Wieczorem, tuląc do siebie Adelę, Emil powiedział - przypatrywałem się dziś ojcu - on naprawdę kocha Helenę. I myślę, że ta miłość sprawiła, że zaczął bardziej dbać o swoje zdrowie, ale też zwraca baczną uwagę na dobrostan Heleny. Po śmierci mamy skonstatował, że za mało dbał o mamę, że gdyby zwracał więcej uwagi na to co mama robi, jak reaguje na różne sytuacje, to na pewno mama żyłaby dłużej. Teraz to on dostrzega to, czego latami nie widział przy mamie.
Pamiętasz?- któregoś wieczoru nagle zniknął nam z pola widzenia, a za chwilę przyszedł z ciepłymi skarpetkami dla Heleny i prosił, by je założyła, bo wcale nie jest ciepło i chodząc boso w klapkach może się zaziębić. Często pyta się, czy nie jest zmęczona, już zapisał ich oboje na badania kontrolne u naszych sąsiadów, dba by regularnie oboje zażywali przepisane przez lekarza "lekarstewka". Popatrz - i Helena i ty jesteście obie dla niego " Dziecinkami", a ja tylko synem. Nie mówię tego powodowany zazdrością, ale widzę po prostu jak bardzo się zmienił.
Jest bardzo przejęty tym, że to będzie nasze pierwsze Boże Narodzenie w nowych układach rodzinnych, bo chociaż nie można powiedzieć, że jest dobrym katolikiem, do kościoła wszak nie chodzi wcale, to nadal jak dziecko cieszy się, że będzie choinka , będą prezenty, że razem spędzimy ten czas. Chętnie bym wyjechał na ten czas do Zakopanego albo gdzieś indziej w góry, ale z drugiej strony nie wiem ile jeszcze lat będzie ojciec z nami, więc pomyślałem, że zrobimy w domu święta. Pomogę ci we wszystkim. A poza tym coraz więcej można kupić "gotowców", bo sporo jest teraz małych prywatnych firemek. Tylko trzeba by już w tym tygodniu wszystko pozamawiać. W pierogarni będą na święta pierogi z prawdziwkami i podgrzybkami i kapustą - ojciec już mi o tym doniósł. I myślę, że na te pierwsze nasze święta zaprosimy też twoich rodziców . Porozmawiaj tylko z Heleną, żeby nie robić wiwisekcji. Twoja mama się nie zmieni, jest niewątpliwie mocno rozczarowana swoim życiem, zapewne też i małżeństwem, ale teraz to już niewiele można zmienić. Nie sądzę by twoim rodzicom pomógł rozwód, bo w tym wieku ciężko jest budować nowe życie samemu. Że już pominę kwestię mieszkaniową. A ty już nawet to zwerbalizowałaś - czas zakończyć tę wojenkę siostrzaną. Możesz teraz powiedzieć, że mój ojciec jednak podjął się odbudowy swego życia, ale on miał udane życie z mamą to raz, a dwa- miał z kim to swoje życie odbudowywać. A mam wrażenie, że twoi rodzice mają oboje jakieś poczucie klęski, bo zapewne nie tak wyobrażali sobie małżeństwo. Helena kiedyś powiedziała, że to małżeństwo zostało im wmówione i że oni nie tylko nie kochają się ale i nie lubią, a na dodatek każde z nich samo siebie nie lubi. Być może ma rację. Nie wyznaję się w tych niuansach psychologicznych. Wiem tylko, że kocham ciebie i bez ciebie moje życie zawaliło by się kompletnie. I chcę byś się czuła ze mną szczęśliwa. Przecież jestem z tobą szczęśliwa i dlatego jesteśmy razem. Nie jestem typem, który lubi się umartwiać. Gdybym nie była szczęśliwa nie bylibyśmy razem. I masz rację - trzeba jakoś ucywilizować stosunki rodzinne.
Pomyślałam, że choinkę w mieszkaniu to będziemy mieli taką malutką, z kwiaciarni, a kupimy też drugą, żywą i ustawimy ją w ogródku i ubierzemy sami. Co o tym sądzisz? Skarbie, będzie tak jak zarządzisz, dekoracje nie są moją mocną stroną. Milku, ja nie chcę być zarządzającą, ja chcę by decyzje tego rodzaju były naszym wspólnym wymysłem, wyborem.
Zmieniłaś mi imię - zauważył Emil. Dlaczego? Bo ty jesteś po prostu taki milusi, taki, że cały czas chciałabym cię tulić, głaskać, pieścić, całować. Ale tak to tylko ja będę cię nazywać, dla innych jesteś po prostu Emilem, dla mnie - Milkiem, moją milusieńką przytulanką. No chyba, że ci się nie podoba takie nowe imię - to powiedz. Kochanie, mnie się wszystko podoba co wymyślisz, o ile nie jest to pomysł który by nas rozdzielał. Co prawda takie imię bardziej mi się kojarzy z czekoladą niż z przytulanką, ale ty czekoladę lubisz, więc wszystko gra.
No to musimy pomyśleć nad prezentami pod choinkę dla rodziny i to szybko. Myślę, że jutro przy obiedzie porozmawiamy o tym, bo może ojciec i Helena mają jakieś inne plany. Chociaż wątpię, bo ojciec w kwestii Bożego Narodzenia jest tradycjonalistą, co nie znaczy, że będziemy śpiewać kolędy lub gnać na Pasterkę, lub dzielić się opłatkiem. Pewnie upiecze z pomocą Heleny mały chlebek i podzieli go na tyle części ile ma być gości przy stole i przed kolacją wygłosi zdanie "obyśmy zawsze mieli czym się dzielić" i to będzie wszystko. A chlebek będzie miał w środku rodzynki i płatki migdałowe. Nie mam pojęcia skąd mu taki pomysł wpadł do głowy, może gdzieś wyczytał, spodobało mu się i wprowadził w życie. Mama twierdziła, że równie dobrze mógłby to być zwykły, kupny chleb, ale tata twierdził, że musi to być chleb upieczony w domu i mieć konkretne przeznaczenie. Bo, jak czasem mówisz, każdy ma swego świra. Ale nim upiecze chlebek zrobi pseudo techniczny rysunek tego chlebka, potem wytnie z białego brystolu szablon i według niego uformuje ciasto. Oczywiście na jeszcze surowym cieście cienkim patyczkiem, takim od szaszłyków, zaznaczy miejsca, w których potem będzie chlebek kroił. Proponowałem, że zamówię w jakimś warsztacie odpowiednią foremkę, ale nie chciał o tym nawet słyszeć. Bo przecież może być i więcej osób to foremka i tak nie zda wtedy egzaminu. Adela śmiała się, że Helenie to pewnie oczy wyjdą z orbit gdy jej mąż zacznie robić szablon a potem będzie patyczkiem wyznaczał te linie cięcia.
Mileczku, ale powiedz mi co powinniśmy przygotować na tę kolację rodzinną - bo chcę by to były wszystkie te potrawy jakie lubicie. Bo ja nie chciałabym robić stricte postnej kolacji. Zamiast rybnego trupa na stole wolę trupa indyczego albo gęsiego. Widok ryby w galarecie przyprawia mnie po prostu o mdłości. Przez kilka lat wyjeżdżałam notorycznie na święta i kolację wigilijną zjadałam w towarzystwie protestantów, którzy nie poszczą z okazji Bożego Narodzenia. Śmiałam się, że osoba mi towarzysząca cierpi w święta na widok żony przy stole a ja na widok karpia, więc jedynym rozsądnym rozwiązaniem jest wyjazd. A potem to nie robiłyśmy z Heleną świąt jako takich, korzystałyśmy po prostu z faktu, że są dni wolne od jakichkolwiek obowiązków. A teraz, gdy obydwie stałyśmy się porządnymi, regularnymi mężatkami to chcę by te święta były świętami, w które je się to co się lubi a nie to co wypada jeść bo tradycja tak nakazuje.
A ty wcale nie jesz ryb, czy tylko masz awersję do niektórych? - dociekał Emil. Jadam ryby, ale najchętniej to smażone lub pieczone, lubię też wędzone, lubię świeżutkiego smażonego pstrąga, lubię smażone flądry, dorsza atlantyckiego- jest smaczniejszy od bałtyckiego.
No to nie ma problemu z jedzeniem - lubimy to samo. Jedyna według mnie ryba, która jest smaczna w galarecie to sandacz, ale nie wiem czy jeszcze takowe pływają w naszych wodach. Tylko raz w życiu jadłem sandacza i bardzo mi smakował. Myślę, że możemy spokojnie zrobić i ryby i może indyka, zupę taką do popitki, oczywiście na chudym rosołku- twoje zupy na twojej produkcji rosołku są hiper-super, pierogi to zamówimy, ciasta to zamówię w Hortexie albo w barku Hotelu Europejskiego. Nie chcę byś sterczała przy garach. Do barku w Europejskim to możemy pojechać razem, bo oni tam mają nie tylko ciasta na zamówienie, może jeszcze coś tam sobie zamówimy. Wściekły jestem na tych co nam mieli blat przyciąć, bo kuchnia wygląda dziwnie bez niego. Mam zamiar jutro do nich podjechać, bo będę w ciągu dnia na mieście. Oczywiście przyjadę pod koniec dnia po ciebie.
Zróbmy inaczej- nie ma sensu byś po mnie przyjeżdżał- wrócę autokarem i spotkamy się pod biblioteką. Emil zamyślił się - powinnaś mieć drugi samochód. A po co? - spytała. No właśnie po to, żebyś mogła się swobodnie poruszać po mieście.
No chyba, że ktoś wymyśli samochód składany na płasko , który można schować do damskiej torebki, lub powiesić w worku w jakiejś szatni - stwierdziła Adela. Popatrz- nowe osiedle a też brakuje parkingów. Za to jedno miejsce parkingowe płacimy sporo a to tylko miejsce pod chmurką, parking nie jest nawet ogrodzony, nie mówiąc już o tym, że nie jest strzeżony. Ostatnio płaciliśmy w mieście za postój na parkingu 10 zł za godzinę. No niestety nie wygląda to radośnie. Pytałam się o garaż w spółdzielni - pani była na tyle opanowana, że nie postukała mnie w głowę. Garaż, jeśli kiedyś będą budować domy z podziemnymi garażami, kosztuje tyle samo co dwa pokoje z kuchnią i........nie było na nie chętnych, więc nie będzie budynków z podziemnymi garażami. Staliśmy się bardzo zmotoryzowanym narodem - 2 samochody na rodzinę w dużych miastach to nic nadzwyczajnego.
Adela z Heleną omówiły dokładnie sprawę świąt, porozpisywały co która załatwi, zamówi, zakupi, ugotuje. Tym razem to Helena wybrała się osobiście do swej siostry by ich zaprosić na wigilię, uprzedzając, że nie mogą liczyć na typową, polską wigilię, bo ani ona ani Adela nie są praktykującymi katoliczkami, więc siłą rzeczy wigilia jako całość, będzie nietypowa, ale pomimo tego znajdą się na stole dania dość typowe dla katolickiej wigilii. Będą dania postne ale będą również inne i każdy będzie mógł wybrać to, co mu pasuje. I będzie miło gdy matka Adeli powstrzyma się od jakichkolwiek komentarzy, gdy zobaczy na talerzach innych osób kawałek pieczonego indyka a nie ryby.
Poza tym nie będzie żadnych prezentów, więc niech przypadkiem nie głowią się nad prezentami. Nie była to prawda, ale Adela i Helena postanowiły, że w tym roku wigilia będzie skromną kolacją, a prezenty pod choinką będą dopiero w pierwszy dzień świąt. Helena zdawała sobie sprawę z faktu, że jej szwagier nie zarabia dobrze, siostra również nie, więc lepiej powiedzieć, że święta będą bez prezentów, żeby nie narażać ich na wydatki. A dobrym pretekstem do takiego postawienia sprawy było to, że obie pary właśnie miały za sobą zmiany mieszkań i związane z tym wydatki. Przecież Adela poszła do pracy zaraz po liceum właśnie dlatego , że jej rodzice mieli kłopoty finansowe.
Mężowie obu pań nie protestowali. Obaj ubóstwiali swe żony i obaj uważali, że one wiedzą co mówią i robią.
c.d.n.