Leszek pomaszerował te 100 kroków do domku by schować do lodówki wiktuały zakupione przez Emila. Tymczasem Adela z Wandą szykowały kolację. Wymyśliły, że zrobią paellę z marchewką i parówkami. Marchewka została poszatkowana w plasterki, parówki również, Adela siekała koperek, Wanda znęcała się nad czosnkiem krojąc go w plasterki, do dziewczyn dołączyła Helena mówiąc, że jeżeli przyda im się trzecia para rąk to ona im chętnie pomoże. W trakcie krojenia Helena zerknęła przez okno i powiedziała : Leszek uznał, że obiado -kolacja wymaga czystej, błękitnej koszuli, nie wiem czy nie powinnam założyć w tym układzie czystych dżinsów, bo te dziś splamiłam. Ale udam, że o tym nie wiem. Lesio zawsze super wygląda w niebieskim- stwierdziła Adela. Gdy wparował kiedyś do nas w garniturze to aż mnie zatkało tak ładnie i elegancko wyglądał. A nie każdy facet dobrze wygląda w garniturze. Hmmm, mruknęła Wanda, on taki elegancki a ja będę cuchnęła czosnkiem. On za moment też - pocieszyła ją Adela. Zresztą wszyscy się zaraz zaczosnkujemy. Ja dziś dam małej mleko od sztucznej mamy. Przetrzyj sobie rączęta połówką cytryny i potem umyj zimną wodą, na ogół pomaga- poradziła jej Adela. Do kuchni wparował Emil z pytaniem, czy może trzeba im w czymś pomóc, więc Helena powiedziała, że już wszystko jest gotowe, więc może zanieść na ganko-werandę talerze i sztućce a one przyniosą resztę.
Spory gar paelli zniknął w ekspresowym tempie nawet Piotr wziął dokładkę. Nie da się ukryć, że parówki bardzo podniosły jej smak. Coś mi się wydaje, że tym razem więcej kupimy tych parówek- stwierdziła Adela - one są zupełnie inne niż te warszawskie! Bo te parówki nie są w osłonkach plastikowych tylko w baranich jelitach bardzo dobrze wyszlamowanych - stwierdził Piotr. Faktycznie - zgodziła się z nim Helena.
Do herbaty był placek drożdżowy z kruszonką na wierzchu. Ooooo, powiedziała Helena - muszę w Warszawie upiec taki placek. Z niego są wspaniałe sucharki. Będzie miała nasza księżniczka co mamlać. A najlepsze w nim jest to, że nie ma w nim smażonej skórki pomarańczowej. Przez tą skórkę to go w domu do ust nie brałam- stwierdziła Adela. Lubię pomarańcze, ale nie lubię skórki pomarańczowej. Podczas picia herbaty, gdy na moment przycichła rozmowa Leszek chrząknął i powiedział - mam wam coś ważnego do powiedzenia - kocham Wandę i zgodziła się zostać moją żoną. W tym momencie wstał od stołu, sięgnął do tylnej kieszeni spodni i wyjął z niej małe pudełeczko - kucnął obok Wandy , otworzył pudełeczko i podał jej mówiąc - to jest pierścionek zaręczynowy mojej mamy. Powiedziała mi, że mam go dać kobiecie, która zgodzi się być moją żoną. Zgodziłaś się dziś, od tej chwili jest twój.Daj rękę, proszę. Wanda podała mu prawą rękę, Leszek otworzył pudełeczko, w którym spoczywał prostokątny szmaragd w ażurowej oprawie. Leszek delikatnie włożył go na środkowy palec Wandy i pocałował jej dłoń. Wandzie napłynęły do oczu łzy i objęła Leszka, przytulając mocno swą twarz do jego twarzy. Leszek przywarł do jej ust i zapamiętale całował. Lesiu - daj jej odetchnąć- udusi się - teatralnym szeptem nadał tekst Emil. Leszek przestał całować i powiedział - zazdrość nie zalicza się szlachetnych uczuć, kolego! Adela podeszła do Wandy - podniosła jej rękę i obejrzała pierścionek - prześliczny, najprawdziwszy szmaragd, w pięknej oprawie - powiedziała. To piękny zabytkowy pierścionek! Gratuluję wam obojgu. Wpierw objęła Wandę i ucałowała ją, potem cmoknęła w policzek Leszka. Bądźcie szczęśliwi i nie przestawajcie się kochać.
A kiedy ślub? -zapytał Piotr potrząsając ręką Leszka i poklepując go po ramieniu. Nie wiemy, jeszcze nie złożyliśmy dokumentów. Może jutro wyskoczymy do Warszawy i uda się nam coś załatwić. Reszta wieczoru zeszła na wspominkach obu już małżeństw jakie to , z perspektywy czasu, zabawne sytuacje były z wyciąganiem i składaniem dokumentów. Adela podpowiedziała im, że pierwsze co powinni zrobić, to zobaczyć czy mają w domu swoje metryki urodzenia, bo w Archiwum łatwiej jest wyciągnąć ich dokumenty gdy sobie pani urzędniczka jakiś tajemniczy numerek z tego starego dokumentu wyciągnie. Oczywiście "suchej nitki" nie zostawiono na zarządzeniu, że to musi być odpis metryki wydany nie wcześniej niż trzy miesiące przed złożeniem dokumentu.
Adela od razu powiedziała, że ona i Emil to nie będą świadkami, bo gdy oni byli świadkami to małżeństwo Arka rozpadło się niemal natychmiast, a gdy Arkowi świadkowali Helena i Piotr to jest wszystko w tym związku "jak należy". Ale oni nie odmówią sobie przyjemności obecności na tym ślubie i zobaczenia jak Milenka daje buzi wujkowi i nawet dopilnują , by to nie było zaraz po jej karmieniu.
Gdy się już wszyscy wychichotali niczym dzieci w przedszkolu Lesio powiedział, że byłby dumny, gdy Helena i Piotr byli ich świadkami, a Piotr powiedział, że to żaden kłopot dla nich, bo jeszcze trochę i razem z Heleną założą firmę świadczącą usługi w zakresie zastępowania różnych osób w rodzinach. Humory wszystkim dopisywały a gdy Leszek nadał tekst, że muszą się w ekspresowym tempie zabrać za produkcję dziecka bo już są jednak w wieku dość zaawansowanym Piotr powiedział: "zawsze podejrzewałem, że Leszek jest moim rówieśnikiem tylko ma jakiś patent na młody wygląd, a nieużyty z niego gość i nie chce zdradzić co robić by tak świeżo i młodo wyglądać jak on" wszyscy pokładali się ze śmiechu i z trudem poprzez śmiech dosłyszano gaworzenie Milenki.
Emil i Leszek nieomal kłusem ruszyli do sypialni "dziecku na ratunek". Adela trąciła łokciem Wandę - no to teraz wiesz, kto będzie w nocy wstawał do dziecka, nie oducz go tego przypadkiem. I zaraz zobaczysz jakie mamy "cygańskie dziecko". W dziesięć minut później wkroczył z Milenką na ręku Leszek a Milenka sprawdzała czy jego brwi nie są przypadkiem tylko przyklejone. Helena wyciągnęła do małej ręce mówiąc "chodź do babci" i Milenka zaraz przeniosła się do niej, potem do Piotra, na moment do Wandzi by na końcu wylądować w ramionach mamy a potem taty, bo Adela poszła przygotować dla małej ostatnie karmienie - modyfikowane mleko, które bardzo pasowało małej pod względem smakowym, a poza tym było podawane przez smoczek, a więc łatwiej było ssać.
Najedzoną i w dobrym humorku Milenkę zabrał do sypialni Emil, przewinął, pogłaskał po główce, dał jej w objęcia ulubionego kauczukowego pieska , zaczekał aż przysnęła i wrócił do stołu.
Ustalono, że następnego dnia rano Leszek z Wandą pojadą do Warszawy, przy okazji Leszek dostał bojowe zadanie "wdepnięcia" do mieszkania Emilów i zabrania z przedpokoju "takich szaro-burych" adidasów Adeli, bo te nowe, które ze sobą wzięła otarły jej piętę. Straszny delikatesik z tej Adeli - orzekła Wanda w drodze do Warszawy. No fakt, ona ma bardzo wrażliwą skórę , kiedyś przyszła do mnie z otarciem w pachwinie, z którym nie mogła sobie poradzić - otarła jej skórę szorstka nitka , którą były obrębione jej figi. Przepraszała, że mi głowę zawraca takim drobiazgiem, ale wolała przyjść do mnie niż do swego lekarza pierwszego kontaktu. Całkiem długo się z tym męczyła - skóra w tym miejscu delikatna i zawsze trochę wilgotna i cały czas praktycznie bez dostępu powietrza-tłumaczył Wandzie Leszek. Poza wzięciem dla Adeli adidasów Emil poprosił by wdepnęli do ich "magazynu", wzięli stamtąd "czerwoną termo-torbę", leżące w niej "akumulatory zimna" władowali do zamrażarki, a gdy już dojdą do wniosku, że wracają to by kupili kilka pojemników lodów Grycana, w tym "musowo" pistacjowe, bo w tutejszej restauracji ich nie ma . Oczywiście na zakupy mają wziąć tę termo torbę z "akumulatorami", czyli zakupy mają być ich ostatnią czynnością w Warszawie.
W drodze do Warszawy Wanda stwierdziła, że nie czuje się w obowiązku by informować swą rodzinę, że wychodzi za mąż. Ojcu też nie powiesz?- spytał Leszek. A może się wstydzisz, że nie wychodzisz za mąż za jakiegoś nadzianego biznesmena? Wanda roześmiała się - gdybym wychodziła za jakiegoś biznesmena to tym bardziej bym im tego nie powiedziała. Leszku - ja już dosyć się napłakałam w tej rodzinie, zrobili ze mnie dziwaczkę i naprawdę nie chcę ich oglądać na swoim ślubie. Może, ale jeszcze nie jestem pewna, powiem ojcu gdy już będziemy małżeństwem. Czy myślisz, że moja matka była choć raz u mnie w domu? Gdy byłam chora to przychodziła tylko siostra z zakupami - przynosiła i na tym koniec. Raz mi powiedziała, że mam fajnie, bo nie chodzę aż dwa tygodnie do pracy. To jest ich zemsta za to, że babcia , matka mego ojca, zapisała mi w spadku mieszkanie, które ja sprzedałam a pieniądze wpłaciłam do spółdzielni. Zdaniem mojej matki powinnam była się nimi podzielić z matką i trochę "odpalić siostrze". Nie każdy ma taką rodzinę jak Adela i Emil. Zresztą nie wiem czy wiesz, ale Adela też nie ma kontaktu zbyt częstego ani bliskiego ze swoimi rodzicami. I nie wiedzą wcale, że są dziadkami.
Moja siostra nie była zbyt długo twoją pacjentką, bo ty nie usuwasz ciąży a jej się ciąża przytrafiła. Bo ona z tych co nie zachodzą w ciążę celowo tylko im się ciąża przytrafia. Antykoncepcja? Za duży wysiłek umysłowy i to przecież wydatek. I jeszcze pamiętać, żeby w czasie brania tabletek nie pić i nie palić. I na dodatek zapamiętać którego dnia należy znów brać. Z tego co wiem, to już dwa razy usuwała. A on, ten jej super mąż, nie będzie przecież kupował dla siebie prezerwatyw, poza tym nawet gdyby kupił to wątpię czy potrafiłby ją prawidłowo na sobie zainstalować. Ona na szczęście chyba się wyprowadzi z Warszawy, bo tu za drogie życie a poza tym ukochany buc-małżonek ma dostać od swojej matki domek chyba w Radomiu, ale coś podejrzewam, że to pod Radomiem. No i dobrze, daj jej Boże jak najlepiej i jak najdalej ode mnie. Tyle jeśli idzie o moją rodzinę. Na ich tle to mój ojciec to prawie normalny facet, tylko wciąż nie wiem jak się mojej matce udało go złapać na męża. Adela to fajnie określiła- "ojej, zwyczajnie podłożyła mu się gdy obok przechodził." No i dlatego Leszku powinieneś uznać, że już jestem sierotą. Tak będzie lepiej dla nas obojga. Długo mi się wydawało, że tylko ja mam takiego pecha z rodziną, ale im dłużej żyję tym więcej poznaję osób, które mają niewiele wspólnego ze swoimi rodzicami lub/i z rodzeństwem. Na ogół otoczenie ich niewiele o tym wie, bo nikt się takimi sprawami nie chwali.
Chyba "niebo" im tego dnia sprzyjało, bo mniej więcej po czterech godzinach każde z nich miało swój akt urodzenia, a gdy się Lesio uśmiechnął do pani urzędniczki to mu "nielegalnie" zrobiła skan jego rozwodu z oryginału. A na dodatek udało im się złożyć swe dokumenty w USC na Ursynowie, zwłaszcza, że nie napierali się, że to ma być sobota przed południem i miesiąc z literką "r", zgodzili się na środek tygodnia w połowie września. Dostali nawet karteczkę z pięknie wypisaną datą i godziną, żeby zapamiętać. Wesela żadnego nie planowali Leszek proponował by po prostu u niego w mieszkaniu zrobić obiad zamawiając go w firmie cateringowej. Poza tym nie miał nic przeciwko temu, by po ślubie Wanda miała dwa nazwiska. Dziecko i tak będzie miało jego nazwisko.
W drodze, po zakupieniu lodów w ilościach iście hurtowych, omawiali sprawy mieszkaniowe. Bez wątpienia mieszkanie Leszka było lepsze o tyle, że były to jednak cztery pokoje a nie dwa. Tyle tylko,że czwarte piętro bez windy przy niemowlaku nie było sprawą radosną. Ale Wandzia stwierdziła, że póki co, to jeszcze jest trochę czasu, będą dysponować dwoma mieszkaniami i może coś się zamieni. Tyle tylko, że być może nie będzie to rzut beretem od "Emilów", no ale przecież teraz Leszek już nie będzie taki "samotny jak bezdomny pies".
c.d.n.