niedziela, 13 sierpnia 2023

Lek na wszystko? - Epilog

 Następnego  dnia, po niespiesznym  śniadaniu, przegadaniu dwóch godzin z Kazikiem i Teresą, wycałowaniu rączek Sophie za ciasteczka  na drogę, wyściskaniu całej  rodziny Kazika, zapisaniu sobie  dokładnie  co ma powiedzieć kumplowi Kazika gdy będzie oddawał samochód - Franek wyruszył w  drogę do Warszawy. Wsiadając do samochodu powiedział - ja do Berlina  wrócę, tak to widzę.

Zamykając  za Frankiem bramę posesji Kazik powiedział - no zobaczymy czy wrócisz tu bracie. Teresa tylko uśmiechnęła  się a potem powiedziała - on  z tych, co nie odpuszczą gdy coś  sobie do głowy wtłoczą. Mam wrażenie że jego "naczalstwo" ma poglądy takie jak pewien pan profesor i zapewne nie będą płakać gdy Franek stamtąd odejdzie, a raczej będą  zadowoleni. To ekipa  z gatunku, że jeżeli nie śpiewasz z nimi tej  samej piosenki to możesz odejść i krzyżyk na  drogę. I gdyby nie pies, żona i dziecko to już by siedział w Maroku.  Ma tam  dostatecznie  dużo znajomości. Ty też masz  wrażenie, że pies  jest u niego na pierwszym miejscu? - zapytał Kazik.  No jasne, że tak - psica go miłuje bezwarunkowo, nie  sprawia  żadnych kłopotów no to jak jej nie kochać? 

No a dziecko? To pierwsze małe  dziecko z którym Franek ma  do czynienia i Franek stanowczo zbyt mało czasu spędza z dzieckiem by dostrzec  w nim coś ciekawego. Albo jest w delegacji, albo późno wraca z pracy, a w weekendy niemal wszystkie wciąż coś wpierw kombinował  przerabiając  dom albo  coś zmieniał w ogrodzie. Bo to nie jest tak,że Franek bierze  fachowca i wszystko zostawia w jego rękach- on jest cały  czas tuż obok, patrzy na ręce i wszystkiego pilnuje.  Ale go lubisz,  a przynajmniej mówisz, że go lubisz- Kazik  drążył temat.

No bo go lubię, bo nie ma zakodowane w głowie że każdą babkę należy traktować jako potencjalną zdobycz  do wyra, poza tym ma poczucie humoru niemal tak  samo abstrakcyjne jak ja,  jest obowiązkowy, lubi gorzką czekoladę i nie cmoka każdej napotkanej kobiety w rękę. I nie  ma  zwyczaju włóczenia  się z kumplami na wódę i potem opowiadania każdemu  w pracy  jak to się  zapił- on po prostu się  nie  zapija.  No i zapoznał mnie  ze świeżymi daktylami. Poza tym w pełni doceniał moją pracę - jako jeden z nielicznych nie marudził gdy mówiłam, że nie mam jak go upchnąć w samolocie, bo one  ciągle jeszcze  ze stali a nie  z gumy. I nie  musiałam  się z nim użerać by się rozliczył  z delegacji. Poza tym bardzo starannie przygotowywał zawsze  nasz  "żywy towar" do wysyłki i jego specjaliści zawsze zadawali inteligentne  pytania, nie usiłowali zmieniać trasy lub przewoźnika i nie traktowali mojego działu jak biura podróży. Przez sześć lat pracy ani razu  nie musiałam odwalić ani jednego wniosku z jego  działu  - zawsze on pilnował delikwenta i sprawdzał wniosek nim do mnie  trafił. Doskonale  wiedział, że ja mam tych wniosków znacznie  więcej  niż każdy z branżystów. Przecież mój  dział  obsługiwał około 500 osób miesięcznie. Jedni wracali inni wyjeżdżali. Ruch jak na dworcu w sezonie.

W tydzień po przyjeździe do Berlina Teresa i Alek zaczęli uczyć  się niemieckiego.  Teresa znacznie lepiej dawała  sobie  radę "ze  słowem" pisanym , natomiast znacznie  gorzej jej szło z rozumieniem "ze słuchu." Na  zakupy żywnościowe jeździli do dużego marketu i była to swoista lekcja niemieckiego, którą Alek  był wielce zachwycony.

Teresa przynajmniej  ze dwa razy w tygodniu rozmawiała z Aliną, która jej powiedziała, że.....uczy  się niemieckiego - sama, korzystając z  zakupionego podręcznika i dołączonej do niego płyty.  Alina z dzieckiem , Pawłem i Jackiem wyjeżdżali na ostatni tydzień  sierpnia i pierwszy tydzień września do lasów w okolicy Modlina i obawiała  się, że może nie być zasięgu, ale  skoro ona  o tym wcześniej  wie, to nie będzie się denerwowała, że nie może porozmawiać. Przy okazji wrzuciła wiadomość, że Franek podobno dość nagle  wziął urlop wypoczynkowy i nie ma  z nim kontaktu. A gdy Paweł do niego wybrał numer dostał odpowiedź, że abonent jest poza  zasięgiem. 

W tym nieco potajemnym uczeniu  się języka bierze też udział Jacek. Alina  śmiała  się, że  Tadziś ma "narzeczoną", którą  sobie "przygruchał" na placu zabaw. Bo Tadziś jest bardzo spokojnym dzieckiem, nie  wariuje na placu  zabaw i w związku  z tym  ma same koleżanki a nie kolegów.  Przyznała  się, że była razem z Tadzisiem u swego psychoterapeuty, by sprawdził fachowym okiem czy Tadziś nie ma jakichś symptomów jej choroby, ale  zdaniem owego pana to Tadziś  jest zdrowym, normalnym  chłopcem.  Bo wbrew pozorom jest na świecie wielu delikatnych i wrażliwych mężczyzn, wielce odbiegających od stereotypu  "męskości" co niepokoi często ich rodziców, bo się różnią bardzo od innych dość agresywnych chłopców, więc starają się, nie wiadomo po co "wychować ich na prawdziwych mężczyzn" wręcz ucząc ich zachowań agresywnych.  A poza tym to Alina bardzo się cieszy, że Alkowi i Teresie podoba  się w Niemczech.

Teresa po tej rozmowie wybrała "sekretny numer" Franka, bo wiedziała, że Franek ma dwa smartfony. Gdy Franek się zgłosił powiedziała, że sprawdza co u niego, a dzwoni na ten numer, bo wie, że on odbiera telefon tylko wtedy gdy  może swobodnie rozmawiać. Franek się śmiał i wyjaśnił, że jest aktualnie w wynajętym mieszkaniu, kończy malować komplet mebelków po Alku na beżowo-różowawy kolorek, oraz zmienił wykładzinę w tym pokoju na "mazaninę"  błękitno - szafirową. Do sypialni dokupił klasyczne kudłato - puchate dywaniki obok małżeńskiego łoża  i zostawił w sypialni tę krótkowłosą wykładzinę, która wszak świetnie się daje czyścić odkurzaczem. Oczywiście oficjalnie jest "na chorobowym", bo chyba będzie musiał usunąć przepuklinę, która mu nieco psuje życie. Teresa  zaraz  go obsztorcowała, ale przysięgał, że nic nie dźwiga a  "madźga" mebelki siedząc na niskim stołeczku. Wszystko co trzeba było nosić to nosili wynajęci "ludkowie". Do szpitala idzie za tydzień, a przedtem przesiedli tu tatę, Dunię oraz "dziewczyny", oczywiście z pomocą "ludków".  Zrobił 4 odbitki xero z mapy osiedla i każde z nich ma własną. Dla Duni już wynajął "pana od spacerów", Dunia będzie "skoszarowana" w jego gabinecie. Suni się tu podoba, jest teraz  z nim i siedzi na loggii. A gdy wyzdrowieje , teraz chociaż  zdrowieje  się zdaniem NFZ w zawrotnym tempie i na drugi  dzień już można wyjść  ze  szpitala,  lekarz w tym znanym i Tesi  szpitalu potrzyma go  dłużej niż trzy dni, bo już nie jest młodzieniaszkiem. Gdy Teresa rozmawiała z Frankiem w 10 dni później już był po operacji i następnego  dnia wychodził do domu. Jak twierdził przeprowadzka odmieniła Joannę i zaczynała "normalnieć" jak to określił.

Pobyt Kazika w Tleniu z rodziną oraz  szefem i jego żoną był wielce udany. Ninka co prawda prawie nie pływała  swym składakiem, ale była  zachwycona okolicą, obie z Teresą codziennie  rano wędrowały na grzyby, a panowie tylko raz wypuścili je  "samopas" na  większą odległość , bo jak mówił Kazik "strzeżonego Bóg  strzeże", a po lasach różni ludzie się przecież włóczą-  jak powiedział pan Juleczek.  Tym razem zwiedzili też Toruń. W każdy wieczór  już po kolacji siadywali przy ognisku  w ogrodzie zamykając starannie furtkę na klucz a bramę wjazdową na kłódkę, by nikt im  nie zakłócił spokoju wieczorem lub nocą. Ze trzy razy przeszło obok ogrodzenia stadko dzików, dwa razy pod bramą wejściową  rozłożyły się czyjeś owce i Teresa  się śmiała, że  zapewne piły wodę z niewłaściwego  strumyka , upiły  się i nie mogły trafić do swojej chałupy.

Teresa z Kazikiem w drugim tygodniu pobytu zostawili z Gerdem i Niną na jeden  dzień  tatę i Alka, a  sami pomknęli bladym świtem do Warszawy by zobaczyć  się  z Aliną, Jackiem i Pawłem. Wszyscy byli wzruszeni tym spotkaniem, a Paweł powiedział Kazikowi, że wiosną będzie już na tyle  znał niemiecki, że da radę układać programy. Pomógł mu w tym chłopak jednej z jego koleżanek jeszcze  z  Akademii, który jest Niemcem i zajmuje  się programowaniem. Kazik natychmiast wysłał tę  wiadomość do Gerda, który odpisał, że to świetna  wiadomość. Po trzygodzinnym  spotkaniu, na którym Alina i Teresa tuliły  się  do siebie  niczym para  kochanków, Teresa z Kazikiem pojechali z powrotem do Tlenia. Gerd powiedział do Kazika, że jeszcze nie  widział takich wspaniałych przyjaźni jak ta Aliny i Teresy, że one obie są jakby z innej epoki, takiej w której ważne były ludzkie uczucia a nie pieniądze i interesy.

Kazik i Teresa  z każdego "zbioru" część  grzybów odkładali dla Kurta i Sophie. Gerdowi nieomal oczy wyszły z orbit na tę wiadomość, a Kazik powiedział, że Kurt i Sophie  przygarnęli go do siebie gdy po rozwodzie pojechał "w ciemno" do Niemiec i on zawsze o tym pamięta, że to Kurt go wypatrzył gdy pracował jako "zwykły robol" przy rozbiórce ruin  tnąc zbrojenia wielofunkcyjną spawarką, wprawiając tym w zdumienie kierownika robót, bo on nie  miał pojęcia że tym typem spawarki można nie  tylko spawać  ale i ciąć  metal.

Kaz, ty masz talent do wprowadzania ludzi w  stan zadziwienia - mnie  zadziwił twój patent, który od 1 stycznia nowego roku wejdzie do produkcji  - powiedział Gerd. Przepraszam, że to mówię,  ale bardzo  dziwny ten kraj, który wypuszcza z rąk kogoś, kto potrafi myśleć i ma takie nowatorskie pomysły. Kazik rozłożył ręce -niestety taka ekipa teraz dorwała się do rządzenia. Lata realnego socjalizmu wywróciły ludziom  w głowach, na moment  się ocknęli i  z powrotem wpadli w sidła populizmu. My z Tesią wiemy dobrze, że już nie  wrócimy do Polski. Naszej rodziny w Polsce już nie ma. Mój młodszy brat pracuje i mieszka  we Francji. Moi rodzice już nie żyją, tak samo mama Tesi, a Tesi tata jest wszak  z nami i kocham go bardziej niż kochałem własnego ojca.

Po powrocie z Borów Tucholskich  Kazik rzucił się w wir pracy, Teresa i Alek coraz lepiej rozumieli język niemiecki, podobnie jak Paweł i Alina.

Wiosną następnego roku  Paweł razem z Aliną, dzieckiem i Jackiem przyjechali na tydzień do Berlina. Alinie podobało  się mieszkanie Kazików i w ogóle wspólny dom oraz  okolica.  Przy odpowiednich roszadach pomieścili  się wszyscy  w czterech pokojach  - Alina z Pawłem spali w Living Roomie na podwójnej  sofie, Teresa z mężem we własnej sypialni, obydwaj  dziadkowie spali w  sypialni taty, jeden na  sofie, drugi na łóżku, a chłopcy obaj w pokoju Alka, do którego wstawiono pożyczone od Kurta turystyczne, ale wygodne  łóżko. I tym sposobem wystarczyły cztery pokoje.  Sophie i Kurt byli zdumieni wielkim podobieństwem do siebie  Alka i Tadzika. No ale przecież to nic nadzwyczajnego - powiedziała ściszonym głosem Teresa- przecież ich ojcowie to rodzeni bracia!  Ach, prawda!- stwierdziła Sophie- zupełnie o tym zapomniałam, ale Tadek i Paweł też  są do siebie podobni. No bo jakoś Alina, podobnie jak ja,  gustuje w ciemnowłosych chłopakach - wyjaśniła Teresa. Tadziś całkiem bohatersko zniósł w  sumie spore grono nieznanych sobie osób. Najlepsze było to, że Alek rozmawiając z Tadzisiem w obecności chłopaków  Kurta więcej mówił po niemiecku niż po polsku i zaraz przepraszał za to Tadzia i przestawiał się na język polski. 

Rozmowy pomiędzy Gerdem, Pawłem i specem od informatyki szły  całkiem gładko, a Jacek był niezmiernie dumny, że ma tak zdolnego syna, który naprawdę  bardzo szybko opanował język niemiecki.  Kazik rozmawiał z ludźmi, którzy wynajmowali jego mieszkanie, że chciałby je pokazać rodzinie a na pytanie czy będą mogli przedłużyć najem odpowiedział szczerze, że jeszcze nie  wie, ale do 30 czerwca na pewno będą mogli tu mieszkać a on najpóźniej za tydzień powie im czy będzie umowa przedłużona  czy też nie.

Kurt, wznowił w trybie arcy pilnym poszukiwanie mieszkania w najbliższej okolicy i najlepiej by to były cztery pokoje z kuchnią i łazienką  i bez mebli. Jak tłumaczył Kazikowi najwięcej jest chętnych na mieszkania dwupokojowe, więc może łatwiej będzie znaleźć czteropokojowe.

Po dwóch godzinach wpatrywania się w komputer Kurt powiedział do Kazika - módlmy się by się twoim spodobało bo to jest w pobliżu Greka, w narożnym budynku, pierwsze piętro, bez windy. Bierz Paweła i Alina i lećmy zobaczyć. Kazik szybko zwerbował zainteresowanych i niemal biegiem ruszyli pod wskazany adres. Mieszkanie było rzeczywiście w pobliżu restauracyjki Greka. Budynek  był trzypiętrowy, zrewitalizowany, ale zupełnie  nie mieli gdzie dorobić windy, bo wtedy trzeba by cały budynek przerobić a ewentualne  czynsze długo nie pokryły by kosztów poniesionych przez  właściciela budynku.

Mieszkanie było "narożne" i w narożniku była kuchnia  z dużym oknem od główniejszej ulicy i węższym  od bocznej. W sumie  miało  całkiem niezły rozkład, mieszkanie było puste co im pasowało, bo nauczeni doświadczeniem Kazika meblowali by się w Berlinie, a Jacek powiedział synowi, że dołoży  się do mieszkania bo sprzeda jeszcze jedną działkę, którą kiedyś kupił po wielce  atrakcyjnej  cenie. No i ma też jeszcze  nieco gotówki w banku. Poza tym będą mieli dopływ gotówki z wynajmu  swoich mieszkań warszawskich. Mieszkanie  w ramach rewitalizacji ma  miejscowe centralne, ciepła  woda jest z term przepływowych, tak jak w większości przedwojennych berlińskich budynków.  Do mieszkania należy też nieduży boks piwniczny. Budynek miał wysoki parter, więc I piętro nie było zbyt nisko, bo mieszkania były wysokie,  a nie  jak warszawskie osiedlowe 2,65 cm  wysokości. Kazik popatrzył się na  Alinę i powiedział - to mieszkanie to jakiś cud nad Szprewą, bo do nas będziesz miała niecałe 400 metrów. I jest tuż obok nasza ulubiona knajpka grecka. Masz do namysłu jeszcze 20 minut. Przejdź się z Pawłem jeszcze raz po wszystkich pomieszczeniach, bo to ty się będziesz tu rządzić. Zobacz jaka tu jest ciekawostka w kuchni- na tej północnej ścianie obok okna jest autentyczna spiżarnia, nawet są w niej półki. Jak widzisz główniejsza ulica nie jest jakąś arterią komunikacyjną. I nie wzywaj na pomoc Teresy- ty tu będziesz mieszkała nie ona. Paweł objął ją i powiedział - myślę, że będzie się nam tu całkiem dobrze mieszkało. Zobacz  jakie tu są ładne, drewniane drzwi a nie takie ze sklejki jak na naszym osiedlu. I spójrz do góry - sufity zdobione sztukaterią. Rzeczywiście - jestem gapa- nie  zauważyłam tego. Weźmy to mieszkanie, pomału sobie wszystko urządzimy. Kurt z ulgą odetchnął i powiedział właścicielowi budynku, że jego kuzynom podoba  się to mieszkanie więc je chętnie wynajmą. W umowie czynsz uwzględniał część kosztów ogrzewania. Energia płatna  była oddzielnie wg wysokości jej zużycia. Do kuchni musieli sami zakupić lodówkę, zamrażarkę, zmywarkę, zdecydować na jakiej kuchence będą  gotować, ale to wszystko dopiero po podpisaniu umowy.  Kuchnia  była duża i już miała  zabudowane dwie  ściany szafkami, od podłogi do  sufitu, w tym było miejsce na lodówkę i zamrażarkę był już  zlewozmywak, a pod nim  szafka na odpady kuchenne, obok długi blat i  pod  nim miejsce na pralkę i  zmywarkę, pod blatem drugim były szafki z głębokimi  szufladami,  było też przewidziane  miejsce na kuchenkę elektryczną oraz płytę grzewczą - mogli wybrać  czy  chcą płytę indukcyjną czy  zwykłą, ceramiczną. Te  szczegóły były wymienione  w umowie. Nad  tym blatem były również szafki kuchenne z półkami. Kuchnia  była  duża i można  było w niej umieścić  stół by tu jeść posiłki.W łazience była wanna,  duża umywalka, kaloryfer i WC tuż przy wejściu, oddzielone od reszty cienką ścianką z ceramicznych płytek. Nad  wanną był prysznic i składany parawan z matowych  dość  cienkich płytek PCV. Ściany  łazienki do połowy wysokości były wyłożone  białymi płytkami. 

Podpisanie umowy odbyło się dzień później i dostali klucze od wejścia do budynku i do mieszkania. Do urzędu w celu zameldowania  się mieli pójść wraz z umową i właścicielem budynku. Alina przepraszała Teresę, że tak długo im sterczą na głowie, ale Teresa  zamiast cokolwiek jej odpowiedzieć postukała ją palcem w czoło i powiedziała - strasznie tu pusto, chyba rozum gdzieś uciekł. Tego dnia właściciel budynku umieścił karteczkę z ich nazwiskiem i imionami na tabliczce domofonu.

Dwa tygodnie później zjechał sam Paweł by razem z Tesią zakupić meble do swego mieszkania. W tym czasie Alina i Jacek namiętnie  pakowali dobytek w pudła, Jacek działał z upoważnieniem w ręce  załatwiając za Pawła różne sprawy, miedzy innymi transport pudeł,  zostawienie mieszkań pod opieką odpowiedniej Agencji. Gdy już były w berlińskim mieszkaniu meble, do Berlina przyjechała pociągiem Alina z Tadzisiem i Jackiem a do Warszawy pojechał  samochodem Paweł. Po dwóch tygodniach zjechał i Paweł z resztą rzeczy.

Alinie  wcale nie  zaszkodziła  zmiana miejsca pobytu, Kazik się śmiał, że rodzina Kurta znów  się jakoś dziwnie powiększyła.

Gdy Teresa z Kazikiem świętowali już drugą  rocznicę  wspólnego zamieszkania z Kurtem i jego rodziną, w jednym  domu,  dostali dość enigmatyczny sms od Franka, że: "już za chwileczkę, już za momencik zacznie się Franek w Berlinie  kręcić". Treść przyprawiła Teresę o wybuch  śmiechu, ale potem stwierdziła, że ich przyjaciel chyba minął się gdzieś po  drodze z rozumem. W trzy miesiące później  Franek przyjechał z Anetką i Joanną do pracy w.......Ambasadzie Francji. Mieszkanie w Berlinie wynalazła mu jakaś agencja. A mieszkanie Kazików, które w międzyczasie od  nich odkupił, trzymał puste, ale pod opieką Agencji, jako  "pied-a-terre"

I to już koniec opowieści, a wszystkie  trzy rodziny nadal mieszkają w Berlinie.