piątek, 18 marca 2022

Ryzykantka -52

Z  żalem  wracali do Warszawy. To był naprawdę miły,  bardzo udany  pobyt. Przed wyjazdem Robert zapytał się pana Kukeczki, czy będzie  można u niego zatrzymać  się z psem- oczywiście pies będzie   miał psi paszport i świadectwo  zdrowia. Pan  Kukeczka  nie widział problemu. Orientacyjnie umówili  się na koniec  czerwca,  z tym, że będą telefonować na początku czerwca.

Alina się śmiała, że najlepiej byłoby wysłać Klony na wakacje  z Welą i Pawłem. Bo Klony  bez  zaplecza  mamy i taty są z reguły  grzeczniejsi. A Robert  stwierdził, że najlepsza do hodowli dzieci jest  Ewa, która  traktuje dzieci  tak, jakby były osobami dorosłymi. Zauważcie, że gdy jesteśmy u was to ani jeden z Klonów jej  nie  zagaduje. Ostatnio w lecie, gdy się któryś  wiercił przy stole to Ewa się  tylko na niego spojrzała i zaraz  przestał się wiercić. A przecież ona   na nich  nie krzyczy nigdy. Ona  tylko czasami zapyta  się dlaczego np. dłubie  w nosie a gdy  delikwent  milczy to mówi- jeśli coś ci w tym nosie przeszkadza to odejdź od  stołu, znajdź chusteczkę i wydmuchaj  nos a nie dłub w nim, bo ci krew poleci. I mówi to takim strasznie  obojętnym tonem, że dzieciak  głupieje. A jak któryś się  darł to go  zapytała tylko czy coś go boli. Mały  przecząco pokręcił  głową więc powiedziała - no to po co krzyczysz? I teraz  oba Klony obchodzą ją z daleka, no bo  znowu o coś  zapyta i  okaże się, że  nadawane przez  nich sygnały są nic  nie  warte. Ewa się śmiała - no bo na mnie  nigdy  nie krzyczano tylko jeżeli coś  zrobiłam "nie tak" to  musiałam  powiedzieć  dlaczego tak zrobiłam. To było okropne, bo najczęściej  wcale  nie wiedziałam po co coś zrobiłam, a robiłam chyba  głównie   z ciekawości. W pewnym okresie poniszczyłam  niemal wszystkie  lalki, bo musiałam  zajrzeć im co mają w brzuchu. Bo z książek medycznych i opowieści dorosłych wiedziałam, że w brzuchu są jelita. Niestety owych jelit  nie  znalazłam. Część  miała trociny a część pustkę, bo były z celuloidu lub innej  masy plastycznej. I potem słyszałam - to następnym razem wpierw  pomyśl, a jeśli  nie wiesz czy możesz tak  zrobić to się  zapytaj. Nawet klapsa  nigdy  nie  zarobiłam.

Droga powrotna do Warszawy minęła  sprawnie, bez  żadnych  problemów. Alina  coś przebąkiwała,  że zaraz przesiądą się do  swojego  samochodu i  pojadą  do swojego  domu, ale Ewa  stwierdziła, że to  nie jest  dobry  pomysł. Przenocujecie i  pojedziecie  rano do domu, wtedy  będziecie mogli się  na nowo zorganizować   nim  zabierzecie dzieci od  brata Franka. Zrobicie  rano  po drodze  zakupy i 3/4  drogi  będziecie jechać pod prąd,   a teraz to będziecie  mieć korki.  Oboje się  zgodzili, że Ewa  ma  rację.

Radośnie i głośno było tego  wieczoru. Psiątko  hasało po kojcu już  całkiem  składnie i Alina z Frankiem  orzekli, że jest prześlicznym psiakiem. Zaraz  po kolacji, odbyła się  "rewia  mody", a Paweł stwierdził, że  ta   owca co ma  być przy łóżku  i  na  fotelach to genialny  pomysł. Wela  już znała termin  obrony- był to sam początek lutego. Babcia i  dziadek byli  zadowoleni  ze swych kamizelek i bardzo im  się  podobały kurteczki Ewy i Roberta. Poza  tym twierdzili, że się już ogromnie  stęsknili za Ewą  i Robertem.

Ewa wysłała do Zigi sms - uważaj, już wróciłam, jutro pewnie   będę w pracy. Jak chcesz to zrób sobie  dzień aklimatyzacji - otrzymała  w odpowiedzi. Zastanowię  się - jeżeli  nie  dotrę  do 10,00 to znaczy, że  się aklimatyzuję. Gdy skończyła pisać Robert  stwierdził - no jasne, że się  aklimatyzujesz, bo jeszcze  jutro  nie idę  do pracy. Wyprawimy Alinę i Franka, zalegniemy trochę w sypialni, potem  zrobimy  zakupy i przystosujemy  nasze organizmy do Warszawy. Aklimatyzacja  to bardzo  ważna sprawa.

Alina i Franek cichutko wyciekli o 7,00 rano, nie jedząc śniadania. Ewa z pomocą Franka poprzestawiała  samochody wcisnęła im po kubku  z gorącą kawą, wycałowała się  z nimi i odjechali, a ona poszła  się aklimatyzować. Nic tak  skutecznie  nie budziło Roberta rano jak nieobecność Ewy  w łóżku. Szybko ją wyłuskał  z dresu i utulił mrucząc - stęskniony jestem, tak dawno cię nie  tuliłem. Biedaku, tak długo tu  sam leżałeś, chyba  całe 25  minut. No właśnie, właśnie- mruczał Robert. Strasznie  długo tu sam leżałem.Aklimatyzowali się do południa, potem razem robili śniadanie przy którym słuchali opowieści  babci i  dziadka co tu się  działo gdy ich  nie było. Dziadek zachwycał się swoją nową czapką, że taka praktyczna, bo wreszcie  nie  wieje  mu w uszy i że szalik taki mięciutki. Poza tym dowiedzieli się, że Paweł też jest  zadowolony ze  swojej czapki, co cienka ale bardzo ciepła i-to najważniejsze- Weli się podoba. Phi - nic  dziwnego- stwierdził Robert - też mam taką, ale w innym  kolorze-faktycznie jest  mięciutka i miła dla skóry.

Ewa i Robert opowiadali o swym pobycie  w tym hotelu, pozdrowili   rodziców od pana Kukeczki i bardzo ucieszyli  ich wiadomością, że nie będzie  problemu gdy pojadą tam  z psem. Ewa już kombinowała, by tam spędzić Wielkanoc, biorąc raptem  4 dni urlopu.

Następnego  dnia i Ewa i  Robert już  pojechali do pracy. Przy  śniadaniu Robert narzekał, że skończył się  dobry czas, gdy  mogli być  cały  dzień  razem.

Zigi był wyraźnie ucieszony, że Ewa  już  wróciła. Wypytywał się o ten pobyt, co było wręcz  kuriozalne- na ogół to  dotychczas zadawał jedno  pytanie  w rodzaju: " no i co,  zadowolona  jesteś?" ,  a teraz drążył temat. Ewa  pomyślała, że może Dorota  kazała  mu się  wypytać, więc opowiedziała o tym pobycie dość  szczegółowo.  Zigi  stwierdził, że tę rozbabraną  pracę  Karola to on sam kończy i Ewa  pomyślała- "on  chyba  jest  chory, a  może tu jeszcze się coś  wydarzyło", ale  z opowieści  Zigi wynikało, że nic  nietypowego  ani  złego  nie  wydarzyło się.

A u lekarza na badaniach byłeś? Byłem. No i co? no chyba  jest  nieźle, bo  nie mam żadnych chorób genetycznych, mam tylko na  razie  brać B Complex, żeby sobie nieco  zregenerować  system nerwowy i kwas foliowy mam brać. No i mogę spróbować zrobić  dziecko,  ale od razu mi powiedział , że to może potrwać, ciąża najczęściej wychodzi "od  ręki" tym, którzy jej wcale  sobie  nie życzą.  Bo  los złośliwy jest. 

A Dorota? Dorota  zaczyna  się  zastanawiać, czy na pewno chce  mieć  dziecko. No to dobrze - stwierdziła Ewa- może dzięki temu szybciej  "zaskoczy". 

A co masz na myśli mówiąc  "zaskoczy"? Nooo, prędzej  zajdzie. A mówi się  "zaskoczy" bo  bardzo  dużo kobiet czuje  się "zaskoczonych" ciążą- zupełnie tak  jakby połączenie  się  komórki żeńskiej i męskiej w  całość było czymś  zupełnie  niespotykanym ewentualnie przypadkiem występującym  raz na 10 miliardów.

Zigi, weź Dorotę i jedźcie do Słowacji - jedźcie teraz. Mogę ci dać  dwa  namiary - na ten prywatny i na ten w hotelu. Oba  miejsca  pierwszorzędne. Hotel  droższy i  ma więcej  pokus. Basen i rehabilitacja, wieczorki taneczne. Na tej  prywatnej kwaterze masz w  cenie pokoju śniadania, resztę  realizujesz we  własnym  zakresie. Fajna, prywatna  knajpka jest 5 minut  drogi od  domu  samochodem. Tereny dookoła są dobre na  biegówki, o zjazdówkach to ci tylko  powiem, że napaleńcy jeżdżą na Chopok i tam jest 12 tras o różnym  stopniu trudności. Rano tam wchodzisz na pierwszy  wyciąg i  wieczorem odczepiasz się od ostatniego. Ale tobie już chyba  wrażeń zjazdowych  nie potrzeba. Spacerować też jest gdzie, a jeśli ci  brak ludzi to jedziesz do Smokowca lub Tatrzańskiej  Łomnicy i masz ludzi. My już planujemy wyjazd na lato - całą rodziną, łącznie  z psem. Pomieścimy  się  bez problemu całą  rodziną w jednej willi.Dziadkowie na parterze, my na pierwszym  piętrze, młodzi na  drugim.  Wiadomo, że rodzice już  nie wszędzie  się  z nami wybiorą, ale  mają ogród przy  domu. Psa na  smyczy i w kagańcu można brać ze sobą  niemal  wszędzie. W drugiej  willi może będzie siostra Roberta   z Klonami i bratowa jej męża  ze swoimi chłopcami. Słowacy naprawdę świetnie  wykorzystują  Fundusze Europejskie, robią istny raj  turystyczny. No ale do lata jeszcze  daleko.

A co tutaj? Są jakieś nowe inwestycje? Są, jest  trochę pracy. Na ciebie  osobiście też czeka  kilka osób. Jak  zwykle  listy życzeń z gatunku mało możliwych  do spełnienia. Tu masz listę  chętnych  na randkę  z tobą. Zigi,  a co oznacza ta literka "f" przy   nazwisku?  

Oznacza, że klient ma lekkiego  fioła, bo jedne życzenia  wykluczają  drugie. Wiesz- tacy  z gatunku- wszystko  musi by ugotowane, nie surowe, ale ja  sobie  nie życzę w domu ani gazu ani indukcji ani ogniska. A kupnych ugotowanych też  sobie  nie życzę. Jak z takimi  rozmawiam to  mam ochotę po trzech  minutach  rozmowy  pokazać im gdzie  są drzwi i jeszcze  pomóc im  szybko w  nie  wejść.

Ewa roześmiała się- a  zastanowiłeś  się kiedyś nad  tym, jakie  ty masz wymagania wobec innych? To ty mi kiedyś  tłumaczyłeś jaka powinna być dziewczyna dla ciebie. W końcu  ożeniłeś z kobietą, która niemal w niczym  nie  spełnia tamtych kryteriów poza wyjątkową  cierpliwością wobec ciebie. No a co miałem zrobić, skoro ty już byłaś  zajęta? Wpierw miałaś koło siebie tę zgagę, Julka,  a potem zakochałaś  się na śmierć w Robercie!- śmiał się  Zigi. 

Ewuś, weźmy we dwójkę udział w konkursie na ośrodek wypoczynkowy w pewnej włoskiej  dziurze- dostałem taką propozycję od znajomego Włocha. To kawałek terenu nad jeziorem Garda. 

Nad Gardą?- zdziwiła się Ewa. Przecież tam  wszystko już  zabudowane na gęsto! Szpilki  nie ma gdzie  wetknąć!- byłam tam  kiedyś i widziałam na własne oczy. Poza tym żeby coś gdzieś  zaprojektować, to jednak  zdrowiej jest to miejsce  zobaczyć na  własne oczy  a nie tylko przeczytać  założenia. Trzeba trochę  zdjęć porobić, albo film  nakręcić, pokręcić się  po tym terenie. Wydaje  mi się, że brzegi Gardy są  zabudowane  "na duś". 

Zigi  spojrzał w notatki- to północny koniec  jeziora, prowincja Trydent - Górna Adyga, w okolicach Arco Riva del Garda. Mielibyśmy  rok  na złożenie projektu.  Oczywiście masz rację - trzeba to na własne oczy zobaczyć,  czy w ogóle  warto sobie  tym głowę  zawracać. Ewa szybko wyszukała  mapę tych okolic. Zobacz Zigi - wąsko tu, góry schodzą do jeziora. A na zboczach budowa  zawsze jest droższa no i trzeba od groma  dróg porobić. Trzeba  sprawdzić dokładnie w którym to miejscu, jak  z kanalizacją itp.  Albo pojedź tam z Dorotą, to będziesz  w międzyczasie  dzieci  robił. Zigi śmiał  się-  z ciebie to  bardzo  praktyczna  kobieta jest.  To nie praktyczność przeze mnie przemawia, tylko doświadczenie   życiowe. Jeśli pojechałbyś bez  niej, to obejrzałbyś  wszystko po łebkach i  wrócił stamtąd po 3 dniach. A ja chcę byś dobrze obejrzał  okolicę, kochany króliczku. Króliczku??? -zdziwił się Zigi- co ty taka czuła dla mnie  jesteś? Nie  czuła, tylko jesteś chutliwy niczym królik, albo pewien  chirurg - zaśmiała  się Ewa.

                                                                 c.d.n.