Wszystko mija i przeważnie zbyt szybko, a zwłaszcza wszystko to co miłe. Noc Sylwestrową (nie całą ale do godziny 4 nad ranem) spędzili w czwórkę "u Kazików". Zjedli na gorąco przygotowane przez Teresę pyszne danie jednogarnkowe. Szykując ogromny gar Teresa miała nadzieję, że połowa na pewno zostanie i "będzie na zaś", ale nie udało się - duszone polędwice dwóch gatunków mięs w grzybowym sosie z uzbieranych przez tatę prawdziwków zniknęły w zastraszającym tempie, podobnie jak bukiet warzyw podany do mięsa oraz wypełniacz w postaci makaronowych "kokardek". Krystian, zajadając się tymi smakołykami co jakiś czas powtarzał: "ależ ty masz braciszku szczęście!", na co Kazik odpowiadał : wiem, ale oprócz talentu kulinarnego Tesia ma naprawdę jeszcze inne, o wiele ważniejsze zalety.
Alina stwierdziła, że nie znalazła w Teresinym brulionie tego przepisu, więc się dowiedziała, że to po prostu są połączone dwa przepisy w jeden i że Teresa sama jest nieco zaskoczona wynikiem. Poza tym, wyjaśniła Alinie, że mięso w tym daniu to są polędwice- wieprzowa i wołowa, a według przepisów nikt przy zdrowym rozumie nie używa ich do tego typu dań. No i do sosu użyła śmietany, której używa się do ubijania na krem. Krystian słuchał tej dyskusji i podsumował - z tego wniosek, że zaglądasz do wszelakich przepisów tylko po to by mieć co zmieniać lub łączyć, czyli masz wyobraźnię.
O północy złożyli sobie wpierw wspólnie życzenia, by nadchodzący rok nie był gorszy od tego, który właśnie mija, potem szeptano sobie do uszu bardziej szczegółowe życzenia, opite kieliszkiem francuskiego szampana, przyniesionego przez Krystiana.
Potem każdy opowiadał o swoich najlepszych i najgorszych przypadkach sylwestrowych - Teresa opowiedziała jak to w którymś roku gdy szła na Sylwestra to lał deszcz, więc dotarła na miejsce w przemoczonych szpilkach, a do przejścia od taksówki do budynku miała zaledwie pięćdziesiąt metrów, a gdy wychodzili stamtąd nad ranem to chodniki były pokryte warstwą lodu i zamiast wrócić do domu wrócili na salę balową, by przeczekać aż okoliczni dozorcy posypią chodniki mieszanką soli i piasku. Jej drugie wspomnienie było równie miłe - była z Robertem na balu w Instytucie Lotnictwa. Opłacone jedzenie było tragiczne, co jej nawet nie zdziwiło, bo gdy weszli do sali na wszystkich stolikach stały talerze z pokrojonymi już wędlinami i pokrojonym pieczywem i sądząc z wyglądu wszystko stało tak już od kilku godzin i właściwie nie nadawało się do jedzenia. A na dodatek to Robert kleił się do jakiejś dziewuchy i koniecznie chciał ją odwieźć do jej domu (bo jej chłopak się schlał), więc Teresa mu powiedziała, że jeśli ją odwiezie, to niech od razu wraca do swojej mamusi, bo ona go do mieszkania nie wpuści.
Dla Aliny najgorszy Sylwester to była noc spędzona na SOR, gdy jej ojciec miał jakiś tajemniczy atak bólu, co dopiero w dwa dni później zdiagnozowano jako kamicę żółciową, a dla Kazika każdy Sylwester aż do chwili rozwodu z Anką był koszmarem, bo w tym dniu Anka była dostarczana do domu przez swoich kolegów w stanie upojenia alkoholowego. Umówili się, że w którąś sobotę trwającego karnawału wybiorą się razem na dansing, do którejś z lepszych restauracji.
Około czwartej nad ranem Alina stwierdziła, że chociaż było szalenie miło, to jednak jest już baaardzo śpiąca i bardzo chętnie już by poszła spać, więc Krystian stwierdził, że żaden problem, wypił raptem jeden kieliszek szampana i to o północy, więc bez obaw może usiąść za kierownicą i mogą wrócić do domu. Jeszcze raz się wszyscy wyściskali życząc sobie by w Nowym Roku "sprzyjały im gwiazdy" i Alina z Krystianem pojechali do domu. Kazik pomógł Tesi w uprzątnięciu wszystkiego ze stołu i cały czas dziękował za przygotowanie tak miłego wieczoru.
Ziku, to że było miło to nie moja zasługa, tylko tego, że w tym "zestawie" gości dobrze się czujemy i rozumiemy. No a że wszystko wszystkim smakowało to po prostu dlatego, że mamy wszyscy podobne upodobania. Dla niektórych byłby to zapewne koszmarny Sylwester, bez wódki, bez gara bigosu , placka drożdżowego z kruszonką i kilku butelek wina. I oni i my jesteśmy jeszcze wciąż na etapie wzajemnego poznawania się. Nie mam nawet bladego pojęcia czy Krystian i Alina będą parą, ale mam wrażenie, że nieźle się dogadują. Wiekiem też do siebie pasują, on jest właściwie jej rówieśnikiem, zaledwie trzy lata od niej starszy. Alina nie ma przewrócone w głowie, poza tym jest realistką. Nie marzy się jej królewicz z bajki ani amant filmowy. Co prawda w domu nie musiała niczego robić, ale umie o dom zadbać. Byłoby dobrze, gdyby się jej udało sprzedać to domiszcze i kupić jakieś mieszkanie w Warszawie. Teraz sporo się buduje nowych osiedli i odchodzą od wielkiej płyty, chociaż jak kiedyś widziałam, to jeszcze sporo domów z niej się buduje, ale jednak mieszkania są już większe. W ogóle Warszawa pączkuje we wszystkich możliwych kierunkach i tylko patrzeć jak zostanie kolejnym wielkomiejskim molochem. Przecież gdy byłam dzieckiem, to w miejscu gdzie teraz mieszkamy to były pola uprawne, stały jakieś zabudowania, na łąkach pasły się krowy. To nasze osiedle już się raczej nie rozbuduje, ale patrzę na Ursynów i widzę, że tam bez przerwy od kilku lat to osiedle się rozrasta. Za kilka lat "połknie" kilka małych osad, które będą potem jego dzielnicami- wykupią tereny prywatne dając w rozliczeniu mieszkania, zawsze bardziej interesujące niż domek na "kurzej łapce" pozbawiony miejskich mediów.
Kochanie moje, pomyślałem, że chyba dokupimy zmywarkę, zobacz ile nam się uzbierało do zmywania! No nie wiem, ale na co dzień nie mamy tyle zmywania, po posiłkach dla dwóch osób to można bez problemu zmyć naczynia po każdym posiłku. Wiem, że moje koleżanki, przy dwóch osobach, korzystają ze zmywarki raz na 3 dni, zbierając naczynia, by było opłacalne w niej mycie. Poczekajmy jeszcze, mnie zmywanie na nic nie szkodzi, paznokci nie lakieruję. Natomiast kupiłabym z chęcią większą suszarkę niż ta, taką "piętrową". Też białą?- zapytał Kazik? Chyba tak, to uniwersalny kolorek dla takiego przedmiotu.
Ach, zapomniałem ci powiedzieć, że zapisałem nas na badanie -termin to 8 stycznia, godzina 7 rano pobranie krwi a gdy będą wyniki to zatelefonują do mnie i wtedy nas zapiszę do lekarza na któreś popołudnie. I powiedz mi - czy naprawdę nadal chcesz zmienić pracę? Bo jeśli tak, to ja się rozejrzę i popytam wśród swoich różnych znajomych. Nie chcę byś wciąż wychodziła z pracy pół żywa ze zmęczenia. A tak zupełnie szczerze, to byłbym najszczęśliwszy gdybyś wcale nie pracowała, ewentualnie gdzieś na pół etatu.
Kochanie, jeśli uda się nam zmajstrować dziecko to na pewno wezmę wtedy trzyletni urlop wychowawczy, ale na razie jeszcze tu trochę posiedzę - w gruncie rzeczy to tu nawet nieźle płacą. Życie mnie nauczyło, że planowanie pod tą szerokością geograficzną z reguły nie ma sensu, bo nikt nie jest w stanie przewidzieć co rządzącym do łbów wpadnie i dlaczego akurat tak coś zarządzili. A tymczasem to może byśmy sprawdzili czy nasze łóżeczko nadal jest tak samo wygodne? Już strasznie jestem śpiąca. Ciekawa jestem ile psów tej nocy "dało w długą" gdy te bezmyślne matoły odpalały swe zabawki. W roku ubiegłym to wiem o pięciu zaginionych i tylko jeden się po trzech dniach odnalazł. Poza tym jest w tym wszystkim również wina właścicieli, że wyprowadzają psy nie na smyczy. A tak ogólnie rzecz ujmując, to bardzo się to osiedle"zapsiło".W moim dawnym bloku jest dziesięć psów, więc statystycznie wypada, że w każdej klatce jest jeden pies.
Zmęczeni nieco Sylwestrem spali spokojnie do drugiej po południu. Gdy zjedli "śniadanie" Teresa zatelefonowała do taty, złożyła mu życzenia noworoczne, przepytała jak się czuje, opowiedziała jaki był ich Sylwester i zaproponowała by zjadł z nimi obiado -kolację, bo oni właśnie dopiero teraz zjedli coś jakby śniadanie. Tata podziękował, obiecał, że na obiado -kolację to przyjdzie sam i będzie to dla niego spacer, na razie to ogląda w telewizorni sport. Później zadzwoniła Alina, że miała telefon od Franka, który się powoływał oczywiście na Teresę i umówili się na najbliższą sobotę - Franek powiedział, że on przyjedzie po nią samochodem i że może uda mu się namówić na tę wycieczkę również Teresę. Alina powiedziała, że ona będzie w towarzystwie swego prawnika, a co do obecności Teresy to ona nie wie jakie plany na ten dzień ma Teresa. No ale skoro pracują w tej samej firmie, to przecież Franek sam może się z nią porozumieć.
Koniec końców wybrali się tam w dwa samochody. Franek zabrał Alinę i Krystiana, Teresa i Kazik przyjechali swoim samochodem. Dobrze, że Kazik wpadł na pomysł wzięcia łopaty, więc gdy podjechali pod dom, siła męska zajęła się odśnieżaniem drogi od furtki do domu. Z tego było widać, że sąsiedzi proszeni o nieco opieki nad domem, wcale się nim nie opiekowali. Ta warstwa śniegu o tym świadczyła.
Na szczęście piec działał, choć może w domu nie było za ciepło, ale na pewno było kilkanaście stopni ciepła. Gdy weszli do kuchni Franek jęknął - ojej, taki sam kredens był u moich rodziców. Tylko gałki miał kremowe a nie seledynowe. Obydwie dziewczyny, niezależnie od siebie odnotowały w swej pamięci fakt, że Franek nie jest daltonistą. Obejrzał wszystko bardzo dokładnie i stwierdził, że kuchnia jego zdaniem nie wymaga żadnych inwestycji. Zachwycił się wanną w łazience, odnotował fakt, że stoi tu także miedziany piec z bojlerem, czyli w razie czego jest to zapasowe źródło ciepła i ciepłej wody, a podłączenie go do sieci wodnej nie było skomplikowaną operacją. Lustro zostało zakwalifikowane do wymiany jak i również jego oświetlenie, no ale zdaniem Franka "to małe piwo". Najbardziej Teresę śmieszyło, bo Frankowi wyraźnie podobała się Alina i co spojrzał na jakiś obiekt w łazience zaraz rzucał okiem na Alinę. Potem była wizyta w salonie. Alina pościągała narzuty, którymi były okryte krzesła, dwa fotele i kanapa. Alina mu wyjaśniła, że gdyby chciał to kupić w całości z tymi meblami, to wtedy meble są wkomponowane w cenę, czyli czy kupuje z meblami czy bez to cena jest taka sama. Natomiast zawartość kredensu w postaci wszystkich kryształów będzie wyceniona oddzielnie. Powiedziała, że do salonu należą również obrazy, no ale nie wiszą, bo jej ojciec nie miał już sił by je powiesić, no bo trzeba by było stać na drabinie i wiercić dziury w ścianach. Obrazy są, ale zapakowane na strychu. Alina wskazując na serwantkę powiedziała- proszę nie brać pod uwagę tej małej serwantki, bo ona wraz z jej zawartością powędruje do mojej przyjaciółki ( tu palcem pokazała Teresę) do jej małego buduaru. Pomogła mi w życiu wiele razy i myślę, że to będzie dobry dodatek do słów podzięki. Ten mebelek ma szybki kryształowe, a zawartość to ona zna, bo kiedyś często tu bywała. Ten zegar na kredensie ma jeden "feler"- nie jest na baterie, trzeba go nakręcać i do tej czynności trzeba zdejmować klosz ochronny, więc odkąd pamiętam był tylko ozdobą. Kredens jest pojemny, mieści bez trudu zastawę na dwanaście osób. Obejrzeli jeszcze znajdującą się obok łazienki toaletę z malutką umywalką i lustrem oraz dwa pokoiki służące za magazynki, w których były puste szafy i półki. Sypialnie , trzy, są na piętrze. Oprócz sypialni jest tam też łazienka i toaleta.
c.d.n.