W sobotnie przedpołudnie Sophie i Teresa miały "wychodne" - całą gromadą dzieci mieli się zająć tatusiowie. Miejsca w restauracyjce u Greka były zarezerwowane na godzinę 18,00.
Panie postanowiły wybrać się do pałacu Hohenzollernów w Charlottenburgu. W planie miały zwiedzenie Starego Pałacu i Nowe Skrzydło oraz spacer po ogrodach. Według przewodnika, który miała Teresa ze sobą, zwiedzanie Starego Pałacu zajmie im 1,5 godziny, zwiedzanie Nowego Skrzydła godzinę i spacer po ogrodzie także godzinę. "Odpuściły" zwiedzanie Pawilonu Schinkla, Belwederu i Mauzoleum.
W drodze do Pałacu "odpuściły" również spacer po ogrodzie, bowiem zaczął mżyć deszcz. Teresa wzięła w szatni dla siebie multimedialny przewodnik z polskim tekstem. Sophie przyznała się, że jest tu pierwszy raz, bo macierzyństwo jakoś dziwnym trafem nie wpływało korzystnie na zwiedzanie i też wzięła przewodnik multimedialny, ale w języku niemieckim. Już po przedreptaniu Starego Pałacu były zmęczone. Obie stwierdziły, że może i różne cesarzowe nie zawsze czuły się szczęśliwe, ale trzeba przyznać, że obcowały na co dzień z pięknymi wnętrzami i przedmiotami. W pewnej chwili Teresa powiedziała do Sophie - ciekawa jestem, czy one przemierzały te przestrzenie na własnych nogach czy może były po tych salonach noszone lub wożone - jakbym tu miała mieszkać to nie wiem czy bym wychodziła do ogrodu - chyba bym już nie miała na to siły. No i popatrz na ten obraz- wyobrażasz sobie ile musiała ważyć taka suknia ze srebrnej "lamy"? Chyba z 5 lub 6 metrów musiał mieć kupon na taką suknię. Ciekawa jestem czy one na co dzień chodziły takie zasznurowane w gorsetach? Nic dziwnego, że raczej krótko żyły, miały wieczne niedokrwienie i zapewne mocno zdeformowane narządy wewnętrzne jak żołądek i wątrobę i co tam jeszcze się mieści.
No wiesz- coś za coś- śmiała się Sophie - przynajmniej nie miały kłopotów finansowych i tak naprawdę nie zajmowały się domem tak jak my - do dzieciaków to miały niańki a potem guwernerów, do obsługi męża jeśli był zbyt jurny to były oficjalne metresy i jakieś damy dworu. Mało która sama się ubierała lub rozbierała, do tego były dwórki. Nawet nie wiem czy takiej cesarzowej wolno było się samej obsługiwać w sensie higieny lub ubierania i rozbierania. I chyba to zależało w pewnym sensie od tradycji na danym dworze.
No nie wiem. Ale też nie wiem czy te kobiety były szczęśliwe musząc żyć na oczach całego dworu. Nie wiem czy wyrobiłabym psychicznie takie życie na oczach wszystkich pań dworu - byłabym zupełnie niewydarzoną cesarzową, bez przerwy na bakier z etykietą - stwierdziła Teresa. Poza tym te małżeństwa "na szczeblu" to na ogół chyba nie miały wiele wspólnego z miłością. To były przecież kontrakty obmyślane przez rodziców i mające na celu skoligacenie się w celu powiększenia majątku i rozszerzenia i umocnienia wpływów lub ochrony status quo. Młodym od dziecka wbijano do głów jakie obowiązki ich czekają i jakie to będzie piękne a potem wmawiano im, że miłość to dopiero po ślubie przychodzi. Może i do niektórych przychodziła.
Gdy już były w szatni zadzwonił telefon Sophie - to Kurt ją informował, że czeka na nie w samochodzie koło przystanku autobusowego, bo się jednak paskudnie rozpadało. I że w związku z tym Kazik zamówił catering do domu, żeby nie szwendać się z dzieciakami po deszczu.
Oooo, Zik błysnął - stwierdziła Tesa. Nie miałam pojęcia, że tak można. Można, obawiam się tylko, że Kurt to co dla nas to zamówił głównie pod siebie i będzie góra kluch. On mógłby trzy razy dziennie jeść jakieś kluchy. A dla chłopców to pewnie zamówił pizzę. Nie przejmuj się Sophie- przyjedziemy, obejrzymy co nam dostarczą i coś z tego wymodzimy. Jeśli lubisz ryż i masz go w domu to zrobię dla ciebie taki ryż, że będziesz się nim zajadać. A kluchy można podpiec razem z serem i też będzie ciekawie smakowało. Odkryłam to przypadkiem. To nie gotujesz ich tylko pieczesz?- zdziwiła się Sophie. Ależ gotuję, ale potem je traktuję oliwą, posypuję ziółkami, wstawiam do piekarnika, a gdy się zaczynają rumienić posypuję je tartym serem i jeszcze chwilę siedzą w piekarniku. To taka fałszywa zapiekanka. A że klusie były potraktowane oliwą to szybko przez jelita przelatują. Oliwa to ten sekretny składnik kuchni śródziemnomorskiej - dzięki niej wszystko co zjemy nie siedzi całą dobę lub dłużej w naszym wnętrzu.
A włoscy kuchmistrze ładuje tę oliwę we wszystko co tylko się da. Jedna z moich koleżanek wydała się za Włocha, którego poznała w pociągu na trasie Warszawa - Gdańsk. Facet kompletnie ogłupiał na jej widok - fakt, że była z niej bardzo ładna dziewczyna. I taka w stylu Włoszki . Właśnie była wtedy po zdaniu egzaminu do Akademii Muzycznej, była w klasie śpiewu. Sopran. Kieliszki kryształowe pękały gdy wyciągała górne "C".
Facet zakochał się w niej na zabój, i to tak, że nie wrócił z delegacji do pracy do Włoch, tylko się zakotwiczył w Polsce. l dwa miesiące później był ślub cywilny w Polsce, potem we Włoszech kościelny. Zamieszkali jednak we Włoszech, bo facet był bardzo przywiązany do swej matki, a jego matka stwierdziła, że to musi być super ta dziewczyna z Polski, skoro ukochany synek ją właśnie wybrał. Oczywiście już nie kontynuowała dziewczyna studiów, zajęła się produkcją dzieci. Mają trójkę rok po roku i jedno urodzone "dopiero" dwa lata po ostatnim z tej trójki. Przy dzieciach pomaga jej włoska mama i niezamężna siostra jej męża. Do Polski wcale nie przyjeżdżają, ostatnio umarł jej ojciec, więc ściągnęli jej matkę do Włoch. I ta dziewczyna nie może pojąć, że ja mam tylko jedno dziecko, bo przecież teraz "cesarka" to jak usuniecie zęba. Napisałam jej, że medycyna zna niestety przypadki gdy usunięcie zęba zakończyło się zgonem.
Sophie roześmiała się - nie chcę być nieuprzejma, ale strasznie głupia ta twoja znajoma - niestety "cesarka" to rozwiązanie ratujące życie matki i dziecka, ale nie metoda na regularny rozród. Ale są podobno jakieś kraje, w Ameryce Łacińskiej, w których 75% porodów to właśnie cesarki i lekarze się zastanawiają jak temu zapobiec.
Ja też tego nie rozumiem - stwierdziła Teresa- nie decydujemy się na drugie dziecko bo jest bardzo możliwe, że drugie też musiałoby być w ten sposób sprowadzone na świat. Ja już powiedziałam Kazikowi, żeby nie liczył na drugie dziecko ze mną, wystarczyło mi wrażeń przy tym pierwszym porodzie, chociaż sam zabieg był bezbolesny i nawet miałam pokarm, bo mi małego przystawili do piersi gdy był jeszcze w mazi płodowej i we krwi. Ale to wszystko co było potem gdy odpuściło znieczulenie to mogę tylko wrogowi życzyć. Kazik był nadzwyczajny, że to wszystko przetrzymał cały czas mnie nie odstępując.
No bo Kaz to cię naprawdę kocha. Kurt się śmieje, że Kaz to cię kocha nawet więcej niż każda matka swoje dziecko. Gdy Kaz tu pracował to kilka pań miało na niego chętkę, ale on był jak diament twardy - od razu informował, że ma w Polsce kobietę, którą kocha. A Kurt ma do dziś w komórce sms od niego z informacją że wreszcie będziecie razem. A w ciąży to nie byłaś sama - razem z tobą był twój mąż i my oboje. A jaki był szczęśliwy, że twój ojciec go zaakceptował! Oboje bardzo, bardzo polubiliśmy twego tatę. Taki zrównoważony, ciepły człowiek. I bardzo wyrozumiały - dodała Teresa.
Przebrnięcie od Pałacu do niedalekiego w gruncie rzeczy przystanku dało paniom w kość, bo w ramach jak najwierniejszej rekonstrukcji otoczenia Pałacu olbrzymi dziedziniec był pokryty tak zwanymi "kocimi łbami" a one obie były w butach na obcasach. Musiały iść pomału by nie powykręcać sobie stawów skokowych na tych sporych i teraz mokrych kamieniach. A deszcz padał z entuzjazmem godnym lepszej sprawy.
Gdy dobrnęły wreszcie do samochodu Kurt nieopatrznie powiedział, że wyglądały niesamowicie śmiesznie idąc przez ten teren. Dobrze, że spojrzenie nie zabija, bo w przeciwnym razie padłby martwy od spojrzenia, jakim obdarzyła go Sophie, a Teresa powiedziała - powinni w przewodniku wydrukować informację, że dziedziniec jest wyłożony naturalnymi kamieniami o różnej wielkości i na dodatek śliskimi gdy są mokre, to włożyłybyśmy adidasy. Gdyby to była regularna kostka brukowa to byłoby po niej wygodniej chodzić. Od razu widać, że ten projekt obmyślał i realizował facet. Przecież wystarczyłoby dać mały kawałek takiego bruku tuż obok wyjścia z pałacu i opatrzyć go informacją, że kiedyś teren przed pałacem był wybrukowany takimi kamieniami, a dla zwiedzających zrobić normalny chodnik.
W domu obie panie zostały entuzjastycznie powitane przez dzieci. Alek zaraz wylądował na rękach mamy i ją energicznie "ukochiwał", a Kazik dopytywał się jak się pałac podobał Teresie. Pałac -bardzo ładny, ale ten dziedziniec to klęska. Muszę szybko włosy wysuszyć, pójdę do pokoju, ty się zajmij Alkiem. Alkiem zajmują się chłopcy i bardzo mu się to podoba. Pomogę ci suszyć włosy, Alek jak się stęskni za nami to wie gdzie nas szukać. Oni się świetnie nim zajmują, a najmłodszy, Piotruś, stał się guru dla naszego malca. Nie wiem jak to jest, bo Piotruś nie mówi do Alka po polsku, ale mały świetnie rozumie lub domyśla się o co biega.
A co zamówiliście na tę kolację? Bo Sophie cała w nerwach, że będzie cała fura klusek. Zamówiliśmy wiele fajnych greckich potraw- z tego co pamiętam to na pewno są souvlaki w placku pita i do nich sos jogurtowy, takie zabawne greckie gołąbki "dolmades"- czyli mielone mięso i ryż zawijane w liście winogron, jest wiejska sałatka z fetą grecką i oliwkami- to mój ukłon w twoją stronę, jest sparakopita (o ile nie pochrzaniłem nazwy)- taki placek z ciasta filo nadziewany jajkami na twardo, fetą, szpinakiem i koperkiem, jest gyros z ryżem i dla dzieciaków koulowi- takie obwarzanki ze słodkiego ciasta. Dla nas też się nadają. Facet zachwycony zamówieniem, bo niemieckie żarłoki rzadko to zamawiają. W sumie jest fura dobrego jedzenia, które śmiało może zostać do następnego dnia, jeśli nie zmożemy dziś wszystkiego. Gyros jest z kurczaka. A souvlaki to małe kawałki mięsa grillowane i włożone do chlebka pita. I pewnie też jest to mięso z kurczaka. A ten chlebek pita to coś w rodzaju pieczonego naleśnika ale naleśnik jest z ciasta drożdżowego. Grecy nie robią wielkich porcji, ale je się na jednym spotkaniu wiele różnych potraw. Może na przyszłe wakacje uda się nam pojechać do Grecji - przed albo tuż po sezonie. Raz tylko byłem w Grecji z rodzicami i te chlebki pita ratowały mnie przed śmiercią głodową, bo to co serwowali na tych wczasach to mi nie smakowało. Bo ja byłem straszny niejadek. No teraz też trudno byłoby cię nazwać żarłokiem - stwierdziła Teresa. Teraz to ja się zrobiłem niejadkiem gdy mam jeść coś poza domem. Nie wiem jak to jest, ale to wszystko co ty zrobisz to uwielbiam i wszystko mi smakuje. No bo ja nie walę do wszystkiego pieprzu i nie solę dużo. Dlatego zawsze stawiam na stole sól dla gości. Wiesz co, już się stęskniłem za naszym mieszkaniem i tatą. Tu, jak dla mnie, to jest stanowczo za dużo ludzi. Dobrze, że już jutro wyjeżdżamy.
Ciekawa jestem czy to greckie żarciuszko będzie wszystkim smakowało. Mnie na pewno, bo lubię i gyros i souvlaki. Zaszalałeś dziś z tym zamówieniem do domu. Zamówiłem wszystkiego po 8 porcji i jestem pewien że niewiele z tego zostanie. Ja nie wymawiam Kurtowi, ale jego jedna porcja to twoje i moje dwie porcje. A te greckie porcje to są małe.
c.d.n.