niedziela, 5 lutego 2023

Lek na wszystko? - 51

 Wygłupiasz się - stwierdziła Teresa. Nie wygłupiam! Staniemy  na parkingu po drodze, to wtedy wyjmę wszystko z bagażnika  i poczytasz  sobie, że ja nie  żartuję. Słyszałem coś o tych nagrodach-stypendiach od ministerstwa,  ale w to nie  wierzyłem. Najbardziej mnie ubawiła ta kupka pieniędzy. O tym, że to będzie 20 tysięcy to już wiedziałem - rozśmieszyło mnie to, że  kilkuletni wysiłek  wyceniono na  taką  kwotę i że dają do ręki, a nie na przykład czek do realizacji w  banku. No ale  to komuś  się widocznie  wydało chwytem propagandowym. Jeszcze bardziej mnie zdziwiła ta  nagroda, bo mnie jakiś czas w  kraju nie było, a gdy to wszystko robiłem to nikt mi nic nie ułatwiał, o wszystko toczyłem  boje. Tak to wszystko wyglądało jakbym to wszystko wymyślał dla siebie,  a póki co samolotów nie  produkuję i ich  nie sprzedaję. Jedno co jest pewne - nie odejdę teraz z Instytutu, muszę tu te  trzy lata posiedzieć. No i tym sposobem tu będę robił doktorat. To już teraz  wiem dlaczego "stary" tak pochwalał mój plan. Będzie  Instytut  miał doktoranta, to zawsze ponoć podnosi prestiż placówki. No i co ty kochanie  na to? 

Cieszę się, bo wygląda na to, że teraz będziesz bardziej  zadowolony z  faktu, że pracujesz  w Instytucie. A dodatkowo, to się  cieszę, że nie  musieliśmy być na tej uroczystości. Widziałam po twojej minie, że nie  czujesz  się w tym  miejscu dobrze. Miło ze strony twego "szefa", że  nie  musieliśmy zostać na tej uroczystości.

A ja się cieszę, że szef cię poznał. Widział Ankę ze trzy razy i po ostatnim moim  tu Sylwestrze miałem  z nim rozmowę - niezbyt miłą, ale ja już wtedy  byłem w trakcie rozwodu. Szef mi wtedy powiedział, że choć nie jest  zwolennikiem rozwodów to w tym wypadku wręcz cieszy  się, że wreszcie przejrzałem na oczy i się rozwodzę i że nie może się nadziwić, że się z Anką ożeniłem. Dość brutalnie  mi wtedy powiedział kim jest  w jego mniemaniu Anka. A ja  mu powiedziałem dlaczego się z nią ożeniłem. Podejrzewam, że sobie z kumplami od  kieliszka nieźle pohulała.  Wiem, mogłem tu dziś przyjechać  sam, ale chciałem by wiedział i  zobaczył, że normalna, mądra i kulturalna kobieta zgodziła  się być moją żoną i mieć ze mną dziecko. Jestem  dumny z tego  powodu, że jesteś moją  żoną.

Zik, kocham cię, wiem jaki jesteś i według mnie postąpiłeś  wobec Anki jak dżentelmen. Szkoda  tylko, że twój ojciec wtedy głupio ci doradził, ale on zapewne  nic  nie  wiedział o Ance. I choć byliście już pełnoletni powinien był z nią i jej rodzicami porozmawiać i powiedzieć, że uznasz  dziecko jeśli się okaże po badaniach genetycznych, że jest twoim produktem.  Nie  wykluczam, że jestem podejrzliwą babą, ale nie  wiem dlaczego nie wydało ci się dziwne, że zaszła przy prawidłowo stosowanej barierze "anty" i że "poroniła" akurat wtedy gdy ty byłeś na Targach i ze szpitala wyszła po  jednym  dniu. Wyjątkowo dziwny zbieg okoliczności. Niemal jak tłumaczenia Robercika, że on to tylko  tak tylko do fotografii pozował.

Nie  da się ukryć, że i twoje i  moje pierwsze małżeństwo  było wynikiem naszej  niedojrzałości emocjonalnej, może też pokłosiem  głoszonych przez  rodziców ideałów. Oboje  dostaliśmy bolesną  lekcję. Ale najważniejsze, że jesteśmy razem, że się  w tym całym galimatiasie  odnaleźliśmy. Reszta się nie liczy. Nie stawajmy na parkingu, jedźmy  już do  domu. Może tylko wstąpimy po drodze do cukierni, trzeba  jakoś uczcić ten sukces. W domu poczytam ten dyplom i to pismo z ministerstwa.No, nasi to będą  zdziwieni, gdy tak  wcześnie wrócimy. Ja stawiałam, że wrócimy  najwcześniej  około siódmej  wieczorem.

Zrobiło mi się trochę smutno, gdy twój szef opowiadał o tym, że właściwie małżeństwo  mu się sypnęło. Ciekawe czy pani sekretarka ugra z nim  coś, skoro szef powiedział, że ona  nie jest w jego typie jako kobieta. A żona szefa była  ładna? Bo ja  wiem?- w głosie Kazika było słychać dużo wątpliwości. Była bardzo sympatyczna, dość pulchna blondynka, mówiąca do męża per  skarbie. Ale nie  miałem  bladego pojęcia, że była od  niego 15 lat młodsza,  nie  wyglądała na młodszą od niego, a już w  żadnym  wypadku na młodszą o piętnaście lat. 

Skoro mówisz, że była pulchna to może warstewka tłuszczyku dodawała jej optycznie lat - stwierdziła Teresa. Przecież nie  wszystkie  młode kobiety są bardzo  szczupłe i  wiotkie. Pamiętam, że w podstawówce to były ze dwie takie bardziej pulchne a w liceum w mojej klasie jedna. Ona to była wręcz ogromna, wszystkiego miała  w nadmiarze - i wzrostu i objętości. Ale  była  całkiem  równa  z niej  dziewczyna i nie  mizdrzyła  się do chłopaków, którzy do nas przychodzili z męskiego liceum na  szkolne zabawy. Nie lubiłam tych  zabaw i byłam  tylko na jednej. Ci chłopcy z Reytana byli jacyś z lekka porąbani.   

Kazik zaśmiał  się -Krystian chodził do Reytana i zapewne dlatego skończył prawo, bo tam co drugi szedł studiować  prawo, ale często po pierwszym roku zmieniali kierunek. A on twardo ukończył. On bardzo pasuje do tego zawodu, wygadany  jak licho. I wszystko ma u niego bardzo  wiele aspektów. Ojciec kiedyś powiedział, że według Krisa to kij ma cztery a nie  dwa  końce. I, tak z ręką na  sercu, to nie  wiem jak on się dogaduje z Aliną, bo według jej filozofii to kij ma tylko jeden koniec - ten do bicia, a ten  drugi to uchwyt. A przy tym  wszystkim to ona jest bardzo uczynna, chętnie innym pomaga, naszego tatę na  spacery wyprowadzała. 

No wyprowadzała, bo z własnym ojcem  to się nie  za bardzo dogadywała, a z tatą to się nawet  niemowa  dogada - stwierdziła Teresa. Sam widzisz jak tata zawsze  wie co zrobić żeby  mały był cały w skowronkach. I wiesz , jesteś naprawdę  cudownym facetem, że zgodziłeś  się by tata z nami mieszkał. Zauważyłeś  chyba jak bardzo mu się poprawiło zdrowie odkąd z nami jest stale. Jakiś cud się  zrobił- lepiej  widzi,  lepiej  słyszy, jakiś taki dziarski się  zrobił. Ostatnio uśmiałam  się, bo siedział z małym na loggii i cały czas mu opowiadał co widać. W pewnej chwili  słyszę: "o i pani sąsiadka z psem idzie ale mam nadzieję, że nie do nas. Mam nadzieję, że nie zna numeru  mieszkania." A po chwili : "przepraszam  cię Aleczku, pomyliłem  się, to inna pani szła, tylko piesek był podobny". Myślałam, że się rozpadnę ze śmiechu.

Gdy już dojechali  do Warszawy i odwiedzili ulubioną cukiernię zakupując  w niej całkiem spore pudełko różnych ciastek, Kazik zatelefonował do brata i poinformował go, że będą   w domu najdalej za 15 minut, a na pytanie Krisa co tak wcześnie wrócili odpowiedział - no cóż, nie podobało się nam, więc wyszliśmy wcześniej. A co u was? Och, wszystko jest w porządku, Alkowi jeden ząb już wyszedł, a drugi pewnie  wyjdzie jutro, bo prześwituje. No to fajnie, kupiliśmy właśnie ciacha, były jeszcze  twoje ulubione  "sokoły". Oj to super, przyjeżdżajcie szybko. W 17 minut  później wchodzili już do mieszkania. W windzie Kazik powiedział - tę gotówkę to ja mam zamiar rozdzielić na cztery części -  dla taty, Krisa, Aliny i Ciebie. Jeżeli mamy w domu koperty, to  zrobię to jeszcze  dziś. Ale....zaczęła Teresa- nie ma żadnych "ale" tak to sobie umyśliłem. Ja będę miał tę drugą pensję. Ale o niej to powiemy tylko tacie.  A może będzie lepiej dać im to na Mikołaja albo pod choinkę?- zaproponowała Teresa. No to może na Mikołaja, ale tak naprawdę to mam ochotę dziś się tym podzielić. No to zrobisz jak  zechcesz - stwierdziła.To przecież twoja forsa. Nasza, nasza- nie tylko moja- sprostował Kazik. Wszystko kochanie  mamy wspólne. No ale może masz rację, że będzie zabawniej, gdy dostaną w tym  roku zamiast prezentów rzeczowych gotówkę na  Mikołaja lub pod  choinkę. Odpadnie  nam czaszkowanie co komu kupić. No to w takim razie damy im to na  Mikołaja i zarządzimy, że w tym  roku nie robimy prezentów pod  choinkę. Zgadzasz się?- zapytał Kazik. No pewnie, że  się zgadzam. Zgadzam  się ze wszystkim co zarządzisz, bo ja tu tylko sprzątam - powiedziała  ze śmiechem.

Główną atrakcją dnia  było oglądanie pierwszego ząbka. No to ja jestem cała w nerwach jak to będzie z tym karmieniem piersią - zastanawiała  się na głos Teresa. Jeśli mnie dziabnie tym zębem to chyba mu dam klapa. Nie mam pojęcia jak można karmić piersią dziecko, które już ma zęby. Chyba jednak przejdę już tylko na karmienie butelką, najwyżej będzie dostawał więcej picia. Zresztą ja mam coraz mniej pokarmu - mówiła  do Kazika. Zadzwonię do poradni laktacyjnej i posłucham  co oni powiedzą. Mogę też przed porą karmienia ściągnąć pokarm i dać mu z butelki. Zobaczę jak to będzie dziś wieczorem. 

Tej  soboty zamiast lunchu z prawdziwego zdarzenia dorośli objadali się ciastkami. Kris nieomal piał z zachwytu nad mądrością swego bratanka, który cały dzień był grzeczny, a na dodatek miał już całkiem dobrze widoczny pierwszy ząbek. I wcale nie marudził z okazji wykluwania się ząbka. I gdyby mu nie  dali  skórki z chleba to pewnie by nie  zauważyli tego zęba, bo gdy mały zagryzł z  całej siły skórkę to zauważyli na  niej ślady krwi. Tata ich uspokajał, że to przecież normalne,  że to nic groźnego, że nawet go to nie bolało, skoro nie  płakał, ale Kris i Alina  byli wystraszeni. No to sobie oboje zapamiętajcie ten fakt, żebyście nie dostali oboje zawału gdy wasze  dziecko zacznie ząbkować - powiedziała  Alina. 

Ponieważ wszyscy wypytywali się o "imprezę" Kazik opowiedział tylko smętną historię swego szefa oraz nadał "otwartym tekstem" że zupełnie nie  czuł jakiejkolwiek  więzi z tym miejscem, w którym przecież  przez jakiś  czas często bywał, że nie  miał ochoty spotkać się z którymkolwiek  z dawnych kolegów, że nie czuje już pociągu do latania i w związku z tym odebrał nagrodę, odznaczenia, dyplomy itd i poprosił szefa by  zwolnił go z obowiązku odbierania tego wszystkiego osobiście na oczach widzów, a  szef, z którym  zawsze miał dobre układy zgodził się -bo go rozumiał.  Powiedział też, że zaprosił szefa by koniecznie  do nich wpadł gdy będzie  w Warszawie, a poza  tym to jest wielce prawdopodobne, że  szef będzie w  związku ze swoją sytuacją rodzinną potrzebować porady prawnej i wtedy zapewne zwróci się do Krisa. Oczywiście wie, że Kris nie zajmuje się rozwodami, ale on  ma  jakieś zawirowania z prawami własności i chciałby to wszystko powyjaśniać z prawnikiem. No a jak Kazik zna  szefa, to on na pewno ma wszystkie papiery w jednym miejscu i  zapewne będzie miał zrobioną listę pytań do  Krisa. Bo to jest wielce "uporządkowany" człowiek - zapewnił Krisa  Kazik.

No patrzcie państwo - wydziwiał Kris- przestał lubić latanie! Myślałem, że przyjedziesz i będziesz  się cały czas zachwycał nowym lotniskiem, marzył o jakimś locie, lub wręcz skorzystasz z okazji i  sobie polatasz. Kazik wzruszył ramionami - człowiek się po prostu zmienia i zmieniają  się jego upodobania. Ty kiedyś uwielbiałeś cukierki miętowe  i albo żarłeś wciąż miętówki albo żułeś  gumę o smaku miętowym a teraz to już zapach mięty ci przeszkadza i  nie zajadasz  się miętówkami.  Miałeś kiedyś świra na punkcie kwiatków doniczkowych i co? jakoś  nie widać u was w  mieszkaniu kwiatów doniczkowych.

Mnie nadal interesują nowe konstrukcje samolotów - wchodzą nowe materiały, można  więcej  rzeczy przebadać. Nie odchodzę od  konstrukcji, po prostu już mnie nie bawi prowadzenie samolotu- mam licencję pilota , gdybym musiał to bym poleciał, ale już nie mam z tej okazji frajdy. Dostatecznie  dużo adrenaliny mam często w zatłoczonej Warszawie w godzinach  szczytu. Mam żonę, mam dziecko, które przecież  musimy wychować. Nigdy nie  chciałem zostać zawodowym pilotem,  latanie to była dla mnie rozrywka. Robiłem uprawnienia, bo musiałem wiedzieć "namacalnie" o pewnych niuansach w trakcie  lotu- to trzeba  poznać  doświadczalnie a nie tylko z opowieści tych, którzy siedzieli za sterami. Miałem kolegę, który był "oblatywaczem". W pewnym  momencie stwierdził, że już musi przestać, bo zaczyna go ta praca męczyć. Ale ktoś, z kim latał na  zmianę nie przyszedł bo zachorował i on poleciał, tak trochę na przekór sobie. Żyje, ale jest wrakiem człowieka bo samolot się rozbił a on marzy by wreszcie umrzeć. Więc ja nie latam, bo nie jestem przekonany o celowości dla  mnie takiej rozrywki. Dla mnie rozrywką jest teraz zabawa z Aleksem, obserwowanie jak się rozwija i  zmienia.Najmilszym zajęciem - bycie  razem z Tesią i Małym. Najlepszym wypoczynkiem -bycie  z wami wszystkimi pod jednym dachem.

                                                                             c.d.n.

Lek na wszystko? - 50

 Po kilku godzinach narad i namysłu Teresa stwierdziła, że właściwie niczego nie musi kupować. Przymierzyła swój "garnitur" czyli uszyty na  miarę komplet z wełny - spodnie i żakiet. Gdy przymierzyła,  to Kazik wpadł w zachwyt i wielkie zdziwienie, że jeszcze  ani razu jej w tym nie widział. A czemu ty tego nigdy nie nosisz?- dopytywał się. Wyglądasz w tym super. No bo nie mam właściwie  gdzie tego nosić - to taki bardzo oficjalny strój. A poza tym to muszę do żakietu kupić guziki,  bo mi jeden odleciał i za nic  w świecie nie mogę znaleźć zapasowych, a dałabym sobie głowę uciąć , że miałam. To są normalne  skutki przeprowadzek. Muszę tylko kupić nowe guziki i może kupię takie  bardziej ozdobne, żeby nie był to taki bardzo oficjalny, biurowy  ubiór. Albo kupię masę fimo i  sama sobie zrobię. A pod  spód założę  półgolf, jasny, niebieski. On jest "śliski", więc  się będzie na  nim żakiet dobrze układał. Zresztą  był z myślą o tym garniturku kupiony. I wezmę krótkie  botki, bo są wygodniejsze i cieplejsze. I nie  wezmę tureckiego kożuszka bo mi kłaki z niego oblepią garniturek. Mam ładną kurtkę futrzaną z królika farbowanego na  czarno. Sięga mi tak z 10 centymetrów nad  kolana. I bardzo ją lubię, a jeszcze jej po ślubie  nie nosiłam, po prostu o niej zapomniałam no i nie  zapięłabym się w niej gdy byłam w ciąży. 

A ty, kochany, w czym pojedziesz? No nie wiem, musisz  mi doradzić.  Będziesz  wyglądała  szałowo, więc nie mogę  pojechać w byle czym. Garniturów  ci u  mnie  dostatek.  Tylko ja  nie lubię garniturów. Wolałbym  grube  dżinsy i ciepły  sweter na  ładną koszulę. Po prostu niefart, że to jednak zima. Mam taki granatowy, w kratkę z cienkich nitek o ton jaśniejszych. Made in Germany. No i wezmę cieplejszy płaszcz, też niemiecki.  I założę niebieską koszulę. Czapkę wezmę z opuszczanymi w  razie  wiatru nausznikami- bardzo nie  lubię gdy  mi coś  wieje w uszy.

Wieczorem przyszedł Kris i powiedział, że on tak sobie poustawia sprawy na dzień ich  nieobecności, że będzie mógł być cały dzień z tatą i Aleksem, zwłaszcza, że to będzie  sobota, więc nie będzie miał na ten dzień umówionych klientów. A jakieś notatki to przecież i u  nich może sobie  robić. No i Alina też pewnie będzie, ma tylko przed południem zamówione strzyżenie u  fryzjera. Prosił by Teresa tylko napisała co ma  mały zjeść i ile.  Kazik stwierdził, że on umówił się, że zjadą do Modlina około 12,00, o godz. 14,00 ma być ta uroczystość i on planuje, że najpóźniej w pół godziny po  jej zakończeniu ruszą z powrotem do Warszawy. Więc najpóźniej powinni być w domu około godz. 19,00, może 19,30. Teresa z kolei  powiedziała, że ona wszystko dla  małego przygotuje, poporcjuje i opatrzy kartką o której to  dziecku zaserwować. Wystarczy to wtedy wstawić na moment do mikrofalówki. Poza tym niech piszą sms-y, w razie  czego.

Tata się  trochę  z nich podśmiewał, bo w dzień imprezy oboje  mieli tak smętny nastrój, jakby  się wybierali na pogrzeb a nie na miłą  w końcu imprezę. Aleks został przez oboje  wyściskany i  wycałowany, w lodówce  stał cały zestaw różnej wielkości pojemników z karteczkami i szczegółowymi opisami. 

Wy to chyba  macie nas  za nieco  niedorozwiniętych umysłowo - stwierdził tata. Wyjeżdżacie raptem na kilka  godzin a przygotowaliście  dla  małego tyle  jedzenia,  jakby do wyżywienia  była trójka  dzieci a nie jeden Aleks. Zadzwońcie  koniecznie  gdy już dojedziecie na  miejsce. 

Do przejechania  mieli około 40 kilometrów,  ruchu  dużego na  drodze nie  było, nie  było też złych warunków  atmosferycznych, czyli  jak na  razie  prognoza   "meteoludkow" się  sprawdzała. Dobrze, że nie ma   ani śniegu ani  deszczu - cieszył się Kazik.  Wiesz, czuję  się tak  samo jak  wtedy, gdy pierwszy raz jechałem  do pracy gdy wróciłaś  z Aleksem  ze szpitala.  Cały czas się zastanawiałem jak  sobie  sama dasz radę, chociaż tak naprawdę nie  byłaś  sama, bo był z tobą tata.

A nie cieszysz  się na  spotkanie z różnymi  swoimi kolegami? Kazik  skrzywił  się-  nie mam pojęcia kto będzie. Wiesz- czas płynie, wszystko i  wszyscy  się zmieniają. Tak  w ogóle to jestem zdumiony tą nagrodą, bo nie  bardzo wiem czym  sobie  na  nią  zarobiłem. Nie  mniej jest kilku facetów z którymi  chętnie  się zobaczę. No i pochwalę się tobą. Tak ogromnie  się różnisz od  Anki, która była tu ze mną raz na Sylwestrze, że  chyba im  szczęki powypadają. Nim sama padła zapita w trupa wykończyła ze trzech, którym  się  wydawało, że mogą  dużo wypić. I ona  miała tu kumpli, nie ja. Ja się  nie nadaję do takiego towarzystwa, które każdy stres odreagowuje alkoholem. Nie rozumiem tego.

A nie  ciągnie  cię do latania?  Nie. Wystarcza mi prowadzenie  samochodu po Warszawie w godzinach szczytu. Gdy byłem jeszcze  w liceum to mnie to szalenie pociągało. I pierwszy lot szybowcem. Ale potem to jest tak jak z prowadzeniem  samochodu - "naumiesz  się" i tyle. A teraz to już nie mam ochoty na latanie. Nie marzy  mi się latanie z turystami na pokładzie. Marzy  mi się natomiast, żebyśmy razem pojeździli po Europie, jest sporo pięknych miejsc do odwiedzenia. Moglibyśmy pojechać do Włoch lub do Francji, a wcześniej pokręcić się chociażby po Niemczech. Oczywiście  mam na myśli  jeżdżenie  nie autostradami, tylko różnymi krajowymi szosami, żeby  zobaczyć , zwiedzić różne  miejsca. Jak nam  Aleks nieco podrośnie to sobie z nim pojeździmy.

"Impreza" była nie  tyle w samym Modlinie, ale w okolicy, w jednostce. Na bramie już czekała na nich przepustka i jakiś umundurowany  młodziak się nimi zaopiekował i zaprowadził "do  szefa". Szef wyściskał Kazika, szarmancko powitał Teresę, ucieszył się  z faktu, że Kazik ma  syna, przepytał czy  może mają ochotę się "przelecieć", a Teresa stwierdziła, że ona to raczej  z tych chodzących  po ziemi i co najwyżej  poruszających się samochodami. Chodźcie w takim razie trochę na  spacerek, przewietrzymy  się. Dawno tu  nie byłeś, zmieniło się tu trochę. Wyszli z budynku i gdy odeszli kawałek szef powiedział- tu wszędzie ściany mają uszy. Jak się chce  szczerze pogadać to najzdrowiej wyjść na  spacerek i ważne  rzeczy mówić ze spuszczoną  w dół głową.  A drzewa też podsłuchują? - zdziwiła  się Teresa.  Nie , one podglądają a specjalista od ruchu ust rozszyfruje o  czym się mówiło.  Opowiedz mi Kazik coś o  swoim synku  - chodzi już? Ile on ma lat?  Niedługo skończy  rok, ale sam jeszcze  nie chodzi, stoi w kojcu i raz na jakiś czas trzymając  się kojca kuca i wstaje, czasem jedną nóżkę odstawia. Oooo, to on lada moment zacznie  chodzić, wpierw trzymając się kojca. Szalenie słodkie są takie maluchy. On teraz to sobie ćwiczy i wzmacnia  mięśnie nóg. I nie pomagajcie mu czasem prowadząc za rączki- jak mu się mięśnie wzmocnią to sam ruszy w drogę. Dobrze, że go trzymacie  w kojcu. I żadnych "chodzików" nie dawajcie dziecku. Bardzo, bardzo się cieszę, że cię widzę. Gdy ostatni raz  się widzieliśmy wyglądałeś mocno nieszczególnie. Byłeś po rozwodzie - to był najlepszy wtedy krok w twoim życiu. A potem ponoć wyjechałeś z kraju.  Tak, pracowałem w Niemczech. Pozbierałem  się jakoś w  całość, poznałem bardzo fajnych ludzi, nawiązałem nowe przyjaźnie. I tam poznałeś żonę?  Nie, my się znamy od  bardzo wielu lat, była  żoną mego kolegi. Wpierw mnie się sypnęło małżeństwo, a  potem jej. A pani pracuje? - spytał Teresę- nie, jestem na bezpłatnym trzyletnim urlopie wychowawczym. Nawet gdybym pracowała  i nie  miała dziecka to i tak bym  musiała szukać pracy, bo pracowałam w CHZ. Po tym wychowawczym  będę  musiała szukać pracy. Nie jestem jedyna w takiej  sytuacji - transformacja systemowa nie jest łatwa i wszyscy ponosimy jej koszty. Ale przynajmniej dziecko będzie zadbane i mąż - stwierdziła Teresa. Nooo, Kazik to wygląda kwitnąco, co nie  znaczy, że się roztył. Ale wygląda na  faceta  zadowolonego z życia.

Jak się pani skończy urlop i będzie  pani szukała pracy to wtedy nie  zapomnijcie o mnie - ma się jeszcze trochę znajomych  w różnych  resortach. W wojskowości nie jest  źle, choć znacznie  gorzej niż kiedyś. Ale zatrudniamy całkiem sporo cywilnych pracowników. I niekoniecznie  są to żony i córki wojskowych.

Szefie, a co to za nagroda, bo ja naprawdę nie mogę się dokapować  za co - spytał Kazik. Nooo, za - no po prostu za  całokształt - byłeś i nadal jesteś dobrym konstruktorem lotniczym. Podobno doktorat zaczynasz- to prawda  czy plotka?  Prawda- chcę zrobić doktorat i przenieść się na  Politechnikę, bo jak na  razie to zawodowo tu  durnieję. Ale płacą, więc nie  narzekam. I słusznie - pochwalił szef.  A macie zdjęcie swego synka?  Ja mam i to nie jedno - od pierwszych godzin jego życia do teraz - pochwalił się Kazik. To chodźcie, wrócimy, bo chyba coraz  zimniej  się robi. Pani nie  zmarzła? Nie, jestem ciepło ubrana.  Obejrzę  sobie zdjęcia  waszego maluszka. A do kogo podobny? Aleks? - do nikogo, do siebie-  powiedziała  Teresa.  Jest jeszcze  za mały by określić czy podobny do Kazika czy do mnie. 

A czy twój  brat  Kaziu już jest adwokatem? O tak, zapracowany jest  po uszy. Ale  dziś został u nas by pomóc w opiece nad Aleksandrem. A pan ma jakiś problem z dziedziny prawa?  Jeśli nawet nie on sam by się zajął to ma  mnóstwo kolegów, którzy pomogą. Tesię nie on rozwodził,  a jego kolega. Bo on niezbyt chętnie  się zajmuje  rozwodami. Gdy będzie pan potrzebował prawnika to wtedy panów  skontaktuję. Nie  ma problemu.  A on już żonaty?  Tak i nawet spodziewają się na przełomie marca i kwietnia dziecka.  A żeby  było zabawniej, to jego żona jest przyjaciółką i to wieloletnią - mojej żony.  I teraz oboje czerpią od nas wiedzę o wychowie niemowląt.

Gdy wrócili sekretarka zrobiła kawę, do której były wyraźnie domowe ciasteczka. Szef spojrzał na  nie i powiedział - ona  mi  się wyraźnie podlizuje. Kazałem by kupiła w cukierni, to jak widać sama upiekła w domu, bo jak mówi te z cukierni to nie wiadomo  jaki tłuszcz mają w środku, a jej ciastka to nawet chory może  zjeść.   No fakt, domowe ciastka to zawsze są lepsze niż kupne - poparła tezę sekretarki Teresa.  No ale mnie to krępuje, bo ona  za nic w świecie nie chce wziąć za nie pieniędzy.  To nie  zostaje panu nic innego niż porozmawiać z tą panią poważnie, że przecież nie zwraca pan  za robociznę a tylko za składniki. Może  wtedy przyjmie te  pieniądze.  A wie pani, pani Tereniu- chyba tak  właśnie  jej to przedstawię. 

A jak się czuje pani Helena?- spytał Kazik. Helena- powtórzył szef- Heleny nie ma, wyjechała do swojej siostry do Kanady. I jak mi napisała w czerwcu, to ona już tu nie wróci. Bo jej się tam świetnie żyje. A tu nic i nikt jej nie trzyma. Bo według niej  dla mnie praca jest wszystkim i ona  się czuje niepotrzebna, a niepotrzebni mogą odejść. No i  właśnie z tego powodu jest mi potrzebny prawnik, bo są poplątane kwestie własnościowe. Po prostu pewnie się rozejdziemy po ponad dwudziestu latach małżeństwa. Oj, to przykre  - powiedział Kazik.  Eee, już się jakoś z tym pogodziłem. Ona jest ode mnie 15 lat młodsza, więc być może już ktoś inny obok niej leży. No ale nikogo  się na  siłę w małżeństwie nie utrzyma.  A pani sekretarka o tym wie? - spytała  cicho Teresa.  Chyba  się domyśla co jest grane. To miła  kobieta, ale ja już nie reflektuję na  kolejny związek. Dobre ciastka  to za mały atut , nie interesuje mnie jako kobieta, jako kucharka też nie, umiem nieźle gotować. Jeszcze trochę a "góra" nade mną zacznie się interesować moim życiem, więc muszę się zorientować na  czym stoję. Oczywiście na spotkanie z prawnikiem pojadę do Warszawy, ja mam tam kawalerkę, często nocuję w Warszawie. Dzieci nie mamy. Kiedyś  mieliśmy psa, ale już się przeniósł za Tęczowy Most.

No to pokażcie mi teraz zdjęcia  waszego synusia. Piękne imię wybraliście dla niego. To po moim ojcu- Teresa tak wymyśliła- wyjaśnił Kazik. Mam nawet dwa zdjęcia maluszka jeszcze z sali porodowej- jedno jeszcze z pępowiną i drugie gdy już odcięty,  ale jeszcze  nie "obrobiony" ale ssie. Bo to był trudny poród, trzeba było ciąć Tesię.  I ty byłeś przy porodzie? zdumiał się szef.  Byłem, ale nie zemdlałem, tylko się cholernie bałem o nią i dziecko. Byłem przy niej cały czas, trzymałem za rękę i głaskałem po twarzy. No tak, czytałem, że teraz  mężowie  mogą być na  sali porodowej- przypomniał  sobie  szef. To trudne chwile - powiedział Kazik- momentami miałem wrażenie, że to nie  dzieje  się naprawdę, że to tylko sen. I cieszę  się, że mogłem w tym  wszystkim brać udział. Wszyscy byliśmy zmordowani - i lekarz odbierający poród i chirurg i my oboje  z Tesią.

A teraz z kim zostawiliście małego?  Z moim tatą, bratem Kazika i bratową. Aleks ich  wszystkich świetnie zna, bo widujemy się niemal codziennie. Mój tata  mieszka z nami i mały jest do niego bardzo przyzwyczajony, zasypia u niego na rękach- wyjaśniła Teresa. A brat Kazika mieszka ze 2 kilometry od nas. 

Szefie, a nie mógłbym odebrać tej nagrody po cichu - tak szczerze mówiąc jakoś nie palę się do spotkania z byłymi kolegami. Nie miałem z nimi od  dawna kontaktu. I gdybym teraz  odebrał to wrócilibyśmy do Warszawy za dnia, a nie po ciemku. Szef zrobił "wielkie oczy" i cicho powiedział- mam do ciebie słabość- mogę ci to dać teraz, ale napisz mi oświadczenie, że z przyczyn rodzinnych  nie możesz wziąć udziału w tej uroczystości  i wszystko mi pokwitujesz. Oczywiście - już to piszę - odpowiedział Kazik.

Kazik zasiadł do pisania a szef  wyszedł do sąsiedniego pokoju i po chwili wrócił z  teczką, w której był dyplom, pismo z ministerstwa, jakaś odznaka i gotówka. Kazik w tym  czasie wydłubał z portfela swoją wizytówkę prywatną by ją dać szefowi. Szef wręczył mu teczkę mówiąc - przelicz gotówkę. Jeśli pan ją liczył to ja  już nie muszę - powiedział Kazik. I gdy pan się następnym razem wybierze do Warszawy, to proszę koniecznie  umieścić w  swoim planie  dnia pobyt w naszym domu. Aleks w naturze jest znacznie zabawniejszy niż na  zdjęciu. I pozna pan mego teścia, który jest dla mnie ojcem na pełny etat.

Gdy Teresa i Kazik ubierali  się szef wezwał dyżurnego i kazał odprowadzić gości do samochodu. Gdy wyjechali  już za bramę Kazik powiedział do  Teresy - gotówki jest niedużo,  ale zobacz co jest w  tym piśmie - mamy sfinansowany twój bezpłatny urlop - mam przez trzy lata drugą pensję.

                                                               c.d.n.