Dni mijały niepostrzeżenie. "Słodziak", bo tak go przechrzcili obaj dziadkowie, przesiadł się na rowerek z pedałami. Jeden dzień biegania przy nim i korygowania jego sylwetki i odruchów wystarczył by mały jeździł samodzielnie. Określenie "mały" nie było adekwatne do jego osoby - ostatnie pomiary u pediatry wykazały, że Alek waży 14 kilogramów i ma 96 centymetrów wzrostu. A ponieważ na badaniach bilansowych był z obojgiem rodziców już na pierwszy rzut oka, jeszcze przed mierzeniem i ważeniem lekarz powiedział- poszedł w tatusia- jest w górnych granicach wzrostu i w niższych granicach wagowych. Po badaniach powiedział, że chciałby aby wszyscy jego mali pacjenci tak się rozwijali jak Aleksander. Poza tym widać, że dziecko nie jest trzymane w czterech ścianach, jeszcze trochę mocno sepleni, ale już zaczyna wymawiać wiele słów prawidłowo, a poza tym nie jest lękliwe i z tego widać, że jest pełnoprawnym domownikiem. No i można już z nim porozmawiać. Jego niższa waga wynika chyba głównie ze sposobu jego odżywiania- nie jest zapychany słodyczami i pieczywem.
Teresa roześmiała się - biedne dziecko trafiło do rodziny mięso-roślino-owocożernej i nie ma z czego utyć. Poza tym od ukończenia pierwszego roku życia je z nami z jednego garnka. Rzadko jemy kluchy, jemy głównie ryż i różne rodzaje kasz. On to nawet gryczaną kaszę lubi. A ze słodyczy to jada domowe bezy, do których używam cukru brzozowego. I lubi ciasteczka orzechowe, takie bez mąki. I to się daje upiec?- zdziwił się lekarz. Tak, zamiast mąki są płatki owsiane, lub mąka migdałowa. Jest cała masa przepisów dla bezglutenowców i ja z nich korzystam. Proszę zajrzeć w przepisy dla bezglutenowców- naprawdę jest w czym wybierać. Ostatnio zamiast mleka daję mu jogurt pełnotłusty i bardzo go lubi. Bo za mlekiem to nigdy nie przepadał. Według mojej prywatnej teorii to wszystko co on je bez oporów wynika z mojej diety w czasie gdy go karmiłam piersią. W końcu wszystko to co jemy wędruje do wszystkich naszych narządów. Poza tym geny też zapewne mają tu coś do powiedzenia.
No jasne- stwierdził lekarz. A ja mam tu jeszcze jednego pacjenta o tym samym nazwisku- czy to aby nie pana bratanek? - spytał lekarz. Strasznie dawno u mnie nie był. Tak, jeśli ma na imię Tadeusz to mój bratanek. Bratowa chodzi z nim do naszej osiedlowej przychodni bo ma do niej kilka kroków, a brat nie zawsze może z nią tu przyjechać. Może nie powinienem tego mówić, ale bratowa ma chorobą afektywną dwubiegunową, jest pod opieką Instytutu Psychoneurologii i sama z dzieckiem by tu nie przyjechała, bo samochód i ona to rzeczy nie do pogodzenia.
A jak się mały Tadeuszek sprawuje?- spytał lekarz. Całkiem dobrze- powiedziała Teresa. On jest piętnaście miesięcy młodszy od Alka i to nadal jest jeszcze przepaść pomiędzy nim a naszym, ale na moje oko to dobrze się rozwija. Z tym, że nasz od samego początku miał kontakt z wieloma osobami, tamten ma znacznie mniej kontaktów. Nasz od chwili urodzenia się miał stale nas i mojego ojca, teraz ma niemal co dzień i drugiego dziadka. I bardzo lubi gości, bo lepiej się dogaduje z dorosłymi niż z dziećmi. Ale to chyba zależy w dużej mierze od dzieci - mamy przyjaciół w Berlinie. Oni mają trzech chłopaków, najmłodszy ma sześć lat i Alek świetnie się z nimi czuł - i dwa lata wcześniej i teraz - ten najmłodszy został wręcz opiekunem Alka i Alek był w niego wpatrzony jak kot w księżyc. A dzieci mówiły do niego po niemiecku, bo polskiego nie znają, to są rodowici Niemcy, a rozumiał ich nie wiem jakim cudem. Na szczęście dla nas to bardzo fajne, mądre i dobrze wychowane dzieci. Bo hodowane w domu przez inteligentną matkę , a nie w przedszkolu - wtrącił swą opinię Kazik. Oj, to ta pani jest bardzo zapracowana. A w jakim wieku te dzieci? Sześć, osiem i dziesięć lat - powiedział Kazik. Przyjaciel bardzo chciał by była i córeczka i ma trzech chłopaków. No to trochę pechowo, ale najważniejsze, że się dzieciaki zdrowo hodują - stwierdził lekarz.
Gdy wychodzili Alek pięknie się pożegnał z panem doktorem, nawet nogą szurnął i skłonił łepetynkę. Po wyjściu zameldował - "tata, siku, sybko!" Więc został porwany przez tatę na ręce i zaniesiony do toalety. Strasznie długo stamtąd nie wychodzili a gdy wyszli malec był pod wrażeniem, bo był tam mały pisuar dla dzieci. Całą drogę do domu Kazik i Teresa tłumaczyli mu, że lekarze są zdania, że zdrowiej jest dla chłopców i dorosłych panów gdy siusiają na siedząco, a takie sikanie na stojąco jest wskazane tylko w publicznych toaletach.
Gdy dotarli do domu Kazik powiedział - muszę zaraz naszym dziadkom powiedzieć jaki model sikania mają preferować, by wyrobić w dziecku właściwe nawyki. Ciekawe czy zacznie się do mnie dobijać gdy pójdę do toalety. Na razie tylko dopytywał się czy jego siusiak też będzie kiedyś duży. Musiałem mu pokazywać, że wszystko będzie kiedyś będzie miał większe, bo rośnie wszak każda część ciała. Najfajniej gdy przymierzał swoją stópkę do mojej stopy. Musiałem mu pokazać swoje zdjęcie z okresu gdy miałem rok- z pół godziny się wpatrywał na przemian w zdjęcie i we mnie. Więc pokazałem mu jego zdjęcie z pierwszego miesiąca życia i zdjęcie z tego roku. Zatkało dziecinę na pół godziny.
W domu Alek zameldował dziadkowi- jestem zdlowy! Jestem duzy! Potem zapewne opowiadał przebieg wizyty lekarskiej swojej maskotce, potem ją obejrzał dokładnie i orzekł - zdlowy piesek! Teresa i Kazik bezgłośnie się zaśmiewali odwracając twarze od dziecka.
Jeszcze przed wyjazdem nad morze wpadli z wizytą do Franka. Joanna wyglądała już dość "pękato" ale jak samokrytycznie stwierdziła była wciąż głodna i za dużo podjadała. Poza tym czuła się bardzo dobrze. Prawdziwa Dunia bez trudu rozpoznała Alka co oczywiście zdziwiło Kazika i trochę Teresę, ale nie Franka i Joannę. Joanna twierdziła, że Dunia doskonale wie, że Joanna jest w ciąży i codziennie kładzie się na sofie obok Joanny i przytula swój łeb do jej brzucha. Poza tym od samego początku ciąży nie odstępuje Joanny. Oczywiście Alek został poinformowany, że niedługo wujek Franek i ciocia Joasia będą mieli dzidziusia. A teraz dzidziuś jest w brzuszku cioci.
Nad morze pojechali dwoma samochodami. Przed wyjazdem udało im się kupić składane łóżeczko turystyczne dla Alka. Alek spędził w nim nawet jedną noc w domu i uznał, że to dobre łóżeczko. Krystian razem z Aliną, synkiem i panią Marią zapewnili sobie miejsce niedaleko Warszawy, w Wildze. Wynajęli domek z dwiema sypialniami, pokojem dziennym z aneksem kuchennym i z całodziennym wyżywieniem. Dla Tadzia wzięli mnóstwo gotowych obiadków i deserów. Pani Marii bardzo się tam podobało, Krystian bywał tam co drugą noc. Alina była zadowolona zarówno z wyżywienia jak i zakwaterowania. Było dokąd pójść z dzieckiem na spacer, ścieżki były dobrze utwardzone.
Kazik z Teresą i dziadkami też byli bardzo zadowoleni. Mieszkali w jednym domu z dziadkami. Rano dziadkowie szykowali dla wszystkich śniadanie a wieczorem czasami i kolację. Na plaży najczęściej byli sami - plaża rzeczywiście miała 5 kilometrów długości. Czasami w odległości około 200 metrów od nich "zalegali" pewien znany polski kompozytor z żoną i kilkuletnim synem. Na obiedzie bywało z reguły dziesięć osób, których nigdy nie widzieli na plaży. Plaża rzeczywiście była czyściuteńka, żadnych śmieci, much lub os , a ponieważ nie było na niej żadnych odpadków to nawet mewy tu nie przylatywały. Przecież nie żrą piachu, a tu niczego innego nie ma - tłumaczył Jacek. Nie kąpali się, bo niestety woda w Bałtyku wciąż była zimna. Wieczorami, już po kolacji przychodzili na plażę by pospacerować po mokrym piasku, bo takie spacery bardzo hartowały organizm. Ponadto świetnie wygładzały skórę stóp. Raz zajrzeli w ciągu dnia na plażę cywilną w tej miejscowości - na plaży był niesamowity tłok, na obrzeżach stały oblegane przez zgłodniałych wczasowiczów stoiska - smażalnie, gdzie skwierczały smażone ryby, kurczaki lub kawałki jakiejś kiełbasy, a nad zgłodniałym tłumem unosił się smród przypalonego oleju, ryb, frytek, kiełbasek i kurczaków. Szybko stamtąd uciekli dziwiąc się, jak można w takich warunkach wypoczywać. Zrobili kilka wycieczek samochodowych , odwiedzili Kołobrzeg, innego dnia wpadli do Międzyzdrojów.
Płeć męska z wielkim samozaparciem budowała dla Alka zamki z piasku a Teresa bez odrobiny samozaparcia część dnia przesypiała na plaży. Sprawdzała tylko po przyjściu na plażę, czy wszyscy mężczyźni są dobrze wysmarowani kremem i......wyłączała się. Na kilka dni przed końcem pobytu Jacek zaproponował by pojechali znów do Kołobrzegu i popływali statkiem . Takie rejsy odbywały się codziennie i na pewno, zdaniem Jacka, Alkowi bardzo się taka wycieczka spodoba. Całe szczęście, że nie ma tu lotów wycieczkowych - mruknęła Teresa.
O ile sam statek bardzo się dziecku podobał, to rejs właściwie nie był dla niego atrakcją. Kazik z Jackiem oprowadzali małego po statku, ale okazało się, że Teresa miała rację - on był jeszcze zbyt mały, by docenić taką atrakcję. Dla niego większą atrakcją było burzenie piaskowymi bombami zamków zbudowanych przez Jacka i Kazika. Wieczorem gdy Alek już spał Teresa powiedziała do Jacka - z małymi dziećmi to jest trochę tak jak z wyjazdem na zwiedzanie - mocno podniecająca perspektywa a potem swego rodzaju rozczarowanie, bo te małe szkraby są tak naprawdę wielką upierdliwością i jeśli ktoś się spodziewał extra radości i atrakcji to na pewno jest mocno rozczarowany. Ty uniknąłeś tych rozczarowań, dowiedziałeś się o dziecku gdy było ono już uformowane i wiem, że Paweł spełnia twoje oczekiwania.
Czy to znaczy, że jesteś rozczarowana macierzyństwem?- spytał Jacek. Nie, nie jestem, bo wiedziałam dokładnie co mnie czeka, jestem wręcz zdziwiona, że tak się wszystko jakoś gładko i logicznie toczy- mam za męża cudownego faceta, dziecko zafundowaliśmy sobie, że tak powiem w samą porę, dziecko zdrowe i bez wad wrodzonych. Przyjmuję to wszystko jako rekompensatę za wszystko co mi zafundował pierwszy związek. Oboje z Kazikiem dostaliśmy niezłe lanie w swych poprzednich związkach. I wiem, że oboje w tym samym stopniu baliśmy się co z tego naszego związku wyniknie.
A to, że nie jestem rozczarowana macierzyństwem wynika i stąd, że potrafię wyciągać właściwe wnioski z cudzych doświadczeń i że uważnie słuchałam opowieści swoich koleżanek gdy opowiadały o swoich problemach z dziećmi. I dzięki temu wiem, że dziecko trzeba uważnie słuchać i że trzeba mu zawsze mówić prawdę, nie można go ani razu oszukać. Mnie rodzice nie oszukiwali, nie obiecywali, że coś nie będzie bolało, gdy było wiadomo, że to musi boleć. Kazik kupił ostatnio w Berlinie dla Alka zabawkę, która teraz jest właściwie głównie zabawką dla Kazika - Alek jest do niej po prostu jeszcze za mały. To sterowany elektronicznie helikopter. Podoba mi się jak to działa - jeśli chcecie się trochę pobawić to idźcie teraz nad morze i pobawcie się. Ja sobie poczytam w tym czasie. Jest w tym czarnym pudełku, weźcie i idźcie się pobawić. Kazik przykucnął obok Teresy i powiedział - ja wolę zostać z tobą, niech tata i Jacek się pobawią, teraz nie ma wiatru, powinien ładnie latać. Po co to wzięłaś z domu? No żebyś się pobawił- odpowiedziała. Ja już nie tęsknię za lataniem, mnie jest dobrze z tobą i dzieckiem. Potrzebuję was oboje a nie latania. Jacek wziął pudełko i powiedział do taty- chodź Tadek, zobaczymy jak to lata. Obaj dziadkowie niemal bezszelestnie opuścili kuchnię i wyszli z domu. A Kazik z Teresą poszli do swego pokoju. Z rozrzewnieniem popatrzyli na śpiącego Alka, Kazik poprawił nieco kocyk, którym było dziecko okryte a potem zaczął rozbierać Teresę. Nim zasnęli usłyszeli, że dziadkowie wrócili z plaży. Coś prędko wrócili - stwierdził Kazik. Na co stawiasz?- spytała Teresa. Nie przeczytali instrukcji w domu a na plaży przecież nie ma latarni - stwierdził Kazik. A ja myślę, że się zorientowali, że to maluśki model i przez to będą mieli problem ze sterowaniem bo go po prostu nie będą widzieli.
Rano okazało się , że oboje mieli rację. Pośmieli się wszyscy razem. Pogoda zrobiła się nieco gorsza, co Jacek podsumował- nic dziwnego to trzeci dzień po pełni, pogoda musi odpocząć, słoneczko się zbiesiło. Możemy pojechać w okolice Rogowa. A może pojedźmy do Szczecina?- zaproponowała Teresa- nigdy jeszcze nie byłam w Szczecinie. Możemy tam pojechać na cały dzień i tam zjeść obiad. Tylko chyba trzeba powiedzieć, że nie będziemy na obiedzie, żeby nie czekali na nas niepotrzebnie.
Ja znam tylko jedno miejsce w Szczecinie - powiedział Jacek- aeroklub szczeciński. A ja Wały Chrobrego -powiedział Kazik- kiedyś na nich siedziałem o świcie gdy wysiedliśmy z pociągu będąc na szkolnej wycieczce. Omal ze szkoły nie wyleciałem wtedy, bo wróciłem na dworzec i pojechałem z powrotem do Warszawy. Byłem głodny, niewyspany i zmarznięty. Miałem wtedy 14 lat, wyglądałem na więcej, bo byłem wysoki, miałem przy sobie trochę pieniędzy i na bilet starczyło. Pół dnia mnie szukali, na szczęście tata zatelefonował do szkoły i powiedział co zrobiłem, szkoła z kolei zawiadomiła policję, to znaczy milicję w Szczecinie, że zguba się znalazła i jest w domu. Po raz pierwszy i ostatni widziałam w oczach ojca chęć mordu. Pewnie gdyby mama go nie objęła i nie powiedziała bardzo spokojnym głosem że najważniejsze że jestem cały i zdrowy i że sprawa nie jest warta jego nerwów, to pewnie by mnie sprał.
Więc może po prostu wsiądźmy w samochód i pojedźmy albo na wschód , albo na zachód i jeśli gdzieś po drodze dostrzeżemy las to po prostu pochodzimy sobie po lesie. Bo wydaje mi się, że zwiedzanie Szczecina nie będzie ani ciekawe ani zabawne lub miłe dla Alka - stwierdził Kazik. Ja bym chętnie przepatrzył co jest na Wyspie Wolin ładnego na tyle, że można by się tam na następne wakacje wybrać. I dobrze, że dziś nie jest plażowa pogoda, skóra nam odpocznie. Możemy pojechać jednym samochodem, lub możemy dwoma. Prowadzić będziemy z Tesią na zmianę. Dla Alka weźmiemy picie i jedzenie, dla dużych picie , a wszystko do termotorby. To jak wy, panowie chcecie. Pojedziemy drogą 109 do 102 i tą 102 dojedziemy do Wisełki , która jest w Parku Wolińskim. Podjedziemy stamtąd nad Jezioro Czajcze a co dalej to się okaże na miejscu. Jacku byłeś kiedyś w tym Parku Wolińskim? Phi- nawet nigdy o nim nie słyszałem - zaśmiał się Jacek. Ale jestem za tym, żeby pojechać w dwa samochody, bo my z Tadeuszem długonodzy jesteśmy, ty też , więc za tobą to tylko może Tesia siedzieć bez szkody dla krążenia. A skądinąd wróble mi wyćwierkały, że ty lubisz mieć Tesię obok siebie i jeszcze ma cię głaskać po twym męskim udzie, więc będzie lepiej jechać w dwa samochody
W tej Wisełce możemy przepatrzeć jakie są kwatery i ewentualnie coś sobie obgadać na przyszły sezon. Jak będziemy w Parku Wolińskim to może zobaczymy nad drzewami orła bielika, bo tam podobno gniazduje. I w ogóle to sporo tam różnych ptaków. Też nigdy nie byłem w Parku Wolińskim- stwierdził Kazik.
c.d.n.