środa, 10 marca 2021

Wszystko jest.....16

 Ojciec Andrzeja leżał w szpitalu równo miesiąc. I żeby było "zabawniej" przepiłowany mostek i cała ta rana pooperacyjna goiła się nieźle, natomiast paprała się rana po  pobraniu żył na bypassy. Julita powiedziała do swego męża-  to dziwne, jak dla mnie, ale  Andrzej twierdził, że jego już mało co dziwi. Ale mnie dziwi- jakieś dzikie  prymitywy robiły mu tatuaż, cholera wie co wcierali te drobne ranki, ale zobacz- nie ma w tym miejscu takich blizn jak po  ropieniu skóry. Andrzej się na nią popatrzył i słodkim głosem spytał: a skąd moja żona wie jak wygląda skóra po ropnych ranach? Na to ukochana żona pana doktora ściągnęła z jednej nogi rajstopy i pokazała mu na mięśniu łydki bliznę długości nieco ponad 3 cm i powiedziała- przyjrzyj się tej bliźnie- gdy byłam na wakacjach po podstawówce polazłam na jeżyny i miałam całe nogi w zadrapaniach po kolcach. Wygoiły się wszystkie zadrapania oprócz tego jednego, to mi ropiało na okrągło, aż wreszcie jeden bystrzejszy lekarz wpadł na pomysł by zbadać tę wydzielinę. Okazało się być gronkowcem i wiem tylko tyle, że mi robili w aptece maściugę, rano smarowałam, wieczorem czymś odkażałam i znów smarowałam i po dwóch tygodniach zaczęło się goić. Poproś by zbadali bakteriologicznie to co się sączy z tej tatowej rany nim zakażenie obejmie  całego ojca. Jeśli tobie głupio to ja  to mogę zrobić. Nie chcę w to wciągać Jacka bo on tu pracuje, ja po prostu pójdę do tego "gostka" co ma tę salę pod opieką i zapytam się czy ktoś to badał, bo jeśli nie to ja mogę nawet napisać podanie w tej sprawie do p.ordynatora. Drugie rozwiązanie to pójdę do pana profesora, który mnie wtedy tak wymęczył badaniem i mu o tym powiem.  Ja nie mam żadnych oporów, za to mam prawo zadbać o zdrowie własnego teścia.  Tak naprawdę to przecież ktoś mu te opatrunki na nodze zmienia i co? ślepy czy durny? Julita była nie na żarty wściekła. I jeśli ktoś przeze mnie wyleci z roboty, to powinnam dostać oficjalne podziękowanie bo cały oddział może zostać zainfekowany. Andrzej chwilę milczał a potem powiedział- zacznij od tego co się tą salą opiekuje. I Julita tak zrobiła. W pół godziny potem zaczęła się bieganina i w efekcie końcowym okazało się, że ojciec ma gronkowca w tej ranie. Przebadano sąsiada z pokoju taty, ale na szczęście "był czysty". Dwa ostatnie tygodnie senior R. leżał w pojedynce a Julita miała do niego stałą przepustkę i prosto z pracy jeździła do szpitala. Wieczorem przyjeżdżał po nią Andrzej. 

W międzyczasie udało się zrobić na mamę Andrzeja  upoważnienie notarialne "wszechstronne" do podejmowania wszystkich  decyzji dotyczących majątku wspólnego i majątku męża. I już było przetłumaczone  na język angielski przez tłumacza przysięgłego. I jeszcze jedna inicjatywa Julity została zrealizowana. Jacek i Sylwia dostali od rodziców Andrzeja bilety na przelot do Auckland, oraz na pobyt w ich mieszkaniu aż do chwili powrotu całej trójki.
Koszt, który ponosili Sylwia i Jacek to obecność ich  w czasie podróży w obie  strony i ewentualna pomoc w pakowaniu się seniorki R., która miała przykazane, by to czego nie  spienięży rozdała. No i Sylwia miała ewentualnie pomóc w przygotowywaniu posiłków dla nich wszystkich. Jacek piał z zachwytu, bo czegoś takiego się nie spodziewał. A Andrzej i Julita byli spokojni o seniorkę. Co prawda ślub się Jackowi i Sylwii nieco odkładał w czasie, no ale taka wycieczka, praktycznie za darmo, rekompensowała  wszystkie niewygody. 

Akcje Julity u Andrzeja u jego rodziców poszybowały pod niebiosa, były w stanie nieustającej hossy. Po wielkiej naradzie "plemienia R.", przepatrzeniu wielu różnych domów, wystąpiono do spółdzielni,  do której należał domek rodziców Julity, o zezwolenie na jego niewielką rozbudowę.Wybrano najrozsądniejszy zdaniem rodziny projekt i zaczęto jego rozbudowę. Rozbudowano głównie parter, na którym zamieszkali rodzice Andrzeja. Nad rozbudowanym  "kawałkiem" domu zrobiono funkcjonalny taras z pełnymi balustradami i przesuwanymi szklanymi oknami. Najbardziej z przebudowy  cieszył się ojciec Julity, bo tym sposobem wybitnie zmniejszyła się powierzchnia podlegająca koszeniu.

Sylwester i Nowy Rok Julita i Andrzej spędzili w.......Mediolanie na  ślubie i weselu Mauricio. Co prawda  ślub był "tylko cywilny", chociaż Julita była skłonna świadczyć na korzyść Mauricia by dostał unieważnienie pierwszego małżeństwa. Panna młoda była już w dość widocznej ciąży, a gdy Julita gratulowała Mauricio dziecka w drodze powiedział- "daj spokój, wypadek przy pracy, bałem się, że zrobi to samo co ty". Na weselu Andrzej tylko raz wypuścił Julitę z rąk, by zatańczyła z Mauricio, a Andrzej z jego świeżo poślubioną żoną, Paolą. Mauricio chyba powrócił wspomnieniami w dawne czasy, gdy był z Julitą, bo walc w ich wykonaniu  stał się solowym popisem i zebrali od wszystkich oklaski. Potem Andrzej powiedział- Słoneczko, ty się przy mnie marnujesz tanecznie, cudownie tańczyliście, muszę to obiektywnie przyznać. Słoneczko wzruszyło ramionkami - nie widzę przeszkód byś się nauczył porządnie tańczyć. Wystarczy, że zechcesz. Zechciał - pod koniec karnawału całkiem nieźle mu szło.

Słoneczko kilka razy napędziło wszystkim porządnego stracha bo raz "załapała" wirusowe zapalenie płuc a po jakimś czasie anginę i serce przypomniało sobie, że przecież może trochę nierówno pracować. Nie dała się umieścić w szpitalu u Andrzeja chociaż ją o to błagał. Jackowi też nie udało się ją do tego przekonać. Po dwóch tygodniach spędzonych głównie na spaniu serce powiedziało  "przepraszam, już będę grzeczne" i przestało fiksować.

Mauricio zawiadomił Julitę, że  został ojcem strasznie wrzaskliwej córeczki i najchętniej przebywa poza domem, bo ta mała wciąż  płacze. Julita doradziła, by dopuścił do małej swoją matkę, bo może  Paola popełnia jakiś błąd. Mniej więcej  w dwa miesiące potem Mauricio zawiadomił ją mailem, że Paola odeszła, ale zostawiła mu Marcellę. W odpowiedzi Julita mu napisała : rozszedłeś się ze mną, bo nie mogłam mieć "normalnie"dziecka, teraz je masz normalnie poczęte to o co ci chodzi? Kochaj małą i wychowaj. Pokazała te maile Andrzejowi, który powiedział- no tak, chyba jednak wszystko jest gdzieś zapisane.Każda akcja wyzwala reakcję.

"Naprawione" serce seniora R. pomimo troskliwej opieki  systematycznie słabło i Andrzej uprzedził swą mamę, że w każdej chwili może całkowicie odmówić posłuszeństwa, chociaż  pacjent grzecznie  łykał przepisane lekarstwa, dbał o dietę a wszyscy dookoła dbali by go czasem czymś nie denerwować. Odszedł w niebyt niepostrzeżenie, po którymś niedzielnym śniadaniu, 9 lat po operacji. Niedzielne śniadania rodzice obojga  zawsze spożywali razem, na dole, w salonie seniorów R. Odszedł tak cicho i delikatnie, że przez  piętnaście minut nikt się nie zorientował. Żona przeżyła go o 10 lat, dziękując  losowi, że jest nie sama, a z bliskimi jej sercu osobami.

Bo wszystko jest gdzieś zapisane i będzie co ma być, zawsze powtarzał Andrzej.

                                                                  KONIEC


Wszystko jest......15

W sobotę Julitę podwiózł do szpitala Andrzej, wpadł do ojca tylko na 10 minut, bo miał dyżur w swoim szpitalu. Umówili się,  że albo Julita  wróci sama taksówką, albo on po nią wpadnie około godziny siedemnastej. Okazało się, że tego dnia po raz pierwszy ojciec został spionizowany. Postał koło łóżka 5 minut, podtrzymywany przez dwie pielęgniarki, potem pozwolono mu posiedzieć chwileczkę na łóżku z nogami opuszczonymi w dół. I chyba dopiero wtedy dotarło do seniora R. jaki jest słabiutki i zależny od pomocy innych. I oczywiście zaraz się z Julitą podzielił swym nieszczęściem, jaki to on biedny, słaby itp., nawet  kilka łez uronił. Julita powiedziała, że najważniejsze, że żyje, że jak się ma lat "60 plus" to każda choroba człowieka powala i jest słaby. Poszła do pielęgniarek i zapytała, czy może teścia posadzić na chwilę na krześle, żeby mu humor poprawić. Od razu jedna z nich przyszła i pomogła Julicie usadowić teścia na krześle, Julita okryła go kocem i założyła na stopy skarpety, żeby się nie zaziębił. I pomału zaczęła "urabiać" go, że jej  skromnym zdaniem Tatuś powinien pomyśleć o tym, by wrócili do Polski i by mieszkali blisko Julity i Andrzeja. Co prawda  byłaby  Julita zachwycona i szczęśliwa gdyby mieszkali w jednym domu   a jeśli w dwóch różnych to koniecznie  blisko siebie, żeby i on i mama mogli dojść na piechotę do Andrzeja domu. I że Julita chce poszukać blisko siebie  znajdujących się domów. No ale przecież trzeba by sprzedać dom w Auckland, pozamykać wszystkie sprawy, powiedział przytomnie teść. Julita stwierdziła, że to przecież dość proste- mama poleci do Auckland, sprzeda dom, pozamyka wszystkie sprawy tak jak to uzgodni z nim. Chyba jego własna żona ma upoważnienie do załatwienia wszystkiego na miejscu. Teść się lekko zająknął- nie pomyślałem o tym, nie pomyślałem o tym, że nie jestem wieczny. To nie jest wielki problem, bo pieniądze z banku nowozelandzkiego przekaże się na konto, które  mama założy sobie tutaj, bo nadal ma obywatelstwo polskie, a paszport przecież nadal ma polski i to  ważny, skoro na nim przyleciała do Polski. Dom sprzeda- pieniądze wpłaci na konto. Pozamyka biznesy zgodnie  z jego instrukcją, a upoważnienie bez problemu można załatwić tutaj, notariusz przyjedzie  w tym celu do szpitala, a potem tłumacz przysięgły to przetłumaczy. Tata zrobi wykaz co chciałby by z domu w Auckland zabrała do Polski -   część się nada na cargo lotnicze, jeśli coś będzie cenniejsze to  przywiezie ze sobą. Córeczko, ty jesteś niezwykle  zorganizowaną osobą! No jestem, bo ja jestem  po szkole hotelarskiej i  pracuję w tym zawodzie  bardzo długo. I z byłym mężem prowadziłam hotel. I nadal  pracuję w tej branży. A czy Andrzej pojechałby z matką? Nie wiem,  ale podejrzewam, że nie będzie mógł - już nie ma urlopu a bezpłatnych urlopów nie udzielają lekarzom, bo wciąż brak lekarzy. Ja nie mogę, bo mi kardiolog, wiesz, doktor Jacek nie pozwala. 

Och doktor Jacek- chciałbym się jemu jakoś zrewanżować, Andrzej mówi, że dzięki niemu żyję. To prawda tato. Podjął po prostu właściwą decyzję i to ci uratowało życie. Tatusiu, na razie pomyśl o tym, żeby namówić mamę byście tu , blisko nas zamieszkali. Wiesz dobrze, że jeżeli ty zdecydujesz, że zostaniecie w Polsce, to mama się  bez problemu zgodzi, zawsze wszędzie podążała za tobą, bo cię kocha. Przypomnij sobie tylko,  czy mamusia ma upoważnienia notarialne, bo jak nie, to weźmiemy notariusza tu do szpitala i się je sporządzi. Wiesz, ja już swoje mieszkanie przepisałam na Andrzeja, zrobiłam też dla niego upoważnienia do moich kont bankowych. Bo życie jest takie kruche, nie chciałabym by jeszcze miał dodatkowe kłopoty, gdy mnie się coś  stanie. Już o tym pomyślałaś- zdziwił się teść.  Tato, jeżdżę samochodem, a równie dobrze może być jakiś wypadek i wpadnę pod samochód przechodząc przez jezdnię i już byłby problem. Gdybym zmarła to pół biedy, ale gdybym  nagle została roślinką to byłby prawdziwy problem. Trzeba by wtedy zakładać sprawę sądową a to się zawsze  wlecze i ciągnie. Zapisać ci na kartce o czym masz z mamą porozmawiać? Tak córeczko, zapisz, żebym nie  zapomniał. Tatusiu, a nie jesteś już zmęczony tym siedzeniem? Może chcesz troszkę poleżeć? Poleżę, ale ty posiedź jeszcze trochę ze mną. Posiedzę. Może porozwiązujemy razem krzyżówkę? Julita tak przesunęła krzesło z teściem, że bez trudu  go podniosła, delikatnie okręciła w miejscu i posadziła na łóżku. Poprawiła poduszki, zostawiła mu skarpetki na stopach by miał gdy jeszcze będzie wstawał, położyła mu nogi na łóżku, w końcu nakryła kołdrą. Usiadła potem blisko niego i zaczęli rozwiązywać krzyżówki.

Do Andrzeja posłała sms by po nią przyjechał około godziny 18,00, gdy ojciec dostanie kolację bo ona jeszcze popatrzy jak tu ojciec je, bo wg niej to on jakiś lekki się zrobił, co pewnie jest efektem leżenia. Dostała odpowiedź, że przyjedzie  trochę wcześniej i razem u ojca posiedzą.

Leżący w tym samym pokoju pacjent właśnie  wrócił z wędrówki korytarzem szpitalnym i powiedział- no to ma pan dziś wreszcie swoją córeczkę! I uśmiechając się do Julity powiedział- tatuś już od rana na panią czekał. I narzekał, że jeszcze nie ustoi przy goleniu i będzie nieogolony na przyjście  córeczki. Julita pogłaskała teścia po policzku - jutro przywieziemy maszynkę elektryczną to się będzie golił siedząc w łóżku. Myślę, że przewód bez trudu sięgnie do gniazdka. Tatusiu, a dmuchałeś dziś w butelkę? Tak, były dziś trzy cykle. A jutro dostanę kamizelkę, żeby mi się mostek dobrze zrastał, bo zdejmą  już opatrunki. Podobno trzeba za nią zapłacić. Dobrze, dowiem się tylko ile i zostawię ci pieniądze. A może przynieść ci tatusiu wody mineralnej z kiosku? Przyniosę ci taką w mniejszych, pół litrowych butelkach. A nie chcesz  przypadkiem cieplejszej piżamy?  Poczekaj, obejrzę metkę jaki rozmiar ci się należy.

Wracam za 10 minut- dowiem się o tę kamizelkę i przyniosę wodę. Przy konsoli pielęgniarek opłaciła kamizelką i zaraz ją dostała (rozmiar uniwersalny) w kiosku w holu kupiła wodę mineralną, dwie pary ciepłych skarpetek bezuciskowych i flanelową piżamę w  biało- niebieską kratkę.  Ubrała teścia w nową piżamę, trochę się certolił z wkładaniem mu spodni, więc odłożyła tę operację do przyjścia Andrzeja, pokazała nowe, ciepłe skarpetki i schowała je do szafki, odziała go w tę niby kamizelkę, obiecała, że  zostawi krzyżówki, ołówek automatyczny i gumkę do wycierania. Gdy o 17,30 "przyjechała" kolacja Julita przekroiła kanapki na pół, żeby łatwiej było je jeść i usłyszała od pielęgniarki, która roznosiła leki,  że  pan R. od rana już czekał na jej przyjście i że teraz już się nieco ucywilizował i grzecznie  "bąbelkuje". I że tej kamizelki to się nie zdejmuje na noc. Gdy senior R. już kończył kolację do sali wszedł Andrzej. Senior R. zaraz pochwalił się nowa piżamą, którą Julisia mu kupiła, więc  Julita powiedziała, że tatuś jakiś wstydliwy i nie dał sobie  zmienić spodni, więc niech Andrzej to zrobi. Andrzej poczekał aż ojciec zjadł i połknął leki, bezceremonialnie odkrył ojca,  ściągnął mu cienkie  spodnie piżamowe, zakrył nimi ojcowskie przyrodzenie i powiedział - skoro moja żona śni o tobie w tańcu plemiennym to możesz jej pokazać ten tatuaż i skinął na Julitę. Żółw i manta były długości około 25 cm, i chyba bardzo dawno wykonane bo rysunki były dość blade. Ładne - powiedziała Julita- ale chyba bardzo bolało. Nie pamiętam, czymś mnie poili cały czas.  Tatuś, a jaka jest symbolika tego tatuażu?- spytała cicho Julita.  Żółw i manta to morskie zwierzęta, a morze to symbol siły- równie cicho odpowiedział senior R. A mama to widziała?- raz i jak się okazało o jeden raz za dużo. Nie mogła mi tego darować. Ale mnie się podoba, chociaż nie jestem entuzjastką tatuaży i nigdy bym sobie nie zrobiła.  Te są takie syntetyczne. No i tylko dla wtajemniczonych, nie  świecisz nimi każdemu w oczy. 

Andrzej pomógł ojcu naciągnąć spodnie piżamowe, a ten szepnął mu do ucha- kochaj ją i nigdy nie opuszczaj. Ale o tym to się Julita dowiedziała w drodze do domu.  Pochwaliła się mężowi, że razem z ojcem rozwiązywali krzyżówki, że mu zostawia ołówek i kilka różnych  krzyżówkowych pisemek i że pielęgniarka mówiła, że ojciec  dzielnie "bąbelkuje" i że dziś przy niej całkiem długo siedział na krześle a od pielęgniarek wie, że jeszcze jutro będzie nadal zacewnikowany i dopiero gdy odłączą cewnik będzie mógł przy balkoniku pochodzić. I że całkiem ładnie zjadł kolację, która wyglądała bardzo apetycznie. I że tu jest bardzo czysto a pielęgniarki naprawdę sympatyczne.

Julita żegnając się z teściem powiedziała- jutro przyjadą do ciebie moi rodzice i   mama, więc pamiętaj do czego masz mamę namawiać. A ja wpadnę pojutrze, żeby sprawdzić jak się czujesz, jak funkcjonujesz i może coś do czytania ci przywiozę. A jeśli będziesz czegoś potrzebował dzwoń do nas. Oboje wyściskali i wycałowali seniora i wyszli. Na dworze było paskudnie zimno i Andrzej powiedział - dobrze, że pomyślałaś o cieplejszej piżamie i ciepłych skarpetach. Dziękuję ci.  Kocie - to przecież i mój tata. A wiesz co mi ojciec powiedział gdy mu naciągałem gatki? - że mam cię kochać i nigdy nie opuszczać, tak jakbym sam tego nie wiedział. A powiedz mi  Słoneczko do czego ma  ojciec namawiać mamę? Ooo do niczego wielkiego, tylko do tego żeby zamieszkali w Polsce blisko nas. I ma sobie przypomnieć czy ona ma jakieś upoważnienia do działania  ze wspólnym  majątkiem i jeśli nie to się zaprosi notariusza do szpitala. O cholera- roześmiał się Andrzej - ożeniłem się z damską wersją Machiavellego.

Wiesz, tata chce się koniecznie zrewanżować Jackowi za to, że tak przytomnie go zawiózł prosto na stół. I coś mi chodzi po głowie w związku z tym, ale jeszcze nie mogę tego  dobrze sprecyzować- poinformowała Julita.

A ten ojca  tatuaż to całkiem kulturalnie się prezentuje, powiedziałabym, że nawet o wiele lepiej niż te tatuaże z salonów tatuażu. No a poza tym tata nie świeci nim po oczach. Trzeba jutro podrzucić  tacie maszynkę elektryczną do golenia- nie jest w stanie ogolić się sam zwykłą maszynką, nie ustoi jeszcze tyle czasu przy lustrze. A tak to sobie usiądzie na krześle przy łóżku i się sam ogoli.Wyciągnęła z torebki  kartkę i długopis i zapisała- golarka, balsam do ust, czytanie, chusteczki higieniczne a na zdziwione spojrzenie Andrzeja odpowiedziała - ostatnio mam coraz więcej spraw do zapamiętania.

W domu przygotowała wszystko co zamierzała dać teściowi  - do poczytania książkę o Polinezji, wygrzebała z czeluści elektryczną golarkę Andrzeja, który preferował "prawdziwe golenie" więc golarka leżała w szufladzie bezużytecznie, kilka paczek chusteczek, balsam do ust o smaku kokosowym.  W trakcie kolacji przekonała Andrzeja, by jeszcze dziś zawieźć to do jej rodziców, bo przecież oni jutro jadą do szpitala. Chciała jechać sama, ale Andrzej stwierdził, że jest wieczór, śliskawo, więc lepiej gdy razem pojadą. Zatelefonowali do rodziców, że właśnie do nich jadą i pojechali. Przez kawałek drogi było "jako-tako", ale im było bliżej domu rodziców tym gorzej- sypał śnieg i musieli bardzo wolno jechać. Gdy dojechali do rodziców Julita  powiedziała- nocujemy dziś u rodziców. Jutro rano ruszą już służby miejskie i wrócimy do domu. Tak też się stało. Andrzejowi w gruncie rzeczy było obojętne gdzie będą spać, pod warunkiem, że w jednym  łóżku, co było "oczywistą oczywistością". Julita opowiedziała dokładnie o stanie seniora R., stwierdziła, że codziennie ktoś musi być u niego, bo jak widzi, to pacjent  odwiedzany przez rodzinę lepiej funkcjonuje, po prostu bardziej się mobilizuje. Praktycznie już od godziny 14,00 do wieczora można tam bywać. Więc niech jej rodzice i teściowa jeżdżą tam zaraz po godzinie czternastej, pobędą godzinę lub półtorej, a ona i Andrzej będą tam bywać w późniejszych godzinach. Na osobności szepnęła swej teściowej, że widziała ten "tatowy tatuaż" i że choć w życiu by sobie niczego takiego nie zafundowała to ten jest całkiem ładny, a  z uwagi na umiejscowienie dyskretny. Powiedziała też o jego symbolice i że ona jeszcze wykorzysta fakt istnienia tego tatuażu do mobilizowania taty do procesu zdrowienia. Andrzej z kolei podpytywał swą mamę na ile ona jest wdrożona w ojcowskie interesy i czy da sobie radę z likwidacją ich egzystencji w Auckland sama, bo on nie ma wszak urlopu, a zapewne trzeba będzie tam spędzić dwa lub trzy tygodnie.  Przy okazji okazało się, że Andrzej wcale nie jest "goły" finansowo, bo jest spadkobiercą całego ich majątku, co może nie jest sukcesem finansowym w Nowej Zelandii, ale na polskie warunki już tak. A sprzedażą domu to może się na miejscu zająć ich prawnik. Bo w cywilizowanym świecie to każdy biznesmen  ma swojego prawnika. Rodzice Julity oświadczyli, że oddają parter swego domku do dyspozycji rodziców Andrzeja, więc nie widzą problemu by na tempo szukać dla nich domu w Warszawie. Mogą tu mieszkać jak długo zechcą. Bo może lepiej jest wystąpić o zezwolenie na dobudowanie "czegoś" do istniejącego domu. Mama Andrzeja popłakała się i stwierdziła, że Opatrzność nad nimi chyba czuwa, co bardzo rozśmieszyło Andrzeja, który stwierdził, że jeśli czuwa to tylko na pół gwizdka, skoro nie ustrzegła ojca przed zawałem. W niedzielę rano po śniadaniu Julita i Andrzej wrócili do siebie. Przypuszczenia Julity, że rano służby miejskie zajmą się odśnieżaniem jezdni okazały się bezpodstawne, bo większość drogi należała do 35 kolejności odśnieżania.

                                                                      c.d.n.