niedziela, 16 kwietnia 2023

Lek na wszystko? - 95

W sobotnie przedpołudnie  Sophie i Teresa miały "wychodne" - całą gromadą dzieci mieli  się zająć tatusiowie.  Miejsca w restauracyjce u Greka były zarezerwowane  na godzinę 18,00.

Panie postanowiły wybrać  się do pałacu Hohenzollernów  w Charlottenburgu.  W planie miały  zwiedzenie  Starego Pałacu i Nowe   Skrzydło oraz spacer po ogrodach. Według  przewodnika, który miała Teresa   ze  sobą, zwiedzanie Starego  Pałacu zajmie im 1,5 godziny, zwiedzanie Nowego Skrzydła godzinę i spacer po ogrodzie także  godzinę. "Odpuściły"  zwiedzanie Pawilonu Schinkla, Belwederu i Mauzoleum. 

W drodze do Pałacu "odpuściły"  również spacer po ogrodzie, bowiem zaczął mżyć deszcz. Teresa wzięła w szatni dla siebie  multimedialny przewodnik z polskim tekstem. Sophie przyznała  się, że jest tu pierwszy raz, bo macierzyństwo jakoś dziwnym trafem nie  wpływało korzystnie na zwiedzanie i też  wzięła przewodnik multimedialny,  ale w języku niemieckim.  Już po przedreptaniu Starego Pałacu były zmęczone. Obie stwierdziły, że może i różne  cesarzowe  nie  zawsze  czuły się szczęśliwe,  ale trzeba przyznać, że obcowały na co dzień z pięknymi wnętrzami i przedmiotami. W pewnej chwili Teresa powiedziała do Sophie - ciekawa  jestem, czy one  przemierzały te przestrzenie na własnych  nogach czy  może były po tych salonach  noszone lub wożone - jakbym tu  miała mieszkać to nie wiem czy bym wychodziła do ogrodu - chyba bym już nie miała na  to  siły. No i popatrz na ten obraz- wyobrażasz  sobie ile musiała ważyć taka suknia ze srebrnej "lamy"? Chyba z 5 lub 6 metrów  musiał mieć kupon na taką suknię.  Ciekawa jestem czy one na  co  dzień chodziły takie zasznurowane w gorsetach? Nic dziwnego, że raczej krótko żyły, miały wieczne niedokrwienie  i zapewne  mocno zdeformowane narządy wewnętrzne jak żołądek i wątrobę i co tam jeszcze się  mieści.

No wiesz- coś za coś- śmiała  się Sophie - przynajmniej nie miały kłopotów finansowych i tak naprawdę  nie zajmowały  się domem tak jak my - do dzieciaków  to miały niańki a potem guwernerów, do obsługi męża jeśli był zbyt jurny to były oficjalne metresy i jakieś damy dworu. Mało która sama się ubierała lub rozbierała, do tego były dwórki. Nawet  nie  wiem czy takiej cesarzowej wolno było się samej obsługiwać  w sensie higieny lub ubierania i rozbierania. I chyba to zależało w pewnym sensie od  tradycji na danym dworze.

No nie wiem. Ale też nie  wiem czy te kobiety  były  szczęśliwe musząc żyć  na oczach  całego dworu. Nie  wiem  czy wyrobiłabym psychicznie takie życie na oczach wszystkich pań dworu - byłabym zupełnie  niewydarzoną cesarzową, bez przerwy na bakier z etykietą - stwierdziła  Teresa.  Poza tym te małżeństwa "na  szczeblu" to na ogół chyba  nie miały wiele wspólnego z miłością. To były przecież kontrakty obmyślane przez  rodziców  i  mające na celu skoligacenie  się w celu powiększenia majątku  i rozszerzenia i umocnienia wpływów  lub ochrony status  quo. Młodym  od dziecka wbijano do głów jakie obowiązki ich czekają i jakie  to  będzie  piękne a potem wmawiano im,  że miłość to dopiero po ślubie przychodzi.  Może i do niektórych przychodziła.

Gdy już były w szatni zadzwonił telefon Sophie - to Kurt ją informował, że czeka na  nie w  samochodzie koło przystanku autobusowego, bo się jednak paskudnie rozpadało. I że w związku  z tym Kazik zamówił catering do domu, żeby nie szwendać się z dzieciakami po deszczu. 

Oooo, Zik błysnął - stwierdziła Tesa. Nie miałam pojęcia, że tak można.  Można, obawiam się  tylko, że  Kurt to co dla nas to zamówił głównie pod  siebie i będzie góra kluch. On mógłby trzy razy dziennie jeść jakieś kluchy. A dla chłopców  to pewnie zamówił pizzę. Nie przejmuj się Sophie- przyjedziemy, obejrzymy co nam dostarczą i coś z tego wymodzimy.  Jeśli lubisz ryż i masz go w  domu to zrobię dla  ciebie taki ryż, że będziesz  się nim zajadać. A kluchy można podpiec razem z serem i też będzie ciekawie  smakowało. Odkryłam to przypadkiem. To nie  gotujesz  ich tylko pieczesz?- zdziwiła  się  Sophie. Ależ gotuję,  ale potem je traktuję oliwą, posypuję  ziółkami,  wstawiam  do piekarnika, a gdy się  zaczynają rumienić posypuję je tartym serem i jeszcze  chwilę  siedzą  w piekarniku. To taka fałszywa  zapiekanka. A że klusie  były potraktowane oliwą to szybko przez jelita przelatują. Oliwa to ten  sekretny składnik kuchni śródziemnomorskiej - dzięki  niej wszystko co zjemy nie  siedzi całą dobę lub  dłużej  w naszym  wnętrzu.

A włoscy kuchmistrze  ładuje tę oliwę  we  wszystko co tylko się  da. Jedna  z moich  koleżanek wydała  się za Włocha, którego poznała w pociągu na trasie Warszawa - Gdańsk. Facet kompletnie ogłupiał na jej widok - fakt, że była  z niej bardzo ładna  dziewczyna. I taka w stylu  Włoszki . Właśnie była wtedy po zdaniu egzaminu do Akademii Muzycznej, była  w klasie śpiewu. Sopran. Kieliszki kryształowe  pękały gdy wyciągała  górne "C". 

Facet  zakochał  się w niej na  zabój, i to tak, że nie  wrócił z delegacji do pracy do Włoch, tylko  się zakotwiczył w Polsce. l dwa miesiące później był ślub cywilny w Polsce, potem we Włoszech kościelny. Zamieszkali jednak  we Włoszech, bo facet był bardzo przywiązany do swej matki, a jego matka stwierdziła, że to  musi być  super ta  dziewczyna z Polski, skoro ukochany  synek ją właśnie  wybrał. Oczywiście już nie kontynuowała  dziewczyna studiów, zajęła się produkcją dzieci. Mają trójkę rok po roku i jedno urodzone "dopiero"  dwa lata po ostatnim  z tej trójki. Przy dzieciach pomaga jej włoska mama i niezamężna siostra jej męża. Do Polski wcale  nie przyjeżdżają, ostatnio umarł jej ojciec,  więc ściągnęli jej matkę do Włoch. I ta  dziewczyna nie może pojąć, że ja mam tylko jedno dziecko, bo przecież teraz "cesarka" to jak usuniecie zęba. Napisałam jej, że medycyna  zna niestety przypadki gdy usunięcie zęba zakończyło się  zgonem.

Sophie roześmiała  się - nie chcę być nieuprzejma,  ale strasznie  głupia ta twoja  znajoma - niestety "cesarka" to rozwiązanie ratujące  życie matki i  dziecka,  ale nie metoda na regularny rozród. Ale są podobno jakieś kraje, w Ameryce Łacińskiej,  w których 75% porodów to właśnie  cesarki i lekarze się zastanawiają jak temu zapobiec. 

Ja też tego nie rozumiem - stwierdziła Teresa- nie decydujemy  się na drugie  dziecko bo jest bardzo możliwe, że drugie też musiałoby być w ten  sposób sprowadzone  na świat. Ja już powiedziałam Kazikowi, żeby nie liczył na  drugie dziecko ze mną, wystarczyło mi wrażeń przy tym pierwszym porodzie,  chociaż sam zabieg był bezbolesny i nawet  miałam pokarm, bo mi małego przystawili do piersi gdy był jeszcze w mazi płodowej i we krwi. Ale to wszystko co było potem gdy odpuściło znieczulenie to mogę tylko wrogowi życzyć. Kazik był nadzwyczajny, że to wszystko przetrzymał cały czas  mnie nie odstępując.

No bo Kaz to cię naprawdę kocha. Kurt się śmieje, że Kaz to cię kocha  nawet  więcej  niż każda matka swoje  dziecko. Gdy Kaz tu pracował to kilka pań miało na  niego chętkę, ale on był jak diament twardy - od  razu informował, że ma w Polsce kobietę, którą  kocha. A Kurt ma do dziś w komórce sms od niego z informacją że wreszcie będziecie razem. A w ciąży to nie byłaś  sama - razem  z tobą był twój mąż i my oboje. A jaki był szczęśliwy, że twój ojciec go zaakceptował! Oboje  bardzo, bardzo polubiliśmy twego tatę. Taki zrównoważony, ciepły człowiek. I bardzo wyrozumiały - dodała  Teresa.

Przebrnięcie od Pałacu do niedalekiego w gruncie rzeczy przystanku dało paniom w kość, bo w ramach jak najwierniejszej  rekonstrukcji otoczenia Pałacu olbrzymi dziedziniec był pokryty tak  zwanymi "kocimi łbami" a one obie były w butach na obcasach. Musiały iść pomału by nie  powykręcać  sobie stawów skokowych  na tych sporych i teraz mokrych kamieniach. A deszcz padał z entuzjazmem godnym lepszej sprawy.

Gdy dobrnęły wreszcie  do  samochodu Kurt nieopatrznie  powiedział, że wyglądały niesamowicie  śmiesznie idąc przez ten teren. Dobrze, że spojrzenie nie  zabija, bo  w przeciwnym  razie padłby martwy od spojrzenia, jakim obdarzyła  go Sophie, a Teresa powiedziała - powinni w przewodniku  wydrukować informację, że dziedziniec jest wyłożony  naturalnymi kamieniami o różnej wielkości i na  dodatek śliskimi gdy są mokre, to włożyłybyśmy adidasy. Gdyby to była regularna  kostka brukowa to byłoby po niej wygodniej  chodzić. Od razu  widać, że ten projekt  obmyślał i realizował facet. Przecież  wystarczyłoby dać mały kawałek takiego bruku tuż obok wyjścia z pałacu i opatrzyć go informacją, że kiedyś teren przed pałacem był wybrukowany takimi kamieniami, a dla zwiedzających zrobić normalny chodnik.

W domu obie panie  zostały entuzjastycznie powitane przez  dzieci. Alek zaraz wylądował na rękach mamy i ją energicznie "ukochiwał", a Kazik dopytywał się jak  się pałac podobał Teresie. Pałac -bardzo ładny, ale ten dziedziniec  to klęska. Muszę szybko włosy wysuszyć, pójdę do pokoju, ty się zajmij Alkiem. Alkiem zajmują się  chłopcy i bardzo mu  się to podoba. Pomogę  ci suszyć włosy, Alek jak się stęskni  za nami to wie gdzie nas  szukać. Oni się świetnie nim zajmują, a najmłodszy, Piotruś, stał się guru dla naszego malca. Nie wiem jak to jest, bo Piotruś nie mówi do Alka po polsku, ale mały świetnie rozumie lub domyśla  się o co biega.

A co  zamówiliście na tę kolację? Bo Sophie cała  w nerwach, że będzie cała fura klusek. Zamówiliśmy wiele  fajnych greckich potraw- z tego co pamiętam to na pewno są souvlaki  w placku pita  i do nich  sos jogurtowy, takie  zabawne greckie gołąbki "dolmades"- czyli mielone  mięso i ryż  zawijane w liście winogron, jest wiejska  sałatka z fetą grecką i oliwkami- to mój ukłon w twoją  stronę, jest sparakopita (o ile nie pochrzaniłem nazwy)- taki placek z ciasta  filo nadziewany jajkami na twardo, fetą, szpinakiem i  koperkiem, jest gyros z ryżem i dla  dzieciaków koulowi- takie obwarzanki ze słodkiego  ciasta. Dla nas też  się nadają. Facet zachwycony zamówieniem, bo niemieckie żarłoki rzadko to zamawiają. W sumie jest fura dobrego jedzenia, które śmiało może  zostać  do następnego dnia, jeśli nie  zmożemy  dziś wszystkiego. Gyros jest z kurczaka. A souvlaki to małe kawałki mięsa  grillowane i włożone do chlebka  pita. I pewnie  też  jest to mięso z kurczaka. A ten  chlebek pita to coś w rodzaju pieczonego naleśnika ale naleśnik jest  z  ciasta  drożdżowego.  Grecy nie robią wielkich porcji, ale je  się na jednym  spotkaniu wiele różnych potraw. Może na przyszłe wakacje uda  się nam pojechać  do Grecji - przed  albo tuż po sezonie. Raz tylko byłem  w Grecji z rodzicami i te  chlebki pita ratowały mnie przed  śmiercią głodową, bo to co serwowali na tych  wczasach to mi  nie  smakowało. Bo ja byłem straszny niejadek. No teraz też  trudno byłoby  cię nazwać  żarłokiem - stwierdziła Teresa.  Teraz to ja się zrobiłem niejadkiem gdy mam jeść  coś poza  domem. Nie wiem jak to jest, ale to wszystko co ty  zrobisz to uwielbiam i  wszystko mi smakuje. No bo ja nie  walę do  wszystkiego pieprzu i nie  solę  dużo. Dlatego zawsze stawiam na stole sól dla gości. Wiesz co, już  się stęskniłem za naszym mieszkaniem i tatą. Tu, jak dla mnie, to jest stanowczo za  dużo ludzi.  Dobrze, że już  jutro wyjeżdżamy. 

Ciekawa jestem czy to greckie żarciuszko będzie  wszystkim smakowało. Mnie na pewno, bo lubię i gyros i souvlaki. Zaszalałeś dziś z tym  zamówieniem do domu. Zamówiłem wszystkiego po 8 porcji i jestem pewien że niewiele z tego zostanie. Ja nie wymawiam Kurtowi,  ale jego jedna porcja to twoje i  moje  dwie porcje. A te greckie porcje to są małe.

                                                                        c.d.n.