czwartek, 3 listopada 2022

Trudny wybór -146

 Leszek pomaszerował te 100 kroków do domku by schować  do lodówki wiktuały zakupione przez Emila. Tymczasem Adela z Wandą szykowały kolację. Wymyśliły, że  zrobią paellę z marchewką i parówkami. Marchewka została  poszatkowana w plasterki, parówki również, Adela  siekała  koperek, Wanda znęcała  się nad czosnkiem krojąc go  w plasterki, do dziewczyn dołączyła Helena mówiąc, że jeżeli przyda im  się trzecia para rąk to ona im  chętnie  pomoże. W trakcie krojenia Helena zerknęła przez okno i powiedziała : Leszek uznał, że obiado -kolacja wymaga czystej, błękitnej koszuli, nie wiem czy  nie powinnam założyć w  tym układzie czystych dżinsów, bo te dziś splamiłam. Ale udam, że o  tym nie  wiem. Lesio zawsze  super wygląda w niebieskim- stwierdziła Adela. Gdy wparował kiedyś do nas w garniturze to aż mnie  zatkało tak ładnie i elegancko wyglądał. A nie każdy  facet dobrze  wygląda  w garniturze. Hmmm, mruknęła Wanda, on taki elegancki  a ja będę cuchnęła  czosnkiem. On za moment też - pocieszyła ją Adela. Zresztą  wszyscy  się zaraz  zaczosnkujemy. Ja dziś dam  małej mleko od sztucznej  mamy. Przetrzyj sobie rączęta połówką cytryny i potem umyj zimną wodą, na ogół pomaga- poradziła jej Adela. Do kuchni wparował Emil z pytaniem,  czy może trzeba im w  czymś pomóc, więc Helena powiedziała, że już wszystko jest gotowe, więc może zanieść na ganko-werandę talerze i sztućce a one przyniosą  resztę. 

Spory  gar  paelli zniknął w ekspresowym tempie nawet Piotr wziął dokładkę. Nie  da  się ukryć, że parówki bardzo podniosły jej smak. Coś mi  się wydaje, że tym razem więcej kupimy tych parówek- stwierdziła  Adela - one  są zupełnie inne  niż te  warszawskie! Bo te parówki nie są w osłonkach plastikowych tylko w baranich jelitach bardzo dobrze wyszlamowanych  - stwierdził Piotr. Faktycznie - zgodziła  się  z nim Helena.

Do herbaty był placek drożdżowy z kruszonką na wierzchu. Ooooo, powiedziała Helena - muszę w Warszawie upiec  taki placek. Z niego są wspaniałe sucharki. Będzie  miała nasza księżniczka co mamlać. A najlepsze w nim jest  to, że nie ma  w nim smażonej skórki pomarańczowej. Przez tą skórkę to go w  domu do ust nie  brałam- stwierdziła Adela. Lubię pomarańcze,  ale nie lubię skórki pomarańczowej. Podczas picia  herbaty, gdy na moment  przycichła  rozmowa  Leszek chrząknął i powiedział - mam wam coś ważnego  do powiedzenia - kocham Wandę i zgodziła  się zostać moją żoną. W tym momencie wstał od stołu, sięgnął do tylnej kieszeni spodni i wyjął z  niej małe pudełeczko - kucnął obok Wandy , otworzył pudełeczko i podał jej mówiąc - to jest pierścionek zaręczynowy mojej mamy. Powiedziała mi, że mam go dać kobiecie, która  zgodzi  się być moją żoną. Zgodziłaś się  dziś, od tej  chwili jest twój.Daj rękę, proszę. Wanda podała mu prawą rękę, Leszek otworzył pudełeczko, w którym spoczywał prostokątny szmaragd w ażurowej oprawie. Leszek delikatnie włożył go na środkowy palec Wandy i pocałował jej dłoń.  Wandzie napłynęły  do oczu łzy i objęła Leszka, przytulając mocno  swą twarz do jego twarzy. Leszek przywarł do jej ust i zapamiętale  całował. Lesiu - daj jej odetchnąć- udusi się - teatralnym  szeptem nadał tekst Emil. Leszek przestał całować i powiedział - zazdrość nie  zalicza  się szlachetnych  uczuć, kolego! Adela podeszła do Wandy - podniosła jej rękę i obejrzała pierścionek - prześliczny, najprawdziwszy  szmaragd, w pięknej oprawie - powiedziała. To piękny  zabytkowy pierścionek! Gratuluję  wam obojgu. Wpierw objęła Wandę i ucałowała  ją, potem cmoknęła  w policzek Leszka. Bądźcie szczęśliwi   i nie przestawajcie  się kochać.

A kiedy ślub? -zapytał Piotr potrząsając ręką Leszka i poklepując go po ramieniu. Nie wiemy, jeszcze nie złożyliśmy dokumentów. Może jutro wyskoczymy do Warszawy i uda  się nam coś załatwić. Reszta  wieczoru zeszła na  wspominkach obu już  małżeństw jakie to , z perspektywy  czasu, zabawne  sytuacje  były z wyciąganiem i  składaniem dokumentów. Adela podpowiedziała im, że pierwsze co powinni zrobić, to zobaczyć czy mają  w domu swoje metryki urodzenia, bo w Archiwum  łatwiej jest wyciągnąć ich  dokumenty gdy sobie  pani urzędniczka jakiś tajemniczy numerek z tego starego dokumentu  wyciągnie. Oczywiście   "suchej  nitki"  nie  zostawiono na zarządzeniu, że to  musi  być odpis  metryki wydany nie wcześniej  niż trzy  miesiące przed  złożeniem dokumentu.  

Adela od  razu  powiedziała, że ona i Emil to nie  będą  świadkami, bo gdy oni byli świadkami to małżeństwo Arka rozpadło się niemal natychmiast, a gdy Arkowi świadkowali  Helena i Piotr to jest  wszystko w tym  związku  "jak należy". Ale  oni  nie odmówią  sobie  przyjemności obecności na tym ślubie i zobaczenia jak Milenka daje  buzi wujkowi i nawet dopilnują ,  by to nie  było zaraz  po jej karmieniu. 

Gdy się już  wszyscy wychichotali niczym  dzieci w przedszkolu Lesio powiedział, że byłby dumny, gdy  Helena i  Piotr byli ich świadkami, a Piotr powiedział, że to żaden kłopot dla  nich, bo jeszcze  trochę i razem z Heleną założą firmę  świadczącą usługi w zakresie zastępowania różnych osób  w rodzinach. Humory wszystkim  dopisywały a gdy Leszek nadał tekst,  że muszą się w ekspresowym tempie zabrać  za produkcję dziecka bo już są jednak w wieku  dość  zaawansowanym Piotr powiedział:  "zawsze podejrzewałem, że Leszek jest moim rówieśnikiem tylko ma jakiś  patent na  młody wygląd, a  nieużyty z niego gość i  nie  chce  zdradzić co robić  by tak  świeżo i młodo wyglądać  jak on" wszyscy pokładali  się  ze śmiechu i z trudem poprzez  śmiech dosłyszano gaworzenie  Milenki.

Emil i Leszek nieomal kłusem  ruszyli do  sypialni "dziecku na  ratunek". Adela trąciła łokciem Wandę - no to teraz wiesz, kto będzie   w nocy wstawał do  dziecka, nie oducz  go tego  przypadkiem. I zaraz zobaczysz jakie mamy "cygańskie  dziecko". W dziesięć  minut później wkroczył z Milenką na ręku Leszek a Milenka  sprawdzała czy jego  brwi  nie  są przypadkiem tylko przyklejone. Helena wyciągnęła do małej ręce mówiąc "chodź do babci" i Milenka zaraz przeniosła  się do niej, potem do Piotra, na moment do Wandzi by na końcu wylądować  w ramionach mamy a potem taty, bo Adela poszła przygotować  dla małej ostatnie karmienie - modyfikowane  mleko, które bardzo pasowało małej pod  względem  smakowym, a poza tym było podawane przez  smoczek,  a więc łatwiej było ssać.

Najedzoną i  w dobrym humorku Milenkę zabrał do sypialni Emil, przewinął, pogłaskał po główce, dał  jej w objęcia ulubionego kauczukowego pieska ,  zaczekał aż przysnęła i  wrócił do stołu.

Ustalono, że następnego dnia rano Leszek z Wandą pojadą do Warszawy, przy okazji Leszek dostał bojowe zadanie "wdepnięcia" do mieszkania Emilów i zabrania z przedpokoju "takich szaro-burych" adidasów  Adeli, bo te nowe, które ze sobą wzięła otarły jej piętę.  Straszny delikatesik z tej Adeli - orzekła Wanda w  drodze  do Warszawy.  No fakt, ona ma bardzo wrażliwą skórę , kiedyś przyszła  do  mnie z otarciem w pachwinie, z którym nie  mogła  sobie  poradzić - otarła jej skórę szorstka nitka , którą były obrębione jej figi. Przepraszała, że  mi głowę zawraca takim drobiazgiem, ale wolała  przyjść  do mnie niż do swego lekarza pierwszego kontaktu. Całkiem długo się z tym męczyła - skóra w tym miejscu  delikatna i zawsze  trochę wilgotna i cały czas praktycznie bez dostępu powietrza-tłumaczył Wandzie Leszek.  Poza wzięciem dla Adeli adidasów Emil poprosił by wdepnęli do ich "magazynu", wzięli  stamtąd "czerwoną  termo-torbę", leżące w niej "akumulatory zimna" władowali do zamrażarki, a gdy już dojdą  do  wniosku, że wracają to by kupili kilka pojemników lodów Grycana, w tym "musowo" pistacjowe, bo w tutejszej restauracji ich nie ma . Oczywiście na  zakupy mają wziąć tę termo torbę z "akumulatorami", czyli zakupy mają być ich ostatnią czynnością w Warszawie.

W drodze do Warszawy Wanda stwierdziła, że nie  czuje się w obowiązku by informować swą rodzinę, że wychodzi za mąż. Ojcu też nie  powiesz?- spytał Leszek. A może się wstydzisz, że nie  wychodzisz  za mąż za jakiegoś  nadzianego biznesmena?  Wanda roześmiała  się - gdybym wychodziła za jakiegoś biznesmena to  tym bardziej bym im tego nie powiedziała. Leszku - ja już dosyć się napłakałam w tej rodzinie, zrobili ze mnie dziwaczkę i naprawdę nie  chcę ich oglądać na  swoim ślubie. Może, ale jeszcze nie jestem pewna, powiem ojcu gdy już będziemy małżeństwem. Czy myślisz, że moja matka była choć raz u  mnie  w domu? Gdy byłam chora to przychodziła tylko siostra z  zakupami - przynosiła i na tym koniec. Raz mi powiedziała, że mam fajnie, bo nie chodzę aż dwa  tygodnie do pracy.  To jest ich zemsta  za to, że babcia , matka mego ojca, zapisała mi w spadku mieszkanie, które ja sprzedałam a pieniądze wpłaciłam do spółdzielni. Zdaniem mojej matki powinnam była się nimi podzielić z matką i trochę "odpalić siostrze". Nie każdy ma taką rodzinę jak Adela i Emil. Zresztą nie wiem czy  wiesz, ale Adela też nie ma kontaktu zbyt częstego ani bliskiego ze  swoimi rodzicami. I  nie wiedzą  wcale, że  są  dziadkami.

Moja  siostra nie była  zbyt  długo twoją pacjentką,  bo ty nie usuwasz ciąży a jej się ciąża przytrafiła. Bo ona z tych co nie  zachodzą w ciążę celowo tylko im się ciąża przytrafia. Antykoncepcja? Za  duży  wysiłek umysłowy i to przecież  wydatek. I jeszcze pamiętać, żeby w czasie  brania tabletek nie pić i nie palić. I na  dodatek  zapamiętać którego  dnia należy  znów  brać. Z tego co wiem, to już dwa razy usuwała. A on, ten jej super mąż, nie będzie przecież kupował dla  siebie prezerwatyw, poza  tym nawet gdyby kupił to wątpię czy potrafiłby ją prawidłowo na sobie zainstalować.  Ona na szczęście chyba  się wyprowadzi z Warszawy, bo tu za drogie  życie a poza  tym ukochany buc-małżonek ma dostać od  swojej  matki domek chyba w Radomiu, ale coś podejrzewam, że to pod  Radomiem. No i  dobrze, daj jej  Boże jak najlepiej i jak najdalej ode  mnie. Tyle jeśli idzie o moją rodzinę. Na ich tle to mój ojciec to prawie normalny  facet, tylko wciąż  nie  wiem jak  się mojej matce udało go złapać na męża. Adela to fajnie określiła- "ojej, zwyczajnie podłożyła  mu się  gdy obok  przechodził."  No i  dlatego Leszku powinieneś uznać, że już jestem sierotą. Tak będzie lepiej dla nas obojga. Długo mi  się wydawało, że tylko ja mam takiego pecha z rodziną, ale im dłużej żyję  tym więcej poznaję  osób, które mają niewiele wspólnego ze  swoimi rodzicami lub/i  z rodzeństwem. Na ogół otoczenie ich niewiele o tym  wie, bo nikt  się takimi sprawami nie  chwali.

Chyba "niebo" im tego dnia sprzyjało, bo mniej więcej po czterech godzinach każde  z nich  miało swój akt urodzenia, a gdy się Lesio uśmiechnął do pani urzędniczki to mu "nielegalnie" zrobiła  skan jego rozwodu  z oryginału.  A na dodatek udało im  się złożyć swe dokumenty w USC na Ursynowie, zwłaszcza, że nie napierali  się, że to ma być sobota przed  południem i  miesiąc z literką "r", zgodzili  się na środek tygodnia w połowie września. Dostali nawet karteczkę z pięknie wypisaną datą i godziną, żeby zapamiętać. Wesela żadnego nie planowali Leszek proponował by po prostu u niego w  mieszkaniu zrobić obiad zamawiając  go w firmie cateringowej. Poza tym nie miał nic przeciwko temu, by po  ślubie Wanda miała dwa nazwiska. Dziecko i tak będzie miało jego nazwisko.

W drodze, po zakupieniu lodów w ilościach iście hurtowych,  omawiali sprawy mieszkaniowe. Bez  wątpienia mieszkanie Leszka było lepsze o  tyle, że były to jednak  cztery pokoje a nie dwa. Tyle tylko,że czwarte piętro bez windy przy niemowlaku nie  było sprawą  radosną. Ale Wandzia stwierdziła, że póki co, to jeszcze jest trochę czasu, będą dysponować  dwoma  mieszkaniami i może coś się zamieni. Tyle  tylko, że być może nie będzie to rzut beretem od "Emilów", no ale przecież teraz Leszek  już nie  będzie taki "samotny jak  bezdomny pies".

                                                                     c.d.n.