niedziela, 21 maja 2023

Lek na wszystko?- 117

 W dwa tygodnie po tym dniu,  w którym Alina zwerbalizowała Teresie swe wątpliwości, czy Kris ją nadal  kocha, Alina zadała to pytanie  Krisowi, mówiąc na  zakończenie, żeby Kris  się  dobrze zastanowił nad odpowiedzią nim ją udzieli. I nie musi na to pytanie odpowiadać "teraz/zaraz". I czy kocha ich synka, bo ona ma wrażenie, że  synek obchodzi go równie mało jak i ona.

Kris spiorunował ją wzrokiem a potem stwierdził  - chyba znów nie  bierzesz leku i cię porąbało. Alina pokręciła przecząco głową - biorę lek regularnie, codziennie podczas śniadania, które jemy przy jednym stole. I chodzę raz  w tygodniu na terapię. I nic mnie nie porąbało.  Jeżeli  przestałeś mnie kochać, albo kiedyś tylko wydawało ci  się, że mnie kochasz to  mi o tym po prostu powiedz.  Nigdzie nie jest zapisane, że musimy być  razem do końca naszego życia.  Siedzimy przy jednym  stole, mieszkamy w jednym mieszkaniu, ale ty, od jakiegoś  czasu, mnie po prostu nie dostrzegasz. Nie interesuje cię również nasze  dziecko. I myślę, że być może  masz na boku jakąś panienkę, młodszą, zdrowszą i nie obciążoną braniem tabletek i dzieckiem.

I dlatego zadałam ci to pytanie czy nadal mnie i Tadzia kochasz. Bo jeśli nie, to będzie lepiej jeżeli nie   będziemy ci razem z Tadziem bez przerwy wpadać w oczy i denerwować  cię swą obecnością i się po prostu stąd  wyprowadzimy, a z czasem  my po prostu się oficjalnie rozejdziemy.

No to mnie w tej  chwili ubawiłaś - roześmiał  się Kris - ciekawe dokąd się wyprowadzisz, nie masz dokąd. Mylisz  się, spokojnie powiedziała Alina - mam  dokąd.  Zmieniłam umowę podpisaną z facetem, który wynajmuje moje mieszkanie żoliborskie. Nie jesteś jedynym prawnikiem w tym mieście. I nie informowałam cię o tym, bo mamy wszak rozdzielność majątkową, która była  zrobiona na twoje  wyraźne życzenie.  A nim  się facet stamtąd wyprowadzi to mogę mieszkać z dzieckiem w mieszkaniu ojca Teresy.

Spiskujesz  z nimi przeciwko mnie!- Kris podniósł głos. Nie krzycz, Tadzik zacznie  się ciebie bać. Nie spiskuję z nikim przeciwko tobie, sam sobie  wizytówkę wystawiasz. Przypomnij  sobie się jak  się  zachowywałeś w Bieszczadach - byłeś dla wszystkich niemiły.

Nie  miałem powodu by być dla nich miłym. Prosiłem Kazika i Tadeusza o pożyczkę, obaj mi odmówili twierdząc, że nie mają wolnej  gotówki, bo mają pieniądze  zablokowane  na długoterminowych kontach. Prosiłem ciebie, byś sprzedała to żoliborskie mieszkanie, ale ty nie chciałaś go sprzedać. I przez  to moje plany założenia kancelarii prawniczej spełzły na niczym.

Alina  wzruszyła ramiona - sorry, ale skoro z ośmiu osób, które są rzekomo tym zainteresowane, żadna nie chce dać wkładu by taka spółka ujrzała światło dzienne, to dla każdego realnie  myślącego człowieka jest to co najmniej  dziwna sytuacja. Normalnie to jest tak, że osoby zainteresowane  spółką zbierają się razem, sprawę omawiają, robią umowę, podpisują, każdy wpłaca jakiś wkład gotówkowy, ktoś jeden o naturze omnibusa  nad  tym  wszystkim  czuwa. Wytłumacz mi, dlaczego w tym twoim przypadku tak nie ma? Wiem, z doświadczeń mego ojca, że spółki nie  zawsze są dobrym  rozwiązaniem, nawet takie małe, tylko dwuosobowe.  A taka spółka wieloosobowa to dopiero problem, bowiem trudno jest wszystko co się może wydarzyć przewidzieć a priori.

A skąd ty taka mądra  się nagle zrobiłaś? Co ty wiesz o prawie?  No niewiele, ale miałam z prawa ocenę bardzo dobrą, Tesia też. Nie studiowałyście prawa to skąd te bardzo dobre oceny? Obie skończyłyśmy pomaturalne studium ekonomiczne. Prawo było jednym z wykładanych przedmiotów. Tam było bardzo sporo nauki, nawet ekonomika przemysłu i technologia. To dlaczego w tym biurze projektów byłaś kreślarką? Bo lepiej płacili kreślarkom niż  ekonomistkom, a poza tym wtedy oni poszukiwali kreślarek a nie  ekonomistek i miałam możliwość zrobienia  za darmo kursu kreślarskiego. I bardzo mi  się ta praca podobała, pracowałam w jednej pracowni z młodymi ludźmi płci obojga, a nie z pięcioma mocno starszymi ode mnie paniami, które rozmawiały głównie o gotowaniu i sprzątaniu. A poza tym, o ile wiem,  to żadna praca  nie hańbi. Nie  czułam  się gorsza przez to, że nie jestem inżynierem a tylko kreślarką. Po prostu tam doceniano naszą pracę.

Kris wpatrywał się w Alinę, w końcu  powiedział - zadziwiasz mnie, zmieniłaś się, gdzieś się nagle ukryła moja  słodziutka, wesoła dziewczynka. Nie wiem, ale chyba za moimi plecami widujesz się z kimś kto cię buntuje przeciwko mnie.  

Masz rację - powiedziała Alina - za twoimi plecami  zaczęłam spotykać  się sama ze sobą taką, jaka byłam nim poznałam ciebie.  A poznałam ciebie w chwili gdy byłam po bardzo trudnych dla mnie przeżyciach, gdy przestałam brać lek, bo wydawało mi  się, że nie jest  mi potrzebny a  biorąc  go musiałam uważać na to co jem, bo po nim tyłam. Teraz go biorę, uważam na to co i ile jem, byłam u dietetyczki, nie mam oporu by mówić otwartym tekstem o tym, że mam "dwubiegunówkę". Masz rację - zmieniłam się, bo uświadomiłam  sobie, że mama ukrywała przede mną fakt, że jestem chora na chorobę nieuleczalną. A po terapii dotarło do mnie, że przy samodyscyplinie mogę funkcjonować całkiem dobrze, można powiedzieć "normalnie". Mam szczęście bo cała rodzina twojego brata i ich przyjaciele wspierają mnie i nie uważają za wariatkę lub przygłupa.  I jestem wieczystą dłużniczką Tesi, że skojarzyła, to co widziała u  mnie wiele lat wcześniej z tym co się ze mną działo w ubiegłym roku.  I przemyśl, proszę, w najbliższym czasie jakim uczuciem darzysz swego synka i mnie. Jeśli masz inną kobietę - to po prostu weź rozwód  ze mną, idź do niej. Jeśli przestałeś  kochać mnie i Tadzia - weź rozwód. Miłość też  się przecież kiedyś  ma prawo skończyć. Mam wrażenie, że najtrwalszym uczuciem ludzkim są zawiść i nienawiść.

Ooo, nawet filozofować potrafisz - wyzłośliwił się Kris. W liceum przecież mieliśmy propedeuptykę filozofii, więc nie rozumiem  co cię  tak dziwi - odpowiedziała Alina.  Jestem zmęczona i chce mi się spać. Jutro dokończymy tę dyskusję. A rano muszę Tadzia  zawieźć do naszej przychodni na  szczepienie. Dobrze,  że to całkiem blisko.

A ja? Co ty? o co ci idzie?- spytała Alina. Mam iść spać niedopieszczony?  Przykro mi, niemal ci współczuję, ale po tych naszych rozmowach   nie mam ochoty na pieszczoty a poza tym- mam okres. I idę pierwsza  do łazienki - poinformowała go Alina i omijając jego wyciągniętą  w jej kierunku rękę wyszła z pokoju.  W łazience stała pod prysznicem zdziwiona faktem,  że nawet nie  zbiera  się jej na płacz. Chyba po prostu przestałam go kochać - pomyślała. Zatelefonuję jutro do  Fredka - rozwodził Teresę to może i mnie rozwiedzie, muszę się z nim spotkać i porozmawiać o wszystkim. Bo to się wszystko jednak skończy rozwodem. Gdy już suszyła  włosy, do łazienki  wszedł Kris mówiąc - przyszedłem by cię wytrzeć. Alina spokojnie odpowiedziała - już się wytarłam i już mam prawie suche  włosy, za 2 minuty wyjdę z łazienki.  A plecki mi umyjesz? - spytał przymilnie Kris.  Nie, nie mam już siły, padam z nóg. Dobranoc. I wymaszerowała naga z łazienki.  W sypialni założyła piżamę, wzięła   z małżeńskiego łóżka swoją pościel i poszła  się położyć  na wersalce w living roomie. Nim Kris zakończył swe ablucje ona już spała. 

Gdy  Kris zobaczył, że Aliny nie ma w pokoju wyszeptał w ciemność- a to wredna  małpa. Był wściekły, urażony, położył się i bardzo długo nie mógł zasnąć. Chyba się idiotka obraziła- pomyślał. Nie ma obawy, chyba nie ma jakiegoś innego faceta. Ciekawe kto jej pomagał w nowej umowie z najemcą i co wymodził. Chyba pomysł z rozdzielnością majątkową nie był najlepszy. Cholera jasna, wszystko mam ostatnio pod górkę! Co za pytania mi zadaje? Czy ją kocham? - sam nie wiem. Czy kocham dziecko? - wszak moje, co widać gołym okiem. Gdy zasnął  dręczyły go idiotyczne  sny, że jest  w górach i pomylił szlak i zupełnie  nie  wie dokąd ma iść.

Gdy się obudził w mieszkaniu była grobowa cisza. Zerknął na zegarek i posłał  zegarkowi mało wytworną wiązankę przekleństw. Było już kwadrans po godzinie dziewiątej, łóżeczko Tadzia było puste, miejsce obok w małżeńskim  łożu nadal było pozbawione  pościeli.  No tak - pomyślał - coś mówiła o tym, że rano idzie  z małym do przychodni. Hmm i taka na mnie obrażona, że poszła sama, beze mnie. No i dobrze, siedzenie w poczekalni z tymi wrzeszczącymi dziećmi wcale nie jest zabawne. Wstał, ogolił się, zjadł śniadanie, przejrzał wiadomości i uświadomił sobie, że coś długo trwa to szczepienie. Postał chwilę przy oknie patrząc w  stronę widocznej stąd ulicy przy której była dziecięca przychodnia.

Przed jedenastą doszedł do wniosku, że musiało się coś złego wydarzyć i postanowił pójść do przychodni, bo może jest jakaś gigantyczna kolejka do szczepienia. W przychodni , w poczekalni było ze  sześć kobiet z maluszkami, ale nie było wśród nich Aliny. Podszedł do rejestratorki, podał swoje nazwisko i zapytał, czy była tu rano jego żona z dzieckiem. Rejestratorka spojrzała w kartotekę i powiedziała - tak, pana synek już jest zaszczepiony.  To świetnie- niby ucieszył się Kris. To bardzo grzeczny chłopaczek - pani rejestratorka pochwaliła Tadzia - jedno z nielicznych dzieci, które nie rozrabia.  Kris nie  za bardzo wiedział co powiedzieć i tylko wydukał - tak, czasami każde dziecko jest grzeczne. 

Wyszedł z przychodni i rozejrzał się dookoła, ale nie  zobaczył nigdzie Aliny z dzieckiem. Może poszła od  razu na  zakupy, ostatnio bardzo samodzielna się zrobiła- pomyślał. Ruszył na pobliski bazarek, potem przeszedł się po markecie, zajrzał  do sklepu mięsnego, przez szybę zlustrował wnętrze apteki, ale nigdzie nie spotkał Aliny z dzieckiem. Wracając  zajrzał nawet do kawiarni i do cukierni.  A może poszła  do Teresy? Zatelefonował do Kazika, ale Kazik nie był zorientowany w  sytuacji, bo tego dnia nie pracował w domu i już od ósmej rano był w Instytucie. W związku  z tym zatelefonował do Teresy prosząc ją by dała  do telefonu Alinę.  Dałabym ci do telefonu Alinę gdyby tu była, ale niestety tu jej nie ma. Może jest z małym na  szczepieniu?  Ja z Alkiem mam termin dopiero na przyszły tydzień, w tym tygodniu są ustawione na  szczepienia młodsze dzieciaczki. 

Słuchaj, byłem w przychodni, nie ma jej tam, ale była rano i  zaszczepiła małego. Ale nie przyszła do domu po szczepieniu. No to może od razu poszła na zakupy, rano zawsze jest mniejszy tłok w sklepach. Może minęliście się po drodze i ona już jest w  domu- pocieszyła go Teresa. Zadzwoń do niej i spytaj się gdzie jest, dzwoniłeś?  Dzwoniłem, ale nie odbiera. Dziwne- stwierdziła Teresa.  A jest Kazik?- spytał Kris, bowiem zaczął podejrzewać, że jest oszukiwany. Nie ma, dziś jest cały dzień w Instytucie, wróci  pewnie około 16, 30. No proszę, proszę, mój braciszek czasami pracuje. Przecież on  cały czas pracuje, bo pisanie tego doktoratu to też praca - uświadomiła  szwagra Teresa. No jasne, jasne. No to cześć i zły na cały świat rozłączył się.

A może poszła  z małym na plac zabaw? - olśniła go ta myśl i prędko podążył w stronę placu zabaw. No ale dlaczego nie odbiera telefonu? Ze złością  ponownie wybrał numer telefonu Aliny i ponownie się nagrał gdy nie odebrała. Plac zabaw o tej porze jeszcze był prawie pusty i nie było na nim ani Aliny  ani dziecka. Zdenerwowany i zły  złorzeczył w myślach Alinie - przecież ja ją kiedyś  zabiję - ona ze mną po prostu pogrywa! W tej chwili zadźwięczał jego telefon - to  dzwoniła Teresa, która go poinformowała, że telefonowała  do Aliny, ale niestety Alina nie odebrała tego połączenia. I poprosiła, by Kris, gdy znajdzie Alinę i dziecko dał znać  co się dzieje.

Kris nieomal kłusem ruszył do domu, bo skonstatował, że może przegapił  jakąś pozostawioną tam informację. Był rano tak obrażony na Alinę, że niewiele poza własną złością do niego docierało. Gdy otwierał drzwi do mieszkania usłyszał dźwięk komórki....Aliny. Wróciła - pomyślał w pierwszej chwili. Zatrzasnął drzwi i ruszył do living roomu, ale nikogo tam nie było. W tym momencie znów usłyszał dźwięk komórki Aliny, który wyraźnie dobiegał z kuchni. Wpadł do kuchni, rozejrzał się dookoła i wtedy na stoliczku Tadzia, obok jego książeczki, zobaczył komórkę żony. Kurde, mógłbym jeszcze do sądnego dnia do niej dzwonić! Poszła bez komórki! Głupia larwa! Przejrzał  w jej komórce  historię połączeń, oczywiście  były nieodebrane  połączenia i od niego i od Teresy. No to nie pogrywa ze mną - dotarło do jego świadomości. Ale gdzie ona jest?

W niecałe pół godziny później zazgrzytał klucz w drzwiach wejściowych i stanęła  w nich Alina, trzymając na jednej ręce śpiącego Tadzia, a w drugiej siatkę z zakupami.  Kris szybko, ale bardzo delikatnie zabrał małego i  zaniósł do jego łóżeczka, a Teresa poszła do łazienki. Gdy wyszła powiedziała do Krisa - zgubiłam gdzieś komórkę, ale nie mam pojęcia gdzie ją posiałam. Nie zgubiłaś - nie wzięłaś jej po prostu z  domu. Została na stoliczku Tadzia, przy jego książeczce. Szukałem was w przychodni i po całym osiedlu. Muszę zatelefonować do Teresy, że jesteście oboje cali i  zdrowi. 

Ale dlaczego nas szukałeś? Bo gdy dochodziła jedenasta i ciebie z małym nadal nie było to pomyślałem, że może stało się  coś złego, może jakaś reakcja alergiczna małego na  szczepionkę i poszedłem do przychodni. Potem obleciałem wszystkie sklepy, zajrzałem nawet do kawiarni i  cukierni, byłem na placu zabaw, zatelefonowałem do Teresy, bo myślałem, że jesteś z małym u  niej. Poczekaj, powiadomię  tylko Teresę, że jesteście. Dzwoniłem do ciebie i oczywiście nie odbierałaś. Teresa też do ciebie  dzwoniła - trochę mnie pocieszyło, że od niej też nie odbierałaś. Gdy Kris  wybrał numer Teresy, Alina  odebrała mu telefon i gdy zgłosiła  się Teresa powiedziała - już  się znalazłam,  zostawiłam komórę  w domu. Wszystko jest w porządku. Na razie.

A ja wybrałam się  z nim na Sadybę, podreptał trochę po parku, obejrzał czołgi, był na placu zabaw i zakochał się w huśtawce, potem byłam z nim w samie caerrfour'a  i na koniec byliśmy w  centrali rybnej, gdzie jak na złość pływały w oszklonym zbiorniku ryby, więc nie  chciał się stamtąd  ruszyć, no a po drodze z Sadyby to zasnął. Całe szczęście, że ten  wózek jest  wyposażony w  ciepły śpiworek. Chciałam po ciebie zadzwonić, żebyś mi pomógł wjechać z nim razem do domu i wtedy odkryłam, że nie mam komórki. Trzeba wziąć wózek albo na balkon albo do wózkowni.

Alinko, chcę.... Alina przerwała mu - nic nie mów teraz, porozmawiamy o wszystkim może jutro, może za kilka  dni, gdy oboje spokojnie wszystko przemyślimy. Jestem potwornie  zmęczona i muszę się czegoś mokrego napić.

                                                                        c.d.n.