poniedziałek, 25 czerwca 2012

260. A co tam, wyżyję się....

...na całego. Pewnie już wszyscy wiecie, że oprócz głupoty ludzkiej i chamstwa straszliwie nie lubię różnych prac domowych. Nie lubię:  prasowania, sprzątania, zmywania, mycia okien, porządkowania w szafach.
Ilekroć mam coś z tej dziedziny zrobić  zaraz dostaję napadu grafomanii i wpierw siadam do kompa by coś napisać.
Ogromnie żałuję, że nie mam talentu do pisania - bardzo chciałabym napisać jakąś powieść, coś w typie "Cień Wiatru" Zafona. Coś, co byłoby tajemnicze, nieco romantyczne, trochę dramatyczne i by każdy czytał
z wypiekami na twarzy lub z drżącym serduchem. No cóz, niestety nie te mozliwości.
Z drugiej strony, życie mnie nauczyło, że często losy szarego człowieka, który żyje obok nas też mogą być ciekawe, dramatyczne i pouczające. I wcale bohater nie musi być szpiegiem, podróżnikiem czy dziwakiem.
Tylko trzeba umieć słuchać tego, co kto ma do powiedzenia. Nie każda opowieść jest arcyciekawa, ale
wiem,  że warto słuchać różnych opowieści.
Jakaś życzliwa duszyczka napisała mi w mailu, że znęcam się nad ludzmi moimi blogami, bo na jednym to bredzę  i pokazuję jakieś "bzdety", a na drugim zadręczam ludzi grafomańskimi tekstami. No ale ja przecież
nikogo nie zmuszam do czytania któregokolwiek bloga, czyta ten, kto ma ochotę i czyta to na co ma ochotę.
 Ale mam prośbę - jeśli ten ktoś miał rację to napiszcie mi to szczerze, przestanę Was zamęczać.
Miłego nowego tygodnia wszystkim życzę.