środa, 21 lutego 2024

Córeczka tatusia - 88

 Następnego dnia, zgodnie  z  zapowiedzią,  przyjechał pod  wieczór  Andrzej. Podał Marcie do wyboru dwa terminy spotkania z dr dermatolog. Uprzedzam  cię, że ja też przy tym będę, to wtedy będzie  to dyskusja czysto na temat - bo to bardzo sympatyczna osoba, ale jak na mój gust to za  dużo  rozmawia na tematy ogólne, nie mające nic wspólnego z meritum spotkania. Mam uzasadnione podejrzenie, że jej mąż nie wytrzymał tego jej gadania i dlatego się rozeszli. 

A propos rozwodu - Lena mi oświadczyła, że  się bardzo zastanawia nad naszym rozwodem, więc się tylko zapytałem czy aby nie ma wysokiej gorączki, bo bredzi- to po pierwsze,  a po drugie to nie bardzo rozumiem dlaczego mamy się rozejść i dowiedziałem  się, że skoro już jej nie kocham, bo nawalam w sensie wypełniania obowiązków stricte małżeńskich, to dla niej jest to sygnał, że już jej nie kocham.  Bo przecież przed ślubem to był seks "na okrągło" a teraz to jej się kojarzy seks z cukrem, masłem i mięsem gdy był epizod z kartkami żywnościowymi w Polsce. Tak mnie zatkało, że szybko zrobiłem  w  tył zwrot i wyszedłem z  domu, żeby jej przypadkiem nie uszkodzić, bo poczułem przemożną chęć walnięcia jej w głowę. Wracam do domu upieprzony jak dziki muł po wyprawie wysokogórskiej, a ta  debilka nadaje mi taki tekst. Wychodzi na  to, że w jej pojęciu małżeństwo to tylko seks i nic więcej. Ona to nawet nie gotuje dla mnie obiadów, bo jadam w naszej kantynie, ze sprzątaniem się nie szarpie, bo moja teściowa, odkąd mieszka też na Ursynowie to niemal codziennie u nas  sprząta i idąc do nas robi dla nas  zakupy. Spacery,  jeśli jest chłodno to są krótkie, a jeśli jest pogoda to Lena siedzi głównie na placu zabaw, do którego ma góra 250 metrów od  domu.

Marta popatrzyła  uważnie na Andrzeja i powiedziała - idź umyj łapięta, bo pierwsza partia placków już za chwilę będzie na  stole - jeżeli to nie jest  ponury żart, to pogadamy o tym po kolacji - dobrze, że dziś ojca nie ma, bo pewnie by się zdenerwował tą wiadomością. 

 Wiem, że go dziś nie ma, przy nim bym tego nie powiedział. Ojciec lubi Lenę i nasze  dzieciaki. No ale  jest jak jest.  Fakt - nie wywiązuję się ze  swych obowiązków, ale pacjentów przybywa a lekarzy nie. Jestem zmordowany i fizycznie i psychicznie a ona wynudzona i niedopieszczona. Powiedzcie  mi, proszę, czy u was małżeństwo sprowadza  się głównie do seksu noc  w noc i jeszcze  trochę? 

Czasami, czyli w praktyce na  wakacjach - stwierdził Wojtek. Ale nie jak rok długi. Wyślij ją do jakiegoś  sex-shopu, już teraz  jest ich trochę w  stolicy, rzuć gotówką i niech  sobie dziewczyna kupi jakąś zabawkę, z tego co widziałem w  sieci to wibratorów nie  brak i do tego wyglądają zabójczo prawdziwie albo wejdź do sieci i zamów i przyślą  jej do domu. Jak zapewniają dyskrecja zapewniona, nie będzie na opakowaniu zdjęcia tego co w środku.

A może lepiej wybierz się z nią do poradni rodzinnej, bo to nie wygląda wcale zabawnie, skoro u niej rzecz  cała sprowadza  się  tylko do seksu - powiedziała Marta. To chory układ i to niezależnie od tego która  ze stron tak pojmuje związek małżeński. Poza tym mam podejrzenie, że ona naprawdę chce jeszcze jednego dziecka, ona chce by teraz urodziła  się dziewczynka. Tyle tylko, że nie dociera  do niej, że nie mamy żadnego wpływu na płeć dziecka. Była zachwycona, że Ala ma dwóch  chłopców i dziewczynkę. Chwilami- bardzo cię przepraszam  Andrzeju, że to powiem - ale mam  wrażenie, że jej nieco rozumu brak. Od niej  wiem, że druga jej ciąża to była "planowana wpadka" - oczywiście planowana przez nią. Gdy wygłosiła  ten tekst to aż  się w język ugryzłam, żeby nie palnąć jej co o takim postawieniu sprawy sądzę. Nie  wykluczam  zresztą, że to ja jestem  nienormalna, bo nie wyobrażam  sobie by nie omówić z mężem lub z partnerem kwestii posiadania  wspólnego  dziecka.

Nie masz za co mnie przepraszać - stwierdził Andrzej - to kara dla mnie za to, że bezmyślnie się z nią ożeniłem, bo była chętna i ponętna i bardzo łatwo dostępna. I całe szczęście, że zdecydowałem    się na  wazektomię. Oczywiście nadal jej tej wiadomości   nie wpuszczę - nie mam już do niej nawet za grosz  zaufania. 

No a co zrobisz, jeśli ona  złoży pozew  rozwodowy?- zapytał Wojtek. No cóż, cały dowcip w tym, że ona nie ma żadnych, ale to żadnych dowodów na to, że ją  zdradzam i że dlatego nie jestem w  stanie już z nią współżyć. Ja w każdej chwili mogę dostarczyć sądowi wydruki  godzin, w których byłem w pracy, a nawet najdurniejszy sąd  wie, że praca chirurga to cały czas stres, a stres z kolei pozbawia większość facetów  "mocy przerobowych" jak i ochoty na  seks.  Wiem doskonale, że nie ja jeden tak reaguję. Nie jestem jakimś wyjątkiem - no może tylko takim, że nie  sięgam wtedy po alkohol, żeby  się odprężyć. Ty Wojtuś to jesteś  szczęściarzem, bo Marta, jej rodzice i twój ojciec doskonale rozumieją jak często  nadmiar  pracy i jej rodzaj wpływają na małżeństwo. 

Opowiadał mi Michał z  zachwytem jak bardzo Marty tata pomagał gdy miałeś obronę magisterki i że Marta to nawet się zwolniła  z  zajęć na uczelni i do  ciebie pojechała.  Obaj  wasi ojcowie są fantastyczni - twój ojciec szalenie mi pomógł w  czasie przeprowadzki, a moje dzieciaki wszak nazywają go dziadkiem. Bo prawdziwy ich dziadek  to  już od wielu lat siedzi za granicą i ani myśli tu wracać, co moją teściową chyba cieszy. Jest w  dalszym ciągu zaliczana do grona  mężatek, bo rozwodu nie mają. I mam wrażenie, że  nadal jej przysyła pieniądze.Kilka razy  mówiłem, żeby mi  zasygnalizowała, gdyby  miała  jakieś kłopoty finansowe, ale twierdzi, że ma pieniądze. Nie  wiem dlaczego się rozpadł ich  związek, Lena twierdzi, że też nie  wie.  Właśnie sobie uświadomiłem, że na większość pytań które jej zadaję jest właściwie tylko jedna odpowiedź - "no nie bardzo wiem". 

No a jak ta  sprawa tych "Zielonoświątkowców"?- spytała  Marta. Andrzej roześmiał się - odpowiem jak Lena - "no nie bardzo  wiem". Poczytałem sobie o  nich, ale  Lena nie  wycieka z  domu na ich zebrania czy też modły, w każdym razie jak rozmawiałem z tym szpiclem to on twierdzi, że tam jest sporo byłych katolików, dla których wymogi katolickie przestały być wygodne, a od dziecka wierzą w Boga  i chcą mieć kontakt  z osobami, które  również  w niego wierzą. Jest sporo osób rozwiedzionych, które  biorą drugi ślub przed ołtarzem, co jest niemożliwe  w kościele katolickim i to też ludzi przyciąga. Poza  tym wolno stosować antykoncepcję, tylko aborcja jest niedozwolona. Można należeć do tego kościoła ale  wcale nie ma obowiązku ochrzczenia się i nie  chrzci się niemowląt. Chrzest ma  być aktem świadomym a nie przez  kogoś narzuconym.  Spowiedź jest ogólna, powszechna, w trakcie  nabożeństwa, jak wydedukowałem,  nie ma jakiegoś miejsca, w którym pastorowi do ucha coś wyznajesz. Poza tym ich "przewodnicy", pastorzy, nie mają narzuconego celibatu, wręcz jest wskazane by byli żonaci, mieli  dzieci, by tworzyli przykładną rodzinę.  Kościoły skromne, raczej surowe, bez złoceń i ozdób. Grzechami są: aborcja, eutanazja, homoseksualizm. Nie ma  wiary w czyściec, nie  wierzą w niepokalane poczęcie, choć uznają, że przed urodzeniem syna  była  dziewicą, wierzą też, że Jezus nie był jedynym jej  dzieckiem,  wierzą w życie  duszy po śmierci ciała. No i kaplice ich choć "surowe w  wystroju" są ogrzewane, wierni nie  sterczą w  zimowych kapotach. Nie zagłębiałem się zbytnio w to  wszystko. Największe święta to Wielkanoc i Zielone  Świątki.  Ja to nie jestem dobry  w te klocki wyznaniowe w jakimkolwiek kościele. To zupełnie jak my- stwierdził Wojtek.

Ale, ponieważ Lena  czasami wyplata jakby się  z głupim widziała, mam ciągoty by jej zrobić test na obecność narkotyków gdy znów  zacznie coś wyplatać - teraz  można  zrobić  całkiem wiarygodne testy w domu- wystarczy do tego ślina, nie trzeba pobierać krwi lub  moczu. Wiem od kolegów, że te testy są jak najbardziej wiarygodne i wielu rodziców  posiadających  nastolatki to stosuje. 

Gdy byłam  w liceum to nas "uczulano" żeby  nie brać od  nieznanych osób żadnych cukierków, czekoladek itp. bo mogą  mieć wewnątrz  jakiś narkotyk - śmieszyło mnie  to, bo na logikę to ktoś kogo znam dobrze też mógł mnie jakimś świństwem poczęstować. Tata  mi powiedział, żebym po prostu od  nikogo nic nie  brała - zawsze można się jakoś wymówić np. bólem żołądka lub zęba. Ale w moim liceum jakoś nie  były narkotyki na porządku dziennym  a ja nie chodziłam na imprezy klasowe i w nosie  miałam, że mnie nazywali dzikuską - stwierdziła Marta. 

Śmiały  się  ze mnie dziewczyny, że pewnie wstąpię do klasztoru po maturze, bo na żadnej imprezie  nie byłam, na studniówce i na  balu maturalnym  też nie. Wiem, że na tych imprezach  domowych  to  z reguły było wino, ale wina  to ja  się mogłam napić w domu, do obiadu, gdybym  tylko miała na to ochotę.  Tata zawsze  miał w barku tokaj półwytrawny ,  oraz  Lacryma Christi Bianco. I tylko po każdej delegacji wina przybywało, bo nie powiem żebyśmy z tatą regularnie je pijali. A goście bywali rzadko a do tego zawsze  zmotoryzowani. Jestem pewna, że nadal u taty w barku te wina nienapoczęte  stoją. Oooo, na pewno - zapewnił ją Wojtek - stały  cały czas gdy u was pomieszkiwałem przed ślubem.

Andrzej nieomal zastrzygł uszami niczym rasowy koń - to ty u Marty mieszkałeś przed ślubem?- zapytał wielce  zdziwiony. Nooo, mieszkałem i to oficjalnie, Marty tata pozwolił. I zezwalając tylko mi powiedział, że mam postępować tak, żeby on nie musiał żałować, że dał takie pozwolenie. Mój teść jest naprawdę super facetem. No przecież on super  sam wychował Martę a przy okazji i mnie gdy jeszcze byliśmy w podstawówce. To taki człowiek, że raczej dałbyś się porżnąć niż jemu sprawić jakąś nawet drobną przykrość. Długo Marcie zazdrościłem ojca. Mój to się "wyrobił" dopiero po rozwodzie z moją matką. Widać moja matka wydzielała jakieś złe fluidy.

No i jak? Ma tata  jakąś przyjaciółkę po tym rozwodzie? Może ma, może nie ma. W każdym  razie nic o jakiejś jego "damie  serca" nie  wiemy. U nas jest niemal codziennie, pichci nam obiadki, czasami u nas  nocuje jeśli się  zasiedzi. Lub gdy nieco gorzej  się  czuje fizycznie  lub psychicznie.  Ma tu swój pokój i może u nas nawet stale mieszkać gdyby chciał. Jest absolutnie niekrępującym  współlokatorem. Pierwsze  skrzypce u mego ojca to oczywiście Marta - aż  się dziwię, że ona jeszcze chodzi po ziemi a nie unosi się nieco ponad podłożem. No prawie święta  - ulubiony mój tekst tatowy to : "Martusia tak powiedziała", "Martusia tak zarządziła" i wtedy to tata już innych  nie słucha - wszak wszechmocna Martusia tak to zarządziła- nie ma od tego odwołania.  Jeśli się mój tata w jakiejś pani zadurzy, to o opinię zapyta  się Martusi czy ma kontynuować czy może  lepiej zerwać.  

Andrzej popatrzył się na niego i powiedział - a ty myślisz, że robisz inaczej? Też się słuchasz Marty i bardzo dobrze  robisz bo to mądra kobieta. Ja też  się jej często słucham  bo ona ma zawsze bardzo wyważone opinie.  Nie wstydziłem  się ani nie stchórzyłem pokazać się jej zaraz po odejściu od  stołu operacyjnego gdy byłem właściwie wrakiem. A ona potraktowała  mnie  jak matka swego syna gdy ten wróci pokiereszowany, porozbijany z podwórka na którym bił się z kolegami- to było pełne  zrozumienie sytuacji i prawdziwa  troska - masz bracie cudowną kobietę  przy  sobie.  Jest dla mnie jak siostra i matka - takie  dwa w jednym. I kocham was oboje. Pierwszy raz w swym życiu mam  takich cudownych przyjaciół jak wy oboje, jak twój ojciec. 

                                                                 c.d.n.