Adela siedziała u fryzjerki tępo wpatrując się we własne oblicze - stanęła przed problemem nieomal rodem z Hamleta- ściąć włosy czy nie? Zostawić ten kolor i zrobić tylko odrost, czy zmienić i kolor i uczesanie? Gdy podeszła do niej fryzjerka z zapytaniem "co dziś robimy"? Ada jęknęła - sama nie wiem, co z tymi włosami zrobić - z jednej strony byłoby dobrze gdyby były krótkie, ale łatwiej je spolaryzować gdy można je jakoś podpiąć.Teoretycznie lepiej wyglądam w ciemnych, ale wtedy powinnam co trzy tygodnie malować odrost.
A kiedy pani bierze ślub?
W końcu września, jeszcze mnóstwo czasu, mamy dopiero początek maja. Poza tym nie mam zamiaru z tej okazji szaleć - do ślubu pójdę w kostiumie uszytym z tego samego materiału, z którego będzie szyty garnitur pana młodego. Kolorystycznie to coś pośredniego między granatem a ciemnym szafirem. Kupił tego tyle, że swobodnie starczy na spódniczkę i żakiecik dla mnie, jak stwierdził krawiec. Oczywiście przyszła teściowa skrytykowała ten pomysł, więc jest więcej niż pewne, że tak właśnie zrobimy. Bo to facet-unikat, zupełnie się nie słucha mamuśki. Nie da się ukryć, że z mamuśką nie przepadamy za sobą - nie takiej synowej ona oczekiwała.
Proszę się tym nie przejmować - pocieszyła ją fryzjerka - każda mamusia chce dla swego synka co najmniej hrabianki, a najlepiej księżniczki z połową królestwa w formie posagu. I nie jest istotne, że synuś w niczym nie przypomina Apolla z urody i Einsteina z rozumu. Ja się swojej teściowej też nie podobałam, a teraz jej synuś jest praktycznie na moim utrzymaniu bo jakoś studiów nie był w stanie skończyć. A ja się zastanawiam nad rozwodem, bo przyłapałam go kilka razy na kłamstwie - ja ciężko pracuję, a on się za babkami ugania.
Dzieci nie mamy, dom w którym mieszkamy jest własnością moich rodziców - ojciec powiedział, że przepisze go na mnie gdy będzie miał pewność, że nasze małżeństwo jest udane. Wpierw byłam na ojca zła, ale teraz widzę, że miał rację. Nie będzie problemu z rozwodem, nic w tym domu, oprócz rzeczy osobistych nie jest własnością mego męża i nie mamy dzieci. A ja mam zamiar wynająć prywatnego detektywa - chcę mieć pewność i jasność sytuacji w chwili oddawania sprawy w ręce adwokata, a nie tylko "odczucia".
Ojej, pani Wiesiu, to aż tak? I naprawdę w Polsce już są prywatni detektywi? Jakoś zawsze wydawało mi się, że prywatni detektywi to są tylko w powieściach kryminalnych - dziwiła się Adela. Pani Wiesiu, a co zrobimy z włosami? Bo ja jutro zaczynam nową pracę - muszę jakoś wyglądać to raz, a dwa- chcę mieć jak najmniej kłopotu z włosami, czyli na głowie coś, co łatwo utrzymać w porządku bez bywania co tydzień u profesjonalistki. I żebym nie musiała co trzy tygodnie korygować odrostu- jakoś zbyt szybko włosy mi rosną.
Pani Wiesia z uwagą wpatrywała się w odbicie Adeli w lustrze, jednocześnie dokładnie rozczesując jej włosy. No fakt, już są za długie - stwierdziła po chwili. Nim je umyjemy obetnę je na sucho, a wycieniuję i je wyrównam już na mokro. Kolor? kolor? - fryzjerka wpatrzyła się w sufit, zupełnie tak, jakby tam miała się wyświetlić nazwa koloru. Adela odruchowo też rzuciła okiem na sufit, który był śnieżno biały, a jego biel przecinały dość leniwie skrzydełka kręcącego się wentylatora.
Zrobimy dwa, przenikające się wzajemnie kolory- dość ciemny popielaty blond i srebrny. Jest pani bardzo młoda, a młodziutka buzia i siwe włosy wyglądają razem interesująco. Obetnę je na taką długość, by nie upięte sięgały 2 centymetry poniżej ramion.
W trzy godziny później Adela opuściła zakład fryzjerski. Podobała się sobie w nowym wydaniu- przed wyjściem wpadła jeszcze w ręce kosmetyczki i manikiurzystki, a w drodze do autobusu odwiedziła jeszcze sklep z kosmetykami i różnymi akcesoriami do upiększania. Kupiła nową klamrę do spinania włosów i kilka nowych kosmetyków. Zajrzała też do swego ulubionego sklepu z konfekcją, ale na szczęście dla jej portfela nic ciekawego dla siebie nie znalazła.
Adela mieszkała z siostrą swej matki. Przeprowadziła się do swej ciotki w chwili, gdy ta złamała nogę i wymagała stałej pomocy - budynek miał trzy piętra, wybudowany był tuż przed wojną. Pokoje były duże, mieszkanie miało ponad 100 metrów powierzchni, niestety budynek nie posiadał windy, więc starsza pani była w pewnym sensie uwięziona we własnym mieszkaniu. A Adela niemal od chwili swego przyjścia na świat, uwielbiała swą ciocię. A im była starsza, tym większą miłością darzyła siostrę swojej matki. Ciocia była z zawodu nauczycielką i to taką z zamiłowania. Bardzo wcześnie owdowiała i nigdy więcej nie związała się na stałe z innym mężczyzną. Gdy ciocia Helena złamała nogę to właśnie Adela wystąpiła z propozycją, że zamieszka razem z nią, bo przecież to trzecie piętro bez windy stało się rodzajem więzienia dla starszej pani. W pierwszej chwili matka Adeli orzekła, że to nie jest dobry pomysł, ale gdy kilka dni z rzędu musiała sama zrobić swej siostrze zakupy, sprowadzić ją z tego trzeciego piętra a potem z powrotem ją tam wprowadzić - zmieniła zdanie. Adela, która już była wtedy pełnoletnia wymeldowała się z mieszkania rodziców i zameldowała u cioci.
Gdy Adela była jeszcze w szkole podejrzewała, że jej prawdziwą mamą jest właśnie ciocia Helena - któregoś dnia nawet zwerbalizowała to podejrzenie, ale wtedy ciocia pokazała jej fotografię zrobioną kilka dni przed datą urodzenia się Adeli - to jednak jej matka była na tym zdjęciu z naprawdę dużym ciążowym brzuchem - z jednej jej strony stała szczuplutka ciocia Helena, z drugiej nieżyjący już wujek Wacław, a zdjęcie zrobił ojciec Adeli.
Nim Adela przeprowadziła się na stały pobyt do cioci Heleny wiele razy zastanawiała się, dlaczego zupełnie nie może się "dogadać" z własną matką - miały zupełnie odmienne gusta. Obie co prawda bardzo lubiły malarstwo, ale o ile mama Adeli wielbiła starych mistrzów, to Adela darzyła swym uwielbieniem impresjonistów. Rodzinna plotka głosiła, że jej rodzice bardzo chcieli mieć syna, no ale.... urodziła się córka. W dwa lata po przyjściu Adeli na świat jej matka ponownie była w ciąży, ale tym razem ciąża była niedonoszona, wcześniakiem był chłopczyk, a jego przyjście na świat omal nie skończyło się śmiercią matki. Została co prawda uratowana, ale jednocześnie została pozbawiona szansy na następną ciążę.
Adeli bardzo nie podobało się jej imię - w całej podstawówce a i potem w liceum nie spotkała ani jednej istoty płci żeńskiej o takim imieniu. Na jakimś rodzinnym "spędzie" podsłuchała, że: "miał być Adaś, no ale skoro się nie udało to jest Adela, zawsze jakaś namiastka Adama". A inna plotka rodzinna głosiła, że po prostu pierwsze dziecko miało mieć imię na "A", matka proponowała by dziewczynka miała na imię Amelia, ale ojciec zaprotestował, bo zdrobniale "Amelka" brzmi jak "lamelka" a "lamelka" to taka techniczna nazwa małej blaszki, więc on się nie zgadza. Adela nigdy nie mogła pojąć dlaczego nie mogli jej nazwać Anną lub Agnieszką - też na "A"- przecież. Pocieszała ją tylko myśl, że wiele jej koleżanek było, podobnie jak ona, niezadowolonych z imienia które im nadano. Zauważyła również, że jej koledzy nie mieli tego rodzaju dylematów. Gdy kiedyś rozmawiała na ten temat z jednym z kolegów ten powiedział - " no wiesz, kobiety zawsze mają jakieś problemy, zresztą najczęściej urojone, przecież imię nie świadczy o tym jaka jesteś." I to był dla Adeli koniec dyskusji i jednocześnie koniec przyjaźni z tym chłopakiem.
Nowy kolor i uczesanie podobały się cioci Helenie. Żałowała nawet, że nie wybrała się razem z Adą, bo też właściwie powinna nieco odświeżyć swój wygląd. Ada stwierdziła, że to żaden problem, może w następnym tygodniu wybrać się z ciocią do fryzjerki. W tym tygodniu ma jeszcze jeden egzamin na uczelni, ale w przyszłym, jeśli tylko zda ten egzamin, na pewno będą mogły wybrać się do fryzjerki.
A wiesz już od kiedy zaczynasz pracę w nowym miejscu?- spytała ciocia. Nie wiem, ale zapewne jutro się dowiem. Jutro, w samo południe, ma po mnie przyjechać jakiś facet- znak rozpoznawczy - czerwony fiacik. Muszę sobie dziś przygotować teczkę z moimi papierami. Mam tylko nadzieję, że spotkanie z tym człowiekiem w samo południe nie zamieni się w scenę z filmu "W samo południe".
Ależ masz dziecino skojarzenia- śmiała się ciocia. Tu nie ma kowbojów, więc strzelaniny nie będzie. To miło, że ktoś po ciebie przyjedzie a nie będziesz musiała sama jechać tam pociągiem. Ty przeważnie wędrujesz w swym życiu "pod prąd", więc może nic dziwnego, że gdy większość do pracy jedzie spod Warszawy do miasta, ty jedziesz w drugą stronę. Ciekawe dlaczego akurat pod miastem jest to biuro. No ale skoro dochodzi tam elektryczny pociąg to wszystko jest w porządku.
Ciociu, oni nawet mają własny transport, z Warszawy autokar zabiera pracowników z trzech miejsc w Warszawie i po pracy ich w te same miejsca odwozi. Ja mam do przejścia mniej niż pół kilometra. Najgorsze jest to, że muszę zacząć wcześnie dzień, bo wyjazd jest o 6,45, a pracę zaczynają tam o 7,30. A to, że ktoś po mnie jutro przyjedzie to zasługa mojego "byłego", bo to on mi załatwił tę pracę. Ale uprzedzam - mój "obecny narzeczony" nic o tym nie wie. I niech tak zostanie- rozstałam się wszak z byłym w przyjaźni, spotykamy się raz na jakiś czas. Ma co prawda do mnie żal, że nie chciałam i nadal nie chcę wyjeżdżać razem z nim do Iraku, ale póki co to on nadal nie wziął rozwodu z żoną, bo był i jest nadal przekonany, że ona by mu utrudniła wtedy wyjazd. Po prostu rozwodnicy mają różne utrudnienia - już chociażby to, że muszą tu zostawić kogoś, kto w razie czego będzie płacił wyznaczone przez sąd alimenty. Nie mógł pojąć, że nie chcę zacząć pracować w tej samej firmie co on i wyjechać razem z nim i innymi na kontrakt zbiorowy. Nie prosiłam go o znalezienie mi pracy - wiedział jak mało zarabiam i że nie jestem z dotychczasowej zadowolona, a ponieważ ma w perspektywie długi wyjazd z Polski, chciał bym startowała, gdy już ukończę studia, z lepszej niż dotychczas pozycji przetargowej.
I wiesz, dopóki nie podejmę tej pracy to nic o tym nie wspominaj na forum rodzinnym. Poza tym to tylko moja sprawa, nie ich. Nie mogą mi wybaczyć, że nie urodziłam się chłopcem, a wszystko co tylko mi nie wyjdzie w życiu wynika z faktu, że jestem kobietą a nie facetem. Denerwuje mnie to okropnie.
Następnego dnia, równo o godzinie 12,00, przed domem, w którym mieszkała Adela zaparkował czerwony mały fiat. Za jego kierownicą siedział dostatnio wyglądający blondyn.
Jeżeli interesuje Was co było dalej w życiu dziewczyny, która zawsze szła pod prąd - to napiszcie i wtedy................................................... ciąg dalszy nastąpi.