piątek, 20 maja 2022

Trudny wybór - 23

 Styczeń minął obdarzając mieszkańców miasta na przemian gołoledzią i odwilżą. Podobno liczba  połamanych  rąk i nóg biła  dotychczasowe  rekordy. Stłuczek samochodowych  też nie  brakowało. Adela nie  mogła się  nadziwić, gdzie  ci ludzie  tak nagminnie łamią ręce i nogi - na ich  osiedlu chodniki  były odśnieżone,  jeśli śnieg  przypomniał  sobie, że może nieco  posypać, a chodniki były zawsze posypane mieszaniną piasku i jakiejś,  podobno nie  szkodzącej  zieleni, substancji.  

Adela  tylko raz  wykręciła samochodem na jednej  z główniejszych ulic osiedla  piruet i to jadąc z  zapierającą  dech  prędkością  dziesięciu  kilometrów na godzinę. Nawet  się  zdenerwowała, rzuciła  w przestrzeń pustego  samochodu  kilka niecenzuralnych wyrazów, potem spojrzała na jezdnię, która błyszczała się w świetle latarń niczym  dobrze wypolerowane lustro, skręciła  w pierwszą mniej ekskluzywną ulicę i wlokąc  się  niemiłosiernie, nadkładając  drogi  dojechała  na parking. Tu  spotkała  ją  druga  niemiła przygoda, bo zamarzł zamek mini  zapory blokującej ich  miejsce. Teraz  żałowała, że nie  skorzystała z propozycji męża, który proponował, że ją odwiezie do fryzjerki a potem po nią przyjedzie. Nie  zostało jej nic innego jak teraz ściągnąć go by pomógł otworzyć  wjazd na  miejsce. 

Emil przybył na  ratunek z termosem  gorącej  wody, szmatami do osuszenia go później, jakimś preparatem  odmrażającym  i jakimś smarowidłem do wpuszczenia go potem do zamka. Jak to  potem określiła Adela, mąż  stanął na  wysokości  zadania, nie było ani słowa w rodzaju "przecież mówiłem, że cię odwiozę i przywiozę". Dopytywał  się  tylko, czy nie pokieraszowała  sobie palców gdy próbowała otworzyć  zamek. Miłość Adeli  znów poszybowała kilka kresek w górę a już  dawno przekroczyła  skalę w strefie  stanów wysokich. W domu  przyznała się  do tego, że wykręciła powolny piruet i to  wcale nie  hamując i przy  naprawdę minimalnej szybkości. 

Emil szybko  zatelefonował do  swego  kolegi jeszcze  z czasów studiów, który  mieszkał "pod Warszawą" i  miał obok domu płyciutki staw, który z reguły  zimą  zamarzał i na którym zimą znajomi właściciela  stawu trenowali poślizgi. Panowie  rozmawiali bardzo  długo, w efekcie  końcowym umówili  się na  najbliższy weekend, że Emil wraz z Adelą przyjadą do niego w  sobotę i zostaną też na  niedzielę, chociaż staw nie miał jeszcze   dobrej  pokrywy  lodowej. A gdzie pod  Warszawą mieszka  ten twój kolega? No tak  mniej więcej nieco 113 czy też 125  kilometrów od Warszawy - zależnie od  szosy którą się do niego dojedzie. To są  okolice Łącka. Ożenił się jeszcze  na studiach z "leśniczanką",  a my mu dokuczaliśmy, że się ożenił z leśniczówką. 

Łąck, Łąck - Adela  szukała w pamięci- tam  chyba była albo i jest stadnina  koni, ale  samych ogierów. No właśnie, śmiał  się  Emil - z uwagi na te  ogiery to on tam  bardzo pasuje. Pewnie była tam  stadnina i jest nadal, ale oni mieszkają w leśniczówce, którą  odziedziczyli po jej ojcu. A ona  skończyła  coś  na SGGW, całkiem  do rzeczy dziewczyna  z niej  była. No i  chyba jest, skoro Jacek nadal z nią jest.  No ale nie  wmówisz  mi  Milku, że Łąck jest pod  Warszawą, skoro tam jest  na pewno ponad 100 km do  pokonania. No jest, ale najzabawniejsze jest  to, że można tam  dojechać  trzema  drogami, ale niezależnie od tego którą  drogę  się wybierze  to i  tak jest  nie wyjęte 2 godziny jazdy.  

A co tak go gorąco przekonywałeś, że naprawdę  jesteś  żonaty? No bo wtedy nie  miałem nawet  najmniejszego zamiaru się żenić , uważałem, że wpierw  muszę  skończyć  studia, mieć  dobrą pracę, mieć  własne  mieszkanie  by nie  mieszkać  z rodzicami w Milanówku a dopiero potem być  może się  ożenić,  z akcentem  na "być może". 

Wiesz  Maleństwo - ogromnie żałuję, że mama cię  nie poznała, byłabyś jej  ukochaną  córeczką,  tak jak jesteś  dla ojca. Adela przytuliła  się  do niego  mówiąc -  nie mam  pojęcia jak to jest naprawdę gdy przeniesiemy  się w inny wymiar, ale być  może te  wszystkie podszepty  naszej  podświadomości to właśnie rady tych, których już z  nami nie ma, ale jakoś się nami opiekują. Ja wiem, że ci co wierzą w to, że jest jakaś forma istnienia energii po  śmierci są uważani za nieinteligentnych  głąbów,  ale mnie to  zupełnie nie przeszkadza. Mogą mnie tak  nazywać. Każdy ma prawo do  wierzenia  w to co chce. Nikogo  nie mam  zamiaru przekonywać do takiej  czy innej interpretacji tego co jest potem.  Rozmawiałam kiedyś  dość  często z pewnym  studentem polonistyki.  Bardzo długo nie wiedziałam, że jest księdzem - tonsurę  miał w  zaniku, chodził w stroju cywilnym.   Powiedział, że gdy  się poczyta  bardzo dużo  pozycji z teologii uruchomiając  przy  tym wszystkie  swe  pokłady  logicznego myślenia, to trudno być  wierzącym człowiekiem. W końcu przyznał się, że jest księdzem  ale dopóki jest  na studiach to nie wystąpi z kościoła. Planował wyemigrować z Polski i rozpocząć gdzieś poza  nią  nowe życie.  I myślę,  że mu się  to udało.  

Do dziś nie wiem jak to się stało, że się  w tobie  zakochałam. Wiem  tylko, że kocham  ciebie tak jak nikogo dotąd  nie  kochałam a twego tatę i Helenę kocham znacznie  bardziej    niż  swoich rodziców. A tak a propos twego tatki - ubyło mu ze 20  lat odkąd  wie, że jest  zdrowy. I Helena też jakby odmłodniała. Tata Piotr  mówi zawsze do mnie  córeczko lub córeńko - mój biologiczny ojciec zwraca się  do  mnie  tylko moim imieniem. 

Czasem myślę, że jestem po prostu  zbyt wymagająca i się zastanawiam jak ty ze mną wytrzymujesz.  Emil śmiał  się -  ja też  się  zastanawiam -  ale  głównie nad  tym jak  ja wytrzymuję bez  ciebie, gdy jesteśmy kilka godzin rozdzieleni. I już  się zastanawiam co to będzie jeśli ty pierwsza przejdziesz  do Kancelarii. Bo gdy rozmawiałem ostatnio z Arkiem, to ma  już zaklepany lokal i śni mu się, że ty zaraz po egzaminie rzecznikowskim zagnieździsz  się u niego. Bo on  ma tyle  rzeczy do  zaopiniowania i  napisania, a ty tak składnie  wszystko formułujesz, że jego nieskładne  myśli przerobisz na istny poemat. No i czeka niecierpliwie na tę nową ustawę. Podobno  porobili  jakieś  zmiany i wg  kolejnego nowego projektu zakłady pracy będą miały dowolność - mogą  sobie rzecznika zatrudniać  i jego to bardzo  zaniepokoiło, bo on widzi nas oboje a nie tylko jedno. Więc  znów  musiałem  mu przypomnieć, że ty masz jeszcze  przed  sobą  egzamin. Ale jest  wyraźnie  mocno napalony na własną kancelarię. Ogromnie narzekał na  wspólników kancelarii w której jest, że wyrywają  sobie  klientów, że jest bezhołowie i główny szef jest do niczego. Być może, że ma  rację, bo główny szef to już  dawno powinien być na emeryturze,  ale jest samotnym  człowiekiem i  kancelaria  zastępuje mu  rodzinę.

Sobotni ranek powitał ich bardzo sympatyczną  pogodą - świeciło nawet słońce, w nocy nic  nie padało a termometr  wskazywał -5 stopni mrozu. Poprzedniego dnia Emil porobił  zakupy  w firmowym  sklepie  Wedla oraz wyciągnął z  zapasów butelkę (a właściwie  butlę o pojemności litra) Metaxy, zakupioną kiedyś  w Grecji. No tak- powiedziała Adela - Metaxa  to jest  coś! Francuzi zabronili nazywania tego trunku  koniakiem. Może i słusznie, to jest mieszanka kilku  składników- destylatu  winogronowego, wina z gałki  muszkatołowej i maceratu ziołowego. Ale osobiście  wolę sączyć  cały wieczór jedną  lampkę koniaku, na przykład  Remy Martin.  Śmieli   się  zawsze ze mnie,  że ja to głównie  wącham a nie piję. 

A ja kupiłem to na wycieczce na zasadzie owczego  pędu. Wszyscy  kupowali to i ja kupiłem. A kupiłem jeszcze przed  wyjazdem  do Meksyku. Popatrz Maleństwo, ile od  razu  miejsca  mamy  w  barku! Jedno  jest  pewne - z naszym pociągiem do alkoholu to nie przepijemy  majątku!

Maleństwo, weź koniecznie ciepłe  skarpetki, bo u  nich  zawsze było zimno. A masz  jakąś cieplusią piżamkę? No mam. To weź, obawiam się, że w stroju Ewy i Adama to  zamarzniemy.  U nich  zawsze było zimno, bo Jacek to  chyba ma  nadciśnienie, a poza  tym jest go dużo. Dzieci to już  naprodukował troje, trzech chłopaków. Po trzecim powiedział: do trzech  razy  sztuka- nie wychodzi  dziewczynka to trudno. A tak naprawdę to był przy trzecim porodzie i stwierdził, że nigdy więcej nie narazi swej  żony na takie  cierpienia. A wydawałoby się, że trzeci poród to  już powinien  być "z górki".

Nie  znam  się na porodach- stwierdziła  Adela- ale  słyszałam, że nigdy  nie można przewidzieć jaki on  będzie. Znam dziewczyny, które rodziły bez problemu, szybko i mam  koleżankę, która  rodziła 35 godzin a w efekcie takiego porodu dziecko  było niedotlenione i ma DPM,  czyli dziecięce porażenie  mózgowe. Dzieciak  nie chodzi,  ale ma pełną  normę intelektualną, tylko jest nieco  spowolniony. Na  drugie dziecko  już  się  nie  zdecydowali. Mają  dostatecznie  duże problemy  z jednym  dzieckiem na  wózku. Na dodatek teraz, po kilku latach  nie mogą się ze sobą  dogadać, on chyba  kogoś  ma i często  znika  z domu na noc. Najlepsze są jego  tłumaczenia- zasiedziałem  się  z kolegami i nie chciałem was budzić po nocy. Teraz mały idzie  do szkoły, ale nadal nie ma  w pobliżu szkoły integracyjnej, która  przyjmowałaby dzieci takie jak ten  mały. Ale ma powstać, jest  w planach. Podobno jest taka  szkoła w Halinowie, ale oni  mieszkają na Dolnym Mokotowie, specjalistyczną  rehabilitację  mają na Górnym Mokotowie. W efekcie  cała jej  rodzina robi zrzutkę, by rehabilitantka przyjeżdżała  do dziecka prywatnie. A dzieci z DPM jest naprawdę bardzo dużo. No a moja  matka- po drugim porodzie miała  taki krwotok ( urodziła  dziecko maleńkie, bo to był  wcześniak), że musieli jej usunąć macicę, żeby uratować jej życie.  To  zawsze jest jednak  loteria, jak  całe  życie  ludzkie.     Latamy  na Księżyc, ale są dziedziny leżące  wciąż odłogiem.    Rozmawiałam  kiedyś ze swoim ginekologiem i dziwiłam  się,  dlaczego   nie  ma prywatnych  szpitali  położniczych i wiesz  co  mi  powiedział ?- że to zbyt  duże nakłady  przy  ogromnie  dużym  ryzyku.  

Emil zrobił "wielkie  oczy" - to ty  chodzisz do mężczyzny? Nie  kochanie- sprostowała Adela- ja  chodzę do ginekologa a nie do mężczyzny jako takiego. I powiem  ci, że jest delikatniejszy, w kwestii badania, taktowniejszy  i lepiej wyszkolony  niż liczne panie doktorki. Miałam przedtem lekarkę, bardzo dobrą,  ale  wyjechała  z Polski i poleciła  mi swego kolegę, który odkupił od  niej gabinet i jego wyposażenie.  A na dodatek  jest cytologiem i to znanym  w tej  branży. I ma  USG i  potrafi  je  odczytać. I co  się  da  wrzuca w koszty ubezpieczalni. Gdy będę  miała następną  wizytę  możesz iść ze mną- ucieszy się, że mam  mądrego męża. Wiele pań przychodzi tam z partnerami. To bardzo  miły i kulturalny  człowiek, ma  syna. Urodny nie jest, choć  niewątpliwie był kiedyś brunetem, sądząc po resztkach włosów dookoła  łysiny.

                                                                    c.d.n.