czwartek, 22 czerwca 2023

Lek na wszystko?- 145

 W połowie lipca, akurat gdy Paweł szykował się do pracy do Aliny zatelefonował Kris. Zamiast zwyczajowego wśród ludzi słów "dzień dobry" usłyszała: "gdzie ty do cholery jesteś?!!", więc warknęła do telefonu  "pomyłka" i rozłączyła  się. Wiedziała, że to Kris, bo wszak telefon jest coraz mądrzejszym urządzeniem, więc rozpoznaje tych, którzy są w jego bazie, ale chciała go ukarać za takie  maniery. Na pytające spojrzenie Pawła powiedziała - to Kris- właśnie  się zapytał "gdzie do cholery jestem", więc powiedziałam, że to pomyłka. Jeśli jeszcze raz  zadzwoni powiem, że jestem u przyjaciół. Ciekawe co ta  zaraza chce? W dziesięć minut później znów zatelefonował Kris, Alina przestawiła na  system "głośno mówiący". Tym razem było na początku "cześć" i potem pytanie, gdzie ona  w tej  chwili jest. Przepraszam,  a kto mówi?- zapytała  się Alina. Krystian- padła odpowiedź. Oooo, tak dawno nie telefonowałeś, że nie poznałam cię po głosie. A po co do  mnie dzwonisz? Bo muszę się dostać do piwnicy w bloku, w którym mieszkasz. No to się na razie nie dostaniesz, bo mieszkam czasowo u swoich przyjaciół poza Warszawą.  To akurat zauważyłem, bo twoje mieszkanie ma jakiś remont i robole nie chcieli ze mną gadać - skąd ty ich wzięłaś, omal mnie po schodach  nie spuścili, gdy chciałem sprawdzić czy mój klucz pasuje do tych drzwi czy może zmieniłaś zamki. No to im  się premia ode mnie należy, że są czujni- powiedziała Alina. A co ty chcesz  z tej piwnicy? Zapomniałem, że mam tam jeszcze jedno pudło, takie z napisem "magazyn". A kiedy ty wracasz do Warszawy? Pewnie za tydzień, a najdalej za dziesięć  dni. I wiesz, jeśli jeszcze masz jakieś klucze od tego mieszkania to możesz je zezłomować, bo ja  już zamówiłam sobie nowe  drzwi, antywłamaniowe. Gdy wrócę to twoje pudło przerzucę do Kazika i z nim się będziesz umawiał na jego odbiór. Bo ja rzadko bywam teraz w Warszawie. Muszę kończyć. Cześć... i rozłączyła  się. 

Popatrz- o jakieś zakichane pudło się dopytuje a nie zapytał się o Tadzia. Podlec. Tak właśnie  wygląda jego miłość do dziecka - wredny padalec- powiedziała Alina. Paweł uśmiechnął się - i bardzo dobrze, mam całą rozmowę nagraną, wreszcie mi  się przydał dyktafon ! I dobrze, że  zadzwonił właśnie teraz rano. Opowiedz potem wszystko tacie no i Teresie. Bo nie zawaham się dać tego nagrania adwokatowi. Przepraszam tylko, że cię wpierw nie  zapytałem o zgodę, bo twoje słowa też są tam nagrane. A padalce wcale nie są wredne, są nawet w Polsce pod częściową ochroną, są całkiem bezbronne i nie są to węże ale beznogie jaszczurki. I można je odróżnić od  węża bo ich głowa jest tej samej szerokości co cały tułów, a  u węży jest ona szersza  niż tułów i padalce mają otwory uszne, czego nie mają węże. Tylko raz  w życiu widziałem padalca. Ucałował Alinę i Tadzia, cmoknął ojca w policzek i wyszedł z domu. Tata posed- wyseplenił Tadziś. Tak skarbie, twój tata poszedł do pracy, ale wróci po południu- a my zaraz pójdziemy na spacerek - przynieś swoje sandałki i poproś dziadziusia, żeby ci je pomógł założyć. 

W dwadzieścia minut później  Jacek z Aliną i Tadziem szli w stronę tej części osiedla, w której mieszkała Teresa z rodziną. Mały siedział "w parasolkowym" wózku, dzięki  czemu dobrnęli w okolice  mieszkania Teresy w kwadrans.   Teresa z Alkiem i tatą już czekali pod  swoim blokiem i  wszyscy razem poszli usiąść w ocienionej alei kasztanowej blisko dużego placu zabaw. Tym sposobem "baza" była w miejscu ocenionym, pod  wielkim kasztanem, do wejścia na plac  zabaw było blisko, nie więcej  niż 20 kroków. Mamy rozsiadły się na ławce a dziadkowie wraz  z dziećmi weszli na teren ogrodzonego placu. 

Oczywiście Alina  ze szczegółami opowiedziała Teresie o rozmowie, jaką miała z byłym mężem. No widzisz Tesiu, jaki podlec - dobrze mi  się wydawało, że powinien być jeszcze jeden komplet kluczy. Powiedziałam mu, że może  sobie  wszystkie  klucze od tamtego mieszkania zezłomować, bo zmieniam drzwi na antywłamaniowe. No i popatrz- nawet nie  zapytał się o Tadzisia  - tak jakby to dziecko nie istniało. A Paweł wreszcie wypróbował swój dyktafon - całą rozmowę mamy nagraną,  można ją dodać jako przykład  wysokiego zainteresowania Krisa dzieckiem. Nie gniewasz się, że powiedziałam mu, że to pudło z jego jakimiś rzeczami przerzucę do was? No pewnie, że nie, poproszę dziś Kazika by wracając z pracy zabrał je do naszej piwnicy. I wtedy on zatelefonuje do Krisa, że  pudło już jest u nas. I podejrzewam, że Kazik z nim porozmawia w piwnicy i nie zaprosi go do  mieszkania. Dobrze, że mu przytomnie odebrałaś klucze od  naszego mieszkania. Ja je nie tyle jemu zabrałam co zgarnęłam je z szafki z kluczami, którą mieliśmy we wnęce z wieszakami w przedpokoju - wyjaśniła Alina. A w ich miejsce zawiesiłam  zapewne ten czwarty komplet naszych kluczy, który on zgarnął gdy  się wyprowadzał. Wasze przedtem wisiały w przedpokoju w widocznym miejscu. Oczywiście nic nie powiedziałam mu o  tym, że mam zamiar wyjść po raz  drugi za mąż i nałgałam, że aktualnie mnie nie ma  w Warszawie i wrócę za tydzień lub 10 dni. Sama byłam zaskoczona jak łatwo mi przyszło wcisnąć mu ten kit.  Nie mam ochoty go widzieć bo mi to uświadamia jaka byłam naiwna.

Aleńko, kochana - Kazik do dziś nie może sobie  darować tego, że wysłał Krisa po ciebie wtedy gdy  nie mogłaś  do nas dojechać. A ty nie miałaś pojęcia, że niewłaściwie oceniasz sytuację bo jesteś chora.  Splot okoliczności to był i tyle. Teraz jesteś w porządku, oceniasz  wszystko właściwie, czarne jest rzeczywiście czarnym, a białe - białym. Ale wiesz- jak mówiła moja mama - wszystko co nas  w życiu spotyka ma zapewne  swój cel. Oboje  z Zikiem przeszliśmy przez bardzo nieudane  związki i zapewne dzięki temu oboje  wiemy jak dbać o to by wszystko kręciło się  we właściwą  stronę. Przypomnij sobie jak wrogo patrzyłaś na Jacka i Pawła  gdy tylko ich poznałaś. Na Jacka  to nieomal syczałaś, a teraz masz ukochanego faceta z Pawła i dbającego o ciebie i Tadzisia ojca  z  Jacka. A dotychczasowe bożyszcze- Kris- już dla ciebie  nie istnieje.  

Zamówiłam już catering, a tak dokładnie na razie tylko powiedziałam godzinę i dzień, w którym mają jedzenie dostarczyć, w końcu tygodnia mam podać menu. Powiedz mi tylko czego ma nie być - przepytaj Pawła i Jacka pod  tym kątem. Wtedy mi łatwiej będzie ułożyć menu- chcę by na stole było tylko to co lubicie. Ja wiem, że i Jacek i Paweł  zjedzą i to za czym  nie przepadają, więc wyciągnij od nich czego woleliby nie jeść. Pani Maria, szczęśliwym trafem, lubi to samo co ja, więc  się jej nawet pytać nie muszę. Postanowiłam zamówić dwa zestawy, żeby był wybór, a czego nie  zjemy to jak zawsze zamrożę - ta lodówka, którą mamy w tamtym mieszkaniu jest genialna - to był mój pomysł by kupić taką sklepową- duuuża, dużo miejsca  zajmuje, ale jaka pojemna! A  zamrażarka na dole jak przemysłowa. A jaką aferę mi wtedy Robercik zrobił- wariatka to był najłagodniejszy epitet. I kupiłam  ją z własnych pieniędzy a nie ze wspólnych, a tania  nie była. A ja miałam oszczędności, bo dostawałam niezłą premię i miewałam podwyżki, o których mu przezornie  nie mówiłam - po prostu nie miałam ochoty by to wydawać na jakieś balangi z jego towarzystwem  z pracy. Wiesz przecież ile to ja alkoholu mogę wypić. Na każdej balandze to tak  się ustawiałam żeby być blisko kwiatków i poiłam je  dyskretnie. Raz jednym ludziom na balkon piętro niżej wylałam.

A nie wiesz co z Robercikiem się stało?- spytała Alina. Nie mam nawet bladego pojęcia - pomyślałam, że może się odnalazł, albo może moją byłą  teściową zabrali na leczenie psychiatryczne, bo według  mnie to ona była wtedy, gdy ją spotkałam na naszym osiedlu, wyraźnie zaburzona. Mąż od  niej odszedł gdy   Robert był na  studiach. Ale nie wiem czy się oficjalnie  rozeszli czy tylko zwyczajnie chodził regularnie na boki, a jak nie można  było u którejś pomieszkać to wracał do żony. Mało mnie to interesowało. Nie dotarło do mnie, że Robert miał kiepski wzór do naśladowania. Wiesz - gdyby  mnie to chociaż  trochę interesowało to wiem skąd wziąć na ten temat informacje, ale mnie to  mówiąc skrótowo - wisi i powiewa.

Kazik zabrał z piwnicy Aliny karton z napisem "MAGAZYN" i zatelefonował do Krisa,  pytając kiedy Kris ma zamiar zabrać to swoje  pudło, bo na  razie to ono stoi u nich w przedpokoju i niestety daleko mu do przedmiotu dekorującego mieszkanie, więc byłoby  miło ze strony Krisa by po nie jak najszybciej przybył. Kris  ciężko westchnął i obiecał, że za dwie do trzech  godzin po nie przyjedzie.  Po tej rozmowie Teresa  zatelefonowała  do Aliny i powiedziała, że Kris niedługo przyjedzie po swe pudło. Zapytała  się też co ma odpowiedzieć na temat remontu, jeśli się o niego spyta. Powiedz po prostu, że mieszkanie idzie pod wynajem a ja będę mieszkała u swoich przyjaciół,  żeby  mieć  zawsze koło siebie życzliwe osoby- poprosiła Alina. A mieszkanie idzie pod  wynajem, bo nie pracuję i opiekuję się dzieckiem, bo doszłam do odkrywczego  wniosku, że jednak opieka  matki jest lepsza niż żłobek i przedszkole, więc podobnie jak ty posiedzę  w domu do chwili  aż mały pójdzie do szkoły. Ale jeśli nie będzie pytał o ten remont to nic  nie mów. Ty jesteś już  zaprawiona w dyskusjach  z nim i wiem, że co powiesz to na pewno będzie  dobrze.  Jak się będzie wypytywał  gdzie jestem z Tadziem to powiedz, że pod Warszawą, w Sulejówku. To mu się nie będzie  chciało jechać bo to wiecznie zapchana trasa. A że miałam tam koleżankę to on wie. I tylko mu nie przypominaj nic o  dziecku, żeby mu się nie  zachciało odwiedzać  dziecka. Adresu  nie  znasz,   a  mnie  kumpela jak będzie coś trzeba to podrzuci do Warszawy. Gdy skończyły  rozmowę Teresa wytyczne przekazała  Kazikowi i tacie.  

Tata  stwierdził, że na  czas wizyty Krisa spolaryzuje Alka w  swoim pokoju, bo na  swoim odbiorniku TV puści mu film o zwierzętach i to nie  rysunkowy tylko z  pięknego ZOO w Nowej Zelandii. A ja mu nie  zaproponuję żadnej kawy lub herbaty, żeby się prędzej  wyniósł - powiedziała Teresa. A ja- powiedział cicho Kazik - postaram się nie spuścić go po schodach na skróty- zresztą  tu jest marna klatka schodowa, daleko by nie poleciał. Byłem kiedyś u kogoś w budynku, w którym na dole był hol, budynek był kwadratem a klatka schodowa biegła przy ścianach  i tam z każdego miejsca  można było wyekspediować kogoś w dół na skróty, przez poręcz.  To jakieś bardzo mało ekonomiczne rozwiązanie - zauważył tata. A bo to była prywatna chałupa, architekci i jacyś artyści plastycy założyli taką prywatną  spółdzielnię mieszkaniową i tak sobie to zaprojektowali. Hol był wspólną przestrzenią do spotkań, wystaw itp. Budynek  był trzypiętrowy i nawet miał windę. Planowali, że z czasem zrobią na dole barek kawowy, ale co do barku to jakoś nie mogli się  porozumieć, bo wtedy przychodziliby do budynku okoliczni mieszkańcy. No i nie  wiem czy zrobili tam  barek  czy nie, zresztą mało mnie to obchodziło, bo to było na Ochocie a ja wtedy i tak mieszkałem  w Berlinie. 

W śródmieściu też jest taki budynek, który ma  na dole taki duży hol, dookoła są poprowadzone  galerie  z wejściami do różnych pracowni projektowych- tam było kiedyś olbrzymie biuro Projektowania i Dostaw Inwestycyjnych, a jego dach jest nakryty  kopułą- z okrągłymi, wypukłymi oknami i dostał ksywkę "dom pod  wrzodami" - powiedział  tata. A co jest tam teraz to nie mam pojęcia. Budynek w każdym razie  stoi.

Gdy zadzwonił domofon tata zabrał szybko Alka do swojego pokoju, a Kazik powiedział dziecku, że ma grzecznie z dziadkiem oglądać film, bo dorośli muszą teraz porozmawiać o swoich sprawach. Teresa wyniosła  się do kuchni i zaczęła  niespiesznie łuskać fasolę, którą kupiła na bazarze w strąkach. Podczas tego dziwnego, jak na obecne  czasy zajęcia, przeglądała żurnal z wyrobami  dzianinowymi - wszak lato się  skończy a sweter na jesień lub na  zimę będzie jak znalazł.

Kazik, gdy otworzył bratu drzwi wytrzeszczył oczy- Kris był w skórzanej  kurtce o sportowym kroju, które  niewiele zakrywa, ale jest świadectwem zawartości portfela, od talii w  dół jego szczupłość okrywały czarne  dżinsy a na jego ciemnych włosach panoszyło  się dość szerokie pasmo siwizny w jej trzech odcieniach - od ciemno siwych  do jasno srebrzystych. Co ci się  stało? - zapytał Kazik. Nic mi  się nie stało. To teraz jest modne. Pokazało mi  się kilka  srebrnych nitek i chciałem  je  zafarbować, ale moja dziewczyna namówiła mnie, bym sobie  zrobił takie pasmo zróżnicowanej stopniem siwizny.  To teraz  modne. 

Pierwsze słyszę - wydusił z siebie Kazik. Mnie jakoś moda za bardzo nie interesuje i nie mam czasu na interesowanie  się modą, mam sporo pracy. Mogę się z Tesią przywitać? - spytał Kris.  Ona jest w kuchni, ale oczywiście możesz się przywitać. Wchodząc do kuchni Kazik włączył oświetlenie i spytał czemu Teresa  siedzi po ciemku - no bo mam brudne łapska i nie chcę uświnić wyłącznika- dzięki ci że mi włączyłeś  światełko. Gdybym wiedziała, że to taka brudna robota to bym się nie narwała  na to. Bracia podeszli bliżej, Kris zajrzał jej przez  ramię i  zapytał - a co ty robisz? Łuskam fasolę, właśnie dopiero co ją przywieźli na bazar, nie była jeszcze obłuskana, więc ją kupiłam. Taka nie wysuszona, dopiero co wyłuskana to mi się szybciej ugotuje. Nie wiedziałam tylko, że się tak przy  tym ubrudzę. Pewnie ścięta leżała na mokrej ziemi i dlatego  strąki są takie  brudne. Teresa nawet okiem  nie  rzuciła na szwagra, tak była pochłonięta łuskaniem fasoli.   A u ciebie Kris  co słychać?- spytała, choć w jej głosie trudno było wyczuć  zainteresowanie.  Nieźle, nawet całkiem  dobrze. Byłem tydzień ze swoją dziewczyną we Francji. W Paryżu? - zapytała Teresa. Nie, byliśmy w Nicei. No to w ładnym  miejscu. Ja bym chętnie pojechała do Paryża, tylko jak widzę na relacjach te tłumy to mi się odechciewa.  

A nie wiesz przypadkiem gdzie twoja ukochana przyjaciółka jest?  Poczekaj, poczekaj- muszę pomyśleć jak się to miejsce  nazywa, to jest w bok od tej szosy , którą się jedzie  do Wołomina  - już mi zajarzyło-   ona jest w Sulejówku. W życiu tam  nie byłam, stwierdziła Teresa. Sulejówek to  mi się kojarzy z Piłsudskim, tylko nie  pamiętam już czemu. On tam chyba  miał jakiś dworek. Tak, mieszkał tam od 1923  do 1926 roku, głównie latem i  w jakieś święta - powiedział Kris.  Też tam nigdy  nie  byłem. Chyba tam jest jakieś jego muzeum. Być może - powiedziała Teresa. Mało znam tamte strony- raz  chyba byłam z koleżanką w Starej Miłosnej, bo jechała do swojej ciotki na orzechy i namówiła  mnie żeby z nią pojechać, to też chyba w tamtych stronach. Znacznie lepiej  znam miejscowości te po lewej stronie  Wisły a i to głównie  w kierunku południowym, w północnym to tylko   Palmiry kojarzę bo nas tam wozili na wycieczki.

Tesia, zerknij na Krisa, tylko nie padnij z wrażenia - powiedział Kazik - biedak osiwiał. Teresa obejrzała się na Krisa, chwilę milczała a potem powiedziała - nie osiwiał ale ogłupiał. Od razu widać, że to robota fryzjera a nie naturalne. No ale o gustach się nie dyskutuje. Elegancko to nie wygląda. Powinna ci była zrobić nie takie  pasmo szerokie jakby ci ktoś łapę przyłożył tylko wąziutkie takie  góra na 1,5 cm.  Zik, weź coś do pisania i zapisz mu, żeby wyszukał   sklep kosmetyczny sieci Hebe  i kupił w nim szampon do włosów siwych, które były z natury ciemne.   I myj tym szamponem włosy to ci się jakoś to pasmo ucywilizuje,  bo jak się  pokażesz w sądzie to się będą z ciebie śmiać. To szampon z ziołami, które przyciemniają  włosy. I w sieci odnajdź sklep "Magiczne Indie" i tam  sobie kup mydło do włosów  ciemnych- też przyciemnia  włosy. Możesz  zamówić a możesz tam podjechać, jest na Zamienieckiej, sprawdź pod którym numerem. Ono również wzmacnia włosy. I nie rób takich głupot bo stracisz klientów. Gdybyś  był sportowcem, jakimś smarkaczem lub rozwozicielem pizzy to by uszło, ale  facetowi, który jest adwokatem to absolutnie nie pasuje.

A nie wiesz przypadkiem co napadło Alinę z tym remontem? Przypadkiem wiem - przestała pracować bo Tadzik zaczął w tym żłobku łapać ordynarne  wyrazy - od dzieciaków. Takiemu maluszkowi nie wytłumaczysz,  że się takich wyrazów nie używa. Więc odeszła z pracy i będzie  mieszkała u koleżanki w Sulejówku a to mieszkanie wynajmie, będzie miała lepiej finansowo niż gdyby pracowała i będzie mogła spokojnie wychowywać Tadzia. Nie  wykluczam, że my obie  z Alą  mamy świra na punkcie  dzieci, ale gdy dwulatek pyta się swojego misia  czy miś  chce kopa  w dupę, bo miś nie  siedzi bez podpórki, to raczej nie jest normalne.  Widać z tego gołym okiem, że te  dzieci wynoszą to z domu. A jak  się przyzwyczai od małego do takiego słownictwa to potem ciężko to będzie  wyplenić.I dlatego i ja i ona posiedzimy z dziećmi w domu, dopóki nie pójdą do szkoły. A nie jest to kolejny atak jej choroby? Nie, ona cały czas bierze lek i już zakończyła terapię, lekarz jest z niej zadowolony. A jakby coś się działo to ją przyjmie bez kolejki. Ona w tym Sulejówku nie jest sama cały dzień- dom jest duży i jest tam kilka osób.  Myślę, że za jakiś  czas  pozna kogoś i może wyjdzie  za mąż. Ty pewnie też się wnet ponowie ożenisz - życie po prostu nie stoi w miejscu. Jesteś wizualnie atrakcyjnym  facetem (poza tą sztuczną siwizną jak z wiochy), masz dobry zawód, jak chcesz to potrafisz być miły - nie jedna się za tobą oglądnie. Zresztą zawsze miałeś powodzenie.   

A gdzie jest wasz junior? Junior z seniorem ogląda film o którymś nowozelandzkim ZOO. On szalenie się interesuje zwierzętami  i przy okazji wchodzi mu do głowy geografia bo mu się mówi gdzie te zwierzęta żyją na  wolności. Uwielbiam gdy on mówi, że np."Afryka to jest bardzo, bardzo daleko, nie widać  stąd". Ma już nawet własny sposób określania odległości- "jeszcze dalej niż ZOO" - dopowiedział Kazik. A co według niego jest dalej niż ZOO?- spytał Kris.  Berlin - bo tam trzeba lecieć samolotem albo bardzo długo jechać samochodem.  A wy wyjedziecie do Berlina? Pewnie tak, ale nie do Berlina, ale do Niemiec. A ja  się zastanawiam nad  Francją - powiedział Kris. A ja muszę się wziąć za niemiecki - stwierdziła Teresa.

                                                                     c.d.n.