zigi, weź Dorotę i jedźcie do Słowacji - jedźcie teraz. Mogę ci dać dwa namiary - na ten prywatny i na ten w hotelu. Oba miejsca pierwszorzędne. Hotel droższy i ma więcej pokus. Basen i rehabilitacja, wieczorki taneczne. Na tej prywatnej kwaterze masz w cenie pokoju śniadania, resztę realizujesz we własnym zakresie. Fajna, prywatna knajpka jest 5 minut drogi od domu samochodem. Tereny dookoła są dobre na biegówki, o zjazdówkach to ci tylko powiem, że napaleńcy jeżdżą na Chopok i tam jest 12 tras o różnym stopniu trudności. Rano tam wchodzisz na pierwszy wyciąg i wieczorem odczepiasz się od ostatniego. Ale tobie już chyba wrażeń zjazdowych nie potrzeba. Spacerować też jest gdzie, a jeśli ci brak ludzi to jedziesz do Smokowca lub Tatrzańskiej Łomnicy i masz ludzi. My już planujemy wyjazd na lato - całą rodziną, łącznie z psem. Pomieścimy się bez problemu całą rodziną w jednej willi.Dziadkowie na parterze, my na pierwszym piętrze, młodzi na drugim. Wiadomo, że rodzice już nie wszędzie się z nami wybiorą, ale mają ogród przy domu. Psa na smyczy i w kagańcu można brać ze sobą niemal wszędzie. W drugiej willi może będzie siostra Roberta z Klonami i bratowa jej męża ze swoimi chłopcami. Słowacy naprawdę świetnie wykorzystują Fundusze Europejskie, robią istny raj turystyczny. No ale do lata jeszcze daleko.
A co tutaj? Są jakieś nowe inwestycje? Są, jest trochę pracy. Na ciebie osobiście też czeka kilka osób. Jak zwykle listy życzeń z gatunku mało możliwych do spełnienia. Tu masz listę chętnych na randkę z tobą. Zigi, a co oznacza ta literka "f" przy nazwisku?
Oznacza, że klient ma lekkiego fioła, bo jedne życzenia wykluczają drugie. Wiesz- tacy z gatunku- wszystko musi by ugotowane, nie surowe, ale ja sobie nie życzę w domu ani gazu ani indukcji ani ogniska. A kupnych ugotowanych też sobie nie życzę. Jak z takimi rozmawiam to mam ochotę po trzech minutach rozmowy pokazać im gdzie są drzwi i jeszcze pomóc im szybko w nie wejść.
Ewa roześmiała się- a zastanowiłeś się kiedyś nad tym, jakie ty masz wymagania wobec innych? To ty mi kiedyś tłumaczyłeś jaka powinna być dziewczyna dla ciebie. W końcu ożeniłeś z kobietą, która niemal w niczym nie spełnia tamtych kryteriów poza wyjątkową cierpliwością wobec ciebie. No a co miałem zrobić, skoro ty już byłaś zajęta? Wpierw miałaś koło siebie tę zgagę, Julka, a potem zakochałaś się na śmierć w Robercie!- śmiał się Zigi.
Ewuś, weźmy we dwójkę udział w konkursie na ośrodek wypoczynkowy w pewnej włoskiej dziurze- dostałem taką propozycję od znajomego Włocha. To kawałek terenu nad jeziorem Garda.
Nad Gardą?- zdziwiła się Ewa. Przecież tam wszystko już zabudowane na gęsto! Szpilki nie ma gdzie wetknąć!- byłam tam kiedyś i widziałam na własne oczy. Poza tym żeby coś gdzieś zaprojektować, to jednak zdrowiej jest to miejsce zobaczyć na własne oczy a nie tylko przeczytać założenia. Trzeba trochę zdjęć porobić, albo film nakręcić, pokręcić się po tym terenie. Wydaje mi się, że brzegi Gardy są zabudowane "na duś".
Zigi spojrzał w notatki- to północny koniec jeziora, prowincja Trydent - Górna Adyga, w okolicach Arco Riva del Garda. Mielibyśmy rok na złożenie projektu. Oczywiście masz rację - trzeba to na własne oczy zobaczyć, czy w ogóle warto sobie tym głowę zawracać. Ewa szybko wyszukała mapę tych okolic. Zobacz Zigi - wąsko tu, góry schodzą do jeziora. A na zboczach budowa zawsze jest droższa no i trzeba od groma dróg porobić. Trzeba sprawdzić dokładnie w którym to miejscu, jak z kanalizacją itp. Albo pojedź tam z Dorotą, to będziesz w międzyczasie dzieci robił. Zigi śmiał się- z ciebie to bardzo praktyczna kobieta jest. To nie praktyczność przeze mnie przemawia, tylko doświadczenie życiowe. Jeśli pojechałbyś bez niej, to obejrzałbyś wszystko po łebkach i wrócił stamtąd po 3 dniach. A ja chcę byś dobrze obejrzał okolicę, kochany króliczku. Króliczku??? -zdziwił się Zigi- co ty taka czuła dla mnie jesteś? Nie czuła, tylko jesteś chutliwy niczym królik, albo pewien chirurg - zaśmiała się Ewa.
c.d.n.