piątek, 29 kwietnia 2022

Trudny wybór

 Adela siedziała u fryzjerki  tępo  wpatrując się we  własne  oblicze - stanęła przed problemem nieomal  rodem z Hamleta- ściąć  włosy czy nie? Zostawić ten  kolor i zrobić  tylko odrost, czy zmienić i kolor i uczesanie? Gdy  podeszła do  niej fryzjerka  z  zapytaniem "co  dziś  robimy"?   Ada  jęknęła - sama nie  wiem, co z tymi  włosami  zrobić -  z jednej  strony byłoby dobrze gdyby  były krótkie, ale łatwiej je  spolaryzować gdy  można  je  jakoś podpiąć.Teoretycznie lepiej  wyglądam  w ciemnych, ale  wtedy powinnam  co trzy  tygodnie malować odrost. 

A kiedy pani  bierze  ślub? 

W końcu  września, jeszcze  mnóstwo czasu, mamy dopiero  początek maja. Poza tym nie mam  zamiaru z tej okazji  szaleć - do  ślubu pójdę w kostiumie uszytym z tego  samego  materiału,  z którego będzie  szyty garnitur pana  młodego. Kolorystycznie to coś pośredniego między  granatem a ciemnym szafirem. Kupił tego tyle, że swobodnie starczy na  spódniczkę i żakiecik dla mnie, jak  stwierdził krawiec. Oczywiście przyszła teściowa skrytykowała ten  pomysł, więc  jest  więcej  niż pewne, że tak właśnie zrobimy.  Bo to  facet-unikat,  zupełnie  się  nie  słucha  mamuśki. Nie  da się ukryć, że z mamuśką nie przepadamy  za sobą - nie takiej  synowej ona oczekiwała.

Proszę  się  tym  nie przejmować - pocieszyła ją  fryzjerka - każda  mamusia  chce  dla swego synka co najmniej hrabianki, a najlepiej księżniczki z połową królestwa w formie  posagu. I nie jest istotne, że  synuś w niczym nie przypomina Apolla z urody i Einsteina z rozumu.  Ja się  swojej teściowej też nie podobałam, a teraz  jej  synuś  jest praktycznie  na  moim  utrzymaniu bo jakoś studiów nie  był  w stanie skończyć. A ja  się  zastanawiam  nad rozwodem, bo przyłapałam go kilka  razy  na kłamstwie - ja  ciężko  pracuję, a on  się  za  babkami ugania. 

Dzieci  nie  mamy, dom w którym mieszkamy  jest  własnością   moich  rodziców - ojciec  powiedział, że przepisze  go na  mnie gdy  będzie  miał pewność, że nasze  małżeństwo jest  udane. Wpierw  byłam na ojca  zła, ale teraz widzę, że miał rację. Nie  będzie  problemu z rozwodem, nic w tym  domu, oprócz rzeczy osobistych  nie jest własnością mego męża i  nie  mamy dzieci. A ja mam  zamiar wynająć prywatnego detektywa - chcę mieć  pewność i jasność  sytuacji w chwili oddawania  sprawy w  ręce adwokata, a nie  tylko "odczucia".

Ojej, pani Wiesiu, to aż tak? I naprawdę  w Polsce już są prywatni detektywi? Jakoś  zawsze wydawało mi się, że prywatni  detektywi to są tylko w powieściach kryminalnych - dziwiła  się Adela. Pani Wiesiu,  a co zrobimy  z włosami? Bo ja jutro zaczynam nową  pracę - muszę  jakoś  wyglądać to raz,  a dwa- chcę mieć  jak  najmniej kłopotu z włosami, czyli na głowie  coś,  co łatwo utrzymać w porządku bez bywania  co tydzień u profesjonalistki. I żebym  nie  musiała  co trzy tygodnie korygować odrostu- jakoś  zbyt  szybko włosy  mi rosną.

Pani Wiesia  z uwagą  wpatrywała się  w odbicie Adeli  w lustrze, jednocześnie dokładnie  rozczesując jej włosy. No fakt, już są za długie - stwierdziła  po chwili. Nim je umyjemy obetnę je  na sucho, a  wycieniuję i je wyrównam już na  mokro. Kolor? kolor? - fryzjerka wpatrzyła się w sufit, zupełnie tak, jakby tam  miała się  wyświetlić  nazwa  koloru. Adela odruchowo też  rzuciła okiem na sufit, który był śnieżno biały, a jego  biel przecinały dość  leniwie skrzydełka  kręcącego się  wentylatora.

Zrobimy dwa, przenikające się wzajemnie kolory- dość  ciemny popielaty blond i srebrny. Jest pani bardzo  młoda, a młodziutka  buzia i siwe włosy wyglądają  razem interesująco. Obetnę je na taką  długość, by nie upięte sięgały 2 centymetry poniżej ramion.

W trzy  godziny  później Adela opuściła zakład  fryzjerski. Podobała  się  sobie  w nowym wydaniu- przed wyjściem wpadła  jeszcze  w ręce kosmetyczki i  manikiurzystki, a w drodze do   autobusu odwiedziła jeszcze  sklep  z kosmetykami i różnymi  akcesoriami do upiększania. Kupiła nową klamrę  do spinania  włosów i kilka  nowych  kosmetyków. Zajrzała też  do swego ulubionego sklepu z konfekcją, ale na szczęście dla jej  portfela  nic  ciekawego dla  siebie   nie  znalazła.

Adela  mieszkała z siostrą swej matki. Przeprowadziła  się  do swej  ciotki w chwili, gdy ta złamała nogę i wymagała stałej  pomocy - budynek  miał  trzy piętra, wybudowany  był tuż przed wojną. Pokoje były duże,  mieszkanie  miało ponad 100 metrów powierzchni, niestety  budynek nie  posiadał windy, więc starsza  pani  była w pewnym  sensie uwięziona we  własnym  mieszkaniu. A Adela niemal od  chwili swego przyjścia  na świat, uwielbiała  swą ciocię. A im  była starsza, tym większą  miłością  darzyła siostrę swojej matki. Ciocia była z  zawodu  nauczycielką i to taką  z  zamiłowania. Bardzo wcześnie  owdowiała i nigdy  więcej nie  związała się na  stałe z innym  mężczyzną. Gdy ciocia Helena złamała  nogę to właśnie  Adela wystąpiła  z  propozycją, że zamieszka razem  z nią, bo przecież to  trzecie  piętro bez windy stało się  rodzajem  więzienia  dla starszej pani.   W pierwszej chwili matka Adeli orzekła, że to nie jest dobry  pomysł, ale gdy kilka  dni  z rzędu musiała  sama zrobić swej  siostrze  zakupy, sprowadzić  ją z tego  trzeciego  piętra a potem z powrotem ją  tam  wprowadzić - zmieniła  zdanie. Adela, która  już była wtedy pełnoletnia wymeldowała się z mieszkania rodziców i zameldowała u cioci.  

Gdy Adela  była jeszcze w  szkole podejrzewała, że jej prawdziwą mamą jest  właśnie ciocia Helena - któregoś dnia  nawet zwerbalizowała to  podejrzenie, ale  wtedy ciocia  pokazała jej fotografię zrobioną kilka  dni przed  datą urodzenia się  Adeli - to jednak jej matka była na tym zdjęciu  z naprawdę dużym ciążowym brzuchem - z jednej jej strony  stała szczuplutka ciocia  Helena, z  drugiej  nieżyjący  już wujek Wacław, a zdjęcie  zrobił ojciec  Adeli. 

Nim  Adela przeprowadziła  się na stały pobyt do cioci Heleny wiele  razy   zastanawiała  się,  dlaczego zupełnie  nie  może się "dogadać" z  własną  matką - miały  zupełnie odmienne gusta. Obie  co prawda bardzo  lubiły malarstwo, ale o ile mama Adeli wielbiła  starych  mistrzów, to Adela darzyła  swym uwielbieniem impresjonistów. Rodzinna plotka głosiła, że jej  rodzice bardzo chcieli mieć  syna, no ale.... urodziła  się córka. W dwa lata po przyjściu  Adeli  na świat jej matka ponownie była w ciąży, ale tym razem  ciąża  była  niedonoszona, wcześniakiem był chłopczyk, a jego przyjście  na świat omal nie skończyło się śmiercią matki. Została  co prawda uratowana, ale jednocześnie   została pozbawiona szansy  na  następną  ciążę. 

Adeli bardzo nie  podobało się jej imię - w całej podstawówce a i  potem w liceum nie  spotkała  ani jednej istoty płci żeńskiej o takim imieniu. Na jakimś rodzinnym "spędzie" podsłuchała, że: "miał być Adaś, no ale  skoro się nie udało to jest Adela, zawsze jakaś  namiastka Adama". A  inna plotka rodzinna głosiła, że po prostu pierwsze  dziecko miało  mieć  imię  na "A",     matka proponowała by dziewczynka  miała na imię Amelia, ale ojciec zaprotestował, bo zdrobniale "Amelka" brzmi jak "lamelka" a  "lamelka" to taka techniczna  nazwa małej blaszki, więc on  się nie  zgadza.  Adela  nigdy nie mogła  pojąć  dlaczego nie  mogli jej  nazwać Anną  lub  Agnieszką - też na "A"- przecież. Pocieszała ją tylko  myśl,  że wiele  jej  koleżanek było, podobnie jak ona, niezadowolonych z imienia które im  nadano. Zauważyła  również, że jej koledzy nie mieli tego rodzaju dylematów. Gdy  kiedyś rozmawiała na ten temat z jednym  z kolegów ten powiedział - " no wiesz, kobiety zawsze mają  jakieś  problemy, zresztą najczęściej urojone, przecież imię nie  świadczy o  tym jaka jesteś." I to był dla Adeli koniec  dyskusji i jednocześnie  koniec  przyjaźni z tym chłopakiem.

Nowy kolor i uczesanie podobały się  cioci Helenie. Żałowała nawet, że nie wybrała  się razem z Adą, bo też właściwie  powinna nieco odświeżyć  swój wygląd. Ada stwierdziła, że to żaden problem, może w następnym  tygodniu wybrać  się z ciocią  do fryzjerki. W tym tygodniu ma jeszcze jeden egzamin na uczelni, ale  w przyszłym, jeśli tylko zda ten  egzamin, na pewno będą  mogły wybrać  się do fryzjerki.

A wiesz już od kiedy zaczynasz pracę w nowym  miejscu?- spytała  ciocia. Nie wiem, ale  zapewne  jutro się dowiem. Jutro, w  samo  południe, ma po  mnie  przyjechać jakiś facet- znak rozpoznawczy - czerwony fiacik. Muszę  sobie  dziś przygotować teczkę  z moimi papierami. Mam tylko nadzieję, że spotkanie z tym człowiekiem w samo południe nie zamieni się  w scenę z filmu  "W samo południe".

Ależ masz  dziecino  skojarzenia- śmiała się ciocia. Tu nie  ma kowbojów, więc strzelaniny  nie będzie. To miło, że ktoś po ciebie przyjedzie a nie będziesz  musiała  sama jechać tam pociągiem. Ty przeważnie wędrujesz w swym życiu "pod prąd", więc  może nic  dziwnego, że gdy większość  do pracy jedzie  spod Warszawy do miasta, ty jedziesz  w drugą  stronę. Ciekawe dlaczego akurat pod miastem jest to biuro. No ale  skoro dochodzi tam elektryczny pociąg to wszystko jest w porządku. 

Ciociu, oni nawet  mają własny transport, z Warszawy autokar  zabiera pracowników  z trzech  miejsc w Warszawie i  po pracy ich  w te same  miejsca odwozi.  Ja mam do przejścia mniej niż pół kilometra. Najgorsze jest to, że muszę zacząć wcześnie  dzień, bo wyjazd jest o 6,45, a pracę  zaczynają  tam o 7,30.  A to, że ktoś po mnie  jutro przyjedzie to zasługa  mojego "byłego", bo to on mi załatwił tę pracę.  Ale uprzedzam - mój "obecny narzeczony" nic o tym nie wie. I niech tak  zostanie- rozstałam się wszak z byłym w przyjaźni, spotykamy  się raz na jakiś czas. Ma  co prawda  do mnie  żal, że nie chciałam i nadal  nie chcę wyjeżdżać razem  z nim do   Iraku, ale póki co to on nadal nie  wziął rozwodu z żoną, bo był i jest  nadal przekonany, że ona by mu utrudniła wtedy wyjazd. Po prostu rozwodnicy mają  różne utrudnienia - już chociażby to, że muszą tu zostawić kogoś, kto w razie  czego będzie  płacił  wyznaczone przez  sąd alimenty. Nie mógł pojąć, że nie chcę  zacząć pracować w tej samej firmie  co on i wyjechać  razem z nim i innymi na kontrakt zbiorowy. Nie  prosiłam go o znalezienie  mi pracy - wiedział jak mało zarabiam i że nie jestem z dotychczasowej  zadowolona, a ponieważ ma  w perspektywie długi wyjazd z Polski, chciał bym startowała, gdy już ukończę  studia, z lepszej  niż dotychczas pozycji przetargowej. 

I wiesz, dopóki nie podejmę tej pracy to nic o tym nie  wspominaj na forum rodzinnym.  Poza tym to tylko moja sprawa,  nie ich. Nie mogą  mi wybaczyć, że nie urodziłam się chłopcem, a  wszystko co tylko mi  nie wyjdzie w życiu wynika  z faktu, że jestem kobietą a nie facetem. Denerwuje  mnie to okropnie.

Następnego  dnia, równo o godzinie 12,00, przed  domem, w którym  mieszkała Adela zaparkował czerwony mały  fiat. Za jego kierownicą  siedział dostatnio  wyglądający  blondyn.

 Jeżeli interesuje Was co było dalej w życiu dziewczyny, która zawsze szła pod prąd - to napiszcie  i wtedy................................................... ciąg  dalszy  nastąpi.