sobota, 18 marca 2023

Lek na wszystko?-74

 Tydzień minął szybko i w sobotni ranek Kazik z Teresą i Alkiem pojechali do Nałęczowa. Kazik podśmiewał się  z Teresy, że stała  się osobistym tłumaczem Alka i tłumaczy z języka  "alkowego" na ludzki. A mały, który ostatnio jeździł samochodem tylko na krótkie dystanse nie mógł się  doczekać, kiedy wreszcie zobaczy dziadka i pójdzie  z nim na spacerek. Ale, zdaniem Teresy, malec był bardzo dzielny i grzeczny.  Na wszelki  wypadek  zabrała  z domu  ukochanego pluszowego  pieska i dwie książeczki.  Okazało się, że mały człowieczek pilnie obserwuje  drogę. Wszystkie  spore i ciemne samochody to były samochody wujka   Krisa i Teresa  mu cierpliwie tłumaczyła, że wujek ma podobny samochód, a Kazik słysząc to powiedział, że Teresa  robi małemu  wodę  z mózgu, bo po drodze widzą nie tylko toyoty. W końcu Teresa zapytała  się Kazika,  czy on pamięta, że Alek jeszcze nie ukończył dwóch lat, więc  niech przestanie margać- dziecko po prostu teraz reaguje na kolory samochodów  a nie na marki. Ale maluszek nie tylko reagował na ciemne, duże  samochody - na jednym z pastwisk zobaczył krowy, o  czym od razu  rodzicom  doniósł. W pewnej chwili dziecko zameldowało, że chce  "eee", więc w pierwszym możliwym miejscu zjechali  z szosy na pobocze,  by wysadzić  dziecko na  nocniczek. Oczywiście oboje  rozpływali  się  w pochwałach, bo po raz pierwszy zameldował, że musi zrobić siku. No tylko popatrz jak  nam niewiele  do szczęścia  dziś potrzeba  śmiała się Teresa. 

Gdy  dojechali do Nałęczowa  trochę pobłądzili  nim trafili pod  właściwy  adres.  Gdy zajechali pod  dom Teresa  zatelefonowała do ojca, że już  są i tata wyszedł do  nich razem z sunią. Radości  było sporo po obu  stronach, Alek od razu  wylądował u dziadka  na rękach i bardzo "starannie " dziadka ukochiwał, sunia warowała kręcąc ogonem młynka. W końcu wszyscy weszli do wynajmowanego przez tatę  mieszkania. Był to bardzo  duży pokój  z kuchnią i łazienką, miał też coś pośredniego pomiędzy balkonem  a tarasem, czyli jak określił tata za duże to "coś"  na balkon, a za małe na taras.  Ale  suni bardzo się to miejsce podobało, miała tu rozłożony dla siebie duży kawałek starego dywanu  a na nim kocyk. Tata wiedząc, że przyjadą z Alkiem kupił kawałek kurczaka i ugotował dla Alka zupę jarzynową, w której były jarzyny i bardzo drobno pokrojone mięso kurczaka, a dodatkowym "wypełniaczem" były własnej  roboty zacierki. Ponieważ w  weekendy pacjenci  jakby  zdrowieli to zabiegów była minimalna ilość i wkrótce dołączyła do  nich i Jadwiga. Alek siedział z psem na balkonie, głaskał ją i poklepywał po głowie, a sunia  wszystkie  jego karesy cierpliwie znosiła,  co jakiś czas liżąc jego nóżki. Po zjedzeniu zupki  Alek przeniósł się z balkonu na kolana dziadka, chwilę pooglądał  swą książeczkę i przytulony do dziadka usnął. Jadwiga  poszła na masaż,  a dziadek z pomocą Kazika przeniósł się na fotel, potem poprosił Teresę by z jego komórki napisała do Jadwigi, że na  razie to mały  zasnął u  niego na rękach, więc spacer to odłożą na później. Jadwiga odpisała, że to się  dobrze  składa, bo ona też  się trochę położy, bo po kąpieli i  masażu jest  zmęczona. Sunia przeniosła  się z balkonu na podłogę w okolicy fotela- widać  było, że już bardzo się zżyła  z dziadkiem.  Słodziak  spał, a Teresa z Kazikiem opowiadali o parapetówce u Jacka i Pawła, o tym jakie prezenty im  dali na  nowe mieszkania, rozmawiali  też o Alinie  i jej chorobie. Tata stwierdził że najważniejsze, że mały Tadzik nie jest  zagrożony tą  chorobą. 

Tata opowiedział im, że miał  kolegę, którego żona, z  zawodu psycholog, też miała tę chorobę  i taty  kolega przechodził gehennę, bo pani psycholog dość długo nie poddawała  się leczeniu i swe wszystkie frustracje rozładowywała na mężu i  dwójce  dzieci. Zaczęła się leczyć dopiero wtedy, gdy jej mąż zaczął się spotykać z inną kobietą i  mówić o rozwodzie.  I że tak to przy tej  chorobie jest, że właściwie cała  rodzina  choruje, zwłaszcza wtedy, gdy jest to ciężka postać choroby z długotrwałymi okresami  depresyjnymi, przeplatanymi  stanami nieuzasadnionej  niczym  euforii.  Też  był zdania, że śmierć matki Aliny, potem miłość do  Krisa, ciąża, dziecko na pewno  miały  wpływ na  stan zdrowia Aliny. Być może, że gdyby żyła  mama to Alina  brałaby nadal lek, który powinna była brać  i nie  miałaby nawrotu choroby.

Alek chyba był bardzo stęskniony, cały  czas leżał mocno przytulony do  dziadka i  nie  wypuszczał z  zaciśniętej piąstki dziadkowej koszulki polo. Oczywiście Kazik zaraz to  uwiecznił na  zdjęciu, które wysłał do Krystiana. Przesłał je  też na komórkę taty, żeby sobie  popatrzył na  nie gdy  oni wrócą do Warszawy, a on tu jeszcze  zostanie. 

Tata z kolei twierdził, że stęsknił  się za nimi wszystkimi, oczywiście  najbardziej za  Alkiem, Kazikiem i Teresą. Tato, to jeszcze  tylko tydzień a jak  wrócisz to zobaczysz  różnicę w stanie swego zdrowia. Tu jest znacznie  lepsze powietrze  niż  w Warszawie. No i nie jesteś tu sam, to  chyba też  się liczy, tłumaczył tacie  Kazik. A jak chcesz to mogę po ciebie przyjechać  w sobotę, niezależnie od tego czy przyjedzie syn pani Jadwigi czy też nie. No ale  się jeszcze  zdzwonimy najdalej w czwartek. Z tym, że wolałbym odebrać ciebie lub was oboje najdalej około południa w sobotę.

Alek spał półtorej godziny, dziecko obudziło  się w świetnym humorku, znów "ukochało" dziadka i zaraz zajęło się głaskaniem suni. Po kawie i ciastkach przywiezionych z Warszawy Teresa  stwierdziła, że najchętniej to ona  by już wróciła  do Warszawy. I chyba się pani Jadzia   nie obrazi, gdy ich już  nie  zastanie tutaj. 

Oj tak, byłoby nieźle, gdybyśmy zaraz wracali, bo muszę  sobie jeszcze  trochę popisać, w czasie jazdy coś mi jeszcze  wpadło do głowy - stwierdził Jacek. A ja, naiwna,   myślałam, że jadę z odpowiedzialnym kierowcą, który myśli o tym co aktualnie  robi  a nie o tym czego nie robi - powiedziała  ze śmiechem Teresa.  Tatku, to my już pojedziemy do Warszawy, skoro Kazik na coś wpadł.  I w takim razie  w czwartek się z tobą skontaktujemy odnośnie powrotu- czy odbiera Kazik ciebie, Jadwigę i psa, czy tylko ciebie. Jak tylko ciebie to pewnie przyjedziemy po ciebie w pełnym składzie tak jak dziś i jeśli będzie pogoda to podjedziemy razem z tobą do Kazimierza. Bo  oboje z Kazikiem  to jeszcze tam razem  nie  byliśmy.

Tata chwilę pomyślał i powiedział - mam wrażenie, że syn Jadwigi nie jest  zadowolony  z faktu, że Jadzia się ze mną zaprzyjaźniła. Muszę  chyba to dość brutalnie  Jadzi uzmysłowić  i mam wrażenie, że będzie najlepiej gdyby Kazik przyjechał po nas oboje. I tak między wierszami jej powiem, że nie jesteście oboje zainteresowani jej mieszkaniem, bo Tesia już jedno ma  ode mnie jako darowiznę,  a to drugie jako zapis testamentowy oraz "z urzędu" połowę tego, w którym mieszkamy.  Zabawne, ale Jadwiga  woli swoją synową niż syna, bo jak mówi synek poszedł w tatusia. A jak to ładnie określiła z jej mężem lepiej było coś  zgubić niż znaleźć. I dlatego się rozwiedli.

W drodze powrotnej   za kierownicą  siedziała Teresa,  bo Kazik postanowił  "coś sobie  policzyć", więc  się bardzo ucieszył, że Teresa  zgodziła  się prowadzić. W sumie oboje  byli zadowoleni, bo Teresa bardzo lubiła "szoferowanie" jak to nazywał jej tata. Juniorowi było zupełnie obojętne które  z rodziców siedzi za kierownicą. Dla niego  było najważniejsze,  że jedno  z nich jest obok niego. Droga  powrotna minęła bez żadnych  dodatkowych  atrakcji, a Warszawa powitała  ich niewielkim  deszczem.

W czwartek  wieczorem okazało się, że "kuracjuszy" odbierze  syn Jadwigi i że zapewne dotrą  do Warszawy pomiędzy  godziną  czternastą  a piętnastą. W związku   z tym  Teresa przewidziała o jedną osobę  więcej na obiedzie,  mając  na uwadze również  Jadwigę, o  czym poinformowała tatę. Ale, że nic nie  może być proste, w piątek rano syn Jadwigi poinformował ją, że niestety, wszystko się wywróciło do góry nogami,  bo gdy wracał  w czwartek bardzo późnym wieczorem do  domu, to wpadł do jakiejś dziury w jezdni  i ma problem z zawieszeniem, więc właśnie mu odholowują samochód do warsztatu i na pewno nie  będzie mógł po nich do Nałęczowa przyjechać,  więc niech mamusia  wraca  "pekaesem", a z dworca autobusowego niech sobie  weźmie taksówkę.  Teresa usłyszawszy te nowinę tylko się  głośno  uśmiała i powiedziała, że faktycznie  synuś pani Jadzi jest z lekka niedorobiony. Tata stwierdził, że może i on  w takim razie  dla towarzystwa też powróci "pekaesem", ale na takie rozwiązanie  Teresa i Kazik absolutnie  się nie  zgodzili. Po prostu w sobotę przed południem Kazik oboje odbierze z Nałęczowa. Tyle tylko,  że będzie  zapewne  lepiej, gdy Jadzia nie poinformuje o tym swego syna. Kazik był oburzony, bo przecież mógł syn wypożyczyć na 1 dobę samochód z wypożyczalni ewentualnie od któregoś ze  swoich kolegów. W każdym  razie jedno jest  pewne - nie będzie synuś wsparciem dla  matki gdy ta opadnie  z sił i zdrowie się jej pogorszy. A Teresa  stwierdziła, że dobrze, że teraz  synuś tak  się zaprezentował, bo  z tego co ona  widzi to na  szczęście  Jadwiga spogląda  na swego syna trzeźwym wzrokiem i dobrze  zrobiła, że nie zgodziła  się by  swoje mieszkanie  sprzedać i  zamieszkać  razem z synem i synową, bo wtedy dość szybko by ją oddali do jakiegoś domu opieki w chwili gdyby  się jej pogorszyło zdrowie.  Tata, który był wręcz rozpieszczany przez Teresę, Kazika a nawet przez Krystiana i Alinę nie mógł tego pojąć, a Teresa wręcz powiedziała tacie, że bardzo się cieszy, że on się z Jadwigą tylko przyjaźni i  niech tak pozostanie. 

W sobotę wcześnie rano Kazik wyruszył do Nałęczowa i około godziny trzynastej byli już z powrotem w Warszawie. Jadwiga i sunia zostały odstawione do domu, Kazik nawet  wniósł walizkę   Jadzi do jej mieszkania.  A tata był szczęśliwy, że za kilkanaście  minut znajdzie  się w  swoim pokoju i że będzie wśród kochających go osób. Kazik zaproponował Jadwidze, by przyszła do  nich na obiad,  ale Jadwiga  zapewniła  go, że ma w  zamrażarce gotowy obiad, wystarczy go odmrozić w mikrofali  i potem odgrzać. Dla suni też ma jedzenie w ten  sam sposób przygotowane.

Gdy już  się tata znalazł w domu, Alek go nie odstępował - przyglądał się z uwagą jak  dziadek rozpakowuje walizkę, pomógł dziadkowi zanieść brudne  rzeczy do łazienki i "kontrolował", czy dziadek dobrze nastawi pralkę.  Przy obiedzie zażyczył sobie by siedzieć pomiędzy mamą a dziadkiem a nie pomiędzy rodzicami. Po obiedzie , gdy dziadek po  coś wyszedł do przedpokoju maluszek pobiegł za nim wołając: "dada, pa,pa -nie". Dziadek wzruszony bardzo wziął malca na ręce i cierpliwie  mu tłumaczył, że dziadek nigdzie  się nie wybiera i że będzie cały czas w domu z nim oraz Teresą i Kazikiem. I co najwyżej to pójdzie na  spacer z Alkiem.

Wczesnym popołudniem wpadł do nich Krystian by się przywitać z tatą, bo jak twierdził on też się stęsknił. A ponieważ tata obiecał małemu wspólny spacer, cała  męska część  rodziny  wybrała  się na  wspólny  spacer, na który załapał się też synek Krystiana.  A damska część rodziny "obgadała" panią Jadwigę. Teresa odniosła  wrażenie, że ten pobyt w Nałęczowie spowodował, że stosunki pomiędzy  tatą a  Jadwigą nieco ochłodły, co Teresy wcale  nie  zdziwiło.  Przez  to, że tata opiekował się psem Jadwigi to widywali się codziennie, a w Warszawie to tylko wtedy, gdy tata miał na to ochotę.

                                                                 c.d.n.