niedziela, 11 maja 2014

Czy warto było- cz.IV

Tego dnia Lusia była w pracy tak przygnębiona, że aż zwróciło to uwagę jednego z lekarzy.
Pod koniec swego dyżuru poprosił ją do swego gabinetu. Gdy przyszła, popatrzył na nią
uważnie, z wyrazną troską-"czy coś cię boli? wyglądasz kiepsko, może jakiś wirus cię
atakuje? Daj rękę, zmierzymy ciśnienie a potem obejrzę  twoje gardło".
Lusia  pokręciła głową - nie to nie wirus, to w domu coś nie gra. Nie boli mnie gardło, nie
zaczyna mi się katar, tylko nie mogę na razie zrozumieć co się stało. Dziękuję ci za troskę,
to miłe z Twojej strony.
"Zawsze chętnie  ci pomogę, z pewnością nie jest ci lekko z powodu oddalenia od domu,
no i fakt, że nie możesz pracować w zawodzie też ci pewnie dokucza."
Lusia uśmiechnęła się blado, jeszcze raz podziękowała za troskę i wyszła z gabinetu.
W pokoju socjalnym zaparzyła swą ulubioną herbatę z melisy, dodała do niej plasterek
cytryny. Muszę się wziąć w garść- pomyślała. Nie mogę swoich frustracji domowych
przynosić ze sobą do pracy. Dobrze, że dziś już piątek.
Przychodnia była dość blisko domu, droga zajmowała Lusi zaledwie 15 minut wolnym
marszem. Dziś postanowiła nie wracać tą  samą trasą - chciała odwlec moment powrotu
do domu.
Idąc do domu zastanawiała się co ma zrobić - rozważała dwa warianty - pierwszy to
działać tak, jakby nic się nie stało.Z uwagi na dzieci było to najlepsze jej zdaniem wyjście.
Drugi wariant - przyjść i  zamknąć się w sypialni pod pretekstem migreny.
Po drodze wstąpiła do małego butiku, by dokupić dzieciom skarpetek. Te z butiku były
co prawda nieco droższe, za to nie zbiegały się w praniu. Wzięła 4 pary i podeszła do
kasy, by zapłacić kartą. I tu spotkała ją przykra niespodzianka - jej karta została odrzucona.
Druga próba też spełzła na niczym. Zła i nieco przerażona wyszła ze sklepu i szybko
skierowała się w stronę domu.  W chwilę po jej powrocie wróciły do domu dzieci.
Przepytała je co było w szkole, zapytała jakie mają na to popołudnie plany, przygotowała
im nieduży lunch i pozwoliła, by poszły się bawić z  dziećmi z sąsiedztwa.
Dla siebie zrobiła napar z rumianku i zaczęła pomału sączyć ciepły płyn. Do powrotu
męża miała jeszcze przynajmniej dwie godziny.
Zastanawiała się, co ugryzło Janusza, że tak nagle, bez ostrzeżenia wyniósł się z ich
sypialni. Może się zadurzył w jakiejś panience? A może miał jakąś przygodę seksualną,
która zaowocowała przykrymi konsekwencjami i chce to ukryć przed nią, bo jest akurat
w trakcie  leczenia? No i dlaczego jej karta płatnicza została odrzucona?
Analizowała w myślach ostatnie dwa lata ich pożycia - nie były to jak kiedyś wariackie,
namiętne zbliżenia,  czasem w zupełnie nieoczekiwanych miejscach. Był to  teraz taki
zwyczajny, ustabilizowany małżeński seks. Od chwili przyjazdu do Kanady częstotliwość
zbliżeń wyraznie zmalała, ale nie aż tak, by Luśkę to zastanowiło. Obojgu pobyt tu mało
się podobał, często wzdychali do kuwejckiego ciepełka.
Lusia spojrzała na zegarek -Janusz już powinien być lada chwila w domu, ale to był piątek,
więc korki mogły być większe niż  zawsze.
Wyciągnęła z torebki kartę płatniczą i dokładnie ją obejrzała- karta była jeszcze ważna, nie
wyglądała również na uszkodzoną.
Na podjezdzie usłyszała dziecięce glosy i tupot kilku par nóg - po chwili do domu wpadły
dzieciaki  i w tej samej chwili zadzwonił telefon. Podniosła słuchawkę - to dzwoniła
sąsiadka, którą dzieciaki namówiły na  zrobienie ad hoc piżamowego przyjęcia, a ona się
zgodziła i teraz zapraszała dzieci Lusi na nocleg a ją  z mężem na coś słodkiego i kieliszek
wina. Zwykle Lusia krzywiła się na ten zwyczaj, ale tym razem pomyślała, że to dobry, choć
tylko w połowie, pomysł. Dopytała się co ma przygotować dla dzieci, jednocześnie mówiąc,
że ona ma migrenę, a Janusz to nie wiadomo kiedy wróci, więc tylko dzieci pójdą "w gości".
Dzieciaki szybciutko uwinęły się z szykowaniem tego co chciały ze  sobą zabrać, Luśka
spakowała nieco słodyczy i "przegryzek", dołączyła litrowy pojemnik lodów, ucałowała
dzieci i po 20 minutach  została sama.
Postanowiła zadzwonić do męża - nie wykluczone, że jeszcze był w biurze. Zadzwoniła, ale
nikt nie podnosił słuchawki.
Usiadła na kanapie zwinięta w kłębek i zastanawiała się nad całą sprawą.
Wyobraznia uparcie podpowiadała jej, że Janusz z całą pewnością ma inną kobietę.
Musiała chyba zasnąć, bo nagle z odrętwienia zbudziło ją trzaśnięcie drzwiami i słowa:
"co do cholery, wszyscy pomarli czy jak?".
Lusia podniosła się z kanapy i przeszła do kuchni. Popatrzyła na Janusza, wzięła do ręki
kartę płatniczą i podała ją mężowi mówiąc : coś jest z tą kartą nie tak, nie mogłam nią
dziś zapłacić, a przecież jest jeszcze ważna.
Zapomniałem  ci powiedzieć, że zlikwidowałem swoje konto w tym banku, poinformował
ją mąż beztroskim tonem.
Lusia poczuła  zimno w okolicy serca - czy tylko o tym zapomniałeś mi powiedzieć?-
zapytała cicho. Mam wrażenie, że musimy ze sobą porozmawiać- mamy na to cały długi
wieczór, bo dzieci poszły na piżamowe przyjęcie. Janusz, powiedz mi co się dzieje?
Co się dzieje? powtórzył jak echo Janusz- nie zauważyłaś, że mam cię dosyć?
c.d.n.