środa, 8 lutego 2023

Lek na wszystko?- 53

 Nie wiadomo dlaczego,  ale tak jakoś jest, że wszystkie urlopy i inne dni  wolne od pracy mijają szybko, przelatują niczym pociąg expresowy koło przejazdu kolejowego. Minęły  święta, pogoda nadal była zupełnie niemiła,  Warszawa nie prezentowała  się ładnie w okrywie brudnego śniegu - tata dostał "zakaz opuszczania  koszar indywidualnie", bo nocą wszystko podmarzało i było na ulicach ślisko, chociaż osoby zatrudnione  na etatach dozorców  bardzo starały się, by chodniki były dobrze oczyszczone. 

 Postanowiono, że w sylwestrowy wieczór  nie spotkają się , zobaczą  się dopiero w Nowy Rok na  lunchu  i najwygodniej  będzie, gdy to Alina i Kris przyjdą  bo, jak powiedziała Teresa, znacznie łatwiej jest spolaryzować  Aleksa w domu - jeżeli nie  będzie spał, to będzie po prostu siedział a tak  dokładnie to przemieszczał się  w kojcu. 

Kris zauważył, że można  przecież przenieść kojec w częściach do nich, ale Teresa spojrzała  się na niego takim wzrokiem, że zaraz zamilkł,  a Kazik powiedział - jeszcze  trochę bracie a zrozumiesz dobrze co to znaczy małe  dziecko w domu. Chyba zbyt rzadko u nas  bywasz, skoro jeszcze tego nie  zrozumiałeś. Minął czas gdy można go było wszędzie w wózku lub w nosidełku ustawić, zatkać dziób smoczkiem i mieć święty spokój. Przygotuj się psychicznie na to, że już nic nie będzie takie jak przed urodzeniem się dziecka. 

To swoiste trzęsienie ziemi, które niemal wszystko w domu zmienia.  Po prostu nagle priorytetem staje się "bobo".  Gdy słucham opowieści kolegów w pracy, dochodzę  do wniosku, że Aleks jest super grzecznym i spokojnym dzieckiem. Nie wiemy co to jest nieprzespana noc z powodu płaczu  dziecka. My nawet nie wiemy tak naprawdę jak on płacze. Jego płacz to słyszałem tylko gdy go wyjęli z brzucha Tesi. I chyba raz u pediatry na rejonie, bo go obudziła  badaniem i się wystraszył. Teraz mamy prywatnego pediatrę i mały nigdy u niego nie płacze. A  jeżdżę z nimi do niego na każde badanie. Facet jakoś tak go szczepi, że mały nawet nie  wie, że go kłuje. Wie która szczepionka boli w chwili wprowadzania i wtedy bardzo pomału wstrzykuje. Nie rzuca go na  zimną szalkę wagi, zawsze na  niej jest gąbka i cienka pieluszka tetrowa. I zawsze do małego przemawia i zagaduje i chyba Aleks uważa go kawałek rodziny. I będzie  się małym opiekował do ukończenia przez niego siedmiu lat. Bo według niego wtedy już dziecko nie podlega opiece pediatry. Tyle  tylko, że teraz w Polsce pediatrzy mają się opiekować dzieckiem aż do pełnoletności. A zdaniem naszego lekarza niemowlę a dziecko powyżej 7 roku życia to dwie  różne bajki.

A nas też by wziął pod opiekę? - zapytał Kris. Zadzwonisz do niego, powiesz, że ma już pod opieką dziecko nasze i czy w takim razie wziąłby i twoje dziecko- poinformował brata  Kazik. Tylko może zaczekaj aż się dziecko urodzi. Do noworodków to on przyjeżdża do domu. A wagę to weźmiesz od nas- wpierw ją tylko wypożyczyłem a potem ją kupiłem. Wypisała wam chyba Tesia co dostaniecie dla swego niemowlaka. 

Ona nie  tylko nam wypisała, ona już się pozbyła tego, co dla Aleksa za małe - powiedział Kris. I nie mogę  się oprzeć wrażeniu, że niemal niczego nie trzeba będzie dokupować.  Smoczki  dokupicie - powiedziała Tesia. Tylko weźmiesz sobie  na  wzór jakie to mają być.  Małe butelki macie, sobie  zostawiłam  jedną, możesz dokupić ze 3 lub cztery większe, ale też nie od razu. Podgrzewacz trzeba kupić, on się  długo przydaje. Spisz  sobie producenta - ten już jest sprawdzony. Pierwsze łóżeczko też już możecie od nas wziąć. Jest spakowane, tylko trzeba je wyciągnąć z piwnicy.  I mała  wanienka z wmontowanym leżaczkiem do kąpieli też jest. Aleks, gdy już będzie sam wędrował na nóżkach, to będzie się kąpał w kabinie pod prysznicem. Teraz się kąpie w szwedzkiej składanej wanience - kupiliśmy ją tam gdzie  wózek, razem ze stelażem- też składanym.

Możecie się ze mnie  śmiać, ale mam wrażenie, że dopiero co Aleksa urodziłam a dziś doznałam niemal szoku, bo on dziś rano  stał w  swoim łóżeczku i niczego się nie trzymał - mało tego usiłował wydłubać oczy zabawce. No i stąd wniosek, że kupując jakąś zabawkę z oczami trzeba sprawdzić, czy aby dzieciak jej nie rozmontuje.

Fotelik samochodowy razem z osprzętem i wózek dostaniecie w styczniu - my już musimy kupić dla Aleksa nowy fotelik. I nowy wózek, typu spacerówka. I chyba też zamówimy w tym samym sklepie, w którym kupowaliśmy wtedy- oni od  razu montują wtedy w  samochodzie uchwyt do fotelika. Ja  sam nie  będę tego montował- dają nawet gwarancję na montaż  - powiedział Kazik. Możemy wtedy pojechać w dwa samochody i wtedy ci od razu zamontują ten uchwyt w samochodzie.

Coś mi się wydaje, że trzeba będzie nieco przemeblować nasze  mieszkanie i "graciarnię" przerobić, czyli zamówić szafy i będę musiał zrobić remanent i ani chybi część zawartości graciarni zlikwidować ewentualnie przenieść do piwnicy. Bo, wstyd  się przyznać, nawet nie bardzo wiem co tam jest. Mam podejrzenie, że część z tego co się miała kiedyś przydać nigdy  się nie przydała, bo  po prostu zapomniałem o  tym, co tam zostawiłem.

Oooo, to super! - ucieszył się Kazik.  Przejrzyj  braciszku, przejrzyj, może  znajdziesz  moją rakietę tenisową- kiedyś ją u ciebie zostawiłem i też o niej  zapomniałem. Ma na uchwycie naklejkę z napisem KAZ.  Swoją drogą nie wiem skąd ten pomysł, byśmy obaj  mieli imiona zaczynające  się tą samą literą. Przez  to mamy identyczne inicjały. 

To przez ciebie - powiedział Krystian - pytałem  się kiedyś o to mamy. To przez  to, że chciałeś mieć siostrę a nie brata i miała to być Krystynka. No a urodził się  chłopak, więc chyba na otarcie twoich łez nazwali mnie Krystianem.  Teraz to mi to imię nie przeszkadza,  ale w szkole to mi dokuczali bo mówili albo "Krystek z Warszawy" albo "Krysiak". A "Krystek z Warszawy" to nawet była książka. Napisała  ją żona Władysława Broniewskiego, która była pedagogiem i autorką książek dla  dzieci i młodzieży. Ale nie bardzo wiem o czym była ta książka, bo jej nie czytałem. Bo lektury szkolne jakoś kiepsko mi wchodziły do głowy. W moim odczuciu to były straszne te lektury. Mdliło mnie gdy je czytałem, a rodzice mnie tylko pocieszali mówiąc, że ty też te same książki czytałeś. W "Chłopach" znalazłem twoją notatkę, z której jasno wynikało, że nie  byłeś zwolennikiem kochania się pod stogiem-  "ani to ładne,  ani wygodne" napisałeś. Dopisałem do tego "racja, słoma w tyłek drapie i mrówki gryzą". Gdy  się przeprowadzałem książkę dałem do jakiejś biblioteki. Ciekawe  czy ktoś  się do naszych notatek dopisał.

Nooo, dobrze  wiedzieć, że byłeś Ziku chłopakiem dbającym o wygodę partnerki i o estetykę - śmiała  się Teresa. Wyobrażam  sobie  minę pani bibliotekarki gdy  zobaczyła te  notatki. Ołówkiem były napisane? Tak, ołówkiem, tyle że kopiowym. Ale nie wiem, czy widziała to jakaś bibliotekarka.  Jeśli to była dobra bibliotekarka, to raczej  wpadła na pomysł, by książkę przejrzeć  nim trafi na półkę- twierdziła Teresa.  Zwłaszcza, że była to książka z darowizny. Kiedyś chciałam oddać do biblioteki sporo swoich książek i panie w bibliotece  nie chciały tej darowizny, bo mają wtedy sporo pracy, muszą każdą książkę dokładnie przejrzeć , wycenić ile ona  kosztuje  aktualnie, spisać protokół, założyć kartę książki no i kartę katalogową. A ja przywiozłam wtedy ze trzy walizki książek, czyli tyle, ile one w roku dostają na stan  nowych. No to zgarnęłam wszystko z powrotem i zawiozłam na zbiórkę książek dla Polaków na Litwie. Nie wiem co się z nimi potem stało, ktoś twierdził, że były wysyłane  na Litwę ale nie do bibliotek a na.....rozpałkę. I teraz   raz na jakiś czas, gdy już nie mam miejsca na półce to część książek pakuję w pudła i wynoszę do piwnicy. Mój były mąż gdy go wyrzucałam z domu to nie  miał do zabrania ani jednej książki- on książek nie kupował, tylko korzystał z biblioteki. I na mnie  się wydzierał, że ja ciągle kupuję książki. Zresztą on nie miał zwyczaju czytania książek - preferował kolorowe czasopisma. Ze mnie to się śmiał, że ciągle coś czytam. Ja czytałam, a on siedział wciąż  z nosem w telewizorze i ciągle oglądał filmy z serii "zabili go i uciekł".

Krystian uśmiechnął się- szczerze mówiąc, to nie bardzo mogłem zrozumieć dlaczego za niego się wydałaś. To był wredny facet - w mojej ocenie.  Powiem ci - sprawa była prosta-  był ode  mnie te niemal 9 lat  starszy i mi imponowało, że taki tyle ode  mnie  starszy facet gada mi same  fajne  rzeczy a na dodatek się mną zachwyca jaka jestem śliczna itp. Jego rówieśnik co prawda bardziej mi się podobał, ale obskakiwał inną, a na dodatek  się z nią ożenił, więc nie przeanalizowałam solidnie  sprawy i się za debila wydałam. Na szczęście byłam na tyle mądra, że nie dałam sobie  zrobić dzieciaka i byłam na tyle podła, że nie wiedział, że  cały czas brałam tabletki. Był pewny, że to jego  zasługa, bo on "uważa". Bo widzisz Kris, ja jestem z tych bab wrednych.  Cały czas  się przyjaźniłam z Kazikiem, nawet mu "świadkowałam" na  sprawie rozwodowej. Od początku wiedziałam, że moje małżeństwo było nieudane i miałam zamiar się rozejść gdy Robercik wyjedzie na placówkę, bo ja nie chciałam wyjeżdżać. Byłby trwały rozpad związku z uwagi na odległość pomiędzy Moskwą a Warszawą i rozwód przeszedłby jak burza. Ale pan wszystkowiedzący podłożył się i jeszcze  zapłacił za rozwód.  Nie mam pojęcia co on powiedział swojej matce, ale pewnie głównie to, że ja nie  chciałam jechać do Moskwy na cztery lata. Moja była teściowa mi powiedziała kiedyś, że po to się jej synek ożenił, żeby miał mu kto obiady gotować, w  związku z tym on jadł u  niej  a ja w restauracyjnym barze. Na początku to nawet gotowałam, ale  szybko się znarowiłam. Jemu moje  gotowanie odpowiadało, no ale skoro nawet palcem nie kiwnął by mi pomóc, no to przestałam gotować. Zresztą ja naprawdę byłam po ośmiu godzinach pracy kompletnie wykończona. Dobrze, że  w pobliżu był ten barek i zawsze około  czternastej  "wyskakiwałam" z pracy na jakiś lunch.  Z reguły  sama, a czasem razem z Frankiem, a czasem do Wedla na gorącą  czekoladę. To dawało "kopa" - jednak dobra  czekolada działa  cuda. 

Do którego Wedla- zainteresował  się  Kris. No to do tego głównego, który jest od lat na rogu Szpitalnej i Górskiego. Tam jest malutka  pijalnia czekolady. I ja nic o tym nie wiem? - zdumiał się Krystian. Uwielbiam gorącą  czekoladę! Muszę zabrać tam  Alinę - Teresa skrzywiła  się - to raczej kiepski pomysł- wybierzesz  się tam  z nią, gdy już urodzi i przestanie  karmić. Możesz oczywiście  kupić dla  niej dobrą, gorzką  czekoladę, ale może jej zjeść jednorazowo jedną kosteczkę na kilka  dni. Jest bardzo  zdrowa, ale czekolada powoduje  zaparcia, a ciężarna i tak ma już kłopoty z jelitami, bo małe rośnie i na  wszystko uciska. Możesz wpaść na czekoladę razem z Kazikiem. 

Nie może wpaść ze mną na  czekoladę, bo ja nigdzie  nie  wpadam bez ciebie. Co najwyżej to mogę kupić czekoladę do picia i możemy ją sobie zrobić w domu- zaprotestował Kazik. I jeszcze  małe  sprostowanie do tego co ty powiedziałaś - największym idiotą w tym towarzystwie to byłem ja, bo cię po prostu  nie  doceniłem- nie podejrzewałem, że  to ty jesteś mi przeznaczona, poza tym nie planowałem  się wiązać  małżeństwem, a wg mnie  byłaś  za porządną dziewczyną byś była tylko do łóżka. Znałem  cię przecież, bo nasi  rodzice  się znali. Wiedziałem, że  jesteś porządną  dziewczyną z dobrego domu, że masz dobrze poukładane  w głowie, że jesteś  mądra. Nie miałem śmiałości  by ci zawrócić w głowie i wykorzystać cię.  Nie wiem  czemu  zakładałem, że byłby to tylko przelotny romansik, a ty zasługiwałaś  w moim odczuciu na poważniejszy związek.  I przez moją durnotę straciliśmy tyle czasu!  Ale jak widać jak coś komu pisane tak być musi. Wycierpiałem  się kochając  cię i nie mogąc być z tobą. A teraz  to jestem tak zupełnie  zwyczajnie  szczęśliwy, bo jesteśmy razem.  Był i jest nadal jeden ogromny plus tego  wszystkiego - dzięki temu, że  się przyjaźniliśmy tak bardzo długo to dobrze poznaliśmy  się wzajemnie. I zapewne dzięki temu tak dobrze  się rozumiemy. Jesteś całym moim światem... Dalszy  ciąg wyznań przerwał dźwięk  telefonu Kazika.  Spojrzał na ekran i  szybko się zgłosił- to telefonował "szef". Chciał by  Kazik umówił go ze swym bratem. Możliwie dość szybko na początku roku. Nie ma problemu - mój  brat właśnie obok mnie  stoi, więc on z panem sam porozmawia. A pan jest może w Warszawie? Przypominam, że zaproszenie do nas jest nadal aktualne. No to oddaję telefon  bratu, na  razie szefie. Kris wziął telefon i wyszedł z nim do kuchni. W chwilę po nim wyszedł do kuchni Kazik z kartką w ręce, na której napisał - nie podawaj mu kosztów, ja wszystkie pokryję. Krystian pokiwał głową, że rozumie i oddał mu kartkę z powrotem. W kwadrans potem wrócił do pokoju mówiąc - pozwoliłem  sobie zaprosić twego szefa na nasz rodzinny lunch w Nowy Rok. Przywiezie wtedy papiery jakie ma. Wygląda mi facet na rzeczowego faceta, który już przebolał rozpad związku. Ale sam nie  zamierza występować o rozwód- jemu nie przeszkadza nieobecność szanownej małżonki, niech ona wnosi sprawę rozwodową, jeśli oczywiście chce rozwodu. Z tym, że ona nawet nie szepnęła nic o rozwodzie. A on nie  zamierza się z jakąś nową panią wiązać małżeństwem i mu rozwód nie jest potrzebny. Sprawa  raczej nie jest skomplikowana, dzieci  nie mają, za to mają rozdzielność majątkową no i on chce trochę tego posprzedawać, tylko muszę sprawdzić jego papiery czy  wszystko tam jest w porządku i  nie budzi żadnych wątpliwości. Przyjedzie przed godziną 14,00, no bo go zaprosiłem na lunch. Po lunchu z nim zrobię  wywiad i przejrzę papiery. Bardzo dobrze - stwierdził Kazik - możecie  sobie siedzieć w moim gabinecie, my będziemy  w dziennym pokoju i nikt  wam nie będzie  przeszkadzał.  Twój szef twierdzi,  że gdy tylko mu przyszło na  myśl, żeby skasować tę rozdzielność majątkową to przyszedł list od jej siostry by ona  do niej przyjechała i trochę jej pomogła, bo ona jest po operacji. W związku z tym się wstrzymał, bo nie widzi powodu, by jej siostra miała korzystać z tego, co on odziedziczył po swoich rodzicach.  Bardzo mi się podobało bo powiedział, że ta  siostra to wykończyła  swego męża Kanadyjczyka- wyszła za  niego naga i bosa i już zdążyła owdowieć i wszystko po nim odziedziczyła. A twój szef ma jakieś dziecko, dorosłe, nieślubne, ale je uznał bo musiał - badania genetyczne były robione dwukrotnie i wykazały, że to jego dziecko. No i chce to dziecko zabezpieczyć nim szanowna żona ewentualnie  wróci z Kanady, bo on nie  wierzy, że ona nigdy nie  wróci. No chyba, że wyjdzie tam za jakiegoś faceta. No ale do tego musiałaby mieć wszak rozwód.

                                                                   c.d.n.

Lek na wszystko? -52

 Po tym trochę "rozpustnym" lunchu  Alina z Krystianem postanowili pospacerować nieco, bo pogoda  była nawet  całkiem znośna, a Teresa  zabrała  się za szykowanie dla maluszka  obiadu.  Kazik siedział z małym w kojcu - tym razem uczył syna zabawy piłką, nieco  tylko większą od piłki tenisowej. Zabawa bardzo  się Aleksowi podobała, ale  gdy maluch kolejny raz wyrzucił piłkę z kojca a Kazik po nią kolejny  raz  wyszedł  z kojca, stwierdził, że chyba jednak nie jest to dobra  zabawa. Teresa się z niego cichutko podśmiewała mówiąc, że jeszcze  długo każda zabawa z małym piłką  tak właśnie  będzie  wyglądała.

Kazik pokazał Teresie i tacie pismo z ministerstwa, przyznające mu nagrodę - trzyletnie stypendium za jego osiągnięcia  zawodowe . Nagrodą była kwota netto jego wynagrodzenia miesięcznego, która będzie  mu wypłacana co miesiąc przez trzy kolejne lata, oprócz normalnej jego pensji. Oczywiście było jasne jak  słońce, że jest to metoda na przetrzymanie  go przez kolejne trzy lata w  instytucie. No i fajnie - podsumował Kazik - będę robił doktorat. Całkiem ładnie  się "wstrzelili" czasowo i moja ukochana  żona przestanie  się zamartwiać, że nie  zarabia. Masa osób od  nas odeszła, zostali  sami "entuzjaści" co i za darmo potrafią  pracować.

Tata był zachwycony, głównie  tym, że dostrzeżono potencjał Kazika. Wyściskał  swego zięcia mówiąc, że pieniądze pieniędzmi,  ale najważniejsze, że doceniono jego osiągnięcia. Bo w gruncie rzeczy byłoby marnowaniem  potencjału, gdyby Kazik przeszedł do warsztatu naprawiającego  samochody, choćby był  to najnowocześniejszy pod  słońcem  zakład. A Kazik powiedział tacie, że nie powiedział o tym stypendium ani słowa swemu bratu i zrobił to celowo a nie przez  zapomnienie.  Bo chociaż Krystian naprawdę dobrze  stoi finansowo  to zawsze, od  dzieciństwa już, wszystkiego starszemu bratu  zazdrości. I nie idzie tu o pieniądze, ale właśnie o to "docenienie potencjału Kazika".  Och,  nie ma  sprawy - nic  mu  nie  powiem, zresztą  nie da  się ukryć, że na każdym spotkaniu to Krystian głównie mówi - ja  nie mam mu o  czym opowiadać.

Kazik, tak jak planował  przygotował na Mikołaja koperty z gotówką. Koperty udekorował naklejkami z choinką i  Mikołajem i  6 grudnia gdy Aliny i Krystiana  nie było w domu, zaniósł im  do mieszkania koperty z gotówką i dwa czekoladowe Mikołaje i wszystko zostawił na stole w ich kuchni.

W  domu  tata po spacerze znalazł w jednym kapciu czekoladowego Mikołaja a w drugim  gotówkę. Teresa "wypłatę" od Mikołaja dostała w nowym, eleganckim portfeliku, który był włożony  w jej cieplusie  kapcie. A Kazik  w swoich klapkach znalazł ciepluteńkie, puchate skarpetki i nowe rękawiczki "samochodowe". Prezent bardzo na  czasie, bo ostatnio gdzieś mu się jedna rękawiczka "zapodziała". A tak naprawdę to się wcale nie  zapodziała, tylko Teresa ją zabrała gdy wybierała  się po nowe rękawiczki, bo te już były "mocno nieświeże" jak to określiła Teresa. Maluszek dostał kolejne zwierzątko - tym razem pluszowego misia, który nim trafił w ręce Aleksa przeszedł  operację usunięcia urządzenia  wydającego dźwięki. Nie  była to na szczęście skomplikowana operacja i "ranę po operacji"  niemal artystycznie zaszyła Teresa. Zastanawiali  się z Kazikiem jak można  było taką ładną  zabawkę wyposażyć w tak bardzo brzydki dźwięk - coś pośredniego pomiędzy charkotem kogoś  duszonego a terkotem traktora. Cała reszta  misia  była w porządku, był lekki, nie  za duży dla roczniaka i miał całkiem ładną mordkę. Oczywiście był z importu, teoretycznie z jednego z krajów europejskich, a praktycznie był Chińczykiem. Kazik  się  śmiał, że ten miś ryczał po chińsku.

Przed  świętami  zatelefonował do Teresy Franek z życzeniami. Plany wyjazdowe zostały odłożone na plan dalszy, bo ojciec Franka musiał się poddać operacji przepukliny. I, co bardzo  Franka zdenerwowało, to niewiele  brakowało to uwięźnięcia przepukliny, bo szanowny tata od dwóch lat hodował z wielką czułością ową dolegliwość.  W związku z tym zamiast nieomal kosmetycznego zabiegu pod znieczuleniem zewnątrzoponowym  była operacja w pełnej narkozie, więc mowy nie ma żeby go samego po tej operacji zostawić ani też nie można go wziąć  ze sobą.   I jeszcze  go trzeba  wciąż pilnować by czegoś nie dźwignął. Joanna siedzi z nim   w domu, bo się uczy do sesji, a tata narzeka, że ona  go strasznie pilnuje. Poza tym pełna  narkoza w pewnym wieku coniebądź szkodzi na mózg. Jak dojdzie nieco bardziej  do siebie fizycznie, to trzeba  będzie pewnie jakieś badania porobić- wszak tata nie jest młody.

Zaraz po "mikołajkach" Kazik zapowiedział rodzinie, że w tym roku  nie ma prezentów pod  choinkę no i święta będą oczywiście u  nich z uwagi na Aleksa. Mimo wszystko wygodniej  jest z nim we własnym domu, więc wigilia, obiad rodzinny w pierwszy dzień świąt to będą u Kazików.  A w drugi  dzień  świąt to po prostu będą odpoczywać.

Choinka w tym roku będzie  sztuczna, po świętach zostanie razem z ozdobami zawinięta w foliowy worek i wyniesiona do piwnicy by podrzemać tam  sobie do następnych świąt.

I co z tego, że Kazik zapowiedział, że w tym roku nie ma prezentów pod choinkę - w wigilię rano zjawił się......Franek. Oczywiście z prezentami. Daktyle świeże dla Teresy, dla juniora domowej roboty kompoty i  dżemiki z owoców z hodowli BIO- dzieło Joanny. Dla taty - suszone boczniaki i grzybki shitake. Bo super  zdrowe dla osób starszych. A oprócz tego susz rumiankowy i miętowy - wszystko dzieło Joanny. Przywiózł też dopiero co złowione, ale już wypatroszone pstrągi - oczywiście  z hodowli, ale hodowla też BIO. I można je śmiało ugotować dla juniora. A na końcu  była prośba, by albo wszyscy przyjechali do nich w drugi dzień świąt albo by choć "wypożyczyli"  tatę. W razie  czego to Franek po tatę przyjedzie  i go potem odwiezie do domu. W efekcie szybkiej narady "w delegację" zostali wydelegowani tata, Alina i Krystian. Tym sposobem rozwiązany był problem transportu taty.

Po wyjściu Franka Teresa szybko ruszyła na zakupy do księgarni i do otwartego jeszcze  marketu, razem z nią wybrał się tata.  Tata zakupił dla ojca Franka szachy i książkę o grze  w szachy, Teresa w stoisku kosmetycznym  zakupiła kosmetyki  dla Joanny i obu panów.

No właśnie tak wygląda planowanie - powiedziała  do taty. Przy okazji w księgarni zagarnęła jeszcze kolejną książeczkę dla Aleksa. Zajrzała też na  dział z wyposażeniem  dla dzieci i......kupiła wysokie krzesełko dla synka. Tym razem będzie z nimi siedział  przy stole nie na kolanach mamy lub taty,  ale na własnym krzesełku między nimi.

Ten zakup okazał się przysłowiowym  "strzałem  w dziesiątkę"- krzesełko było składane i było poza  tym bardzo stabilne. No a na następną wiosnę będzie dla dziecka Aliny i Krystiana. Gdy dotarli do domu to Kazik powiedział - już chciałem was  szukać! Zik, przecież my poszliśmy piechotką, bez  samochodu, a my chodzimy statecznie, nie biegamy, no więc trochę to trwało. No a czemu nie wzięłaś samochodu? No bo nie pomyślałam, żeby wziąć twój  samochód, nie podpowiedziałeś, a ja nie noszę przy sobie kluczyków do  niego. Poza tym było sporo ludzi i pewnie  byłby kłopot z parkowaniem. Jeśli  się tak martwiłeś to było zatelefonować. Ja się nie martwiłem, ja po prostu tęsknię za tobą. Tak jakoś mało jesteśmy razem. No ale przecież nie będziemy siedzieć na wigilii do północy - zjemy kolację, deserki po kolacji i pójdziemy spatuńki razem z Aleksem. Alina też nie nadaje  się do siedzenia nocą. Za trzy miesiące będzie rodzić, to już nie  czas na siedzenie po nocy. Fajnie, że pojutrze pojadą razem z tatą do Franka. Alina pewnie tak po cichu trochę tęskni  za tamtym  domem. W końcu mieszkała tam wiele  lat. A o której oni przyjdą na tę kolację? - na 17, 30. No to dobrze  to wymyśliłaś  - najdalej o dziewiątej będziemy już w łóżeczku. Tak bardzo, bardzo lubię cię tulić  -wiesz?   Tylko będziesz tulił? -zapytała. No na początku tylko tulił i całował, a potem - no a potem będę sprawdzał jak w wigilię smakuje każdy kawalątek twego ciałka.  No to może ja się czymś wysmaruję, żebym  była dla ciebie smaczniejsza - śmiała  się  Teresa.

Krzesełko zostało przez tatę i Kazika umyte, na dodatek  wyłożone dziecięcym kocykiem, ale Teresa nie  chciała by mały już  w nim  siedział - obawiała  się, że jak mu się pokaże, że można w nim siedzieć nie tylko z racji jedzenia to malec nie będzie chciał siedzieć w kojcu. A według dołączonej "instrukcji użycia" krzesełko było dla dzieci od lat 1 -  3. Krzesełko miało własny blat, który skutecznie blokował malucha. Podpórka pod nóżki dla nieco starszych  dzieci miała regulację wysokości. No popatrz- Włosi jak zwykle są bezbłędni z tą produkcją sprzętu dla dzieci - stwierdził tata. U nich dziecko to pełnoprawny obywatel.

Wigilia została "wzmocniona" smażonymi pstrągami. Teresa "podziabała"  kawałeczek ryby widelcem na bardzo maleńkie kawałki, wymieszała z rozdrobnionym kartofelkiem i Aleks bardzo sprawnie zjadł tak ze 3 centymetry pstrąga - szło mu to bardzo sprawnie. Butelkę z piciem już sam sobie trzymał i bardzo mu  się podobało siedzenie pomiędzy rodzicami. Oczywiście dziadek od razu uwiecznił ów fakt na  zdjęciu.

Po kolacji Alina z Teresą popakowały prezenty, karteczki opatrzył imionami tata, bo tata bardzo ładnie robił napisy, Teresa wszystko spakowała w koszyk.  Kwadrans po ósmej Teresa wydobyła  Alka z fotelika, pięknie zrobił rączką pa,pa  i Teresa wyniosła  dziecko do sypialni.  Alina i Krystian też się podnieśli, Alina zamarzyła  sobie jeszcze pójście na spacer, więc się pożegnali. Wychodząc dyskutowali czy przejdą się koło domu Kazików czy podjadą pod swój dom i tam pospacerują.  Alinko, przecież to wszystko jedno, możemy teraz  podreptać, a możemy za chwilę, gdy dojedziemy pod nasz dom. Koło nas jest  mniej samochodów, tylko taka różnica.

Pierwszy dzień świąt upłynął dość leniwie. Pogoda była niestety marniutka, padał deszcz  ze śniegiem i Teresie i Kazikowi wcale się nie spieszyło rano do wstawania. Teresa zrobiła małemu  mleko, zmieniła  mu pampersa i Aleksa przytulił do siebie tata.  Tata był jak  zwykle śpiący,  a że nie musiał dziś jechać do pracy trwał w półśnie czekając na Teresę. No i wtedy nastąpiło to, co Aleks ogromnie  lubił - leżał pomiędzy tatą i mamą i po kilku minutach kręcenia się spokojnie zasnął. Kazik też zasnął. Teresa patrzyła z wielkim  rozczuleniem na  swoich mężczyzn. Pierwsze włoski Aleks już stracił, te "nowe" były jeszcze bardzo krótkie i znacznie jaśniejsze niż te, z którymi przyszedł na  świat.  Kazik przebudził się na moment i bardzo delikatnie przeniósł małego  otulonego kocykiem do jego łóżeczka. Nakrył go jeszcze  jednym kocykiem, sprawdził, czy się mały  nie przebudził i wrócił do małżeńskiego łóżka. Przytulił się mocno do Teresy i szepnął jej do ucha - pośpijmy jeszcze trochę. No jasne, zgodziła się. Po dwóch godzinach obudził ich świergot ptaków - ów świergot ptaków był z pozytywki, która wisiała w łóżeczku Aleksa. Teresa zerknęła i szybko wyszeptała do Kazika - zobacz, on stoi i  udało mu się dlatego uruchomić pozytywkę. Oboje popatrzyli w stronę łóżeczka - rzeczywiście Aleks stał i usiłował wydłubać oczy pozytywce, która imitowała głowę misia. 

No, całe szczęście, że już obniżyliśmy mu "podłogę" w łóżeczku- stwierdził Kazik. Wypadł by gdy była tak wysoko jak przedtem. Popatrzmy jeszcze na niego - powiedział Teresie do ucha.   Mały był odwrócony do nich bokiem,  ale był szalenie zajęty oczkami  misia- na szczęście oczka tego misia były dobrze umocowane. A bardzo go interesowały-  może dlatego, że były wielkości oka dorosłej osoby. Może szkoda, że te oczka nie mają powiek - pomyślała Teresa. Byłyby wtedy jeszcze bardziej interesujące.  Mały był bardzo zainteresowany tymi oczkami. Stał w łóżeczku już co najmniej kwadrans. W końcu, chyba już zmęczony klapnął na pupę. Wtedy Kazik  wstał, co zostało powitane uśmiechem i przemieszczeniem  się małego w stronę taty. Kazik wziął dziecko i razem z nim ułożył się obok Teresy. W nagrodę tata zaraz został obśliniony, mama z lekka skopana i sprawdzono czy jej włosy nadal się mocno trzymają głowy. Słodziak został przebrany w dzienne ciuszki, przy okazji znów zmieniono mu pampersa a z tej radości nóżki fikały nieprzerwanie. Na czas ubierania się rodziców wylądował w swoim łóżeczku a potem został "spacyfikowany", czyli trafił do kojca.

                                                                             c.d.n.