niedziela, 20 marca 2022

Ryzykantka - 54

 Jak ktoś kiedyś zauważył życie nie jest romansem.  Zigi przychodził do pracy wykończony. Co prawda poranne mdłości Doroty ustały między innymi dzięki porannym "przegryzkom" cynamonowych ciastek, ale Dorota, zdaniem Zigi,  zupełnie  zdurniała. Najmniejsze  nawet niepowodzenie powodowało u niej wodospad  łez. 

Pewnego  dnia powiedział do  Ewy, że gdyby  wiedział, że Dorota tak będzie  na ciążę  reagować to raczej by dał się  wykastrować by tylko jej  nie  zapłodnić.  Ewa- niemal wrzeszczał- przecież do  ciężkiej  cholery sama  chciała, to nie był mój wymysł! Nie namawiałem jej na ciążę, ja się na  nią tylko zgodziłem. To przecież  chore  co ta kretynka wyprawia! Wpierw  ciągle miała  torsje, teraz  je niczym  zapaśnik  sumo i płacze o byle  co - paznokieć się  złamał- pół godziny ryku, kwiatek nie  zakwitł w środę, a dopiero w piątek - dwa dni płaczu. Ja  naprawdę  chyba się od  niej wyprowadzę, nie jestem w stanie  tego znosić. Ewa zrób  coś, ja  już nie  wyrabiam. Ona  mnie tym wszystkim   niszczy.

Zigi, ja nie jestem lekarzem, nie jestem psychoterapeutą, więc zmień adresata  swoich problemów. I nie krzycz,  nie jestem  głucha. Wejdź w sieci na  jakieś forum ciężarnych i poczytaj- może znajdziesz jakąś mądrą radę. Jak wiesz ja sobie  dzieci  nie życzyłam i nawet ćwierć dnia nie byłam w ciąży,  więc nie mam  pojęcia co masz z tym fantem  zrobić. Może zamów  sobie  wizytę u jej lekarza, który  prowadzi jej  ciążę,  pojedź sam i jemu  czy też jej, wszystko opowiedz. Kiedy ona  ma  najbliższą wizytę? Za dziesięć  dni. No to dzwoń  do tego lekarza, powiedz w skrócie przez telefon co jest grane i pewnie  cię przyjmie. Nie mam lepszego  pomysłu.  

Ja to  tylko  mogę jej nawymyślać od  kretynek, ale nie sądzę by to poprawiło w czymś sytuację, bo może mieć  żal do ciebie, że mnie opowiadałeś co cię gnębi. Uprzytomnij  sobie fakt, że jeszcze  stosunkowo nie tak dawno była o mnie  zazdrosna. Jak ona teraz taka rozhisteryzowana to licho wie  co jej  może do głowy przyjść. Jeśli chodzisz  z nią do lekarza na kontrolę to myślę, że ci ten  lekarz pomoże. No chodzę, ale ona  nie chce  bym był cały czas i dopiero po badaniu mogę  wejść.Nagle  zrobiła się  wstydliwa. No to tym bardziej  zamów sobie  extra  wizytę, żeby lekarz  wiedział, że coś  z  jej głową nie gra. 

Dobrze, że mnie  nie odbiło, bo ja bym pewnie  zamęczyła siebie i otoczenie tym, że mogę urodzić  dziecko z jakąś wadą  wrodzoną, bo już  za stara jestem na rozmnażanie.

Ale ty Ewka,  nie jesteś histeryczką, jesteś  bardzo konsekwentna w tym co robisz. Jesteś co prawda ryzykantką, ale jesteś  konsekwentna i  podejmując  ryzyko liczysz  się  z konsekwencjami. I potem nie wpadasz w histerię.

A co masz na myśli mówiąc, że jestem ryzykantką? To, że  rzuciłam państwową  posadkę i   zaczęłam  z tobą rozkręcać biuro projektowe? Niczego  nie  ryzykowałam, przez  kilka  miesięcy siedziałam w dwóch miejscach - u ciebie i w państwowym biurze  projektów. Było to nie jeden  raz  nieco męczące, ale ryzyko  było mocno  zminimalizowane.

Nie, nie  to mam  na myśli - myślę o Robercie - bardzo krótko się znaliście a lekarze pracujący w klinikach czy też  szpitalach, a do tego  chirurdzy podobno odreagowują  stres łóżkiem albo alkoholem.

Zigi, pieprzysz, że tak  brzydko  powiem. Owszem, wielu pije, ale nie jest to  regułą. Owszem, pielęgniarki często włażą im  do łóżka. A poza tym wiedziałam, że krótko się  znamy i że oboje  ryzykujemy, że może nam to  nie wyjść. Ale była tak intensywna  chemia  między nami, że to zadziwiło nas oboje. A nie byliśmy wszak nowicjuszami w tej  materii. Każde  z nas przeszło przez  małżeństwo, każde miało  jakiś romans  "dla  zdrowia". Ryzykowaliśmy  tylko  tym, że prześpimy się  ze sobą kilka  razy i dojdziemy  do wniosku, że to była  pomyłka. No a jak  widzisz  stało się inaczej.  I tego wam, cholera jasna,  zazdroszczę- podsumował dyskusję  Zigi.  

No to nie  zazdrość, ciesz się, że znalazła się taka, która chce mieć  z tobą  dziecko, przejrzyj internet,  poczytaj trochę o tym jak ciąża działa na organizm kobiety, idź porozmawiać z lekarzem prowadzącym jej ciążę i powspółczuj trochę  Dorocie.  Bo tak naprawdę to chodzenie  w ciąży raczej mało zabawne jest - wiesz, już  kilka  ciężarnych  wśród  swych  koleżanek  miałam. Każda miała jakieś chwile  zwątpienia,  załamania i z jakiegoś  względu   większość poprzestawała  na jednym  dziecku, choć ze  względów materialnych mogłyby mieć kilkoro.

No a Robert nie chciał byście  mieli wspólne  dziecko? Mówiłam  ci - powiedział, że kocha  mnie na tyle, że gdybym chciała  mieć  dziecko to on byłby jego ojcem. Ale on jest  zdania, że to kobieta  ma  gorzej bo musi chodzić  w ciąży, potem  karmić i trud wychowania  zawsze jest większy dla niej, więc to  ona  musi decydować czy chce  to wszystko przeżyć czy też  nie.On już ma syna, a ja wcale dziecka  nigdy nie pragnęłam i nadal  nie pragnę. Jestem cała  tylko dla niego. A on  dla  mnie. Przez  cały  czas  mojej choroby był obok mnie, spał w moim pokoju na dostawce, wychodził tylko gdy miał operację, lub  swoich pacjentów i  do kantyny na posiłki. Pielęgniarki były tylko  w ciągu  pierwszej  doby, gdy ja  nie mogłam jeszcze  wstać a on musiał operować. Podpadł wszystkim pielęgniarkom,  one  mi tylko kroplówki zmieniały, całą  resztę on robił, co mu  miały za złe. Paweł mu ubranie dowoził z domu. A tak nawiasem, gdyby  nie on, to pewnie by mnie tu  dziś nie było. Nie tylko jemu napędziłam  strachu, temu co miał dyżur i mnie operował też.

Wiem, powiedział mi Robert, że było z tobą kruchutko i że na  szczęście ból cię obudził. Z tego  wniosek, że nie  zawsze  trzeba narzekać na ból.

Myślałaś trochę nad  tym konkursem? Jeszcze  nie, na  razie jeszcze się  trochę  zbieram do  kupy. Nadal jestem   w stanie przespać  cały  dzień i wieczorem nie  mam  problemu z  zaśnięciem, o ile Robert jest  ze mną. Ale on ostatnio tak  sobie   poustawiał  dyżury,  żeby  nie  spać poza  domem, bierze  dwunastogodzinne w weekendy od 8 rano do 8 wieczorem. Na te  dyżury  jest  mało chętnych, bo większość  ma jakieś  dzieciaki i musi  kawałek  weekendu rodzinie  poświęcić.  A Robert bierze bo wtedy ja do niego przyjeżdżam do kliniki i spędzamy czas w jego  gabinecie,  albo w kawiarni,  albo siedzimy w holu chirurgii - jedyny  warunek -  musi  zawsze podać pielęgniarkom gdzie  będzie.  Aleś ty dziewczyno  zakochana! - Zigi nie taił zdziwienia.

Ewa uśmiechnęła  się - 18 lat siedziałam z kimś kogo znałam od  dziecka, razem się  bawiliśmy, chodziliśmy do tej  samej  szkoły, często razem  spędzaliśmy  wakacje, bo  mamuśki nasze  się przyjaźniły i  wmawiały  w nas, że jesteśmy dla  siebie  stworzeni. Gdy jego  rodzice gdzieś  szli  wieczorem lub  wyjeżdżali na  jeden dzień to on  nocował u nas, tak  samo było gdy moi szli  na brydża i wiadomo  było, że wrócą późno  w nocy, to ja nocowałam u niego. Pierwszy  zgrzyt był gdy ja stwierdziłam, że  nie pójdę na handel zagraniczny ale na architekturę - bo oczywiście  mamuśki nas  widziały  na handlu  zagranicznym, a potem na jakiejś dobrej placówce po jego ukończeniu. A ja się  widziałam na  architekturze lub na ASP. Co prawda  cały czas  słyszałam  w domu, że głupio robię a Julek  cały czas twierdził, że się  nie dostanę. No to się  dostałam,  na złość obu mamuśkom i jemu. Więc  mamuśki postanowiły  nas "pożenić", żeby ich  plan nie  spalił na panewce. Zgodziliśmy się, bo to nam  dawało mniejszą ingerencję mamusiek w  nasze  życie. Bo nam   nawet  mieszkanie ufundowali.

Do czasu ukończenia  studiów nasi rodzice  nas finansowali, a seks z Julkiem był tak interesujący jak układanie  naczyń w zmywarce. Ja go nie  zdradzałam, bo mnie  seks  nie interesował, a on mnie  zdradzał i jeszcze   jakimś   paskudztwem  zaraził. Powiedziałam o tym ojcu, dostałam od  niego adwokata i pieniądze na  niego. Potem sprawdziłam  czy sex może  być frajdą i był,  a potem spotkałam  Roberta. Właściwie  powinnam być wdzięczna  Julkowi, że nie  powiesił tych  firanek a ja spadłam  z tej drabiny gdy je  wieszałam, bo  mnie do Roberta  sprowadziły moje  dolegliwości po tamtym upadku.

My z Robertem jesteśmy sobie pisani, coś tak jak ty z Dorotą. Kłóciliście  się, rozstawaliście i wracaliście  by znów  za jakiś  czas się rozdzielić. Pamiętaj  o tym, w chwili, gdy cię najjaśniejszy szlag trafia bo ona płacze lub gada  głupoty. Kochacie  się tak  samo jak my z Robertem.  Wiesz, tylko to się to  w życiu  liczy - miłość którą  dajemy i którą  dostajemy.

Obejrzałam  te filmy co mi podesłałeś - brak mi konkretnego terenu na którym to osiedle  ma powstać. Przecież od tego  trzeba  zacząć.  Przy  brzegu jeziora  jest mało płaskiego terenu, na większości na tym  brzegu to jest  miejsce na jeden  niezbyt   duży domek. I nie  za bardzo  wiadomo  jakie jest  podłoże. Czy ty tam  widzisz miejsce na osiedle domków?  Bo ja nie widzę. Z reguły osiedle to nie jest jeden  domek ale  kilka w jakimś układzie.  Coś w tym  wszystkim   mi nie gra. 

Nie  sądzę by ktoś  chciał budować  na  zboczu, choć nad  morzem są  miasta  posadzone  na skałach. A ja tu  żadnych  skał nie widzę. Po tym jeziorze chyba  pływają  statki turystyczne , bo na którejś  z map w sieci widziałam wyznaczoną  drogę  wodną więc  nie sądzę by ten  wąski odcinek chcieli  zabudować sztucznymi  wyspami, żeby miały domki gdzie  stać. Na  moje wyczucie to jest  zbyt  mało  informacji. Dlatego  jeszcze nawet palcem  nie kiwnęłam

 No ale jak na osobę, która  jeszcze  palcem  nie kiwnęła to sporo  już o  tym  myślałaś. W ogóle to jeszcze dużo informacji nam  brakuje, muszę do  nich zatelefonować, albo raczej napisać - słowo drukowane jest jednak  w tym przypadku  ważniejsze. W Hiszpanii widziałem  domki     zawieszone na  zboczach,  ale były do nich  dojazdy od   strony  lądu. Tu nie  wiadomo  czy takie  są. I były to ewidentnie  skały, a na tych  zdjęciach to ja  nie podejmuję  się określić co to jest. Za bardzo  zarośnięte jak na skalisty grunt. Co prawda są klify porośnięte  lasem, no ale póki co  to  nikt przy zdrowych zmysłach  nie ogałaca klifu z drzew by na  nim budować osiedle. Poza tym to za łagodnie  schodzi w dół by to nazwać  klifem.

Przez moment  zobaczyłam w  wyobraźni domki po obu stronach  łączone pomostami, no  ale gdy  zobaczyłam, że tam jest wytyczony tor  wodny to ta  wizja poszła sobie.  Po prostu coś  mi w tym wszystkim  nie gra. Byłoby  dobrze uruchomić   zagraniczne  kontakty które  masz i sprawdzić czy ktoś, gdzieś  jeszcze  słyszał coś o  tym konkursie.  A  może  ja po prostu jestem  zbyt  nieufna.

Myślisz, że ktoś  nam  robi kawał? Ewa  pokiwała  głową. No wiesz, kiedyś  kilku osobom podpadliśmy  albo  nie biorąc  "wspaniałej inwestycji" albo sprzątając  komuś  coś  sprzed  nosa. Ludzie  są pamiętliwi i często mściwi z  natury. Trzeba  by przejrzeć  trochę  zagranicznych czasopism z  branży. Bo jeśli naprawdę jest jakiś  konkurs to na pewno coś o nim piszą w którymś  z czasopism.

                                                                c.d.n.