Konflikt pomiędzy Leszkiem a Wiesią, a zwłaszcza reakcja Leszka, bardzo Emila zdziwiły. Opowiedział wszystko Adeli dodając, że nie spodziewał się takiej reakcji Leszka na to, że Wiesia zapewne chciała mu wytłumaczyć dlaczego nie zostawiła mu żadnej wiadomości a on ją po prostu obrugał.
Adela uśmiechnęła się - zapominasz, że Leszek miał dość przykre doświadczenia ze swego małżeństwa i jak wiesz wciąż się zastanawia czy syn to jego produkt czy kogoś innego. I nie ma de facto zaufania do kobiet, które nawet w niewielki sposób wyrażają zainteresowanie zwłaszcza jego finansami.
A do tego Wiesia nie należy do potulnych kobietek - ona już dawno wzięła swój los we własne ręce. Większość kobiet, które prowadzą własny, dobrze prosperujący biznes uważa, że są samodzielne pod każdym względem, super się znają na biznesie i mają brzydki zwyczaj doradzania każdemu facetowi jak ma ustawić swój biznes lub jak ma się facet ustawić w swoim miejscu pracy, ewentualnie w ogóle w życiu. I gdyby się "produkowały" poproszone o radę, to byłoby dobrze, ale nie - z reguły nie proszone wygłaszają swą opinię i to w sposób wielce autorytatywny. To coś tak, jakbym ja ci radziła jak masz ocenić wniosek patentowy dotyczący elektrotechniki. A Leszek ma nieco poważniejsze studia niż licencjat z zootechniki, zrobił doktorat i ma lata pracy za sobą i jest znanym lekarzem. O tym, że się już ścięli kilka razy to mi mówiła Wiesia. Jej zdaniem Leszek jest zarozumiały.
Wyśmiałam ją, bo jakby nie było to ona zna Leszka od niedawna, a ja już kilka lat. Oczywiście nie powiedziałam jej jaki jest Leszek, to co o nim wiem to wiem dla siebie i mogę to tylko tobie mówić. A Leszek nie jest zarozumiały, jest bardzo kulturalnym facetem i lekarzem bardzo oddanym swoim pacjentkom. Ona nie chodzi do żadnego ginekologa od chwili wyleczenia się, bo jej zdaniem nie ma nie ma takiej potrzeby ponieważ z nikim nie współżyje. Była ciężko obrażona, gdy on wysłuchawszy jej "spowiedzi" wysłał ją na badanie krwi, bo ona u nas bywa a w domu jest maleńkie dziecko. To był pierwszy poważniejszy zgrzyt a potem podpadł, bo on nie lubi improwizacji i lubi z góry wiedzieć kiedy ona ma zamiar u niego nocować i w ogóle jakie ma plany. A ona przecież jest osobą dorosłą i nie będzie się nikomu spowiadać, nie są przecież w związku i nie będzie mu się opowiadać kiedy do niego w odwiedziny wpadnie ani kiedy je niespodziewanie zakończy. Z tego co wiem, to Leszek w bardzo oględnych słowach powiedział jej o swoim małżeństwie. Więc mnie nie dziwi jego reakcja. Ja nie wiem czy ty zauważyłeś, ale Wiesia- fryzjerka czesząca, strzygąca klientów jest zupełnie inna niż Wiesia prywatnie. W zakładzie to chodząca uprzejmość, nasz klient nasz pan, a Wiesia prywatnie to już inna osoba - nawet ton głosu jej się zmienia. Poza tym gdy mnie mówiła o tym, że mąż ją zaraził to wymieniała inną chorobę. Nie wykluczone, że była posiadaczką obu, bo mając jedną można bez problemu załapać i inną oraz AIDS. I nie uważam, że Leszek postąpił brzydko sprawdzając swoimi kanałami jej wyniki, chociaż on tak uważa. Nawet ważniejsze zaświadczenia można uzyskać za odpowiednią sumę. W sumie to mi żal oboje, bo jakoś im w życiu nie wyszło. Ale mam wrażenie, że wspólne życie nie jest im jednak pisane.
Wieczorem tego dnia zatelefonowała do Adeli Wiesia, czy mogą chwilę porozmawiać. Możemy, ale dopiero najwcześniej za pół godziny bo zaraz będę karmić małą co nieco czasu zajmie. A najlepiej będzie jeśli zatelefonujesz za godzinę. Wtedy już będzie w rękach Emila. Rzeczywiście za godzinę Wiesia zatelefonowała do Adeli. Wpierw się zapytała, czy jest może u nich Leszek i dowiedziała się, że nie, są sami z dzieckiem. A Leszek najprawdopodobniej jest jeszcze w klinice, bo to dzień, w którym regularnie jest w klinice do godziny 20,00 a z tego co Adela wie, to wtedy wychodzi stamtąd późno bo często ma dyżur ginekologiczny jeśli jest na dany dzień przewidziany poród ewentualnie jakaś inna sytuacja wymagająca jego obecności. Wiesiu, a co się stało?- spytała grzecznie Adela. Mnie nic się nie stało, tyle tylko, że Leszek nie odbiera moich telefonów- poinformowała ją Wiesia. No ale ja nie mam na to żadnego wpływu- stwierdziła Adela. Jeżeli nic się nie dzieje dziwnego lub pilnego to ani ja, ani Emil nie dzwonimy do niego w dni robocze. On jest po prostu bardzo zapracowany i kontaktujemy się z nim głównie w weekendy. Bo na razie ciągnie jeszcze ten etat w państwowym szpitalu, bo mają braki kadrowe. Ale on w weekendy też nie odbiera ode mnie telefonów - zezłoszczona Wiesia nieomal wrzasnęła w słuchawkę. Nie pochwalił się wam, że ze mną nie chce rozmawiać? Przyjaźnisz się z nim i nie wiesz dlaczego nie chce ze mną rozmawiać?
Adela nabrała powietrza i spokojnym głosem powiedziała- nie mam pojęcia ani o tym, że do niego dzwonisz a on nie odbiera twoich telefonów i nie mam też pojęcia dlaczego tak jest. Nie rozmawialiśmy na ten temat. Wiem tylko, że jest ostatnio bardzo zapracowany, bo przygotowuje kurs z zakresu cytologii. Nie wiem również co między wami zaszło, ale znając Leszka podejrzewam, że coś palnęłaś co go zabolało, ewentualnie zraniło i zraziło do ciebie. Gdy jest u nas to głównie się bawi i czuli z Milenką - on po prostu się tu relaksuje. Pewnie nie zauważyłaś, ale Leszek to bardzo wrażliwy facet. A co ty taka Matka Joanna od Aniołów jesteś? Matkujesz mu wyraźnie- stwierdziła Wiesia. Mało ci jednego?
Adela na moment zamilkła, przełknęła ślinę i powiedziała - Wiesiu, zastanów się co mówisz. Bo za moment palniesz coś, co sprawi, że będę żałowała przejścia z tobą na ty i tego, że wysłałam Leszka do ciebie na strzyżenie. Przyjmij dziewczyno do wiadomości, że mnie nie interesuje życie intymne Leszka, nie wypytuję go czy i z kim się spotyka i od kogo odbiera lub nie połączenia telefoniczne. Weź się kobieto w garść i odwiedź psychoterapeutę, bo coś się zaczynasz rozsypywać.
I to był koniec rozmowy,bo Wiesia po prostu się wyłączyła. No, no - chyba stracisz koleżankę fryzjerkę - zauważył Emil. Adela wykrzywiła się - w razie czego mała strata, krótki żal. Coraz więcej zakładów fryzjerskich tu już powstaje. Widziałam, że szykuje się nowy salon w pobliżu Konrada, więc znacznie bliżej będę miała tu niż do niej. Poza tym planuję powrót do swego naturalnego koloru bo zauważyłam, że po ciąży i porodzie jakoś włosy marnie reagują na farbę, są matowe i marnie rosną. Poza tym mam wrażenie, że Wiesia nieco przyoszczędziła na jakości farby - te poprzednie były lepsze. Zobacz kochanie, po kilku myciach mam odrost w swoim naturalnym kolorze. Adela rozgarnęła włosy i zaprezentowała ich kolor mężowi. No i jak?- spytała- wytrzymasz ze mną w moim własnym kolorze? Emil przytulił ją mocno i zapewnił, że ten jej naturalny kolor podoba mu się no i pewnie będzie zdrowiej dla włosów jeśli odpoczną od farby.
Leszkowi po prostu potrzeba takiego zwykłego, kobiecego ciepełka a nie kogoś do rządzenia się jego sprawami. Zawiodłam się w pewnym sensie na Wiesi - myślałam, że więcej jest w niej ciepła. Dla niego to przydałaby się druga Stasia- taki chodzący okład na wszystkie troski. Ale z wysokim ilorazem inteligencji - dodał Emil. Jeżeli będzie ciepła i lekko nim zachwycona to niekoniecznie- jemu po prostu brakuje takiej zwykłej, kobiecej troski- stwierdziła Adela. Kobiety która ugotuje to co Lesio lubi, wysłucha opowieści z cyklu "a dziś w klinice...", pójdzie z nim na spacer i do znajomych, obejrzy z nim jakiś film i nie będzie się wymądrzać i może nawet urodzi mu dziecko. Jest cudownym wujkiem dla Milenki, jemu naprawdę brakuje dziecka.
Wydaje mi się, że chyba powinien wyjaśnić do końca sprawę czy junior to jego dziecko czy też nie, bo to będzie go gryzło do końca życia. Podejrzewam, że jego "była" sama nie bardzo wie z kim sobie to dziecko zrobiła. Prawdę powiedziawszy to ja nie mogę pojąć jak można nie wiedzieć z kim się sobie zafundowało dziecko. I jakoś mi brakuje wyobraźni jak można współżyć z dwoma facetami w tym samym czasie. A nie sądzę, że była ofiarą zbiorowego gwałtu. Emil roześmiał się - a może junior to dziecko "z gwiazdy". Nie rozumiem- co to znaczy "dziecko z gwiazdy"?- zdziwiła się Adela. Nic dziwnego, że nie wiesz - w twoich czasach gdy biegałaś na prywatki "gwiazdy" już nie były modne. Ja wcale nie biegałam na prywatki - stwierdziła Adela. Na pewnej prywatce -"parapetówce" poznałam Kamila i nie bywaliśmy na prywatkach, bywaliśmy w klubach i kawiarniach, restauracjach. I zapewne dlatego nic nie wiem o "gwiazdach". O co szło w tej materii? No nic fajnego ani miłego to nie było a jak dokładnie wyglądało nie wiem z autopsji ale z opowieści. Były takie prywatki, na których sporo alkoholu płynęło i gdy panienkom już szumiało w głowach na podłodze układały się w kółko, nogami do środka i ta figura przypominała gwiazdę. A wtedy podpita płeć męska zabierała się do roboty, z tym, że w pewnym momencie na hasło faceci przechodzili z jednej partnerki na następną. I z reguły był to seks bez zabezpieczeń i dziewczyny zachodziły w ciążę tak naprawdę nie wiedząc z którym i mówiono, że dziecko było "z gwiazdy", w której wszak brało udział kilku chłopaków. I, żeby było ciekawiej, tak się zabawiali licealiści. Opowiadała nam o tym siostra mojego kolegi ze studiów. Byliśmy nieco zaskoczeni tą opowieścią bo mówiła o tym tak, jakby oni grali w tysiąca a nie brali udziału w młodzieżowej orgietce. Miała gówniara szczęście, bo nie zaszła, ale jej najbliższa koleżanka w wieku 16 lat została matką i brała ślub za zgodą sądu. Co prawda małżeństwo się dość szybko rozleciało, ona kończyła liceum w Centrum Kształcenia Ustawicznego, paradując w ciąży. Na czas jej ciąży ona z matką przeprowadziły się poza Warszawę, jej synek mówił do niej po imieniu a do swojej babci "mamo". Nie mam pojęcia czy to dziecko dowiedziało się z czasem, że jego "siostrzyczka" jest jego mamą, a osoba którą nazywał mamą jest tak naprawdę babcią.
Coś podobnego! Pierwszy raz słyszę o czymś takim jak "dziecko z gwiazdy"- dziwiła się Adela. Za moich czasów to już prywatki nie były zbyt modne, poza tym podejrzewam, że dziewczyny były wtedy już znacznie mądrzejsze, ale i tak było sporo na chybcika zawieranych małżeństw i nie planowanych dzieci. Po wakacjach zwłaszcza. Ciekawe czy Leszek o tym słyszał. Pewnie się trochę uśmieje, że jestem tak niedouczona w tej materii.
Wieczorem wpadł do nich Leszek - po raz pierwszy "poczuł się rodziną" i nie uprzedził, że się do nich wybiera i sam sobie otworzył drzwi do ich mieszkania własnym kluczem. Przyniósł ze sobą "zaopatrzenie" dla Milenki. Była to cielęcina, kurczak domowego chowu, marchewka i buraki. Mięso było ze zwierząt, którym nie podawano hormonów, a warzywka nie znały pestycydów. Pochodziły z gospodarstwa posiadającego etykietę "BIO". Został pochwalony, że wreszcie poczuł się członkiem rodziny, oczywiście wszystkie produkty zostały przyjęte z entuzjazmem a Adela powiedziała - wreszcie mam mięso, którego zapach mówi sam za siebie z jakiego zwierzaka pochodzi. To też znak, że po ubiciu nie było szprycowane konserwantami. Leszek był szczęśliwy, że udało mu się zrobić takie zakupy. Adela szybko zajęła się porcjowaniem i mięsiwo wylądowało w zamrażarce.
Emil z kolei nakarmił Leszka domowymi kopytkami z gulaszem. Kopytka były dziełem Helenki i oczywiście Leszek załapał się również na porcję "na wynos". Adelko kochana- nie wiem jak ty zaczarowujesz to mięso, ale twojej roboty gulasz jest absolutnie bezbłędny pod każdym względem. Jest absolutnie pyszny! Zdradź mi tajemnicę, jak to osiągasz. Adela roześmiała się - ale przyrzeknij, że gdy będziesz go robić sam, to zrobisz identycznie, pod każdym względem -tak jak wyczytasz w przepisie.
Najważniejsza sprawa to jest mięso-w żadnym wypadku nie możesz kupić mięsa tzw. na gulasz. Gdy robię wieprzowy to robię ze schabu środkowego, wybieram kawałek z młodszego wieprzka. Gdy robię gulasz wołowy to kupuję kawałek mięsa na pieczeń a z drobiu to robię gulasz z piersi indyczej lub kurczaka. Każda normalna gospodyni stuka się w głowę, ale je lubię smaczne mięso. Druga sprawa gdy już pokroję mięso w kostkę to wrzucam je na mocno rozgrzany wok lub rozgrzany płaski rondel, w którym jest......masło klarowane ewentualnie olej kokosowy. Dokładnie obrumieniam kostki mięsa i gdy już wszystkie są zrumienione solę mięso, dodaję przyprawy, najczęściej garam masalę, dolewam gorącej wody , przykrywam i duszę do miękkości. Extra ważne - zawsze "podlewać" mięso gorącą wodą- w przeciwnym razie twardnieje. Czasem dodaję śmietanę, ale częściej nie. I to cały "sekret". Często, gdy już trochę podduszę mięso dodaję marchewkę, pietruszkę, seler, cebulę -wszystko krojone w drobną kostkę i czasem jabłko też pokrojone-bez skóry. Do tego można podać ryż albo jakiś makaron lub kartofle. A sam gulasz tylko ze surówką, bez klusek, ryżu lub kartofli to mogę jeść codziennie. Albo- gulasz z sałatką ziemniaczaną- nietypowe, obłędne zestawienie.
Adelko- a skąd wiesz czy schab jest z młodego wieprzka? Poznajesz po obwodzie tegoż schabu - młody wieprzek to schab nie jest zbyt okazały.Proste jak konstrukcja cepa.
Leszku, dzwoniła dziś do mnie taka jedna żaląc się, że nie odbierasz od niej telefonów, więc ją poinformowałam że ja nie wpinam się w twoje życie osobiste i nie wiem czyje telefony odbierasz a czyich nie odbierasz. Dobrze jej powiedziałaś - wykasowałem ją w książce telefonicznej mego całkiem prywatnego telefonu, a nie odbieram telefonów, których nie mam w wykazie. Mówiłem jej, żeby sobie oszczędziła telefonowania do mnie, bo nie mamy o czym dyskutować.
A ja byłem w naszej Spółdzielni i dowiedziałem się, że pani Wanda zarezerwowała dla mnie miejsce parkingowe. To będzie miejsce na dachu już istniejącego chyba sześcio-miejscowego garażyku,który jest na ZWM. Ciekawostka głównie w tym, że w tym celu powstanie górka by na ten garaż można wjeżdżać i z niego zjeżdżać. Miejsce mam skrajne, więc dobre do manewrowania. Pokazała mi rysunek poglądowy - bardzo się pilnowałem by nie zarżeć ze śmiechu. To będzie pilotażowa inwestycyjka. Nie znam się na budownictwie garaży "górkowych" i jakoś to czarno widzę, zwłaszcza gdy będzie śnieg i lód. Nie mniej poczułem się zobowiązany i w tę sobotę zaproszę ją na obejrzenie mieszkania, które jakby na to nie spojrzeć mi w pewnym sensie załatwiła. Ona ma jedno marzonko - zobaczyć Milenkę i Was oboje, więc może i wy wpadniecie na to czwarte piętro.
Lesiu - zrobimy inaczej - ty jej pokażesz swoje włości, a do nas po prostu przyjdziecie na lunch i kawusię - powiedział Emil. Po prostu Milenka jeszcze za mała by z nią się szlajać bez wózka a wnoszenie go na czwarte piętro jakoś mi nie leży. Tylko daj nam znać dzień wcześniej czy i o której przyjdziecie na lunch.
A co poza tym słychać u pani Wandzi?- spytał Emil. Jest nadal pod opieką przyszpitalnej przychodni, nadal musi o siebie dbać i lekarz powiedział by koniecznie latem pojechała albo nad morze albo w dobrze zalesione okolice - w lasy sosnowe.
Lasy sosnowe? Jest kilka ośrodków wczasowych blisko Warszawy, tak ze 60 kilometrów. Ale to trzeba zapewne już coś rezerwować - mam na myśli Wilgę. Znacznie taniej i bliżej niż w Borach Tucholskich. Do jednego z nich dobrze jest mieć "zalecenie lekarskie", że wskazana jest zmiana klimatu - powiedziała Adela. Zero atrakcji w nim, ale ponoć dobrze karmią, domki z ogrzewaniem piecami akumulacyjnymi. Kilka warszawskich przedsiębiorstw ma w Wildze swoje ośrodki. I pomyślałam nawet, że może w tym sezonie lepiej pojechać gdzieś niedaleko domu - choćby właśnie do Wilgi. Można by tam wpaść na rekonesans w tę niedzielę i przepatrzeć. Politechnika ma tam regularny ośrodek z domkami campingowymi. No to fajnie zaśmiał się Leszek - wyślemy kobiety na wczasy i będziemy w weekendy kontrolować jak się sprawują. W piątek po pracy już w godzinę można u nich być, a w poniedziałek rano wrócić stamtąd do pracy. Jest się wtedy razem trzy noce i dwa pełne dni. Domki Politechniki są dwupokojowe. A tak poważnie rzecz ujmując - z malutkim dzieckiem to lepiej być bliżej cywilizacji.
c.d.n.