wtorek, 6 września 2022

Trudny wybór - 101

Po powrocie do domu Adela zaraz  powiedziała  Emilowi, że dopiero teraz   sobie  uświadomiła, że łóżeczko dla  dziecka   jeszcze do nich  nie  dotarło, więc wypada do człowieka   zatelefonować i  dowiedzieć  się, kiedy będzie do odbioru. 

Ojej, zupełnie   zapomniałem ci powiedzieć, że łóżeczko już jest a z Nadarzyna  odebrali je Stasia i Arek, bo byli  zaprosić kuzyna Stasi na  swój ślub. I nie  denerwuj  się, ono do nas  trafi na  czas, tylko  "nasz brat" coś przy nim wyczynia. Aż  się zapytałem czy może montuje złote okucia lub napisy.  I na pewno, gdy wrócimy  ze  szpitala z Milenką łóżeczko będzie  na nią już czekało.  Jakaś tajemnicza  "spółka wielo akcyjna" za naszymi plecami się utworzyła. Arek się liczy z tym,  że może mnie nie będzie na ślubie, bo mimo wszystko ty i dziecko jesteście  nawet dla Arka priorytetem,  więc będą rodzice  Stasi, jej kuzyn i nasi rodzice i oczywiście Stasi chłopcy. Nam obecność odpuszczono. My mamy rodzić. Bo nawet jeśli urodzisz zgodnie  z wyliczonym terminem to ja będę przy tobie  a nie przy Arku i Stasi. Arkowi jest  trochę głupio z tego powodu, że znał ewentualną datę  twego rozwiązania i ślub jest raptem  dwa  dni po tym terminie, ale ja go rozgrzeszyłem, bo on musi jak najszybciej  zameldować  Stasię i  dzieci u siebie. Wyobraź sobie, że okazało się, że i podstawówka i przedszkole są przy tej samej ulicy, przy której Arek  mieszka. Co prawda co do przedszkola to ponoć trudno dociec czy ono jest  dobre, bo opinie są różne a rodzice  najbardziej narzekają na wyżywienie w nim. Ale Stasia twierdzi, że w tym przedszkolu, w którym jest Piotruś to część  rodziców jest zachwycona a część pluje jadem, bo ich  dzieci nie  chcą tam jeść. Stasia i tak  zawsze daje dziecku coś  do podjedzenia  w przedszkolu, bo jak "odkryła" to Piotruś tam  jada tylko  kluski, jeśli  są.

Poza tym nadal intensywnie szukają mieszkania dla rodziców Stasi. Przy okazji tych  poszukiwań trafili na to osiedle, które jest vis a vis ich bloku i podobno tam  z tyłu to byłoby  miło mieszkać, bo przed oknami są tak zwane  "Błonia  Wilanowskie", czyli jak na razie  puste pola. Jemu  się marzy, by tak jak  my zamieszkali bardzo blisko rodziców. Na razie wrzucił na tablicę ogłoszeń chęć kupienia mieszkania typu M-4 w okolicach Mandarynki i drugie o chęci nabycia dwóch już  wykończonych  mieszkań M-4 w jednym bloku, oczywiście  wszystko w ramach Ursynowa. Dałem  mu namiary  na tę babkę, która i nam nieco pomagała ale ona już zmieniła pracę. Na  szczęście  już się wyleczył z chęci posiadania domu wolnostojącego. Gdy czekał na te   meble i  mieszkał jakiś  czas w Raszynie (chyba  więcej niż tydzień) i gdy  zobaczył, że praktycznie  to trzeba  sobie  z domu  zrobić niemal twierdzę, to mu się "odmarzył" własny domek. Poza  tym  sporo rozmawiał na temat domku poza  Warszawą z kuzynem Stasi i ten też go zraził  swoimi opowieściami, jak to musi ciągle chlać z pilnującymi  porządku stróżami prawa. Bo z Arusia taki sam pijak  jak  ze mnie.

Na  następne kontrolne USG Adela pojechała z rodzicami. Ojciec wspaniałomyślnie odstąpił od pomysłu poznania lekarza, który będzie sprowadzał Milenkę  na świat, zwłaszcza, że Helena obiecała, że z przyjemnością posiedzi  z nim w tym czasie w barku na kawie. USG nie wykazało żadnych niepokojących zmian a doktor stwierdził, że chciałby tylko powierzchownie sprawdzić stan tkanki krocza i że  według niego to poród będzie nie 24 ale 26 sierpnia i że dziś dziecina jest  wyraźnie niżej niż trzy  dni  wcześniej.

Ale ja tego nie  czuję, gdyby nie  to, że jednak co nieco mi brzuch urósł to nie wiem , czy uwierzyłabym, że jestem w ciąży. Wszystko jest tak samo, łącznie z  seksem. Moje  dziecko w trakcie leży jak trusia, jakby jej w brzuchu  nie  było- ale nie lubi gdy leżę na lewym boku i gdy siedzę przy  stole  lub  biurku i pochylam  się do przodu. Przez  nią musieliśmy zmienić konfigurację spania a ja jem na  stojąco, niczym w barze. A teraz pani sama przyjechała? Nie, rodzice Emila mnie  przywieźli i siedzą zapewne w barku. Wszyscy są tak  nakręceni przez moją  ciążę jakby od  niej zależały  losy świata. Śmieję  się, że jak głębiej odetchnę to już cała rodzina  staje  na baczność. Jedyna moja dolegliwość to fakt, że najchętniej spałabym chyba całą  dobę.

 Ja  w ten  sposób reaguję na każdą chorobę, no ale  jakby  nie było, to ciąża nie jest jakąś infekcją przecież. Lekarz  zaczął  się  śmiać- jak to nie? została  zainfekowana pani plemnikami. Ciąża nie jest stanem permanentnym ale okazjonalnym i wymaga od organizmu  sporo wysiłku. Hoduje pani w sobie drugiego człowieka, a wszystko co jest  potrzebne mu  do życia  czerpie tylko i wyłącznie z pani organizmu. Więc zmęczenie, ciągła  chęć  spania jest  zupełnie naturalną rzeczą. Ciąża po prostu panią wyczerpuje. I,  z tego co  widzę, to mąż świetnie się panią opiekuje i reszta rodziny także. 

To prawda - Emil jest cudownym facetem i jest to zasługa jego rodziców, którzy tak  go wychowali. I mam szczęście, że w pewnym sensie jego ojciec mnie adoptował. Panie doktorze, a jeśli idzie o krocze - ja je codziennie traktuję "mazidłem" z olejku kokosowego a masażem to się Emil zajmuje - dwutorowo. Ma chyba  nadzieję, że "nakocha  się" na  zapas, na te 6 do 8 tygodni po porodzie. Poza tym mamy w  domu sporo "lektury uzupełniającej".

Pani Adelko - będzie tak przejęty swoją  nową rolą, że nawet nie  zauważy jak szybko czas abstynencji minie i wróci czas tableteczek,  ale o  tym już będzie decydował doktor Z. Bo chyba  wróci pani pod  jego skrzydła?  No jasne, że tak, bardzo go lubię i  cenię, Emil też go polubił.

A wracając do meritum- kontynuował lekarz-  jak  się "pimpusia" urodzi to zaraz ją przystawimy do piersi, jeszcze gdy będzie pani na łóżku a personel będzie zajęty panią od pasa  w dół. Bo bardzo często takie natychmiastowe przystawienie dziecka  powoduje jednak laktację. I tylko trzeba  dopilnować by przystawić kolejno do obu  piersi  a nie tylko do jednej. Ale ja  tego dopilnuję.

A pani mąż to szalenie jest szczęśliwy, że to dziewczynka! Omal mnie nie udusił z  radości! Oj tak, ale bohatersko twierdził, że jemu jest wszystko jedno, byle mnie  za bardzo nie udręczyło przy porodzie. Ja to mówiłam, że mi  wszystko jedno jaka płeć,  byle się nie darło nocami. Dobrze, że teraz mąż pracuje od godziny 9,00  i jeśli ostatnie karmienie wypadnie o północy, to jeszcze  się wyśpi.

A drudzy dziadkowie szczęśliwi, że będzie wnusia? Drudzy dziadkowie to  chyba  nawet nie  wiedzą że jestem w  ciąży.  Panu doktorowi z lekka opadła  szczęka - jak to?  Bo po prostu zawiodłam ich swoją płcią- oczekiwali chłopca a nie  dziewczynki. A w  dwa lata po mnie matka urodziła  chłopca, super  wcześniaka i zmarł, a matka miała niedowład macicy i usunęli narząd. A  matka przestała mnie  akceptować. Od 16 roku życia nie  mieszkałam z rodzicami, tylko z  siostrą mamy. Wdową zresztą. Jeżeli chce pan porozmawiać z nią na temat jakichś spraw dziedzicznych, to ona jest z moim teściem w barku na dole, oni są małżeństwem. Mogę zadzwonić albo pójść po nich.

Niebywała historia - ściszonym  głosem powiedział lekarz. Merytorycznych pytań to nie mam, bo wszystkie pani  badania są w jak największym porządku, nie widać żadnych zagrożeń dla dziecka lub pani. Ale zrobimy inaczej - odprowadzę panią do nich - pani wypije nektar z czarnej porzeczki a ja kawę i w ten sposób ich poznam. Bo ja na  dzisiaj już kończę urzędowanie. Tu, na szczęście, nie mam dziesięciu rodzących kobiet na raz. Następną pacjentkę wezmę gdy już pani opuści  szpital. 

Ten neonatolog tutejszy to dobry specjalista i na pewno poleci jakiegoś przytomnego pediatrę dla maleńkiej. Oby tylko nie w drugim końcu Warszawy, bo wtedy to raczej odpada- powiedziała  Adela. Nooo, to chyba  jasne- zgodził  się lekarz . Tu jest już na KEN-u jakaś przychodnia  dziecięca. Ursynów zaczyna być  samowystarczalną dzielnicą, nawet stok narciarski mamy. Zajrzę dziś na Kabaty jak postępują prace wykończeniowe. A fajne są tam  mieszkania?- spytała  Adela. Bo męża przyjaciel szuka dwóch mieszkań na Ursynowie, oczywiście blisko siebie, najlepiej by jedno było 4 pokojowe, drugie 3 pokojowe.  Przystanęli koło windy i lekarz  zaczął grzebać w portfelu - ooo, proszę, tu jest telefon do tej spółdzielni. Na razie  to wszystko stoi "w kartoflach", ale Tesco blisko byle pokonać trawnik , jezdnię i parking przy Tesco. I skoro już stoi ileś dużych bloków to szybko się to ucywilizuje. I autobusy już tu dojeżdżają. A do Powsina to będziemy z żoną chodzić na  spacery.

Gdy zjechali windą na dół Adela poprowadziła  lekarza do stolika, przy którym siedzieli rodzice i powiedziała- to jest właśnie pan doktor, który  pomoże przyjść na świat Milence. Jaką kawę zamówić dla pana- espresso, ale proszę powiedzieć barmance  dla kogo ono jest. Adela podeszła do barku i  złożyła  zamówienie - kawę dla lekarza i sok z czarnej  porzeczki  dla siebie. Zdziwiona była  rachunkiem, bo zapłaciła tylko za sok, ale nic  nie powiedziała i wzięła na  małą tacę kawę oraz butelkę soku z rurką do picia.

Adela gdy tylko usiadła  zaraz wysłała  sms do Emila, że wszystko jest w porządku, siedzi w barku, pije sok a rodzice  rozmawiają z doktorem Michałem  K. I ma numer do spółdzielni, w której doktorostwo mają zamieszkać i podobno są jeszcze jakieś mieszkania, blok jest niemal gotowy i podała  numer by Emil go przekazał Arkowi.

Potem wysłała sms do Stasi,że  wszystko jest dobrze i prośbę  by tę wiadomość przekazała szefowi. Po wypiciu połowy soku stwierdziła, że chyba faktycznie mała jest już dość  nisko, przeprosiła  towarzystwo i udała  się na poszukiwanie toalety. Gdy wróciła oczywiście padło pytanie czy  wszystko jest w porządku, Adela zapewniła lekarza, że oczywiście  tak, wszystko jest w porządku, ale ona  musi teraz pochodzić trochę, bo już za długo siedziała. Pokrążyła  chwilę po klimatyzowanym holu, zawadziła o aptekę.

Wróciła do stolika, dokończyła sok, a lekarz patrząc na  nią powiedział - chyba to jednak będzie 24. W każdym razie czekam na panią 24, myślę, że może około godziny jedenastej. Żeby nie  było w  samo południe. Wszyscy się podnieśli od stolika i wyszli przed budynek a Piotr powiedział - poczekajcie,  zaraz tu podjadę, po co macie  wchodzić na parking.

W samochodzie całą drogę do  domu trwały  zachwyty Heleny i  Piotra  nad doktorem-położnikiem, że taki sympatyczny, kontaktowy no i  w pewnym  sensie będzie   sąsiadem, bo  będzie  mieszkać na Ursynowie. A Piotr powiedział - ale tak szczerze mówiąc to ja mu takiego zawodu nie  zazdroszczę - ja bym nie wytrzymał- dzień  w  dzień być przy porodzie. Tatuniu - skoro wybrał taką specjalizację to raczej wiedział co go  czeka. Oni nie  wybierają specjalizacji na pierwszym  roku studiów a dopiero po 6 latach  studiów i rocznym  stażu robią  specjalizację i  trwa ona , zależnie od kierunku, 4 do 7 lat. To są  ludzie, którzy uczą  się tak naprawdę kilkanaście  lat. A lekarz siłą  rzeczy musi być "kontaktowy" by wydobyć od pacjenta  wszystko,  co dotyczy  jego choroby. To miły facet, a polecił mi go mój  cudowny pan doktor ginekolog, znają  się i przyjaźnią.

Helena proponowała, by Adela u nich teraz   coś  zjadła,  ale ona odmówiła, mówiąc, że musi  się teraz  trochę położyć, bo jest zmęczona. W kwadrans  potem  spała na prawym  boku, a jej lewa noga, z braku podpórki w postaci brzucha Emila leżała na dwóch jaśkach. A spała tak mocno, że nie  słyszała powrotu Emila, który nieco wcześniej wrócił z pracy.  Widząc jak  mocno  śpi wpierw poszedł do  kuchni by podszykować obiad a potem bardzo delikatnie ułożył się obok i lewą nogę Adeli delikatnie zdjął z jaśków kładąc ją na  swoim brzuchu,  a potem okrył ją i  siebie  flanelowym cienkim kocykiem. A Adela, jak zwykle przez sen  chciała  go objąć, niestety na przeszkodzie stała "lokatorka". Może i ten brzuszek  nie był bardzo duży, nie  mniej ręki już nie  starczało.

Przespali tak aż do godziny siedemnastej, potem Emil przygotował obiad,  w trakcie  obiadu Adela zdała dokładne sprawozdanie z wizyty u lekarza i zastanawiali  się czy urodzi o czasie wyliczonym  przez jej ulubionego pana  "gina" czy doktor położnik wspomagany przez USG ma  lepsze  rozeznanie w sytuacji.

                                                                  c.d.n.