Sylwestrowa noc dała wszystkim nieco w kość. W efekcie tę noc Kazik, Teresa i Aleks spędzili w jednym łóżku. Od godziny 23,00 do 2,00 osiedlowi entuzjaści fajerwerków zrobili własny pokaz sztucznych ogni. I chociaż to było 8 piętro i okno sypialni nie wychodziło na teren, na którym jedni mieszkańcy znęcali się nad drugimi, dochodził do nich hałas. W końcu Kazik z Teresą zasłonili okno od środka wszystkimi posiadanymi kocami i na tę noc wzięli małego do swego łóżka. Tata ze swego pokoju przeniósł się na noc do gabinetu Kazika na sofę. Odnalazł w swoich przyborach medycznych stopery do uszu i stwierdził, że to jednak pomaga. Kazik chciał zatkać uszka małemu stoperami z waty, ale "ten numer" nie przeszedł. Najlepszym sposobem okazało się ułożenie małego pomiędzy rodzicami i dodatkowo objęcie go ciasno. Rano oboje byli niewyspani i Teresa cieszyła się, że lunch miał być dopiero o godzinie 15,00. Aleks zaraz po regularnym śniadaniu zapadł spokojnie w drzemkę, w czym towarzyszył mu Kazik, a Teresa poszła do kuchni.
Prędko zamarynowała mięso w mieszance miodu i musztardy i ugotowała na sypko ryż. Przygotowała też mieszankę przypraw, którymi potem będzie potraktowane mięso. Zamiast tradycyjnej mieszanki czerwonej fasoli i kukurydzy zrobiła mieszankę zielonego groszku z kukurydzą. By nie sterczeć przy garnkach postanowiła zrobić tym razem zapiekankę, zamiast smażenia wszystkiego na patelni. Do "popitki" miała już przygotowany barszcz czerwony. Nie szykowała tym razem żadnej warzywnej sałatki- postanowiła podać po prostu zieloną sałatę z koperkiem. Na deser była "fałszywa Pawlowa", czyli małe bezy pokryte bitą śmietaną i kawałkami mandarynek i pomarańczy.
Punktualnie o godz. 15,00 do bramy na dole zadzwonił szef. Kazik tylko się uśmiechnął i powiedział- punktualność jest grzecznością królów. Znam go jeszcze z moich czasów studenckich - uosobienie super punktualności. Ale ma jeszcze jedną zaletę - nie czepia się tych mniej punktualnych. W dziesięć minut później dotarli Alina i Krystian. Rzut oka na Krystiana uświadomił Kazikowi, że się zapewne pokłócił z Aliną. Teresa szybko zabrała Alinę do kuchni mówiąc, że właśnie jest jej potrzebna podkuchenna i w salonie pozostali sami mężczyźni. W kuchni Alina żaliła się, że Krystian dopiero niemal przed domem Kazików powiedział jej, że będzie jeszcze jeden gość, a ona nie jest na ten fakt przygotowana, ubrałaby się lepiej gdyby wiedziała, że będzie ktoś obcy.
Teresa popatrzyła się na nią i powiedziała- muszę sobie to zanotować - właśnie odkryłam, że ciąża nie tylko niszczy kobiecie sylwetkę ale i niszczy mózg obniżając jej poziom intelektu. Zgłupiałaś chyba doszczętnie - to nie jest żadne ekskluzywne przyjęcie! Jesteś w ciąży, co nawet bez okularów widać i czy będziesz w tym stroju czy w innym to tego faktu nie ukryjesz, nie ma mowy. Kobiety w ciąży chodzą w tym, w czym jest im wygodnie i nikogo to ani nie dziwi ani nie gorszy. Poza tym jest to spotkanie w pewnym sensie robocze i dzięki niemu Kris oszczędzi ci jednego popołudnia jego nieobecności w domu. Ale jak on mógł zaprosić tego faceta do was na lunch!- nie odpuszczała Alina. Mógł, bo Kazik go poprosił by się zajął sprawą tego faceta. To przemiły facet, bardzo kulturalny, zna Kazika jeszcze od czasu gdy Kazik studiował. Zjemy razem lunch, więc stań przed lustrem i poćwicz uśmiech, a po lunchu Kris i szef pójdą do gabinetu Kazika i tam będą rozmawiać. Wychodząc za mąż za adwokata chyba sobie zdawałaś sprawę z tego, że jego praca to permanentny kontakt z ludźmi, bo on pracuje sam, nie na jakimś etacie , więc ma tak zwany "nienormowany czas pracy".
A teraz słuchaj - dziś jest zapiekanka, coś jakby gyros, w środku jest groszek zielony i kukurydza. Mając na względzie twoją ciążę oddzieliłam kawałek zapiekanki bez tych wzdymających dodatków, więc się zastanów co będziesz jadła- czy tylko ryż z mięsem czy i z groszkiem i kukurydzą. A na deser są beziki z bitą śmietaną i owocami południowymi.
Idź teraz do nich i podeślij mi Kazika. Po chwili zamiast Kazika przyszedł Krystian, mówiąc - Kazik nie może przyjść, bo dzierży na kolanach Alka, który wyraźnie rośnie na gwiazdę popołudnia. Facet w pięć minut stał się fanem małego, a mały nawet na jedną minutę pozwolił się wziąć panu Jackowi na ręce, czym omotał go wokół swego małego palca. Masz bratowa cygańskie dziecko! A czemu ta moja taka nabzdyczona?- spytał. No bo ją opieprzyłam. A opieprzyłam, bo się jej należało. Mówiłam ci przecież, że jestem wredna baba.
Wiesz, to jedzenie jest na dużej blasze w piekarniku, więc się ciut zastanawiam jak to podać. Byłoby najlepiej, gdyby każdy przyszedł do mnie i tu by dostał talerz z jedzeniem do ręki. Możecie parami. No pewnie- stwierdził Kris. Ja teraz to tylko wezmę tę wazę z barszczem. I powiem, żeby sobie przynosili. Bardzo dobrze, zrobi się mniej oficjalny nastrój- stwierdził Kris. Do barszczu to weź tę chochelkę z dzióbkiem, żeby się dobrze nalewało do kubków- poinstruowała go Teresa. Jak zapewne zauważyłeś obrus jest bardzo kolorowy, plam nie będzie widać. A Aleksa niech Kazik wsadzi do kojca. Ja go wezmę na kolana, trochę na pewno zje, bo mam dla niego ryż z mięsem i marchewką, potem pójdzie spać.
Pierwsi przyszli najstarsi - tata i pan Jacek. Cudowny jest ten wasz synek, pani Tereso! Nie dość, że takie ładne dziecko to i grzeczne i towarzyskie! I nawet się nie skrzywił na mój widok, a przecież mnie nie zna! Śliczny chłopaczek! Hmm, jak pięknie pachnie zawartość tej blachy, jak się to nazywa?
To coś w rodzaju greckiego gyrosu, ale zapiekane a nie smażone. I trochę inaczej jest przyrządzone mięso, bo było wpierw marynowane. A da mi pani przepis? Dam. Na końcu przyszedł Kazik z Aleksem, wręczył Aleksa Teresie, nałożył porcje dla niej i dla siebie, a Teresa wzięła jeszcze miseczkę z jedzeniem dziecka.
Aleks rzeczywiście stał się "gwiazdą"- pięknie jadł siedząc na swoim foteliku. Był wyraźnie zachwycony, że wokół ma całą rodzinę. Kazik się śmiał, że pan Jacek został przez dziecko adoptowany do grona rodzinnego. Okazało się, że Aleks też ma "do popitki" barszczyk, co bardzo się gościowi podobało. Co prawda pił ten barszczyk z butelki przez smoczek .Teresa wyjaśniła gościowi, że ona gotuje tak, żeby i dziecko mogło jeść z nimi z jednego garnka. On dziś to miał tylko nieco inaczej przyrządzone mięso, ale w swojej porcji ryżu miał też groszek zielony, tak z 10 ziaren przetartych przez sitko. Alina powiedziała, że Teresa to znajduje jakiś przepis, potem się długo w niego wpatruje i....teoretycznie gotuje według niego a w praktyce wychodzi coś innego, o wiele lepszego i bardziej dietetycznego. I Teresa ma cały zeszyt z przepisami. A czasem to Teresa łączy dwa przepisy w jeden i Alinę to zadziwia, że Teresa wie, że to wyjdzie bardzo smaczne.
Pewnie mamusia nauczyła panią gotować - zgadywał pan Jacek. Tata roześmiał się - żona nie wpuszczała nikogo do kuchni - zupełnie jakby to była pracownia jubilerska. Tesia eksperymentowała na swoim pierwszym mężu , który jakoś te eksperymenty przetrzymał, ale w niczym jej nie pomagał, więc potem on jadał u swojej mamusi a Tesia w czasie pracy w jakiejś knajpce. Naprawdę nie wiem gdzie się nauczyła gotować. Ale i Kazik i Krystian też potrafią dobrze gotować. Przepisów jest masa, po prostu trzeba zacząć gotować i zapisać to co najbardziej wszystkim smakowało.
Deser w postaci maleńkich bez pokrytych bitą śmietaną i udekorowanych kawałeczkami pomarańczy i mandarynki bardzo wszystkim przypadł do gustu. Aleks zamiast tego "cudeńka" dostał biszkopcik. Pan Jacek był naprawdę zachwycony dzieckiem. Po deserze Krystian i pan Jacek przeprosili towarzystwo i poszli do gabinetu Kazika by omówić dokładnie sprawy, które sprowadziły pana Jacka do Krystiana. Tata zajął się wnuczkiem, który w przeciwieństwie do swych rodziców był w świetnej kondycji. Kazik mimo wszystko pospał więcej niż Teresa, która teraz po obiedzie zasypiała niemal na stojąco. Kazik nalegał by się położyła, ale Teresa była zdania, że to kiepski pomysł, bo jeśli się teraz położy i zaśnie to będzie miała problem z zaśnięciem wieczorem. Z tego wszystkiego w ramach "wybudzenia się" napiła się kawy, do której dodała kawałek czekolady. Kazik spróbował i stwierdził, że on też się takiej kawy napije.
Aleks buszował w kojcu a w pewnej chwili stanął na nóżki i chwiejnym krokiem ruszył do przodu. Zrobił nie więcej niż pięć kroczków i klapnął pupą na podłogę. Świadkami temu wyczynu byli Kazik i tata, Teresa z Aliną w kuchni zapełniały zmywarkę. Kazik prędko do niej poszedł mówiąc- Aleks zrobił w kojcu kilka kroków, chyba już zacznie chodzić. No ma prawo - trzeźwo zauważyła Teresa - przecież skończył rok. Ale nie wypuść go z kojca. Wypuścimy go z kojca jak się nauczy dobrze chodzić. W kojcu jest bezpieczny. Trzeba będzie przejrzeć w mieszkaniu gdzie są kanty i je pozabezpieczać i pozakładać zabezpieczenia na gniazdka elektryczne. No to się nam dziecko starzeje -trzeba też sprawdzić wszystkie szafki i szuflady dolne i je dobrze przed tym smykiem zabezpieczyć. I nie stawiaj go już nigdy na stole, bo głupol może sobie wykombinować, że to dobre miejsce do chodzenia, siedzenia i zabawy i potem , gdy już będzie się swobodnie poruszać mogą być kłopoty.
Oj, to prawda- odezwał się tata- Teresa gdy miała już dwa lata wdrapała się na stół w kuchni i z niego zleciała. Na szczęście spadając zawadziła o taboret i rozcięła sobie skórę przy końcu brwi. Gdyby z tego stołu zleciała wprost głową na posadzkę to chyba by nie żyła. No i fart, że nie uszkodziła sobie oka o ten kant stołka. Omal nie zemdlałem gdy jej krew leciała z tej końcówki łuku brwiowego. A była tak wystraszona, że nawet nie płakała. Wezwaliśmy pogotowie i na miejscu jej to opatrzono i kazano lód przykładać. Ha- a ja się zawsze zastanawiałam skąd mam tę blizenkę - powiedziała zdziwiona Teresa.
No niestety przy dziecku to trzeba wciąż mieć oczy dookoła głowy i pamiętać, że to długo nie ma za wiele rozumu. Z opowieści moich koleżanek w pracy wygląda na to, że dziewczynki są mniej kontuzjogenne - powiedziała Alina. Chociaż..... koleżanka opowiadała, że jej starsza córka, pięciolatka obcięła młodszej włosy przy samej skórze. Dobrze, że się koleżanka zainteresowała czemu tak cicho jest w pokoju - bo jej córeczki zawsze się kłócą i drą, więc cisza wskazuje na to, że robią coś, czego nie wolno. Tak prawdę mówiąc jak się posłucha co robią małe dzieci to aż się człowiek zastanawia czy jest sens się w te dzieci bawić. Ostatnio słyszałam horror z przedszkola. Dzieciak jest pierwszy rok w przedszkolu i nagle oświadczył, że nie pójdzie więcej do przedszkola. W końcu wydobyli z niego, że pani w przedszkolu okładała wieszakiem dzieci, które nie chciały spać po obiedzie. No i w ogóle dzieci najbardziej nie lubią tego leżakowania po obiedzie. I teraz płaci jakiejś starszej pani za to by zabierała małego z przedszkola po obiedzie i albo szła z nim na spacer, albo siedziała z nim w domu.
c.d.n.