piątek, 17 grudnia 2021

Spóźnione uczucia - 16

Czas upływał szybko, rozterki Mietka odnośnie miejsca pracy wygasły, doszedł do wniosku, że nie wróci jednak do konstrukcji, bo nic ciekawego go w tej dziedzinie nie  spotka, do pracy w handlu zagranicznym też się nie palił z powodu częstych wyjazdów, więc  pozostał w  konsulacie. 
Pierre odbył kilka  długich rozmów z Krystyną, która nadal jakoś nie bardzo mogła się pozbierać.  Ilekroć mówił, że czas pojechać po dziewczynki ona  zaraz protestowała co bardzo  denerwowało Pierre'a.
Na początku  kwietnia Mietek wraz z Heleną mieli prywatne  spotkanie z szefem i jego małżonką. I był to bardzo miły i udany wieczór. Rozmawiali w języku angielskim.
Żona szefa dowiedziawszy się, że Helena projektuje  suknie ślubne i wizytowe zapytała się, czy Helena mogłaby dla niej zaprojektować sukienkę  wizytową  i polecić kogoś, kto by ją uszył. Bo wiesz - panie od razu były na ty- ja mam całą masę  mankamentów, więc nie bardzo mogę kupować sukienki gotowe, głównie mam wszystko szyte na miarę. 
Helena obrzuciła ją  badawczym spojrzeniem i stwierdziła, że każda kobieta ma jakieś drobne felery , idealna figura jest tak naprawdę rzadkością. Poza tym kanony pięknego ciała się zmieniają- raz  do piękności zalicza się chude , bezbiustne i eteryczne kobiety, innym razem te z wydatnym  biustem i rozłożystymi  biodrami. 
Miny obu mężów zrzedły, więc pani domu zaproponowała by one przeszły do innego pokoju, gdzie będą  mogły bez przeszkód porozmawiać na tematy tylko je interesujące.
Okazało się, że Sophie ma mnóstwo przeróżnych materiałów, tylko nie bardzo wie, gdzie mogłaby to dać do szycia i nie bardzo nawet wie, co chciałaby by z tych tkanin powstało.
No to zacznijmy może od tego, że ty się wpierw zdecydujesz z którego materiału ma powstać pierwsza kreacja i na jaką okoliczność. Bo ja  projektując muszę wiedzieć na jaką  okoliczność będzie ta sukienka - to  raz,  a dwa- chcę również wiedzieć w jakich sukienkach czujesz się najlepiej. Bo wiesz- moda modą, ale ja nie lubię sukienek typu  worek i nawet gdy wszystkie dookoła mnie nosiły suknie typu worek ja takiej nigdy na sobie  nie miałam. To samo przeżywałam z mini sukienkami. Trudno uznać, że mam na tyle zgrabne nogi, by paradować  w sukience  kończącej się piętnaście  centymetrów nad kolanem. Akurat nogi na tej wysokości mam  zupełnie  nieciekawe, ale gdyby ta mini  kończyła się tuż przy pachwinie to wyglądałoby to nieźle. Gdy  chodzę po plaży to jednak nogi w całości wyglądają nieźle. To samo jest z tą długością maxi, która kończy się kilkanaście centymetrów nad kostką i w bardzo dziwnym  miejscu "przecina  nogę". Wierz mi - każda noga "przecięta" w tym miejscu wygląda fatalnie.
Sophie wybrała  z rozłożonych na stole materiałów kupon jedwabiu z Milanówka. Był w kolorze kobaltu, na którym były nierównomiernie rozsypane  drobiny złota.  Chciałabym mieć z tego sukienkę. Szalenie lubię ten niebieski.  Okazja - popołudniowe spotkanie w ogrodzie zimowym u któregoś z ambasadorów.
A lubisz szmizjerki? -zapytała Helena.  Bo świetnie  współgra  nieco sportowy krój z "odświętnym" materiałem. Wpadłam kiedyś na to niechcący bo w ramach eksperymentu uszyłam szmizjerkę z jedwabnego żakardu. I zrobiłabym ją lekko  podpasowaną  zaszewkami w talii,  koniecznie z paskiem, też z tego jedwabiu. I będziesz miała nawet kieszenie w szwach. Rękaw  długości 3/4 z mankietem, masz ładne przeguby, trzeba je  pokazywać, długość tuż za kolano. Guziczki - koniecznie  złote, cienka złota klamra przy pasku.
Jutro  naszkicuję to w kolorze i podam przez Mietka. A jeśli się zdecydujesz to wtedy przyjadę
 po ciebie i zawiozę cię do zakładu,  z którym stale współpracuję- wezmą miarę i zabiorą się za robotę.
Tu jest moja wizytówka- jeszcze z moim poprzednim nazwiskiem- muszę sobie  zamówić nowe. Och,  muszę też  zmienić  dowód osobisty i  nowy paszport sobie wyrobić. Moment- zapiszę  ci aktualne nazwisko.  Ale numer  telefonu jest aktualny. Ogromnie nie lubię wizyt w różnego rodzaju urzędach i zawsze je odwlekam. 
Przegląd materiałów i omawianie co można by było z nich uszyć zajęło paniom sporo czasu. W pewnej chwili Sophie stwierdziła, że zazdrości Helenie tego, że potrafi  zaprojektować jakąś sukienkę  i wszystko sama wyczaruje, np. własną  ślubną kreację także. Helena się tylko zaśmiała i powiedziała, że tak naprawdę to rzadko projektuje coś dla siebie a do ślubu z Mietkiem poszła w gotowej sukience kupionej w sklepie firmowym Moda Polska. A kilka lat wcześniej w tym samym sklepie udało się jej kupić wiosenny płaszcz wełniany, tkany  w jodełkę  z dwóch nitek- bladej różowej i perłowej. I właściwie  ten splot "robił cały płaszcz", który był jak  najprostszy w świecie- prosty, nakładane  kieszenie, zapinany pod szyję, zero ozdóbek, zero ozdobnego kroju. Ale nim się "dokopała" do tego płaszczyka przepatrzyła ze cztery rzędy ciasno wiszących różnych płaszczy.
Heleno, a co robisz z rzeczami, których już nie nosisz? Bo ja mam trochę ten problem, że mam mnóstwo rzeczy, których już nie noszę. Z różnych powodów- czasem po prostu dlatego, że niezbyt dobrze się w czymś czułam. Niektóre moje sukienki zabiera  dla siebie moja "harpia". Harpia? -zdziwiła się Helena. No tak, to moja  córka, Teresa. A nazywam ją harpią, bo ma dziwny zwyczaj  zabierania mi wszystkiego.I najczęściej są to rzeczy, które bardzo lubię. Gdy była dzieckiem to potrafiła mi z talerza zabrać akurat to na co miała ochotę i zawsze to było coś, czego nie powinna była jeść bo miała alergię. Na szczęście teraz  mieszka w  Paryżu, bo studiuje tam architekturę no i już nieco zmądrzała. A ja jestem  niedobra matka i wcale za nią nie tęsknię. I- mówiąc szczerze- nie rozumiem kobiet, które rodzą po kilkoro dzieci. Helena uśmiechnęła się - no tak, gdyby na świecie były wszystkie tak  zainteresowane zaludnianiem świata jak my obie, to w szybkim  czasie ludzkość by zapewne zniknęła i na pewno nie groziłoby naszej planecie przeludnienie.
Przegląd  materiałów i planowanie co można by z nich wyczarować trwał dość długo. W pewnej chwili Sophie podniosła słuchawkę domofonu i rzuciła do niej- poproszę  dwie kawy do mojej garderoby i może jakieś drobne  ciasteczka, o ile jeszcze są w domu. Jeszcze moment - i zwróciła się do Heleny- a może ty wolisz coś innego niż kawa, powiedz proszę, to zamienię jedną kawę na coś innego. Ale  Helena potwierdziła, że chętnie wypije kawę.
W kwadrans później rozległo się pukanie do drzwi i weszła pokojówka  (jak z filmu, pomyślała Helena)
z tacą, na której były dwie filiżanki, dzbanek z kawą, salaterka drobnych ciasteczek nie większych od jednozłotówki i bardzo ładne serwetki. Pokojówka  była ubrana faktycznie niczym  z przedwojennego filmu. Miała krótką czarną mini sukienkę, czarne matowe pończochy i maciupki biały fartuszek z falbanką. Postawiła na stole tacę i obrzuciła Helenę uważnym aczkolwiek dość dyskretnym spojrzeniem i spytała czy ma już nalać kawę. Och, same sobie poradzimy, powiedziała z uśmiechem Paulina. Dziękuję, bardzo.  Gdy pokojówka  wyszła z pokoju Sophie cicho  powiedziała - jeśli cię spotka gdzieś na mieście to z pewnością  powie  ci "dzień dobry". Ma talent do zapamiętywania twarzy.
No to ma raczej małe szanse - stwierdziła Helena- po mieście poruszam się głównie  samochodem, a ostatnio mieszkamy w takim miejscu, że  mam sklep nieomal pod domem i to duży market, więc i po mieście  mało się przemieszczam.  Na razie mieszkamy "na dwa domy", ale gdy się już ociepli to będziemy mieszkać pod miastem.
No właśnie, mówił mi kiedyś  twój mąż, że macie  dwa domy. A dwa domy to sporo pracy, jak sobie  dajesz radę? Masz kogoś do pomocy?
Ooo, do pomocy to jest Mietek, który już się nauczył, że jeśli coś nabałagani, to będzie musiał sam sprzątać. Przez wiele lat musiał sam o siebie dbać,  więc nie  jest "rozpaskudzony".
Wiesz- Paulina zniżyła głos- on cię ogromnie kocha i twierdzi, że kocha cię nieomal od chwili gdy cię poznał, ale ty wtedy byłaś z jego przyjacielem. To szalenie romantyczne, jak dla mnie. I takie  mało spotykane- zachwycała się Sophie. I twierdzi, że do dziś nie może przeboleć, że wtedy cię nie odbił swemu przyjacielowi.
No ale chyba byliśmy sobie jednak przeznaczeni skoro jesteśmy teraz  małżeństwem- powiedziała ze śmiechem Helena. A wtedy, gdy byliśmy tak bardzo młodzi to za nim uganiały się całe korowody dziewczyn, a on przebierał w nich niczym w koszu z owocami. Zawsze mi się bardzo podobał, ale było przy nim za wiele dziewczyn. A ja nie miałam zamiaru o niego walczyć - w domu mnie nauczono, że to chłopak ma się starać o względy dziewczyny a nie dziewczyna o względy chłopaka. Ale się oboje z mym pierwszym mężem przyjaźniliśmy z Mietkiem. Gdy po śmierci mojego męża wrócił do Polski i mnie odnalazł i gdy zobaczyłam go pod  drzwiami mego domu omal nie  zemdlałam z wrażenia. Byłam całkiem zszokowana, bo bardzo długo nie było od niego żadnych wiadomości, wszyscy ze starej paczki myśleliśmy, że stało się z nim coś złego. Byłam bardzo  zdziwiona, bo odnalazł mnie odwiedziwszy przedtem wszystkie  miejsca o których wiedział, że tam bywaliśmy i w końcu siłą perswazji zmusił ludzi, którym wynajmowałam swoje  warszawskie mieszkanie, do podania mu mojego adresu pod Warszawą. 
Sophie była tą opowieścią zachwycona, w końcu powiedziała - Mietek jest niczym okręt z gry w okręty- trafiony, zatopiony.  Potem popatrzyła na  Helenę i zapytała - a zaprosisz nas do tego domku pod Warszawą? To nie jest ładnie tak się wpraszać, ale chciałabym go zobaczyć, bo twój mąż sporo o nim opowiadał mojemu mężowi i mnie. Na pierwszym miejscu w jego życiu jesteś ty,  na drugim ten domek, a reszta gdzieś daleko w tyle. 
Oczywiście, że zaprosimy was do tego domku i do naszego mieszkania, tego co kupiliśmy od Pierre'a 
i Krystyny.
Sophie złapała się  nieco teatralnym gestem za głowę- o Boże- czwórka dzieci, ja bym oszalała! i do tego same dziewczyny. 
Ale mogło być gorzej, gdyby byli to sami chłopcy- zauważyła Helena.
Sophie pochowała wszystkie materiały zostawiając na wierzchu tylko ten kupon jedwabiu. Wypiły
kawę, zmniejszyły zawartość salaterki i poszły do salonu, w którym rozmawiali panowie.

                                                                      c.d.n.