środa, 7 grudnia 2022

Lek na wszystko? - 19

 Wszystko mija i przeważnie  zbyt szybko, a zwłaszcza  wszystko to co  miłe. Noc Sylwestrową  (nie  całą  ale do godziny 4 nad  ranem) spędzili  w  czwórkę "u Kazików". Zjedli na  gorąco przygotowane przez Teresę pyszne  danie jednogarnkowe. Szykując ogromny gar Teresa  miała nadzieję, że połowa na pewno zostanie i "będzie  na  zaś", ale nie udało się - duszone polędwice dwóch gatunków mięs w grzybowym  sosie z uzbieranych przez tatę prawdziwków zniknęły w  zastraszającym tempie, podobnie  jak bukiet warzyw podany do mięsa oraz wypełniacz w postaci makaronowych "kokardek". Krystian, zajadając  się tymi smakołykami co jakiś  czas powtarzał: "ależ ty masz braciszku szczęście!", na co Kazik odpowiadał : wiem, ale oprócz talentu kulinarnego Tesia ma naprawdę jeszcze inne, o wiele ważniejsze zalety. 

Alina stwierdziła, że nie znalazła w Teresinym brulionie tego przepisu, więc  się dowiedziała, że to po prostu są połączone  dwa przepisy w jeden i że Teresa sama jest  nieco zaskoczona  wynikiem. Poza tym, wyjaśniła Alinie, że mięso w tym daniu to są polędwice- wieprzowa i wołowa, a według przepisów nikt przy zdrowym  rozumie nie używa  ich do tego typu dań. No i do sosu użyła śmietany, której używa  się  do ubijania na krem. Krystian słuchał tej  dyskusji i podsumował - z tego wniosek, że zaglądasz do wszelakich  przepisów tylko po to by mieć  co zmieniać  lub łączyć, czyli masz wyobraźnię. 

O północy złożyli sobie  wpierw  wspólnie życzenia, by nadchodzący rok nie był gorszy od tego, który  właśnie mija, potem szeptano sobie do uszu bardziej szczegółowe życzenia, opite kieliszkiem francuskiego szampana, przyniesionego przez Krystiana. 

Potem każdy opowiadał o swoich najlepszych i najgorszych  przypadkach sylwestrowych - Teresa opowiedziała jak to w którymś roku gdy szła na Sylwestra to lał deszcz, więc dotarła na  miejsce w przemoczonych  szpilkach, a do przejścia   od taksówki do budynku miała zaledwie pięćdziesiąt metrów,  a gdy wychodzili stamtąd nad  ranem to chodniki były pokryte warstwą lodu i zamiast wrócić do  domu wrócili na  salę balową, by przeczekać  aż okoliczni dozorcy posypią chodniki mieszanką soli i  piasku. Jej drugie  wspomnienie  było równie miłe - była z Robertem na balu w Instytucie Lotnictwa. Opłacone jedzenie było tragiczne, co jej nawet nie  zdziwiło, bo gdy weszli do sali na wszystkich  stolikach  stały talerze z pokrojonymi już wędlinami i pokrojonym  pieczywem i sądząc z wyglądu wszystko stało tak już od kilku  godzin i właściwie nie nadawało się do jedzenia. A na dodatek to Robert  kleił się do jakiejś dziewuchy i koniecznie chciał ją odwieźć do jej domu (bo jej chłopak się schlał), więc Teresa mu powiedziała, że jeśli  ją odwiezie, to niech od razu wraca  do swojej mamusi, bo ona go do  mieszkania nie  wpuści. 

Dla Aliny najgorszy Sylwester to była noc spędzona  na SOR, gdy jej ojciec  miał jakiś tajemniczy atak bólu, co dopiero w dwa dni później  zdiagnozowano jako kamicę żółciową, a dla Kazika każdy Sylwester aż do chwili rozwodu z Anką był koszmarem, bo w tym dniu Anka była dostarczana do domu przez  swoich kolegów w  stanie upojenia  alkoholowego. Umówili się, że w którąś sobotę trwającego karnawału wybiorą  się razem na  dansing, do którejś z lepszych restauracji.

Około czwartej nad  ranem Alina stwierdziła, że chociaż  było szalenie  miło, to jednak jest  już baaardzo śpiąca i bardzo  chętnie już by poszła  spać, więc Krystian stwierdził, że  żaden problem, wypił raptem jeden kieliszek szampana i to o północy,  więc bez obaw może usiąść za kierownicą i mogą wrócić do  domu. Jeszcze raz się  wszyscy wyściskali życząc sobie by w Nowym Roku "sprzyjały im gwiazdy" i Alina z Krystianem pojechali do domu. Kazik pomógł Tesi w uprzątnięciu  wszystkiego ze stołu i cały czas dziękował za przygotowanie tak miłego wieczoru.

Ziku, to że było miło to nie moja  zasługa, tylko tego, że w tym "zestawie" gości dobrze  się czujemy i  rozumiemy. No a że wszystko wszystkim smakowało to po prostu dlatego, że mamy wszyscy podobne upodobania. Dla niektórych byłby to zapewne koszmarny Sylwester, bez wódki, bez gara  bigosu , placka drożdżowego z kruszonką i kilku butelek wina. I oni i my jesteśmy jeszcze  wciąż na etapie wzajemnego poznawania  się. Nie mam nawet bladego pojęcia czy Krystian i Alina będą parą, ale mam wrażenie, że nieźle się dogadują. Wiekiem też  do siebie pasują, on jest właściwie  jej rówieśnikiem, zaledwie trzy lata od niej  starszy. Alina nie ma przewrócone w głowie, poza tym jest realistką. Nie marzy się jej królewicz  z bajki ani  amant filmowy. Co prawda w domu nie  musiała niczego robić,  ale umie o dom zadbać. Byłoby dobrze, gdyby się jej udało sprzedać to domiszcze i kupić jakieś mieszkanie w Warszawie. Teraz  sporo  się buduje nowych osiedli i odchodzą od wielkiej płyty, chociaż jak kiedyś widziałam, to jeszcze  sporo domów z niej się buduje, ale jednak mieszkania są już większe. W ogóle Warszawa pączkuje we  wszystkich możliwych kierunkach i tylko patrzeć jak zostanie kolejnym wielkomiejskim molochem. Przecież gdy byłam dzieckiem, to w miejscu gdzie teraz mieszkamy to były pola uprawne, stały jakieś zabudowania, na łąkach pasły  się krowy. To nasze  osiedle już się raczej nie rozbuduje, ale patrzę na Ursynów i widzę, że tam bez przerwy od kilku lat to osiedle się rozrasta. Za kilka lat "połknie" kilka małych osad, które będą potem jego dzielnicami- wykupią tereny prywatne dając w rozliczeniu mieszkania, zawsze bardziej interesujące niż domek na "kurzej łapce" pozbawiony miejskich mediów. 

Kochanie  moje, pomyślałem, że chyba dokupimy zmywarkę, zobacz ile nam  się uzbierało do zmywania! No nie  wiem, ale na  co dzień nie mamy tyle  zmywania, po posiłkach  dla dwóch osób to można bez problemu zmyć naczynia po każdym posiłku. Wiem, że moje koleżanki, przy dwóch osobach, korzystają ze zmywarki raz na 3 dni, zbierając naczynia, by było opłacalne  w niej mycie. Poczekajmy jeszcze, mnie zmywanie na nic nie szkodzi, paznokci nie lakieruję. Natomiast kupiłabym z chęcią większą suszarkę niż ta, taką "piętrową".  Też białą?- zapytał Kazik? Chyba tak, to uniwersalny kolorek dla takiego przedmiotu. 

Ach,  zapomniałem ci powiedzieć, że  zapisałem nas na badanie -termin to 8 stycznia, godzina 7 rano pobranie krwi a gdy będą wyniki to zatelefonują do mnie i wtedy nas  zapiszę do lekarza na któreś popołudnie. I powiedz mi - czy naprawdę nadal chcesz zmienić pracę? Bo jeśli tak, to ja  się rozejrzę i popytam wśród swoich różnych znajomych. Nie chcę  byś wciąż  wychodziła  z pracy pół żywa  ze  zmęczenia. A tak zupełnie  szczerze, to byłbym najszczęśliwszy gdybyś wcale nie pracowała, ewentualnie gdzieś na pół etatu.

Kochanie, jeśli uda  się nam zmajstrować dziecko to na pewno wezmę wtedy trzyletni urlop wychowawczy, ale na razie jeszcze tu trochę posiedzę - w gruncie  rzeczy to tu nawet  nieźle płacą. Życie mnie  nauczyło, że planowanie pod tą  szerokością  geograficzną z reguły  nie ma sensu, bo nikt  nie jest  w stanie  przewidzieć co rządzącym do łbów  wpadnie i dlaczego akurat tak coś zarządzili. A tymczasem to może byśmy sprawdzili czy nasze łóżeczko nadal jest tak samo wygodne? Już strasznie  jestem śpiąca. Ciekawa jestem ile psów tej  nocy "dało  w długą" gdy te bezmyślne matoły odpalały swe zabawki. W roku ubiegłym to wiem o pięciu zaginionych i tylko jeden się po trzech dniach odnalazł.  Poza  tym jest w tym  wszystkim również  wina  właścicieli, że wyprowadzają psy  nie na  smyczy.  A tak ogólnie  rzecz ujmując, to bardzo się to osiedle"zapsiło".W moim dawnym bloku jest dziesięć psów, więc statystycznie wypada, że w każdej klatce jest jeden pies.  

Zmęczeni nieco Sylwestrem spali spokojnie do drugiej po południu. Gdy zjedli "śniadanie"  Teresa  zatelefonowała do taty, złożyła mu życzenia noworoczne, przepytała  jak  się czuje, opowiedziała jaki był ich Sylwester i zaproponowała by zjadł z nimi obiado -kolację, bo oni  właśnie  dopiero teraz zjedli coś jakby  śniadanie. Tata podziękował, obiecał, że na obiado -kolację to przyjdzie sam i będzie to dla niego spacer, na  razie to ogląda w telewizorni  sport.  Później zadzwoniła Alina, że miała  telefon od Franka, który  się powoływał oczywiście na Teresę i umówili się na  najbliższą sobotę - Franek powiedział, że on przyjedzie po nią samochodem i że może uda mu się namówić na tę wycieczkę również Teresę. Alina powiedziała, że ona będzie w towarzystwie swego prawnika, a co do obecności Teresy to ona nie wie jakie plany na ten dzień ma Teresa. No ale  skoro pracują w tej  samej  firmie, to przecież  Franek sam  może  się  z nią porozumieć. 

Koniec  końców wybrali się tam w  dwa samochody. Franek zabrał Alinę i Krystiana, Teresa i Kazik przyjechali swoim samochodem. Dobrze, że Kazik wpadł na pomysł wzięcia łopaty, więc gdy podjechali pod dom, siła męska zajęła  się odśnieżaniem drogi od  furtki do domu. Z tego było widać, że sąsiedzi proszeni o nieco opieki nad  domem, wcale  się nim nie opiekowali. Ta warstwa śniegu o tym świadczyła.

Na  szczęście piec działał, choć może  w domu nie  było za ciepło, ale na pewno było kilkanaście  stopni  ciepła. Gdy weszli do kuchni Franek jęknął - ojej, taki sam kredens był u moich rodziców. Tylko gałki miał kremowe a nie seledynowe. Obydwie dziewczyny, niezależnie od  siebie odnotowały w  swej pamięci fakt, że Franek nie jest daltonistą. Obejrzał wszystko bardzo dokładnie i stwierdził, że kuchnia jego zdaniem nie wymaga żadnych inwestycji. Zachwycił się wanną w łazience, odnotował fakt, że stoi tu także miedziany piec z bojlerem, czyli w  razie  czego jest to zapasowe źródło ciepła i ciepłej wody, a podłączenie  go do sieci wodnej nie było skomplikowaną operacją. Lustro zostało zakwalifikowane  do wymiany jak i również jego oświetlenie, no ale zdaniem Franka "to małe piwo". Najbardziej Teresę śmieszyło, bo Frankowi wyraźnie podobała  się Alina i co spojrzał na jakiś obiekt w łazience zaraz  rzucał okiem na Alinę. Potem była  wizyta w salonie. Alina pościągała  narzuty, którymi były okryte krzesła,  dwa fotele i kanapa.  Alina  mu wyjaśniła, że gdyby chciał to kupić w całości z tymi meblami, to wtedy meble są wkomponowane w cenę, czyli czy kupuje z meblami czy bez to cena jest taka sama. Natomiast zawartość  kredensu w postaci wszystkich kryształów będzie wyceniona oddzielnie. Powiedziała, że do salonu  należą również obrazy, no ale nie wiszą, bo jej ojciec nie miał już sił by je powiesić, no bo trzeba by było stać na drabinie i wiercić dziury w ścianach. Obrazy są, ale zapakowane na  strychu. Alina wskazując na serwantkę powiedziała- proszę nie brać pod uwagę tej małej serwantki, bo ona wraz z jej zawartością powędruje do mojej przyjaciółki ( tu palcem pokazała Teresę) do jej małego buduaru. Pomogła mi w życiu wiele razy i myślę, że to będzie dobry dodatek do słów podzięki. Ten mebelek ma szybki kryształowe, a zawartość to ona zna, bo kiedyś często tu bywała. Ten zegar na kredensie ma jeden "feler"- nie jest na baterie, trzeba go nakręcać i do tej  czynności trzeba zdejmować  klosz ochronny, więc odkąd pamiętam był tylko ozdobą. Kredens  jest pojemny, mieści bez  trudu zastawę na dwanaście osób. Obejrzeli jeszcze znajdującą się obok łazienki toaletę  z malutką umywalką i lustrem oraz  dwa pokoiki służące za magazynki, w których  były puste szafy i półki. Sypialnie , trzy, są na piętrze. Oprócz sypialni jest tam też łazienka i toaleta.

                                                                        c.d.n.