środa, 3 lutego 2021

Stara miłość -3

Ślub udało się Aszowi  załatwić na 28 maja, ale wcale nie w ramach uroku osobistego, ale  po prostu pierwsze swe kroki skierował do kierownika USC. Przedstawił się, pokazał swój "obcy" paszport,  wspomniał delikatnie o rewanżu w postaci 2 miejsc w jednym z hoteli w Benidorm lub Alicante za pół ceny  i w pół godziny później mógł  zatelefonować do Mileny, że ślub już załatwiony. Milena tymczasem  usiłowała przekonać dyrektora, że bez niej  świat biurowy się nie zawali, nie ma  żadnych zaległości, personel  bez trudu ją zastąpi, a z przyczyn wielce osobistych ma mnóstwo spraw do załatwienia, na końcu wyciągając argument koronny, że po prostu wychodzi za mąż i stąd tyle zamieszania. Z bólem serca i drżącą ręką dyrektor zgodził się w końcu na podpisanie wcześniejszego terminu  urlopu od dnia bieżącego. Po podpisaniu urlopu spytał się już prywatnie, ( a prywatnie to byli na ty) kim jest ten szczęśliwiec, więc Milena powiedziała, że to kolega jeszcze  ze szkoły, z liceum, że w czasach szkolnych byli parą i choć potem każde poszło  swoją drogą teraz się pobierają. No popatrz Milena- stara miłość nie rdzewieje! A kiedy ten ślub? No jeszcze nie  znam terminu, ale zadzwonię do ciebie i podam ci termin. Tylko bardzo cię proszę o dyskrecję - nie przewiduję żadnego spędu z tej okazji. Tym sposobem już w godzinę później Milena była na urlopie. Wydała personelowi  ostatnie polecenia, zatelefonowała do domu, że za niecałą godzinę będzie i......opuściła biuro myśląc- obym tu już nie  wróciła!

Jadąc do domu wstąpiła  do rodziców mówiąc, że zabiera z podwórka swój samochód, więc żeby nie robili rabanu, że go już  na podwórku nie ma. Zafundowała sobie parking strzeżony pół kilometra od swego mieszkania, zostawiła  malucha na parkingu i pomaszerowała do domu.

Postanowili z Aszem, że przejadą się do ambasady hiszpańskiej by się dowiedzieć w ciągu ilu dni można załatwić wizę turystyczną na zaproszenie.  Ale gdy już byli na miejscu Asz wszedł sam i poprosił o rozmowę z konsulem. W tym czasie naprawdę niewiele osób jeździło prywatnie do Hiszpanii, więc  pan konsul nie był przepracowany i niemal z rozkoszą  przyjął interesanta w postaci Asza, w końcu obywatela Hiszpanii. Konsul poprosił by Asz ze swą świeżo upieczoną żoną,  jej nowym paszportem oraz przetłumaczonym na język  hiszpański aktem ślubu zjawił się w ambasadzie i wtedy sprawa będzie załatwiona niemal od ręki. Dostali też kontakt do tłumacza przysięgłego. Najbardziej krytycznym punktem była sprawa paszportu, bo na Komendzie MO dzień w dzień były porażające kolejki ludzi , którym potrzebny był paszport. Ale i Milena i Asz byli przekonani, że uda im się w ciągu 3 miesięcy wszystko ogarnąć. Jak nie drogą zwykłą, to po znajomości. Ciągle byli dość odległym wschodem Europy, gdzie znajomości i  familiarne układy odgrywały niemałą rolę. Na świadka Asz postanowił poprosić pana B. Był przekonany, że bez jego pomocy nie uda się szybko i sprawnie załatwić zmiany paszportu Mileny. A Milena postanowiła, że drugim świadkiem zostanie jej przyjaciółka, Basia. 

Wieczorem tego dnia Milena telefonowała w tej sprawie do Basi, a Asz do pana B. Ponieważ oboje wyrazili zgodę, zostali oboje zaproszeni do Mileny na wspólne spotkanie na najbliższy sobotni wieczór. Ponieważ  Asz nie chciał, by Milena miała dużo  pracy przy szykowaniu kolacji (przecież ten czas można naprawdę lepiej spędzić niż stojąc przy kuchennym blacie) w sobotni poranek pojechali do barku w hotelu europejskim i zakupili sporo różnych przekąsek oraz różne ciasta. Tym razem pojechali samochodem Mileny z nią za kierownicą. Może i nie znała się Milena za dobrze  na częściach samochodowych, ale była naprawdę dobrym kierowcą no i ta dżungla  zwana Warszawą była jej dobrze znana. Co prawda Asz marudził, że czuje się  jakby był w gokarcie, ale nie ukrywał swego podziwu dla Mileny. I już wiedział co mają jego rodzice im  kupić w ramach prezentu ślubnego - właśnie fiacika 126, ale z Włoch. Będzie  miała  Milena własny samochód by nie być uzależnioną od tego, czy on w danej chwili może ją gdzieś podwieźć czy też nie. 

Spotkanie  ze świadkami przeciągnęło się do późnej nocy - pan B. delikatnie tokował do Baśki, Baśka była pełna entuzjazmu i gdy goście wyszli Milena  zastanawiała się na głos, czy aby dobrze  zrobiła poznając ich ze sobą. Asz  się śmiał i zacytował część jej wypowiedzi  "są przecież dorośli i mogą robić co im na myśl przyjdzie".  Masz rację, ale jeśli  p.B. jest żonaty - ale Asz jej przerwał - jeśli jest żonaty i poleci za  babką która jest w wieku jego syna  to się to dla niego zapewne szybko skończy rozwodem. Ale to, moja kochana, nie jest nasza sprawa. Nie wiemy jak wygląda jego  związek, może tam od dawno nie ma już uczuć? O uczucia trzeba dbać jak o niemowlaka - tak zawsze mówi moja mama. No to chodź, mój kochany, zadbamy o tego niemowlaka, jeszcze trochę a zasnę na stojąco.

Troska Mileny o całość małżeństwa pana B. była chybiona, o czym dowiedziała się od Baśki. Pan B. od dawna był bowiem rozwiedziony i aktualnie,jak twierdził, nie był z nikim związany. Dużo pracował, dużo wyjeżdżał i stanowczo  mógł zbyt mało czasu poświęcić  na romansowanie, a każda z nowo poznanych pań chciała gdzieś bywać, a nie siedzieć w domu i oczekiwać grzecznie jego powrotu. Ale te wszystkie "problemy" nie przeszkodziły mu by się umówić z Baśką na następne spotkanie, jeszcze przed ślubem Mileny i Asza.

Cztery dni przed  ślubem Milena przedstawiła rodzicom Asza i powiedziała, że za kilka  dni biorą ślub. No i dowiedziała się, że wobec Boga  to ona nadal jest żoną tego, kogo poślubiła w kościele.

 Lodowatym tonem Milena  powiedziała, że nie przyszła po informację czyją jest żoną, tylko  zaprosić swoich rodziców na  swój ślub, ale ich obecność tam wcale nie jest obowiązkowa, więc nie ma problemu, że nie przyjdą. A wesele też robisz? spytała matka. Nie , nie robimy wesela, nam i bez wesela jest wesoło. Jeśli zmienicie zdanie, to bądź tak miła i zatelefonuj do mnie. Chodź Asz, idziemy.

Asz był przerażony, bo on wciąż był ukochanym dzieckiem  ( nie szkodzi, że już trzydziestosiedmioletnim) którego wybory były zawsze akceptowane a przynajmniej starano się je zrozumieć i oboje rodzice nadal mieli z nim świetny kontakt i zawsze mógł liczyć na ich pomoc gdy przeżywał ważne lub trudne chwile.  Może szkoda, że nie powiedziałaś im, że wyjedziesz na  stałe- zapytał Asz i tym przyprawił Milenę o wybuch śmiechu. Kochany, czy ty chcesz by mi nie wydano paszportu?  Dla niej nie do pojęcia jest to, że ludzie dobrowolnie z tego raju wyjeżdżają. Gdybyś choć raz usłyszał co mówi o tych, którzy wyemigrowali w 68 roku zmuszeni do tego sytuacją polityczną to  byś inaczej na to popatrzył. Czy ktoś, kto mówi, że nadal jestem wobec Boga żoną "byłego"  jest normalny i ma  po kolei w głowie? Jeśli zdecyduje się i zatelefonuje do mnie z pytaniem gdzie ten ślub to podam adres w drugim końcu miasta. Nim tam dojadą i wrócą my już skończymy imprezę.    A tak w ogóle przepraszam, że cię naraziłam na ten cyrk. No ale przynajmniej wiesz, że oni nic nie mają do mojej ręki.  Pojedziemy jutro po twoich rodziców na lotnisko razem, na lotnisku się zastanowimy jak będziemy tym gokartem wracać - albo oni wezmą taxi a my z bagażem pojedziemy albo  ty z nimi pojedziesz taxi a ja z ich bagażem sama.

Kochanie, mamy jeszcze kilkanaście godzin, oni przylatują z Madrytu, w porze o nie za wielkim natężeniu lotów. Zobaczymy jutro co się nam wykluje. Jak znam moich rodziców to będą dwie małe walizki, bo przecież Warszawa nie leży na pustyni i jak czegoś zabraknie to można przecież pójść do sklepu i kupić. No i przylatują przecież na krótko. Teoretycznie mama mogłaby wracać do Hiszpanii razem z nami, ale ona z tatą robią za papużki nierozłączki, takie mocno dosłowne "gdzie ty Kajus tam ja Kaja".  A ja łapię się na tym, że tak samo zaczynam funkcjonować względem ciebie. I bardzo lubię być do ciebie przyklejony, najlepiej na możliwie dużej powierzchni. Będę cię wszędzie zabierał ze sobą.  Będą się z ciebie znajomi śmiać - stwierdziła Milena - no to się moja miła bardzo zdziwisz, bo nie będą. Ciekawy jestem jak ci się spodoba nasza hacjenda. Mieszkamy na przedmieściu, ale blisko morza. Barcelona jest naprawdę piękna i  bardzo duża. I jeszcze całej nie zwiedziłem. A chcemy się przeprowadzić do Tossa De Mar. Ta część wybrzeża to Costa Brava i jak dla mnie to jest ładniejsza niż Costa  Bianca.  Costa Bianca jest wciąż bardziej popularna i dlatego mamy tam udziały, ale do mieszkania to wolę Costa Brava i  to konkretne Tossa de Mar. Och, już nie mogę się doczekać gdy zacznę cię obwozić  po Costa Brava i Barcelonie. Na Costa Bianca też pojedziemy, musisz zobaczyć  Benidorm, to istny Manhattan na plaży. Dla mnie paskudny, ale innym się podoba. Słyszałem opowieść o pewnej pani, która przez całe dwa tygodnie siedziała tylko w swoim pokoju hotelowym na jedenastym piętrze i opalała się na  balkonie. Zjeżdżała co prawda na posiłki, ale nie wychodziła wcale ze swego hotelu.

Wiesz co, moja ukochana? Wyjdziesz za mąż za sklerotyka. Zapomniałem, że powinnaś przymierzyć koniecznie obrączkę, czy dobra rozmiarowo. Chyba po prostu uznałem, że skoro inne rozmiary nam wzajemnie pasują to i obrączka też będzie dobra. Milena zaczęła się śmiać - ja też jakoś o obrączce nie pomyślałam. Zastanawiałam się tylko czy mam iść do tego urzędu w sukience granatowej z białymi lamówkami czy w błękitnej z fałszywym zapięciem na plecach, czyli guziczkami od dekoltu do dołu sukienki. A guziczki są w trzech kolorach-granatowym, czerwonym i białym. Asz poszedł odszukać w bagażu pudełko z obrączkami, a Milena postanowiła zmierzyć obie sukienki, by Asz wybrał tę, w której mu się  Milena bardziej podoba. Do przymiarki dołożyła też letnią garsonkę, wzorzystą, w trzech odcieniach zieleni. Wzór był stworzony z  liści jednakowych kształtem, ale różniących się odcieniami. Najchętniej włożyłaby właśnie tę garsonkę. Zaczęli od przymierzenia obrączki- jakimś cudem pasowała na  palec Mileny.

Ale nim zaczęła przymierzać sukienki dotarło do niej, że nie załatwili nigdzie żadnego poczęstunku i postanowiła, że w takim razie po odebraniu rodziców Asza z lotniska pojadą do barku hotelu Europejskiego i zamówią "gotowce",  a że do tego poczęstunku będzie ich raptem 6 lub 8 osób, to po prostu przejdą się spacerem do domu Mileny i tu spokojnie, wygodnie  siedząc w pozach niewymuszonych  razem coś przekąszą. A że te porcje  z hotelowego barku  małe nie są, to nawet bez problemu jedzenia będzie z naddatkiem. Dokupią tylko wino i jakieś zimne napoje. Cioci Asza nie będzie bo starsza pani już niemal od roku nie opuszczała domu. Ale Asz nie wykluczył, że być może jego mama wpadnie  na szatański pomysł, by się spotkali właśnie u niej, żeby ciocia miała rozrywkę. Po prostu jutro po przylocie rodziców wszystko się rozstrzygnie. 

Do przymierzania sukienek przez Milenę Asz wdział się  w letni garnitur w kolorze popielato-perłowym.   Wyglądał w nim naprawdę wielce przystojnie. Po godzinie przymierzania doszli do wniosku, że najlepiej pasuje do tego wzorzysta  garsonka, bo jasna zieleń przechodziła  na niektórych liściach w odcień perłowy, poza tym fason  garsonki idealnie podkreślał figurę Mileny, owe 90-60-90, a szpilki ze srebrzystych cienkich paseczków dopełniały całości.

Następny dzień był pod hasłem "odbieramy rodziców z lotniska". Jakimś cudem samoloty kursują znacznie punktualniej niż pociągi i samolot rzeczywiście wylądował zgodnie z rozkładem lotów. A gdyby tak jeszcze bagaże  docierały do pasażerów nieco szybciej byłoby już całkiem  fajnie. Nie da się też ukryć, że warszawskie  lotnisko nie było miłe dla oka ani przyjazne dla pasażerów. Dość długo czekali nim pierwsi pasażerowie dotarli do sali przylotów i sporo czasu upłynęło nim pierwsi zaczęli z niej wychodzić. Są! stój tu, ja ich tu przyprowadzę - rzucił w przestrzeń Asz i zniknął. Po chwili zobaczyła Asza idącego z rodzicami-niósł walizkę mamy, ojciec niósł własną. Mama Asza była niewysoką i szczupłą kobietą i Milenie dość głupawo przemknęło przez myśl, że taka niewielka kobieta urodziła takiego okazałego  chłopaka. Asz był szalenie podobny do ojca i pomyślała, że za 20 lat tak zapewne  będzie wyglądał jak teraz jego ojciec. Cała trójka uśmiechała się do niej z daleka i Milena ruszyła w ich kierunku, odwzajemniając uśmiech. Mamuś, to jest moja  Milena...a my to jego rodzice powiedziała z uśmiechem przyszła teściowa Mileny. Uściskom nie było końca, w końcu opuścili "barak przylotów" i ruszyli w kierunku samochodu Mileny. Po krótkiej naradzie Asz zarządził- ja pojadę z walizkami taksówką, a Lena zawiezie was do cioci. Kochanie, pamiętasz jeszcze  adres naszej trzydniówki? Milena uśmiechnęła się i powiedziała- ulicę tak, ale numeru domu nie zapamiętałam- chyba było za dużo wrażeń. Ciocia mieszka pod 52. Lenko, masz tu klucze, ale może zaczekajcie na mnie na dole.

Gdy Milena już ruszyła mama Asza chciała się o coś zapytać Milenę, ale tata, z równie radiowym głosem jak Asz, powiedział - kierowcy w mieście się nie zagaduje, w ruchu miejskim zbyt dużo się dzieje.  Ale mnie to nie przeszkadza- naprawdę- powiedziałą Milena.W milczeniu dojechali do celu, Milena znalazła nawet niezłe miejsce do zaparkowania, zaciągnęła ręczny hamulec i  zostawiła  samochodzik na jedynce. Wysiadła  i pomogła wysiąść mamie, tata sam się wygramolił. Milena pozamykała drzwi a gdy stanęła obok swych teściów usłyszała - "świetnie sobie radzisz dziewczyno"! Pozwolisz, że będziemy sobie  mówili po imieniu? Ależ oczywiście, będzie mi miło. Milenko, cieszę się że już prawie jesteśmy rodziną i Andy taki szczęśliwy! Dawno go takiego nie widziałam- powiedziała mama ściskając Milenę. A ty jesteś taka dzielna, świetnie sobie dajesz radę z samochodem- kontynuowała mama. No właśnie, właśnie, bardzo dobrze prowadzi i nie szarżuje- dodał tata. W tej chwili zajechała taksówka i Asz z  walizkami. Ojciec odebrał od niego swoją walizkę i powiedział - Milenka świetnie prowadzi samochód, przytomnie i nie popełnia błędów. Jestem zachwycony! Proszę mi tu żony nie bałamucić, bo się po ślubie gotowa znarowić- śmiał się wyraźnie zadowolony Asz.

Milena obsługiwała drzwi, wjechali na 5 piętro. Te drzwi też obsłużyła Milena. Powitanie brata z siostrą było naprawdę wzruszające, oboje sobie  zdawali sprawę, że być może to ostatnie ich spotkanie, bo spora była różnica wieku między rodzeństwem. Milena odciągnęła Asza na bok i powiedziała- wiesz, ja po ślubie przyjadę tu po ciocię, popatrz na nich, powinni jak najwięcej czasu spędzić razem. Zaczekaj Lenuś, zaraz to omówimy z mamą. Myślę, że po prostu zrobimy to tutaj. To będzie dla cioci mniej męczące. My z rodzicami  dojedziemy tu maluchem, pan B. albo przyjedzie swoim samochodem razem z Basią a jeśli jeszcze ktoś będzie to weźmie taxi, a my zwrócimy koszt.

Po krótkiej naradzie ustalono, że zrobi się jednak wszystko u Mileny, zamówi się taksówkę dla rodziców oraz cioci z panią, która się nią opiekuje , bo ciocia chce być na ślubie tych kochanych dzieci, a po ślubie ta sama taksówka odwiezie do domu ciocię i jej opiekunkę.

                                                 c.d.n.



Stara miłość - 2

W niedzielę około południa gdy jedli pierwsze  śniadanie zatelefonowała Baśka z pytaniem czy  Asz skontaktował się z Mileną. Tak, skontaktował się, właśnie jemy śniadanie, a co, chcesz z nim porozmawiać? Nie, nie, tylko uprzytomniłam sobie, że nie podałam mu numeru twojego mieszkania. Nie szkodzi, zaśmiała się Milena- to bystry człowiek i trafił, na czuja. To fajnie, szczęściaro- odpowiedziała Baśka i wyłączyła się.

Asz zaczął się śmiać - no i pół stolicy będzie wiedziało, że spędziłem tę noc u ciebie, ale nie wiedzą, że będę tu u ciebie tak długo aż cię stąd wyciągnę. Wiesz, po południu zatelefonuję do tego kolegi mojego ojca. On pracuje w MSZ-ecie i ma masę kontaktów i muszę się z nim skontaktować i dowiedzieć się jak to wszystko sprawnie załatwić.

A gdy skończymy to obżarstwo to pojedziemy do mojej cioci, żeby wiedziała kto wejdzie do rodziny i zabiorę od niej swój bagaż. Potem zatelefonuję do tego  tatowego kolegi i chyba byłoby nieźle gdybyśmy się z nim oboje spotkali. Czy nie będzie dla ciebie zbytnim kłopotem, jeśli by on przyjechał tutaj?  No pewnie, że nie będzie, ale uprzedzam cię, że nie będę przy nim paradować w samej bieliźnie- odpowiedziała ze śmiechem Milena. Lenko, masz jakiś urlop w pracy? Mam, planowany na czerwiec, więc za 2 tygodnie. A nie mogłabyś go wziąć już teraz? Spróbuję. I chciałbym, no może nie tyle chciałbym, co wypada bym może poprosił twoich rodziców o twoją rękę?  

A możesz mi wytłumaczyć co moi rodzice mają do mojej  ręki?  Od czasu mego rozwodu niemal nie rozmawiają ze mną. W ich pojęciu rozwódka to coś gorszego lub porównywalnego do starej panny. Asz, spójrz w nasze metryki- my dobiegamy już czterdziestki i mamy prawo robić z naszym życiem co się nam tylko zamarzy. Gdybym im teraz powiedziała, że chcemy się pobrać a na dodatek wyjechać, to codziennie matka miałaby do mnie  milion pytań i  dwa razy tyle wątpliwości, co do tego, czy dobrze robię. Zawsze byłam złą córką, krnąbrną i nieposłuszną i wstyd przyniosłam rodzinie bo się rozwiodłam z takim dobrym, kochanym chłopcem, synem pana doktora.

A panu doktorowi się wydawało, że będzie  z nami dzielił nie tylko dom, stół i ogród ale i łoże. Fakt, że dwa lata po naszym ślubie owdowiał, ale tylko raz usiłował mnie zgwałcić i ode mnie oberwał tomem encyklopedii w głowę. Taki nagły kontakt z dużą ilością wiedzy szkodzi, więc więcej nie próbował, a ja się wyprowadziłam do koleżanki, a potem wystąpiłam o rozwód. I tak byłam miła, że tylko wytłumaczyłam  ślubnemu, że jego tatuś wymaga  leczenia i że jeśli wyrazi zgodę na rozwód to nie wyciągnę na światło dzienne tego co jego tatunio chciał mi zrobić. On jakoś nie mógł pojąć dlaczego chcę rozwód, bo to przecież  nie on mnie  chciał gwałcić a jego ojciec.

Adwokatowi powiedziałam w czym rzecz i na rozprawie ugodowej powiedziałam, że żadnej ugody nie będzie bo ja nie będę mieszkać pod jednym dachem z chorym umysłowo człowiekiem, który usiłował mnie zgwałcić. Nie wyszło to poza salę sądową, rozprawa była bez świadków. I dostałam rozwód. 

To straszne - Asz był wyraźnie przerażony. Kochany, życie naprawdę  bywa straszne. Dzieją się często rzeczy, które zaskakują i przerażają. Moją koleżankę, gdy miała z 15 lat i była na wakacjach u swego ojca, ten każdego wieczoru starał się doprowadzić  pieszczotami do orgazmu. Przychodził do pokoju w którym spała, a w sąsiednim pokoju leżała jego druga żona. A jednego wieczoru to ją normalnie przeleciał, na szczęście w prezerwatywie.

A nie szukając daleko- w sąsiednim bloku mieszka tzw. "element"- ona pije, on pije i kradnie. Mają trójkę dzieci, najmłodszy opowiada, jak jego mamę  przy nim " chłopy dosiadają i jadą jak na koniu". Włos się jeży na głowie gdy się tego słucha. Najstarszy okrada piwnice a w tym towarzystwie  średnia wiekiem dziewczynka świetnie się uczy, nie opuszcza lekcji i zajmuje się trochę tym młodszym braciszkiem.

Po "obżarstwie" należało trochę odpocząć i poczulić się trochę, potem razem ogarnęli nieco chatynę i Milena podziwiała jak sprawnie idzie Aszowi sprzątanie. Pojechali do siostry  jego ojca i mocno starsza pani zachwycała się Mileną, że taka młoda, miła i ładna. Milena poszła na poszukiwanie  taksówki i nawet nie musiała daleko szukać. 

Sakwojaż  Asza był dość pokaźnych rozmiarów i dobrze, że taksówka podjechała pod sama bramę, a mieszkanie Mileny było na parterze.

W dwie godziny później witali tatowego znajomego, który okazał się być ojcem ich kolegi z liceum. Co zabawniejsze ,  gdy Milena otworzyła drzwi to usłyszała - ja panią znam, ma pani  takie czeskie lub słowackie imię. Milena wytrzeszczyła oczy i stwierdziła że nie przypomina sobie by kiedyś się poznali, na co gość stwierdził - jestem ojcem Witka B. i pamiętam panią z imprezy choinkowej w naszym domu. Byliście wtedy w pierwszej licealnej i staliście z Aszem trzymając się cały czas za ręce, niczym przedszkolaki. I jak widać to trzymanie się za ręce na dobre  wam wyszło, skoro chcecie  się pobrać.

Przejrzał dokumenty, które przywiózł z Hiszpanii Asz.Wszystkie były przetłumaczone przez tłumacza przysięgłego na język polski.Stwierdził, że nie będzie żadnych problemów ze ślubem a jak się ładnie uśmiechną w USC to może uda się skrócić czas oczekiwania na ślub, zwłaszcza jeżeli  nie będą się upierać na sobotę i będzie im obojętny dzień tygodnia  oraz fakt, że miesiąc maj jest pozbawiony literki "r", która podobno gwarantuje szczęście w małżeństwie. Istnieje bowiem silne przekonanie w tym kraju, że miesiąc maj nie jest dobrym miesiącem na ślub, że ślub zawarty w maju jest nietrwały. I zaraz po ślubie musi Milena  zmienić swój paszport, o ile taki posiada. Jeśli posiada to  będzie krótsza sprawa, jeśli jeszcze nigdy nie miała to trochę dłużej może potrwać, I gdy już będzie miała paszport to mogą wystąpić o wizę dla Mileny. I byłoby dobrze, żeby biorąc ślub przyjęła nazwisko  Asza. A co do wizy - nie występować tu  o pobytową ale dopiero na miejscu, bo wtedy od razu będzie to wszystko załatwiane razem z meldunkiem. Jakby coś bruździli z paszportem, to niech do niego zatelefonują i będą interweniować, żeby szybko wydali. Paszport to ja mam nawet ważny, więc tylko będzie kwestia  wydania nowego z uwagi na zmianę  nazwiska - stwierdziła Milena. Jeżeli będziecie lecieć samolotem to macie dwa rozwiązania- ponieważ nadbagaż  jest  bardzo drogi, to bardziej się opłaca wziąć tylko to co najpotrzebniejsze i najdroższe z ubrań, oczywiście koniecznie wszystkie  dokumenty, a resztę to albo kupić na miejscu systematycznie uzupełniając swą garderobę albo nadać cargo, co w sumie też nie jest tanie, a często te przesyłki najzwyczajniej w świecie giną. A na odszkodowanie czeka się miesiącami. Asz, a pana rodzice to przyjeżdżają czy przylatują? Myślę, że przylecą, bo to jednak naprawdę daleka droga. No i dajcie mi  znać, kiedy i gdzie ten wasz ślub będzie. Oczywiście, że damy znać i będzie nam miło gdy pan przyjdzie, powiedzieli  Milena i Asz chórem.    A co u Witka, zapytał Asz. Tak dokładnie to nie wiem, od kilku miesięcy jest w Australii z dwoma kolegami. Ostatnio miałem  wiadomość od niego z Perth, brali udział w jakichś regatach. A ożenił się? A znasz taką co by z nim wytrzymała choć tydzień? Ja w każdym razie nie znam. No to ja uciekam i czekam na wiadomość kiedy ten ślub.

No zobacz tylko- Asz nie mógł się nadziwić- gość pamięta jak staliśmy u niego w domu trzymając się za ręce... niesamowite. Ty się ciesz, że tylko to widział, a nie jak się całowaliśmy za szafami w gabinecie biologicznym- śmiała się  Milena. Albo na wycieczce w pociągu w przejściu między wagonami. No właśnie sobie  uświadomiłem, że już niemal dwie godziny cię nie całowałem.

 A może ja wpierw zrobię  coś do jedzenia, bo zmarniejesz - mało jesz, dużo pracujesz fizycznie. Mama jak cię  zobaczy to się zmartwi- śmiała się Milena idąc do kuchni. Asz, umiesz obierać kartofle? No nie wiem, bo na studiach tego nie było, ale mogę  spróbować. A co będzie z tych kartofli? Placki kartoflane, ale w wersji holenderskiej. Nie miałem pojęcia, że placki kartoflane mogą być różnej narodowości- śmiał się Asz, dzielnie obierając kartofle. Milena  zaraz je ścierała na specjalnej tarce na grube wióry. Potem dodała do nich jajka, trochę mąki ziemniaczanej  i  żółty ser krojony w kostkę oraz  posypała nieco majerankiem. I tę masę smażyła na patelni na rumiano.  To takie proste jedzenie, ale dzięki jajkom i serowi całkiem pożywne, ale  tylko dla siebie to mi się  nie chce robić. Ale skorzystałam, że jesteś i zrobiłam. W ogóle tylko dla siebie to niezbyt mi się chce gotować.

Jutro idę do pracy, więc  zostaniesz sam na gospodarstwie. Postaram się przełożyć urlop na wcześniejszy termin. A ty kochanie, weź nasze dokumenty i przejedź się lub przedreptaj do USC w naszej dzielnicy i złóż papiery,  zbajeruj ludzi, byśmy ten ślub wzięli jeszcze w maju. Tam same kobiety pracują, a ty ładny facet jesteś, to może ci się uda. Na wszelki wypadek dam ci mój dowód osobisty, mnie wystarczy prawo jazdy i legitymacja służbowa. Jak mi się uda to wrócę wcześniej do domu. Tu masz drugi komplet kluczy do mieszkania, a koło telefonu zostawię ci numer do mnie do pracy. Muszę ci jeszcze coś pokazać- chodź na moment do sypialni - zobacz - to jest szufladka z podwójnym dnem. Podważasz paznokciem, a jeśli go nie masz to małym nożem tę listewkę  i możesz podnieć denko szufladki. Nie wymieniaj dolarów, weź pieniądze stąd. Gdy wyjeżdżałam na dłużej to zostawiałam klucze matce, a że to dociekliwa kobieta, to zawsze miałam całe mieszkanie dokładnie przeszukane, więc wpadłam na pomysł zrobienia takiej skrytki. Więc bierz sobie stąd pieniądze. Przećwicz przy mnie otwieranie tego mini sezamu.A gdy wrócę z pracy to wpadnę do rodziców po swój samochód, o ile fiata 126 p można nazwać samochodem. Jestem bardzo dowcipna  baba, bo zostawiłam im na podwórku samochód tylko zapomniałam zostawić im dowód rejestracyjny i kluczyki. To był prezent od byłego - z jakiegoś powodu, ale nie wiem jakiego, dał mi go w ramach darowizny, czyli dostałam go bezpodatkowo.  Po rozwodzie chciałam mu go oddać, ale nie chciał wziąć, więc go mam. Gdybym miała tę pewność, że się nie rozleci w drodze, to moglibyśmy nim jechać do Hiszpanii. Ale już miałam z nim kilka upojnych chwil, ciągle  się w nim coś głupiego działo- na pierwszym przeglądzie fachowcy założyli krzywo uszczelkę i mi olej się wychlapywał i miałam kłęby czarnego dymu, myślałam,że mi się cały samochód  pali.. Innym razem przez dwa tygodnie zapalałam gada kijem od szczotki bo plastikowa zapinka linki rozrusznika się rozleciała. Jak mi wydadzą paszport to pojedziemy na giełdę i go sprzedam. Pójdzie  w ekspresowym tempie. Koleżanka swojego opchnęła nawet nie dojechawszy na teren giełdy.

                                                     c.d.n.