niedziela, 6 marca 2022

Ryzykantka - 37

 Tego wieczoru, już w sypialni, Robert powiedział - wystawiłaś mi, moja cudna, przepiękną  laurkę, ale nie wiem  wcale , czy na  nią  zasługuję. Po prostu nie potrafię już funkcjonować bez ciebie i wszystko co robię jest o to właśnie oparte. 

Wsiadam rano do  samochodu i zaraz zaczynam obliczać ile godzin  minie nim  znów będę cię  miał w  zasięgu wzroku i ręki. To chyba nie jest normalne u faceta, który już ma ukończone 50 lat, czyli więcej niż połowę  życia  za sobą. Podglądam  cię czasami w nocy, gdy  śpisz i rozczula  mnie twój widok  pogrążonej  we śnie i próbuję odgadnąć o  czym  śnisz. 

Wymówiłem się już od kilku wyjazdów zagranicznych, bo wiedziałem, że masz pilną pracę i nie pojedziesz  ze mną. Ewuś, ty jesteś całym moim światem. Mam  zaproszenie do Francji na dwa tygodnie, do kliniki, w której już kiedyś byłem. Ale jeśli ty nie będziesz  mogła w tym czasie pojechać to ja odmówię przyjazdu, to nie żart!  Ewa wpatrywała się w niego i coraz  mocniej się przytulała. Pojadę z  tobą, przecież i tak głównie pracuję w domu, a poza domem wtedy, gdy ciebie w domu  nie ma. Projekt wszak powstaje w mojej głowie, mogę go zapisać gdziekolwiek jestem, obliczenia też przecież robię zdalnie. A teraz, w  dobie komputerów nie ma problemu z komunikacją- zawsze mogę się  porozumieć z Zigi lub z inwestorem. Tylko będę  musiała sobie kupić nieco mniejszego laptopa, ten jest ciężki. 

Ja też nie potrafię dobrze funkcjonować gdy cię nie ma  w pobliżu. I dobrze, że oboje jesteśmy tak jakoś od  siebie  uzależnieni i że zdajemy sobie  sprawę z tego. Gdy miałeś nocne  dyżury to brałam wieczorem tabletkę nasenną, bo nie mogłam bez ciebie  zasnąć. 

Nie bierz ich Ewuś, to trucizna.  Zresztą już nie będę   miał na razie  nocnych dyżurów,  wziąłem 12-godzinne soboty lub  niedziele, bo wtedy  zawsze  mogę cię ściągnąć do siebie  do kliniki. A to tak wolno? -zdziwiła się Ewa. Jesteś moją żoną, więc mogę cię  gościć w moim służbowym pokoju, mogę cię  wziąć do  naszej kantyny, możemy posiedzieć w dowolnym  miejscu ogólnie dostępnym w naszym  szpitalu- jeden  warunek - pielęgniarka  dyżurna  musi wiedzieć gdzie będzie  mogła  mnie  znaleźć. No i muszę mieć przy sobie  komórkę. Na połączenia służbowe mam oddzielną kartę. 

A wiesz Ewuś co jest w tym wszystkim cudowne i dla mnie  zupełnie  nieoczekiwane i mnie  zdumiewa? No co, powiedz! To, że za każdym razem jest tak samo cudownie jak za naszym pierwszym, że nadal czuję ten  sam dreszczyk niepewności czy  mnie  zaakceptujesz i tak  samo niesamowicie  mocno cię pożądam. Poza tym jesteśmy niesamowicie dobrani anatomicznie a ty tak cudownie na  mnie reagujesz i natychmiast się uaktywniasz wewnątrz. Nie wiem  zupełnie o czym mówisz, bo zawsze gdy we mnie  wchodzisz  przechodzi  mnie prąd a co jest potem to nie bardzo wiem, poza tym, że jest mi cudownie, od początku do końca. Ale to chyba dobrze, że ci nie  spowszedniałam? 

Nie spowszedniejesz, nie  ma obawy! Kocham cię, kocham  wszystko w tobie- to jak wyglądasz, jak się poruszasz, uwielbiam cię całować, przytulać, pieścić, rozmawiać  z tobą, brać z tobą prysznic, patrzeć na ciebie gdy czytasz coś co cię interesuje, uwielbiam nasze wspólne  ablucje i gdy mi  myjesz głowę i myjesz  delikatnie uszy i wiercisz palcem  w pępku. Ewuś, wszystko co jest z tobą  związane po prostu uwielbiam. I czuję się szczęśliwy, że tak właśnie jest. I jestem  wdzięczny za to, że w pewnym  sensie adoptowałaś Pawła, że stworzyłaś nam obu szczęśliwą rodzinę. A co do  Pawła - zauważyłaś, że  się pogodzili?  

Oczywiście,  zauważyłam i cieszę się  z tego. Wiesz, gdy mi mówił o co się  z nią "pożarł" w pewnym sensie  cieszyłam się z tego, że wyciągnął właściwe  wnioski ze swego niezbyt szczęśliwego dzieciństwa. Wela była oszukiwana przez  swoich w tak zwanej "dobrej wierze", a Harpia oszukiwała go ze  złości na ciebie i on przez to cierpiał, bo bał się cały czas, że go nie  akceptujesz. Chwal go trochę więcej, to mu dobrze  zrobi. To fajny chłopak i tak bardzo, bardzo dużo ma  z ciebie. Po Harpii to ma tylko te brązowe ciapki w oczach. No i starczy- stwierdził Robert - natura  sama  zadbała o to by zło się  nie  powielało.

Sobotę spędzili na zakupach  rodzinnych.Oczywiście  najwięcej rzeczy zakupiono dla Weli i Pawła i przy  tych  zakupach Robert tak  lawirował, by większość z nich sfinansować. Ewa nareszcie  miała dla siebie "kumpelkę" do damskich  zakupów. I chociaż jedna i druga  nie nadużywały kosmetyków, to całkiem  sporo czasu straciły właśnie  przy tych stoiskach. Wpadli na gorącą  czekoladę do Wedla - Wela była tu pierwszy raz i bardzo się jej podobało. W tak zwanym "międzyczasie" Paweł odstał nieco czasu w kolejce do słodyczy i kupił to wszystko, co dziadek i babcia bardzo lubili.

Obkupieni i  zadowoleni wrócili do  domu. Na  niedzielę zaplanowali wyjazd do Ciechocinka - Robert umyślił sobie, że można by  dziadków wysłać na  dwa tygodnie lub dłużej  do Ciechocinka- nie było to daleko od  domu, mogliby  zamieszkać w pobliżu sanatorium dla  "sercowców" i nawet brać udział w zajęciach rekreacyjnych, prowadzonych przez sanatorium.

Ciechocinek przypadł dziadkom do gustu - nie było tu tłumów ludzi tak jak w Kazimierzu  i przed powrotem do Warszawy wpadli do jednego z  domków w pobliżu sanatorium  oraz do recepcji sanatorium. Okazało się, że mogą  mieszkać prywatnie a jeśli będą mieli od swego lekarza  pierwszego kontaktu skierowanie  na  zabiegi w  sanatorium to  bez problemu  mogą z tego korzystać- zabiegi oczywiście będą  na koszt NFZ.  Po wyjściu z recepcji trwała  zawzięta  dyskusja, czy oni mogą w dowolnej chwili pozostawić "biedne  dzieci" bez opieki i w  końcu ustalili termin, w którym mogą tu przyjechać, wrócili do domku, w którym oglądali niecałą godzinę  wcześniej   pokój i zadatkowali  jego wynajem. Jeszcze raz  wdepnęli na recepcję  sanatorium i zgłosili swój termin pobytu.

Babcia miała cały czas wątpliwości, czy Ewa da sobie radę z pracą i prowadzeniem  domu i  w końcu się babci nieco oberwało, bo  zniecierpliwiona  Ewa wypomniała jej, że mamcia nie miała takich obiekcji wydając ja  za mąż za kretyna, który niczego w domu nie potrafił zrobić oprócz bałaganu a na dodatek ją zdradzał. A Robert wszystko potrafi w domu  zrobić a poza tym będą tu jeszcze Wela i Paweł. Więc sobie  wszystkie "biedne  dzieci" poradzą koncertowo. 

Ustalili,  że Robert i Ewa odwiozą  rodziców swoim samochodem i oczywiście  potem po nich przyjadą. W myśli Ewa  dodała- jak nie my to Wela z Pawłem. Dziadek bowiem  stwierdził,  że już nie  czuje się pewnie na  szosie, więc lepiej nie ryzykować. Po mieście jednak jeździ się  dużo wolniej, zwłaszcza, że dziadek jeździ tylko kilkoma trasami, na których nikt nie rozwija obłędnych  szybkości. Na  czas wyjazdu do sanatorium dziadek zostawił Pawłowi dowód rejestracyjny i kluczyki do samochodu by Paweł z niego korzystał. A Ewie szepnął do ucha - jeśli mu się spodoba to będzie nim jeździł stale, mnie już  samochód właściwie  nie jest potrzebny. Jak myślisz, Robert się na to  zgodzi? Tatuniu, to twój samochód, nie Roberta i ty nim rozporządzasz, nie Robert. Myślę, że się zgodzi, ale jak znam Roberta, to przykaże Pawłowi, by zawsze was gdzieś podwiózł jeśli będziecie gdzieś dalej musieli się wybrać. Oni obaj to tacy dobrzy chłopcy! - stwierdził ojciec. Ewa uściskała tatę i już nic nie powiedziała - przecież ona to od  dawna wiedziała.

Na dwa dni przed powrotem dziadków z sanatorium Ewa z Robertem odlecieli  do Paryża, więc po dziadków, samochodem Roberta, pojechał Paweł - sam, bo Wela "miała randkę" ze swoim promotorem.

Robert  miał, zdaniem Ewy poroniony pomysł, żeby do Paryża jechać  samochodem, ale Ewa mu przypomniała, że taka długa podróż wcale jej  może nie wyjść na  zdrowie. A poza tym niewiele po drodze  zobaczą, bo będą głównie jechali autostradami a póki co jazda  autostradą to nic  ciekawego. Co najwyżej zwiedzą po  drodze parkingi.

Paryż zwiedzali głównie samochodem, którym woził ich  po mieście ich jeden z francuskich przyjaciół Roberta. I w Paryżu spotkała Ewę niespodzianka - oglądała "z teatru" operację, którą przeprowadzał Robert. Z tej okazji przydzielono Ewie opiekunkę - młodą lekarkę rodem  z Polski. Po raz pierwszy Ewa zobaczyła zestaw narzędzi do operacji ortopedycznej i pomyślała - noooo, Święta Inkwizycja byłaby wielce dumna z tego zestawu. Oczywiście  zaraz  podzieliła się tą myślą ze swą opiekunką, która się roześmiała. Ale przy tej operacji 95% zestawu nie będzie potrzebne. Wchodząc na salę gdy już pacjent był w pełni gotowy do operacji, Robert popatrzył w okna teatru i posłał Ewie uśmiech - no i dobrze, bo bym ich nie odróżniła w tych roboczych stroitkach. Obaj w takich  samych ubrankach, tego samego wzrostu. "Opiekunka" tłumaczyła Ewie co w  danej chwili robi Robert,  który miał odtworzyć zerwane i mocno  zaniedbane po urazie więzadło krzyżowe przednie pacjenta. Operacja była zupełnie bezkrwawa, no może poza  małym nacięciem, poprzez które Robert pobrał ścięgno, z którego  miał zrobić nowe więzadło pacjentowi a potem wprowadzał artroskop. Był to tak zwany  autoprzeszczep. Ta druga część operacji przebiegała z pomocą  artroskopu i można było śledzić obraz z jego kamery. Ten pacjent był znieczulony ogólnie, ale  "normalnie" to pacjenci dostają znieczulenie podpajęczynówkowe przy tej operacji. Ale dlaczego ten pacjent miał pełną narkozę  opiekunka Ewy nie wiedziała.

Ewa była  z jednej  strony  zachwycona a  z drugiej lekko rozczarowana, bo nie było żadnego  dramatyzmu no i  zdecydowanie  zbyt krótko to trwało. Te operacje, które dotychczas oglądała, trwały naprawdę  długo, były krwawe i czasami były poważne  trudności. Nie mniej  była zachwycona, że widziała swego ukochanego faceta przy operacji. Chyba  niewiele żon chirurgów ogląda  swe drugie połówki przy pracy.

Gdy Ewa wraz ze  swą towarzyszką dotarły do  wejścia do bloku operacyjnego czekała Ewę następna  niespodzianka -w przedsionku czekali na nią francuscy przyjaciele Roberta i oczywiście Robert, który natychmiast ją do siebie  mocno przytulił mówiąc - patrzcie  chłopcy, to moja królowa! Każdy z owych "chłopców" uważał za stosowne objąć "Królową Roberta" i ją ucałować w oba policzki. Najzabawniejsze  w tym wszystkim było to, że ta operacja  była robiona ad hoc, a jako operator  miał być kolega Roberta, który znając "zacięcie  do chirurgii" żony Roberta w ostatniej  chwili wpisał jego jako operatora, tłumacząc Robertowi, że nie jest dziś w pełni  sił by operować i będzie  tylko asystował.

Następnego dnia Ewa znów oglądała Roberta w akcji ale już przy poważnej i dużo dłuższej operacji, przy której Robert bardzo się napracował. Gdy wyszedł z  sali Ewa  już na niego czekała- zmordowany Robert przytulił się do niej i  powiedział- jak dobrze, że byłaś przy mnie i że teraz jesteś. Lubię operować  razem z Jeanem - klnie niczym  szewc, ale jest świetnym  chirurgiem i twierdzi, że Twoja obecność na teatrze dobrze na  mnie  wpływa . Chyba emanujesz jakimiś dobrymi falami mózgowymi, które do mnie  docierają. O czym myślałaś tam na górze? O tym, że cię kocham bezwarunkowo, że jestem z tobą  szczęśliwa i czuję się bezpiecznie. I o tym, że tak sprawnie działasz  przy stole i że widać, że wiesz co masz robić- zero wahania, zero jakiejś niepewności i to jest cudowne. Podziwiam cię, dla mnie jesteś cudownym człowiekiem. 

Ale teraz to jestem  bardzo zmęczonym  człowiekiem, przebiorę  się i pojedziemy do hotelu - muszę odpocząć. W kwadrans później  jechali taksówką do hotelu. W małym sklepie obok hotelu Ewa kupiła małą buteleczkę oliwy  nicejskiej, co bardzo zdziwiło Roberta. Na co ci ta oliwa, skarbie? Przecież tu ona  zawsze stoi na stole w trakcie  posiłku. Zobaczysz, w pokoju ci wytłumaczę.

Pod prysznic  poszli razem, a gdy wyszli spod  niego Ewa położyła na łóżku duży, kąpielowy ręcznik i powiedziała- połóż się na nim na brzuchu i  zamknij oczy. Gdy już leżał częściowo nakryła go szlafrokiem i zaczęła masaż - wpierw wymasowała stopy, potem łydki, uda , cały pas  lędźwiowy,  plecy i tylną  stronę rąk. Masowała tak długo, aż oliwa wniknęła dobrze w  ciało. Ewuś, gdzie się   tego nauczyłaś? Odeszło mi przynajmniej trzy czwarte  zmęczenia! Niesamowite! 

To nie jest  niesamowite, to normalne. Po prostu cię  rozluźniłam. A teraz wskakuj pod kołdrę, podrzemiemy trochę, żeby reszta  zmęczenia odeszła. A z przodu nie  pomasujesz? Nie, bo masz wszak odpocząć. Przodem możemy się  zająć gdy już odpoczniesz. Podrzemiemy, potem pójdziemy na dobrą  kolację, a jeszcze później pospacerujemy brzegiem  Sekwany. A w Warszawie po każdym dniu operacyjnym będziesz  miał obowiązkowo robiony masaż. Jeżeli przez ciebie, to się  zgadzam. Nie , nie przeze mnie, przez  fachowca, mam namiary. Będzie przyjeżdżał do nas do domu. To jakiś kuzyn Zigi i mieszka na Wilanowie II, więc blisko nas, dojdzie nawet piechotą.

Nie poszli na  kolację,  nie poszli pospacerować  bulwarami nad Sekwaną. Spali spokojnie  aż do rana.W tym  dniu Robert był w  szpitalu krótko, zebrał tylko  dane od następnego pacjenta, wynajął  samochód i pojechali pozwiedzać nieco Paryż. 

"Teatr" nagle  stał się bardzo często odwiedzanym miejscem i ilekroć  była tam  Ewa (a obejrzała  wszystkie operacje, które  robił Robert) było tam dość  tłoczno i Ewa  ze zdziwieniem  stwierdziła, że niektórzy się jej  badawczo przyglądają, niektórzy się  z nią witali  i mówili jak  bardzo się  cieszą, że znów widzą Roberta i że jest on  bardzo  szczęśliwy i miło widzieć tak radosnego Roberta.

Robert przedstawił ją wielu osobom, w  tym kilku profesorom mocno już  leciwym, swym mentorom w  czasie gdy pracował w  tym  szpitalu. Gdy Ewa wyraziła  mu swe zdziwienie, że  budzi  swą osobą taką  sensację to jej  wyjaśnił - jesteś  dziecinko pierwszą osobą spoza tego  zawodu, która z takim  zamiłowaniem, bez omdlenia ogląda operacje. Ojej, to ich  chyba  zawiodłam, bo ani razu nie  zemdlałam a nie  nie uciekłam  z krzykiem-  śmiała się Ewa. Nie, to nie tak, oni się  raczej  dziwią, że nie jesteś przynajmniej pielęgniarką. W głowach im się nie mieści, że pani architekt ogląda operacje  a nie budowle Paryża.

                                                                  c.d.n.