Nadreptali się trochę po Giudecce, w ramach odpoczynku wzmocnili się nieco kawą
i lodami.
A teraz - powiedział Fabio- popłyniemy na tarło turystyczne- o tej porze większość
wycieczek powraca do swych hoteli na kolację, więc może nas nie zadepczą na Placu
Świętego Marka.
Albo może wolicie mały rejsik motorówką po Lagunie Weneckiej. Możemy popłynąć
aż do Punta Sabbioni, zobaczycie od wody Murano, Burano i kilka innych wysepek.
Decydujcie.
A czym byśmy płynęli - zapytał wujek? Oczywiście moją motorówką- mam nowiutką,
to jest prawie nowiutką - odpowiedział Fabio. Kupiłem z ojcem do spółki. Ojczulek lubi
czasem popływać po Lagunie. Sam już by nie popłynął, dlatego jestem wspólnikiem tej
łódki. W takim razie popłyniemy dalej i przespacerujemy się do przystani.
W drodze do przystani mijali małe sklepiki z pamiątkami, Iza przy każdym przystawała,
aż Fabio powiedział - nie kupuj tutaj, bo przepłacisz. To samo kupisz kilometr dalej już
taniej. Tu są ceny dla turystów jednodniowych co to rano przypłyną a o 17,00 odpłyną by
zdążyć na kolację w hotelu. Tu tylko obejrzyj, potem mi powiesz co ci się podobało i
pojedziemy jednego dnia na zakupy.
Ale ja nie chcę kupować - wyjaśniła Iza- ja tylko chcę obejrzeć.
No to popatrz na wystawie, a potem obejrzysz to gdzie indziej. Jeśli wejdziesz tu do
sklepu, to nie wyjdziesz z niego z pustymi rękami. Zmuszą cię, byś cokolwiek kupiła.
Będziecie jutro na Murano i jak znam życie to z pustymi rękami stamtąd nie wrócisz.
No bo chyba jutro jedziecie na Murano, prawda?
Prawda, odpowiedział wujek. A dlaczego nie trzymasz łódki w Punta Sabbioni?Miałbyś
bliżej.
No bo tu jestem niemal codziennie a ja też lubię sobie popływać po Lagunie Weneckiej.
Lubię Wenecję, ale głównie od strony wody.
Fabio zatrzymał się przy czymś, co można było nazwać mini kawiarenką - usiądźcie tu
na chwilę, muszę przygotować łódkę- co wam zamówić?
Wujek szybko wszedł za nim do barku, opędzając się od Jacka, który też chciał tam wejść.
Zostań przy Izie, żeby jej ktoś nie poderwał- rzucił Jackowi przez ramię.
Iza zaczęła się śmiać - no nie , nie poużywam sobie przy was - jeden zabrania wchodzić
do sklepu, drugi każe mnie pilnować by ktoś nie poderwał, a co to, nieletnia jestem?
No letnia to jesteś, tylko się boję, że możesz zmarznąć na tej motorówce, na wodzie
będzie dużo chłodniej- zatroszczył się Jacek. Chciałem o tym porozmawiać z Fabio.
W tej chwili przyszli Fabio i wujek, który niósł trzy kocyki flanelowe i kurtkę. Za nimi
młoda dziewczyna niosła tacę z trzema filiżankami cappuccino i koszyczkiem małych
ciasteczek uformowanych w kulki.
No to dajcie te kocyki i kurtkę, ja idę do łodzi. Jak wypijecie to ruszajcie moim śladem.
Iza zajęła się kawą i ciastkami. Z wielką przyjemnością siedziała , bo jednak sporo dziś
chodzili.
Wujku, a czym się właściwie Fabio zajmuje? Fabio? niczym wielkim, inwestowaniem
w dobre interesy, trochę gra na giełdzie, trochę ziemi wcześniej sprzedał.Ma udziały
w jakimś hotelu, masę znajomych i trzeźwo myśli.
Wypili kawę, zjedli ciastka i ruszyli "śladem Fabia". Doszli na przystań, przystanęli przy
pomoście, gdzie cumowały motorówki i rozglądali się gdzie jest Fabio, bo przy żadnej
z motorówek go nie było.
Iza poszła kawałek dalej, gdzie cumowały nieco większe łodzie i tam zauważyła, że
z jednej łodzi macha do niej ręką Fabio. Czym prędzej zawołała swoich towarzyszy.
Trochę całej trójce wyszły oczy z orbit, bo to była całkiem duża łódka, ta motorówka
kabinowa.
Matko droga, wysapał wujek - przecież to jest statek a nie łódka!
Eee tam- Fabio lekceważąco wzruszył ramionami- to łódź motorowa rybacka. Ale w dobrym
stanie. Spać mogą w niej trzy osoby. Kupiłem ją, nie właściwie nie kupiłem- nabyłem drogą wymiany. Kiedyś kupiłem sobie skuter wodny, ale krótko go używałem, poza tym to strasznie
mokra zabawa. Chciałem go więc sprzedać i wtedy znalazłem ogłoszenie, że ktoś sprzedaje
łódź rybacką-kabinową- sprzeda lub zamieni na skuter wodny. Co prawda gość chciał by
skuter był nowiutki a mój już nowy nie był, ale był bardzo krótko używany i niczego, oprócz aktualnej daty produkcji mu nie brakowało, tydzień go używałem i przestałem- to zabawka
dla młodzieży.
A ja aż taki żądny wrażeń nie jestem, demonem szybkości też nie jestem , więc zacząłem
z człowiekiem pertraktować. No i przekonałem go, że to dobra transakcja, potem do skutera dorzuciłem mu tydzień bezpłatnych noclegów ze śniadaniem w jednym z hoteli w Lido.
Obaj byliśmy zadowoleni.
Ojczulkowi się podoba, bo można się schować przed słońcem lub zbyt silnym wiatrem.
Gdyby to był jacht motorowy to może pomyślałbym o pływaniu z turystami, ale to jest mało zabawne.
Bo ludzie to raczej dziwni są. Nawet jeśli w folderze informacyjnym napiszesz, że nie można
na pokład zabrać ze sobą psa lub dziecka poniżej 7 roku życia to i tak zawsze ktoś przytaszczy
kota, psa lub małe dziecko i jeszcze aferę robi. Mój kolega miał taką atrakcję, w końcu wzywał policję, bo rodzina wzięła ze sobą psa, owczarka, bo nie mieli z kim zostawić.
No to odpływamy. Popłyniemy prościutko na Burano. Popłyniemy wolniutko. Żeby poczuć
radość z kontaktu z morzem i by w głowie nie huczał wiatr. A ja będę opowiadał.
Burano to właściwie trzy wyspy połączone mostami nad kanałami. Do zwiedzania też tu trochę
jest. Poza tym Burano słynie z produkcji koronek, które tu wyrabiano już w XV wieku. Cztery
wieki później była tu nawet szkoła koronkarstwa. Mamy tu też własną krzywą wieżę, która jest
dzwonnicą kościoła San Martino. Jest też Kościół Santa Barbara, Stary Targ Rybny, Muzeum
Koronkarstwa. Ale najbardziej charakterystyczną cechą są...domy. Każdy w innym kolorze,
bardzo intensywnym. Kolory dobiera zarząd miasta tak, by nie stały obok siebie dwa tak samo
pomalowane. I jeden z domów mamy inny, bo nie jest jednokolorowy a różnokolorowy.
Nie wiem ile w tym prawdy, ale to podobno po to są domy tak barwne, by rybacy nie przeoczyli wyspy w czasie mgły gdy wracają z połowów.
A ja proponuję byśmy na Burano wysiedli i poszli na Piazza Galuppi do którejś tawerny na
obiado-kolację - ja stawiam - zaproponował wujek.
Ojej, znowu mam jeść? Przecież ja tu utyję - zaprotestowała Iza.
No to tylko popatrzysz jak my jemy- roześmiał się Jacek.
Znalezienie miejsca do zacumowania wcale nie było łatwe i proste, ale Fabio bywał tu chyba
częstym gościem. Kolory domów rzeczywiście "biły w oczy".
Piazza Galuppi pełne było kawiarenek, sklepików, różnej wielkości restauracyjek.
Turystów było sporo, chociaż baza noclegowa na Burano nie powalała ilością miejsc. Wujek dogadał się z Fabio do której tawerny pójdą. Iza i Jacek zajęli miejsca przy barowym stole. Po
chwili kelnerka doniosła dla wszystkich zimne napoje, a Fabio z wujkiem wybierali "coś do jedzenia". Coś do jedzenia to było risotto - dla wujka i Fabia było z owocami morza, dla Izy
i Jacka z grzybami. I chociaż Iza (jak twierdziła) wcale nie była głodna, jednak bez problemu
zjadła swą porcję. Fabio jeszcze zaproponował mały spacer, a Iza stwierdziła, że czuje się
wśród tych małych domków jakoś bardzo nierealnie, jak na planie filmowym.
Wracali niespiesznie do Wenecji.
Gdy dotarli do domu było już ciemno. No to zapraszam na wieczór przy świecach i winie do
altany.
A komary nas nie zjedzą?- zaniepokoiła się Iza. Nie ma obawy, mam patent na to- uspokoił
ją Fabio.
W 15 minut później siedzieli w altanie oświetlonej słabym światłem świec. Na stole stał duży
talerz z pieczywem, dwie butelki z oliwą, 4 talerze. Z kredensu, który ukrywał małą lodówkę
Fabio wyjął białe wino.
Och -westchnęła Iza - focaccia z czarnymi oliwkami i ciabata - uwielbiam!
c.d.n.