W dziewięć miesięcy i 5 dni od daty ślubu Wandzi i Leszka na świat przyszła dziewczynka, dorodna, dość wrzaskliwa i "żarta" jak mówił Leszek. Owego porodu Leszek omal nie przypłacił zawałem - tak bardzo przeżywał ten poród. Wanda rodziła w klinice, w której pracował Leszek, a na świat dziecko sprowadzał sporo starszy położnik, jeden z kolegów Leszka. Podobnie jak Adela Wandzia rodziła w znieczuleniu. I podobnie jak Adela stwierdziła, że to jednak mało miła "rozrywka". Dziewczynka na imię dostała Marzena, jako że marzeniem i Wandzi i Leszka była właśnie dziewczynka, chociaż oboje, gdy jeszcze płeć dziecka nie była znana, twierdzili, że im "zupełnie obojętne jakiej płci będzie dziecko."
Ostatni trymestr ciąży Wanda poświęciła na intensywne zgłębianie "sztuki pielęgnowania niemowlaka oraz organizacji dnia" bywając niemal codziennie u Adeli i spisując sobie różne, swoim zdaniem ważne sprawy. Adela powiedziała któregoś dnia mężowi, że gdyby powiedziała, że dla dobra dziecka i związku Wanda powinna codziennie łaskotać Leszka w pięty to ta zapewne by zapisała tę wiadomość bez zastanowienia.
Dziewięć miesięcy to jednak długi okres czasu. Cichutko i bez cierpień odeszła z tego świata mama Arka. Arek "dojrzał" do utworzenia kancelarii , a Adela do robienia aplikacji na adwokata. Był to tak zwany "ostatni moment" bo już były plany podwyższenia opłat za aplikacje i wydłużenie jej czasu trwania oraz brak możliwości wyboru mentora przez aplikanta.
Gdy ostatni raz rozmawiałam z Adelą i Emilem on rozważał wyjazd całą rodziną z Polski - nie wyobrażał sobie innego rozwiązania niż wyjazd razem z żoną, dzieckiem i rodzicami. Leszek razem z Wandzią i córeczką też rozważał takie rozwiązanie.
KONIEC