niedziela, 4 czerwca 2023

Lek na wszystko? - 127

 Czas nieubłaganie parł do przodu, "dzieło" napisane przez Kazika  zostało kolejny raz przeczytane przez  samego autora, potem przez  Teresę sprawdzone czy aby nie ma jakichś błędów interpunkcyjnych  lub stylistycznych, co  bardzo zdziwiło Kazika, bo jego zdaniem opisy techniczne w pewien  sposób wymykają się spod takiej kontroli,  ale Teresa przekonała go, że miała  rację,  brakowało w kilku miejscach przecinków, zdarzyło  się  również  przestawienie liter, Kazik z kolei wykrył błąd w którymś z wykresów i go poprawił  i wreszcie praca została odniesiona  do drukarni. Kazik zdecydował  się na  wydrukowanie pracy w trzech egzemplarzach. Promotor otrzymał  jeden  z egzemplarzy w terminie który wyznaczył  wcześniej. Kazik, który ostatnimi  czasy pracował głównie  w domu powrócił do codziennego bywania  w pracy  i czuł  się z tego powodu bardzo nieszczęśliwy. Skończyło się picie  kawy  z żoną na kolanach, nie było obok Alka, który co jakiś  czas przytulał  się  do niego. Alek dopytywał się codziennie kiedy tata wróci i będzie  znów pracował w domu. A Kazik, miał coraz  więcej obaw, czy praca  zostanie dobrze przyjęta, bo przecież  "mogłem więcej napisać" ...i tu następowała  wyliczanka.  Szef, który czytał pracę  stwierdził, że koniecznie  musi  się Kazik skontaktować z rzecznikiem patentowym, bo on tam widzi jedną  rzecz godną opatentowania i  Kazik  zaczął współpracować z rzecznikiem patentowym.   Kazik na gruncie  prywatnym przeszedł "na ty" z dyrektorem, ale umówili  się, że na gruncie  służbowym pozostanie tak jak  dotychczas. W ramach wzajemnego poznawania  się spędzili jeden  sobotni  wieczór na kolacji w towarzystwie swych żon. Jeśli Kazik miał kiedykolwiek jakieś obiekcje co do różnicy wieku pomiędzy nim a Teresą, to teraz  się ich  wyzbył- pani "dyrektorowa" była młodsza od Teresy, a pan dyrektor był wszak od  Kazika  dziesięć lat starszy.  Była bardzo zgrabna, dość ładna i nawet  miła, ale trudno było z nią rozmawiać na jakieś poważne tematy.  Pan Stanisław, bo tak  miał dyrektor  na imię był nieco zaskoczony Teresą, bowiem nie miał pojęcia, że w życiu Kazika pojawiła  się inna kobieta a Anka  już dawno nie  żyje. 

No wiesz  Staszku- nigdy nie byłem "na świeczniku" więc nikt  nie ogłaszał  że się rozwiodłem, a gdy po tym przynoszącym mi ulgę  fakcie wyjechałam to uświadomiłem  sobie, że całe życie kochałem Tesię. Oboje jesteśmy po przejściach, a znamy się nieomal od  chwili jej przyjścia na świat. A wyjechałem żeby zarobić na  mieszkanie, bo mieszkałem w mieszkaniu kupionym  Ance przez jej rodziców. A gdy wróciłem i szczęśliwie kupiłem  mieszkanie, to akurat rozleciało się małżeństwo Tesi, rozwiodła  się i wreszcie oboje zrozumieliśmy, że się od dawna kochamy.  Ojej, miauknęła Majka -  pani dyrektorowa- jakie  to romantyczne!  

No nie wiem - powiedziała Teresa - źle ulokowane uczucia i rozwód  to raczej nie mają wiele wspólnego z  romantyzmem. Nie widziałam w tym niczego romantycznego - ani w tych rozwodach ani w  tym, że oboje nie potrafiliśmy wcześniej  rozpoznać swych uczuć. No ale mimo  wszystko jakoś  się to jednak  wyprostowało i jesteśmy  razem.  I mamy przesłodkiego syna- dodał Kazik- ma już 3 lata. Wyobraź sobie Staszku, że w dni,   w które pracowałem  w domu  zawsze w moim pokoju była Tesia z Aleksandrem. On sobie grzecznie budował domki z klocków Lego, wpierw z pomocą Tesi,  a potem już  sam.

A masz dzieci z poprzedniego związku?- zapytał Stanisław.  Nie, ani Tesia ani ja nie mieliśmy dzieci. Alek jest dla nas obojga pierwszym  dzieckiem. I zapewne jedynym, bo raczej nie będziemy się starać o następne. Ja mam z poprzedniego związku dwie dziewczynki  - bliźniaczki- poinformował Staszek. I służę im tylko jako skarbonka, a odkąd  się ożeniłem to dziewczynki nie  nocują u  mnie w weekendy, w które mają ze mną spotkania - wyraźnie  jest to robota  mojej byłej żony, bo nim się ożeniłem to spędzały weekendy u  mnie bez problemu- mają u  mnie swój pokój.  Na wakacje też ich ostatnio nie dała, bo powiedziałem, że oczywiście jedzie też za mną moja żona.  Mam zamiar zgłosić to w  sądzie rodzinnym.

No niestety z tego co wiem to w wielu rozbitych małżeństwach tak jest - powiedziała Tesia. Część kobiet stara  się w ten  sposób ukarać byłego męża za to, że nastąpił rozwód. A nic nie bierze  się z powietrza- moim zdaniem obie  strony "zarabiają" na  rozpad  związku. Wyszłam pierwszy raz  za mąż z totalnej głupoty a głównie dlatego, że Kazik  ciągle uważał mnie za dziecko i ożenił się z Anką. A jego kolega, rówieśnik, dostrzegł we mnie kobietę i się oświadczył a ja się zgodziłam nawet nie  zastanawiając  się czy go kocham. I tkwiłam  w tym układzie, chociaż wcale nie było mi w nim dobrze  i w końcu mnie  zdradził i to w  wielce spektakularny sposób i dzięki temu miałam materiał dowodowy, że rozpad związku był tylko z jego winy. A wiem, że i na pewno moje zachowanie sprowokowało go do zdrady. Oczywiście ani on ani ja nie rozmawialiśmy ze sobą  szczerze, ja czekałam aż wyjedzie na placówkę na którą ja  nie chciałam jechać i wtedy bym dopiero wystąpiła o rozwód, bo dobrze  wiedziałam, że on  by z tej placówki nie  zrezygnował. No a zrobił jak zrobił, a ktoś kto zapewne nie chciał by on wyjechał podesłał mi corpus delicti w postaci zdjęć. I nawet nie  musiałam stawać na sprawie rozwodowej, zrobił to za mnie adwokat.

Rozwodów jest masa i niestety zawsze rozwód odbija  się na  dzieciach, bo stają  się obiektem przetargów. I naprawdę nie rozumiem dlaczego tak rzadko polskie sądy rodzinne przyznają  dzieci ojcom. W końcu 99,9% ojców nie jest pozbawionych rąk i nóg, z reguły zarabiają znacznie lepiej niż kobiety, więc mogą dzieciom  zapewnić lepsze  warunki finansowe. Jestem głęboko przekonana, że bardzo spadłaby wtedy liczba rozwodów. Pracowałam sześć lat w  firmie  ekspediującej za granicę specjalistów  różnych  dziedzin. Nie rozwiedzionych było mało - i bardzo często, czy chciałam czy nie, wysłuchiwałam historie cudzych związków, żale rozwiedzionych facetów, że mają utrudniony kontakt z dziećmi. To dość powszechne  zjawisko.

A mnie się nie  spieszy do rodzenia dzieci - zapodała  Majeczka. Stasio mnie namawia i namawia a ja tak naprawdę nie przepadam z dziećmi.  Nie  dość, że ciąża i poród do miłych sytuacji nie należą to potem problem z wróceniem  do stanu  sprzed  ciąży no i sam kłopot - karmienie, pieluchy, nieprzespane noce.

Kazik roześmiał się - pieluch nie ma, są pampersy. Nie mieliśmy ani jednej nieprzespanej nocy. Owszem- dopóki się karmi dziecko co 3 godziny to karmienie o 3 w nocy nie należy do wielkiej  frajdy, ale przy karmieniu piersią to małe piwo, nie trzeba pokarmu podgrzewać. Pomagałem Tesi  o 3  w nocy  ale  do pracy przyjeżdżałem normalnie. Ale gdy potem to karmienie  odpada to jest wszystko w porządku. Dieta matki karmiącej - przynajmniej się matka nie  zapasie. Na pewno ważne jest by  ciążę prowadził dobry lekarz - Tesia musiała mieć cesarkę, mały  był źle ustawiony. Ale teraz  można rodzić pod znieczuleniem, sam poród  nie boli, chociaż nie można  powiedzieć, że nie męczy A dzięki  znieczuleniu jest tylko zmęczenie ale nie ma  bólu. No a poza tym - wpierw trzeba bardzo chcieć tego dziecka- wtedy łatwiej  znieść wszystkie trudy. A u nas jest tylko 80% szans, że drugie  dziecko będzie  lepiej ustawione i dlatego nie  chcemy ryzykować i będzie  tylko Aleksander. A Tesia tak mało przybrała na  wadze, że nie było problemu z powrotem do poprzedniej sylwetki.  A naprawdę nie głodowała  w trakcie ciąży.

A macie jakieś zdjęcia swego synka przy  sobie?- spytał Stanisław. Ja to mam mnóstwo jego  zdjęć- co i rusz  mu cykam zdjęcia - powiedział Kazik. Jestem tatą bez pamięci   zakochanym w dziecku i  żonie. Mam nawet  zdjęcia  z jego pierwszych  chwil. Muszę wszystkie przenieść na papier i zrobić dziecku jakiś  album.  

To ty byłeś przy porodzie? - zdziwił się Stanisław. Byłem, chociaż  się strasznie bałem, ale nie  chciałem by Tesia była sama, beze mnie. Mieliśmy świetnego lekarza prowadzącego i bardzo dobrego chirurga- położnika. Tesia była  w prywatnej klinice, każdemu polecam. Świetne  warunki, super opieka i bardzo mili ludzie. My i ojciec Tesi jesteśmy zarejestrowani w tej klinice. Ostatnie dni przed terminem porodu to niemal  codziennie robili jej USG. Mieli nadzieję, że  dziecko się odwróci,  ale mały miał inną  wizję wyjścia  na świat - nie główką tylko nóżkami.

Kazik wyciągnął smartfona i pokazał kilka  zdjęć Stanisławowi. Ten chciał pokazać  żonie, ale ona powiedziała- ja naprawdę nie przepadam za małymi dziećmi. Interesują mnie dzieci  takie już koło trzydziestki. Chodzenie w  ciąży też mnie  nie interesuje, mówiłam ci to przecież jeszcze przed ślubem. Nie mam pojęcia na  co liczyłeś, nie musieliśmy brać ślubu. 

Teresa uśmiechnęła  się  do niej - wie pani, ja też nie przepadałam za dziećmi. Jak  się śmiał lekarz to urodziłam niemal w ostatnim odpowiednim dla ciąży i  dziecka momencie. I już zaliczałam się do "starych pierwiastek", bo byłam już po trzydziestce. Oczywiście i czterdziestolatkom przydarza  się  pierwsza  ciąża w tym  wieku, ale zawsze jest to  związane z podwyższonym  ryzykiem i dla dziecka i dla matki. Poza tym nie  da  się ukryć, że im więcej cyferek w metryce  tym trudniej się powraca  do stanu sprzed  ciąży. A ponieważ ja, choć nie jestem fanką niemowlaków to  miałam jednak dziecko w planach, więc  logiczne  argumenty  mnie po prostu przekonały. Jedno jest pewne - chociaż dziecko jest wspólnym tworem to jednak dla kobiety jest czymś niesamowicie własnym, indywidualnym, bo przez trzy kwartały jest częścią naszego organizmu, jest z nami całą dobę. Ja do końca pracowałam, nie  miałam na początku żadnych  sensacji, jadłam wszystko , zero mdłości i nie bardzo wierzyłam, że ta malutka szara kuleczka na ekranie  monitora to pęcherzyk płodowy, zaczątek nowego życia. I że oglądając go oglądam własne dziecko. Wiele jest takich zaskakujących momentów w czasie tych dziewięciu miesięcy. I, co może  dziwne a może nie, to każda z kobiet zupełnie inaczej przeżywa ten  czas, nawet pierwsze ruchy dziecka. Ja nie czułam żadnych ruchów a lekarz mi mówił, że mam zapamiętać ich datę, bo to będzie połowa  ciąży i byłam tym nieco przerażona. Ja czułam, gdy siedziałam bez  ruchu, coś jakby mi w brzuchu szły od  dołu ku górze bąbelki powietrza. Na  wszelki wypadek zapisałam tę datę - i zgadzało się to była połowa.

Wiele jest takich dziwnych chwil gdy się jest w  ciąży. Teraz  przestano zakazywać współżycia w czasie ciąży, o ile nie jest ona zagrożona. Ale podobno nie wszyscy lekarze mówią o tym pacjentkom. I wiele kobiet się lęka, że "wyposzczony mąż" poleci do innej. Ale gdybym podejrzewała, że tak może być to jaką mogłabym  mieć pewność, że nie poleci do innej przy każdej mojej niedyspozycji? I myślę, że podjęcie decyzji o ciąży musi być nie jeden raz szczegółowo omówione pomiędzy partnerami-  każde musi zaprezentować jak  sobie wyobraża te dziewięć miesięcy i co da  z siebie potem, gdy już będzie na świecie dziecko. I nie są to rozmowy na jeden wieczór, bo na pewno i kobieta i mężczyzna mają nieco inne spojrzenie na to wszystko.

Stanisław wpatrywał się w Teresę niczym sroka w gnat i w końcu powiedział - no to się rzeczywiście coś zmieniło. A pani tak jakoś pięknie i spokojnie o tym wszystkim mówi, jestem zaskoczony. Masz Kaziku wielkie szczęście - bo mieć taką wyważoną, rozsądną kobietę przy sobie to naprawdę  szczęście.  Kazik, który nieomal puchł  z dumy powiedział - zapewniam cię, że ta wyważona, rozsądna kobieta potrafi czasem, gdy się komuś należy, zmieszać go z błotem, obluzgać i wykopać ze  swego życia na  zawsze. Tak, wiem, że mam szczęście i bardzo dbam o to by trwało do końca naszego życia.  Teresa  nie powiedziała jeszcze jednego - przed podjęciem decyzji o dziecku oboje państwo powinniście się udać na badania pod tym kątem . Bo to że  akurat w tej chwili nic  wam nie  dolega to nie  dowód że możecie się  zabrać za powielanie siebie. Trzeba  też sięgnąć pamięcią do zdrowia waszych rodziców, a nawet  dziadków, przypomnieć  sobie, czy i jakie choroby występowały w waszych  rodzinach. Bo dziecko będzie nosicielem nie  tylko waszych genów ale i genów  występujących w waszych rodzinach. Są pewne wady genetyczne dziedziczone nie tylko po rodzicach  ale też i po dziadkach i ciotkach, na przykład krótkowzroczność. Skierowanie na takie badania dostaliśmy od ginekologa Tesi, gdy powiedzieliśmy, że chcemy powiększyć rodzinę.  Potem Kazik  wyrwał kartkę z notesu  i zapisał na nie telefon do prywatnej kliniki i podał ulicę przy której się znajduje.  To wy razem chodziliście do ginekologa? -  zapytał zdumiony do cna Stanisław.

A co cię to tak  dziwi  Stasiu ? Jednak zbliżamy się do Europy, odbijamy  się od  wschodu- pomału, pomału,  ale jednak. To dobry fachowiec a poza tym wielce  sympatyczny facet. Stanisław schował kartkę do portfela mówiąc - no tak czasy się jednak zmieniły, trzeba  się dostosować. A na tej kartce jest do niego telefon?  Nie, do niego nie, ale adres i telefon przychodni, w której te badania można zrobić. Część pokrywa ubezpieczenie a niektóre trzeba dopłacić.  Po prostu możesz  pójść do tej przychodni i tam się zapisać  w rejestracji do lekarza.

                                                                            c.d.n.

Lek na wszystko ? - 126

 Propozycja zostania  "martwą duszą" bardzo  się Teresie  spodobała , a  nazwa ją wyraźnie rozbawiła. Uzgodniła  z Kazikiem, że oczywiście zgadza  się, ale czy Kazik jest pewny, że nie będzie  z tego powodu jakichś  zawirowań finansowych - to pierwsza sprawa. Druga - wtajemniczą w to tylko tatę i Jacka. Obaj są bardzo blisko związani ze  wszystkim  co  się  dzieje w domu, więc chyba powinni wiedzieć "co jest grane". Natomiast Teresa nie  chce się tą wiadomością dzielić  ani z Aliną ani z Krisem.  Bo naprawdę trudno przewidzieć jak Kris, który  od  dziecka ma  zakodowaną  zazdrość o  wszystko co ma Kazik  a czego on  nie posiada,   zareaguje  na taką  wiadomość. 

Tylko Teresa chce, żeby Kazik usiadł z nią razem i  żeby zrobili jakiś plan finansowy. No i w tym układzie to może  faktycznie lepiej będzie  mieć dwa mniejsze i nowiutkie  samochody.  Oczywiście jeden będzie  własnością taty, drugi Kazika.  A Frankowi "puścisz farbę" - spytał Kazik. Nie, nie widzę potrzeby. To nie rzutuje  w żaden  sposób na nasze kontakty z Franiem. Poza  tym  raczej  nie mam ochoty na pracę  tam gdzie pracuje Franek.  I wyobrażam  sobie, co by  wyprawiała Joanna, która  wciąż  ma podejrzenie, że byłam kiedyś z Frankiem. Przecież  ona by mu  życie  zatruła  zadając różne "podchwytliwe" pytania.

Przepytaj  się, tylko nie wiem gdzie i u kogo jakie  są obyczaje po obronie, bo  może do dobrego  tonu należy po tym  cyrku zaprosić promotora a  może i komisję, lub  samego promotora na jakiś nieco wytworniejszy lunch. I myślę, że byłoby dobrze, żebyś sobie  sprawił nowy garnitur.  

A po co? ostatni raz garnitur to ja  miałem na  sobie z okazji naszego ślubu. Oczywiście możemy moją garderobę przejrzeć i coś dokupić,  ale nie garnitur.  Domyślasz  się chyba, że  dobranie  czegoś na mnie jest dość  trudnym  zadaniem - jak dobre na długość to wszystko na  mnie wisi. Trzeba by chyba coś  zamówić. Te  dwa to też były szyte na miarę.  Możemy tylko zamówić na Chmielnej ze dwie lub trzy koszule i u tej babki co robi swetry to taką marynarkę  z dzianiny. I w ogóle przelecimy  się po Chmielnej, może  jakieś fajne   mokasyny będą u prywaciarzy i kurtka, która będzie mi  sięgała za tyłek.  I dla ciebie byśmy może jakieś lekkie syntetyczne ale  ciepłe futerko kupili-  twoje ubranka też przejrzymy.  Wiesz, myślę, że może i tata potrzebuje coś nowego - musimy go przepytać  na okoliczność-   Kazik  snuł plan. Kochanie, kurtkę dla siebie to pewnie  znajdziesz w tym sportowym sklepie w Galerii Handlowej, tam gdzie kupowałeś dresy. A na parterze tej galerii jest box z kurtkami szytymi w Szwecji. Ja tam kupiłam swoją wodoodporną puchówkę i pamiętam, że były i męskie  kurtki, nie  tylko damskie.

Jest tylko jeden problem - stwierdziła Teresa - ten problem ma na imię Alek. Jest  zima i mały jest w ciepłym kombinezonie i trzeba będzie go w każdym sklepie  rozbierać z czapki i kurtki, tak jak było w pawilonach w  ZOO. On się umęczy i  my.  Poza  tym takie  zimowe  szwendanie  się z  dzieckiem po sklepach nie jest dla niego najbardziej  wskazane .  Myślę, że  zrobimy te  zakupy w dwóch  rzutach.  Wpierw pojadę z tobą i tata zostanie  w domu z Alkiem, potem ty zostaniesz  z Alkiem a ja pojadę na  zakupy z tatą.  A  zakupy  dla  mnie to ja  zrobię  albo wtedy gdy będę z tobą,  albo w trzecim  rzucie  i wyciągnę na  zakupy Alinę. A  Kris może w tym czasie przyjść  do  ciebie  z Tadzisiem.   No może i masz  rację - zgodził  się Kazik. 

Wiesz, trochę się denerwuję - ciekawy jestem czy dużo zastrzeżeń będzie  miał promotor. Co prawda mój szanowny szef stwierdził, że wszystko jest pod  względem merytorycznym jasne jak  słońce a do tego jest dobrze napisane, więc pozwoliłem  sobie i bez twojej wiedzy powiedziałem, że to twoja zasługa, bo ty sprawdzałaś czy wszystko logiczne i czy nie pogubiłem  się w tłumaczeniu idei. Przy okazji się dowiedziałem, że jego żona nie ma  nic  wspólnego z logiką i konsekwentnym działaniem. To jest jego  druga a może nawet trzecia  żona - to wiem z plotek, bo mi mówiła pani Maria. Wiem, że ma jakieś dzieci, ale nie mam pojęcia ile i jakiej płci. W każdym  razie jest pewne, że lubi  dzieci, bo gdy byłaś  w ciąży to się wciąż dopytywał jak  się czujesz, a potem interesował  się Alkiem.  Podejrzewam, że gdy  już  się  skończą te atrakcje  z doktoratem  to będę  w pewien  sposób   zmuszony do częstszych i bliższych z nim kontaktów poza biurowych. Kurt mi kiedyś mówił, że on towarzysko jest ciekawszym osobnikiem niż na linii służbowej. Mam wrażenie, że my obaj jesteśmy zupełnie inni poza pracą  niż w pracy.  On też nie pali, nie pije to i pogadać  w pracy nie ma kiedy. U nas to jest nawet palarnia, bo nie  wolno palić  na  stanowisku pracy. Przezornie nie ma tam żadnych krzeseł, więc panowie palacze podpierają  ściany,  a latem  to wychodzą  na podwórko i stoją  takie mini grupki do czterech  osób. Mam podejrzenie, że dzięki tej palarni to chirurgia i kardiologia mają więcej pacjentów. Kiedyś jeden z kolegów  zadał sobie  trud i cały dzień obserwował zimą  tych co palili na podwórku. Wyszło mu, że ci palacze to  co godzinę wychodzą na papierosa. Ale podobno  dzięki temu  zarządzeniu  to ludzie mniej palą, bo gdy wolno  było palić  w pokojach to niektórzy  nieomal odpalali jednego papierosa od  drugiego.  Wydawało mi  się to niemożliwe, no ale skoro wielu paliło 30 papierosów  dziennie a doba ma tylko 24 godziny i ze 6-7 godzin  z tego odejdzie im na sen i z godzina na jedzenie to chyba tak jest.

No popatrz ile tracisz nie paląc - zęby ci nie żółkną, kaszel cię nie  dusi i nie cuchniesz  zachęcająco papierochami - stwierdziła  ze śmiechem Teresa.  Gdy jeździłam autobusem to wiele osób już rano cuchnęło papierochami - bo wszystko przechodzi tym smrodem - i włosy i ubrania. Byłam kiedyś w domu u mojej kierowniczki nim mnie  wrobiła  na  swoje miejsce i jej facet palił  i jak  weszłam  to czułam ten papierosowy odorek. Bo to wszystko osiada na meblach, na  wszystkich tkaninach i z czasem cuchnie. Ja w liceum miałam okazję poznać  smak papierosów  ale zupełnie mi to nie odpowiadało. Naprawdę nie mogłam pojąć jak któraś mówiła, że jej "smakują papierosy."   Po wypaleniu trzech papierosów, oczywiście  nie jednego dnia, stwierdziłam że to absolutnie  nie moja  bajka.

Zakupy odzieżowe zorganizowali tak jak zaplanowali- tata też  był zdania, żeby małego nie brać  zimą do sklepów. Poza tym Alek, gdy się dowiedział, że rodzice  nie jadą kupować mebli a tylko ubrania dla siebie to natychmiast stracił zainteresowanie zakupami. Teresa  się śmiała, że to typowo męskie  zachowanie. Nawet nieźle im  szło na   Chmielnej -  zamówili dla Kazika  cztery koszule i pani biorąca  miarę stwierdziła, że faktycznie Kazik powinien mieć koszule  szyte na wymiar  bo jest bardzo szczupły. Zamówili dwie gładkie bardzo jasno błękitne,  jedną w delikatną kratkę jasno-zieloną z jasnym popielatym i cienką ciemnoróżową  nitką. A tak się ten materiał podobał Teresie, że aż zapytała,  czy ta pani co szyje  męskie koszule  mogłaby dla niej uszyć bluzkę koszulową i okazało się, że nie ma problemu, tylko będzie  musiała wpaść za trzy dni do miary. Druga wzorzysta  koszula  dla Kazika  była w cieniutkie paseczki białe, jasno granatowe i ciemnoczerwone. 

Futerko dla Teresy "upolowali" w Modzie Polskiej -wyboru dużego nie było- Teresa zdecydowała  się na ciemno szmaragdowe, które sięgało jej do połowy łydki a postawiony kołnierz  zakrywał nieco nos. Kazikowi szalenie  się podobał ten kolor. Nieco gorzej szło z butami dla Kazika - głownie  były  ciepłe, ale on chciał raczej mokasyny do tego  czarne, więc odwiedzili  niemal  wszystkie  sklepy z obuwiem na  Chmielnej. Nie  szkodzi - pocieszała  go Teresa- wracając podjedziemy do  Galerii i tam na pewno będą. Gdy tak krążyli po Chmielnej weszli, tak dla sportu, jak to powiedziała Teresa do sklepu z wyrobami dziewiarskimi, który ongiś był sklepem CEPELii  i tu był męski  kardigan  dla Kazika, co prawda  nie  w jego ulubionym czarnym lub szarym kolorze ale w.......ciemno kasztanowym. Według Teresy było mu w tym kolorze bardzo ładnie, poza tym kardigan posiadał nawet kieszenie, był z dobrej gatunkowo 100% wełny i leżał na Kaziku tak, jakby był robiony  dla niego na  zamówienie. Do tego był w bardzo przystępnej cenie i po krótkim namyśle Kazik zgodził się, żeby go kupić. Wracając do domu podjechali  jeszcze do dwóch galerii- w jednej wypatrzyli dla Kazika buty i je kupili, w następnej  szukali dla niego dłuższej kurtki.Niestety w sportowym  sklepie  były tylko takie sięgające do połowy bioder,  więc Teresa  zarządziła, że w takim  razie   wdepną do boxu w którym są kurtki szyte w Szwecji. I to był "strzał w dziesiątkę", bo była kurtka z nieprzemakalnego i nieprzewiewnego materiału, ocieplana, sięgająca Kazikowi do połowy uda i nie była  zapinana na suwak lecz na guziki i wyglądała  jak płaszcz. A na dodatek była w kolorze......niemal identycznym jak futerko Teresy. Nie miała co prawda kaptura, ale to i lepiej, bo czapek w domu nie brakowało a poza tym Teresa miała  w planie zrobienie czapek na drutach lub  szydełku. Umiesz  zrobić  czapkę?- zdziwił się Kazik.

Nie,  nie umiem- zobacz co mam na głowie. Zrobiłam ją  szydełkiem ze dwa lata temu. A nic  mi nie mówiłaś - pożalił się Kazik. No a co ci miałam mówić? - zrobiłam  ją w  dwa dni. Tobie  mogę zrobić taką czapkę z daszkiem. Tylko kupię jakąś  miękką wełenkę. No to po co kupowaliśmy ten kardigan  dla mnie, skoro umiesz robić takie  rzeczy? No bo kardigan męski  musi być zrobiony maszynowo, na drutach zrobiony sweter nie będzie tak trzymał fasonu. A ja nie mam maszyny dziewiarskiej ani nie umiem na niej pracować. Mogę ci kiedyś zrobić sweter, taki wkładany przez głowę i z takiej  samej  włóczki dla Alka. Lubię  robić na drutach. A gdzie kupimy włóczkę na  sweter?  Na ogół to kupuję w  sieci. Ale  wpierw sprawdzę ile tej włóczki potrzeba, popatrzymy  jakie  włóczki są  w sklepach internetowych i wtedy dopiero zamówię  włóczkę. I naprawdę mi zrobisz  sweter? - dopytywał się Kazik. Oczywiście, jeśli będziesz  chciał. 

                                                                     c.d.n.