sobota, 30 września 2023

Córeczka tatusia - 19

 Wzmocnieni kawą i lodami pospacerowali po Monciaku. Dziwna ta nazwa "Monciak"- stwierdził Wojtek. No bo to skrót od  nazwy ulicy, której nazwa  jest poświęcona  Bohaterom Monte Casino. Nie  wiem kto pierwszy użył takiego żargonu, nie  mniej nazwa ta natychmiast  się przyjęła i dzielnie  się trzyma  już od  wielu lat. 

Obojgu podobało  się wiele starych, ale  starannie odnowionych kamienic. Nie wiem jak ty, ale jestem jakiś głodny, wstąpmy gdzieś na jakiś obiad -stwierdził Wojtek. Nie ma problemu, możemy pojechać do tej restauracji, która jest  blisko  naszej kwatery. Tłoku nie  będzie, bo ludzie jeszcze  sterczą na plaży, zwłaszcza, że na  naszej plaży jest smażalnia ryb i na pewno wiele osób z niej korzysta. Wolę byśmy zjedli  blisko nas, bo gdy trzy razy z rzędu tam  zjemy, to już będziemy "ich stałymi klientami" a  zawsze lepiej mieć  status  "stałego klienta" a nie "przechodniego". Gdy jechali na Karlikowo, bo tak się ta  część Sopotu nazywała w której  mieli kwaterę, Wojtek stwierdził, że po obiedzie to najchętniej przytuliłby się do Martuni i sprawdził czy aby nadal jest taka słodka jak przed ślubem. Marta zaczęła  się śmiać - to może ty załóż jakiś  dzienniczek i odnotowuj za każdym razem jaki miałam poziom słodyczy - może jakaś praca naukowa z tego by wyszła. A wczoraj to byłam mniej słodka niż w Warszawie? Nie, ty byłaś w porządku, tylko ja byłem jakiś podmęczony. 

Wojteńku - przyjechaliśmy tu głównie po to byś odpoczął, odłączył się na trochę od pisania pracy,byś się wyspał i nabrał sił do pisania i obrony. Będziemy codziennie na plaży i będziemy głównie wygładzać  sobie  stópki  o piasek. Z tego kawałka naszej plaży to możemy podreptać do Jelitkowa, będziemy mieli przy  sobie tę matę bo lekka  choć dwuosobowa i  zawsze będziemy  mogli gdzieś przysiąść i grzecznie posiedzieć. Mam takie fajne maciupkie pojemniczki  ze  smarowidłami, żebyśmy  się nie  spiekli, punktów gastronomicznych tu nie brak. Możemy też spokojnie posiedzieć stosunkowo blisko  naszego wejścia  na plażę, byle  daleko od małych potworów, które się  wydzierają i sypią piachem dookoła.  Te wszystkie "atrakcje" jak ZOO, zwiedzanie Gdańska, Gdyni czy też wycieczka na Hel to możemy, ale nie musimy ich  zaliczyć- to taka alternatywa na nieco gorszą pogodę.  Jesteśmy  w tej  chwili wolni, możemy robić co nam do głowy wpadnie. Bo mamy tu po prostu odpocząć. A czy  zauważyłeś, że z okna dziennego pokoju widać Ergo Arenę? Jeśli będzie  w międzyczasie jakiś koncert to wystarczy że otworzymy okno i będziemy słyszeć  co grają na koncercie.  A tuż obok mamy teren Wyścigów Konnych. A na Hel to możemy pojechać samochodem, co jest o tyle  dobre, że możemy w każdej mieścinie wysiąść i się po niej przespacerować. A jeżeli  się wybierzemy na Hel dość wcześnie to pewnie nawet nie postoimy w korku. A w Jastarni to będziemy  mogli kupić ryby prosto z wędzarni. Takie prosto z wędzarni są super.

W restauracji Marta  namówiła  Wojtka, by nie  brał z niej przykładu i zjadł wpierw zupę. Ona  po prostu jak zje zupę to nie zje drugiego dania. W domu to z reguły je "na raty" z przerwą godzinną albo robi zupę do popitki. Drugie danie  wzięli takie  samo -  sznycel cielęcy z frytkami i surówkę. Obojgu obiad  smakował. Wracając do mieszkania  Marta zrobiła krótką przebieżkę przez tutejsze targowisko i kupiła  nieco "zieleniny" do kolacji i śniadania, młody bób, truskawki i wiśnie a na straganie z nabiałem wiejski biały ser i w kiosku z pieczywem rogaliki z makiem.

Z Wojtka zaczęło pomału,  ale wyraźnie  wychodzić zmęczenie studiami i pracą. Przytulony do Marty wreszcie  się wyluzował, wyszeptał kilka zdań jak bardzo ją kocha i wtulony w Martę zasnął. Marta patrzyła na niego i układała w myślach "gry plan" na  najbliższą przyszłość. Po pierwsze będzie  musiała  dopilnować, żeby regularnie jadł codziennie obiady w domu a nie gdzieś na mieście. To powinno  się udać, bo pisać  będzie  głównie  w domu. Marta postanowiła szykować obiady od  razu na cały tydzień- po prostu jeden dzień w tygodniu będzie na pichcenie. Kupią mikrofalówkę, by potem szybko odmrażać zamrożone  dania i je odgrzać.  Dobrze, że są pieniądze z tego sprzedanego mieszkania, dzięki temu Wojtek  skupi  się  tylko i  wyłącznie na pracy magisterskiej i nie  będzie  opracowywał jakichś projektów po nocach. Co do zakupu samochodu  dla niej to ona ma spore  zastrzeżenia.  Musi wpierw jeszcze to omówić z tatą - wolałaby na  razie nie kupować samochodu. W planie jest remont mieszkania, co prawda to tylko łazienka i kilka par  drzwi, no ale  to też kosztuje.Tata co prawda mówił, że ma pieniądze na remont odłożone, no ale teraz to pewnie tata będzie musiał  się  dokładać do Pati, skoro mają  zamiar być  razem. A  w jakim stanie jest mieszkanie  Pati to ona nie wie. Po powrocie  będzie  musiała porozmawiać  z tatą na ten temat.  Dobrze, że  jej  mieszkanie  jest  wynajęte, zawsze to jakiś  dopływ  gotówki. No i mieszkanie Wojtka powinno być  lada  moment oddane  do użytku i Wojtek planuje by je jednak sprzedać a nie wynajmować. Zaczęła  się też zastanawiać nad II stopniem studiów - do licencjatu ma rok, a potem jeszcze pełne  dwa lata do magisterium. Opiekun studiów przyjął by ją do pracy już  za rok i z tego co wie, to z mgr przy nazwisku wcale by dużo  więcej nie  zarabiała. Planują  z Wojtkiem że będą mieli dziecko, a ona wtedy weźmie trzyletni urlop wychowawczy, żeby dziecko nie pałętało się po żłobkach. Więc może lepiej poprzestać na tym licencjacie, choć to brzmi mało ambitnie? Dobrze, że mam jeszcze  rok do namysłu- skonstatowała. 

Wpatrywała  się w Wojtka i porównywała tego Wojtka sprzed lat i dzisiejszego. Włosy - takie same jak były - lekko układające  się, ciemne, ale nie czarne. Rzęsy mu się wyprostowały, kiedyś miał takie jakby używał zalotki do ich podkręcania. Zmienił mu  się owal twarzy, ma teraz lekko zapadnięte policzki. Usta pozostały bez zmian, nawet tak samo jak kiedyś całuje. Kolor oczu też mu  się nie zmienił. Repertuar pieszczot pozostał ten sam, widać, że nie trenował w Austrii. Ciekawe jak teraz  tańczy, bo nie  była to jego mocna  strona. Tańczył, bo to była jedna z okazji do przytulania się bezkarnie, ale  nie  była to jego pasja.

Jej rozmyślania przerwał Wojtek, który dość bezpardonowo przyciągnął ją  do siebie mówiąc - a kto ci pozwolił przestać  się do mnie  tulić?  Chciałam ci  się po prostu dokładnie przyjrzeć co się w twoim wyglądzie zmieniło- cichutko powiedziała Marta.  Przybyło mi nieco centymetrów w kilku miejscach - stwierdził- nawet w obwodzie  szyi. A co ty wynalazłaś?  Rzęsy ci się wyprostowały, miałeś je  kiedyś takie podwinięte do góry. I już nie masz takiej fajnej  chrypki z okazji mutacji.  No i faktycznie zrobiłeś się wysokim facetem. I co jeszcze odnotowałaś?  To, że nadal na mnie działasz  szalenie podniecająco. Nawet  wtedy gdy  zamiast cię pieścić zasypiam jak niemowlę?  Nawet wtedy, bo to oznacza, że masz do mnie pełne  zaufanie i nie czujesz potrzeby  zgrywania  super faceta. Dobrze, że  się obudziłeś, to teraz  wstaniemy, zrobimy sobie kolację, a potem się zastanowimy co chcemy dalej  robić. Wojtek uśmiechnął się - ja to taki monotematyczny się zrobiłem - chcę  cię całować, pieścić, sprawdzać co lubisz. Kocham cię, jesteś dla mnie  całym światem. Kiedyś ci powiedziałem, że na pewno będziemy razem a ty mi odpowiedziałaś, że nikt nie jest  w stanie przewidzieć jak się nam życie ułoży. I co teraz  powiesz?  Nic poza  tym, że kocham cię i jestem z tobą szczęśliwa.  Nie  znam nikogo kto by kontynuował w dorosłym życiu miłość, która  zaczęła  się w szczenięcym  wieku. Owszem - były związki  umawiane jeszcze  w dzieciństwie partnerów, ale z reguły umawiali się rodzice  tych dzieci a one  same to rzadko kiedy się znały i  kochały.

Kolację robili  wspólnie, na deser po kolacji były truskawki potraktowane bitą  śmietaną  z cukrem brzozowym. Po kolacji rozegrali partyjkę szachów, wzięli prysznic i około północy  stwierdzili, że trzeba sprawdzić czy małżeńskie łóżko  nadal jest wygodne. Gdy zasypiali niemal dwie  godziny później Marta  stwierdziła, że na pewno żadna siła  nie  ściągnie  jej z łóżka przed dziewiątą  rano.  Pospali spokojnie do 10 rano i bardzo  zadowoleni wstali dopiero koło południa. Nic  dziwnego, że im się  tak miło spało, bo za oknem  wiatr z małym powodzeniem  przeganiał ciemne  chmury i chwilami padał deszcz.  Marta stwierdziła, że nie  muszą nawet iść na obiad, bo ona zrobi jajka z  szynką i ugotuje do nich ryż. I na pewno nie będą głodni. Wojtek bohatersko zaproponował, że podjedzie  do  Lidla po zaopatrzenie, ale Marta wybrała  się razem z nim,  dzięki czemu kupiła  sobie całkiem  wytworny  czarny dres. Wojtek poczuł się "pominięty" bo w sprzedaży były tylko damskie  dresy. Odstawili zakupy żywnościowe do domu, a że pogoda się poprawiła wybrali  się na krótki spacer.

Wracając  ze  spaceru weszli jednak  do restauracji, bo Wojtek uznał, że nie po to są na urlopie, żeby Marta pichciła. Pan kelner zaproponował, by  tego  dnia zjedli smażoną mirunę, bo to bardzo  zdrowa  ryba i smaczna. Gdy jedli Marta powiedziała - no widzisz -już jesteśmy "stałymi gośćmi", którym się poleca pewne dania.  A ty jesteś nieźle "oblatana" w tych knajpianych  sprawach - jak zauważyłem.  Jestem, bo mąż mojej koleżanki  pracuje w  restauracji i jest tzw.  kierownikiem  sali. To ona mi doradziła  byśmy tylko  zamówili  stolik a nie zamawiali  z góry jedzenia.   A co taki kierownik  sali robi? - dociekał Wojtek.  Z tego co mi mówiła to ustala  grafiki personelu, wyznacza im  zadania, egzekwuje  je, prowadzi rekrutacją nowych pracowników, prowadzi ich szkolenia. Tyle tylko, że godziny pracy nie  zawsze są fajne. On kiedyś był kelnerem - to dopiero było mało zabawne bo pracował często nocami. Ale taki kierownik  sali to ma całkiem przyzwoitą pensję. Odszedł z kelnerowania gdy mu  się kolega z jego zmiany  zabił  wracając samochodem z pracy o czwartej nad  ranem - było ślisko i wpadł na  drzewo, ale nie był na procentach tylko pewnie był  diabelnie  zmęczony. Straszne - stwierdził Wojtek. No straszne, bo osierocił dziecko. 

Załamanie pogody było na  szczęście krótkie i następnego dnia było już  słońce, tylko temperatura  niezbyt plażowa.  No to w takim  razie pojedziemy do Gdyni. Zaparkujemy na parkingu hotelu  Merkury i podrepczemy na Skwer Kościuszki, to tuż obok. Jeśli będziemy  mieli ochotę to pójdziemy do Oceanarium, możemy zwiedzić ORP Błyskawicę, obejrzymy  sobie Dar Pomorza. To pierwsza propozycja- druga - możemy pojechać  na Hel, albo w przeciwną stronę i wpaść do Rozewia i zwiedzić  Latarnię  Morską. Możemy też pojechać do Oliwy i pospacerować po Parku Oliwskim. Możemy też wpaść na godzinę 12,00 do Archikatedry Oliwskiej na koncert organowy, lub tylko je obejrzeć. Wybieraj.

No to pojedźmy na Skwer Kościuszki do Gdyni - zdecydował Wojtek. Na  wszelki wypadek wzięli kurtki przeciwdeszczowo-przeciwwiatrowe. Spędzili na Skwerze kilka godzin - zwiedzili ORP Błyskawica, obejrzeli ćwiczenia młodzieży płci obojga  na rejach  Daru Pomorza, zwiedzili też Oceanarium,  a  Marta pociągnęła go jeszcze do kiosków z "badziewiem", gdzie  kupiła muszlę jakiegoś egzotycznego ślimaka. Stwierdziła, że napełni ją "czymś" i będzie  miała przycisk na  biurko. Przez moment zastanawiali  się  czy zjeść  w hotelu, ale postanowili jednak  wrócić na obiad  do Sopotu. Tym razem "ich kelner" polecił im gulasz z kluskami ziemniaczanymi. A na deser Marta wzięła lody a Wojtek porcję tortu czekoladowego.

                                                           c.d.n.