wtorek, 28 listopada 2023

Córeczka tatusia - 45.

 Mając na  uwadze sobotnią  wizytę  w domu Leny i Andrzeja Marta  kupiła dla chłopców dwa rodzaje  klocków - dla starszego duży  zestaw plastikowych klocków- liter, litery były w różnych kolorach by przypadkiem jakiś mały  "cwaniak" nie kojarzył danej litery tylko z jednym kolorem, a dla młodszego  drewniane  klocki, z których  można  było ułożyć sześć różnych obrazków.W zestawie  były oczywiście obrazki, które  można  było ułożyć. Wojtek stwierdził, że to "za mądre"  dla obu  zabawki, ale Marta mu udowodniła, że wcale tak nie jest - obaj z pewnością będą  mieli dobrą  zabawę. Bo starszy jest w wieku, w którym już może się uczyć  czytać  wyrazy o nieskomplikowanej pisowni, a młodszy to bardzo bystre dziecko i dobry obserwator i na pewno  bez trudu ułoży klocki według obrazków. 

A jak  widać obaj  chłopcy zdolni "po tatusiu" który ma  świetną opinię nie  tylko w  swej klinice a o Lenie też  nie da  się powiedzieć,  że to "słodka  idiotka".  Ona jest tylko  "zarobiona" tą  opieką nad  dziećmi, bo siłą  rzeczy Andrzej mało jej  w domu pomaga. Niestety ma  chłopak ciągle dyżury a poza tym, jak on sam to określa, w domu jest  często na  zasadzie "obecny-nieprzytomny"  bo albo tkwi w obcej literaturze  fachowej albo musi przemyśleć  sobie kolejną operację. 

To szalenie ciężki  zawód - kiedyś  czytałam, że bardzo wiele małżeństw w których nawet tylko jedno jest lekarzem rozpada  się. W liceum  miałam dwie koleżanki z małżeństw "lekarskich" - powiedziała  Marta- jedna miała mamę dentystkę, druga tatę lekarza, który był chirurgiem . Obydwa  małżeństwa nie wyrobiły - jedni się rozeszli gdy dziecko było jeszcze  w pieluchach, drugie gdy było w  szkole podstawowej. I w końcu obie dziewczyny miały  z ojcami minimalny kontakt - tę od dentystki to hodowała  babcia, tę drugą tylko matka,  żłobek i przedszkole.

Poza tym Marta postanowiła, że tym razem to ona coś upiecze , bo ma świetny przepis i oczywiście od  razu  skonsultowała  z Leną czy jej domownicy  lubią  ciasto orzechowo-czekoladowe. Bo to jest takie  ciasto, które można upiec również  w postaci małych ciasteczek, więc ona  chętnie  zrobiłaby dwie  wersje. Jedna  dla  dorosłych i  druga  dla dzieci. Lena była ucieszona, że się wkrótce  zobaczą, bo zauważyła, że odkąd na  świat przyszło drugie  dziecko to drastycznie  zmniejszyła  się ilość osób ich odwiedzających. A z kolei oni sami bez  dzieci nie często "idą  w gości"  bo zdają sobie  sprawę z faktu, że dla babci opieka  nad  dwójką przez kilka  godzin to już nieco za wiele  wrażeń. To może wy do nas przyjedziecie  z dziećmi  - zaproponowała  Marta. Nie, bo jak na  razie mamy zamontowany tylko jeden fotelik dla  dziecka. Poza tym to wtedy jest cała  wyprawa bo obaj już nie  są "pieluchowi", więc trzeba brać odrębne  "akcesoria".  Jest znacznie prościej gdy do nas  przyjeżdżają  goście,  mama wtedy się nimi  trochę zajmuje a i dzieciaki są grzeczniejsze gdy wiedzą, że my jesteśmy za ścianą.

Wojtek, który słuchał całej rozmowy, po jej  zakończeniu powiedział - cały czas podejrzewam, że jedno dziecko nam  do  szczęścia wystarczy w zupełności. Nie mówiłem ci jeszcze,  ale możesz spokojnie studiować, bo nikt nie udowodnił, że najlepiej  jest gdy kobieta urodzi  dziecko przed trzydziestym rokiem życia- wystarczy byś urodziła  przed ukończeniem trzydziestego piątego roku  życia. Rozmawiałem o  tym z Andrzejem. Więc możesz spokojnie  studiować  "jednym  ciurkiem." No chyba, że czujesz przemożny pociąg do tego by już być matką.

Aaaa, to macie  z Andrzejem  ciekawe tematy- zaśmiała  się Marta. Ja to  się  tylko zastanawiam nad  tym kiedy najpóźniej  mogę zajść w ciążę- jakoś  wcale mi się  nie  spieszy do tego totalnego uwiązania - tego karmienia na początku co trzy godziny i trzymania odpowiedniej diety żeby mój pokarm nie  szkodził dziecku. I najbardziej pod słońcem  przeraża mnie to, że mogą  się trafić bliźniaki. To że dwa pokolenia  wstecz ich nie  było nie jest dowodem na to, że  się  nam nie przytrafią. W rodzinie taty to jeszcze można by  poszperać, ale w rodzinie mojej matki to mało realne. Nie przypominam  sobie bym znała kogokolwiek z jej rodziny - może tata kogoś z tamtej rodziny  znał. Ale myślę, że gdyby znał to by mi o tym powiedział i może by wiedział gdzie jest moja matka. A co do studiów- temat który mi podsunął szef działu może z powodzeniem być rozszerzony i być tematem magisterki. Mam czas do końca maja by dać odpowiedź czy kończę studia na I stopniu czy idę dalej. Na uczelni  wszyscy mi kładą do głowy, że powinnam  koniecznie iść  dalej i sobie  głowy nie  zawracać licencjatem. 

Kochanie  moje - ja też tak uważam, ale ta  decyzja  należy tylko i wyłącznie do ciebie. Nie musisz wcale studiów przerywać, ja już pracuję, ostatnio odkryłem,  że naprawdę  nie wydajemy na życie  dużo  pieniędzy,   drugi samochód mało kosztuje, bo nie jeździsz na króciutkie trasy a droga na twoją uczelnię nie jest utkana światłami, nie włóczymy się po knajpach, nie balujemy.  Mój tata świetnie  się sprawdza jako kucharz a do tego jest  szczęśliwy bo on  zawsze lubił pichcić tylko matka go nie  dopuszczała do  garów. Ostatnio stwierdził, że wreszcie przebolał fakt, że go matka  zdradzała. Nie wiem czy  zauważyłaś, ale on jakoś jakby "wyładniał" - już nie  wygląda jakby  go bolały  wszystkie zęby, wyraźnie poprawiła  mu się  sylwetka, nie tyle  schudł,  ale jakby  się  wyprostował i nawet jeśli nie ma uśmiechu na ustach, to ten uśmiech jest w jego oczach, w spojrzeniu.  Oni bardzo rzadko się przy mnie  kłócili, ale mam wrażenie, że za moimi plecami to często. Bardzo mi się ten mój odmieniony ojciec podoba.  Zadowolony jest z tej połówki etatu, ma w dalszym  ciągu kontakt  z językiem, ale jak mówi- nie  cierpi na tęsknotę  za Austrią. I mam wrażenie, że pozrywał kontakty z dotychczasowymi wspólnymi znajomymi matki i swoimi. Największym jego problemem jest co ty lubisz jeść, czytać oglądać itp. Stałym pytaniem jest  czy ty zaakceptujesz to co on zaserwuje.  Misię rozpieścił straszliwie a ona uwielbia siedzieć w jego kieszeni bluzy. Psinie to się już chyba  zupełnie pomajtoliło w łebku i uważa  się za królewnę.

No fakt - Misia owinęła  sobie twego tatę wokół swoich  łapek. Śmiać mi się chce, bo ona się  wręcz nie może  doczekać tej chwili gdy ojciec po przyjściu  do nas założy wreszcie bluzę dresową i weźmie ją na ręce. Ona niemal przestępuje nerwowo z łapki na łapkę i wpatruje  się w niego kiedy  wreszcie ojciec zdejmie pulower i sięgnie po bluzę.  Ale i tak już jest postęp, bo ojciec już wstaje  mając  ją w kieszeni - po prostu podtrzymuje ją ręką  od  spodu. Przedtem  siedział jak przyklejony do fotela.

Nie mogę  tylko pojąć dlaczego twoja mama nie  dzwoni do ciebie i nie odbiera telefonów od ciebie. To co zaszło pomiędzy nimi to przecież nie twoja  wina- o ile się orientuję to nie  ty jej naraiłeś tego faceta.  No pewnie, że nie ja, ja nawet nie rozpoznałbym go na ulicy gdybym go zobaczył. Nazwisko jego nie jeden raz obiło mi się o uszy, Graz to małe miasto, ale nie jestem w stanie  skojarzyć nazwiska z wyglądem tego faceta. Poza tym to dość popularne nazwisko jak Nowak lub Kowalski w Polsce. Wiem, że jeden z  bardzo popularnych wyciągów narciarskich zaraz za granicą, a może nawet  w granicy   miasta jest jego własnością, ale wiem to dopiero po tej aferze. Nie jeździłem tam na  nartach , trochę się ścigałem na łyżwach, ale generalnie to nie lubię się pocić zimą.

A sobotnia wizyta u Leny i Andrzeja bardzo się podobała wszystkim, zwłaszcza, że  Andrzej jeszcze w czwartek zatelefonował do Wojtka,  żeby wzięli ze sobą ojca Wojtka i jeśli można to razem z Misią. Bo Andrzej "wygadał się", że ciocia i wujek mają malutkiego pieska, który najbardziej to lubi siedzieć w kieszeni bluzy dresowej ojca Wojtka. Wojtek się uśmiał, powiedział, że nie może tego obiecać na 100%, bo nie  wie jakie plany na sobotę ma jego ojciec. No ale na  szczęście  dla synków Andrzeja ojciec nie  miał oporów by do nich pojechać z Misią "za pazuchą". 

W tym układzie dzieciaki Andrzeja  miały moc  wrażeń. Gdy  do mieszkania  weszli "goście" chłopcy stali nieomal na baczność  i pilnie wypatrywali pieska. Ojciec Wojtka tuż przed wejściem  do budynku namówił Misię by odwiedziła pobliski trawnik, po czym starannie wytarł psinie łapki i wziął ją na ręce. Gdy weszli, starszy wypatrując psa na  smyczy wyszeptał - "nie ma psa" i dopiero Marta powiedziała- jest, ale na rękach dziadka. Obaj  chłopcy wydali jednocześnie westchnienie ulgi, Misia na moment została  wzięta na ręce przez Wojtka, a chłopcy wpatrywali się w psinę tak, jakby  za moment miała odfrunąć lub  zamienić  się w  "nie wiadomo co".

Misia była w gruncie rzeczy przyzwyczajona do kontaktów z nieznanymi jej osobami, bo często "pracowała" razem z Pati i była przyzwyczajona, że do niej  zagadywano i się nią  zachwycano. Bo tylko na początku swej "kariery w kwiaciarni"  siedziała na  zapleczu a potem miała swe miejsce na stoliku poza ladą, więc była przyzwyczajona do "obcych". Bez problemu dała  się wziąć na ręce Andrzejowi, dała  się też pogłaskać dzieciom siedząc na jego kolanach i w końcu wylądowała  w swojej "dziupli", czyli  w kieszeni bluzy Wojtkowego taty. Dopiero wtedy  dzieci nieco oprzytomniały i starszy zauważył, że to " naprawdę mały piesek".

A potem to były "ochy i achy", bo Marta rozdała chłopcom prezenty i w bardzo krótkim czasie obaj byli szalenie zajęci swoimi klockami. 

I ku zdziwieniu Wojtka dwulatek Jacuś nie miał  problemu z ułożeniem klocków zgodnie z obrazkiem, a  Piotruś  też  szybciutko przyswoił sobie nazwy liter swego imienia.  Misia szybko doszła  do wniosku, że wcale nie jest  ważne gdzie się  znajduje, skoro jest jej "sługa uniżony" ze  swoją kieszenią. Pod koniec wizyty Piotruś umiał już bez problemu ułożyć imiona swoje , braciszka oraz swoich rodziców oraz Misi  oraz  ułożyć  wyraz pies. A Andrzej stwierdził, że Marta  się marnuje, bo byłaby  super nauczycielką najmłodszych  dzieci. 

Pod koniec wizyty Wojtek powiedział Andrzejowi, że najdalej za dwa miesiące dostanie klucze do swego mieszkania, które będzie na Ursynowie i  ma w  związku z tym propozycję, by  Andrzej pojechał razem z nim na Ursynów obejrzeć to mieszkanie, bo Marta wymyśliła, że jeżeli ono będzie Andrzejowi odpowiadało, to mogli by  się zamienić mieszkaniami - Wojtek by wziął to, które ciągle jeszcze jest w budowie a Andrzej wziąłby to, które już jest do odbioru. Różnica w metrażu to raptem 4 metry, czyli ten czwarty pokój. Oczywiście Wojtek ma plan tego mieszkania więc zrobi  z niego odbitki, żeby  sobie Lena i Andrzej mogli obejrzeć i  się zastanowić. Bo Wojtek i Marta  nie  chcą się wyprowadzić z tego  starego osiedla  bo  mają tam blisko rodziców Marty i ojca Wojtka i raczej będą mieszkanie, które otrzyma Wojtek, wynajmować albo je sprzedadzą. A  z miejsca, w którym stoi ten blok jest o niebo bliżej do kliniki w której Andrzej pracuje niż z tego domu,  w którym  tu mieszkają. A poza tym Ursynów już jest świetnie  zagospodarowany, jest dobrze skomunikowany z resztą miasta i właściwie jest miastem w  mieście. Mogę też któregoś dnia po godzinie szesnastej pojechać tam z tobą, byś obejrzał lokalizację. W ciągu dnia to mam godziny dydaktyczne, więc musiałbym szukać chętnego na  zastępstwo.

Andrzej nieco zaniemówił i spytał - ty to mówisz poważnie? Naprawdę jest taka możliwość? Aż mi  się nie chce  wierzyć. Naprawdę tak myślicie?  No naprawdę, bo to na moje oko nie jest temat do żartów- zapewnił go Wojtek. My z rodzicami Marty mieszkamy na tym samym osiedlu, mój ojciec ma mieszkanie nie na tym samym osiedlu, ale bardzo bliziutko w bardzo solidnym i nie nadgryzionym zębem  czasu budynku zbudowanym  tuż przed  wojną. 

Jakoś bomby go ominęły gdy w czasie Powstania w 44 roku był bombardowany Mokotów. Obok zburzyli dwie duże wille, a ten duży budynek ocalał - potwierdził ojciec  Wojtka. Trzeba być bardzo dobrym i do tego doświadczonym pilotem by precyzyjnie bombardować. A to był już 44 rok i Niemcy mieli coraz  mniej doświadczonych pilotów. 

Prześpijcie się z tym tematem, nie musisz mi dawać odpowiedzi dziś, to jeść  nie  woła. Odbiór dopiero za dwa miesiące, mam nadzieję, że już nie będzie poślizgów. Wrzucę ci na maila plan tego mieszkania z  zaznaczonymi stronami świata. Potem zerknął na Martę i powiedział - i północ nie  będzie  tu "na górze" bo to nie mapa. Swoją drogą nigdy nie pojmę jak można zaprojektować mieszkanie z pokojem  dwa na  dwa metry a do tego nazwać to "pokojem dziecięcym"  skoro to klasyczny karcer.

                                                                      c.d.n.