Tydzień minął szybko i w sobotni ranek Kazik z Teresą i Alkiem pojechali do Nałęczowa. Kazik podśmiewał się z Teresy, że stała się osobistym tłumaczem Alka i tłumaczy z języka "alkowego" na ludzki. A mały, który ostatnio jeździł samochodem tylko na krótkie dystanse nie mógł się doczekać, kiedy wreszcie zobaczy dziadka i pójdzie z nim na spacerek. Ale, zdaniem Teresy, malec był bardzo dzielny i grzeczny. Na wszelki wypadek zabrała z domu ukochanego pluszowego pieska i dwie książeczki. Okazało się, że mały człowieczek pilnie obserwuje drogę. Wszystkie spore i ciemne samochody to były samochody wujka Krisa i Teresa mu cierpliwie tłumaczyła, że wujek ma podobny samochód, a Kazik słysząc to powiedział, że Teresa robi małemu wodę z mózgu, bo po drodze widzą nie tylko toyoty. W końcu Teresa zapytała się Kazika, czy on pamięta, że Alek jeszcze nie ukończył dwóch lat, więc niech przestanie margać- dziecko po prostu teraz reaguje na kolory samochodów a nie na marki. Ale maluszek nie tylko reagował na ciemne, duże samochody - na jednym z pastwisk zobaczył krowy, o czym od razu rodzicom doniósł. W pewnej chwili dziecko zameldowało, że chce "eee", więc w pierwszym możliwym miejscu zjechali z szosy na pobocze, by wysadzić dziecko na nocniczek. Oczywiście oboje rozpływali się w pochwałach, bo po raz pierwszy zameldował, że musi zrobić siku. No tylko popatrz jak nam niewiele do szczęścia dziś potrzeba śmiała się Teresa.
Gdy dojechali do Nałęczowa trochę pobłądzili nim trafili pod właściwy adres. Gdy zajechali pod dom Teresa zatelefonowała do ojca, że już są i tata wyszedł do nich razem z sunią. Radości było sporo po obu stronach, Alek od razu wylądował u dziadka na rękach i bardzo "starannie " dziadka ukochiwał, sunia warowała kręcąc ogonem młynka. W końcu wszyscy weszli do wynajmowanego przez tatę mieszkania. Był to bardzo duży pokój z kuchnią i łazienką, miał też coś pośredniego pomiędzy balkonem a tarasem, czyli jak określił tata za duże to "coś" na balkon, a za małe na taras. Ale suni bardzo się to miejsce podobało, miała tu rozłożony dla siebie duży kawałek starego dywanu a na nim kocyk. Tata wiedząc, że przyjadą z Alkiem kupił kawałek kurczaka i ugotował dla Alka zupę jarzynową, w której były jarzyny i bardzo drobno pokrojone mięso kurczaka, a dodatkowym "wypełniaczem" były własnej roboty zacierki. Ponieważ w weekendy pacjenci jakby zdrowieli to zabiegów była minimalna ilość i wkrótce dołączyła do nich i Jadwiga. Alek siedział z psem na balkonie, głaskał ją i poklepywał po głowie, a sunia wszystkie jego karesy cierpliwie znosiła, co jakiś czas liżąc jego nóżki. Po zjedzeniu zupki Alek przeniósł się z balkonu na kolana dziadka, chwilę pooglądał swą książeczkę i przytulony do dziadka usnął. Jadwiga poszła na masaż, a dziadek z pomocą Kazika przeniósł się na fotel, potem poprosił Teresę by z jego komórki napisała do Jadwigi, że na razie to mały zasnął u niego na rękach, więc spacer to odłożą na później. Jadwiga odpisała, że to się dobrze składa, bo ona też się trochę położy, bo po kąpieli i masażu jest zmęczona. Sunia przeniosła się z balkonu na podłogę w okolicy fotela- widać było, że już bardzo się zżyła z dziadkiem. Słodziak spał, a Teresa z Kazikiem opowiadali o parapetówce u Jacka i Pawła, o tym jakie prezenty im dali na nowe mieszkania, rozmawiali też o Alinie i jej chorobie. Tata stwierdził że najważniejsze, że mały Tadzik nie jest zagrożony tą chorobą.
Tata opowiedział im, że miał kolegę, którego żona, z zawodu psycholog, też miała tę chorobę i taty kolega przechodził gehennę, bo pani psycholog dość długo nie poddawała się leczeniu i swe wszystkie frustracje rozładowywała na mężu i dwójce dzieci. Zaczęła się leczyć dopiero wtedy, gdy jej mąż zaczął się spotykać z inną kobietą i mówić o rozwodzie. I że tak to przy tej chorobie jest, że właściwie cała rodzina choruje, zwłaszcza wtedy, gdy jest to ciężka postać choroby z długotrwałymi okresami depresyjnymi, przeplatanymi stanami nieuzasadnionej niczym euforii. Też był zdania, że śmierć matki Aliny, potem miłość do Krisa, ciąża, dziecko na pewno miały wpływ na stan zdrowia Aliny. Być może, że gdyby żyła mama to Alina brałaby nadal lek, który powinna była brać i nie miałaby nawrotu choroby.
Alek chyba był bardzo stęskniony, cały czas leżał mocno przytulony do dziadka i nie wypuszczał z zaciśniętej piąstki dziadkowej koszulki polo. Oczywiście Kazik zaraz to uwiecznił na zdjęciu, które wysłał do Krystiana. Przesłał je też na komórkę taty, żeby sobie popatrzył na nie gdy oni wrócą do Warszawy, a on tu jeszcze zostanie.
Tata z kolei twierdził, że stęsknił się za nimi wszystkimi, oczywiście najbardziej za Alkiem, Kazikiem i Teresą. Tato, to jeszcze tylko tydzień a jak wrócisz to zobaczysz różnicę w stanie swego zdrowia. Tu jest znacznie lepsze powietrze niż w Warszawie. No i nie jesteś tu sam, to chyba też się liczy, tłumaczył tacie Kazik. A jak chcesz to mogę po ciebie przyjechać w sobotę, niezależnie od tego czy przyjedzie syn pani Jadwigi czy też nie. No ale się jeszcze zdzwonimy najdalej w czwartek. Z tym, że wolałbym odebrać ciebie lub was oboje najdalej około południa w sobotę.
Alek spał półtorej godziny, dziecko obudziło się w świetnym humorku, znów "ukochało" dziadka i zaraz zajęło się głaskaniem suni. Po kawie i ciastkach przywiezionych z Warszawy Teresa stwierdziła, że najchętniej to ona by już wróciła do Warszawy. I chyba się pani Jadzia nie obrazi, gdy ich już nie zastanie tutaj.
Oj tak, byłoby nieźle, gdybyśmy zaraz wracali, bo muszę sobie jeszcze trochę popisać, w czasie jazdy coś mi jeszcze wpadło do głowy - stwierdził Jacek. A ja, naiwna, myślałam, że jadę z odpowiedzialnym kierowcą, który myśli o tym co aktualnie robi a nie o tym czego nie robi - powiedziała ze śmiechem Teresa. Tatku, to my już pojedziemy do Warszawy, skoro Kazik na coś wpadł. I w takim razie w czwartek się z tobą skontaktujemy odnośnie powrotu- czy odbiera Kazik ciebie, Jadwigę i psa, czy tylko ciebie. Jak tylko ciebie to pewnie przyjedziemy po ciebie w pełnym składzie tak jak dziś i jeśli będzie pogoda to podjedziemy razem z tobą do Kazimierza. Bo oboje z Kazikiem to jeszcze tam razem nie byliśmy.
Tata chwilę pomyślał i powiedział - mam wrażenie, że syn Jadwigi nie jest zadowolony z faktu, że Jadzia się ze mną zaprzyjaźniła. Muszę chyba to dość brutalnie Jadzi uzmysłowić i mam wrażenie, że będzie najlepiej gdyby Kazik przyjechał po nas oboje. I tak między wierszami jej powiem, że nie jesteście oboje zainteresowani jej mieszkaniem, bo Tesia już jedno ma ode mnie jako darowiznę, a to drugie jako zapis testamentowy oraz "z urzędu" połowę tego, w którym mieszkamy. Zabawne, ale Jadwiga woli swoją synową niż syna, bo jak mówi synek poszedł w tatusia. A jak to ładnie określiła z jej mężem lepiej było coś zgubić niż znaleźć. I dlatego się rozwiedli.
W drodze powrotnej za kierownicą siedziała Teresa, bo Kazik postanowił "coś sobie policzyć", więc się bardzo ucieszył, że Teresa zgodziła się prowadzić. W sumie oboje byli zadowoleni, bo Teresa bardzo lubiła "szoferowanie" jak to nazywał jej tata. Juniorowi było zupełnie obojętne które z rodziców siedzi za kierownicą. Dla niego było najważniejsze, że jedno z nich jest obok niego. Droga powrotna minęła bez żadnych dodatkowych atrakcji, a Warszawa powitała ich niewielkim deszczem.
W czwartek wieczorem okazało się, że "kuracjuszy" odbierze syn Jadwigi i że zapewne dotrą do Warszawy pomiędzy godziną czternastą a piętnastą. W związku z tym Teresa przewidziała o jedną osobę więcej na obiedzie, mając na uwadze również Jadwigę, o czym poinformowała tatę. Ale, że nic nie może być proste, w piątek rano syn Jadwigi poinformował ją, że niestety, wszystko się wywróciło do góry nogami, bo gdy wracał w czwartek bardzo późnym wieczorem do domu, to wpadł do jakiejś dziury w jezdni i ma problem z zawieszeniem, więc właśnie mu odholowują samochód do warsztatu i na pewno nie będzie mógł po nich do Nałęczowa przyjechać, więc niech mamusia wraca "pekaesem", a z dworca autobusowego niech sobie weźmie taksówkę. Teresa usłyszawszy te nowinę tylko się głośno uśmiała i powiedziała, że faktycznie synuś pani Jadzi jest z lekka niedorobiony. Tata stwierdził, że może i on w takim razie dla towarzystwa też powróci "pekaesem", ale na takie rozwiązanie Teresa i Kazik absolutnie się nie zgodzili. Po prostu w sobotę przed południem Kazik oboje odbierze z Nałęczowa. Tyle tylko, że będzie zapewne lepiej, gdy Jadzia nie poinformuje o tym swego syna. Kazik był oburzony, bo przecież mógł syn wypożyczyć na 1 dobę samochód z wypożyczalni ewentualnie od któregoś ze swoich kolegów. W każdym razie jedno jest pewne - nie będzie synuś wsparciem dla matki gdy ta opadnie z sił i zdrowie się jej pogorszy. A Teresa stwierdziła, że dobrze, że teraz synuś tak się zaprezentował, bo z tego co ona widzi to na szczęście Jadwiga spogląda na swego syna trzeźwym wzrokiem i dobrze zrobiła, że nie zgodziła się by swoje mieszkanie sprzedać i zamieszkać razem z synem i synową, bo wtedy dość szybko by ją oddali do jakiegoś domu opieki w chwili gdyby się jej pogorszyło zdrowie. Tata, który był wręcz rozpieszczany przez Teresę, Kazika a nawet przez Krystiana i Alinę nie mógł tego pojąć, a Teresa wręcz powiedziała tacie, że bardzo się cieszy, że on się z Jadwigą tylko przyjaźni i niech tak pozostanie.
W sobotę wcześnie rano Kazik wyruszył do Nałęczowa i około godziny trzynastej byli już z powrotem w Warszawie. Jadwiga i sunia zostały odstawione do domu, Kazik nawet wniósł walizkę Jadzi do jej mieszkania. A tata był szczęśliwy, że za kilkanaście minut znajdzie się w swoim pokoju i że będzie wśród kochających go osób. Kazik zaproponował Jadwidze, by przyszła do nich na obiad, ale Jadwiga zapewniła go, że ma w zamrażarce gotowy obiad, wystarczy go odmrozić w mikrofali i potem odgrzać. Dla suni też ma jedzenie w ten sam sposób przygotowane.
Gdy już się tata znalazł w domu, Alek go nie odstępował - przyglądał się z uwagą jak dziadek rozpakowuje walizkę, pomógł dziadkowi zanieść brudne rzeczy do łazienki i "kontrolował", czy dziadek dobrze nastawi pralkę. Przy obiedzie zażyczył sobie by siedzieć pomiędzy mamą a dziadkiem a nie pomiędzy rodzicami. Po obiedzie , gdy dziadek po coś wyszedł do przedpokoju maluszek pobiegł za nim wołając: "dada, pa,pa -nie". Dziadek wzruszony bardzo wziął malca na ręce i cierpliwie mu tłumaczył, że dziadek nigdzie się nie wybiera i że będzie cały czas w domu z nim oraz Teresą i Kazikiem. I co najwyżej to pójdzie na spacer z Alkiem.
Wczesnym popołudniem wpadł do nich Krystian by się przywitać z tatą, bo jak twierdził on też się stęsknił. A ponieważ tata obiecał małemu wspólny spacer, cała męska część rodziny wybrała się na wspólny spacer, na który załapał się też synek Krystiana. A damska część rodziny "obgadała" panią Jadwigę. Teresa odniosła wrażenie, że ten pobyt w Nałęczowie spowodował, że stosunki pomiędzy tatą a Jadwigą nieco ochłodły, co Teresy wcale nie zdziwiło. Przez to, że tata opiekował się psem Jadwigi to widywali się codziennie, a w Warszawie to tylko wtedy, gdy tata miał na to ochotę.
c.d.n.