piątek, 7 października 2022

Trudny wybór -122

 Na południowe  karmienie w dniu wizyty doktora L. Adela zaserwowała dziecku mus z marchewki gotowanej razem z kawałkiem cielęciny. Zamienianiem gotowanej marchewki w konsystencję musu zajął się Emil, przecierając marchewkę przez  gęste  sitko. Wpierw przezornie Adela  spróbowała czy to w ogóle jest jadalne - jej zdaniem to "coś" dawało się zjeść. Łyżkę stołową owego "smakołyku" wlała do butelki ze smoczkiem,  w którym dzień wcześniej zrobiła 3 nieco większe  dziurki. Gdy mała  zaczęła już bardzo energicznie domagać  się  jedzenia, smoczek - gryzaczek  został zastąpiony smoczkiem na butelce z musem. Na  wszelki  wypadek obok  była przygotowana filiżanka z musem, żeby podać go  dziecku łyżeczką. Adela i Emil przygotowani byli na ostry krzyk protestu, ale chyba mała  była już wygłodzona bo tylko na moment zagryzła smoczek i znieruchomiała, w tej chwili  Emil pogłaskał małą  po główce i zaczęła ssać zawartość butelki. W nagrodę po wypiciu musu  z marchewki została przystawiona  do piersi.

Marchewka, którą ugotowała Adela  była "importowana" ( jak  się śmiała Adela) z działki koleżanki Stasi. Działka była daleko od Warszawy i daleko od  szosy. Nooo, nie zostaje  nam nic innego jak zakupienie działki, żeby księżniczka miała smaczną marchewkę - stwierdziła Adela. Oczywiście  rodzice orzekli, że nie ma sprawy, będzie się raz  na tydzień jeździć po marchewkę. Ale teraz to ta ilość starczy zapewne na  dość długo a w razie  czego będzie  się robiło zakupy w sklepie z tak zwaną "zdrową żywnością." Nazwa  "zdrowa żywność"  przyprawiała  Adelę o śmiech. No ale ona i tak  po cichu liczyła na to, że jednak będzie się  wspomagała  gotowymi posiłkami  dla dziecka. Oczywiście zaraz po nakarmieniu małej nadała  do Stasi wiadomość, że Milenka  zjadła  mus  z marchewki i nawet nie pluła, bo dostała go przez smoczek. Odpowiedź  brzmiała - "no i bardzo  dobrze, przyjrzyj  się tej marchwi, to jest  karotka, ona jest  smaczna. Kupuj zawsze karotkę. A księżniczkę od nas  wszystkich ucałuj".

Wizyta doktora L. przebiegła  sprawnie, Emil wlał nawet do kieliszka nieco musu, by doktor ocenił smak- ocena  była wielce pozytywna. Poza tym okazało się, że mała  mierzy i  waży tak jak  potrzeba, można jej ten mus zagęścić ugotowanym, zmiksowanym  ryżem i podawać łyżeczką. Nie widział przeszkód by dawać dziecku gotowe " słoiczkowe" dania, dostosowane do jej  wieku. I stwierdził, że w tym układzie za pół roku będzie mogła jeść razem z nimi  "z jednego  garnka". Wychwalał pod niebiosa  pomysł, że Adela będzie  z nią   w domu  aż do czasu przedszkola. Był bardzo  zadowolony  z faktu, że Milenka nie płacze na widok nieznanego człowieka i śmiał się  gdy Emil powiedział, że mała  wręcz  bardzo lubi gdy w domu jest więcej osób. No nic  dziwnego,  skoro się  każdy  gość  nią  zachwyca.  Ona lada  dzień zacznie  sama siadać - stwierdził lekarz. I to jej łóżeczko pewnie będzie  już zbyt małe, musicie  państwo pomyśleć o większym.  Mamy większe, poinformował lekarza  Emil.  Na razie ona jeszcze  śpi w naszej sypialni i wędruje po  domu razem z łóżeczkiem, bo ono ma kółka. To drugie jest  dużo  większe i wtedy już  nie będzie  z nami spała  w jednym pokoju - będzie spać w swoim pokoju. Ona już teraz   bardzo  się ucywilizowała - ostatnie karmienie jest o północy a pierwsze o 5,30,  a czasem o 6,00 rano. Zje, przewinę, pogłaskam po główce i panienka jeszcze  zasypia. Jakoś mało kłopotliwe z  niej  dziecko - bałam się, że będzie  gorzej.

No jest dobrze, bo dziecko organicznie zdrowe, bardzo zadbane, harmonijnie  się rozwija, ma świetne warunku bytowe to i kłopotu nie sprawia. Nie ciągacie  jej państwo po znajomych i  rodzinie, mała ma ciszę i  spokój i jest otoczona  miłością. Dziecko to wszystko czuje, jest bardzo dobrym barometrem tego jaka jest rodzina. 

Czy mówił państwu Leszek, że przymierza  się do zaniechania swej praktyki prywatnej? Trochę mnie  to zaskoczyło i zmartwiło, no ale to jego decyzja. Tak, mówił, dostał propozycję z kliniki w której rodziłam- powiedziała Adela. Pewnie większość jego pacjentek pójdzie za nim. Ja mu  się  nie  dziwię - własny gabinet pełen drogiego sprzętu trudno teraz  utrzymać. Zwłaszcza , że nie jest chirurgiem w swej branży, on chyba  działa na granicy opłacalności, poza  tym musi  sam pilnować  całego zaopatrzenia. Już  sam  gabinet jego  bez  sprzętu kosztuje, bo czynsz  za mieszkanie wykorzystywane w celach zarobkowych jest dużo  wyższy niż normalnie. Pacjentki już narzekają, że drogo u niego. No to teraz  te , które zostaną pod jego opieką będą miały jeszcze drożej. Tylko jakoś żadna nie zastanawia się, że u niego  są europejskie warunki a nie  rodem z dalekiego wschodu. Jest facet  świetnym cytologiem, b. dobrym  diagnostą, wiele kobiet uratował przed nowotworem a do tego to bardzo kulturalny człowiek.  Przykro mi, że ma taką sytuację i na pewno przejdę za nim do kliniki. Prawdę mówiąc to w jego gabinecie  tutaj to są lepsze  warunki dla pacjentek niż w klinice. Ginekologia to dość specyficzna specjalność i wymaga od lekarza nie  tylko bardzo dobrej wiedzy ale i wysokiej kultury. Bo nie dość, że lekarz działa w  tzw.  strefie intymnej to i trzeba o  tym rozmawiać a to wielu osobom  sprawia ogromną trudność. 

Mam wrażenie, że w każdej specjalności to lekarze  mają w pewnym  sensie pod górkę gdy rozmawiają z pacjentem- stwierdził doktor L. Wcale nie jest łatwo powiedzieć matce, że na przykład źle dba o swoje dziecko bo malec  wygląda jak tucznik, więc powinna zwrócić uwagę na to co  dziecko je i jakie ilości. Gdy ważę dziecko  i  mówię, że za dużo waży to zaraz  słyszę: przecież dziecko  z tego  wyrośnie! Teraz już przestałem tłumaczyć, że utuczone dziecko będzie zawsze za dużo ważyło i będzie  walczyło z nadwagą w życiu  dorosłym. Po prostu wciskam matce  w rękę ulotkę o tym co powinno dziecko jeść i ile. Wiem, że mądra to przeczyta  a głupia wyrzuci.

A Leszek to w waszej trójce zakochany na  całego. Emil  roześmiał  się - jestem w stanie  zrozumieć, że  zakochany jest w moich  dziewczynach, no ale dlaczego i  we mnie? No bo widocznie  jest to takie trio, że nie  daje  się tego rozdzielić - stwierdził doktor  L. Trochę mu  nie  wierzyłem dopóki was nie poznałem - po prostu jesteście  w pewnym  sensie niedzisiejsi. Gołym okiem, bez  szkiełka,  widać że się nie  tylko kochacie  ale i  szanujecie. Leszek traktuje  was jak najbliższą rodzinę. A Milenka jest jego zdaniem  najpiękniejszym niemowlakiem na świecie. I do tego nieomal genialnym bo gdy on do  niej  zagaduje   to zaraz   macha rączkami i  wypina  brzuszek.  Tłumaczę jak komu  mądremu, że to normalne a nie coś niebywałego, ale on ma własne tłumaczenie tego  zjawiska.

Ja to nawet byłem nieco zazdrosny o Leszka - przyznał  się Emil. No bo jak nie być  zazdrosnym gdy ukochana  kobieta  mówi o lekarzu tej specjalności "mój ulubiony  gin"? Dość długo  mi musiała  tłumaczyć, że jest ulubionym  lekarzem, bo u niego  czuje  się  tylko pacjentką a nie kobietą do podrywu. I przestałem być zazdrosny o Leszka gdy  go poznałem i cenię  sobie  jego przyjaźń. I będę się starał by rozstał się z tym gabinetem z jak najmniejszymi stratami, dopilnuję by wszystko dwa  razy przeliczyć i bardzo  dokładnie  obliczyć opłacalność  każdego posunięcia. W takim liczeniu jestem dobry, więc dopilnuję go.

Pan doktor, który "pożerał" kolejne  jednogryzowe ciasteczko zapytał,  czy te ciasteczka to domowe,  czy może  są gdzieś do nabycia.  Adela uśmiechnęła  się i powiedziała - to są tak proste do zrobienia ciasteczka, że bez trudu je pan sam upiecze - ja  zrobiłam je  dziś rano. Wystarczy posiekać 500g dowolnych orzechów, dodać do tego 150 gramów erytrytolu, 2 jajka duże + mielony cynamon do smaku. Piec  nagrzać do 180 stopni.  Składniki  wymieszać, formować małe ciasteczka, kłaść na blachę wyłożoną pergaminem do pieczenia. Piec 25 minut. Po upieczeniu gdy ostygną można posmarować pędzelkiem maczanym  w czekoladzie. Czekoladę gorzką rozpuszczam razem z łyżką oleju kokosowego. Te  są z orzechów  laskowych, ale z każdych  będą dobre. Ja dałam erytrytol, ale można dać cukier trzcinowy albo zwykły. Adela wyrwała kartkę z notesu i  zapisała na niej przepis dopisując - można też ciasteczka  formować gałkownicą do lodów lub  łyżeczką do herbaty. Erytrytol nie podnosi cukru w organizmie. Doktor L. przeczytał przepis i stwierdził, że faktycznie przepis  prosty i pokusi  się o zrobienie takich ciastek.

Umówili się z doktorem L., że spotkają się za 2 miesiące, a gdyby się wydarzyło coś, co zaniepokoiłoby Adelę to skontaktuje  się telefonicznie. No i oczywiście może śmiało korzystać z gotowych dań dla  dzieci.

Ledwo doktor  L. wyszedł od  nich, do Emila zatelefonował Leszek z pytaniem czy może na chwilę wpaść, bo właśnie przywiózł miód od pszczelarza, tego, u którego kupuje miód  Michał. Poza tym rano zawiózł panią Wandę na rtg płuc, bo się jej kończy zwolnienie, ale lekarz rejonowy nie dał skierowania więc Leszek zawiózł ją do swojego szpitala gdy usłyszał w telefonie jak zakaszlała. Dowiózł ją  nieomal w ostatniej  chwili, bo kolega już kończył dyżur. Teoretycznie stan zapalny  minął, ale wg tego lekarza powinna jeszcze z tydzień pobyć w domu po tych antybiotykach, więc zapisał ją do siebie na wtorek rano i wtedy porobi się jeszcze analizy i dostanie jeszcze 9 dni zwolnienia, by do siebie  doszła. Pozapisywał jej całą furę leków wzmacniających. Więc będzie tak, że pani Wanda na jeden dzień pójdzie do pracy i w ten dzień czyli w poniedziałek do spółdzielni wpadnie Leszek, podjadą samochodem obejrzeć to mieszkanie, a we wtorek rano Leszek zawiezie ją do lekarza, potem odwiezie do domu. W trakcie tych opowieści wypakował z torby 2 litry miodu. Oczywiście zaraz  został zapytany co mu  się na mózg rzuciło, że przywiózł tyle miodu, więc dowiedzieli się, że to dla  nich i dla ich rodziców. A słoik z niebieską zakrętką to miód  dla Milenki, reszta jest dla dorosłych. Na razie niech jeszcze  nie je miodu, ale gdy skończy rok to już można go podawać do picia , 2 łyżeczki na 100ml letniej wody. Po prostu ten miód zaczeka na  Milenkę. Niektórzy podają i młodszym  dzieciom miód, ale ponieważ miód zawiera  nieco pyłku to niektóre  dzieci uczula. Co prawda ani Adela ani Emil nie są  alergikami, więc teoretycznie  mała też nie powinna być. No fajnie, dzięki stary, a teraz  ile mam ci za ten miód zwrócić? 

Leszek popatrzył na Emila i powiedział - jak mi wyliczysz ile mam  zwrócić za regularne objadanie  was i za  zabieranie  wam czasu moimi problemami, to ja  ci powiem ile masz  dać za miód. Pozwól mi  się czuć fragmentem waszej rodziny, nie odzieraj  mnie ze złudzenia, że jestem w tej  rodzinie. Lepiej mi powiedz czy był u was L. i jak  znajduje Milenkę? 

No ale i bez tego miodu jesteś fragmentem rodziny, wiesz? Taki ekstra miód przecież kosztuje. A co do doktora L. - następna  wizyta  za 2 miesiące, mała w najlepszym porządku. L. dostał od Adeli przepis na ciasteczka- masz szczęście, że rano z powodu zaspania przygotowałem więcej orzechów i wyszło  więcej ciasteczek, więc jeszcze nieco ich ocalało. Ale ciasteczka to będą dopiero po obiadokolacji. A dziś na obiadokolację mamy naleśniki- my, jako że nie karmimy niemowlęcia mamy naleśniki z mięsem i soczewicą, a matka karmiąca z mięsem i warzywkami, czyli z marchewką i pasternakiem. Do tego jest barszcz czerwony na rosołku Adeli. 

I wyobraź sobie, że dziś mała jadła mus z marchewki ugotowany na adelczynym rosołku, a dopiero potem dostała mleko mamy. A z nowin- doktor L. stwierdził, że może mała  dostawać obiadki ze słoika, te co są w Rossmannie. No i to bardzo nas ucieszyło - przecieranie marchewki przez bardzo gęste  sitko to żadna frajda. 

Leszek uśmiechnął się - swojemu nie przecierałem ale tej kruszynce mógłbym przecierać, jakby co. Analizowałem dziś  warunki, na których mógłbym przejść do Kliniki oraz  warunki mego leasingu. Najlepiej byłoby dla mnie gdyby ktoś odkupił ode mnie całość- lokal i całe  wyposażenie, które jest w  leasingu. Dam ogłoszenie w prasie medycznej, poza tym rozpuszczę wici. Ursynów jest  całkiem  dobrą lokalizacją no i się rozrasta. Gdy Hania sprzedawała mi to  wszystko to mogła przebierać w chętnych. Ale wybrała mnie. Jak zauważyłem jest teraz sporo młodych, nadzianych z domu. Jakoś bardziej optymistycznie na to wszystko patrzę. Oczywiście zabiorę to wszystko co było moje, spłacone.

                                                                      c.d.n.