Szef, który szefował od lat i był całkiem niezłym psychologiem rozmawiał z Adelą bardzo długo, nim uznał, że emocje z niej opadły i można już oprowadzić Adelę "po zagrodzie". Nie da się ukryć, że Adela była najmłodszym pracownikiem. Jeden z pracowników witając się z nią powiedział- pewnie mnie pani nie pamięta, ale byłem na sali, gdy pisała pani egzamin. Fakt - powiedziała Adela - nie mogę powiedzieć, że wiele z tamtego dnia pamiętam- do dziś nie mogę się nadziwić, że jednak napisałam na tyle dobrze, że zaliczyłam ten egzamin. Byłam tak skoncentrowana na tym co robię, że nie zauważyłabym nawet gdyby do sali wszedł Święty Mikołaj i zaczął rozdawać prezenty. Wszyscy się roześmieli, a jedna z pań powiedziała- to bardzo dobrze, że umie się pani tak skoncentrować zamiast wpadać w panikę. Ja to zawsze odchorowuję takie imprezy.
Adela uśmiechnęła się - mnie chyba było o tyle łatwiej, że dopiero co przed tym kursem zrobiłam magisterkę z prawa i jeszcze nie do końca wypadłam z rytmu egzaminów i kolokwiów. Co prawda stresowała mnie świadomość, że jeśli nie zdam to nie ma poprawki. Ale gdy obroniłam magisterkę to zamiast skakać z radości płakałam tak rzewnie jakby mnie odwalili na obronie.
No, obrona magisterki to też nic łatwego - odezwał się jeden z mężczyzn - moja żona broniła swą pracę w dniu, w którym miała wg lekarza termin rozwiązania i ja czekałem na nią na podwórku w samochodzie, będąc przekonanym, że zaraz usłyszę dźwięk pędzącej do niej karetki - powiedział jeden z pracowników - ale urodziła dopiero trzy dni po terminie. Wszyscy zaczęli się śmiać , a Adela powiedziała - pewnie dziecko doszło do wniosku, że nie ma się właściwie do czego spieszyć, bo jeszcze je zaczną przepytywać jak jego mamę.
Kochani - powiedziałem pani Adeli, że może zawsze liczyć na pomoc każdego z nas gdy będzie miała jakieś wątpliwości. Oczywiście najczęściej siłą rzeczy będzie się zwracała do mnie, bo będzie pracowała w moim pokoju, ale uczulam państwa- gdyby mnie nie było to ze swymi wątpliwościami przyjdzie do was po pomoc. Część z was na pewno zna męża pani Adeli - też jest rzecznikiem patentowym i wiem, że niedługo też będzie pracował w urzędzie, ale w sąsiednim pionie.
Pani Stasiu, mam prośbę - proszę panią Adelkę oprowadzić po urzędzie i dać jej spis telefonów i trochę opowiedzieć o tym co robimy. Bo ja mam zaraz jakąś nasiadówkę, a ostatnio, zupełnie nie wiem dlaczego są one coraz dłuższe i coraz bardziej wodniste. Nie chcę by pani Adelka czuła się tego pierwszego dnia nieswojo. I jeszcze coś - to nie jest pierwsza praca pani Adelki, choć jej wygląd może komuś to sugerować. A jak będziecie panie na dole, to kupcie mi gotową kanapkę, wie pani jaką, pani Stasiu, taką z zieloną sałatką. Ja ją potem sobie odbiorę z bufetu i opłacę. Muszę jeszcze coś poczytać przed tą nasiadówką. No to zostawiam panią Adelkę w rękach pani Stasi. Aaaa- pani Adelko, klucz od naszego pokoju będzie tu. Kiedyś po prostu zostałby w drzwiach, ale czasy się zmieniły, niestety.
Gdy szef wyszedł pani Stasia powiedziała: mam wiadomość dla kolegów- pani Adelka jest żoną p.Emila B. , a nie siostrą. Szczęściarz z niego - powiedział któryś z mężczyzn. Jak się trochę tu zadomowię to na pewno zmieni pan zdanie, jestem zołzowata i będzie mu pan współczuć - stwierdziła Adela. Pani Stasia objęła ramieniem Adelę i powiedziała - no to my idziemy na obchód. Jakby ktoś do mnie dzwonił to powiedzcie proszę, że będę za 2 godziny. To gdzie wy idziecie? - zapytał któryś. No przecież powiedziałam - na obchód. Pani Stasia nic już nie odpowiedziała tylko pociągnęła Adelę do drzwi.
Gdy wyszły powiedziała - wpierw pojedziemy zamówić tę kanapkę. Nie lubi brać drugiego śniadania z domu, a tu mu tylko te kanapki odpowiadają, więc lepiej by jeszcze były. W windzie powiedziała- mówmy sobie po imieniu- wszyscy tu tak sobie mówimy. Adela uśmiechnęła się- bardzo chętnie. Masz oryginalne imię - nie znałam dotąd żadnej Ady. Jestem Adela, nie Ada. Ada to zupełnie inne imię, podobno wersja żeńska imienia Adam. Gdy byłam w szkole to dla jednych byłam Adą, dla innych Adelą ale i Adelajdą. Nie mam pojęcia dlaczego nazwano mnie Adelą a nie np. Anną, Agnieszką. Ale to i tak lepsze niż imię Emilia- w szkole na koleżankę o imieniu Emilia wszyscy mówili....Plater. A na nazwisko miała Czajkowska.
A ja mam żal, że mnie nazwano Stanisławą- na cześć dziadka ze strony ojca. Nie podobają mi się imiona dla dziewcząt wywodzące się od imion męskich. I tak nieźle, że nie ma u nas imion wywodzących się od nazw dni tygodnia lub miesiąca czy też pory dnia.
W bufecie Adela zaproponowała by się napiły kawy i na zagryzkę wzięły paczkę paluszków makowych, zamiast muffinek. Oczywiście Adela oświadczyła, że ona stawia. No popatrz, nie miałam pojęcia, że są też paluszki z makiem, a za słonymi to ja nie przepadam.
A gdzie ty przedtem pracowałaś? - spytała Stasia. Szef wam nie mówił? Nie, powiedział tylko, że masz świetne referencje. No pracowałam kilka lat w ministerstwie jako sekretarka, potem jako asystentka dyrektora w programie pilotażowym i ostatnie dwa lata w dziale rzecznika patentowego, który z szefa zmienił się w mego męża. To ile ty masz lat? Bo wyglądasz na nastolatkę. Prawie 28 . Studiowałam w trakcie pracy, trybem zaocznym. Przez 5 lat nie wiedziałam co to jest weekend. Po prostu musiałam po liceum iść do pracy. I po absolutorium, w trakcie pisania pracy chodziłam na kurs na rzecznika. Emil zapoznawał mnie z każdym pismem do Urzędu Patentowego, wszystko mi tłumaczył, często musiałam sama pisać te pisma, on je czytał, pokazywał gdzie zrobiłam błąd merytoryczny i wszystko cierpliwie tłumaczył. Poza tym wszędzie mnie woził, bardzo pomagał w domu. Gotować też potrafi. On to wszystko wyniósł z domu, tak go rodzice wychowali. Mam cudownego męża i równie cudownego teścia. Niestety teściowej nie poznałam, zmarła nim spotkałam Emila. Ale wiem, że Emil bardzo mamę kochał.
Przystojny jest ten twój mąż. I sympatyczny, ale zawsze z ogromnym dystansem w stosunku do kobiet. Zawsze grzeczny, uprzejmy, ale zero typowych męskich umizgów. Adela chwilę milczała, potem powiedziała - on właśnie taki sposób kontaktów z kobietami wyniósł z domu. Ojciec zawsze uczył go szacunku do kobiet i traktowania ich poważnie, a nie zawracania im głowy. I pod tym względem mamy z Emilem takie same poglądy, traktujemy kontakty damsko-męskie poważnie. Oboje nie należymy do flirciarzy. Powiedziałabym nawet, że w pewien sposób jesteśmy niedzisiejsi. Nie mniej jakoś tak się składa, że spotykamy sporo ludzi z takim samym podejściem do życia.
A twoi rodzice też tacy zachwyceni Emilem jak ty? Nie wiem, bo mną nigdy nie byli zachwyceni a ja mając 16 lat wyprowadziłam się do siostry mojej matki i od tamtej pory mam z nimi sporadyczne kontakty. Na ślubie byli, zaprosiłam ich, podobnie jak wszystkich z biura, w którym pracowaliśmy. Ostatnio widziałam ich jakoś tak zaraz po Nowym Roku. Za to z ojcem Emila widuję się codziennie, to super facet. I nazywa mnie córeczką lub córeńką. I jest mężem mojej cioci. Pobrali się zaraz po nas. Mieszkamy po sąsiedzku.
Adelko - ty jesteś niesamowita! Jeszcze nie spotkałam takiej osoby jak ty. Stasiu- zapewniam cię, że osób z tak pokręconym życiorysem jak mój jest sporo. W pewnym momencie uznałam, że wszystko co nas spotyka ma chyba jakiś sens. Tylko czasem trzeba się zastanowić jaki- nie wszystko jest oczywiste i całkiem jasne.
Wiesz, kupię jeszcze tych makowych paluszków, oboje z Emilem je lubimy. Adela odniosła ich puste filiżanki po kawie i kupiła dwie paczki paluszków. Jedną postanowiła wziąć do domu, a drugą zostawić sobie w biurku. Stasiu, a czy można tu sobie przynieść do pokoju mały express do kawy? Bo mam w domu taki mały, na dwa espresso. I jak tu jest właśnie z tą kawą lub herbatą? Trzeba do bufetu po to chodzić? A to to musisz sobie z szefem uzgodnić. Tylko uprzedzam, że jeśli przyniesiesz express do kawy, lub elektryczny dzbanek to będziesz mu musiała robić kawę lub herbatę. Nie problem - zaśmiała się Adela - mam dużą wprawę w tej materii. Stasiu, a dlaczego szef powiedział, że teraz nie można wychodząc zostawiać klucza w drzwiach? Były jakieś kradzieże? Podobno. Ale tylko z jego pokoju coś zginęło. Osobiście podejrzewam, że sam gdzieś posiał swą komórkę. Albo i nie, bo u mojej koleżanki w biurze ginęły pieniądze z torebek i z kieszeni płaszczy wiszących w pokojach. A jeśli chcesz coś schować w biurku to zmień sobie zamek w biurku, bo te zamki są w pewien sposób uniwersalne - jednym kluczykiem otworzysz wszystkie biurka.
Hmmm, zdziwiła się Adela - będę musiała w takim razie kupić na mieście jakiś zamek. Mam zwyczaj chować w szafce biurka swoją torebkę. No to niemiła wiadomość.Tam gdzie ostatnio pracowałam to był chroniczny brak miejsc, więc pokoje były przeważnie wieloosobowe i z reguły zawsze ktoś w pokoju zostawał. A my z Emilem zostawialiśmy klucz w sekretariacie dyrekcji. No bo czasem zdarzało się, że oboje musieliśmy wyjść z pokoju.
Szczerze mówiąc to na początku nie będziesz zbyt wiele w ciągu dnia wychodzić ze swego pokoju- już szef zadba o to, byś miała sporo do pracy na miejscu.
U zarania dziejów był pomysł, żeby zrobić pokój socjalny, w którym byłby express do kawy, dzbanek na wodę, szklanki, filiżanki, talerzyki. No ale szybko się okazało, że nie ma na to miejsca i że można przecież zejść do barku na kawę lub herbatę. Kiedyś była tu pani "herbaciarka", która również sprzątała, ale już nie robi herbaty i tylko sprząta. A w ogóle ciągle ktoś coś tu wymyśla by było "po europejsku", tylko że pewne obyczaje wschodnioeuropejskie są już tak wrośnięte, że trudno to wszystko zmienić. Teraz jest ten trend by rzecznicy patentowi pracowali na wolnym rynku. Ale ja to czarno widzę - zbyt wiele lat wszystko było "po linii i na bazie" i społeczeństwo nie dorosło do tego, by był naprawdę wolny rynek w każdej niemal dziedzinie. Nasz Urząd też ma przejść jakąś modernizację, czyli nietrudno się domyśleć, że będą redukcje etatów - bo na tym głównie polegają polskie modernizacje. Potem się okazuje, że brak ludzi, znów się nowych werbuje i historia co jakiś czas się powtarza. A potem wyzywa się ludzi od nieodpowiedzialnych i wrogów własnego kraju, bo wzięli swoje "szmatki i lalki" i poszli się bawić na inne podwórko, na którym z góry wiadomo jakie są wymagania i nie zmieniają się co kwadrans.
Adela uśmiechnęła się smętnie - w najgorszym przypadku powieszę sobie dyplom magistra prawa i rzecznika patentowego w salonie jako ozdoby ścian i mogę wrócić do bycia sekretarką. Eeee, rzecznicy mogą tu spać spokojnie, w Polsce jest niedobór rzeczników patentowych, redukcja to dosięgnie tych bez tytułu rzecznika. Będą tylko rzecznicy i personel pomocniczy. A poza tym zawsze istnieje opcja wyjechania na inne podwórko. I my z mężem się nad tym poważnie zastanawiamy, zwłaszcza, że mamy prawo zamieszkać w dowolnym kraju należącym do Unii. I nie musimy mieć na to zgody ani kraju, w którym zamierzamy zamieszkać ani tym bardziej Polski. Mąż już coś kombinuje z wyjazdem i zapewne wyjedzie pierwszy, potem tylko będzie kwestia zlikwidowania tu mieszkania. Ale mam prośbę- niech ta rozmowa zostanie miedzy nami- poprosiła Stasia. Przymierzamy się do Szwecji, bo tam można pracować znając dobrze angielski. Nasi znajomi już cztery lata mieszkają w Sztokholmie i bardzo sobie chwalą życie tam. I do Polski stamtąd blisko, jeśli ktoś zatęskni. Ale oni nie zatęsknili i ani razu od czasu wyjazdu nie przyjechali tu, za to ciągle ktoś z ich rodzin siedzi u nich. Mój mąż też był u nich i twardo teraz szlifuje angielski i poducza się szwedzkiego. Bardzo się mojemu Sztokholm podobał. Ci nasi znajomi mieszkają daleko od centrum, ale dojazd do pracy mają dobry - dojeżdżają samochodem do kolejki podmiejskiej, potem kawałek metrem. Coś tak jakbyś mieszkała na osiedlu koło Mysiadła a pracowała na Żoliborzu. A gdzie wy z Emilem mieszkacie? Na Ursynowie, na Stokłosach. I czekamy niczym kania dżdżu na metro. Żeby już chociaż ten pierwszy odcinek do Politechniki kursował. A teraz to ja będę jeździła dwoma autobusami. A jak znam życie i Emila, to gdy on tu też będzie pracował to będziemy jeździć samochodem.
c.d.n.