sobota, 20 kwietnia 2024

Córeczka tatusia - 117

 Nie  da  się powiedzieć, że to była  wypoczynkowa noc. Oboje mieli  za sobą nieudane związki i oboje musieli się jakoś  uwolnić od przeszłości. A najlepszym znanym na to  sposobem to jest rozmowa o tym co było - szczera, czasem dla obu stron  bolesna, bo właściwie  jest to wtedy  autoanaliza i w jakimś  sensie przyznanie  się do własnej niedoskonałości, co nie jest raczej  autoreklamą. Bo nie  da  się ukryć, że każde nasze  zachowanie, każde  słowo wywołuje  jakąś reakcję naszego partnera i naprawdę bardzo, bardzo  rzadko jest tak, by tylko jedna  strona była winna temu, że  związek  się rozpadł. Poza tym zupełnie inaczej patrzy  się na życie mając lat 20  a inaczej kilkanaście lub  więcej  lat później. 

Teraz Andrzej dobrze   zdawał  sobie  sprawę  z faktu, że kiedyś "poleciał na  łatwiznę" i nie zastanawiał się  wcale nad  faktem, że Lena bardzo lekko traktowała układy damsko-męskie i jej ówczesne "nienasycenie" mogło mieć  jakieś podłoże, że planowanie czegokolwiek było dla niej  czymś  tak samo odległym jak odległość Ziemi od Słońca  lub Księżyca,  a pieniądze przelatywały  jej przez  ręce jak bieżąca  woda, że nie chciała podjąć żadnej pracy i tak naprawdę nie miała bladego pojęcia o wychowaniu dzieci , a we  wszystkim pomagała jej  matka. On natomiast był bardzo skupiony na swej pracy, zaraz  po studiach robił doktorat i często nie  było go od świtu do późnego wieczora  w domu, a nawet jeśli  był w domu  to myślami  był cały czas gdzie indziej.

Maryla z kolei  miała  do siebie  żal, że choć zdawała  sobie sprawę z faktu, że jest mało wspólnych poglądów pomiędzy nią a jej mężem to zdecydowała  się na ślub bo....już prawie wszystkie jej koleżanki były  zamężne, a  mąż to jej nawet pomagał w  domu, gdy bardzo zmęczona wracała do  domu po dyżurze. No a to, że nie  za bardzo mieli o czym rozmawiać a współżycie nie dawało jej najmniejszej  nawet   satysfakcji zrzucała  w myślach na karb swojego zmęczenia. 

Zwierzenia obustronne trwały niemal do bladego świtu. Dobrze, że oboje mieli jeszcze w odwodzie wolną od obowiązków  niedzielę. Andrzej z wielkim  zacięciem poznawał pracowicie każdy zakamarek jej ciała i komentował  swe doznania  nie szczędząc słów  zachwytu a ona po raz pierwszy w  życiu przeżyła.....orgazm, do  czego zaraz  się przyznała, a Andrzej powiedział - podejrzewałem to, choć  jesteś bardzo oszczędna  w  wyrażaniu emocji, ale to było cudowne!

Zmęczeni tymi obustronnymi wyznaniami dotyczącymi ich dotychczasowego życia zasnęli mocno w  siebie wtuleni i jakimś cudem Maryli-Marice nie przeszkadzała  wcale jej golizna. W niedzielę około południa wygonił ich  z łóżka najzwyczajniejszy w  świecie  głód i Andrzej ze  zdumieniem stwierdził, że nie  da  się robić  śniadania gdy  się cały  czas obejmuje dziewczynę. Bułeczki z makiem, które dostali od mamy Andrzeja  zostały z  zachwytem skonsumowane, do kawy był jeszcze kawałek tortu, a ich potrzeba fizycznej  bliskości sprawiła, że  w  czasie  śniadania Marika cały  czas  siedziała na kolanach Andrzeja,  a że  jego szlafrok nie  za bardzo ich "ogarniał" Andrzej owinął ich oboje kocem.

Wczesnym popołudniem  Andrzej wysłał ich  wspólne  zdjęcie do Marty z dopiskiem -jestem szczęśliwy- na zdjęciu Marika siedziała na jego kolanach i widać  było (gołym okiem), że  są okryci jednym kocem. Ten koc to był prezent od teścia Marty i Andrzej napisał- nareszcie  ten prezent   doczekał się właściwego wykorzystania! 

Oczywiście  zaraz wyjaśnił Marice, że nie ma najmniejszego zamiaru by  robić tajemnicę z tego, że  Marika jest jego partnerką i to nie  tyko w kręgu przyjaciół i znajomych  ale i w Klinice. Przecież oboje  jesteśmy wolni, więc nie widzę powodu by  robić  z tego jakąś tajemnicę. A zmianę nazwiska możesz,  ale nie  musisz wcale  robić, mnie nie przeszkadza, że masz nazwisko  byłego męża. Przemyśl natomiast sprawę naszego ślubu - bo ja myślę o nas jako o małżeństwie a nie tylko jako o parze kochanków. I chciałbym tę  sprawę jak najszybciej uregulować. Przemyśl to spokojnie,  czy chcesz mnie na resztę życia razem z tym moim przychówkiem, moimi rodzicami i przyjaciółmi. 

Przez  najbliższe 2 lata będzie  nam pomagać przy chłopcach Ewa. Rozmawiałem  z lekarzem psychiatrą i z powodu choroby  Leny jest bardzo dobrze, że  dziećmi zajmuje  się siła fachowa. Z kolei  Ewie  to pasuje, bo dostaje pensję taką jakby dostawała w przedszkolu i ma  płacony  ZUS,  ale ma tylko dwójkę pod opieką a nie dwadzieścioro bachorów lub  więcej. Ona  gotuje  tylko dla  dzieci i siebie, resztę obowiązków domowych to ja  wykonuję.No i pomyśl czy na pewno nie chcesz  sama urodzić, ale mogę cię zapewnić, że zarówno ciąża jak i  cała  reszta  są bardzo,  ale to bardzo przereklamowane. Jestem dziwnie  pewien, że gdyby każda  z kobiet wiedziała jak z bliska wygląda tzw. macierzyństwo od momentu ciąży do końca pierwszego roku życia dziecka to ród  ludzki zapewne  by  zaginął. Marcia  stwierdziła, że być  może skusi się na jedno dziecko i ma nadzieję, że nie będą to klony i że nie będzie  miała takiego pecha jak Ala i  jej organizm nie wyprodukuje w jednym cyklu dwóch jajeczek.

I jeszcze  coś -  jeżeli wolisz np. nie pracować zawodowo a być tylko pełnoetatową mamą dla chłopców - jest  to jak najbardziej  realna  sprawa. Ale nawet jeśli będziesz "pełnoetatową mamą" to pani Ewa i tak będzie  ich "tresowała" aż do chwili pójścia młodszego do zerówki, a ja to na pewno będę ci pomagał w  domu - już wydoroślałem.  Możesz też pracować  np. na 1/2  etatu, nasza  klinika na pewno się  zgodzi,  bo jesteś  bardzo  ceniona od  strony  zawodowej. Jeśli nie masz prawa jazdy to byłoby fajnie  żebyś  je zrobiła, to wtedy pewnie  kupimy drugi  samochód, żebyś nie  musiała liczyć transportowo tylko na mnie. Wojtuś ma kolegę, który handluje samochodami i na pewno coś fajnego będzie  można kupić. Oni  kupili  dla Marty fajnego fiacika 500, używany,  ale  wyglądał jak nowiutki - damski wózeczek jak mówi Marta, ale nim  równiutko  "szpuluje" nawet gdy jest ślisko zimą i to z Mokotowa na Pragę i z powrotem.

Nie wiem czy ci mówiłem - chłopcy nawet  słowem nie  wspominają Leny- tak jakby ona  nigdy z nimi nie  była. Nie mam pojęcia co im  zrobiła. Wiem, że często na  nich  wrzeszczała- no cóż- była po prostu  chora i  zapewne wiele  rzeczy ją wyprowadzało z równowagi. Schizofrenia  nie jest chorobą  dziedziczną, ale niewłaściwie  prowadzone  dziecko pomiędzy 3  a 7 rokiem życia może się stać schizofrenikiem, jeśli  w rodzinie  występowała  schizofrenia.  Teoretycznie to już  dość  "obcykana" choroba ale nadal wszystkiego o niej  nie  wiemy, choć nawet jest już lek łagodzący a nawet  częściowo niwelujący tę  chorobę i odpowiedzialny pacjent, który  stale bierze lek funkcjonuje tak, że o jego chorobie otoczenie  nie ma pojęcia.

Obejrzyj ze mną te plany domku i zastanówmy się, głównie ty, czy chciałabyś  byśmy mieszkali razem z moimi rodzicami we  wspólnym  domu. Wydaje  mi  się, że nawet gdybyś przestała pracować lub  była tylko na połówce etatu, to też nie  byłoby to złe rozwiązanie. To mieszkanie mogłoby pójść pod  wynajem, myślę że twoje też, a może nawet dałoby  się je przehandlować, bo ono już leciwe,  a jak coś  zacznie nawalać to forsa z najmu będzie  szła na  naprawy i coraz  trudniej  będzie je  wynająć. Ja to bym najchętniej już jutro wziął z tobą ślub, ale to nie  Las Vegas i "z marszu " się nie  da.    W Polsce ktoś wymyślił, że od  chwili złożenia  papierów w USC musi upłynąć miesiąc do dnia ślubu, a w takim  Las Vegas możesz wziąć ślub w trakcie drogi do  restauracji lub wyskoczyć do urzędu  między pierwszym a  drugim  daniem w knajpie. A wiesz, gdzie masz swoją metrykę i papiery rozwodowe? Ostatnio ponoć tak się USC rozwydrzyły, że odpis z metryki itp. ważny jest tylko trzy miesiące - dla mnie to tylko wyciąganie  forsy bo za każdy odpis przecież się płaci. Niby  niewiele, bo tylko 30 zł,  ale  biorąc pod uwagę  fakt, że niemal do  wszystkiego potrzebny jest odpis  metryki to się  chyba  niezłe sumy przewalają.

Podejrzewam, że nadal mam swoje  dokumenty na Ochocie - powiedziała Marika. A moi rodzice nie  są rozwiedzeni oficjalnie,  ale nie  mieszkają razem. Matka tkwi w mieszkaniu na  Ochocie i odstawia   Dziewicę  Orleańską a ojciec u swojej ukochanej gdzieś w okolicy ulicy  Korkowej. Mam do niego  tylko telefon. On mi właśnie zostawił to mieszkanie na  Piwarskiego. Nie  znam  jego partnerki, a widziałam się  z nim ostatni  raz  jeszcze przed moim  rozwodem. Nie  miewam częstego kontaktu  z rodzicami i szczerze mówiąc to nadal nie tęsknię  za nimi.  Nawet nie  jestem  pewna czy wiedzą, że się rozeszłam. Widać  z tego, że  ani im ani  mnie te kontakty rodzinne  nie  były potrzebne. Całe  dzieciństwo słuchałam jak jedno na drugie do mnie narzekało - ojciec na  matkę,  matka na ojca- no autentyczny dom  wariatów. W końcu się  rozstali a ja przez  jakiś czas mieszkałam u koleżanki  a potem ojciec na mnie przepisał to  mieszkanie  na Piwarskiego i tam zamieszkałam. Ja się czuję tak, jakbym była od  dziecka sierotą. I, choć może  cię  to zgorszy nie  zamierzam ich informować co zamierzam robić - nic im  do mojego życia. 

Mnie mało co gorszy - ożeniłem  się wbrew radom  rodziców a na  dodatek uciekliśmy z własnego wesela, bo go wcale  nie  chcieliśmy, a jej rodzice i moi uparli  się na to wesele, więc my  prosto  z kościoła , przez zakrystię  "wyciekliśmy" w podróż poślubną nad Morze Czarne. Lena to swoją kreację zrzuciła  z siebie i się przebrała  a ja  poleciałem w  ślubnym garniturku. Na  miejscu  kupiłem na bazarze  dżinsy, tenisówki i dwie  koszulki,  wracałem znów w  tym ślubnym garniturze.

Powiedz mi kochanie, a jak znajdujesz moich rodziców? Dasz radę mieszkać  z nimi w jednym domu? Bo ty to obojgu szalenie  się spodobałaś. Ojciec, to mi kilkanaście  razy za twoimi plecami pokazał kciuk w górę i japę  miał uśmiechniętą od ucha  do ucha.  Obawiałem  się chwilami, że mama to  ci  się rzuci  na  szyję i wyściska ilekroć mówiłaś  coś, co jej przypadało do serca. Zastanawiam  się jak cię namówić byś  już od  zaraz zamieszkała  ze mną - w końcu  ślub to tylko zwykła  formalność a ja już będę miał problem by zasnąć  bez  ciebie.

A co powiesz  dzieciom gdy załapią, że ja zajmę w tym domu  miejsce ich  matki?  No co- powiem, im prawdę, że mama -Lena już nigdy nie  wyzdrowieje, przez  te papierosy, które paliła i że ty, w  swej niezmiernej dobroci będziesz teraz  ich mamą i moją żoną.I podejrzewam, że oni będą  cię tytułować mamą od  samego początku. Oczywiście wytłumaczę im też, że będzie ślub, żeby przyjaciele i znajomi wiedzieli, że ty chcesz być z nimi i ze mną. A propos  ślub - myślę, że zrobimy go w naszym  dzielnicowym urzędzie- u nas jest  sala  ślubów i  śluby  są z reguły  w soboty. Z kliniki to ja bym widział tylko Henia  i poproszę o go o tak  zwaną  dyskrecję. My sobie  z nim  wzajemnie pomagamy i to właściwie  jedyny facet, któremu jestem  w  stanie  powierzyć kogoś  z rodziny do krojenia. A o świadkowanie to może poprosimy Martę i jej teścia?  W  sumie  spędu  nie  będzie - Henio zapewne będzie  sam, chyba  że nagle ma jakąś panienkę, ale w to wątpię, bo bardzo bystrych a jednocześnie taktownych i nie za  wysokich panienek  wciąż jest  deficyt,będzie Marta z Wojtkiem i ojcem Wojtka, będą moi rodzice z chłopcami a od  ciebie kto? Ode mnie? nie  wiem, ale może mój ojciec i ewentualnie   jego kobieta.  Matki nie   zaproszę, bo to ma  być miły  dzień a nie wysłuchiwanie litanii jaki wredny jest mój ojciec. Nic ani nikt  nie powstrzyma mojej matki przed wypominaniem publicznie jak to ją mąż zostawił. No ale  gdyby  była fajna to by jej  nie  zostawił. 

No to wychodzi na to, że na pewno to będzie 10 osób no i może jeszcze  dodatkowo dwie, jeśli twój ojciec i Henio kogoś ze  sobą  wezmą. I z uwagi na małolatów przedyskutuję z rodzicami opcję by wziąć catering i  zrobić to u nich w domku. Finansowo wyjdzie na  remis a  dzieciaki nie  będą wyły z nudów a my nie  będziemy się  musieli  zamartwiać by nie  wpadły kelnerowi pod nogi gdy coś  niesie. Weźmiemy pełny catering,  czyli  papu i ich naczynia, które  zabiorą  sobie gdy skończymy.  Pomyśl jeszcze  tylko, czy chcesz  byśmy mieszkali  z rodzicami w jednym budynku. Tak, przecież my będziemy na górze, a  skoro tam jest łazienka i mini kuchnia to nikt nie padnie  trupem na widok  mnie nagiej pędzącej do łazienki bo mi się  chce  siku lub do kuchni bo umieram   z głodu - powiedziała Marika. Czyli zaraz  w poniedziałek wpadnę do USC by zamówić jakiś termin i zaczniemy to tego dopasowywać  resztę- orzekł Andrzej.  

Oni, gdy  wrócą  z tego Konstancina, to na pewno do nas  zatelefonują więc im powiem, że łaskawie  zgodziłaś  się zostać moją żoną i że będziemy z nimi mieszkać.  A teraz  powiedz  mi jakie mamy  sobie kupić obrączki?  Ja będę nosił obrączkę na lewej ręce, wtedy nie będę jej zdejmował do operacji.   Obrączki? -  jak echo powtórzyła Marika- nie mam pojęcia.  Muszą być lekkie, by w niczym nie przeszkadzały gdy będziemy wykonywać swoją pracę. I myślę, że  gdy będziemy je  zamawiać to musimy   mieć  ze sobą  rękawice - stwierdziła Marika.To nie mogą  być obrączki typu "inwestycja". Muszą  być cienkie, lekkie, płaskie.  Masz rację kochanie- zgodził się  z nią i Andrzej -  podyskutujemy z jubilerem, bo może lepsze  byłyby z platyny a nie ze  złota.  

                                                                     c.d.n.