Czas nieubłaganie parł do przodu, "dzieło" napisane przez Kazika zostało kolejny raz przeczytane przez samego autora, potem przez Teresę sprawdzone czy aby nie ma jakichś błędów interpunkcyjnych lub stylistycznych, co bardzo zdziwiło Kazika, bo jego zdaniem opisy techniczne w pewien sposób wymykają się spod takiej kontroli, ale Teresa przekonała go, że miała rację, brakowało w kilku miejscach przecinków, zdarzyło się również przestawienie liter, Kazik z kolei wykrył błąd w którymś z wykresów i go poprawił i wreszcie praca została odniesiona do drukarni. Kazik zdecydował się na wydrukowanie pracy w trzech egzemplarzach. Promotor otrzymał jeden z egzemplarzy w terminie który wyznaczył wcześniej. Kazik, który ostatnimi czasy pracował głównie w domu powrócił do codziennego bywania w pracy i czuł się z tego powodu bardzo nieszczęśliwy. Skończyło się picie kawy z żoną na kolanach, nie było obok Alka, który co jakiś czas przytulał się do niego. Alek dopytywał się codziennie kiedy tata wróci i będzie znów pracował w domu. A Kazik, miał coraz więcej obaw, czy praca zostanie dobrze przyjęta, bo przecież "mogłem więcej napisać" ...i tu następowała wyliczanka. Szef, który czytał pracę stwierdził, że koniecznie musi się Kazik skontaktować z rzecznikiem patentowym, bo on tam widzi jedną rzecz godną opatentowania i Kazik zaczął współpracować z rzecznikiem patentowym. Kazik na gruncie prywatnym przeszedł "na ty" z dyrektorem, ale umówili się, że na gruncie służbowym pozostanie tak jak dotychczas. W ramach wzajemnego poznawania się spędzili jeden sobotni wieczór na kolacji w towarzystwie swych żon. Jeśli Kazik miał kiedykolwiek jakieś obiekcje co do różnicy wieku pomiędzy nim a Teresą, to teraz się ich wyzbył- pani "dyrektorowa" była młodsza od Teresy, a pan dyrektor był wszak od Kazika dziesięć lat starszy. Była bardzo zgrabna, dość ładna i nawet miła, ale trudno było z nią rozmawiać na jakieś poważne tematy. Pan Stanisław, bo tak miał dyrektor na imię był nieco zaskoczony Teresą, bowiem nie miał pojęcia, że w życiu Kazika pojawiła się inna kobieta a Anka już dawno nie żyje.
No wiesz Staszku- nigdy nie byłem "na świeczniku" więc nikt nie ogłaszał że się rozwiodłem, a gdy po tym przynoszącym mi ulgę fakcie wyjechałam to uświadomiłem sobie, że całe życie kochałem Tesię. Oboje jesteśmy po przejściach, a znamy się nieomal od chwili jej przyjścia na świat. A wyjechałem żeby zarobić na mieszkanie, bo mieszkałem w mieszkaniu kupionym Ance przez jej rodziców. A gdy wróciłem i szczęśliwie kupiłem mieszkanie, to akurat rozleciało się małżeństwo Tesi, rozwiodła się i wreszcie oboje zrozumieliśmy, że się od dawna kochamy. Ojej, miauknęła Majka - pani dyrektorowa- jakie to romantyczne!
No nie wiem - powiedziała Teresa - źle ulokowane uczucia i rozwód to raczej nie mają wiele wspólnego z romantyzmem. Nie widziałam w tym niczego romantycznego - ani w tych rozwodach ani w tym, że oboje nie potrafiliśmy wcześniej rozpoznać swych uczuć. No ale mimo wszystko jakoś się to jednak wyprostowało i jesteśmy razem. I mamy przesłodkiego syna- dodał Kazik- ma już 3 lata. Wyobraź sobie Staszku, że w dni, w które pracowałem w domu zawsze w moim pokoju była Tesia z Aleksandrem. On sobie grzecznie budował domki z klocków Lego, wpierw z pomocą Tesi, a potem już sam.
A masz dzieci z poprzedniego związku?- zapytał Stanisław. Nie, ani Tesia ani ja nie mieliśmy dzieci. Alek jest dla nas obojga pierwszym dzieckiem. I zapewne jedynym, bo raczej nie będziemy się starać o następne. Ja mam z poprzedniego związku dwie dziewczynki - bliźniaczki- poinformował Staszek. I służę im tylko jako skarbonka, a odkąd się ożeniłem to dziewczynki nie nocują u mnie w weekendy, w które mają ze mną spotkania - wyraźnie jest to robota mojej byłej żony, bo nim się ożeniłem to spędzały weekendy u mnie bez problemu- mają u mnie swój pokój. Na wakacje też ich ostatnio nie dała, bo powiedziałem, że oczywiście jedzie też za mną moja żona. Mam zamiar zgłosić to w sądzie rodzinnym.
No niestety z tego co wiem to w wielu rozbitych małżeństwach tak jest - powiedziała Tesia. Część kobiet stara się w ten sposób ukarać byłego męża za to, że nastąpił rozwód. A nic nie bierze się z powietrza- moim zdaniem obie strony "zarabiają" na rozpad związku. Wyszłam pierwszy raz za mąż z totalnej głupoty a głównie dlatego, że Kazik ciągle uważał mnie za dziecko i ożenił się z Anką. A jego kolega, rówieśnik, dostrzegł we mnie kobietę i się oświadczył a ja się zgodziłam nawet nie zastanawiając się czy go kocham. I tkwiłam w tym układzie, chociaż wcale nie było mi w nim dobrze i w końcu mnie zdradził i to w wielce spektakularny sposób i dzięki temu miałam materiał dowodowy, że rozpad związku był tylko z jego winy. A wiem, że i na pewno moje zachowanie sprowokowało go do zdrady. Oczywiście ani on ani ja nie rozmawialiśmy ze sobą szczerze, ja czekałam aż wyjedzie na placówkę na którą ja nie chciałam jechać i wtedy bym dopiero wystąpiła o rozwód, bo dobrze wiedziałam, że on by z tej placówki nie zrezygnował. No a zrobił jak zrobił, a ktoś kto zapewne nie chciał by on wyjechał podesłał mi corpus delicti w postaci zdjęć. I nawet nie musiałam stawać na sprawie rozwodowej, zrobił to za mnie adwokat.
Rozwodów jest masa i niestety zawsze rozwód odbija się na dzieciach, bo stają się obiektem przetargów. I naprawdę nie rozumiem dlaczego tak rzadko polskie sądy rodzinne przyznają dzieci ojcom. W końcu 99,9% ojców nie jest pozbawionych rąk i nóg, z reguły zarabiają znacznie lepiej niż kobiety, więc mogą dzieciom zapewnić lepsze warunki finansowe. Jestem głęboko przekonana, że bardzo spadłaby wtedy liczba rozwodów. Pracowałam sześć lat w firmie ekspediującej za granicę specjalistów różnych dziedzin. Nie rozwiedzionych było mało - i bardzo często, czy chciałam czy nie, wysłuchiwałam historie cudzych związków, żale rozwiedzionych facetów, że mają utrudniony kontakt z dziećmi. To dość powszechne zjawisko.
A mnie się nie spieszy do rodzenia dzieci - zapodała Majeczka. Stasio mnie namawia i namawia a ja tak naprawdę nie przepadam z dziećmi. Nie dość, że ciąża i poród do miłych sytuacji nie należą to potem problem z wróceniem do stanu sprzed ciąży no i sam kłopot - karmienie, pieluchy, nieprzespane noce.
Kazik roześmiał się - pieluch nie ma, są pampersy. Nie mieliśmy ani jednej nieprzespanej nocy. Owszem- dopóki się karmi dziecko co 3 godziny to karmienie o 3 w nocy nie należy do wielkiej frajdy, ale przy karmieniu piersią to małe piwo, nie trzeba pokarmu podgrzewać. Pomagałem Tesi o 3 w nocy ale do pracy przyjeżdżałem normalnie. Ale gdy potem to karmienie odpada to jest wszystko w porządku. Dieta matki karmiącej - przynajmniej się matka nie zapasie. Na pewno ważne jest by ciążę prowadził dobry lekarz - Tesia musiała mieć cesarkę, mały był źle ustawiony. Ale teraz można rodzić pod znieczuleniem, sam poród nie boli, chociaż nie można powiedzieć, że nie męczy A dzięki znieczuleniu jest tylko zmęczenie ale nie ma bólu. No a poza tym - wpierw trzeba bardzo chcieć tego dziecka- wtedy łatwiej znieść wszystkie trudy. A u nas jest tylko 80% szans, że drugie dziecko będzie lepiej ustawione i dlatego nie chcemy ryzykować i będzie tylko Aleksander. A Tesia tak mało przybrała na wadze, że nie było problemu z powrotem do poprzedniej sylwetki. A naprawdę nie głodowała w trakcie ciąży.
A macie jakieś zdjęcia swego synka przy sobie?- spytał Stanisław. Ja to mam mnóstwo jego zdjęć- co i rusz mu cykam zdjęcia - powiedział Kazik. Jestem tatą bez pamięci zakochanym w dziecku i żonie. Mam nawet zdjęcia z jego pierwszych chwil. Muszę wszystkie przenieść na papier i zrobić dziecku jakiś album.
To ty byłeś przy porodzie? - zdziwił się Stanisław. Byłem, chociaż się strasznie bałem, ale nie chciałem by Tesia była sama, beze mnie. Mieliśmy świetnego lekarza prowadzącego i bardzo dobrego chirurga- położnika. Tesia była w prywatnej klinice, każdemu polecam. Świetne warunki, super opieka i bardzo mili ludzie. My i ojciec Tesi jesteśmy zarejestrowani w tej klinice. Ostatnie dni przed terminem porodu to niemal codziennie robili jej USG. Mieli nadzieję, że dziecko się odwróci, ale mały miał inną wizję wyjścia na świat - nie główką tylko nóżkami.
Kazik wyciągnął smartfona i pokazał kilka zdjęć Stanisławowi. Ten chciał pokazać żonie, ale ona powiedziała- ja naprawdę nie przepadam za małymi dziećmi. Interesują mnie dzieci takie już koło trzydziestki. Chodzenie w ciąży też mnie nie interesuje, mówiłam ci to przecież jeszcze przed ślubem. Nie mam pojęcia na co liczyłeś, nie musieliśmy brać ślubu.
Teresa uśmiechnęła się do niej - wie pani, ja też nie przepadałam za dziećmi. Jak się śmiał lekarz to urodziłam niemal w ostatnim odpowiednim dla ciąży i dziecka momencie. I już zaliczałam się do "starych pierwiastek", bo byłam już po trzydziestce. Oczywiście i czterdziestolatkom przydarza się pierwsza ciąża w tym wieku, ale zawsze jest to związane z podwyższonym ryzykiem i dla dziecka i dla matki. Poza tym nie da się ukryć, że im więcej cyferek w metryce tym trudniej się powraca do stanu sprzed ciąży. A ponieważ ja, choć nie jestem fanką niemowlaków to miałam jednak dziecko w planach, więc logiczne argumenty mnie po prostu przekonały. Jedno jest pewne - chociaż dziecko jest wspólnym tworem to jednak dla kobiety jest czymś niesamowicie własnym, indywidualnym, bo przez trzy kwartały jest częścią naszego organizmu, jest z nami całą dobę. Ja do końca pracowałam, nie miałam na początku żadnych sensacji, jadłam wszystko , zero mdłości i nie bardzo wierzyłam, że ta malutka szara kuleczka na ekranie monitora to pęcherzyk płodowy, zaczątek nowego życia. I że oglądając go oglądam własne dziecko. Wiele jest takich zaskakujących momentów w czasie tych dziewięciu miesięcy. I, co może dziwne a może nie, to każda z kobiet zupełnie inaczej przeżywa ten czas, nawet pierwsze ruchy dziecka. Ja nie czułam żadnych ruchów a lekarz mi mówił, że mam zapamiętać ich datę, bo to będzie połowa ciąży i byłam tym nieco przerażona. Ja czułam, gdy siedziałam bez ruchu, coś jakby mi w brzuchu szły od dołu ku górze bąbelki powietrza. Na wszelki wypadek zapisałam tę datę - i zgadzało się to była połowa.
Wiele jest takich dziwnych chwil gdy się jest w ciąży. Teraz przestano zakazywać współżycia w czasie ciąży, o ile nie jest ona zagrożona. Ale podobno nie wszyscy lekarze mówią o tym pacjentkom. I wiele kobiet się lęka, że "wyposzczony mąż" poleci do innej. Ale gdybym podejrzewała, że tak może być to jaką mogłabym mieć pewność, że nie poleci do innej przy każdej mojej niedyspozycji? I myślę, że podjęcie decyzji o ciąży musi być nie jeden raz szczegółowo omówione pomiędzy partnerami- każde musi zaprezentować jak sobie wyobraża te dziewięć miesięcy i co da z siebie potem, gdy już będzie na świecie dziecko. I nie są to rozmowy na jeden wieczór, bo na pewno i kobieta i mężczyzna mają nieco inne spojrzenie na to wszystko.
Stanisław wpatrywał się w Teresę niczym sroka w gnat i w końcu powiedział - no to się rzeczywiście coś zmieniło. A pani tak jakoś pięknie i spokojnie o tym wszystkim mówi, jestem zaskoczony. Masz Kaziku wielkie szczęście - bo mieć taką wyważoną, rozsądną kobietę przy sobie to naprawdę szczęście. Kazik, który nieomal puchł z dumy powiedział - zapewniam cię, że ta wyważona, rozsądna kobieta potrafi czasem, gdy się komuś należy, zmieszać go z błotem, obluzgać i wykopać ze swego życia na zawsze. Tak, wiem, że mam szczęście i bardzo dbam o to by trwało do końca naszego życia. Teresa nie powiedziała jeszcze jednego - przed podjęciem decyzji o dziecku oboje państwo powinniście się udać na badania pod tym kątem . Bo to że akurat w tej chwili nic wam nie dolega to nie dowód że możecie się zabrać za powielanie siebie. Trzeba też sięgnąć pamięcią do zdrowia waszych rodziców, a nawet dziadków, przypomnieć sobie, czy i jakie choroby występowały w waszych rodzinach. Bo dziecko będzie nosicielem nie tylko waszych genów ale i genów występujących w waszych rodzinach. Są pewne wady genetyczne dziedziczone nie tylko po rodzicach ale też i po dziadkach i ciotkach, na przykład krótkowzroczność. Skierowanie na takie badania dostaliśmy od ginekologa Tesi, gdy powiedzieliśmy, że chcemy powiększyć rodzinę. Potem Kazik wyrwał kartkę z notesu i zapisał na nie telefon do prywatnej kliniki i podał ulicę przy której się znajduje. To wy razem chodziliście do ginekologa? - zapytał zdumiony do cna Stanisław.
A co cię to tak dziwi Stasiu ? Jednak zbliżamy się do Europy, odbijamy się od wschodu- pomału, pomału, ale jednak. To dobry fachowiec a poza tym wielce sympatyczny facet. Stanisław schował kartkę do portfela mówiąc - no tak czasy się jednak zmieniły, trzeba się dostosować. A na tej kartce jest do niego telefon? Nie, do niego nie, ale adres i telefon przychodni, w której te badania można zrobić. Część pokrywa ubezpieczenie a niektóre trzeba dopłacić. Po prostu możesz pójść do tej przychodni i tam się zapisać w rejestracji do lekarza.
c.d.n.