W drogę do Zakopanego wyruszyli 1 czerwca, wybierając nieco dłuższą trasę (472 km) przez Polichno, Częstochowę, Dąbrowę Górniczą, Myślenice. Za kierownicą wpierw urzędował Emil, potem, od parkingu w okolicy Częstochowy zmieniła go Adela. Nie pamiętała dobrze drogi gdy jechała z Kamilem do Zakopanego, bo wtedy całą drogę przespała na tylnym siedzeniu - poprzedniego dnia siedziała w pracy do godziny 23,00 a pakowała się na drogę po powrocie do domu, więc rano o 6,00 gdy wyjeżdżali to zasypiała gdy tylko usiadła. Kamil ustawił za fotelami torby z ich rzeczami, żeby nie spadła na podłogę a co najwyżej na torby,bardzo dziwnie zapiął ją w pozycji leżącej środkowym pasem i Adela aż do Krakowa spała na tylnej kanapie, przykryta kurtką Kamila, mając kocyk jako poduszkę. Pamiętała tylko, że koło Obidowej stali w korku, bo kilka samochodów wylądowało w przydrożnym rowie i droga była "na szybko" szykowana przez drogowców. Nie da się ukryć, że zimowe podróże w polskim klimacie nie zawsze były usłane różami.
Teraz tuż pod Krakowem zjedli w motelu obiad, który wszystkim smakował. W Zakopanem Adela nieco się pogubiła co jej nawet nie zdziwiło, ale aplikacja Google naprowadziła ich na wskazany adres. Dom stał w drugim rzędzie domów tej ulicy, parter był tylko dla właścicieli, którzy rzadko tu zjeżdżali, ale czekała na nich pani zarządzająca tą willą. Zostawiła im dwa komplety kluczy, zebrała dane meldunkowe, oprowadziła po piętrze które było całe do ich dyspozycji, zostawiła im namiary na siebie i zapewniła, że w każdej chwili jest gotowa do pomocy. Pokazała przejście pomiędzy domami do domu wczasowego, ponarzekała na niebywały wprost rozrost Zakopanego, w którym niedługo nie będzie czym oddychać, bo odległości pomiędzy domami zrobiły się tragicznie małe i jedni drugim zaglądają w okna.
Podobało się to lokum wszystkim - sypialnie były rozdzielone pokojem dziennym, z którego było wyjście na długi balkon. Kuchnia była nieduża, ale bardzo ergonomicznie urządzona, z dużą lodówką i sporą zamrażarką . Łazienka była ładna, ściany miała wyłożone bardzo ładną glazurą z delikatnym wzorem irysów. Nie było wprawdzie w łazience kabiny prysznicowej, ale wanna miała prysznic stały, osłonięty składanym parawanem z plexiglasu tak, by nie zachlapać reszty pomieszczenia. Lustro nad dużą umywalką kryło za sobą szafkę z wieloma półkami. Oprócz sedesu w łazience było też WC oddzielne, wyposażone w małą umywalkę i lustro. A sedes w łazience był odgrodzony ścianką z matowego, grubego tworzywa.
Obejrzawszy dokładnie całe "gospodarstwo" postanowili wyjść na zakupy i kupić "coś" na kolację i śniadanie. Przedreptali aż na Krupówki. Adela miała mieszane uczucia - zupełnie nie poznawała Zakopanego. Stwierdziła, że w gruncie rzeczy wolała tamto Zakopane, nieco zapyziałe i stanowczo mniej komercyjne. Szła zamyślona aż Emil nie wytrzymał i zapytał - kochanie, co jest grane?
Adela uśmiechnęła się - chyba się bardzo a bardzo postarzałam nagle albo mam atak super sklerozy, bo prawie nie poznaję tych miejsc. Zrobiło się tu rzeczywiście ciasno. Popatrz - to są dwie różne posesje i jeśli te okna otwierają się na zewnątrz to chyba tylko ta siatka sprawia, że się nie dotykają. To jakiś koszmar. Niczego tu nie mogę poznać. I ta kostka Bauma. Poginęły mi miejsca, które znałam. Walczy we mnie obiektywizm i subiektywizm.
Lubiłam te byle jakie Krupówki na których można było orła zimą wywinąć bo nie zawsze były dobrze obsypane żużlem. Nikt ich nie odśnieżał. Brak mi nawet tych paskudnych drewnianych bud robiących za sklepy. Patrz, jest nawet "Żabka", identyczna jak w Warszawie. Chyba sobie kupię plan Zakopanego, żebym wiedziała jak gdzie trafić. To już teraz wiem, dlaczego Irena powiedziała, że będę "wstrząśnięta" a może nawet "zmieszana". No i kurczę jestem - i wstrząśnięta i zmieszana.
Wiem to głupie. Przyszły pieniądze z UE to się je wykorzystuje. Nie przejmuj się mną, moim nastrojem, po prostu jestem zdumiona ale nie zachwycona. Ursynów też mnie cały nie zachwyca, ale jego niektóre fragmenty są świetne. Mam nadzieję, że gdy się wybierzemy w plener to mi wszystko przejdzie. Podejrzewam, że nikt nagle nie wybetonował dróg w dolinkach reglowych, chociaż jak znam ludzi to i takie plany na pewno były. Na szczęście jeszcze nie sezon w pełni i stonki nie będzie. Stonki? - zdziwił się Emil. Nie ma tu pól kartofli. Bo to inna stonka, nie ziemniaczana, to wycieczki szkolne, a raczej jakieś kolonie letnie przyjeżdżające tu z okolic Zakopanego.
Emil śmiał się - zapomniałem, że nie przepadasz za dziećmi. Adela roześmiała się - dla mnie dzieci to są fajne takie co są powyżej 25 roku życia. Z takimi to już nawet da się rozmawiać. A tak ogólnie to należę do tych co własne potomstwo nazywają dziećmi a cudze bachorami. Wszystkie moje koleżanki będące matkami tak uważają, co mnie bardzo bawi.
Tego wieczoru wszyscy zgodnie stwierdzili, że trzeba iść wcześnie spać.Umówili się też, że nie będą robić śniadań o określonej z góry godzinie, że zawartość lodówki jest wspólna i każdy bierze to na co ma ochotę. Lunche będą zjadali gdzieś w trasie, a obiado-kolacje przetestują w okolicznych hotelach, których się zdaniem Adeli namnożyło niczym grzybów po deszczu.
Łóżko było szerokie, jak się śmiał Emil spokojnie mogliby spać rodzice z dwójką bachorów. Pościel była bardzo ładna, w niebieskie różyczki.
W nocy coś wytrąciło Adelę ze snu - jak zwykle w takiej sytuacji wyciągnęła rękę w stronę, gdzie powinien znajdować się Emil i....napotkała pustkę. Natychmiast oprzytomniała i usiadła. Emila nie było w pokoju więc wyskoczyła na bosaka z łóżka i wyszła do przedpokoju. W łazience paliło się światło, więc wróciła do łóżka. W chwilę później przyszedł Emil, który przeraził się, widząc Adelę siedzącą na łóżku a nie leżącą w nim. Maleństwo, co się stało? Chyba nic, zapewniła go Adela, ale obudziłam się a ciebie w łóżku nie było, więc siedzę i czekam na ciebie.
A ja po prostu nie piłem nic w drodze, potem wieczorem za dużo jednak wypiłem płynów na jeden raz i musiałem się "odwodnić." Przepraszam, że cię obudziłem. Nie obudziłeś, sama się obudziłam, nie znalazłam cię w zasięgu ręki, więc poszłam cię szukać. A kapciuszki założyłaś? hmm, chyba zapomniałam. No to dawaj stópki, ogrzeję je. Ogrzewanie stópek miało dość oryginalny przebieg i zarwało im kawałek nocy. Gdy rano wyplątali się z pościeli dochodziła dziesiąta a Piotr z Heleną byli już po śniadaniu i kończyli poranną kawę.
Pogoda była nieco mętna,teoretycznie nie miało być deszczu, ale temperatura też nie rozpieszczała, więc Helena z Piotrem stwierdzili, że przejdą się pod Wielką Krokiew i posnują się po okolicy. Wzięli kurtki przeciwdeszczowe, swoją parę kluczy i poszli, mówiąc, że będą z młodymi w kontakcie. Adela stwierdziła, że ona przyjechała głównie wypocząć i wyspać się na zapas. Emil stwierdził, że on również, bo wprawdzie nie zdawał w ostatnim roku żadnych egzaminów, ale przeżywał egzaminy Adeli, więc też musi wypocząć. W dwadzieścia minut później oboje spali niczym niemowlaki.
W międzyczasie Helena z Piotrem spacerkiem udali się na Antałówkę, która jest świetnym punktem widokowym. Oboje nie byli w Zakopanem już od wielu lat- i podobnie jak Adela wspominali tamto, nieco siermiężne Zakopane, ale w sumie bliższe naturze. Teraz Zakopane organizowało atrakcję za atrakcją, a to termy, a to papugarnia, a to motylarnia i oboje mieli bardzo mieszane uczucia. Oboje stwierdzili, że chyba jednak woleliby mniej szpanu i rozrywki a więcej natury. Helena powiedziała w końcu do Piotra- wiesz, dobrze że tu przyjechaliśmy przed sezonem, to nas tu jeszcze nie rozdepczą. Jedno co jest pewne- ja tu więcej na pewno nie przyjadę. Ciekawa jestem jak nasze dzieci to odbierają - oni co prawda zachowują się jakby byli w podróży poślubnej, co mnie nie dziwi - podróży poślubnej wszak nie mieli, a na co dzień są nieźle zaorani. Co prawda Adelka twierdzi, że w porównaniu do poprzedniej pracy to tutaj ona niemal wypoczywa, zwłaszcza, że jej szef jest jej mężem zakochanym w niej po czubki włosów. No ale miała naprawdę dużo pracy- i koniec studiów i ten kurs rzecznikowski dały jej w kość.
Helenko, to że mieszkamy z nimi tym razem w jednym mieszkaniu to przecież nie znaczy, że będziemy się wszędzie poruszać całą rodziną. Wiesz, przed ślubem pognałem Emila na kompleksowe badania czy aby nie odziedziczył czegoś po swojej mamie. Ale na szczęście wszystko jest w porządku. Cieszy mnie, że oni dbają o siebie wzajemnie, że nie palą, że jednak dobrze się odżywiają. I zawsze mi się chce śmiać, gdy Emil mówi do niej "Maleństwo". Trochę to śmieszne, ale i takie nieco rozczulające. I jestem ciekawy czy zdecydują się na dziecko gdy trochę już okrzepną w tym małżeńskim stanie. A cała prawda wygląda tak , że zaakceptuję oczywiście każdą ich decyzję w tej materii. No oczywiście poza sytuacją, że co rok prorok aż do pięciu. Mieliśmy w Milanówku taką sąsiadkę - czwórka dzieci rok po roku. Nie mam pojęcia jak ona te dzieci rozróżniała. Mam nadzieję, że jeszcze żyje, bo chorowała na raka piersi i z tymi dziećmi przeprowadzili się do jej siostry, chyba do Komorowa, żeby miała pomoc w opiece nad tą zgrają dzieci.
Antałówka była cała w rozbudowie, poznikały gdzieś znane im z poprzednich pobytów domy wczasowe. Były rozbierane i w ich miejsce powstawały nowe obiekty. Przeszli przez Antałówkę na Pardałówkę, gdzie też nowe domy rosły na potęgę. Zajrzeli pod Skocznię i pomału, spacerkiem poszli do domu.
W domu , w dziennym pokoju na kanapie siedziała Adela, a na podłodze, na złożonym kocu siedział Emil z głową opartą o kolana Adeli. Adela rozczesywała mu palcami włosy a on mruczał z zadowolenia. Był włączony telewizor i oglądali........kreskówkę Disneya. Oboje byli w dresach i wyglądali na wielce zadowolonych z życia. Jak się skończy film - odezwała się Adela- to będę robiła omlet z zielonym groszkiem. Czy któreś z Was też reflektuje na taki omlet? Powiedzcie , proszę, to od razu zrobię większą porcję.
Siedźcie grzecznie i oglądajcie film, a ja z Piotrem zrobię ten omlet - stwierdziła Helena. Ciekawe czy mają tu coś do ubijania piany? Mają, jest w szafce na górze, taki patent z korbką - odpowiedział Emil. A groszek mamy tym razem w puszce. A na deser mamy bezy, które polejemy gorzką czekoladą.
Omlet wyszedł ekstra, a malutkie bezy oblane czekoladą były świetnym dopełnieniem całości. Ojej, jak mi dobrze - Adela przeciągała się we wszystkie strony. Dawno nie miałam takiego luzu - zero obowiązków! Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że jestem tak zmęczona. Mnie się nawet czytać nie chce! A oglądać to najwyżej coś durnego, żeby się pośmiać z byle czego. Kreskówki są do tego świetne.
Ja dziś jeszcze nigdzie nie pójdę, mogę co najwyżej poleżeć na balkonie. Nie wiem dlaczego, ale nadal czuje się tak, jakbym tu przyszła z Warszawy piechotą a nie przyjechała samochodem. Dziwne to wszystko, w końcu w Warszawie pracowałam głównie głową a nie mięśniami. A może cię łapie jakaś infekcja? - martwił się Emil. Nie, raczej nie, to wyłazi ze mnie zmęczenie. Chyba to wszystko spowodowane jest świadomością, że niczego nie muszę- po prostu mam po raz pierwszy od kilku lat absolutny luz- zero obowiązków, zero musu. Wcale nie masz zero obowiązków - stwierdził Emil - masz obowiązek mnie kochać. Eeee, to nie obowiązek, moje DNA już się samo przeprogramowało na kochanie ciebie, teraz wszystko idzie samo, poza moją świadomością, tak jak krążenie krwi. No to ja ci zrobię leżanko na balkonie - na jednym kocu będziesz leżała, a drugim cie nakryję, bo nie jest dziś zbyt ciepło -zaoferował Emil. Nieeee, wolę jeszcze poleżeć w łóżku, tylko sobie okno otworzę na całą szerokość. Na leżaku nie ma jak poleżeć na boku, a ja nie lubię leżeć na wznak. Dobrze księżniczko, zaraz poprawię łóżeczko i otworzę okno. A co ty będziesz robił gdy ja będę "nic" robiła? - dopytywała się Adela. Będę muchy od ciebie odganiał, sprawdzał czy się aby nie odkryłaś i próbował odgadnąć co ci się śni. A utulisz mnie, żeby mi się lepiej spało? Utulę, wycałuję, będę cały czas przy tobie. Uwielbiam, gdy jesteś cały czas przy mnie - marudziła Adela. A co robią rodzice? Zaraz idą gdzieś na spacer. Chodź Maleństwo do sypialni. Popatrz jaki patent- okna otwierają się na zewnątrz, czyli od strony zewnętrznej można je umyć tylko wtedy, gdy się jest na balkonie.
W pół godziny później oboje spali "snem sprawiedliwych" spleceni uściskiem, w dresach i nakryci dwoma kocami. Za oknem gromadziły się coraz ciemniejsze chmury i w końcu zaczął padać deszcz. Jego spadające na dach nad balkonem krople obudziły Emila, który cichutko wstał, zamknął okno i czym prędzej wrócił do Adeli. Chwilę jeszcze wpatrywał się w jej twarz, po czym spokojnie udał się w objęcia Morfeusza, tuląc jednocześnie do siebie Adelę.
W tym czasie Piotr i Helena przeczekiwali deszcz w działającej "od zawsze" kawiarni "Kmicic". Tyle tylko, że "Kmicic" nie był już własnością PBP "Orbis" i nie było już w Zakopanem tak dobrze znanych Helenie pensjonatów orbisowskich. Ale szarlotka w Kmicicu nadal im smakowała.
Deszcz padał trzy dni, czyli było normalnie, jak to w Zakopanem, w którym "deszczowe trzydniówki" nie były czymś niezwykłym. Na kampingu w okolicach Skoczni w widoczny sposób "przerzedziło" się- przebywanie pod namiotem gdy pada deszcz jest jednak mało zabawne. Helena z Emilem poświęcili jeden dzień na zakupy żywnościowe i zawartość lodówki wyraźnie się poprawiła.
c.d.n.