Dni mijały szybko - raz lepsza była pogoda, raz gorsza i każdy wypatrywał wiosny. Na przełomie marca i kwietnia Kazik miał pojechać służbowo do Niemiec. W pierwszej chwili odmówił, ale zaraz następnego dnia zatelefonował do niego Kurt by dowiedzieć się, czemu tak wzbrania się przed przyjazdem do Niemiec. Kazik, śmiejąc się powiedział - bo nie umiem zasnąć bez przytulonej do mnie Tesi. Tylko w tym problem? - zapytał Kurt. No tak jakby- brzmiała odpowiedź. No to przyjedź razem z Tesią i dzieckiem, będziecie mieszkać u nas. Możecie nawet pociągiem, odbiorę was z dworca, potem na dworzec odstawię. Albo samolotem - odbiorę was z lotniska. Sophie będzie szczęśliwa, a ty będziesz miał się do kogo tulić. Słuchaj- ja mówię poważnie, naczelny to już miejsce dla ciebie szykuje- ma wszak oczy i uszy i wie co u was się dzieje.
Ale jeszcze nie jestem nawet w połowie pisania- Kazik studził entuzjazm Kurta- nie wiadomo co z tego wyniknie. Wiadomo, wiadomo - to tylko w kwestii płci dziecka nigdy nie wiadomo co wyjdzie- tu z góry wiadomo - nie ustępował Kurt. Jeśli powiesz , że ojca też ci będzie tu brakowało to możesz i ojca przywieźć a nawet Krisa z żoną i dzieckiem. Najwyżej będą mieszkali w innym mieszkaniu, nie u mnie. Rozejrzycie się przy okazji- Berlin się bardzo rozbudowuje, przybywa nowych mieszkań. Gdyby Alek był już Aleksandrem to bym ci podpowiedział, byście go zostawili z dziadkiem i przyjechali tu sami, no ale to jeszcze ciągle maluszek, więc raczej go nie zostawicie. Poza tym jest słodki i taka z niego przylepka, że żal byłoby pozbawiać siebie jego obecności. Uwiódł mnie zupełnie, gdy byłem ostatnio u Was. Chyba mnie troszkę lubi.
Kazik śmiał się -no pewnie, że cię lubi- z niego jest dobry odbiornik- jeśli my kogoś lubimy to na 95% wiadomo, że Alek też tę osobę polubi. No a że my ciebie lubimy to chyba wiesz. No pewnie- zapewnił Kazika Kurt. A jak będziecie jechali samochodem to przywieź trochę tej suchej leśnej kiełbasy. Leśnej to u nas nie ma, pewnie masz na myśli suchą kiełbasę myśliwską. No pewnie, że przywieziemy. No ale muszę namówić Teresę by zechciała jechać ze mną i dzieckiem. No to ja ją namówię - zaoferował się Kurt.
Przecież to byłby tylko tydzień - jeśli samochodem to przyjedziecie w piątek akurat na lunch, będziecie wracać pewnie w niedzielę. Tylko nie poznawaj Tesi z moim szefem - to pies na kobiety, zaraz będzie ją uwodził. No to chyba musiałby chodzić cały czas na rękach - stwierdził Kazik. Tesia nie zna niemieckiego. Ale on zna angielski, francuski, rosyjski - i potrafi być nadzwyczaj miły. Nawet Sophie stwierdziła, że ma facet podejście do kobiet.
Teresa, gdy Kazik jej powiedział o propozycji Kurta i że pewnie Kurt weźmie się do namawiania jej do przyjazdu razem z Kazikiem stwierdziła, że bardzo jej ta propozycja odpowiada, bo potrzebuje nieco odnowić garderobę małego, bo z wielu rzeczy już powyrastał, więc na pewno "polata" nieco po sklepach. Myślę tylko o tym, żeby Jacek w międzyczasie zaglądał do taty czy wszystko jest w porządku. Gdyby to było lato, to bym sprawę wcisnęła na głowę Frankowi, czyli bym wysłała tatę do Frankowego ojca - a może lepiej by było, żeby ojciec Franka pomieszkał trochę w Warszawie z tatą? Chociaż teraz, gdy jest pies to pewnie nie będzie chciał psa zostawiać na cały dzień samego. Gdy będziesz znał termin to wtedy się naradzimy z tatą. Może byłoby najfajniej gdyby tatę na parę dni wysłać pod Warszawę. Mam nawet sekretną umowę z Frankiem, że gdy oni będą gdzieś wyjeżdżać to starsi panowie będą się hodować w tym czasie razem. Jakaś nerwowa się zrobiłam odkąd zostałam matką. Ale to fajnie, że mogę pojechać razem z tobą.
Nie jesteś wcale nerwowa, tylko odpowiedzialna - tata już swoje lata ma, więc twoja troska o niego jest jak najbardziej na miejscu. Tata pewnie najchętniej zostanie u siebie i pewnie będą się z Jackiem dość regularnie odwiedzać. Bardzo się polubili, zresztą, chociaż Jacek jest od taty młodszy, to mają podobne zainteresowania i niemal te same poglądy. Nie wiem czy zwróciłaś uwagę - tata gdy mówi o mnie to zawsze mówi "mój syn", zupełnie tak samo jak Jacek o Pawle. Tyle tylko, że jestem tylko zięciem, ale tata mnie całkowicie już zaadoptował, co mnie zresztą szalenie cieszy i mi pochlebia. Nigdy nie powie o mnie "mój zięć", lub tylko Kazik, zawsze jest to zawsze "mój syn". No bo może marzył mu się syn a urodziła się córka - powiedziała Teresa. Mama mówiła, że planowali "pareczkę", a wyszło jak wyszło.
Gdzieś tak głęboko mam żal do natury, że ten mój poród był taki nietypowy. Ale boję się, że drugi mógłby być taki sam. A naprawdę nie byłoby fajnie drugi raz przechodzić przez to wszystko- znów się martwić czy wszystko będzie w porządku z dzieckiem, bo naprawdę na wiele rzeczy nie mamy tak naprawdę wpływu. Ziemia i tak jest już przeludniona i mocno wyeksploatowana. My tego nie widzimy na co dzień, ale oglądałam program dokumentalny o Chinach, o Indiach i to było przerażające. Straszliwie płodne te nacje, no ale tam mniej więcej w trzy miesiące po porodzie mnóstwo kobiet już zachodzi w następną ciążę. Zero szans na pełną regenerację organizmu. Jak któraś ma fart urodzić jedno dziecko w styczniu to w grudniu już może być w następnej ciąży. Przerażające.
Ale pociesz się, że u nas też tak się zdarza- powiedział Kazik - jeden z naszych inżynierów ma dwoje dzieci urodzonych w tym samym roku- jedno na początku stycznia a drugie w końcu listopada, czyli nawet tych zalecanych sześciu tygodni wstrzemięźliwości po porodzie facet nie wyrobił. Dokuczaliśmy mu setnie, że taki z niego jurny gość. I już ma facet trójeczkę. Nie wiem tylko czemu narzeka, że dzieci kosztują. Ostatnio jeden z kolegów mu powiedział, że powinien się zwrócić do kościoła o jakieś wspomaganie finansowe , skoro tak pilnie przestrzega zaleceń żeby się na potęgę mnożyć. Mieliśmy nawet niezły ubaw z nimi dwoma, bo obaj nerwowi i ostro sobie nawymyślali.
No cóż - gdy byłam mała to ci zazdrościłam, że masz brata. W podstawówce miałam kolegów -bliźniaków, a ogólnie biorąc to oni mieli jeszcze trzech braci, starszych od siebie. Najśmieszniejsze, że każdy z nich zazdrościł tym dzieciom-jedynakom, że są jedynakami. Nie rozumiałam tego, ale jedna z moich ciotek kiedyś mi powiedziała, że tylko teoretycznie kocha się wszystkie swoje dzieci jednakowo. I powiedziała wtedy, że po prostu kocha się je jednakowo, ale jedne się bardziej lubi a inne mniej. Do dziś tego nie rozgryzłam i dobrze że nie muszę tego rozgryzać. Jakoś nie mogę pojąć, że mogłabym Alka kochać a jednocześnie mało go lubić. No fakt - podsumował Kazik- brzmi to jakoś irracjonalnie.
Gdy znany już był termin wyjazdu Kazika do Berlina, Teresa zaczęła pertraktacje z tatą, który stwierdził, że on to może zostać nawet sam z Alkiem, bo w opiece nad małym może mu pomóc Jacek. I w ten sposób Teresa i Kazik "odetchną" nieco od małego. Tato, ja nie muszę "oddychać" od Alka, mnie nie męczy fakt bycia z nim 24 godziny na dobę. A myślę, że on jest jeszcze za malutki by został cały tydzień sam tylko z tobą.
Poza plecami taty Kazik spotkał się z Jackiem i poprosił go o dyskretną opiekę nad tatą, bo oni wyjeżdżają razem z dzieckiem na tydzień do Berlina. Pojadą samochodem, będą mieszkali u Kurta i Sophie. Jacek stwierdził, że to żaden problem, tydzień to nie rok, ale i tak on będzie tęsknił za Alkiem, bo bardzo mu ten maluszek przypadł do serca. W ramach nie odrywania Kazika od pracy, tata z Jackiem chodzili z Alkiem na plac zabaw, a Teresa w tym czasie szykowała prezenty dla Sophie i Kurta. Kurt bardzo prosił, by nie kupowali żadnych prezentów dla chłopców, bo oni ich oduczają skojarzeń - goście równa się prezent. No ale nie pozbawię ich przecież wafelków w czekoladzie!- zaprotestował Kazik. Ty też je przecież lubisz a i Sophie pomimo dbania o linię je lubi. No oczywiście, przywieź, ale jako prezent dla całego domu, a nie tylko dla nich. Oni już się cieszą, że przyjedziecie, bo ciocia Tesa nigdy na nich nie krzyczy i się nie złości. Dla Sophie Teresa kupiła kupon jedwabiu z Milanówka a dla Kurta jedwabną koszulę , a tak dokładnie to kupiła kupon jedwabiu w jasno błękitnym kolorze i dała do uszycia koszulę dla Kurta. Do tego dokupiła jeszcze jedwabny krawat , granatowy w malutkie, jasno błękitne "łezki". Oprócz "suchej myśliwskiej" kupili jeszcze kabanosy i trzy puszki szynki - towar eksportowy-Krakus.
Mały cieszył się bardzo, że pojedzie samochodem do wujka "Kulta". Oczywiście piesek od wujka Jacka i jego posłanko też musiały jechać z Alkiem do Berlina. Z wyposażenia dla dziecka wzięli tylko składany wózek "parasolkowiec". Chcieli jeszcze wziąć składane łóżeczko turystyczne, ale w końcu stwierdzili, że przez tydzień to Alek może spać z nimi w małżeńskim łóżku, jeśli na miejscu okaże się, że nie ma już u Kurta małego łóżeczka. A Kazik cały czas się cieszył, że będzie w delegacji razem z żoną i dzieckiem.
Podróż do Berlina minęła spokojnie, Alek cały czas nadawał co widzi, pospał też trochę, na jednym z parkingów miał frajdę, bo mógł z bliska pooglądać ciężarówki a na innym jacht motorowy, transportowany do Niemiec. Na szczęście nie było na trasie żadnej kraksy i niezbyt wiele prac drogowych, bo to jeszcze nie była pełnia sezonu remontowego i do granic Berlina dotarli w siedem godzin. Kazik jeszcze tylko upewnił się którym numerem zjazdu mają wjechać do miasta i w dwadzieścia minut później już witali się Sophie, Kurtem i chłopcami. Było trochę śmiechu, bo Sophie została przez Alka przechrzczona na ciocię Siofi, a Kazik się śmiał, że dobrze, że nie została ciocią Sofą, bo mały zna słowo sofa. Chłopcy gdy już wrócili do domu bardzo ostrożnie witali się z Alkiem, żeby go przypadkiem nie wystraszyć. Kazik był dumny z synka, że "taka malizna", ale całkiem dzielnie się spisuje.
Mówiłem szefowi, że ty będziesz tu w komplecie rodzinnym, więc żeby nie przeciągał rozmów w nieskończoność - omal nie zemdlał z wrażenia. On już cię u nas widzi. Mówiłem, że na razie to robisz doktorat, więc stwierdził, że on osobiście jest pełen podziwu, bo to jednak jest poważne przedsięwzięcie. Ale jest przekonany, że to będzie bardzo dobra praca. Kazik westchnął - też mam taką nadzieję. Oczywiście powiedziałem mu, że masz stypendium z puli ministra i tylko dlatego udało mi się ciebie tu ściągnąć.
Najwięcej najmłodszym gościem zajmował się najmłodszy synek Sophie i Kurta. I chociaż jeden nie znał polskiego a drugi niemieckiego Alek od razu przylgnął do najmłodszej latorośli Kurta. I dużą pomocą była miłość obu chłopców do.....psów. Alek pokazał swą ulubioną maskotkę, powiedział, że to jest Dunia, pokazał jej posłanko i starsi synowie Kurta stwierdzili, że fajny jest synek wujka Kazika. I że bardzo urósł od czasu gdy go widzieli na letnisku.
Wszystkie prezenty zostały przyjęte z wielką radością - Kurt po obiedzie zmierzył koszulę, nie mogąc się nadziwić jak starannie jest uszyta a poza tym podziwiał jaka jest miła dla skóry. Sophie natomiast już wyciągnęła żurnale i szukała fasonu na letnią sukienkę.
Pobyt w Berlinie był bardzo miły - w ciągu dnia Sophie towarzyszyła Teresie w galeriach handlowych - przezornie brały ze sobą "parasolkowca" dla Alka. Teresa zwiedziła też Poczdam i kilka miejsc zabytkowych. Co prawda zwiedzanie z dwulatkiem należało do nieco uciążliwych wypadów, ale gdy się kobieta uprze to nie ma dla niej rzeczy niemożliwych. Oczywiście mały został wyposażony nie tylko w aktualnie potrzebne dla niego ubranka - z jednej z wypraw wrócił do domu z....helikopterem, który nawet latał. Warczał przy tym obłędnie, a mały zachwycony podskakiwał w miejscu i mówił- "siamolot lata" ! Zabawka nie była tania, bo ów helikopter był zdalnie sterowany, a Alek był do niego stanowczo jeszcze zbyt mały i tak naprawdę to najwięcej radości miał Kazik, który nim sterował. Alkowi Teresa nakupowała ubranka na lato i na jesień, obkupiła też siebie, nie zapomniała też o tacie i..... Jacku. Kupiła też prezenty dla Aliny i Krisa.
c.d.n.