sobota, 12 lutego 2022

Ryzykantka -10

Po pierwszym tygodniu rehabilitacji Ewa  miała wszystkiego serdecznie dość. Przyjeżdżała na godzinę dziewiątą rano, ostatni zabieg, czyli ćwiczenia w  basenie kończyła około 15,30. Do samochodu wsiadała tuż przed szesnastą. Była potwornie  zmęczona i obolała.Cieszyła się, że przed rozpoczęciem rehabilitacji przygotowała posiłki na dwa tygodnie. Wychodząc  rano z domu część produktów  wyjmowała z zamrażarki i zostawiała w szufladzie lodówki a część na wierzchu, bez lodówki. Robert jadł lunche w szpitalnej kantynie, wieczorne obiado- kolacje z reguły on przygotowywał. Zakupy uzupełniające też leżały w  jego gestii. Ewa po prostu tylko zostawiała mu wykaz co powinien dokupić i w jakiej ilości, bo  miał tendencje do robienia  zakupów hurtowych.  

Ślub był wyznaczony w dwa tygodnie po zakończeniu rehabilitacji. Sprawę obiadu po  ślubie wzięła w swe ręce Alina. Ewa  nie  mogła się oprzeć wrażeniu, że Alina "spiskuje" z Robertem, ale podpytywanie Roberta nie dało żadnego rezultatu. Za każdym razem Ewa słyszała- "kochanie  moje, skoro zleciłaś sprawę Alinie, to ona  nad wszystkim czuwa. Ja się do waszych  babskich  spraw  nie mieszam." Za to każdego wieczoru wypytywał jak szły jej ćwiczenia, delikatnie  masował wszystkie  bolesne punkty, chwalił, że taka dzielna  z niej dziewczyna, pieścił, tulił i mówił masę  miłych słów.

Dobrze, że szef Ewy był niemal całkiem  łysy, bo na wieść, że Ewy nie będzie w biurze jeszcze ponad  miesiąc, stwierdził, że nie pozostaje  mu nic innego  niż włosy z głowy rwać. Słysząc to Ewa spokojniutko powiedziała- niewiele się przy tym namęczysz, wiele ci tych włosów  nie  zostało. Przecież ci obiecałam, że trochę w domu popracuję. Na projekcie  nie jest  napisane czy był wykonywany w czasie  mojego zwolnienia czy wcześniej, czy  może później. Datę  wstawimy taką, żeby wszystko pasowało. Nie histeryzuj. A skoro ci powiedziałam co i ile zrobię to tak będzie. Tylko będziesz  musiał do mnie wpaść i odebrać to co wymodzę. W ramach rekompensaty, za  fatygę, będziesz  miał niespodziankę. Jaką niespodziankę- dopytywał się. Przyjedziesz- zobaczysz. Przecież jeśli ci teraz powiem to nie będzie już niespodzianki, rozumiesz? No powiedz,  pewnie kupiłaś sobie  psa, zgadłem? W  pewnym sensie  trafiłeś.  A co masz na myśli, mówiąc, że w pewnym sensie? Nie nudź, szkoda czasu, muszę już jechać do  domu. To gdzie ty do jasnej cholery jesteś? W obozie koncentracyjnym. Przeczytaj sobie  na moim  zwolnieniu. Ewa, masz bardzo dziwne poczucie  humoru. Może, ale to od ciebie  się tym zaraziłam,gdy  mnie  całowałeś w Nowy Rok  składając mi życzenia. Pa, trzymaj się!  

Z szefem  znali się jeszcze z czasów studenckich, bardzo się lubili i cenili, a razem pracowali już niemal 10 lat. Był od  niej  ze 3 lata starszy, ale tak dokładnie  studiował, że dyplom robił tylko rok wcześniej niż ona. Rozmowa toczyła się gdy Ewa dopiero zaczynała rehabilitację. Pomimo trudów rehabilitacji ukończyła już jeden  projekt i jeszcze przed ślubem chciała go oddać do firmy.

Mamcia  ze dwa razy  nieśmiało zapytała  Ewę, czy już kupiła sobie sukienkę do ślubu. Bo ona była któregoś dnia w  Piasecznie i tam , blisko tego wielkiego marketu, widziała sklep z bardzo ładnymi sukniami ślubnymi. Powstrzymując się od złośliwości Ewa  wytłumaczyła mamci, że suknia ślubna nie pasuje do urzędu stanu cywilnego, a jej ślub właśnie będzie w takim urzędzie a nie w kościele. Jeden już  miała w kościele i jak mamcia wie, to źle się to skończyło. To w czym,  biedactwo, wystąpisz w takim razie? Mamciu, w zwykłej sukience albo w  kostiumie. Tak ubogo to będzie wyglądało- dalej już Ewa przerwała rozmowę, mówiąc, że musi natychmiast wyjść z domu, po czym pomaszerowała na  następny zabieg. 

Mamcia  miała zaledwie 60 lat, ale chwilami jakoś umykała jej otaczająca ją rzeczywistość. Ewie udało się zapisać mamę na koniec października do przychodni zajmującej się chorobą Alzheimera. Czytała, że wczesne rozpoznanie choroby jest bardzo ważne i można wtedy lekami  spowolnić jej postęp.

Do ślubu Ewa zamierzała pójść w spodnium. Miała dwa komplety -ciemnofioletowy, w którym bardzo się Robertowi podobała i jasno szmaragdowy, z którego jakby  nieco wyrosła - po prostu nieco zbiegł się w pralni. Dziwne o tyle, że  nie była to wełna. No bo oczywiście  nie dopuszczała do siebie  myśli, że może po prostu nieco utyła. Zmierzyła obydwa, sprawdzając oczywiście w obu rozmiar - na obu metkach rozmiar   był ten sam, więc może rzeczywiście  pralnia nawaliła. Może prasowali w zbyt wysokiej temperaturze? Żałowała, że nie  zmierzyła od razu po przyniesieniu do domu, tylko w kilka miesięcy później.  

Wpierw założyła spodnie - nie były za  ciasne ani w talii ani w biodrach. Założyła czym prędzej żakiet - leżał jak marzenie. Ojejku- ucieszyła się- schudłam od tych wszystkich  zabiegów.

Czyli będzie  miała w czym brać  ślub za blisko trzy tygodnie. Ale i tak postanowiła, że pokaże się Robertowi w obu kreacjach i niech on wybierze, w czym  ona ma wystąpić. Jak na  zawołanie usłyszała zgrzytanie  klucza w zamku i do mieszkania wszedł Robert.

Wyszła do przedpokoju prosto w jego objęcia.  Oooo, a dokąd to się moje kochanie wybiera w tak eleganckim stroju?- zapytał. Na ślub z tobą. Postanowiłam, że pójdę w jednym z tych spodniumów- albo w tym, albo w tym ciemnym  fioletowym.  

No wiesz, w obu wyglądasz  bajecznie, ale ten chyba jest lepszy kolorystycznie jak na ślub. No i będzie  chyba mniej kontrastowy do twego popielatego garnituru- dodała Ewa. No to idę się rozebrać. 

Zaczekaj  moment, pomogę ci się rozebrać, tylko wrzucę coś do zamrażarki. Lody kupiłem po drodze. Coś mi się zdaje, że ty kochany  niedługo zmienisz  zawód - nabrałeś niebywałej wprawy w rozbieraniu i ubieraniu mnie. Czekaj, weźmiemy też ten drugi komplet, trzeba je obydwa odwiesić  w szafie. Jeszcze trzy dni i koniec zabiegów! Potem mam jeszcze 2 tygodnie luzu- zwolnienie po rehabilitacji by kości pozbierać w jedno  miejsce.

Chyba  musimy dostawić drugą część szafy w sypialni. To my mamy jeszcze kawałek szafy? A gdzie? A w piwnicy, w firmowym opakowaniu. Zadzwonię do fachmana i skręci ją nam w sobotę. Przecież mógłbym sam to zrobić. Nie  kochanie, twoje  ręce są  zbyt cenne, nie  można ich niszczyć takimi pracami. Nie wygłupiaj się, mogę to sam zrobić. Nie zgadzam się - facet to zrobi w pół godziny, sam wytarga to z piwnicy, przyniesie  swoje narzędzia, załapie stówkę i będzie  szczęśliwy. I jeszcze  sam po sobie posprząta. 

My to zejdziemy do piwnicy, żeby zobaczyć co tam jeszcze jest z części meblowych- tata  mi wszystko pięknie tam poustawiał i popakował i na opakowaniach napisał co jest w środku. Przecież nim się gdziekolwiek przeprowadzimy to musimy tu trochę się  "domeblować".  Co myślisz o tym, żeby przynieść drugi materac i wtedy  będziemy mieć sypialnię a ten pokój będzie bardziej cywilizowany. Tu można by ustawić biurko,żebyś w razie czego miał gdzie się rozłożyć ze swoimi materiałami. Nie sądzę by było tak, że nagle oboje  będziemy potrzebować biurka. Wejdą tu jeszcze  dwa regały,a w piwnicy są  dwa na pewno, a może nawet trzy. I są na pewno jakieś szafki kuchenne. Ja byłam tak wnerwiona tym rozwodem, że nie chciało mi się nawet myśleć  o meblowaniu. I musi też tam być jeszcze jedna szafka łazienkowa. Chodź kochany do sypialni, zobaczymy to łóżko zrobione na podwójne. Ale nie  zapominaj, moja słodka, że my się nawet na pojedynczym na pewno zmieścimy. Tak, wiem, ale czasem trzeba poleżeć obok siebie.

A wiesz nad czym się zastanawiałam? Powiedz, nie zgadnę. Żeby ten większy pokój zrobić  jako sypialnię a tamten jako dzienny. Chodź, wypróbujesz  tamto łóżko. Bo żeby było bardziej głupio, to ten pokój jest cichszy, bo jest od tak zwanego podwórka, a tamten od ulicy, którą się włóczą  samochody i łażą  ludzie. Chodź, przymierzymy się do tamtego łóżka. Materac możemy z piwnicy przynieść dziś, rozpakować go żeby się przez noc  napowietrzył, jeżeli nadal  tam  będzie  sypialnia. Jeśli zmieniamy te pokoje, to fachman nam zorganizuje  ekipę do przesunięcia  rzeczy.

W czasie kolacji Robert powiedział, że w poniedziałek będą mogli obejrzeć to mieszkanie w Miasteczku Wilanów. I jeżeli będzie się ono podobało Ewie, to przeczekają w tym  mieszkaniu aż do chwili, gdy będą  mogli tam  zamieszkać. Wg  Spółdzielni od 1 stycznia  blok będzie  zasiedlany. A jeżeli im, a głównie Ewie się nie spodoba, to będą szukać gdzie indziej mieszkania. 

Ale drugą szafę i tak można zmontować. A co do łóżka - naprawdę wolałby żeby to nie była IKEA, bo przecież te  deseczki w szybkim tempie się rozlecą.  Kwestię  finansową ujął krótko - Ewa to się co najwyżej może dokładać, skoro uważa, że  jej bardzo zdrowa żywność jest tak bardzo droga. Bo może i Ewa ma drogą tę żywność, ale strasznie mało je. Zabezpieczeniem finansowym będzie też dla  nich ziemia, którą pokazała Ewie  Alina. 

Zaraz po ślubie  zrobią notarialnie rozdzielność majątkową i zaraz po tym akcie notarialnym Robert  zrobi dla niej  darowiznę. W kilka miesięcy później umorzą rozdzielność majątkową. A ten zabieg jest dlatego, że chce by w razie  jego śmierci Ewa była zabezpieczona  finansowo i żeby nie  musiała się tą ziemią dzielić z jego synem. On synowi zapisze notarialnie kawalerkę w spadku. Nie wie co Ewa  chce zrobić z tym  mieszkaniem,  w którym teraz są - on się zgodzi na wszystko co ona o tym postanowi.  

 Ewa  milczała dłuższą chwilę. Wiesz co, to może zamienimy się mieszkaniami i młodemu zapiszesz wtedy te dwa pokoje z kuchnią. Bo jakby na to nie  spojrzeć to jest przecież twój syn. To nie jego wina, że wy się rozeszliście i że jego matka  jest taka  a nie inna. A tamto  mieszkanie będzie się  wynajmowało i to bez trudu, bo jest w śródmieściu.  Przemyśl to, a może i z Aliną omów, ona cię kocha a poza tym  to mądra osoba. 

Wiem, że nam pieniędzy  nie zabraknie, bo jak na razie to oboje  nieźle  zarabiamy. Tyle tylko, że ty masz znacznie  trudniejszą , cięższą, bardziej wyczerpującą pracę.  Chciałabym byś brał jak najmniej dyżurów, żebyś mógł więcej odpoczywać bo, nie  wiem czemu, ale już nie będziemy młodnieć. Alina  wspominała, że Akademia  Medyczna chciała byś dawał wykłady - wydaje  mi się, że masz naprawdę dużo do przekazania młodym, którzy wybrali medycynę. Odmówiłeś, twierdząc, że jeszcze jesteś za młody. Ale teraz to się  z tymi młodymi dogadasz, a  za 10 lat najpewniej już nie.

Nie strasz mnie, R. ma teraz prawie 60 lat. Ale on się  źle prowadził, pił, palił- no tyle tylko, że chyba mało z wdzięków kobiet korzystał. Palenie to jakoś szybko rzucił, coś mu bardzo szkodziło, po 3 papierosach przestawał mówić. Tak naprawdę to jest alkoholikiem, tak zwanym niepijącym alkoholikiem. Bardzo się pilnuje by przypadkiem  się nie skusić. On mnie wielu rzeczy  nauczył, właściwie  zmusił do tego doktoratu. Jemu też nie wyszło życie osobiste.  I to właśnie przez alkohol.To co kiedyś powiedziałaś o chirurgach to prawda. To zawód,  w którym  cały czas jest się pod presją. Bo życie  ludzkie jest kruche. Odkąd jesteś ze mną stałem się spokojniejszy. Gdy operowaliśmy babcię co chwilę powtarzałem sobie- "Ewa we mnie wierzy". Byłem wręcz przerażony, bo cały czas miałem wrażenie,  że te kosteczki rozlecą mi się w palcach.  Powiedziałem jej rodzinie, żeby zasięgnęli opinii w przychodni medycyny naturalnej co mogą babci zlecić, by się te  kosteczki lepiej goiły. Babcia jest w domu i poją ją wyciągiem ze skrzypu polnego. Powiedzieli rodzinie, że gdyby babcia była młodsza to zaleciliby lek zrobiony z kości młodych cieląt. Znam go- powoduje niestety silne zaparcia, ale  faktycznie pomaga. I nie podaje się go  takim słabowinkom.

R. powiedział mi, że mam szczęście, że mnie  zechciałaś i że jesteś okropną ryzykantką wychodząc za mnie.Wcale  nie chciałem go na świadka, ale sam się na to miejsce  wprosił. On jest chyba  bardzo samotny i pomyślałem, że może potrzebna  mu jest do trwania przy życiu świadomość, że może się jeszcze komuś na coś się przydać. Bo nawet największe oddanie  się pracy nie zastąpi nam czyjegoś uczucia.

Ewa przytuliła się do Roberta - każdy związek jest ryzykiem, jesteśmy tylko ludźmi, zmieniamy się często  nie zdając sobie  z tego sprawy. Kocham cię ogromnie i nie sądzę bym była ryzykantką. Będę zawsze dbała o to, by nam obojgu było razem dobrze.

                                                                     c.d.n.





 

Ryzykantka - 9

 Weekend, w pewnym sensie upłynął pod hasłem "przedstawiamy sobie  wzajemnie swoje rodziny". Sobotnie popołudnie spędzili u rodziców Ewy.  Mamcia wpatrywała się w Roberta  niczym w  cudotwórcę  i wyraźnie usiłowała trafić  do jego serca przez  żołądek. Stół wyglądał niczym  gablota w dobrej cukierni. Oczywiście sporą część mamcinych wypieków  musieli wziąć ze sobą do  domu. Mamcia dość gładko przełknęła fakt, że ten ślub to będzie tylko i wyłącznie podpisanie  dokumentów i żadnego wesela nie będzie. 

Gdy wrócili do domu Robert powiedział - wiesz kochanie, skoro nam tak dobrze poszło z twoimi rodzicami, to jeśli nie masz nic przeciwko temu- zaraz wykonam telefon do siostry i przedstawię ci ją jutro o ile nie jadą oni jutro do rodziców Franka. Alina  bardzo kocha swoich teściów, którzy bardzo im pomogli gdy Alina  "nabawiła się bliźniaków". Odkąd tylko bliźniaki zaczęły chodzić na własnych nogach  regularnie  zabierali je  na miesiąc lub dwa wakacji, twierdząc, że  matka to też człowiek i musi odpocząć również od własnych dzieci. Alina jest ode mnie 2 lata starsza i wiem, że bardzo cię polubi. Przez całe  nasze dorosłe życie tylko raz się z nią pokłóciłem - oczywiście z tego powodu, że posłuchałem mego ojca i ożeniłem się  z Harpią. Ojciec twierdził, że powinienem ponieść konsekwencje  swego czynu i że nie  mam prawa skazywać swego (w połowie)  dziecka na etykietkę dziecka nieślubnego. Bo w naszym kraju taka etykietka wlecze się za  niewinnym  niczego dzieckiem przez całe jego życie. Alina była zdania, że kobieta nie powinna być bezwolnym  workiem i powinna sama świadomie zadbać o to by nie "wyprodukować"  nieślubnego dziecka wiedząc w jakich realiach żyje. Nie przepada za moim synem, twierdząc, że  biedne dziecko po swoim ojcu odziedziczyło urodę a charakter niestety po  swojej mamusi. 

Ale  mnie się twoja  uroda podoba - przerwała mu  Ewa - a charakter to wynik tego, że był większość swego życia z matką. Nawet nasze wrodzone cechy ulegają zmianie pod wpływem otaczających nas stale osób. A dla każdego dziecka rodzice są wzorem do naśladowania. Widać to zwłaszcza  gdy dzieci się bawią "w dom". Masz wtedy obraz tego jak wyglądają na co dzień układy rodzinne tych dzieciaków. Mam koleżankę, która jest przedszkolanką - zawsze na początku roku prowokuje  dzieci do zabawy w dom - wtedy wie jakie problemy wychowawcze ją czekają. No to dzwoń do Aliny, czuję, że się polubimy.

W niedzielę wylądowali u siostry Roberta, w Legionowie. Bliźniaków nie było w domu co Robert określił, że to dobrze, bo to klony jednojajowe i on nie może ich odróżnić.  A gdy są obok siebie to on ma wrażenie, że ma omamy wzrokowe i czuje  od razu potrzebę wybrania się do okulisty, bo widzi podwójnie. Tak jak podejrzewał Robert, panie  bardzo przypadły sobie  do gustu. Po 20 minutach szwagrowie spojrzeli na siebie i stwierdzili - chodź stary na spacer, jesteśmy tu zupełnie  niepotrzebni.

Alina stwierdziła, że chociaż Robert nie opowiadał jej jeszcze  o Ewie, ona widzi, że wreszcie jej brat jest szczęśliwy a to szczęście wychodzi z niego wszystkimi porami. Ewa stwierdziła, że sama nie może pojąć jak w tak krótkim czasie mogli podjąć decyzję o ślubie, wspólnym życiu itp i że tak naprawdę jest to zupełnie  obce jej naturze, bo zawsze wszystko dość długo i dogłębnie analizowała. A tu leci niczym leming przed siebie. Alina stwierdziła, że takie przypadki są dość częste, bo każdy jest komuś lub czemuś przeznaczony i wtedy sprawy idą lotem  błyskawicy. A dziś widok Roberta ją zaskoczył - w widoczny sposób odmłodniał. Zniknęły gdzieś bruzdy na jego czole, zmieniła się nawet sylwetka i oczy znów odzyskały blask. No po prostu rozpiera go szczęście - co widać, słychać i czuć. I Alina stwierdziła, że nareszcie będzie miała bratową z prawdziwego zdarzenia, co ją niezmiernie  cieszy. A Ewa zapytała, czy w takim razie Alina  mogłaby być jej świadkiem na ślubie - świadkiem Roberta jest profesor R. Oooo, to znaczy, że akcje  Roberta u profesora stoją bardzo wysoko. Pan profesor R. ma bardzo wysokie zdanie o sobie, więc fakt, że będzie  "świadkował" na ślubie młodszego kolegi jest bardzo wymowny.  

Oj tak, odniosłam wrażenie, że facet niemal czeka by mu składano hołdy - stwierdziła Ewa. Ale powiedział Robertowi, że szczęściarz z niego, bo ma  mnie. A Robert stwierdził, że wie o tym. I, wyobraź sobie, że R. obiecał, że będę mogła obejrzeć "z teatru" kilka operacji- oczywiście w obecności Roberta, bo stamtąd mogą obserwować operacje tylko ludzie z  branży, no a ja przecież do nich nie należę.  A nie  zemdlejesz gdy zobaczysz krew albo bebechy na wierzchu?-zdziwiła się Alina.  Raczej nie, oglądałam kilka filmów dokumentalnych i jakoś nic mnie  nie ruszało. Oglądałam nawet operację taką, którą sama  miałam mieć, czym zadziwiłam chirurga, który miał mnie operować. 

Wiesz Alinko, nie chcemy urządzać wesela, ale myślę, że jakiś wspólny obiad rodzinno- świadkowy to powinien jednak być. Taki obiad w restauracji to nie  wesele, więc pomóż mi przekonać Roberta, że to dobry pomysł. Masz to jak w banku - stwierdziła Alina. Powiedz to dziś, to ja od razu przytaknę i będzie sprawa załatwiona. Chodź na taras, coś ci pokażę.

 Z tarasu rozciągał się  widok na bardzo zadbany ogród, za nim był nieduży, dość młody las i pole. Ten las i ten kawałek ziemi to właściwie już są twoje, bo mogę się  założyć, że zaraz po ślubie Robert zrobi ci z tego darowiznę. Tylko będziecie  musieli mieć na początek rozdzielność majątkową, którą potem można spokojnie, notarialnie  znieść. Czasy takie, że najlepiej mieć  ziemię jako zabezpieczenie a nie oszczędności na koncie.  Och wiem zgodziła się  z nią Ewa-jest teraz run na domki. To ładny teren, zrobiłabym pod lasem dom na lato, moglibyśmy tu bywać w weekendy, blisko stąd  nad Zalew. 

Noo, dobry pomysł, jeśli tylko znajdziesz dobry projekt- przytaknęła Alina.  Ewa uśmiechnęła się - nie muszę  szukać, ja takie domy jednorodzinne projektuję. Oooo, kochana  moja, to ja ci napędzę klientów, tu coraz więcej osób chce się  budować, ewentualnie  przebudować to co już mają. Obok waszych działek są działki moich chłopaków. Gdy je kupowaliśmy to były grosze, teraz  bardzo ceny podskoczyły. 

Na taras wtargnęli panowie i Alina powiedziała- pokazałam Ewie teren, który należy do ciebie, a który jej zapewne  zapiszesz jako darowiznę, o ile podpiszecie na początek rozdzielność majątkową. I wiesz- napędzę Ewie klientów, bo  coraz więcej osób chce się tu pobudować- albo domki letnie  albo całoroczne. Brak tu co prawda  jakiejś rzeczki, no ale do Zegrza blisko i do Warszawy  też stosunkowo niedaleko. Na razie to tu jest przysłowiowe  zadupie, peryferie Legionowa, ale  coraz więcej  ziemi tu wykupują. I wiesz co, wreszcie mam  bratową z prawdziwego zdarzenia , za co ci jestem bardzo wdzięczna!

Rozmawiałyśmy o waszym ślubie i Ewa przytomnie  stwierdziła, że wesela nie robicie ale obiad dla świadków i najbliższej familii to jednak powinien być. Właśnie Ewa   mianowała mnie swoim świadkiem, więc domagam się wspólnego obiadu z rodzicami Ewy i drugim świadkiem. Czy ten twój kumpel-profesor jest strasznym sztywniakiem? Nie wiedziałam, że aż tak się przyjaźnicie, że będzie ci świadkował.

 No popatrz Franek - zostawi się dwie kobiety na pół godziny same to zaraz coś uknują - śmiał się Robert. Wiesz Alinko, R. gdy się do kogoś przekona to jakoś opadają z niego orle pióra i  jest całkiem miłym facetem. I......zazdrości mi  trochę Ewy. Zaimponowała mu wiedzą i tym, że jakoś wcale nie wystraszyła się  jego "orlich piór". No i dobrze  prowadzi samochód, co dla niego nadal jest czarną magią. On po rozwodzie nie ożenił się po raz drugi - nie chciał ryzykować, bo jak sam o sobie mówi ma paskudny charakter. A wspólny obiad faktycznie  nie ma nic wspólnego z weselem więc jasne, że zrobimy. Na razie Ewa jedzie w poniedziałek po nasze dokumenty. Upoważniłem ją do pobrania swojej metryki i odpisu o rozwodzie. Weźmiemy też dziś  skan twego dowodu osobistego, o ile tu dociera internet. A jak nie to jego nr itd.  Nie wiem tylko gdzie ten  wspólny obiad zarządzić. 

No to zaraz możemy z Alinką policzyć ile będzie osób i pomyślimy gdzie to zrobić, stwierdziła Ewa. Damy projekt, ty kochanie będziesz zatwierdzał. Wyszło mi, że to będzie  razem z dziećmi 9 osób. Alina skrzywiła się - ja bym najchętniej pominęła chłopców. Dla nich to żadna frajda a dla mnie tylko kłopot, bo będą się nudzili jak mopsy i rozrabiali. Sprzedam ich dzień wcześniej do teściów. 

No to tak - Ewa zaczęła wyliczankę - my dwoje, przyjedziemy samochodem, tak samo moi rodzice, wy dwoje też samochodem , zostaje R. Od biedy  możemy po niego wyskoczyć samochodem, adres znamy, potem też możemy go odwieźć.  W tym układzie- tu się zaczęła śmiać- zaoszczędzimy na alkoholu, bo więcej niż po kieliszku wina kierowcy nie wypiją, bo im  nie pozwolimy. Ale moja mamcia, Alina, profesor R. i ja możemy sobie pohulać. I w tej chwili Robert i Franek wybuchnęli śmiechem - no jasne- Alina  tylko usta  umoczy, resztę muszą wypić Ewa i jej mama i R., który podobnie  jak Alina tylko dziób umoczy- dusząc się od śmiechu mówił Robert. Albo i nie, bo miał w przeszłości problemy z tym płynem. 

Więc nie ma  sprawy - stwierdziła Ewa - przecież nigdzie nie jest  powiedziane, że musimy zamawiać wino, może go wcale nie być na stole, póki co to nie jest karalne. I pan R. nie będzie wodzony na pokuszenie ani nie będzie się  czuł napiętnowany. A przy zamawianiu obiadu powiemy, że to spotkanie  klubu AA i oczywiście słowem nie  piśniemy, że to obiad z okazji ślubu.  No co, wreszcie zażartowałam- wyjaśniła  Robertowi odpowiadając na jego zdziwione  spojrzenie.

A który lokal wybierzemy to zależy od tego gdzie nam się uda szybko wziąć ślub, więc na pewno nie będzie to Pałac Ślubów, raczej coś niedaleko naszego dzielnicowego USC.

No dobrze , stwierdziła Alina, A teraz  mi powiedz Robercie,  czy już dokonałeś  zakupu obrączek? Obrączek?  - zdziwili się przyszli małżonkowie. No właśnie obrączek. A co na waszym globie nie noszą ludzie obrączek? W tym zakątku Kosmosu, na tej  planecie ludzie je noszą,  jako znak, że już są zajęci. Ja swoją  zgubiłem już dawno, nie widziałem jeszcze  chirurga z obrączką ślubną. A ja swoją przerobiłam na pierścionek- powiedziała Ewa.

Alina wstała i powiedziała- to bardzo dobrze się składa- mam dla was obrączki- nietypowe, które żadnemu chirurgowi nie będą przeszkadzały. Na  damskiej już jest wypisane imię, po ślubie  jubiler wyryje  datę ślubu, na męskiej imienia jeszcze nie ma, ale jutro lub pojutrze będzie tam imię Ewa i na odwrocie uzupełni się datę ślubu. Zaraz je przyniosę. Robert otworzył usta, ale Alina zasłoniła mu  usta ręką - zaczekaj, podziękujesz później.

Za chwilę przyniosła   niewielkie pudełeczko - wpierw podeszła do Ewy i na jej szyi zawiesiła łańcuszek z płaską  obrączkę   o szerokości 4 mm, na której wygrawerowane było imię Robert. Na szyi Roberta  zawiesiła drugą, identycznej wielkości obrączkę, ale bez  żadnego napisu. Jak widzisz mój  braciszku ta obrączka nie będzie ci w niczym przeszkadzać,  nie musisz  ściągać jej do mycia rąk ani do  naciągania  rękawiczek. Nie przeszkadza również w życiu codziennym, do mycia i kąpieli nie  trzeba  jej ściągać. I jest naprawdę lekka. Jak widzisz świat się zmienia i teraz  można tak się  zaobrączkować. Wygrawerowane   napisy można uzupełnić czarną lub szafirową emalią.   

My z Frankiem też takie  mamy, z tym, że każde z nas ma jeszcze  po 2 dodatkowe obrączki - z imionami naszych chłopców i datą ich urodzin.  Zobacz - powiedziała- i odsunęła sweterek od swej szyi ukazując trzy obrączki.

Nim wyjdziecie to je wam odbiorę, dostaniecie je z powrotem już po ślubie, ale jeszcze w urzędzie. 

Robert i Ewa byli bardzo zaskoczeni tym prezentem, Ewie to się nawet oczy zaszkliły, a Robert ściskając Alinę powiedział- znów się mną rządzisz!

                                                               c.d.n.