Pogoda w końcówce grudnia była naprawdę paskudna- w dzień najczęściej padała z nieba "mokra kasza", nocą mokra paciaja przymarzała, Alek i dziadek mieli w związku z tym "areszt domowy", bo wieczorem i wczesnym rankiem było bardzo ślisko a w dzień paskudnie mokro. Teresa i Kazik postanowili, że kolację sylwestrową zrobią u siebie w domu, nie będą się nigdzie "włóczyć" w taką pogodę z dzieckiem. Kazik rozmawiał na ten temat z bratem, ale Krystian powiedział, że oni ten wieczór spędzą u siebie, żeby małego nie ciągać nigdzie w tę pogodę. Lekarka zapisała małemu jakiś czopek, więc mają nadzieję, że będzie spał. W tym układzie Teresa zaproponowała żeby przyszli na obiad w Nowy Rok, ale Kris powiedział Kazikowi otwarcie, że każda wyprawa z domu z Aliną i małym jest dla niego udręką, bo on musi wszystkiego dopilnować, a on to by chciał w dzień wolny od pracy po prostu odpocząć. I zastanawia się poważnie nad tym, by zatrudnić panią Marię u siebie, żeby on nie musiał organizować ciągle życia w domu.
Popatrz - tłumaczył Kazikowi - twoja żona zajmuje się na okrągło dzieckiem, decyduje o tym co ugotować, co kupić, ty możesz w domu zamknąć się w swoim pokoju i pracować - ja ostatnio jeśli muszę popracować robię to poza domem, a potem słyszę wieczorne płacze Aliny, że ciągle nie ma mnie w domu. Ona wciąż nie może pojąć, że mój zawód ma swoje blaski i cienie i że tych cieni jest niestety sporo. Mam względny spokój tylko w te dni gdy jest u nas pani Maria - Alina traktuje ją jakby była jej matką. To są te ciemne strony mego związku, które wyszły dopiero po urodzeniu się Tadzia. Nawet sobie braciszku nie zdajesz sprawy jak dobrze trafiłeś z Teresą.
Oooo, z tego to ja sobie doskonale zdaję sprawę i nie mogę odżałować, że tyle lat zmarnowałem wpakowując się jak super kretyn w Ankę - powiedział Kazik. Jedyne dobre to było to, że dość szybko rozszedłem się z Anką, że wyjechałem i nie wbagniłem się w jakieś dziecko z Anką. Nie mówiłem ci, ale niedawno napisała do mnie moja była teściowa- poinformowała mnie, że to nie ja byłem sprawcą ciąży Anki tylko- usiądź może, żebyś nie padł z wrażenia - sprawcą był Robert, jeszcze przed ślubem z Teresą, a Anka, zwykła zdzira, wybrała sobie na męża mnie, bo równolegle sypiała z trzema facetami.
Wiesz, Alina jest niezbyt zorganizowana przez tę chorobę, ale jest uczciwa, kocha cię i nie sypia z trzema facetami równolegle. Jeśli cię stać finansowo na zaangażowanie pani Marii i ona się na to zgodzi - to oczywiście zrób tak. Jeśli będziesz miał jakieś przejściowe kłopoty finansowe to powiedz - pomożemy ci. Pamiętasz co tata zawsze nam mówił - bycie bratem do czegoś zobowiązuje. Teresa też tak uważa. Jeszcze jest co spieniężyć w razie czego. Teresa bardzo rozsądnie zarządza finansami. No ale teraz na pewno jest trudniej, bo to przecież bezpłatny ten wychowawczy- stwierdził Krystian. Słuchaj- nie martw się o to, zawsze Teresa może sprzedać to mieszkanie na Górnym Mokotowie, dostała je od taty w ramach darowizny. Mam odłożone pieniądze na samochód dla niej, ale ona nie chce samochodu, więc jest rezerwa. Tata ma emeryturę, dokłada się do życia, a my te pieniądze odkładamy na konto, na które on ma upoważnienie. Ja naprawdę dobrze zarabiałem w Niemczech. I nie mieszkałem tam w przyczepie campingowej. Kaz, Tesia chce iść na kurs niemieckiego - wiesz o tym? Wiem i popieram. Nie mamy przed sobą tajemnic. Zazdroszczę ci - stwierdził Krystian. Nie zazdrość - zaproponuj pani Marii pełny etat u siebie. Jeśli dacie radę to przyjdziecie, jeśli nie to trudno. Ja zaraz przekręcę do Jacka, bo ich też chcemy zaprosić. Mały obu bardzo lubi.
W chwilę potem faktycznie Kazik zatelefonował do Jacka, zaprosił go wraz z Pawłem , powiedział, że nie wie czy Krystian z żoną i dzieckiem też będzie. Jacek dopytywał się czy mogą się na coś przydać w ramach szykowania, ale Kazik stwierdził, że ponieważ wszystkim zarządza Teresa, to niech Jacek z nią o tym porozmawia. Powiedział też, że jego brata z żoną i dzieckiem to raczej nie będzie, ale to chyba nie ma żadnego znaczenia- stary rok się skończy i nowy nastąpi bez względu na to w jakim "zespole" będą ten nowy rok witać.
Po tej rozmowie Kazik poszedł do Teresy i wszystko jej dokładnie opowiedział. Teresa nie była ani trochę zaskoczona tym, co powiedział Krystian. No cóż - jak widać życie nie jest romansem. Choroba Aliny to jedna sprawa, ale szkoda, że jej mama w dość niemądry sposób ją prowadziła przez życie. Naprawdę jest na świecie mnóstwo osób z różnymi wrodzonymi wadami utrudniającymi bardzo życie a mimo tego ci ludzie żyją i nie zatruwają swą chorobą życia innym. Nadmierna troska jej mamy sprawiła, że Alina nie zdaje sobie w pełni sprawy z tego, że z tą chorobą można żyć i nie zatruwać jednocześnie życia innym.
Podpowiedz Krystianowi, by udał się na wizytę prywatną do lekarza, który prowadzi Alinę. Ja się na tym nie znam, więc niewiele mogę pomóc. To fajnie, że on ją bardzo kocha, ma szansę kochać ją mądrzej, bez rujnowania sobie i dziecku życia. Bo na dziecku to też się przecież odbije, cudów nie ma.
Wymyśliłam, że na kolację sylwestrową zrobię zrazy zawijane ze schabu- nadzieję je pieczarkami i podpieczoną cebulką. I podam barszcz czerwony, taki do popicia, w kubeczkach. A do zrazów ugotuję włoski makaron - takie zabawne, krótkie rurki. A na deser bita śmietana z owocami i kuleczkami z czekolady. I zrobię tort makowy, oblany czekoladą. Ojej, ależ mi narobiłaś smaku!- jęknął Kazik. To otwórz pysio, coś dobrego ci do niego wpadnie. A całuska też dostanę? No, no, masz dziś strasznie dużo zachcianek - śmiała się Teresa. Ale nie da się ukryć, że bardzo lubiła spełniać te jego "zachcianki". Alek, który pilnie naśladował swego tatę też nadstawił policzek, czekając na całuska. I oczywiście dostał całuski od obojga.
Tego dnia na klatkach schodowych we wszystkich blokach i na ścianach altan śmietnikowych ktoś wywiesił prośbę, by ci wszyscy, którzy czują nieprzepartą chęć odpalania sztucznych ogni byli uprzejmi robić to na pobliskich łąkach- z całą pewnością będzie równie efektowne jak co roku a mniej z ich powodu ucierpią małe dzieci i sporo ludzi starszych. No i była też prośba, by nie wypuszczać tego wieczoru psów bez smyczy, bo nawet najlepiej wychowany i posłuszny pies może uciec, gdy usłyszy hałas. Teresa tylko pokiwała głową i powiedziała: a będzie jak zawsze- wylezą na główny trawnik albo na balkon i będą strzelać - dopóki komuś ręki nie urwie lub nie wypali oka nadal będzie to samo. Może gdyby karali bardzo wysokimi mandatami to po 5 latach regularnego wyłapywania tych strzelających byłby wreszcie spokój.
W szykowaniu sylwestrowej kolacji pomagali Teresie "wszyscy domowi mężczyźni" , czyli Kazik, tata i Alek. Alek kursował pomiędzy dorosłymi i zbierał całuski oraz uściski. Teresa poprosiła tatę by mały jemu głównie pomagał, więc mały człowieczek pomagał dziadkowi w nakrywaniu stołu w stołowym pokoju, nosił z kuchni do stołowego nie tylko serwetki i łyżeczki ale też i talerze. Był bardzo przejęty rolą, a że za każdym razem był upominany, żeby szedł pomału a nie biegł, to obyło się bez stłuczek. Dla Alka Teresa zrobiła dwa zrazy zawijane bez pieczarek w środku - bała się, że pieczarki mogą takiemu maluchowi zaszkodzić. Ale na makaronowe rurki też się załapał. Około godziny 20,00 dotarli Jacek i Paweł. Obaj zostali entuzjastycznie powitani przez Alka, a Jacek wręczył małemu niedużą, lekką paczuszkę. Co to? -pytał mały przewiercając Jacka wzrokiem. Poczekaj, zdejmę buty, to rozpakuję i zobaczysz co to jest. Malec szybko podał Jackowi "gościnne kapcie" i gdy tylko Jacek je włożył chwycił wujka Jacka z rękę i pociągnął do kuchni - wiadomo- kuchnia to centrum domu, tu się dzieją najważniejsze sprawy. Jacek pochylił się na małym i coś mu szepnął do uszka. Alek zrobił w tył zwrot i podreptał do sypialni. Po chwili wrócił dzierżąc w rączce swojego pieska. Jacek przysiadł na kuchennym taborecie i zaczął pomału rozpakowywać paczuszkę. Gdy zdjął ostatnią warstwę papieru okazało się, że jest to najprawdziwsze psie posłanko dla pieska wielkości małego ratlerka. Wtedy Jacek powiedział - od teraz twoja Dunia będzie miała własne posłanko. Ona jest malutka i takie posłanko w zupełności jej wystarczy. I będzie mogła siedzieć w swoim posłanku bliziutko ciebie - popatrz zmieści się na twoim stoliku obok twojego talerzyka. I na dużym stole też będzie mogła obok ciebie w nim leżeć i w twoim łóżeczku też będzie mogła w nim wygodnie spać. Alek wpatrywał się w Jacka z wyraźnym uwielbieniem a potem powiedział "opa chcem", co w jego języku oznaczało, że chce by go wziąć na ręce. Jacek wziął go na ręce i omal nie został uduszony, tak mocno go mały objął i tulił.
No to masz stary przody u naszego dziecka - stwierdził Kazik. Naprawdę świetnie to wymyśliłeś! nie podejrzewałem, że są w handlu takie maleńkie posłanka! To chyba dla szczeniaków? Nie, one są dla ratlerków, czyli dla pinczerów miniaturowych. Dorosły osobnik bez problemu się w takim posłanku mieści. Rasowy ratlerek wygląda jak zminiaturyzowana sarenka, to ładne psiaki. Siostra mojej byłej żony ma taką miniaturkę w Kanadzie. W Polsce są ostatnio mało modne, a to piesek towarzyski i nie nadaje się do siedzenia po 10-12 godzin sam w domu. A na dodatek sam sobie wybiera w domu tego kto będzie dla niego najważniejszy i najukochańszy. No proszę- śmiała się Teresa - ktoś nam tu najwyraźniej rozpieszcza dziecko. Skąd wiedziałeś, że mały marzy o posłanku dla swojej Duni? Wróble mi wyćwierkały, przerażone faktem, że może to być posłanko dla psa wielkości bernardyna. Tia westchnęła Teresa - a mówi się, że to kobiety plotkują. Słuchajcie, siadajmy do stołu- trzeba jeść bo się nam zrazy rozgotują na papkę. A z czego są, że się mogą rozgotować - spytał się Jacek. Z mięsa - jak to zwykle zrazy - tym razem ze schabu. To muszą być pyszne - prorokował Paweł. Nie wiem, jeszcze ich nie jadłam - powiedziała Teresa- ale pachną i wyglądają nieźle. A skoro już jesteście wszyscy w kuchni to nałożę wam na talerze, żeby nie przekładać na półmiski i każdy powędruje z własnym talerzem do stołowego. Alek będzie jadł razem ze mną, muszę mu pomóc. W czasie konsumpcji nikt nie rozmawiał i każdy prosił o dokładkę, a Jacek koniecznie o przepis, bo takich zrazów jeszcze nie jadł. Robił wiele razy, ale z wołowiny i z ogórkami kwaszonymi w środku, ale te mu bardziej smakowo pasują.
Tak mniej więcej około godziny 22,00 zaczęła się strzelanina - Kazik włożył kurtkę, małego wcisnął w zimowy kombinezon, wziął go na ręce i wyszedł z nim na balkon. Po chwili dołączył do nich Jacek, którego Teresa zmusiła by się jednak ubrał, żeby nie dawał dziecku złego przykładu. Dziadek zabezpieczył uszy dziecka stoperami. Teresa stała w pokoju przy oknie i w myśli posyłała strzelającym same złe życzenia. Gdyby się spełniły to zapewne nieźle zarobiłyby okoliczne zakłady pogrzebowe, a nagłówki gazet napisałyby o dziwnych objawach których doznali przed zgonem ich klienci. I był to całkiem niezły pomysł, by pokazać dziecku z czego się wzięły huki, bo gdy wrócili z balkonu mały na huk reagował zdaniem - "źnowu bum". Mały był już zmęczony i śpiący, więc został wyekspediowany do łóżeczka, a okno w sypialni zasłonięto dwoma grubymi kocami. Zostawiono mu też w uszkach stopery. Przed północą wpadł na kilka minut Krystian z butelką francuskiego szampana, złożył wszystkim życzenia lepszego Nowego Roku i pobiegł z powrotem do swego domu.
Około pierwszej, już w Nowym Roku, Jacek z Pawłem pożegnali się i powędrowali do swego domu. Ale przed wyjściem Jacek "wydusił" z Teresy przepis na "te przepyszne zrazy." I to naprawdę tylko tyle? upewniał się Jacek. No naprawdę jestem zdumiony. No to nie bądź, tylko pamiętaj żeby to była czerwona cebula i koniecznie lekko podsmażona.
c.d.n.