poniedziałek, 18 lipca 2022

Trudny wybór- 64

Szef, który szefował od lat i był całkiem niezłym psychologiem rozmawiał z Adelą bardzo  długo,  nim uznał, że emocje  z niej opadły i można już oprowadzić  Adelę "po zagrodzie". Nie  da się ukryć, że Adela była najmłodszym pracownikiem.  Jeden z pracowników witając  się  z nią powiedział- pewnie  mnie  pani nie pamięta, ale byłem na sali, gdy pisała  pani  egzamin.  Fakt - powiedziała Adela - nie mogę powiedzieć, że wiele z tamtego dnia  pamiętam- do  dziś  nie mogę  się nadziwić, że jednak napisałam na tyle  dobrze, że zaliczyłam ten  egzamin.  Byłam tak  skoncentrowana  na tym co robię, że nie zauważyłabym nawet gdyby  do sali wszedł Święty Mikołaj i  zaczął rozdawać prezenty. Wszyscy  się roześmieli, a jedna z pań powiedziała- to bardzo dobrze, że umie  się pani  tak skoncentrować zamiast wpadać  w panikę. Ja to zawsze odchorowuję takie imprezy.  

Adela uśmiechnęła  się - mnie  chyba było o tyle łatwiej, że dopiero co  przed  tym kursem zrobiłam  magisterkę z prawa i  jeszcze  nie do końca  wypadłam z rytmu egzaminów i kolokwiów.  Co prawda stresowała mnie świadomość, że jeśli nie  zdam to  nie ma poprawki. Ale gdy obroniłam magisterkę to zamiast skakać  z radości płakałam tak rzewnie  jakby mnie odwalili  na obronie. 

No, obrona magisterki to też nic łatwego - odezwał się  jeden  z mężczyzn - moja żona broniła swą pracę w dniu, w którym miała  wg lekarza termin rozwiązania i ja  czekałem na nią na podwórku w samochodzie, będąc przekonanym, że zaraz  usłyszę dźwięk pędzącej  do niej karetki - powiedział jeden z pracowników - ale urodziła dopiero trzy  dni po terminie. Wszyscy zaczęli  się śmiać , a  Adela powiedziała - pewnie  dziecko  doszło do  wniosku, że nie ma  się właściwie  do  czego spieszyć, bo jeszcze je zaczną przepytywać jak  jego mamę.

Kochani - powiedziałem  pani Adeli,  że może zawsze liczyć na pomoc każdego z nas gdy będzie  miała jakieś wątpliwości. Oczywiście najczęściej  siłą  rzeczy będzie się zwracała  do mnie, bo będzie  pracowała w moim pokoju, ale uczulam  państwa- gdyby mnie  nie było to ze  swymi wątpliwościami przyjdzie do was po pomoc. Część z was na pewno zna męża pani Adeli - też jest rzecznikiem patentowym i wiem, że  niedługo też  będzie  pracował w urzędzie, ale w  sąsiednim pionie.

Pani Stasiu,  mam prośbę - proszę panią Adelkę oprowadzić po urzędzie i dać jej  spis  telefonów i trochę opowiedzieć o tym co robimy.  Bo ja  mam zaraz jakąś nasiadówkę, a ostatnio,  zupełnie  nie wiem dlaczego są one  coraz  dłuższe i coraz bardziej wodniste. Nie chcę by pani Adelka czuła  się tego pierwszego dnia  nieswojo.  I jeszcze  coś - to nie jest pierwsza praca pani Adelki, choć jej wygląd może komuś  to sugerować.  A jak będziecie panie  na  dole, to kupcie mi gotową   kanapkę, wie  pani jaką, pani  Stasiu, taką z zieloną  sałatką. Ja  ją potem sobie odbiorę z bufetu i opłacę. Muszę jeszcze coś poczytać przed tą nasiadówką. No to zostawiam panią Adelkę w rękach  pani Stasi. Aaaa- pani Adelko, klucz od naszego pokoju będzie tu. Kiedyś po prostu zostałby w drzwiach,  ale czasy się zmieniły, niestety. 

Gdy szef wyszedł pani Stasia powiedziała: mam wiadomość dla kolegów- pani Adelka jest żoną p.Emila B. , a nie siostrą. Szczęściarz z niego - powiedział któryś z mężczyzn.  Jak  się trochę  tu zadomowię to na pewno  zmieni pan  zdanie, jestem zołzowata i będzie mu pan  współczuć - stwierdziła  Adela. Pani Stasia objęła ramieniem Adelę i  powiedziała - no to my idziemy na obchód. Jakby ktoś do  mnie dzwonił to powiedzcie  proszę, że będę za 2 godziny. To gdzie wy idziecie? - zapytał któryś. No przecież powiedziałam - na obchód. Pani Stasia nic już nie odpowiedziała tylko pociągnęła Adelę  do drzwi. 

Gdy wyszły powiedziała - wpierw pojedziemy zamówić tę kanapkę. Nie lubi  brać  drugiego śniadania z domu, a tu mu tylko te kanapki odpowiadają, więc lepiej  by jeszcze  były. W windzie powiedziała- mówmy sobie po imieniu- wszyscy tu tak sobie mówimy. Adela uśmiechnęła  się- bardzo  chętnie. Masz oryginalne imię - nie znałam dotąd  żadnej Ady. Jestem Adela, nie  Ada. Ada to zupełnie inne imię, podobno  wersja żeńska imienia  Adam. Gdy byłam w  szkole to dla jednych  byłam Adą, dla  innych Adelą ale i Adelajdą. Nie mam pojęcia  dlaczego nazwano mnie  Adelą a nie np. Anną, Agnieszką. Ale to i tak  lepsze niż imię Emilia- w szkole na koleżankę o imieniu Emilia wszyscy mówili....Plater. A na nazwisko miała Czajkowska.

A ja mam  żal, że mnie nazwano Stanisławą- na cześć dziadka ze strony ojca. Nie podobają  mi się imiona dla dziewcząt wywodzące się od imion  męskich.  I tak nieźle, że nie ma u nas imion wywodzących  się od  nazw dni tygodnia lub miesiąca czy też  pory dnia. 

W bufecie Adela zaproponowała by się napiły kawy i na zagryzkę wzięły paczkę paluszków  makowych, zamiast muffinek.  Oczywiście Adela oświadczyła, że ona stawia. No popatrz, nie  miałam pojęcia, że są też paluszki  z makiem, a  za słonymi to ja  nie przepadam. 

A gdzie ty przedtem pracowałaś? - spytała Stasia. Szef wam  nie  mówił?  Nie, powiedział tylko, że masz świetne referencje. No pracowałam kilka lat w ministerstwie  jako sekretarka, potem jako asystentka dyrektora  w programie pilotażowym i ostatnie  dwa lata w dziale rzecznika  patentowego, który z  szefa zmienił się w mego męża. To ile  ty masz lat? Bo wyglądasz na  nastolatkę.  Prawie 28 . Studiowałam w trakcie pracy, trybem zaocznym. Przez 5 lat  nie  wiedziałam co to jest  weekend. Po prostu musiałam po liceum iść do pracy. I po absolutorium, w trakcie pisania pracy chodziłam na kurs  na rzecznika. Emil zapoznawał  mnie  z każdym pismem do Urzędu Patentowego, wszystko mi tłumaczył, często musiałam sama pisać te pisma, on je  czytał, pokazywał gdzie  zrobiłam błąd merytoryczny i wszystko cierpliwie  tłumaczył. Poza tym wszędzie  mnie  woził, bardzo pomagał w domu. Gotować też potrafi. On to wszystko wyniósł z domu, tak go rodzice  wychowali. Mam cudownego męża i równie cudownego teścia. Niestety teściowej nie poznałam, zmarła nim spotkałam  Emila. Ale wiem, że Emil  bardzo mamę kochał. 

Przystojny jest ten twój  mąż. I sympatyczny, ale zawsze z ogromnym dystansem w stosunku do kobiet. Zawsze grzeczny, uprzejmy, ale zero typowych męskich umizgów.  Adela chwilę milczała, potem powiedziała - on właśnie  taki sposób kontaktów z kobietami  wyniósł  z domu. Ojciec   zawsze uczył go szacunku do kobiet  i traktowania ich poważnie, a nie  zawracania  im głowy. I pod  tym względem mamy z Emilem takie same poglądy, traktujemy kontakty damsko-męskie poważnie. Oboje  nie należymy do flirciarzy. Powiedziałabym nawet, że w pewien  sposób  jesteśmy  niedzisiejsi. Nie mniej jakoś tak  się składa, że spotykamy sporo  ludzi z takim  samym  podejściem do życia.

A twoi rodzice też tacy zachwyceni Emilem  jak ty?  Nie wiem, bo mną nigdy nie   byli zachwyceni a ja mając 16 lat wyprowadziłam  się do  siostry mojej matki i od tamtej pory mam z nimi sporadyczne kontakty. Na  ślubie byli, zaprosiłam ich, podobnie jak wszystkich z biura, w którym pracowaliśmy. Ostatnio widziałam ich jakoś tak zaraz po Nowym Roku. Za to z ojcem Emila widuję się codziennie, to super facet. I nazywa  mnie  córeczką lub  córeńką. I jest mężem mojej cioci. Pobrali się zaraz po nas. Mieszkamy po sąsiedzku.

Adelko - ty jesteś niesamowita! Jeszcze  nie  spotkałam takiej osoby jak ty. Stasiu- zapewniam cię, że  osób z tak pokręconym życiorysem jak mój jest  sporo. W pewnym momencie uznałam, że  wszystko co nas  spotyka ma chyba  jakiś sens. Tylko czasem trzeba się zastanowić jaki-  nie  wszystko jest oczywiste i całkiem  jasne.

Wiesz, kupię jeszcze tych makowych paluszków, oboje z Emilem  je  lubimy. Adela odniosła ich puste filiżanki po kawie i kupiła  dwie  paczki paluszków. Jedną postanowiła  wziąć do  domu,  a drugą zostawić  sobie w biurku. Stasiu, a czy można tu sobie przynieść do pokoju mały express do kawy? Bo mam w domu taki mały, na dwa espresso. I jak tu jest właśnie z tą kawą lub  herbatą? Trzeba do bufetu po to chodzić? A to to musisz  sobie z szefem uzgodnić. Tylko uprzedzam, że jeśli przyniesiesz express do kawy, lub elektryczny dzbanek to będziesz mu musiała robić kawę lub herbatę. Nie problem - zaśmiała się Adela - mam  dużą  wprawę w tej materii. Stasiu, a dlaczego  szef powiedział, że teraz  nie można  wychodząc zostawiać klucza  w drzwiach? Były jakieś kradzieże? Podobno. Ale tylko z jego pokoju  coś zginęło. Osobiście podejrzewam, że sam gdzieś posiał swą komórkę. Albo i nie, bo u mojej koleżanki w biurze ginęły pieniądze z  torebek i z kieszeni  płaszczy wiszących  w pokojach. A jeśli chcesz coś schować w biurku to zmień sobie zamek w biurku, bo te zamki są w pewien sposób uniwersalne - jednym kluczykiem otworzysz wszystkie biurka. 

Hmmm, zdziwiła  się Adela - będę musiała w takim  razie kupić na mieście  jakiś zamek. Mam  zwyczaj chować w szafce  biurka  swoją torebkę.  No to niemiła  wiadomość.Tam gdzie ostatnio pracowałam to był chroniczny brak miejsc, więc pokoje były przeważnie wieloosobowe  i z reguły zawsze ktoś  w pokoju zostawał. A my z Emilem  zostawialiśmy  klucz w sekretariacie dyrekcji. No bo czasem zdarzało się, że oboje  musieliśmy wyjść z pokoju. 

Szczerze mówiąc to na początku nie będziesz  zbyt  wiele w ciągu dnia wychodzić ze  swego pokoju- już  szef  zadba  o to, byś miała  sporo do pracy  na  miejscu. 

U zarania  dziejów był pomysł, żeby zrobić  pokój  socjalny, w którym byłby express  do kawy, dzbanek  na wodę, szklanki, filiżanki, talerzyki. No ale szybko się okazało, że nie ma  na to miejsca i że można przecież  zejść  do barku na  kawę lub herbatę. Kiedyś była tu pani  "herbaciarka", która  również sprzątała, ale już  nie  robi  herbaty i tylko  sprząta. A w ogóle ciągle ktoś  coś  tu wymyśla by było "po europejsku", tylko że pewne obyczaje wschodnioeuropejskie   są już tak wrośnięte, że trudno to wszystko  zmienić. Teraz  jest ten trend by rzecznicy patentowi pracowali na wolnym  rynku. Ale ja to czarno widzę - zbyt wiele  lat wszystko było "po linii i na bazie" i społeczeństwo nie  dorosło do tego, by był naprawdę  wolny rynek w każdej niemal  dziedzinie. Nasz Urząd też ma przejść  jakąś modernizację, czyli nietrudno się domyśleć, że będą redukcje etatów - bo na tym  głównie  polegają polskie  modernizacje. Potem  się okazuje,  że brak ludzi, znów się  nowych  werbuje i  historia  co jakiś  czas się powtarza. A potem wyzywa  się ludzi od nieodpowiedzialnych i wrogów  własnego  kraju, bo  wzięli  swoje  "szmatki i lalki" i poszli  się bawić  na inne podwórko, na którym z góry wiadomo jakie  są wymagania i  nie  zmieniają  się  co  kwadrans.

Adela uśmiechnęła  się smętnie - w najgorszym przypadku powieszę  sobie  dyplom magistra  prawa i rzecznika  patentowego w  salonie jako ozdoby ścian  i mogę  wrócić do bycia sekretarką. Eeee, rzecznicy mogą tu  spać  spokojnie, w Polsce jest  niedobór  rzeczników patentowych, redukcja  to dosięgnie tych bez tytułu  rzecznika. Będą tylko rzecznicy i personel pomocniczy. A poza tym zawsze istnieje opcja wyjechania  na inne  podwórko. I my z mężem się nad  tym poważnie zastanawiamy, zwłaszcza, że mamy prawo zamieszkać  w dowolnym kraju należącym do Unii. I nie  musimy  mieć na to zgody ani kraju, w którym zamierzamy zamieszkać  ani tym  bardziej Polski. Mąż już coś kombinuje z wyjazdem i  zapewne wyjedzie  pierwszy, potem  tylko będzie  kwestia zlikwidowania  tu mieszkania. Ale mam prośbę- niech ta rozmowa  zostanie miedzy  nami- poprosiła Stasia. Przymierzamy  się do Szwecji, bo tam  można  pracować znając  dobrze  angielski. Nasi znajomi już cztery lata mieszkają w Sztokholmie i bardzo  sobie chwalą życie tam. I do Polski stamtąd  blisko, jeśli ktoś  zatęskni.  Ale oni  nie  zatęsknili i ani razu od  czasu  wyjazdu  nie przyjechali  tu, za to ciągle  ktoś  z ich rodzin  siedzi u  nich. Mój  mąż też był u  nich i twardo teraz szlifuje angielski i poducza  się  szwedzkiego. Bardzo  się mojemu Sztokholm podobał.  Ci nasi znajomi  mieszkają daleko od  centrum, ale dojazd do pracy mają dobry - dojeżdżają  samochodem do kolejki podmiejskiej, potem kawałek  metrem. Coś tak jakbyś mieszkała na osiedlu  koło Mysiadła a pracowała na Żoliborzu. A gdzie  wy z Emilem  mieszkacie?  Na Ursynowie,  na Stokłosach. I czekamy niczym  kania  dżdżu na metro. Żeby już  chociaż ten pierwszy odcinek do Politechniki kursował. A teraz to ja będę jeździła dwoma  autobusami. A jak  znam życie i  Emila, to gdy on tu też będzie pracował to będziemy jeździć  samochodem.

                                                                      c.d.n.