Jak powszechnie wiadomo, w ciągu siedmiu dni należy nowego obywatela lub obywatelkę kraju zarejestrować w USC i zgłosić imię. W efekcie burzy mózgów dziewczątko na pierwsze imię dostało Ewa a na drugie Anna i Marta się śmiała, że mają córeczkę o imieniu "Ewanna." W sypialni Wojtek zrobił małe przemeblowanie i łóżeczko małej postawił po swojej stronie małżeńskiego łóżka, mówiąc, że dopóki Marta nie odpocznie po ciąży i porodzie to łóżeczko będzie stało obok niego, a potem " się zobaczy". No ale ty przecież chodzisz codziennie do pracy, nie możesz się nią w nocy zajmować - protestowała Marta. Przecież ja ci ją tylko wyjmę z łóżeczka i podam, a ty się będziesz nią zajmowała- tłumaczył cierpliwie. Ostatnio mam wykłady o kulturalnej godzinie, nie o świcie, zdążę otrzeźwieć. Poza tym nie rodziłem i nie jestem obolały.
W sypialni zrobiło się nieco ciasno a ponieważ Misia przyciągnęła pod łóżeczko nowej lokatorki swą matę do leżakowania, Marta zarządziła by pod łóżeczkiem dziecka umieścić budę Misi. Marta się śmiała, że mała ma z całą pewnością wmontowany w swych wnętrznościach zegarek a na dodatek odziedziczyła po swojej mamie zamiłowanie do punktualności, bowiem z niesamowitą wprost punktualnością co trzy godziny domagała się jedzenia.
Pewnego dnia Wojtek sfotografował "swoje trzy dziewczyny" czyli Martę, Ewunię i Misię gdy wszystkie trzy były pogrążone w głębokim śnie i zdjęcie zrobiło furorę wśród ich przyjaciół a jedna z odbitek zagościła na wiele miesięcy na biurku Andrzeja w jego gabinecie. Kolejne odbitki powędrowały do rodziców Marty i na ścianę "tajnej kawiarni" Wojtka i Michała w ich pokoju na Politechnice. Poza tym Wojtek wysłał je też do Hanki i Milosza oraz do Ondreja. Przez pierwsze trzy miesiące Marta praktycznie nigdy nie była w domu sama tylko z dzieckiem i Misią - zawsze był któryś z dziadków. Patrycja też bywała bardzo często i przez jakiś czas swój udział w prowadzeniu kwiaciarni ograniczyła do jeżdżenia po towar. Marta czuła się w pełni "zaopiekowana" i jak powiedziała Wojtkowi, to wcześniej wyobrażała sobie, że będzie znacznie gorzej, że się z niczym "nie wyrobi" na czas, ale dzięki stałej obecności któregoś z dziadków wszystko funkcjonowało " jak w zegarku".
Bardzo zabawna była wizyta Andrzeja, bo wraz z nim przyjechała Maryla, chłopcy i rodzice Andrzeja. Obaj chłopcy teoretycznie wiedzieli, że niemowlaki nie są duże, ale po raz pierwszy widzieli niemowlę z tak bliskiej odległości i mające raptem niecałe trzy miesiące. Ewunia nie należała do dużych niemowląt i jak to określił pediatra " w mamę poszła" - nie wyglądała jak typowy "pączek w maśle", bo ani Marta ani Wojtek nie należeli do osób z nadwagą spowodowaną otyłością ani też absolutnie nie sprawiali wrażenia atletów. Starszy z braci, Piotrek, oglądał z wielkim zainteresowaniem rączki Ewy, w końcu powiedział - "nie miałem pojęcia, że takie malutkie dzieci mają paznokcie!" A ząbki też ma? - zapytał. Powstrzymując się od śmiechu Andrzej poinformował go, że ząbków to jeszcze nie ma, bo jak na razie to mała jeszcze ssie mleko z piersi swojej mamy, więc zęby są jej zupełnie zbyteczne. A potem było pokazowe karmienie i obaj dopytywali się czy oni też byli karmieni piersią, zamartwiali się, że to wszak może być bolesne dla matki, potem Marta tłumaczyła czemu trzyma małą po karmieniu pionowo i czeka aż się jej odbije i z zachwytem oglądali fakt, że Ewunia nie posiada "siusiaka" a jednak siusia i potem z wielką powagą kołysali ją delikatnie w hamaku zamontowanym w łóżeczku. Gdy już mała usnęła najedzona i przewinięta Piotruś pocałował ją w czubek główki i powiedział oglądając swoje i brata ręce - to niemożliwe, że ja i Jacek też mieliśmy takie malutkie rączki. Potem z pełną powagą poinformował wszystkich, że on jak dorośnie to się z Ewą ożeni. Marta omal się nie zakrztusiła na amen przełykanym właśnie sokiem z czarnej porzeczki, a Andrzej powiedział, że to bardzo dobry pomysł, ale jak na razie to ani on ani Ewa nie nadają się do małżeństwa i trudno przewidzieć co będzie za dwadzieścia parę lat. Potem Andrzej obiecał chłopcom, że w domu pokaże im ich zdjęcia gdy oni byli takimi maluszkami jak teraz Ewunia.
Tydzień później Ewunia została zaprezentowana "Michałom". Cała trójka "młodych" stwierdziła, że Ewunia jest śliczna a na dodatek wcale się ich nie boi tylko się im przypatruje, ale nie płacze. Irenka przyniosła dla małej lalkę z miękkiego tworzywa, którą kiedyś przysłał dla niej ojciec Michała, a którą Irenka właściwie nigdy się nie bawiła, bo jej bracia nie chcieli się z nią bawić tą lalką. Z pełną powagą posadziła lalkę w łóżeczku małej i powiedziała do Marty, że lalka jest nie tylko umyta wodą i mydłem ale i odkażona "dezynfektorem", żeby Ewunia na coś nie zachorowała, a jej ubranka wszystkie zostały wyprane przez mamę. Lalka była niewiele mniejsza od przeciętnej wielkości noworodka i wyglądała nieco dziwnie, bo noworodki wszak nie siedzą. W oddzielnym opakowaniu były jej ubranka i Irenka zapewniła Martę, że zaraz ją ubierze, bo przecież Ewunia jeszcze tego nie potrafi, a lalka znacznie lepiej wygląda w ubranku niż goła.
A poza lalką Ewunia dostała od Michała i Ali fotelik samochodowy dla takich maluszków oraz zapewnienie, że następne rozmiary fotelika też czekają na Ewunię. Kilka dni później "wpadli" Ziukowie z zawekowanym dla małej sokiem wieloowocowym z plantacji na której rośliny nie są spryskiwane środkami ochrony roślin ani nie są podlewane sztucznymi nawozami. Powiedzieli też, że gdy mała będzie już spożywać przecier z marchwi to będą dostarczać marchewkę odpowiedniej jakości. I zawsze, gdy Ewunia już będzie jadła "wszystko" to będą i dla niej dostarczać pełnowartościowe produkty tak jak dla dzieci Ali i Michała. Marta aż się nieco popłakała ze wzruszenia a Ziuk powiedział, że to przecież jest normalne, że dba się o przyjaciół a ona i Wojtek już nie jeden raz pokazali, że są prawdziwymi przyjaciółmi.
Marta, choć była na ustawowym urlopie, nadal interesowała się tym co się dzieje w laboratorium i raz na jakiś czas wpadała tam na krótko. Po pierwszej wizycie powiedziała w domu, że szalenie dziwni są jej koledzy, bo strasznie są ciekawi jak wygląda Ewa i jak się rozwija i wciąż się pytają kiedy Marta zaprezentuje swym kolegom swoją latorośl oraz kiedy wróci do pracy. A szef, o czym wszyscy wiedzą, jeszcze nigdy dotąd nie zatrudniał nikogo na połówce etatu, teraz stwierdził, że jeśli idzie o Martę to uważa, że mogłaby pracować na połówce etatu. Tata Marty zaraz podchwycił temat i stwierdził, że to jest bardzo dobry pomysł, bo jego zdaniem Patrycja mogłaby w tym czasie zajmować się Ewą, którą wyraźnie uwielbia.
No ale przecież Pati "zbiera lata" do emerytury - stwierdziła Marta. No i dobrze- w tym układzie Pati zatrudni się u was jako opiekunka do dziecka i będzie płacić składkę emerytalną w tej samej wysokości co teraz - wyjaśniał tata Marcie. A kwiaciarnię się sprzeda bez problemu. To jest bardzo dobry punkt, bo najbliższa kwiaciarnia jest kilka przystanków autobusowych stąd. Być może, że odkupi ją wspólniczka Pati. Mnie to bardzo pasuje - stwierdził tata- bo nie jestem zadowolony z tej pracy Pati w kwiaciarni a zwłaszcza z tego wstawania nocą i jeżdżenia po towar jak rok długi. Wierz mi - stać mnie bez problemu na płacenie tej składki zusowskiej. W ten sposób wreszcie uwolnię ją od tej spółki, w której ta jej wspólniczka niewiele robi a forsę łyka nie wiadomo za co. A ty będziesz mogła pracować w laboratorium na pół etatu a Ewunia będzie miała dobrą opiekę. Bo Pati jest odpowiedzialną osobą. Na połówce etatu na pewno nie musisz tam być równo od dziewiątej rano - dogadasz się ze swoim szefem co do godzin pracy. Omów to szybko z Wojtkiem. Przecież tak naprawdę to Pati mogłaby wcale nie pracować, bo gdy przejdę na emeryturę to też nam pieniędzy wystarczy. Mieszkanie mamy wszak dobrze umeblowane i odnowione, nie wymaga żadnych inwestycji.
No ale czy Pati się zgodzi na taki układ? - zastanawiała się na głos Marta. A poza tym to my też możemy płacić w takim układzie tę zusowską składkę, żebyś ty nie płacił - stwierdziła Marta. Przecież wiem, że możecie, ale nie będziecie bo ja chcę ją płacić, tyle tylko, że to ty będziesz wypełniać druki i dawać je mnie, a ja będę przelewać pieniądze i nie puścisz pary z buzi, że to ja finansuję - rozumiesz? A Pati zgodzi się, wiem, że na pewno się zgodzi - tylko zacznij jej mówić, że chciałabyś wrócić na pół etatu do pracy, ale boisz się wynająć jakąś obcą osobę do opieki nad Ewunią. Jak znam życie to Pati zaraz z tym "przyleci" do mnie a ja już pokieruję jej tokiem myślenia tak, że wszystko się ułoży po naszej myśli. Możesz swego teścia wtajemniczyć w rzecz całą - on nie jest gadułą i na pewno uzna ten plan za bardzo dobry i się przed Pati nie wygada. On przecież mógłby już nie pracować, ale po prostu chce - mam wrażenie, że mu brakuje Austrii i ten jego kawalątek etatu daje mu jakąś namiastkę kontaktu z Austrią. A udział Pati w waszym życiu nie odbierze mu frajdy z gotowania wam obiadków.
Jeszcze tego samego dnia wieczorem Marta omówiła wszystko z Wojtkiem, który stwierdził, że jeśli Marta ma być wielce nieszczęśliwa z powodu urlopu wychowawczego, to oczywiście mogą tak zrobić, tym bardziej, że do chwili ukończenia przez małą trzech lat może w każdej chwili wziąć urlop wychowawczy.
Wojtek i obaj ojcowie zaczęli tłumaczyć Marcie, że z uwagi na dziecko należałoby zmienić fiacika, którym jeździ Marta, na nieco większy samochód i w obu samochodach zamontować uchwyty do montażu fotelika dla dziecka. Maleńka Ewunia, wokół której "świat się kręcił" okazała się bardzo towarzyskim dzieckiem i bardzo lubiła mieć kogoś z rodziny w zasięgu wzroku.
Po naradach w rodzinie i konsultacjach z pediatrą Marta zdecydowała, że gdy Ewunia skończy pół roku Marta wróci do laboratorium na pół etatu. Ale jeszcze nim Marta podjęła owe pół etatu rodzice odsprzedali kwiaciarnię, a Marta "zatrudniła" Pati w charakterze opiekunki do dziecka. Połówkę kwiaciarni należącą dotąd do Pati odkupiła kuzynka dotychczasowej wspólniczki Patrycji - Małgorzata, której udało się całkiem korzystnie sprzedać "domek letniskowy nad Narwią". Jak powiedziała Patrycji, to wystarczyło jej jedno postanie w korku, którego rozładowanie z powodu jakiegoś wypadku trwało niemal trzy godziny, by definitywnie zrezygnować z posiadania domku mad Narwią. Bo utknęła w takim miejscu z którego absolutnie nie można było się wydostać na inną drogę bo droga była zablokowana w obie strony. Na pole też nie można było zjechać bo po obu stronach szosy były rowy a do tego wcale nie płytkie.
Patrycja, od chwili gdy zgodziła się opiekować Ewunią, powiedziała Marcie, że teraz czuje się tak, jakby Marta nie była "przyszywaną" córką, ale taką prawdziwą, rodzoną. Bo to dowód, że Marta w pełni jej ufa. W nowej sytuacji Pati stwierdziła, że może spokojnie sprzedać swój samochód. Oczywiście zaraz zaczęła się w rodzinie burza mózgów. Samochód Pati był typu combi i był przystosowany do przewozu "towaru", więc w pierwszej chwili Pati chciała zaproponować swej byłej wspólniczce by go kupiła, ale teść Marty skrytykował ten pomysł mówiąc, że lepiej się odciąć w 100% od wspólniczki, bo jak zna życie, to ilekroć coś by w samochodzie "nie zagrało" to zaraz była wspólniczka zawracałaby jej tym głowę.
Na takie dictum zaraz Wojtek zatelefonował do swego kolegi, tego za pośrednictwem którego Marta kupiła swojego fiacika 500. Kolega przyjechał, obejrzał samochodzik Pati, zachwycił się przeróbkami i w dwa dni później samochód już był sprzedany. A Pati, w tak zwanym międzyczasie, miała nagły przebłysk "geniuszu" i stwierdziła, że jej właściwie w nowej sytuacji wcale a wcale nie jest potrzebny samochód - w tygodniu na pewno nie będzie gdzieś jeździła z niemowlakiem samochodem, a w weekendy będzie jeździła wszak ze swoim mężem jego samochodem a fotelik samochodowy zamontuje się w samochodzie Wojtka lub Marty. Wojtek z kolegą bardzo długo o czymś dyskutowali spacerując po podwórku. Bardzo szczegółowo oglądali samochody Wojtka i Marty.
c.d.n.