Badanie kontrolne stanu funkcjonowania żył teściowej Marty wykazało, że może pojechać do Tajlandii w grudniu, ale oczywiście zabronione jest długotrwałe przebywanie w pozycji siedzącej, musi używać specjalnych rajstop uciskowych, nie powinna również przebywać długo na słońcu, ma wykonywać dwa razy dziennie ćwiczenia, no i oczywiście żadnego dźwigania, może pływać. Matka Wojtka była bardzo uradowana tym, że może jechać na ten urlop, ojciec nieco mniej zachwycony, bo jak powiedział Wojtkowi "co to za frajda jeżeli trzeba bez przerwy na coś uważać". Ale został "przegłosowany" , bo ich przyjaciele zapewnili oboje, że w takim razie na miejscu zamiast pieszych wycieczek zorganizują bez trudu wycieczki małymi , prywatnymi "jednostkami turystycznymi". Wojtek tylko pocieszył ojca, że on to w pełni go rozumie, no ale on też wie, że gdy się jego mama na coś "napali" to nie ma lekko, bo "mama to z tych, że gdy sobie coś wbije do głowy to i po trupach dojdzie do celu". Początkowo Marta miała zamiar porozmawiać z teściową na temat tej wyprawy, ale po namyśle zrezygnowała z tego zamiaru i powiedziała do Wojtka, że jednak nie porozmawia bo to co ona wie na temat żylaków to wiedza "szczątkowa", bo chociaż to zagadnienie jest w tematach medycyny estetycznej, ale ona nie jest flebologiem, więc to co powie nie będzie dla teściowej miało żadnego znaczenia, zwłaszcza, że teściowa nadal w głębi duszy uważała, że kosmetolog a kosmetyczka to jedno i to samo.
Patrycja razem z tatą zorganizowali dla Misi "azyl" na zapleczu kwiaciarni - miała tam nieomal swój pokój, w którym było drugie posłanie z budą, miała swoje miseczki na wodę i jedzenie i swoje zabawki a wszystko to ogrodzone sztachetkami, by nie mogła w niekontrolowany sposób dostać się na teren dla klientów. Marta była pod wrażeniem, bo wszystko było dziełem taty i Patrycji. Gdy obejrzeli z Wojtkiem to wszystko Marta powiedziała- mam wrażenie, że nie jedno dziecko w tym mieście ma gorzej niż będzie miała u Pati nasza psinka. Gdybym się urodziła u nich, to miałabym "jedwabne dzieciństwo". Misia bardzo szybko przywykła do faktu, że ma teraz trzy domy i w każdym kogoś kogo kocha i kto ją kocha. Wojtek był teraz całymi dniami poza domem, rano "podrzucał" Martę na jej uczelnię, potem albo pisał w domu albo był na uczelni. Umówił się z promotorem, że obrona będzie dopiero w styczniu lub na samym początku lutego. Kolejna zmiana planów dotyczyła Sylwestra - do Marty dotarło, że w sylwestrową noc mogą być odpalane fajerwerki i Misia może być zszokowana hałasem, więc nie powinna być wtedy sama w domu. Co prawda weterynarz mówił, że może jej przepisać jakiś bezpieczny weterynaryjny "przymulacz", ale lepiej by był jednak ktoś z psiną w domu. W związku z tym wyprawa na Sylwestra poszła w niebyt. Teściowie oboje byli nieco zdziwieni decyzją Marty i Wojtka, że oni to po prostu zostaną "ze psem" w domu, ale i Marta i Wojtek nie widzieli w tym nic dziwnego. Pati i tata też nie widzieli w tym czegoś dziwnego.
Na uczelni, fakt że Marta wydała się w czasie wakacji za mąż był niemal sensacją, bo Marta nigdy nie opowiadała o tym, że się z kimś spotyka, a gdy Wojtek kilka razy odbierał ją z uczelni to mało która z koleżanek to widziała. Poza tym Marta nigdy nie zwierzała się koleżankom ze swego życia poza uczelnią. Marta nadal zastanawiała się nad tym czy poprzestać na licencjacie czy może jednak od razu robić magisterium. Rozmawiała nawet o tym z "doradcą zawodowym" z ramienia firmy, której uczelnia była "własnością". Firma, która opiekowała się uczelnią była dość dobrze zorientowana w temacie co która studentka sobą przedstawia. A Marta, zdaniem wykładowców, była bardzo zdolną i pracowitą studentką i byłoby dobrze by od razu nastawiała się na magisterium, bo ma "potencjał". No ale niech sobie spokojnie przeanalizuje wszystko to czego się dowiedziała, a po zakończeniu tego semestru znów będą rozmawiać. Bo zdaniem "ciała pedagogicznego" szkoda by Marta poprzestała na stopniu licencjata.
W domu Marta stwierdziła, że "jak była głupia w temacie tak samo jest nadal głupia" i nic się jej nie rozjaśniło w głowie. Jedno jest pewne - będzie startowała do pracy w laboratorium kosmetycznym, a nie w świadczeniu usług kosmetycznych.
Kochanie moje- powiedział Wojtek - zaakceptuję wszystko co wybierzesz, ale pod jednym warunkiem - że mnie nie porzucisz. I wcale nie będę zgorszony lub rozczarowany jeżeli, gdy będziemy mieli dziecko, zajmiesz się głównie hodowaniem dziecka a nie pracą zawodową. Bo wychowanie dziecka, opieka nad nim to wcale nie jest takie proste i oczywiste jak się niektórym ludziom wydaje. Chcę by nasze wspólne życie dało ci maksimum radości, byś nie musiała i pracować zawodowo i wychowywać dziecko.
Myślę, że pomysł, byś podjęła pracę w laboratorium kosmetycznym na pewno by cię zadowolił. A kwestia czy masz robić II stopień czy poprzestać na licencjacie - to zostawimy do twojej decyzji - mamy zabezpieczenie finansowe, możesz spokojnie jeszcze studiować, koszty twego studiowania są nieomal zerowe, bo to bezpłatne, zwykłe stacjonarne studia. I wiesz- jestem dumny, że twoi wykładowcy uważają, że powinnaś nie poprzestać na licencjacie. I myślę, że byłoby dobrze, gdybyśmy jednak kupili dla ciebie jakiś samochodzik małolitrażowy. Możemy kupić nawet używany. Mam kolegę, który nam pomoże w wyborze - od czasów licealnych grzebie się w samochodach, więc pomoże nam w wyborze używanego samochodu. Przepatrzymy gdzie w okolicy uczelni masz jakiś strzeżony parking, weźmiesz trochę lekcji jazdy i będzie ci wygodniej niż jeździć miejską komunikacją w tłoku. Tata też tak myśli. Teraz, gdy już ci się zaczęły zajęcia ja się zajmę gotowaniem. Na szczęście oboje lubimy to samo. A zakupy będziemy robili raz w tygodniu, razem i zawsze zaplanujemy co w danym tygodniu będzie gotowane. Jeśli nie będę czegoś wiedział w kwestii kulinariów to mam do pomocy internet, w którym aż się roi od przepisów i ponadto zawsze mi może coś rozjaśnić w głowie moja, kochająca cię ogromnie, moja teściowa.
Za dwa tygodnie promotor przeczyta całość mojej pracy, jeśli będzie jego zdaniem wszystko jak należy to dam do przepisania i oprawy. Dołączę też opinie od użytkowników tego projektu, bo to nie jest praca czysto teoretyczna, ale coś co funkcjonuje. I za co nawet dostałem pieniądze, ale o tym promotor nie musi oficjalnie wiedzieć. Jesteś tym, co mnie spotkało w życiu najlepszego i - tylko się nie śmiej- o tym to już wiedziałem w ostatniej klasie podstawówki.
Podsłuchałem kiedyś przypadkiem rozmowę rodziców na nasz temat gdy już byliśmy w Grazu. Była dla mnie dość dziwna - mama ubolewała, że ja nie mam w Grazu żadnej bliskiej koleżanki, że spotykam się tylko z kolegami i że to mało normalne. A tata jej wtedy powiedział, że przecież ja się przyjaźniłem w Polsce z tobą, więc raczej nie jestem spod innej orientacji i że może szkoda, że mama nie została w Polsce ze mną aż do chwili uzyskania przeze mnie matury. I wtedy się niechcący dowiedziałem, że po tym, co mój ojciec wyczyniał w Polsce to ona nie wyobraża sobie by mogli mieszkać oddzielnie i by się to nie skończyło rozwodem. Ojciec ją przekonywał, że po prostu ponosi ją zbyt wybujała fantazja, że pójście do kina w towarzystwie koleżanki z pracy nie jest dowodem zdrady, a poza tym to on przecież sam jej o tym powiedział i to był czysty przypadek - koleżanka miała wolny jeden z dwóch biletów kupionych w przedsprzedaży, bo jej facet nie wrócił na czas do Warszawy z zagranicznej delegacji, więc jemu zaproponowała ten niespodziewany wypad do kina - mało tego - ona mu proponowała dwa bilety, myśląc, że mama jest w Warszawie i ona dopiero wtedy dowiedziała się, że on aktualnie jest sam, bo mama ze mną jest u swojej rodziny poza Warszawą. Ojciec zarzucał wtedy mamie, że ma zbyt niską samoocenę a ten jej brak zaufania do niego bardzo go boli.
Od tamtej pory Wojtek bacznie przyglądał się obojgu i dość łatwo zauważył, że oni nie mają do siebie wzajemnie zaufania, że właściwie nie bardzo wiadomo na jakiej zasadzie są razem i doszedł do wniosku, że są razem bo w wielu punktach bycie w tym związku było korzystniejsze niż rozwód. No a jak się tak im bardzo dokładnie przyglądał to przy okazji przypadkiem wpadł na trop, że matka ma własną firmę kosmetyczną, w której wspólniczka mamy jest tylko dlatego wspólniczką, że posiada odpowiednie dokumenty by posiadać własną firmę. I podejrzewa, że gdy tylko Marta zakończy swoje studia jego matka wyciągnie swoje macki w stronę Marty by ona została jej wspólniczką, bo dotarło do matki świadomości, że kosmetolog z tytułem magistra może myśleć o własnym zakładzie kosmetycznym lub tak zwanej odnowy biologicznej.
Marta uśmiechnęła się - przykro mi, ale się twoja rodzicielka szalenie na mnie zawiedzie - nie ma w moim przypadku takiej opcji. Nie słyszałam by któraś z tak młodych dziewczyn, zaraz po tych studiach otworzyła własny salon kosmetyczny- owszem czasem, gdy są to majętne z domu panienki mogą wejść do spółki z osobą ze sporą praktyką, która już prowadzi jakiś biznes. Działania w korygowaniu urody to bardzo śliskie poletko do działania. I nie da się ukryć że wiele rzeczy nie skoryguje się za żadne pieniądze, a wszyscy klienci są przekonani, że wszystko można zrobić, tylko akurat ta klinika zatrudnia kiepskich ludzi. Jeśli masz jakiś zabieg, który wymaga by pacjentka przez jakiś czas po zabiegu czegoś nie robiła lub żeby jakąś czynność wykonywała co godzinę od chwili wyjścia z gabinetu aż do godziny 23,00, to musisz się liczyć z tym, że pacjentka zrobi tylko to co będzie sama chciała czy też uważała za słuszne. A potem, gdy efekt jest zerowy to pisze na ciebie donos, że twoje działania nie tylko jej nie pomogły ale i przyniosły szkodę na zdrowiu i wyglądzie i żąda odszkodowania. Współczesne życie jest zdominowane przez chemię i jest cała masa przeróżnych alergii na środki czystości oraz na przeróżne kosmetyki a nawet na zapachy bez kontaktu ze skórą. Pierwsze pytanie do klientki to jest pytanie na co ma alergię lub co tylko niezbyt dobrze toleruje. Nie ma testerów na wszystkie produkty z którymi mamy kontakt, nie jesteśmy w stanie tego przetestować i nawet najsolidniej przeprowadzony wywiad nie wykaże wszystkiego.
Wiesz kochanie, ja po takim zabiegu, który miała twoja mama, to bym siedziała grzecznie w domu i nigdzie nie pojechała, do Tajlandii zwłaszcza. Skupiłabym się głównie na tym co powinnam jeść, jakie wykonywać ćwiczenia a nie leciała w drugi koniec świata z zimna w upał i na dobrą sprawę w nie bardzo wiadome warunki. Bo nie zawsze to co sprzedawca usługi nazywa komfortem jest nim faktycznie.
My z tatą już raz się nabraliśmy- rzecz dotyczyła Turcji. W prospekcie hotel się prezentował "godnie", basen przed hotelem, nad basenem stoliki z parasolami, krzesełka, napoje, do plaży 200 metrów, na plaży rozstawione foteliki, wyżywienie trzy razy dziennie w ogrodzie hotelowym. Rzeczywistość zaczęła skrzeczeć już pierwszego dnia - pokoje dwuosobowe były tylko od podwórka, na którym królował kontener zapchany po brzegi śmieciami a to co się nie mieściło leżało obok. Oczywiście zaraz powstała "dokumentacja". Basen był mały, nie miał nawet 25 metrów długości. Do morza rzeczywiście było te 200 metrów- do przejścia dwie szerokie jezdnie, ruch nieregulowany, samochody miały pierwszeństwo.
Plaża - "dzika plaża", zero komfortu. Lunch nie wchodził w cenę pobytu, wybór zerowy, jadalny był tylko kurczak pieczony. Kolacje były rzeczywiście serwowane w otoczonym krzakami ogrodzie. Do centrum miejscowości, gdzie był McDonald było około 4 kilometry, więc naszym głównym kolacyjnym pożywieniem były frytki w Mc Donaldzie, bo czasami to co serwowali strach było jeść. Miejscowość dopiero się cywilizowała i właściwie była placem budowy. Od frontu wszystkie hotele wyglądały całkiem przyzwoicie i wszystkie miały takie samo obskurne zaplecze jak nasz hotel. Była proponowana jedna wycieczka 2 dniowa do Kapadocji, ale tata nie chciał, podobnie odpuściliśmy sobie wycieczkę w góry "jeepami po bezdrożach". Mało było osób chętnych a ci co byli - wrócili pół żywi ze zmęczenia. I dlatego ja nie mam nigdy ochoty na wyjazdy z polskimi biurami podróży. Rainbows Tours to jeszcze jakoś trzyma poziom, ale reszta to pożal się Boże. A Orbisu już nie ma- padł. Koleżanka była z TUI i z ITAKĄ i była zadowolona - warunki zakwaterowania dobre, w zamian za pieniądze dawali to wszystko co obiecywali. Bardzo możliwe, że twoi rodzice dobrze trafią w tej Tajlandii. Znam takich, co pojechali do Meksyku - niestety ani razu nie plażowali bo przypływ wyrzucił na brzeg plaż jakieś morskie trawy czy też wodorosty, co w tym terminie, w którym tam byli ponoć jest normą. A im właśnie o plażowanie "biegało" bo byli z małolatami. Na miejscu twoich rodziców to bym pojechała w Dolomity, tam są takie fajne, rozległe doliny i ładne widoki, już sam pobyt w takim ładnym miejscu leczy. Tam i latem jest pięknie i zimą. I jest gdzie spokojnie podreptać i dobre powietrze - po prostu dobre warunki do regeneracji.
c.d.n.