Gdy już wracali do Zakopanego Tomek powiedział - zatelefonuję dziś do rodziców, bo faktycznie może się matka wściec, jeśli wpadniemy niespodziewanie. Pocieszyłaś mnie Adelko, że nie jestem jedynym na świecie dzieckiem w pewnym sensie skłóconym z własnymi rodzicami.
Adela- roześmiała się - no popatrz jaka niespodzianka. Cała masa moich znajomych koleżanek i kolegów ma takie same problemy. Po prostu gdy kimś kierujesz przez kilkanaście lat, to ciężko ci jest się przestawić z pozycji kierownika na pozycję współpracownika i zaakceptować fakt, że twoje dziecko już potrafi samo sobą posterować w życiu. I że pomimo tego, że całe jego dotychczasowe życie wmawiałaś mu, że kolor niebieski to najpiękniejszy pod słońcem kolor - ono woli czarny lub zielony. I że zamiast wybrać na partnera syna twojej przyjaciółki wybrało sobie kogoś "z innej wsi". Mam tylko cichą nadzieję, że mnie lepiej pójdzie gdy ewentualnie zostanę matką i będę pamiętać wszystko to co mnie tak bardzo denerwowało u rodziców i przez co tak bardzo się od nich odseparowałam.
Milczący dotąd Emil powiedział - zastanawiam się nad tym, co powiedziałeś Tomku o tym, że Słowacja za droga. A byłeś na Bukowinie w termach? Moi rodzice tam spędzili jedną noc, bo nie chciałem by ojciec o zmroku wracał samochodem do Zakopanego. Ceny tam nie są dla przeciętnego Kowalskiego. Ceny jak w Hiltonie. Powiedzmy też sobie szczerze, że pobyt w Zakopanem i wynajęcie pokoju w porządnym pensjonacie tak naprawdę nie jest dostępne dla każdego. Nie wiem jak prosperują tutejsze SPA, ale ostatnie święta Nowego Roku spędziliśmy w szóstkę, czyli z rodzicami Adeli i moimi w hotelu, w Nałęczowie, w którym było pierwszorzędne SPA, naprawdę super śniadania uwzględnione w cenie pokoju, hotel miał pierwszorzędny basen z przeciwprądem, było czyściutko, elegancko i cicho, bo hotel nie przyjmował osób z dziećmi poniżej 18 roku życia. Obiado kolacje były normalnie zamawiane w bardzo ładnej sali restauracyjnej i były to dania z karty. Naprawdę nie było do czego się przyczepić. I sporo to wszystko kosztowało ale hotel był pełny i miejsca trzeba tam rezerwować ze sporym wyprzedzeniem. Więc tak naprawdę może być tak, że te ceny słowackie wcale nie będą cenami zaporowymi. A cały pobyt my rodzicom finansowaliśmy i jak potem przejrzałem ceny to i tak było to tańsze niż niejedna sylwestrowa zabawa w stolicy. Bo samo Boże Narodzenie to spędziliśmy z rodzicami w mieszkaniu Heleny i ojca - w naszym jeszcze ciągnęło się urządzanie kuchni.
Ja tylko widzę jedną przeszkodę - Łomnicę, a podejrzewam, że to ona byłaby największą atrakcją. Bo bardzo często Łomnicę spowija mgła lub gęste chmury, chociaż dookoła jest pogoda. Gdy teraz byliśmy na górze już się zbierały nad Łomnicą chmury. Zarezerwowanie biletów na kolejkę może być niewypałem, bo tak naprawdę nie ma po co wjeżdżać na Łomnicę gdy nic dookoła nie widać. Nie wiem, czy oni zwracają pieniądze jeżeli wjazd nie dojdzie do skutku z powodu gęstej mgły. Ale gdy uruchomią to całoroczne tarło przy Łomnickim Stawie to pewnie wtedy będzie o tyle lepiej, że z Tatrzańskiej Łomnicy większość ceprów wpierw się doturla gondolami do przystanku "Start", stamtąd jakimś górskim pojazdem do Łomnickiego Stawu i dopiero tam albo ugrzęźnie na resztę dnia albo pojedzie na szczyt. Bo może by ten pobyt na Słowacji organizować tak jak teraz macie organizowany spływ - nie busiki 10 osobowe ale samochody osobowe zabierające 4 osoby.
A jeśli w Zakopanem powstaną termy w Chochołowie i Kościeliskach to wtedy i na Słowację raczej nie będzie zbyt wielu chętnych. Zauważ, że ci co lubią łazić po górach mają lepiej po polskiej stronie Tatr - u nas są wytyczone i opisane szlaki, nie ma góry na którą możesz pójść tylko i wyłącznie z kwalifikowanym przewodnikiem, nie musisz też wykupić ubezpieczenia i jeśli będzie cię musiał TOPR ściągać z gór połamanego to zrobi to za darmo. Nie wiem czy dalej tak będzie, ale w Polsce bardzo krytykowali fakt, że w Szwajcarii usługi pogotowia górskiego są płatne. To takie bardzo polskie - wściubianie nosa w cudze sprawy. To sprawa Szwajcarii a nie Polski przecież.
Emil, a ty nie tęsknisz czasami za Meksykiem? - spytał Tomek- to podobno bardzo ładne miasto. No ładne, ale może lepiej powiedzieć ciekawe - odpowiedział Emil. Bo miasto jest olbrzymie, leży wysoko bo na wysokości 2240 metrów i właściwie całe otoczone jest górami. I to wysokimi górami, których wysokość oscyluje od 4000 metrów do 5000 metrów z kawałkiem. W górach Nevada, które są od wschodu, są nawet dwa wulkany. A średnia roczna temperatura to tylko 18 stopni. W grudniu i styczniu są nawet przymrozki, kwiecień i maj są najcieplejszymi miesiącami a od maja do września dużo pada, bo wtedy tam jest pora deszczowa. W obrębie samego miasta klimat jest różny - w jego części zachodniej i południowo-zachodniej jest chłodniej i bardziej wilgotno, bo jest więcej roślinności a w części północnej i północno wschodniej, pozbawionej roślinności jest gorąco i sucho. Nie wiem czy wiesz, ale miasto leży właściwie na zasypanym jeziorze i ta jego część, najstarsza, jest bardzo niebezpiecznym miejscem, bo bardzo reagującym na trzęsienia ziemi. Bo wulkany meksykańskie nadal są czynne i czasami "mają dreszcze" i się trzęsą a wraz z nimi okolica. I w wyniku tych trzęsień ziemi niszczeje najstarsza część zabudowy miasta. Poza tym miasto jest przeludnione. I naprawdę - nie tęsknię za czymkolwiek - ani za miastem ani za kimkolwiek z jego mieszkańców. Za kuchnią meksykańską też nie. Na myśl o fasoli od razu odechciewa mi się jeść. A poza tym to ja nie jestem z gatunku tych co to "zobaczyć Neapol" i umrzeć. Każde miejsce na Ziemi ma swoje piękne i nie piękne fragmenty. Czasem oglądasz coś w telewizorze, zachwycasz się tym co widzisz, potem tam jedziesz i......zastanawiasz się czym się właściwie zachwycałeś bo to co widzisz w naturze jakieś mało zachwycające jest. Po prostu zdjęcia do folderów robią specjaliści.
W czasach studenckich marzyła mi się Grecja i pojechaliśmy z chłopakami. Mnie finansowali podróż rodzice. Gdy w 40 stopniowym upale doczłapałem do Akropolu miałem wszystkiego powyżej uszu - upału, tłumu spoconych turystów i Grecji. Wtedy po raz pierwszy "załapałem", że najlepiej jest jeździć wszędzie poza sezonem. I dopóki będziemy mogli to będziemy jeździć przed typowym sezonem turystycznym.
Gdy zajechali do Zakopanego Emil powiedział - a teraz zadzwoń do ojca, że dojechałeś z powrotem cały i zdrowy, ale że do domu to traficie za jakiś czas. Jedziemy teraz na prawdziwe, włoskie żarciuszko. Zapraszam na pizzę - białą pizzę, bez sosu pomidorowego. A ja zadzwonię do ojca i powiem mu gdzie będziemy. Jak znam życie to pewnie już tu byli dzisiaj. Oczywiście jeżeli któreś z was nie lubi pizzy, to jest tu cała masa dobrego, włoskiego jedzonka.
No popatrz Linka, jeszcze nigdy tu nie byliśmy! -stwierdził Tomek . Nie byliśmy, bo to lokal tylko dla dorosłych - stwierdziła Linka. To mały lokal i nie ma dań odpowiednich dla dzieci- ani pod względem objętości porcji ani pod względem diety, co wielce niektórych drażni. Ale ponoć dobrze jeść dają - powiedziała Linka. I dlatego tu nie byliśmy? - dziwił się Tomek. To od teraz będziemy bywać, w tajemnicy przed Elutką i rodzicami - stwierdził Tomek.
Dziewczyny zgodnie zrezygnowały z pizzy i obie zamówiły sałatkę z szynką parmeńską oraz deser firmowy, panowie po białej pizzy z szynką parmeńską no i oczywiście deser firmowy. Na czas oczekiwania włoskim zwyczajem na stole wylądowała taca z pieczywem i oliwą, a tak dokładnie dwoma pojemniczkami z oliwą. Emil szybko oderwał kawałek białego pieczywa, na talerzyk nalał nieco oliwy i zamoczył w nim kawałek pieczywa mówiąc- spróbujcie jakie to pyszne- u nas nie ma takiej oliwy, ta jest włoska oryginalna. Ma lekko jabłkowy smak.
Linka wpakowała palec w oliwę na talerzyku Emila i szybko go oblizała. Hmmm, faktycznie zupełnie inna niż ta, na której smażę. Nie smaż na oliwie, ale na oleju, najlepiej na kokosowym lub na maśle klarowanym- powiedziała Adela. A oliwa w takim stanie jest wskazana po to, żeby regulować proces trawienia. Nie jem w tej postaci, nie mam potrzeby. Ale skrapiam nią wypieki nim włożę do pieca i gdy robię pieczone kartofle. W domu wszystko smażę albo na oleju kokosowym albo na maśle klarowanym. Czasem też na oleju sezamowym, jeśli akurat mi się trafi.
Ojej, to sprzedaj mi trochę swoich przepisów- poprosiła Linka. Dam ci, nie sprzedam, ale wpierw musisz to na własnym języku i żołądku wypróbować. Jak będziecie w Warszawie i będzie Wam odpowiadać to co upichcę to wtedy sobie spiszesz. Kartofli to robię mało, głównie robię ryż. Podstawą jest by nie był rozpaciany i nie był na słodko. Przepis na ryż to już ci mogę dać. Głównie to robię ten długoziarnisty ryż. Wpierw kroję drobno cebulę i ją przesmażam, gdy się zeszkli to daję łyżkę stołową przecieru pomidorowego, chwilkę podsmażam i daję porcję ryżu na nas dwoje. Chwilę to smażę mieszając aż ryż jest dobrze wymieszany z pomidorami, wtedy dodaję zimną wodę na objętość dwa razy tyle co dałam ryżu i gotuję pod przykryciem do chwili aż ryż wchłonie całą wodę. A w międzyczasie dodaję sól, oczywiście próbując jaki jest smak - bo przeciery pomidorowe mają różny poziom soli. A czasem do cebuli dodaję też marchew pokrojoną w kosteczkę. No i ja, obowiązkowo dodaję do gotowania curry i gdy dodaję marchewkę to i też odrobinę (łyżeczkę taką od kawy) cynamonu. Curry i cynamon stale gości u mnie, dodaję je do każdego mięsa. A czasem robię włoskie risotto, ale to wtedy gdy mam rosół własnej produkcji. Co prawda nie z kury ten rosół, ale z 2 lub trzech rodzajów mięsa. I zawsze mam w Warszawie w zamrażarce zamrożony rosół jako bazę do zup. Risotto robię rzadko, bo niestety przy jego gotowaniu na patelni trzeba cały czas stać i mieszać i dolewać rosołu. Risotto to z reguły robi Emil. A mojej produkcji obiad, który się robi sam to kasza gryczana- rano przed wyjściem do pracy wsypuję przebraną kaszę do termosu takiego "obiadowego", zalewam słonym wrzątkiem, zakręcam i przykrywam ręcznikiem frotowym. Wracamy z pracy, kroimy odpowiednią ilość chudego, wędzonego boczku, podsmażamy go, otwieramy termos, dorzucamy na patelnię pożądaną ilość kaszy gryczanej, mieszamy, w międzyczasie wyciągamy ze słoika ogórki kwaszone i mamy gotowy obiad. To jest mój patent na obiad.
A gdy jestem w wyjątkowo "kucharskim ciągu" to wieczorem kroję w cieniutkie paski całą włoszczyznę i kawałek białej kapusty oraz w nieco większe, grubsze paski biust kurczaka i wszystko zostawiam w lodówce przykryte. Następnego dnia po przyjściu do domu biorę wok, wlewam olej lub daję spory kawałek ghee (masło klarowane) i smażę na dużym ogniu po 2 minuty mięso, potem je odsuwam na brzeg woka i smażę minutę warzywa, na koniec wszystko spryskuję olejem sosem sojowym i mieszam. Gotowe! Jeden warunek- warzywka muszą być krojone nożem, a nie starte na dużych oczkach.
Marnujesz się - stwierdził Tomek- powinnaś prowadzić jakąś ekskluzywną knajpkę. Ja już czuję od samych przepisów smak tego wszystkiego.
Ale piec nie umiem niczego poza ciastkami z płatków owsianych. Ale Helena to robi super, hiper ciastka kruche, z cukrem kryształem na wierzchu. I na te ciastka poderwałam Emila, śmiała się Adela. Nooo, ciastka miały znaczenie- uśmiechając się stwierdził Emil. Ale ja ją poderwałem na jabłka z ojcowego sadu, na renetę landsberską. Ale spodobała mi się od pierwszej chwili gdy ją zobaczyłem i to w samo południe. A w trzy tygodnie później została moim pracownikiem. I siedzieliśmy biurko w biurko i nie mogłem jej tknąć, chociaż miałem straszną na to ochotę.
c. d. n.