Tata poszedł do swojego pokoju i po kwadransie wyszedł stamtąd z torbą mówiąc - wpadnę do was rano, tak już po dziewiątej, by was uściskać przed drogą. Bawcie się grzecznie i dobrze, jutro się zobaczymy.
Ależ tato, przecież....zaczął mówić Wojtek, ale tata mu przerwał - zrozum Wojtku- dziś jest taki bardzo szczególny dzień dla was, chcę byście się czuli w pełni swobodnie a poza tym ja też bywam czasem stęskniony kobiecego ciałka. No i mam strasznie dużo spraw do obgadania z Pati, bo myślę, że nadszedł czas uregulowania pewnych spraw.
Gdy wyszedł Marta powiedziała- oby tylko się dogadał z Pati. A wszyscy mówią, że tylko matka potrafi się poświęcić dla dziecka. A tata zaprzeczył temu swoim postępowaniem - nie zafundował mi macochy, był dla mnie zawsze dostępny, zawsze był ze mną. Nigdy do końca szkoły nie byłam sama w domu bez opieki. Nie miałam pojęcia o istnieniu Pati. Gdy już byłam po maturze zdarzało się, że jechał w delegację, ale nigdy nie przyszło mi do głowy, że ma jakąś kobietę. Choć może czasami ta delegacja to miała na imię Patrycja.
Wtorkowy ranek przywitał ich lekką mżawką, którą postanowili przeczekać w domu. Tata, tak jak obiecał przyszedł po godzinie dziewiątej. Deszcz już nie padał a Marta z Wojtkiem jedli śniadanie będąc jeszcze w strojach niedbałych. Ooooo, wy jeszcze w rozsypce? -zdziwił się tata. No bo czekamy aż się nieco wypogodzi i wszyscy co się spieszą nad morze już wyjadą z Warszawy. Taatoo- a jaki wynik rozmów na szczeblu?- spytała Marta.
No cóż- Pati zaakceptowała mój pomysł. Pomimo złych doświadczeń jednak się pobierzemy, ale zamieszkamy razem już od teraz. Nie będę brał stąd żadnych mebli ani nawet nie zabiorę wszystkich książek, bo byłyby tytuły zdublowane.Wezmę tylko swoje rzeczy osobiste. A ślub weźmiemy też w Pałacu Ślubów, spodobało nam się to miejsce. Na razie zaczniemy od wyciągnięcia naszych metryk i umówienia jakiegoś terminu - może też wybierzemy jakiś poniedziałek? Może to będzie początkiem jakiejś nowej tradycji rodzinnej? - zaśmiał się tata.
Wojtku, ale na razie nic jeszcze nie mów swoim rodzicom. Tato, ja naprawdę szalenie rzadko z nimi rozmawiam, oni to chyba pojutrze już wyjeżdżają, ale nie jesteśmy z nimi na dziś umówieni. Mama jest nami totalnie zawiedziona, bo przecież chciała nam sprezentować to, o czym ona po cichu marzy, ale nie marzy o tym mój ojciec. I gdy Martunia krytykowała ten pomysł wycieczki wycieczkowcem widziałem, że ojciec spogląda na Martunię wręcz z uwielbieniem. Muszę uważać, bo jeszcze zacznie mi żonę uwodzić - śmiał się Wojtek.
Szkoda, że nie jedziecie razem z nami powiedziała Marta. Ojciec popatrzył na nią i powiedział - nie wyglądasz na chorą, a pleciesz jak w malignie. Tak się rozglądam, bo chyba powinno się mieszkanie nieco odmalować. Marta rozejrzała się i powiedziała- skoro ty nie zabierasz żadnych mebli to nie będzie takiej potrzeby, bo my nic nie będziemy tu przemeblowywać a mnie nie razi to, że farba nieco wyblakła. Najchętniej to bym tylko przerobiła łazienkę wyrzucając wannę i ten nieczynny piecyk gazowy. Ale niech wpierw Wojtuś spokojnie napisze i obroni swą magisterkę, to ważniejsza sprawa od przeróbki łazienki.
A kiedy wy wracacie do Warszawy? W następny czwartek opuścimy lokum o godzinie 14,00 albo i wcześniej, jeśli będzie marna pogoda i pożeglujemy w stronę Warszawy i na kolację już będziemy w Warszawie. Sierpień nad Bałtykiem to już jesień. No to tę kolację po powrocie to zjecie u nas - powiedział tata.
Śmieszne - nie będę sam ale będę za wami tęsknił - powiedział tata. Tato, ale zajrzyj tu jak nas nie będzie bo zostawiamy włączoną lodówkę i zamrażarkę. No pewnie, że zajrzę, masz to jak w banku. Tato, ona mi nie pozwala wziąć laptopa - pożalił się Wojtek. I ma rację, masz odpocząć a nie kombinować z pracą magisterską. Słyszałem co ci powiedział twój promotor - musisz zresetować umysł raz na jakiś czas.
Słuchajcie dzieci - ja was nie wyrzucam, ale mam wrażenie, że już możecie ruszyć w drogę. Ja tu jeszcze chwilę zostanę bo muszę poszukać dokumentów alarmu. Jakiego alarmu?- zdumiała się Marta. No bo go włączę, skoro nikogo tu nie będzie i zgłoszę do firmy ochroniarskiej. Jak mówią strzeżonego to i Bóg strzeże. Wtedy w razie włączenia się alarmu oni przyjeżdżają i sprawdzają co jest grane- oni mają jeden komplet kluczy. Przecież nawet nad oknami na zewnątrz mamy oznakowanie, że to jest chronione mieszkanie.
A ja się zastanawiałem kiedyś co to za ozdóbki mamy nad oknami - powiedział Wojtek. A ja myślałam, że to spółdzielnia coś sobie tu zainstalowała- stwierdziła Marta. No to jedźmy - powiedział Wojtek. Wyściskali się i wycałowali oboje z tatą i Wojtek z Martą wzięli swoje torby i poszli na parking, a tata jeszcze trochę został. Trochę było mu smutno , ale zaraz sam sobie wytłumaczył, że za dziesięć dni dzieci wrócą, a on już nie musi ukrywać swego związku z Patrycją. I, co najważniejsze, Marta i Wojtek zaakceptowali Patrycję.
Droga nad Bałtyk przebiegła bez żadnych niespodzianek, za to nieco pobłądzili w Sopocie by trafić do biura Agencji i odebrać klucze oraz dokładną rozpiskę jak dalej w Sopocie trafić. Mieszkanie typu M-3 było w wieżowcu na ósmym piętrze, pokój dzienny był z dużym balkonem. Było czyściutko w całym mieszkaniu, parkiet lśnił, w łazience były czyściutkie ręczniki, ładna kabina prysznicowa, WC było oddzielne. W kuchni wisiały wyraźnie nowe ścierki do naczyń, duża lodówka ziała co prawda pustką, ale była czysta i nowa i działała. Kuchenka była elektryczna z płytą ceramiczną i piekarnikiem. W sypialni była duża komoda i pojedyncza szafa ubraniowa, podwójne łóżko, dwa nocne stoliki, dwa krzesła, dodatkowy koc, do którego była przypięta kartka, że "to nie jest koc plażowy".
W przedpokoju była szafa ubraniowa i szafa na odkurzacz i inne sprzęty pomocne przy sprzątaniu. W dużym dziennym pokoju stał podłużny stół i czteroosobowa kanapa, dwa głębokie fotele, mebel przypominający kredens, ale w wersji nowoczesnej, na którym stał duży telewizor i radio, były również w tym pokoju krzesła. Blok stał rzeczywiście niedaleko plaży, kilka bloków razem tworzyło swego rodzaju mini osiedle, był plac zabaw dla dzieci, a chcąc się tu dostać należało przy wejściu na teren wprowadzić odpowiedni kod cyfrowy, który otrzymali w biurze Agencji. Miejsce w garażu miało ten sam numer co mieszkanie, które wynajęli.
Marta zaraz obfotografowała mieszkanie i przesłała tacie maila wraz ze zdjęciami. Niedaleko od bloku, w którym zamieszkali była restauracja - nie za wielka, ale całkiem sympatyczna i w niej zjedli obiad. Ceny też nie były powalające a jedzenie smaczne. Po obiedzie pojechali do niezbyt odległego sklepu Lidla i zrobili zakupy na swe śniadania i kolacje. Marta była zadowolona z sąsiedztwa Lidla, bo w Warszawie regularnie się w Lidlu zaopatrywali, więc odpadał problem "co kupić" - kupili to co zawsze i bardzo zadowoleni wrócili do domu. Mieli co prawda zamiar pójść na spacer na plażę, ale zamiast tego wylądowali w łóżku, a gdy się ocknęli z drzemki była pora kolacji, którą wspólnie zrobili. W tym układzie obejrzeli jakiś film z gatunku "zabili go i uciekł", zjechali windą na dół i poszli popatrzeć na morze.
Do wejścia na plażę było niedaleko, około 250 metrów ale zamiast zejść na plażę gdzie było bardzo ciemno pospacerowali uliczką równoległą do plaży, przy której było sporo barów, no ale na wizytę w barze to żadne z nich nie miało ochoty, więc wrócili do domu. Oboje byli zmęczeni, więc szybko wzięli prysznic i sprawdzili czy nadal łóżko jest tak samo wygodne. Przed zaśnięciem obiecali sobie wzajemnie, że pośpią do oporu, bo trzeba odespać nadmiar wrażeń z ostatnich dni.
Sierpniowy poranek był nieco chłodny a termometr za oknem wskazywał zaledwie 15 stopni ciepła. No cóż- tak właśnie wygląda sierpień nad polskim morzem - westchnęła Marta. Nad Śródziemnym byłoby cieplej a nawet upalnie. Ale jest słońce to się w ciągu dnia ociepli. W czasie śniadania Marta powiedziała Wojtkowi, żeby przesłał z jej telefonu zdjęcia kwatery do swoich rodziców i ich pozdrowił od nich obojga. Napisz, że jest super i że zaraz pójdziemy na molo. A potem, gdy już będziemy na molo to pchniesz do nich fotki z jednym słowem "molo". Tacie też wyślę fotkę mola. I nie szkodzi, że tata zna to molo tak samo dobrze jak ja.To nie kosztuje wiele wysiłku, to tylko znak, że żyjemy i o nich pamiętamy. Wiesz- jakoś tak jest z ludzką psychiką, że każdy z nas czuje się lepiej gdy wie, że jest komuś potrzebny. Takie krótkie zdanie "dobrze że jesteś" ratuje wielu ludzi przed depresją. Miałam trochę wykładów z psychologii w ramach medycyny estetycznej. Pozytywne przekazy zawsze ludzi podbudowują.
Wojtek był zachwycony sopockim molem - okazało się, że jeszcze nigdy nie był ani na słynnym sopockim "Monciaku" ani na molo ani w równie słynnym sopockim Grand Hotelu. No nie dziw się, gdy byłem w podstawówce to ojciec na wakacje ściągał nas do siebie , bo matka nie chciała wyjechać z nim na placówkę nawet na jeden rok. Potem mnie wywieźli do Austrii, więc wakacje spędzałem poza Polską, a jak zacząłem studiować to najczęściej w wakacje pracowałem albo bywałem w Austrii u starych. No wiem, ale to już było a teraz jesteśmy razem. Postali chwilę na końcu mola patrząc na pseudo piracki żaglowiec z turystami i gdy szli z powrotem Marta powiedziała- teraz pójdziemy obejrzeć w tamtych kioskach przy wejściu różnorodne badziewie. Tylko nic mi nie kupuj- dzień przed wyjazdem wpadniemy na jakieś zakupy tak zwanych pamiątek. Sporo jest ładnych wyrobów z bursztynu, ale bursztyn to dość specyficzny kamień- ja osobiście nie noszę bursztynowej biżuterii - jakoś mi nie leży.Choć np. korale z bursztynu mają ponoć walor leczniczy. Czasem bywają całkiem ładne bransoletki srebrne z bursztynem. I gdybym zobaczyła jakiś ładny pierścionek z bursztynem to bym kupiła. Nie ty byś kupiła, ale ja bym ci go kupił- zapomniałaś, że ostatnio sprzedałem mieszkanie? Tuż przed ślubem zdążyłem jeszcze upoważnić cię do swego konta, a raczej do obu kont- dolarowego i złotówkowego. I jeszcze byłem na tyle przytomny, że podałem już twoje małżeńskie nazwisko.
Gdy wrócimy to będę musiała sobie wyrobić nowy dowód osobisty - zauważyła Marta. I już widzę te zdziwione spojrzenia gdy będzie wykładowca odczytywał nieznane mu dotąd nazwisko i ja się wtedy uniosę. Bo u nas jak w podstawówce- sprawdzana jest lista obecności. A kochane koleżanki zaraz się zapytają kiedy rodzę. Bo jak się któraś wydaje za mąż w trakcie nauki to wiadomo, że jest w ciąży. No to będą miały niespodziankę - podsumował Wojtek.
Ale wiesz kochanie -jestem zdania, że powinniśmy kupić dla ciebie jakiś pojazd - może na początek seicento - żebyś nie musiała wlec się przez całe miasto w tłoku autobusami. Albo będę cię woził. A ty w końcu zrobiłaś prawko? Zrobiłam, ale chyba mam wtórny analfabetyzm bo nie jeździłam. No to nie problem - wykupimy jazdy doszkalające i pojeździsz pod fachowym okiem instruktora. Mam kolegę który jest instruktorem na takich kursach jazdy. Przy okazji odświeżysz sobie przepisy ruchu drogowego. A czemu nie jeździłaś taty samochodem? No bo nie miałam kiedy. Poza tym strasznie dawno robiłam to prawko. No to ci się takie jazdy bardzo, bardzo przydadzą. Spróbuję się dziś z nim skontaktować, żeby cię ujął w swój grafik albo prywatny albo oficjalny. Trochę się koleś zdziwi, bo na pewno nie wie, że się ożeniłem. Teraz masz jeszcze wakacje, więc byłoby jak znalazł. No i nowe prawo jazdy też będziesz musiała sobie zrobić. I to zaraz gdy tylko wrócimy- dowód i prawo jazdy i nową legitymację studencką - stwierdziła Marta. Będzie trochę ganiania. Dowód to Urzędzie Dzielnicowym, we wrześniu mogę wpaść do sekretariatu uczelni i nową legitymację sobie zażyczyć. A jak będę miała nowy dowód to wtedy i prawko sobie zmienię na nowe nazwisko. Ale nie wiem, czy dobrze byśmy mieli na utrzymaniu aż dwa samochody. Utrzymaniu samochodu jednak kosztuje. No ale mamy na to pieniądze. Ojciec mnie zapewnił, że do chwili mego usamodzielnienia się będzie nadal dawał mi tyle co dotychczas, a jak znam życie to teraz pewnie więcej. Wiesz czego on się bał? Nie wiem, przecież prawie go nie znam. No bo ojciec ogromnie się bał, że się ożenię z jakąś z jakąś autochtonką, a z kolei o tym marzyła moja matka. Oni zawsze chcą czegoś absolutnie przeciwnego. I niemal za cud uważam sytuację, że oboje chcieli byśmy się pobrali - wygryzłaś z myśli mojej mamy wszystkie austriackie panienki.
Obeszli prawie wszystkie kioski z bursztynowymi pamiątkami i Marta zaproponowała by sprawdzili w kasie czy i w jakich godzinach można popłynąć na Hel, zwiedzić fokarium, pobyć trochę na helskiej plaży i potem wrócić do Sopotu tym samym stateczkiem. Ta wycieczka to nam zajmie cały dzień, bo stateczek płynie na Hel 1,5 godziny, tyle samo trwa powrót, w tak zwanym międzyczasie zwiedzimy fokarium, czyli pogapimy się na foki w basenie i posłuchamy co o nich opowiedzą, zobaczymy jak już są wyszkolone żeby dały się badać i jak dają sobie zaglądać do pyska opiekunowi, jak będzie plażowa pogoda to sobie trochę posiedzimy na plaży i tym samym stateczkiem wrócimy. Oczywiście możemy też zamiast płynąć to pojechać samochodem na Hel ale w sezonie to się często stoi w korkach by wjechać na Półwysep, więc na moje oko lepiej się powlec tym stateczkiem. Tylko trzeba wziąć kurtki, bo upału to na tym stateczku nie ma. Można też popłynąć stąd do Gdańska i z Gdańska tym samym statkiem na Hel i wrócić tą samą drogą do Sopotu. Z tym, że do Gdańska to wolę jechać samochodem by móc wrócić bez problemu kiedy nam się zachce a nie być zależnym od rozkładu rejsów statku. A teraz to pójdziemy do Grand Hotelu na lody i na kawę.
c.d.n.