Mniej więcej w tydzień po powrocie ze Słowacji Ewę obudził w nocy ból brzucha. Wyplątała się z objęć Roberta i poszła do łazienki- bolało ją w miejscu w którym według niej nie powinno ją nic boleć, bo pęcherzyk żółciowy już miała wycięty, a bolało ją w tym miejscu, w którym kiedyś był. Wychodząc z łazienki wpadła w objęcia Roberta - co się stało? czemu wstałaś?- spytał. Ewa skrzywiła się- nie wiem co mnie boli, bo boli mnie w miejscu gdzie kiedyś miałam pęcherzyk żółciowy a przecież go już nie mam. Robert zaczął się ubierać- zaczekaj, zaraz pomogę ci się ubrać - pojedziemy do kliniki. Ale po co? Po to, że to może być zapalenie wyrostka. Na chirurgii dziś ma dyżur doktor L. Zaraz do niego zadzwonię. Jest piąta rano, nie budź człowieka- prosiła Ewa. Muszę kochanie, to zbyt poważna sprawa. Połóż się, pomacam cię trochę, zrobię to delikatnie, a ty mi mów kiedy boli. Po chwili Robert powiedział- wg mnie to wyrostek, boli cię przy nagłym odpuszczaniu ucisku. Zadzwonię, bo wolę byś leżała w naszej klinice niż gdzieś w mieście i żeby L. operował niż ktoś inny. W niecałe pół godziny później karetka wiozła oboje do kliniki.
W klinice zrobiono jeszcze Ewie badanie krwi i liczba białych krwinek wprawiła ją w zdumienie, doktora L. raczej nie, widział w życiu nie jeden stan zapalny. Gdy się ocknęła siedziała przy niej pielęgniarka a ona była podłączona do kroplówki. Oj, szybciutko się pani obudziła, zaraz poinformuję pana doktora, że już pani nie śpi. Gdy się skończy kroplówka, będzie pani mogła wstać i się przespacerować dostojnym krokiem po pokoju. A pan doktor ma zaraz jakiś zabieg i przyjdzie do pani gdy go skończy. Porozmawiała jeszcze z jakąś inną pielęgniarka przez telefon i poprosiła by ta powiadomiła pana doktora R.G., że żona już się obudziła. Ale mnie się jeszcze chce spać, stwierdziła Ewa.
Pielęgniarka spojrzała na pojemnik wiszący na stojaku- nie ma sprawy, ta kroplówka to jeszcze trochę czasu sobie pociurka. Może pani sobie spokojnie drzemać- nie mogę, bo mi się chce siku- jęknęła Ewa. Nie ma problemu, podam pani basen. Tylko proszę nie szarżować, pomogę pani- trochę zaboli, ale nie za bardzo. Gdy pielęgniarka zabrała basen Ewa nieomal natychmiast zasnęła z powrotem. Gdy się obudziła po raz drugi w fotelu przy łóżku siedział Robert. Na stojaku nadal wisiał pojemnik, tym razem była na nim żółta etykietka. Ojej, ja chyba mam następną kroplówę - stwierdziła Ewa. No fakt- to już druga. Masz gorączkę, ponad 39 i bardzo nas to martwi. W kroplówce jest antybiotyk, a skoro nie śpisz, to ci inaczej skonfiguruję łóżeczko. Nie chce ci się pić? Nie, ale znów chce mi się sikać, ale nie chcę basenu. No to cię zaprowadzę do łazienki i zrobisz normalnie i cię umyję, by ci było milej. Te miski są z dopływem wody, jak w bidecie. Mam ochotę kupić coś takiego do nas, do domu. A co będzie z kroplówką? - a nic, stojak ma kółka, pojedzie razem z tobą do łazienki.Chwycisz go ręką, w której masz wenflon. A kiedy mnie wypiszą do domu? Tego nie wie nikt - musisz wziąć wpierw antybiotyki, potem 3 dni być bez gorączki, pewnie za tydzień będę mógł cię stąd zabrać. A przez ten czas pomieszkamy w szpitalu. Masz pojedynkę, mnie tu zainstalują polowe łóżko - wygodne. Będę miał wyjątkowo blisko do pracy. W tym wszystkim najszczęśliwsze jest to, że zachorowałaś tu a nie na Słowacji. Dobrze cię wytarłem? suchutka jesteś? Tak, jesteś świetną nianią. No to wracamy do łózia. Ale mi strachu napędziłaś, bo straciłaś przytomność gdy cię wieźli na operacyjną już po badaniu. Niewiele brakowało a byłby się drań rozlał i wtedy byłaby to trudniejsza sprawa. Gdy się zmęczysz tą pozycją to możesz sobie sama obniżyć, zobacz kochanie, tu jest sterownik. Około siedemnastej mam kilku pacjentów, chyba trzech, z tym że jeden to tylko kontrola i dwie diagnostyki. Byłem przy twojej operacji i wiesz- gdybym musiał to bym cię zoperował. A L. zrobił ci szew niemal jak chirurg plastyczny. Śladu nie będzie. On tu dziś wieczorem wpadnie. Chyba ma nockę.
Robert, zawiadom Zigi, że mnie jakiś, czas nie będzie. Zawiadomiłem, był przerażony. I prosił, by ci powiedzieć, że do konkursu już was zgłosił. I masz zdrowieć spokojnie. A do jakiego konkursu on was zgłosił Kochanie? Do włoskiego, na zagospodarowanie kawałka terenu północnego brzegu jeziora Garda. No wiesz, jesteśmy wszak w Unii Europejskiej. Jakbyśmy wygrali to byłoby coś, ale nawet drugie i trzecie miejsce się liczy, bo wtedy jest szansa wejścia na ten rynek.
On to samo mi mówił. O jeżu zielony, coś się z nim po tym ślubie stało - mnie po raz pierwszy wypytywał o szczegóły pobytu na tym świątecznym wyjeździe, a tobie powiedział o tym zgłoszeniu nas do konkursu- niesamowite! Robert, mam popękane usta, chyba od gorączki, kup mi coś w aptece na dole na te popękane usta. Robert przyjrzał się jej wargom i delikatnie po nich przejechał palcem i spytał- tylko to czy może jeszcze coś do smarowania buzi lub rąk. No to jeszcze jakiś krem nawilżający do twarzy. Ale to może mi ktoś z domu przywieźć. A chcesz może coś do czytania? Jak będzie to kup Politykę i Focus. No to wrócę dopiero za pół godziny, przy okazji zjem coś w kantynie. Ty jeszcze dziś będziesz na głodówce.
Gdy Robert wrócił Ewa znów spała. Oddychała równo, spokojnie. Delikatnie wsunął jej pod pachę termometr, sprawdził puls. Temperatura już była niższa, już tylko 38,00. Odłączył kroplówkę po ostatniej kropli i zadzwonił po pielęgniarkę. Ucieszył się, że antybiotyki działają. Gdy przyszła pielęgniarka przepytał ją czy będzie jeszcze jedna kroplówka, powiedział, że niedługo idzie przyjąć pacjentów w swoim gabinecie i żeby Ewę prowadzić do toalety w razie potrzeby a nie dawać jej basenu. Na stoliku nocnym zostawił zakupy apteczne, a na fotelu czasopisma. Wyłączył Ewie komórkę, by jej ktoś nie obudził. Niech biedactwo śpi, sen to zdrowie.
W godzinę uwinął się z pacjentami i z ulgą powrócił do pokoju Ewy. Wysłał sms do Pawła, że antybiotyki na Ewę działają i temperatura spada a Ewa spokojnie teraz śpi. Napisał Pawłowi, co ma mu z ubrania podesłać do szpitala-najlepiej gdy zostawi to na recepcji, zapakowane i opatrzone kartką z jego nazwiskiem.Recepcja jest czynna do godziny 21,00. Na pytanie syna kiedy wróci do domu napisał- nie wiem, zapewne wtedy gdy Ewę wypiszą do domu. Ma pojedynkę i wstawią mi tu dziś dostawkę. Nie zostawię jej tu samej. Poza tym mam tu bardzo blisko do pracy. Paweł wszystkim domownikom odczytał treść sms-a i prosił by mamę od nich uściskać i powiedzieć, że czekają na nią z niecierpliwością. Wieczorem, ku wielkiej radości Roberta temperatura już nie wzrosła. Trzecia tej doby kroplówka była głównie "odżywcza", następna dawka antybiotyku miała być rano. Doktor L. który faktycznie miał nockę, był bardzo zadowolony ze stanu Ewy. Prosił Roberta, by ją wieczorem, gdy już pacjenci nie będą się szwendać, pooprowadzał korytarzami kliniki, żeby zminimalizować zrosty pooperacyjne. Śmiał się, że Robert ma teraz tak bardzo blisko do pracy. Powiedział Ewie, jak bardzo obaj byli w strachu, bo wyrostek był schowany pod wątrobą i istniała obawa, że w czasie ściągania go w dół może pęknąć. Dobrze, że masz bracie, takie szczupłe i zwinne palce - stwierdził Robert i że odważyłeś się ich użyć zamiast jakiegoś haka. No wiesz Robercie- mimo wszystko w palcach to człowiek ma wyczucie, a gdy posługujesz się takim hakiem to fajnie ani bezpiecznie nie jest.Czwartego dnia zdejmiemy szwy i skleimy brzegi plastrami i tego dnia pani grzecznie poleży. Będą wymieniane co dwa dni aż do chwili dobrego zrostu.
Kup jutro dla żony sucharki do śniadania, są w bufecie. I są znacznie smaczniejsze od czerstwej bułki paryskiej. No to ja uciekam. Do jutra, moi mili.Upojnej nocy wam nie życzę, ale i tak lepsza taka niż w oddaleniu.
Ósmego dnia po południu Ewa wróciła do domu. Miała jeszcze dwa tygodnie zwolnienia lekarskiego. A w klinice wrzało. Personel pielęgniarski nie mógł pojąć co takiego ma w sobie żona Roberta, że on poza nią świata nie widzi. Przez te kilka dni pobytu zamiast siedzieć w domu on siedział z nią w pokoju szpitalnym. No a przecież ani piękna, ani młodziutka a on spędzał z nią każdą wolną chwilę i opiekował się nią jakby był pielęgniarzem a nie lekarzem. Gdy któraś nieopatrznie coś lapnęła na ten temat przy doktorze L. ten już nie wytrzymał i wypalił - nie wiecie co żona R.G. ma takiego, co go przy niej trzyma? Jego żona ma to czego wam brakuje - jest bardzo inteligentna, taktowna i miła. Poza tym jest architektem bardzo szanowanym w tym środowisku. Nie bardzo rozumiem na jakiej podstawie wam się wydaje, że każdy facet leci na urodę. A poza tym żona doktora R.G. nie nadużywa kosmetyków, nie farbuje włosów, ubiera się stosownie do okazji i nie chodzi w biały dzień do pracy wymadźgolona jakby szła na bal maskowy. Nim powskakujecie w te swoje różowe kitle to wyglądacie jakbyście szły do nocnego klubu na podryw a nie do pracy z chorymi ludźmi, którym potrzebna jest wasza empatia a nie wasze wymalowane oczy. Panie z recepcji oddziałowych też wyglądają jakby obsługiwały zupełnie inną niż szpital instytucję. Naoglądałyście się bzdetnych seriali i wydaje się wam, że tak wyglądają prawdziwe pielęgniarki, lekarze i pielęgniarze. Nie dotarło do waszych małych łebków, że te wszystkie stroje, makijaże i historie są tylko po to, żeby film miał powodzenie? Bo prawdziwe życie nie wygląda tak jak w serialu - ani tak atrakcyjnie ani seksownie.
Poza tym pracujecie tu za godziwe pieniądze, więc nim następnym razem otworzycie usta by obgadywać innych współpracowników pomyślcie o tym, że na miejsce każdej z was chętnie przyjdą trzy inne.To nie są dożywotnie kontrakty.
A że pan doktor L. miał dość doniosły głos, a mówił to wszystko tuż obok pokoju lekarskiego wiadomo było, że to wszystko słyszeli lekarze, którzy akurat mieli swą przerwę śniadaniową. Gdy wszedł do niego powitały go ciche oklaski.
A "bohater" całego zamieszania pocił się w tym czasie na sali operacyjnej składając w całość połamaną w dwóch miejscach nogę rowerzysty potrąconego przez samochód, którego kierowca miał w nosie użytkowników ścieżek rowerowych.
W pierwszy weekend po szpitalu Robert z Ewą pojechali do Zigi i Doroty. Dorota "zaskoczyła" i wolała by Ewa do nich przyjechała, bo wolała w razie czego wymiotować we własnym domu niż u kogoś. A niestety należała do tych, dla których te pierwsze tygodnie ciąży były makabryczne. Ewa upiekła w domu ciastka cynamonowe, bo pamiętała, że któraś z koleżanek twierdziła, że zjedzenie jednego z samego rana znosiło poranne mdłości. Dorota była wzruszona, ale nie przekonana. Obiecała, że następnego rana wypróbuje ten sposób. Zigi dał Ewie założenia do konkursowego projektu, przekazał kilka filmów z tamtych okolic, wypili kawę (Dorota coś ziołowego, czego zapach omal Ewy nie przyprawił o torsje) i wrócili do domu.
Ewa jeszcze w stu procentach nie doszła do pełni sił, no ale nie dziwiło to Roberta, bo jednak było to bardzo poważne zapalenie, a podane antybiotyki bardzo silne. Robert po całym tygodniu pracy i dniach choroby Ewy też był zmęczony, więc zamknęli się przed całym światem na swoim pięterku. Czulili się do siebie, przysypiali i budzili, cały czas spleceni uściskiem. Ewa cały czas dziękowała Robertowi za to, że był z nią stale, przepraszała, że ma tyle z nią kłopotu a on jej tłumaczył, że dla niego życie bez niej nie miałoby sensu.
Około siódmej wieczorem Ewa stwierdziła, że....jest głodna! No to znaczy, że zdrowiejesz! Schodzimy na dół, wiem, że mamcia przygotowała na dziś rosołek cielęcy i do niego jest cieniutki domowy makaron, który razem z Welą zrobiły. To Wela umie robić makaron? -zdziwiła się Ewa. Wela zrobiła ciasto na makaron, mamcia odkopała gdzieś w garnkach maszynkę do robienia makaronu a tata kręcił korbką gdy były w niej płaty ciasta. Potem go ugotowały i teraz będziemy wszyscy jeść cielęcy rosół z domowym makaronem. Dały rosołek tylko psu spróbować, mało miski nie wciągnął. A na drugie są naleśniki z mięsem i naleśniki z serem i rodzynkami. I wszystkiego przygotowane jak na pułk wojska. Robert pierwszy schodził po schodach, żeby Ewa się czasem nie potknęła. Na dole wszyscy bardzo się ucieszyli, że Ewa jest głodna.
Ewa opowiedziała wszystkim jak nadzwyczajnie się Robert nią opiekował a przecież w ciągu dnia normalnie pracował a zamiast odpocząć każdą wolną chwilę jej poświęcał. Ewuś, tłumaczył jej Robert- przecież to chyba normalne -gdy się kogoś kocha, to się o niego dba stosownie do chwili- najważniejsze było, byś nie dostała zapalenia otrzewnej. Ty Ewuś dbasz o mnie nawet gdy jestem w pełnym zdrowiu, pilnujesz stale bym się odpowiednio odżywiał, starasz się odsuwać ode mnie jak najdalej troski dnia codziennego, na każdym kroku ułatwiasz mi życie. I, co chyba dla każdego normalnego człowieka jest ogromnie ważne- mogę ci się zwierzyć ze wszystkich moich trosk, a nie da się ukryć, że tych zawodowych jest najwięcej. I wiem, że zawsze mogę ci powiedzieć czego się boję przed którąś z czekających mnie operacji i mogę opowiedzieć potem czego się bałem. Doktor L. w pełni mnie rozumie, bo jego żona też jest dla niego wsparciem, tak jak ty dla mnie. A poza tym - jesteś prawdziwą matką dla Pawła - stworzyłaś dom dla nas obu. Powiedz mi więc jak mógłbym nie poświęcać ci każdej minuty swego czasu? Wszczepiłaś nas do swojej rodziny, dzięki tobie obaj z Pawłem zaleczyliśmy swoje rany, które powstały kiedyś z mojej głupoty i nieodpowiedzialności. I ty i twoi rodzice stworzyliście dla nas obu bezpieczną przystań, więc najnormalniejsze w świecie jest to, że staram się ciebie i rodziców otoczyć swą troską. Nawet nie masz pojęcia jak wzruszyło mnie to, że zadbałaś nawet o to, żebym jednak nosił zimą czapkę gdy wysiądę z samochodu. Nie wiem skąd, ale wiedziałaś, że wszystkie mnie "gryzą" i denerwują i wyczarowałaś dla mnie i Pawła cudownie miękkie i delikatne czapki. To pewnie drobiazg dla kogoś, ale mnie to ogromnie wzruszyło, że tak o mnie i o niego dbasz. Więc powiedz mi, jak mógłbym nie zadbać o ciebie w szpitalu gdy zdawałem sobie sprawę z tego co ci grozi.
c.d.n.