Jak ktoś kiedyś zauważył życie nie jest romansem. Zigi przychodził do pracy wykończony. Co prawda poranne mdłości Doroty ustały między innymi dzięki porannym "przegryzkom" cynamonowych ciastek, ale Dorota, zdaniem Zigi, zupełnie zdurniała. Najmniejsze nawet niepowodzenie powodowało u niej wodospad łez.
Pewnego dnia powiedział do Ewy, że gdyby wiedział, że Dorota tak będzie na ciążę reagować to raczej by dał się wykastrować by tylko jej nie zapłodnić. Ewa- niemal wrzeszczał- przecież do ciężkiej cholery sama chciała, to nie był mój wymysł! Nie namawiałem jej na ciążę, ja się na nią tylko zgodziłem. To przecież chore co ta kretynka wyprawia! Wpierw ciągle miała torsje, teraz je niczym zapaśnik sumo i płacze o byle co - paznokieć się złamał- pół godziny ryku, kwiatek nie zakwitł w środę, a dopiero w piątek - dwa dni płaczu. Ja naprawdę chyba się od niej wyprowadzę, nie jestem w stanie tego znosić. Ewa zrób coś, ja już nie wyrabiam. Ona mnie tym wszystkim niszczy.
Zigi, ja nie jestem lekarzem, nie jestem psychoterapeutą, więc zmień adresata swoich problemów. I nie krzycz, nie jestem głucha. Wejdź w sieci na jakieś forum ciężarnych i poczytaj- może znajdziesz jakąś mądrą radę. Jak wiesz ja sobie dzieci nie życzyłam i nawet ćwierć dnia nie byłam w ciąży, więc nie mam pojęcia co masz z tym fantem zrobić. Może zamów sobie wizytę u jej lekarza, który prowadzi jej ciążę, pojedź sam i jemu czy też jej, wszystko opowiedz. Kiedy ona ma najbliższą wizytę? Za dziesięć dni. No to dzwoń do tego lekarza, powiedz w skrócie przez telefon co jest grane i pewnie cię przyjmie. Nie mam lepszego pomysłu.
Ja to tylko mogę jej nawymyślać od kretynek, ale nie sądzę by to poprawiło w czymś sytuację, bo może mieć żal do ciebie, że mnie opowiadałeś co cię gnębi. Uprzytomnij sobie fakt, że jeszcze stosunkowo nie tak dawno była o mnie zazdrosna. Jak ona teraz taka rozhisteryzowana to licho wie co jej może do głowy przyjść. Jeśli chodzisz z nią do lekarza na kontrolę to myślę, że ci ten lekarz pomoże. No chodzę, ale ona nie chce bym był cały czas i dopiero po badaniu mogę wejść.Nagle zrobiła się wstydliwa. No to tym bardziej zamów sobie extra wizytę, żeby lekarz wiedział, że coś z jej głową nie gra.
Dobrze, że mnie nie odbiło, bo ja bym pewnie zamęczyła siebie i otoczenie tym, że mogę urodzić dziecko z jakąś wadą wrodzoną, bo już za stara jestem na rozmnażanie.
Ale ty Ewka, nie jesteś histeryczką, jesteś bardzo konsekwentna w tym co robisz. Jesteś co prawda ryzykantką, ale jesteś konsekwentna i podejmując ryzyko liczysz się z konsekwencjami. I potem nie wpadasz w histerię.
A co masz na myśli mówiąc, że jestem ryzykantką? To, że rzuciłam państwową posadkę i zaczęłam z tobą rozkręcać biuro projektowe? Niczego nie ryzykowałam, przez kilka miesięcy siedziałam w dwóch miejscach - u ciebie i w państwowym biurze projektów. Było to nie jeden raz nieco męczące, ale ryzyko było mocno zminimalizowane.
Nie, nie to mam na myśli - myślę o Robercie - bardzo krótko się znaliście a lekarze pracujący w klinikach czy też szpitalach, a do tego chirurdzy podobno odreagowują stres łóżkiem albo alkoholem.
Zigi, pieprzysz, że tak brzydko powiem. Owszem, wielu pije, ale nie jest to regułą. Owszem, pielęgniarki często włażą im do łóżka. A poza tym wiedziałam, że krótko się znamy i że oboje ryzykujemy, że może nam to nie wyjść. Ale była tak intensywna chemia między nami, że to zadziwiło nas oboje. A nie byliśmy wszak nowicjuszami w tej materii. Każde z nas przeszło przez małżeństwo, każde miało jakiś romans "dla zdrowia". Ryzykowaliśmy tylko tym, że prześpimy się ze sobą kilka razy i dojdziemy do wniosku, że to była pomyłka. No a jak widzisz stało się inaczej. I tego wam, cholera jasna, zazdroszczę- podsumował dyskusję Zigi.
No to nie zazdrość, ciesz się, że znalazła się taka, która chce mieć z tobą dziecko, przejrzyj internet, poczytaj trochę o tym jak ciąża działa na organizm kobiety, idź porozmawiać z lekarzem prowadzącym jej ciążę i powspółczuj trochę Dorocie. Bo tak naprawdę to chodzenie w ciąży raczej mało zabawne jest - wiesz, już kilka ciężarnych wśród swych koleżanek miałam. Każda miała jakieś chwile zwątpienia, załamania i z jakiegoś względu większość poprzestawała na jednym dziecku, choć ze względów materialnych mogłyby mieć kilkoro.
No a Robert nie chciał byście mieli wspólne dziecko? Mówiłam ci - powiedział, że kocha mnie na tyle, że gdybym chciała mieć dziecko to on byłby jego ojcem. Ale on jest zdania, że to kobieta ma gorzej bo musi chodzić w ciąży, potem karmić i trud wychowania zawsze jest większy dla niej, więc to ona musi decydować czy chce to wszystko przeżyć czy też nie.On już ma syna, a ja wcale dziecka nigdy nie pragnęłam i nadal nie pragnę. Jestem cała tylko dla niego. A on dla mnie. Przez cały czas mojej choroby był obok mnie, spał w moim pokoju na dostawce, wychodził tylko gdy miał operację, lub swoich pacjentów i do kantyny na posiłki. Pielęgniarki były tylko w ciągu pierwszej doby, gdy ja nie mogłam jeszcze wstać a on musiał operować. Podpadł wszystkim pielęgniarkom, one mi tylko kroplówki zmieniały, całą resztę on robił, co mu miały za złe. Paweł mu ubranie dowoził z domu. A tak nawiasem, gdyby nie on, to pewnie by mnie tu dziś nie było. Nie tylko jemu napędziłam strachu, temu co miał dyżur i mnie operował też.
Wiem, powiedział mi Robert, że było z tobą kruchutko i że na szczęście ból cię obudził. Z tego wniosek, że nie zawsze trzeba narzekać na ból.
Myślałaś trochę nad tym konkursem? Jeszcze nie, na razie jeszcze się trochę zbieram do kupy. Nadal jestem w stanie przespać cały dzień i wieczorem nie mam problemu z zaśnięciem, o ile Robert jest ze mną. Ale on ostatnio tak sobie poustawiał dyżury, żeby nie spać poza domem, bierze dwunastogodzinne w weekendy od 8 rano do 8 wieczorem. Na te dyżury jest mało chętnych, bo większość ma jakieś dzieciaki i musi kawałek weekendu rodzinie poświęcić. A Robert bierze bo wtedy ja do niego przyjeżdżam do kliniki i spędzamy czas w jego gabinecie, albo w kawiarni, albo siedzimy w holu chirurgii - jedyny warunek - musi zawsze podać pielęgniarkom gdzie będzie. Aleś ty dziewczyno zakochana! - Zigi nie taił zdziwienia.
Ewa uśmiechnęła się - 18 lat siedziałam z kimś kogo znałam od dziecka, razem się bawiliśmy, chodziliśmy do tej samej szkoły, często razem spędzaliśmy wakacje, bo mamuśki nasze się przyjaźniły i wmawiały w nas, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Gdy jego rodzice gdzieś szli wieczorem lub wyjeżdżali na jeden dzień to on nocował u nas, tak samo było gdy moi szli na brydża i wiadomo było, że wrócą późno w nocy, to ja nocowałam u niego. Pierwszy zgrzyt był gdy ja stwierdziłam, że nie pójdę na handel zagraniczny ale na architekturę - bo oczywiście mamuśki nas widziały na handlu zagranicznym, a potem na jakiejś dobrej placówce po jego ukończeniu. A ja się widziałam na architekturze lub na ASP. Co prawda cały czas słyszałam w domu, że głupio robię a Julek cały czas twierdził, że się nie dostanę. No to się dostałam, na złość obu mamuśkom i jemu. Więc mamuśki postanowiły nas "pożenić", żeby ich plan nie spalił na panewce. Zgodziliśmy się, bo to nam dawało mniejszą ingerencję mamusiek w nasze życie. Bo nam nawet mieszkanie ufundowali.
Do czasu ukończenia studiów nasi rodzice nas finansowali, a seks z Julkiem był tak interesujący jak układanie naczyń w zmywarce. Ja go nie zdradzałam, bo mnie seks nie interesował, a on mnie zdradzał i jeszcze jakimś paskudztwem zaraził. Powiedziałam o tym ojcu, dostałam od niego adwokata i pieniądze na niego. Potem sprawdziłam czy sex może być frajdą i był, a potem spotkałam Roberta. Właściwie powinnam być wdzięczna Julkowi, że nie powiesił tych firanek a ja spadłam z tej drabiny gdy je wieszałam, bo mnie do Roberta sprowadziły moje dolegliwości po tamtym upadku.
My z Robertem jesteśmy sobie pisani, coś tak jak ty z Dorotą. Kłóciliście się, rozstawaliście i wracaliście by znów za jakiś czas się rozdzielić. Pamiętaj o tym, w chwili, gdy cię najjaśniejszy szlag trafia bo ona płacze lub gada głupoty. Kochacie się tak samo jak my z Robertem. Wiesz, tylko to się to w życiu liczy - miłość którą dajemy i którą dostajemy.
Obejrzałam te filmy co mi podesłałeś - brak mi konkretnego terenu na którym to osiedle ma powstać. Przecież od tego trzeba zacząć. Przy brzegu jeziora jest mało płaskiego terenu, na większości na tym brzegu to jest miejsce na jeden niezbyt duży domek. I nie za bardzo wiadomo jakie jest podłoże. Czy ty tam widzisz miejsce na osiedle domków? Bo ja nie widzę. Z reguły osiedle to nie jest jeden domek ale kilka w jakimś układzie. Coś w tym wszystkim mi nie gra.
Nie sądzę by ktoś chciał budować na zboczu, choć nad morzem są miasta posadzone na skałach. A ja tu żadnych skał nie widzę. Po tym jeziorze chyba pływają statki turystyczne , bo na którejś z map w sieci widziałam wyznaczoną drogę wodną więc nie sądzę by ten wąski odcinek chcieli zabudować sztucznymi wyspami, żeby miały domki gdzie stać. Na moje wyczucie to jest zbyt mało informacji. Dlatego jeszcze nawet palcem nie kiwnęłam
No ale jak na osobę, która jeszcze palcem nie kiwnęła to sporo już o tym myślałaś. W ogóle to jeszcze dużo informacji nam brakuje, muszę do nich zatelefonować, albo raczej napisać - słowo drukowane jest jednak w tym przypadku ważniejsze. W Hiszpanii widziałem domki zawieszone na zboczach, ale były do nich dojazdy od strony lądu. Tu nie wiadomo czy takie są. I były to ewidentnie skały, a na tych zdjęciach to ja nie podejmuję się określić co to jest. Za bardzo zarośnięte jak na skalisty grunt. Co prawda są klify porośnięte lasem, no ale póki co to nikt przy zdrowych zmysłach nie ogałaca klifu z drzew by na nim budować osiedle. Poza tym to za łagodnie schodzi w dół by to nazwać klifem.
Przez moment zobaczyłam w wyobraźni domki po obu stronach łączone pomostami, no ale gdy zobaczyłam, że tam jest wytyczony tor wodny to ta wizja poszła sobie. Po prostu coś mi w tym wszystkim nie gra. Byłoby dobrze uruchomić zagraniczne kontakty które masz i sprawdzić czy ktoś, gdzieś jeszcze słyszał coś o tym konkursie. A może ja po prostu jestem zbyt nieufna.
Myślisz, że ktoś nam robi kawał? Ewa pokiwała głową. No wiesz, kiedyś kilku osobom podpadliśmy albo nie biorąc "wspaniałej inwestycji" albo sprzątając komuś coś sprzed nosa. Ludzie są pamiętliwi i często mściwi z natury. Trzeba by przejrzeć trochę zagranicznych czasopism z branży. Bo jeśli naprawdę jest jakiś konkurs to na pewno coś o nim piszą w którymś z czasopism.
c.d.n.