Tego wieczoru, już w sypialni, Robert powiedział - wystawiłaś mi, moja cudna, przepiękną laurkę, ale nie wiem wcale , czy na nią zasługuję. Po prostu nie potrafię już funkcjonować bez ciebie i wszystko co robię jest o to właśnie oparte.
Wsiadam rano do samochodu i zaraz zaczynam obliczać ile godzin minie nim znów będę cię miał w zasięgu wzroku i ręki. To chyba nie jest normalne u faceta, który już ma ukończone 50 lat, czyli więcej niż połowę życia za sobą. Podglądam cię czasami w nocy, gdy śpisz i rozczula mnie twój widok pogrążonej we śnie i próbuję odgadnąć o czym śnisz.
Wymówiłem się już od kilku wyjazdów zagranicznych, bo wiedziałem, że masz pilną pracę i nie pojedziesz ze mną. Ewuś, ty jesteś całym moim światem. Mam zaproszenie do Francji na dwa tygodnie, do kliniki, w której już kiedyś byłem. Ale jeśli ty nie będziesz mogła w tym czasie pojechać to ja odmówię przyjazdu, to nie żart! Ewa wpatrywała się w niego i coraz mocniej się przytulała. Pojadę z tobą, przecież i tak głównie pracuję w domu, a poza domem wtedy, gdy ciebie w domu nie ma. Projekt wszak powstaje w mojej głowie, mogę go zapisać gdziekolwiek jestem, obliczenia też przecież robię zdalnie. A teraz, w dobie komputerów nie ma problemu z komunikacją- zawsze mogę się porozumieć z Zigi lub z inwestorem. Tylko będę musiała sobie kupić nieco mniejszego laptopa, ten jest ciężki.
Ja też nie potrafię dobrze funkcjonować gdy cię nie ma w pobliżu. I dobrze, że oboje jesteśmy tak jakoś od siebie uzależnieni i że zdajemy sobie sprawę z tego. Gdy miałeś nocne dyżury to brałam wieczorem tabletkę nasenną, bo nie mogłam bez ciebie zasnąć.
Nie bierz ich Ewuś, to trucizna. Zresztą już nie będę miał na razie nocnych dyżurów, wziąłem 12-godzinne soboty lub niedziele, bo wtedy zawsze mogę cię ściągnąć do siebie do kliniki. A to tak wolno? -zdziwiła się Ewa. Jesteś moją żoną, więc mogę cię gościć w moim służbowym pokoju, mogę cię wziąć do naszej kantyny, możemy posiedzieć w dowolnym miejscu ogólnie dostępnym w naszym szpitalu- jeden warunek - pielęgniarka dyżurna musi wiedzieć gdzie będzie mogła mnie znaleźć. No i muszę mieć przy sobie komórkę. Na połączenia służbowe mam oddzielną kartę.
A wiesz Ewuś co jest w tym wszystkim cudowne i dla mnie zupełnie nieoczekiwane i mnie zdumiewa? No co, powiedz! To, że za każdym razem jest tak samo cudownie jak za naszym pierwszym, że nadal czuję ten sam dreszczyk niepewności czy mnie zaakceptujesz i tak samo niesamowicie mocno cię pożądam. Poza tym jesteśmy niesamowicie dobrani anatomicznie a ty tak cudownie na mnie reagujesz i natychmiast się uaktywniasz wewnątrz. Nie wiem zupełnie o czym mówisz, bo zawsze gdy we mnie wchodzisz przechodzi mnie prąd a co jest potem to nie bardzo wiem, poza tym, że jest mi cudownie, od początku do końca. Ale to chyba dobrze, że ci nie spowszedniałam?
Nie spowszedniejesz, nie ma obawy! Kocham cię, kocham wszystko w tobie- to jak wyglądasz, jak się poruszasz, uwielbiam cię całować, przytulać, pieścić, rozmawiać z tobą, brać z tobą prysznic, patrzeć na ciebie gdy czytasz coś co cię interesuje, uwielbiam nasze wspólne ablucje i gdy mi myjesz głowę i myjesz delikatnie uszy i wiercisz palcem w pępku. Ewuś, wszystko co jest z tobą związane po prostu uwielbiam. I czuję się szczęśliwy, że tak właśnie jest. I jestem wdzięczny za to, że w pewnym sensie adoptowałaś Pawła, że stworzyłaś nam obu szczęśliwą rodzinę. A co do Pawła - zauważyłaś, że się pogodzili?
Oczywiście, zauważyłam i cieszę się z tego. Wiesz, gdy mi mówił o co się z nią "pożarł" w pewnym sensie cieszyłam się z tego, że wyciągnął właściwe wnioski ze swego niezbyt szczęśliwego dzieciństwa. Wela była oszukiwana przez swoich w tak zwanej "dobrej wierze", a Harpia oszukiwała go ze złości na ciebie i on przez to cierpiał, bo bał się cały czas, że go nie akceptujesz. Chwal go trochę więcej, to mu dobrze zrobi. To fajny chłopak i tak bardzo, bardzo dużo ma z ciebie. Po Harpii to ma tylko te brązowe ciapki w oczach. No i starczy- stwierdził Robert - natura sama zadbała o to by zło się nie powielało.
Sobotę spędzili na zakupach rodzinnych.Oczywiście najwięcej rzeczy zakupiono dla Weli i Pawła i przy tych zakupach Robert tak lawirował, by większość z nich sfinansować. Ewa nareszcie miała dla siebie "kumpelkę" do damskich zakupów. I chociaż jedna i druga nie nadużywały kosmetyków, to całkiem sporo czasu straciły właśnie przy tych stoiskach. Wpadli na gorącą czekoladę do Wedla - Wela była tu pierwszy raz i bardzo się jej podobało. W tak zwanym "międzyczasie" Paweł odstał nieco czasu w kolejce do słodyczy i kupił to wszystko, co dziadek i babcia bardzo lubili.
Obkupieni i zadowoleni wrócili do domu. Na niedzielę zaplanowali wyjazd do Ciechocinka - Robert umyślił sobie, że można by dziadków wysłać na dwa tygodnie lub dłużej do Ciechocinka- nie było to daleko od domu, mogliby zamieszkać w pobliżu sanatorium dla "sercowców" i nawet brać udział w zajęciach rekreacyjnych, prowadzonych przez sanatorium.
Ciechocinek przypadł dziadkom do gustu - nie było tu tłumów ludzi tak jak w Kazimierzu i przed powrotem do Warszawy wpadli do jednego z domków w pobliżu sanatorium oraz do recepcji sanatorium. Okazało się, że mogą mieszkać prywatnie a jeśli będą mieli od swego lekarza pierwszego kontaktu skierowanie na zabiegi w sanatorium to bez problemu mogą z tego korzystać- zabiegi oczywiście będą na koszt NFZ. Po wyjściu z recepcji trwała zawzięta dyskusja, czy oni mogą w dowolnej chwili pozostawić "biedne dzieci" bez opieki i w końcu ustalili termin, w którym mogą tu przyjechać, wrócili do domku, w którym oglądali niecałą godzinę wcześniej pokój i zadatkowali jego wynajem. Jeszcze raz wdepnęli na recepcję sanatorium i zgłosili swój termin pobytu.
Babcia miała cały czas wątpliwości, czy Ewa da sobie radę z pracą i prowadzeniem domu i w końcu się babci nieco oberwało, bo zniecierpliwiona Ewa wypomniała jej, że mamcia nie miała takich obiekcji wydając ja za mąż za kretyna, który niczego w domu nie potrafił zrobić oprócz bałaganu a na dodatek ją zdradzał. A Robert wszystko potrafi w domu zrobić a poza tym będą tu jeszcze Wela i Paweł. Więc sobie wszystkie "biedne dzieci" poradzą koncertowo.
Ustalili, że Robert i Ewa odwiozą rodziców swoim samochodem i oczywiście potem po nich przyjadą. W myśli Ewa dodała- jak nie my to Wela z Pawłem. Dziadek bowiem stwierdził, że już nie czuje się pewnie na szosie, więc lepiej nie ryzykować. Po mieście jednak jeździ się dużo wolniej, zwłaszcza, że dziadek jeździ tylko kilkoma trasami, na których nikt nie rozwija obłędnych szybkości. Na czas wyjazdu do sanatorium dziadek zostawił Pawłowi dowód rejestracyjny i kluczyki do samochodu by Paweł z niego korzystał. A Ewie szepnął do ucha - jeśli mu się spodoba to będzie nim jeździł stale, mnie już samochód właściwie nie jest potrzebny. Jak myślisz, Robert się na to zgodzi? Tatuniu, to twój samochód, nie Roberta i ty nim rozporządzasz, nie Robert. Myślę, że się zgodzi, ale jak znam Roberta, to przykaże Pawłowi, by zawsze was gdzieś podwiózł jeśli będziecie gdzieś dalej musieli się wybrać. Oni obaj to tacy dobrzy chłopcy! - stwierdził ojciec. Ewa uściskała tatę i już nic nie powiedziała - przecież ona to od dawna wiedziała.
Na dwa dni przed powrotem dziadków z sanatorium Ewa z Robertem odlecieli do Paryża, więc po dziadków, samochodem Roberta, pojechał Paweł - sam, bo Wela "miała randkę" ze swoim promotorem.
Robert miał, zdaniem Ewy poroniony pomysł, żeby do Paryża jechać samochodem, ale Ewa mu przypomniała, że taka długa podróż wcale jej może nie wyjść na zdrowie. A poza tym niewiele po drodze zobaczą, bo będą głównie jechali autostradami a póki co jazda autostradą to nic ciekawego. Co najwyżej zwiedzą po drodze parkingi.
Paryż zwiedzali głównie samochodem, którym woził ich po mieście ich jeden z francuskich przyjaciół Roberta. I w Paryżu spotkała Ewę niespodzianka - oglądała "z teatru" operację, którą przeprowadzał Robert. Z tej okazji przydzielono Ewie opiekunkę - młodą lekarkę rodem z Polski. Po raz pierwszy Ewa zobaczyła zestaw narzędzi do operacji ortopedycznej i pomyślała - noooo, Święta Inkwizycja byłaby wielce dumna z tego zestawu. Oczywiście zaraz podzieliła się tą myślą ze swą opiekunką, która się roześmiała. Ale przy tej operacji 95% zestawu nie będzie potrzebne. Wchodząc na salę gdy już pacjent był w pełni gotowy do operacji, Robert popatrzył w okna teatru i posłał Ewie uśmiech - no i dobrze, bo bym ich nie odróżniła w tych roboczych stroitkach. Obaj w takich samych ubrankach, tego samego wzrostu. "Opiekunka" tłumaczyła Ewie co w danej chwili robi Robert, który miał odtworzyć zerwane i mocno zaniedbane po urazie więzadło krzyżowe przednie pacjenta. Operacja była zupełnie bezkrwawa, no może poza małym nacięciem, poprzez które Robert pobrał ścięgno, z którego miał zrobić nowe więzadło pacjentowi a potem wprowadzał artroskop. Był to tak zwany autoprzeszczep. Ta druga część operacji przebiegała z pomocą artroskopu i można było śledzić obraz z jego kamery. Ten pacjent był znieczulony ogólnie, ale "normalnie" to pacjenci dostają znieczulenie podpajęczynówkowe przy tej operacji. Ale dlaczego ten pacjent miał pełną narkozę opiekunka Ewy nie wiedziała.
Ewa była z jednej strony zachwycona a z drugiej lekko rozczarowana, bo nie było żadnego dramatyzmu no i zdecydowanie zbyt krótko to trwało. Te operacje, które dotychczas oglądała, trwały naprawdę długo, były krwawe i czasami były poważne trudności. Nie mniej była zachwycona, że widziała swego ukochanego faceta przy operacji. Chyba niewiele żon chirurgów ogląda swe drugie połówki przy pracy.
Gdy Ewa wraz ze swą towarzyszką dotarły do wejścia do bloku operacyjnego czekała Ewę następna niespodzianka -w przedsionku czekali na nią francuscy przyjaciele Roberta i oczywiście Robert, który natychmiast ją do siebie mocno przytulił mówiąc - patrzcie chłopcy, to moja królowa! Każdy z owych "chłopców" uważał za stosowne objąć "Królową Roberta" i ją ucałować w oba policzki. Najzabawniejsze w tym wszystkim było to, że ta operacja była robiona ad hoc, a jako operator miał być kolega Roberta, który znając "zacięcie do chirurgii" żony Roberta w ostatniej chwili wpisał jego jako operatora, tłumacząc Robertowi, że nie jest dziś w pełni sił by operować i będzie tylko asystował.
Następnego dnia Ewa znów oglądała Roberta w akcji ale już przy poważnej i dużo dłuższej operacji, przy której Robert bardzo się napracował. Gdy wyszedł z sali Ewa już na niego czekała- zmordowany Robert przytulił się do niej i powiedział- jak dobrze, że byłaś przy mnie i że teraz jesteś. Lubię operować razem z Jeanem - klnie niczym szewc, ale jest świetnym chirurgiem i twierdzi, że Twoja obecność na teatrze dobrze na mnie wpływa . Chyba emanujesz jakimiś dobrymi falami mózgowymi, które do mnie docierają. O czym myślałaś tam na górze? O tym, że cię kocham bezwarunkowo, że jestem z tobą szczęśliwa i czuję się bezpiecznie. I o tym, że tak sprawnie działasz przy stole i że widać, że wiesz co masz robić- zero wahania, zero jakiejś niepewności i to jest cudowne. Podziwiam cię, dla mnie jesteś cudownym człowiekiem.
Ale teraz to jestem bardzo zmęczonym człowiekiem, przebiorę się i pojedziemy do hotelu - muszę odpocząć. W kwadrans później jechali taksówką do hotelu. W małym sklepie obok hotelu Ewa kupiła małą buteleczkę oliwy nicejskiej, co bardzo zdziwiło Roberta. Na co ci ta oliwa, skarbie? Przecież tu ona zawsze stoi na stole w trakcie posiłku. Zobaczysz, w pokoju ci wytłumaczę.
Pod prysznic poszli razem, a gdy wyszli spod niego Ewa położyła na łóżku duży, kąpielowy ręcznik i powiedziała- połóż się na nim na brzuchu i zamknij oczy. Gdy już leżał częściowo nakryła go szlafrokiem i zaczęła masaż - wpierw wymasowała stopy, potem łydki, uda , cały pas lędźwiowy, plecy i tylną stronę rąk. Masowała tak długo, aż oliwa wniknęła dobrze w ciało. Ewuś, gdzie się tego nauczyłaś? Odeszło mi przynajmniej trzy czwarte zmęczenia! Niesamowite!
To nie jest niesamowite, to normalne. Po prostu cię rozluźniłam. A teraz wskakuj pod kołdrę, podrzemiemy trochę, żeby reszta zmęczenia odeszła. A z przodu nie pomasujesz? Nie, bo masz wszak odpocząć. Przodem możemy się zająć gdy już odpoczniesz. Podrzemiemy, potem pójdziemy na dobrą kolację, a jeszcze później pospacerujemy brzegiem Sekwany. A w Warszawie po każdym dniu operacyjnym będziesz miał obowiązkowo robiony masaż. Jeżeli przez ciebie, to się zgadzam. Nie , nie przeze mnie, przez fachowca, mam namiary. Będzie przyjeżdżał do nas do domu. To jakiś kuzyn Zigi i mieszka na Wilanowie II, więc blisko nas, dojdzie nawet piechotą.
Nie poszli na kolację, nie poszli pospacerować bulwarami nad Sekwaną. Spali spokojnie aż do rana.W tym dniu Robert był w szpitalu krótko, zebrał tylko dane od następnego pacjenta, wynajął samochód i pojechali pozwiedzać nieco Paryż.
"Teatr" nagle stał się bardzo często odwiedzanym miejscem i ilekroć była tam Ewa (a obejrzała wszystkie operacje, które robił Robert) było tam dość tłoczno i Ewa ze zdziwieniem stwierdziła, że niektórzy się jej badawczo przyglądają, niektórzy się z nią witali i mówili jak bardzo się cieszą, że znów widzą Roberta i że jest on bardzo szczęśliwy i miło widzieć tak radosnego Roberta.
Robert przedstawił ją wielu osobom, w tym kilku profesorom mocno już leciwym, swym mentorom w czasie gdy pracował w tym szpitalu. Gdy Ewa wyraziła mu swe zdziwienie, że budzi swą osobą taką sensację to jej wyjaśnił - jesteś dziecinko pierwszą osobą spoza tego zawodu, która z takim zamiłowaniem, bez omdlenia ogląda operacje. Ojej, to ich chyba zawiodłam, bo ani razu nie zemdlałam a nie nie uciekłam z krzykiem- śmiała się Ewa. Nie, to nie tak, oni się raczej dziwią, że nie jesteś przynajmniej pielęgniarką. W głowach im się nie mieści, że pani architekt ogląda operacje a nie budowle Paryża.
c.d.n.