czwartek, 23 lipca 2020

Zastępstwo XII

W dwa tygodnie po rozmowie z wujkiem Iza złożyła w pracy wymówienie, wywołując  tym
krokiem istną lawinę pytań i domysłów.  Szefowa była zmartwiona, bo wiecznie brakowało
rehabilitantek, obiecywała podwyżkę, ale gdy Iza powiedziała jej jaka pensja czeka na nią
w innym miejscu pracy, pokiwała tylko ze zrozumieniem głową.
Za namową Jacka wzięła kilkanaście  godzin jazd z instruktorem , by nieco odświeżyć swe
umiejętności prowadzenia samochodu, zwłaszcza, że teraz będzie musiała jeździć do pracy
do dość odległej od  domu dzielnicy a poza tym  bardzo często jeździć po mieście w różne
miejsca, a w Warszawie  ruch był duży. Jacek trochę się niepokoił czy  aby Iza da sobie radę
i gdy jechali w sobotę na działkę jego rodziców ustąpił jej miejsca za kierownicą.
Z wielkim zadowoleniem stwierdził, że Iza świetnie sobie daje radę, jeździ spokojnie, nie
szarżuje, nie narusza przepisów, nie traci głowy.
W przeddzień jej rozpoczęcia pracy zatelefonował wujek, wpierw rozmawiał  z Jackiem,
potem z Izą i zapowiedział, że przyjedzie po nią rano. I to było  naprawdę rano bo o 6,30.
O godz. 6,25 Iza już stała przed domem i czekała na wujka- pracodawcę. Wujek przyjechał punktualnie, wysiadł  samochodu, cmoknął Izę w policzek i poprosił by zajęła miejsce za
kierownicą, sam zajął miejsce obok. Dał jej kluczyki od samochodu i dowód rejestracyjny
mówiąc, że to jest samochód służbowy ale właściwie to będzie niemal jak jej, bo będzie
nim jeździła nie tylko w sprawach służbowych, ale  też do i z pracy. Kupił go tydzień
wcześniej u znajomego dealera, okazyjnie, bo to samochód tzw. "pokazowy", czyli taki
którym się wozi potencjalnych klientów, którzy chcą  nabyć taki właśnie  model.
Samochód taki po roku jest sprzedawany po sporo niższej cenie, bo ma już rok i ok.1000
km na liczniku, ale był cały czas serwisowany.
Oczywiście ma pełną gwarancję, no tylko kolor ma nieciekawy-zero fajerwerków, biały.
No a sprzedaje się taki samochód, bo przecież trzeba teraz zrobić miejsce na  nowszy
egzemplarz.
Izie bardzo się samochód podobał, był nieduży, zgrabny, zwrotny a  jej zdaniem dobrze, że
był biały bo był lepiej widoczny z daleka, a szare i beżowe są gorzej widoczne, z kolei
czarny  to  więcej się nagrzewa na słońcu.
Wujek poprosił też Izę, by w pracy nie mówiła do niego wujku, ale po imieniu- Iza  na to
powiedziała - dobrze szefie, będę do Ciebie  mówiła po prostu szefie -  pasuje?
Niech będzie - zgodził się.
Gdy dojechali na miejsce Iza spojrzała na zegarek- droga zajęła jej 20 minut- nie był to
jeszcze poranny szczyt w ruchu komunikacji w  mieście.
Wujek króciutko przedstawił  Izę pracownikom - "to jest moja kuzynka, pani Iza R.,
będzie mi pomagała w pracy. Mam nadzieję, że uszanujecie  jej uszy i nie będą latały
po zakładzie nieprzyzwoite wyrazy i bardziej zadbacie o czystość a w łazience nie będą
się poniewierały wasze brudne rzeczy- macie przecież swoje szafki.
Pracowników było sześciu, średnia wieku oscylowała pomiędzy 40 - 45 lat.
A pani Melania już nie będzie przychodziła do nas? zapytał masywny, łysy jak kolano
mężczyzna.
Będzie przychodziła , jeśli będzie miała na to ochotę by z wami pogadać, ale niedługo
to pani Iza będzie mnie zastępować, gdy będę musiał gdzieś wyjść.
A teraz idźcie do pracy, muszę panią Izę zapoznać z jej obowiązkami. Chodź Iza do mojej
kanciapy- wyciągnął z kieszeni klucze i otworzył drzwi niedużego pokoju. W pierwszej
kolejności wyłączył umieszczony  na  ścianie obok drzwi alarm.
Pokój był nieduży ale widny, jego ozdobą była oszklona gablota  prezentująca wyroby
tego niewielkiego zakładu. Uwagę Izy przyciągnęły różne ozdobne drobiazgi - róże,
słoniki, cygarniczki do papierosów, popielniczki w różnych kształtach i wielkościach,
różne  małe pojemniki szklane a nawet szklane pudełka. Na  ścianach wisiały duże zdjęcia
zrobione we włoskich warsztatach produkujących szkło ozdobne. Całości dopełniały dwie
szafy żaluzjowe i dwa nieduże biurka ze zgrabnymi fotelikami i 2 krzesła dla gości. Okno
było zakratowane a od strony wewnętrznej była dodatkowa metalowa żaluzja.
Wujek podszedł do jednego z biurek i otworzył szufladę- chodź Iza, wybierz sobie co ci
się podoba.  Iza  spojrzała do szuflady i na chwilę oniemiała - była pełna różnych szklanych
ozdób- broszek, korali, miniaturek masek karnawałowych a nawet różnobarwnych kulek.
Ojej, jakie to wszystko  śliczne!- Aż trudno wybrać, bo wszystko mi się podoba!
Iza wpatrywała się uważnie w zawartość szuflady.
No proszę, wybierz sobie kilka drobiazgów. Już  cię widzę jak będziesz sterczeć godzinę
w każdym włoskim zakładziku i podziwiać powstawanie tych  drobiazgów.
Iza wybrała niewielką broszkę, zrobioną z  maleńkich szklanych różnokolorowych igiełek,
które odpowiednio ułożone tworzyły  wzór dwóch małych różyczek z listkami.
To broszka z Murano- powiedział  wujek- poszukaj jeszcze do niej jakiegoś pierścionka
oraz  bransoletki i przejrzyj też naszyjniki.
Ale ja nie noszą żadnych bransoletek ani też pierścionków, mnie to nawet obrączka  choć
wąziutka przeszkadza, nie mogę się  przyzwyczaić  Zobacz szefie, wezmę  ten naszyjnik.
 No dobrze, to wszystko szkło weneckie, będą ci  znajome zazdrościć. A jak pojedziecie
z Jackiem kiedyś do Wenecji i do Murano to  przed wyjazdem dostaniesz adres do mojego
znajomego i on ci skompletuje wszystko co będziesz  chciała.
No a teraz siadaj i bierzemy się do pracy. Powiedz mi tylko co chcesz do picia bo około
południa trzeba zjeść drugie śniadanie, które tu przyniesie Mariuszek, syn przyjaciela,
który prowadzi kawiarnię. O tej porze i pracownicy i ja mamy  przerwę śniadaniową. Jest
kawa i herbata robiona tu na miejscu, a Mariuszek przyniesie coś do przegryzienia, np.
parówki i bułeczki, ale nie  hot dogi. Parówki od prywatnego masarza.Kawa i herbata  są
z ekspresu. Z jednego ?- zdziwiła się Iza. Nie dziecinko, nie z jednego z dwóch różnych-
śmiejąc się odpowiedział wujek. No a pewnie przed trzecią to wpadnie  tatuś Mariuszka,
bo już wie, że mam tu Ciebie. I pewnie  przyniesie ten pyszny sernik, który wszystkim tak
u nas  smakuje, a który piecze jego własna żona a nie  moja Mela.
Wszystkie ciasta  zawsze kupuję od niego, tylko, proszę, nie wypaplaj tego w rodzinie.
Dobrze szefie, nawet Jackowi słowa nie pisnę.
Przez  cztery godziny Iza  zapisywała sobie  to wszystko co miała robić, sprawdzać, różne
telefony kontaktowe, niektóre procedury, wiadomości  na temat odbiorców oraz to, czego
absolutnie nikomu ma nie mówić.
Rzeczywiście po godzinie dwunastej przyszedł Mariuszek  z termotorbą i zaopatrzeniem.
Iza miała nieodparte wrażenie, za lada moment  chłopak  przełamie się wpół- był bardzo
wysoki, przeraźliwie chudy, bledziutki, długie  włosy były spięte w "japoński koczek" na
czubku głowy a czarne spodnie i czarna koszulka podkreślały jego chudość. Miał bladą
twarz i jak zauważyła Iza ciemne oczy przysłonięte nieco przyciemnionymi okularami.
Cichutko powiedział "dzień dobry" i postawił na biurku torbę, jednocześnie obrzucając
Izę badawczym spojrzenie. Wujek przedstawił go Izie, potem wyciągnął z jednej  szafy
pustą już  termotorbę i podał Mariuszkowi. No to ja uciekam- poinformował Mariuszek
i szybko opuścił pokój. Wujek zniknął na moment w pokoju socjalnym, z którego
przyniósł herbatę dla Izy i kawę dla siebie.
Oooo- takich  parówek to ja jeszcze nie jadłam- oznajmiła Iza. Pyszne! Ale ten Mariuszek
to jakoś mało zdrowo wygląda - taki chudy i bledziutki, ale ma  bardzo ładne oczy.
No wiesz- Mariuszek na złość lekarzom żyje-kilka tygodni wisiał jako niemowlę między
życiem a śmiercią utrzymywany kroplówkami bo miał pęcherzycę. Lekarze nie dawali
mu już szans, nawet jego matka straciła nadzieję, ale jego ojciec wierzył, że dziecko
przeżyje i.....przeżyło. A taki chudy to po tatusiu - jego ojciec też taki chudy, skóra
i kości. A Mariuszek wybiera się do szkoły gastronomicznej do Paryża. Ma chłopak talent
do gotowania. Jeśli w pełni wykorzysta swe umiejętności to daleko zajdzie w tej branży.
No to ja mu zazdroszczę tego talentu - chociaż nie powiem, utalentowana kulinarnie
jestem- nawet wodę umiem przypalić - roześmiała się Iza. Jacek to je na uczelni, bo tak
mu pasuje, a ja  to głównie jem jakieś sałatki, kanapki itp. Ojej, tylko nie  powiedz tego
u  moich rodziców, bo mama zaraz zmusi nas do przychodzenia do niej na obiady. A my
oboje wolimy te  moje sałatki niż "prawdziwy" obiad.
To co - cały czas zieleninę wcinacie?- zainteresował się wujek. Nie- nie samą zieleninę,
ale ryż, drobno podziabane mięso i różną zieleninę do tego. Z mięsa to najchętniej albo
wędzonego kurczaka albo szynkę i do tego mnóstwo różnych ziół. A nazywa się to
"sałatka" bo to jest danie na zimno. A zimą to będę gotować dania jednogarnkowe.

                                                       c.d.n.