piątek, 9 października 2020

Samo życie - VII

Piątek powitał wszystkich porannym deszczem. Po śniadaniu postanowiono, że to będzie dobry dzień na odwiedzenie Oceanarium w Gdyni.  Nie oni jedni wpadli na ten pomysł, trzeba było postać w kolejce po bilety.  Na szczęście nie było szkolnych wycieczek. Babcia z dziadkiem dość szybko opuścili budynek, ale Michaś bardzo dokładnie oglądał mieszkańców każdego z akwariów, w pewnej chwili Wojtkowi przyszła do głowy idiotyczna myśl, że Michał liczy ile ziaren piasku jest w każdym akwarium. Ale chłopiec tylko bardzo dokładnie i uważnie wszystko oglądał. 

W pewnej chwili powiedział - dobrze, że ty tata nie jesteś rybakiem albo wędkarzem. Przecież szkoda byłoby jeść takie piękne kolorowe ryby. One tu mają duże akwaria, ale  ludzie takich w domu nie mają. A w naszym przedszkolu w jednej sali też jest akwarium, ale bez ryb. Rybki chyba ktoś otruł, tak powiedziała pani Basia, bo kiedyś gdy rano przyszła to wszystkie  pływały brzuszkami do góry, były umarłe. Były martwe, poprawił dziecko Wojtek. No właśnie, przecież mówię, że były umarłe. Może te nasze  przedszkolne rybki były za małe?- zastanawiał się na głos. Były gupiki,mieczyki i dwa glonojady. Te glonojady to chyba nigdy nie pływały, cały czas były przyklejone do szyby. A Jureczek przyniósł kiedyś do przedszkola welonki, takie ładne, złocisto-czerwone, z wąsami. I przed obiadem przyszła jego starsza siostra i zabrała je do  domu, bo powiedziała, że one w takim słoju to mają złe warunki i mogą umrzeć. No to co jest w tym waszym  akwarium? Stoi po prostu puste? - spytał Wojtek. No jest w nim woda i są roślinki,  dwa ślimaki i taka fajna duża muszla z ciepłego morza, ona jest taka duża jak twoja ręka . Ta muszla jest bardzo   ładna. I jest włączony napowietrzacz, bo pani Basia powiedziała, że  bez niego to ta woda by się popsuła i brzydko  pachniała.

Tata, jak myślisz, a tu te ryby też umierają? Myślę, że pewnie tak, głównie chyba ze starości. Tata, a co ludzie  jedzą z takiego kraba? przecież on nie ma mięsa! No jakieś mięso ma, bo przecież ma jakieś mięśnie i jakieś ciało. No ale faktycznie nie jest tego wiele. Tata, a wiesz, że ludzie to jedzą żywe ostrygi? Ja to bym zwymiotował jakby mi się w brzuchu zaczęło coś ruszać. A ty  jadłeś ostrygi tatusiu? Nie, nie jadłem i nie przewiduję jedzenia ich w najbliższej przyszłości. 

Tata, zobacz rekin. Ale jeszcze mały. Nie lubię rekinów, a ty? Nie wiem, nie zastanawiałem się nad tym. Mało interesuję się Michasiu rybami, pewnie dlatego, że rzadko jem ryby. Michaś uważnie przyglądał się rekinowi powoli przesuwającemu się w głąb akwarium. Tata, czy on nas widzi?

A nam w przedszkolu raz w tygodniu dają rybę na obiad, ale nie wiem jaką, bo nie mówią. Ale każą jeść bo to zdrowe jest.Tatuś zobacz, żółw, siedzi tam na kamieniu.

Tata, zobacz, jaki ten krab śliczny, taki ciemno czerwony i wygląda jakby miał nóżki z koralików. No i popatrz, przecież on wcale nie ma  mięśni, te jego nóżki takie są cieniutkie, jak zapałki, tam nie ma mięśni.

Gdy wyszli z  Oceanarium babcia spojrzała na swego syna i pomyślała, że biedak wygląda jak ryba wyciągnięta z wody. Nie da się ukryć, że wentylacja była tam marna. Oczywiście pospacerowali jeszcze po Skwerze Kościuszki, wjechali windą na Kamienną Górę. Potem poszli zobaczyć stare, jeszcze przedwojenne wille na Kamiennej Górze, zeszli jedną z jej ulic  na  nadmorski skwer i niespiesznie powędrowali wzdłuż Kamiennej Góry na parking, gdzie pozostawili samochód.  Na obiad pojechali do Sopotu, do restauracji. Wojtek nie chciał by mama znów stała przy kuchni. Pogoda się poprawiła, więc po obiedzie  wędrowali plażą, ale że było dość chłodno babcia i dziadek szli w obuwiu,  Wojtek i  Michaś boso.  Michaś zbierał muszelki  ale tylko takie, które miały zabarwienie różowe. Dzięki  temu  nie groziło im, że wywiozą stąd kilka  kilogramów  muszelek. Michaś wpadł na pomysł, że oklei nimi plastikowe pudełko i podaruje je  babci.

 A Wojtek rozmyślał nad tym, że czekają go jeszcze przeprawy z Marzeną, bo wcale nie był pewien, czy Marzena  zgodzi się by Michaś nadal był u niego. Jedno było pewne - nie powinien okazać, że mu na tym zależy, bo wtedy Marzena z całą pewnością będzie mu chciała zrobić na złość. 

Około 22 zatelefonował Janek, że będzie za 15 minut, właśnie kończy kolację, a do przejścia ma ze 300 metrów więc niech Wojtek nadsłuchuje, bo on nie będzie dzwonił do drzwi, tylko cicho zapuka, by nie zbudzić Michała.

I rzeczywiście za 15 minut był  na miejscu. Był nawet  mało zmęczony, bo przejazd  miał dobry, nie było żadnych korków, prac drogowych ani wypadków. Okazało się, że hotel  ma zaledwie o 300 metrów od ich kwater, mały, zaciszny,  bez restauracji, ale bez problemu zjadł kolację w hotelowym barze.

Dokumenty wszystkie zostały już  złożone- Janek składał sprawozdanie z podjętych już kroków. Adwokat mówi, że gdybyś Wojtku w chwili gdy Michaś do ciebie przyszedł natychmiast zawiadomił policję, to sprawa poszłaby piorunem, ale byłaby bardziej stresująca dla Michałka, bo bardzo prawdopodobne, że wzięliby dziecko do policyjnej izby dziecka, bo nigdy nie można wykluczyć, że ojciec dziecka nie maczał w tym wszystkim palców. 

Przecież  brak w tym jakiejkolwiek logiki- obruszył się Wojtek.  Wojtusiu, logika policyjna nie ma  nic wspólnego z normalną logiką. Dla nich każdy jest podejrzany, ten kto zgłasza rzecz całą również, bo pewnie  chce w ten sposób odsunąć od siebie podejrzenia. W chwili gdy zgłaszasz np. zaginięcie swojej żony, matki, dziecka jesteś od razu podejrzany, że to ty sprzątnąłeś ową zaginioną osobę a zgłaszasz, żeby nie być podejrzanym.  To w wielu przypadkach jest nonsensem, ale niestety stosunkowo  często  ten zgłaszający zaginięcie sam jest jego sprawcą i dobrze wie,  gdzie jest zaginiona osoba. To znaczy wie, gdzie  zakopał. Dobrze, że  Michaś to takie rozgarnięte dziecię i wszystko nam  ładnie opowiedział, a na dodatek sprzęt się sprawdził. Popatrz,  całkiem w porę kupiłem to cacko. Wprawdzie nie miało służyć do podsłuchu, ale jako normalny dyktafon, bo czasem nie ma mi kto protokołować a tak to pytam się  klienta czy mogę nagrać rozmowę , włączam i jest w porządku. Jest jednak bardzo czuły.

Janek rozejrzał się po pokoju- całkiem fajne to mieszkanko. Może kiedyś będę  miał jakiś urlop i zjadę tu poza sezonem z jakąś kobietą, która będzie dobra  nie tylko w łóżku ale i będzie umiała ugotować coś więcej niż wodę na herbatę.

Tak, masz spore wymagania -zaśmiał się Wojtek - jak dotąd to jeszcze takiej nie znalazłeś, a już kilka po Lilce przecież było. No ale Lilka chyba też nie gotowała nic więcej poza wodą na herbatę. Ja już straciłem nadzieję. Nawet zacząłem się zastanawiać czy jedna osoba  ma szansę by spełnić wszystkie wymagania-  kobieta  ma być ładna, ponętna, mądra, czuła, ma nas rozumieć, kochać, a jednocześnie spełniać dość prozaiczne obowiązki jak gotowanie, sprzątanie, ma nam dać potomstwo i nadal być ładna zgrabna i dobra w łóżku.A my mamy nadal być pełni wigoru, zaradni, dobrze zarabiający, a na dodatek mamy zawsze wiedzieć czego ta  nasza kobieta od  nas chce, choć nie raczy nawet słowa pisnąć czego chce. Straciłem  chęć  na jakąkolwiek kobietę, naprawdę nie wiem, czy się kiedykolwiek ożenię. Jest poza tym Michaś a nie wiem czy obca osoba może pokochać cudze dziecko. A przecież może być i tak,  że zamarzy się tej drugiej dziecko i raczej nie będzie się zastanawiać wtedy nad uczuciami Michasia. Co prawda dookoła pełno takich pokręconych rodzin i dziecko ma  nagle  dwóch ojców lub dwie matki i dwa komplety dziadków, jakoś się do tego przyzwyczaja, ale chyba nikt się nie zastanawia  nad tym co to dziecko myśli i czuje. A tak naprawdę ono nie ma żadnego wyboru. Dorośli sobie z tym często nie radzą a co dopiero dziecko. Moja mama cierpi nad tym, że się rozszedłem z Marzeną, choć wcale nie była nią zachwycona gdy się  pobieraliśmy. Zwymyślała mnie od nieodpowiedzialnych durni, bo nie mówiłem jej, że ta ciąża była z "niedopatrzenia" Marzeny. Dopiero ta awantura, którą zrobiła Marzena o to zabranie dziecka do teatru z lekka otworzyła mojej mamie oczy, że być może ten rozwód to nie  moje zauroczenie się  inną kobietą ale wynik tego, jaka Marzena była i jest.

No tak, przepraszam cię Wojtku, ale jak wiesz nigdy nie przepadałem za Marzeną choć z racji zawodu staram się zawsze być bezstronny. Mnie  brak było w niej jakiegoś takiego wewnętrznego ciepła, bo biorąc pod uwagę tylko  jej zewnętrzność to babka była w porządku. Buzia ładna, wszystko na miejscu i w niezłym gatunku. Tylko tego ciepła było w niej  brak. I jej poziom intelektualny był dużo niższy niż twój- ja to widziałem, ale ty chyba wtedy nie. A potem zrobiłeś honorowy gest. No i teraz  ponosisz tego skutki. Dobrze, że chociaż wiemy, że  mały jest  twoim dziełem. Teraz  musimy o niego zawalczyć.

No właśnie- musimy o niego zawalczyć- jak echo powtórzył te słowa Wojtek. Tylko nie chcę byś z tej okazji pokrywał koszty  tej walki z własnej kieszeni, po prostu chcę byś mi wystawiał rachunki jak każdemu obcemu klientowi.

Janek popatrzył się na Wojtka jak na osobę niedorozwiniętą umysłowo -Wojtuś- ty jesteś dla mnie jak brat, którego nigdy nie miałem, zrozum to wreszcie. Zawsze sobie pomagaliśmy, dzieliliśmy się  wszystkim poza dziewczynami, więc walczę o twoją sprawę jak o własną. Zresztą wiem, że ty zrobiłbyś  tak samo. I wiem, że gdybym cię poprosił np. o projekt domu to też byś mi to zrobił nie biorąc nawet złotówki. Więc przestań mi chrzanić o jakichś kosztach.

Poza tym jak na razie to wszystko nic nie kosztuje w jakimś wymiernym sensie. Zauważyłem dziwną rzecz -większość dziewczyn oszczędza mój portfel gdy zapraszam na obiad lub kolację- one niemal nic nie jedzą, a przecież  nie  noszą już  gorsetów ściskających wnętrzności. Majtek obciskających też nie, raczej takie co się łatwo dają zdjąć. Czasem podziwiam, jak mogą nosić te koronkowe, przecież ta koronka to chyba je  łaskocze. Ja bym nie wyrobił. Wojtek zaczął się cicho śmiać - to może zapytaj się którejś czy pozwoli  ci przymierzyć i sprawdzisz czy łaskoczą. Kobiety są niezwykle  wytrzymałe gdy idzie o strój i dbanie o swój wygląd.  Marzena to potrafiła spać w metalowych lokówkach, mając tylko ręcznik zwinięty w rulon pod karkiem. I całą noc w jednej pozycji, na wznak. Twierdziła, że wszystkie  kobiety to potrafią. Małżeństwo ma to do siebie, że nagle dociera do faceta, że połowa urody jego kobiety jest w pewnym sensie sztuczna.

                                                 c.d.n.